wtorek, 8 lipca 2014

Epilog


Bo los pragnie, byś spełnił swoją Własną Legendę.
„Shaman King”
Evolet nie wiedziała, po co marnowali czas i przylecieli na planetę, na której nic nie było, ale postanowiła nie kłócić się w tej kwestii z Legendarnym Wojownikiem. Mimo wszystko to właśnie on był kluczem do utrzymania pokoju we wszechświecie, więc na razie wolała się nie spierać. Najpierw musiała zorientować się, jaki to typ mężczyzny, by obrać odpowiednią taktykę.
Pilotowi, który przyleciał razem z nimi, poleciła, by został na statku, jednak sama nie miała zamiaru tak postąpić. Nie po to leciała tutaj, zamiast od razu udać się na Yaskas i pochować ojca, aby obserwować widoki przez okno w pokoju. Zresztą, była to druga planeta, którą odwiedziła i czuła dreszczyk emocji na myśl, że zobaczy coś nowego.
– Dziwnie tutaj – stwierdziła, obserwując krajobraz. Wszystko wydawało jej się takie nienaturalne, wręcz abstrakcyjne. Nie czuła się najlepiej i cieszyła, że to tylko krótka wizyta.
– Oraculum zawsze taka była – powiedział Legendarny Wojownik. – Planeta bogów jest piękna, na pewno by ci się spodobała, ale, niestety, nie ma możliwości, by tam polecieć. Tutaj Kaio spotyka się z mieszkańcami kosmosu.
Evolet uśmiechnęła się do niego szeroko, a on odwzajemnił gest. Po opowieści Ascota była pewna, że Legendarny Wojownik okaże się jakimś dziwadłem, ale w rzeczywistości niczym nie różnił się od innych mężczyzn. Właściwie wydawał jej się normalnym człowiekiem, jedynie czasem mówił rzeczy, których nie rozumiała. No i nie posiadał imienia. Postanowiła, że w przyszłości trzeba będzie coś z tym zrobić, bo nie miała zamiaru przez cały czas tytułować go Legendarnym Wojownikiem.
Jednak najważniejsze było to, że z łatwością udało jej się nakłonić go, by uczynił ją swoją królową oraz do wspólnego zamieszkania na Yaskas. Miała nadzieję, że w przyszłości bez problemów będzie w stanie wpływać na jego inne decyzje, gdyż, niestety, wątpiła, aby zdawał sobie sprawę, jak wielkie szkody mogło przynieść jego pojawienie się. Już olbrzymią trudność sprawiło księżniczce wyjaśnienie dowództwu na Yaskas, co wydarzyło się na Landare. Na szczęście znajdowała się tam Yvaine, która potrafiła radzić sobie w krytycznych sytuacjach.
Lecz najbardziej Evolet intrygowało, jak długo mógł żyć Legendarny Wojownik. Może i był sztucznym tworem, ale wątpiła, by miał przed sobą całą wieczność. Postanowiła, że zgłębi jego historię i się tego dowie. A skoro RM19 i Reeva znali prawdę, mogli jej w tym pomóc.
Liczyła na to, że sto lat stanowiło górny limit. Tyle bez żalu by poświęciła, skoro czekało ją znacznie dłuższe życie. W końcu postanowiła związać się z nim tylko dlatego, by zachować pozycję, dom i życie, bo jako córka Vrieskasa nawet tego nie mogła być pewna. Nie miała zamiaru nigdy wybaczyć Legendarnemu Wojownikowi, że zabił tatusia, Ladvariana, czy nawet męża Kendappy, chociaż nigdy go nie spotkała i nie wiedziała, jakim był człowiekiem.
Mężczyzna zaprowadził ją na polanę porośniętą białymi kwiatami i otoczoną wysokimi głazami. Na początku zdawało jej się, że to okrąg, ale po dłuższej obserwacji doszła do wnioski, że trapez. Na środku znajdował się kamienny ołtarz, obok którego stał człowiek. Zapewne Kaio, pomyślała, przypominając sobie, jak RM19 opisał najwyższego boga. Chyba że w kosmosie znajduje się więcej osobników o nieokreślonej płci.
– Dobrze cię znów widzieć, Kaio. Żałuję, że ostatnim razem nie było dane nam się spotkać – potwierdził przypuszczenia księżniczki Legendarny Wojownik, skłoniwszy lekko głowę w geście szacunku. Evolet uczyniła to samo, chociaż dobrze wiedziała, co tatuś sądził o tych, którzy tytułowali się bogami. I po ostatnich wydarzeniach musiała przyznać mu rację. – Jednak myślałem, że spotkam tutaj Asharę, Ascota, Yashę i Penyu.
– I ciebie dobrze widzieć, dziecko. – Uśmiechnął się do niego szeroko, ale wszelka radość momentalnie zniknęła, gdy przeniósł wzrok na stojącą nieco dalej Evolet. – Przecież to córka tyrana.
Sam jesteś tyranem, miała ochotę odpowiedzieć kobieta, ale wiedziała, że tym samym podpisałaby na siebie wyrok śmierci. Postanowiła milczeć i czekać, aż Legendarny Wojownik wszystko wyjaśni.
– Tak, to jego córka, którą przez wiele lat więził, nie pozwalając opuścić miasta, w którym się urodziła. Ona rozumie, jak wielka krzywda działa się we wszechświecie przez te wszystkie lata. Dlatego postanowiliśmy się pobrać i mam nadzieję, że pobłogosławisz nasz związek.
Kaio przez dłuższą chwilę uważnie obserwował Evolet, jakby doszukiwał się podstępu. Księżniczka jedynie skinęła głową na potwierdzenie słów Legendarnego Wojownika, uznała, że milcząc, lepiej odegra rolę biedniej i pokrzywdzonej kobiety.
– Oczywiście – powiedział w końcu.
Evolet aż sama nie mogła uwierzyć w to, że jeden z bogów dał się nabrać na to przedstawienie. Najwyraźniej musiał naprawdę mocno polegać na osądach Legendarnego Wojownika. Tym lepiej dla mnie, uznała.
– Uklęknijcie – powiedział Kaio.
Oboje uczynili to, o co ich poprosił. Legendarny Wojownik ujął dłoń księżniczki. Pozwoliła mu na to jedynie przez wzgląd na okoliczności. Gdy wrócą na Yaskas, postawi odpowiednie granice.
Kaio zaczął coś mówić, jednak kobieta nie znała tego języka i nie rozumiała jego słów. Po chwili znikąd pojawiły się przed nim dwie korony. Jedną otrzymał Legendarny Wojownik, drugą Evolet.
– Jako mąż i żona przywróćcie i zapewnijcie pokój we wszechświecie. Od teraz wasza władza odzwierciedla wolę bogów.
Tak ci się tylko wydaje, pomyślała Evolet. Mordercy nie będą mi dyktować, co mam robić.
~ * ~
Penyu bez ruchu siedział na skorupie Eduardo i obserwował mijane planety. Sam nie wiedział, gdzie miałby się teraz udać. Zdawało się, że cały wszechświat pogrążony jest w żałobie, przez co nigdzie nie mógłby znaleźć dla siebie miejsca, nawet na Berkayu. Snucie się bez celu wydawało się na chwilę obecną najlepszym pomysłem.
– Pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak mnie przestraszyłeś, Penyu – wyrwał go z zadumy znajomy głos.
Mężczyzna odwrócił się, nie mogąc uwierzyć, że patrzył wprost na Nien Sử. Miał wrażenie, że śni, w końcu przyjaciel od wieków nie ruszał się z Be’Shar.
– Nie patrz tak na mnie, jakbyś ducha zobaczył, przecież nie oddałem na złom mojego statku i mimo wieku nadal wiem, jak nim sterować. A tego twojego żółwia wcale nie jest trudno znaleźć.
– Po co przyleciałeś? – zapytał Penyu, obserwując, jak Nien Sử siada obok niego.
– Bo się o ciebie martwiłem, głupku, w takich momentach zawsze przylatywałeś na Be’Shar. Przecież wiem, jak bolesne jest dla ciebie trenowanie tych niczego nieświadomych chłopców, a potem przyglądanie się, jak stają się Legendarnym Wojownikiem. Patrzenie na twarz Blaara.
– Gdybym wiedział, że chce przyjąć tę esencję, zająłbym jego miejsce. Ale nawet przez myśl nam nie przeszło, że nasi dobrzy stwórcy są w stanie zrobić coś takiego.
– Dlatego odmawiasz posady opiekuna południa? – zapytał Nien Sử.
– Między innymi – wyznał Penyu. – Czasem czuję się tak bardzo zmęczony. Mam ochotę zaszyć się gdzieś i zapaść w bardzo długi sen.
Przez jakiś czas siedzieli w milczeniu, obserwując przestrzeń kosmiczną. Gdzieś daleko kończyła życie jakaś gwiazda. Kilka razy mrugnęła, jakby starała się walczyć z nieuniknionym losem i zabłysnąć na nowo, jednakże później zgasła. Zniknęła wśród czerni kosmosu.
– Wiesz, przyjacielu, też polubiłem tego młokosa, mimo że nie spędziłem z nim tak wiele czasu jak ty – odezwał się Nien Sử. – Cieszę się, że go do mnie wysłałeś. Jak sądzisz, co teraz stanie się z północą? Słyszałem, że córka Vrieskasa nie ma zamiaru rezygnować z korony.
– Wszystko w ich rękach. Cóż, ta Yaskaskanka straciła ojca, była świadkiem tej tragedii. Kto wie? Może jest właśnie tą osobą, której najbardziej potrzebuje wszechświat. Pozostaje nam tylko czekać na to, co przyniesie przyszłość – powiedział Penyu. – I wrócę z tobą na Be’Shar. Potrzebuję odpoczynku, ale nie chcę być sam.
– A ja jednak się z nią spotkam za jakiś czas. Dawno nie byłem na północy, może zmienisz zdanie i polecisz ze mną. Chyba już czas, aby zrobić użytek z naszej wiedzy i doświadczenia i dać komuś kilka dobrych rad. Może dzięki temu Legendarny Wojownik odejdzie raz na zawsze.
– Obiecaliśmy, że nie będziemy się wtrącać – przypomniał przyjacielowi Penyu.
– I co z tego? – prychnął Nien Sử. – W młodości lubiliśmy łamać zasady. Odwieczna zasada mówi, że to mieszkańcy wszechświata tworzą przyszłość, a my jesteśmy jednymi z nich. I tym razem mam zamiar wziąć w tym udział.
~ * ~
Pamiętał ból, gdy jego świadomość powoli się wypalała, aż do ostatniego atomu, aż nie zostało z niej zupełnie nic. Wiedział, że zniknął, tak całkiem, zupełnie. Przecież nic nie miało po nim pozostać.
A potem wszystko wróciło. Może nie do poprzedniej formy, bo nie posiadał już materialnego ciała, ale był. Pamiętał, czuł, widział… A to, co zobaczył, bardzo go zaskoczyło. Miał przed sobą kamienny łuk prowadzący do Zaświatów. Rozpoznał go bez problemów, gdyż przekroczył go nie tak dawno temu.
Tym razem postąpił tak samo, chociaż opisałby to bardziej jako sunięcie w powietrzu. Zaskoczony rozejrzał się dookoła i zobaczył czekającą na niego postać. Jednak tym razem nie był to Shirasagi, a Draer szczerząca zęby w pół trupim, pół ludzkim uśmiechu.
– Dobrze cię znów widzieć, Kaelasie – przywitała się. – Widzę, że udało ci się ocalić także tego drugiego – dodała.
Mężczyzna podążył za wzrokiem Draer i dostrzegł, że do jego ręki przyczepił się jakiś mały, niemal całkiem przezroczysty obłoczek. Wyglądał jak strzępek mgły, który miał się rozwiać, gdy się poruszał.
– To Ladvarian? – zapytał zaskoczony i zdezorientowany.
Draer potwierdziła skinieniem głowy.
– Ale jak? Przecież miało nas nie być… Kaio mówił… Nasze dusze miały przepaść na zawsze…
– Powiedzmy, że to prezent ode mnie. – rzekła z uśmiechem. – Od samego początku posiadaliście zarówno własną duszę oraz połowę tamtej. Byliście tworami sprzecznymi z prawami natury, podczas twojej ostatniej wizyty w Zaświatach strażnik to zauważył, dlatego mogłeś przejść i zarazem pozostać żywy – wyjaśniła. – Spodobałeś mi się. Okrucieństwem byłoby skazywać cię na taki los tylko dlatego, że ktoś sobie tak wymyślił. Oczywiście, gdybyś wtedy nie miał mojego amuletu przy sobie, to nic by z tego nie wyszło. Jednak muszę ci powiedzieć, że zaimponowałeś mi siłą swej woli, bo inaczej nie udałoby ci się uratować Ladvariana.
– Ale jest tak… – zaczął Kaelas, ale po chwili zamilkł, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów.
– To jedynie drobna cząstka jego duszy, ale to mi wystarczy, by przywrócić mu normalny wygląd i oboje będziecie mogli stanąć przed strażnikiem, by was osądził i żyć wiecznie w tym świecie jak wszyscy inni. Jednak dla ciebie mogę zrobić więcej, Kaelasie. Jeżeli chcesz mogę ukazać ci zarówno Niebo jak i Piekło, pokazać, jak żyją kreatorzy, odpowiedzieć na wszystkie twoje dotychczasowe wątpliwości, a także powiedzieć ci znacznie więcej.
– Dlaczego? – zdziwił się mężczyzna.
– Bo mi zaimponowałeś. A gdyby dano ci szansę, mógłbyś odmienić tamten świat. Więc?
– Pójdę z tobą – powiedział Kaelas.
~ * ~
I oto koniec opowieści o Braciach Duszy. Powinnam czuć olbrzymią radość, że udało mi się doprowadzić tę historię do końca, ale chwilowo dominuje smutek, że to już koniec i za tydzień nie pojawi się już żaden post, że już nigdy nie otworzę Worda, by napisać o kolejnych przygodach Kaelasa, Ladvariana, Kendappy, RM19, Falonara i innych. Dobrze, że to taka pora roku, że z powodu alergii zawsze mam chusteczkę w zasięgu ręki, bo już mi się na płacz zbiera.
Ponad dwa lata pisałam i publikowałam tę historię, to jednak dużo czasu i zdążyłam bardzo mocno zżyć się z tym opowiadaniem i pokochać bohaterów (może z wyjątkiem jednego, Paragasie, dobrze ci tak!), chociaż często byli nieposłuszni i robili to, na co sami mieli ochotę, a nie to, co ja chciałam.
I ostatecznie udało mi się napisać epilog, który miałam w głowie niemal od samego początku (część pierwszą), druga miała być w innych okolicznościach w którymś z rozdziałów, ale nic dobrego by z tego nie wyszło, więc została przeniesiona na koniec. Trzecią dopisałam wczoraj, bo serce by mi pękło na pół, gdyby skazała Kaelasa i Ladvariana na tak niesprawiedliwy los.
Kiedyś pisałam o planach na część drugą. Zarys mam w głowie, ale z doświadczenia wiem, że sequel to zawsze dobry pomysł. Czasem mam wrażenie, że to tylko wszystko by zepsuło i lepiej zostawić to tak. Jednak możliwe, że kiedyś w przyszłości (dalekiej/ bliskiej, zależy od mojej weny i nastawienia) pojawią się tutaj bonusy. Chciałabym napisać co najmniej dwa, które mam w głowie od jakiegoś czasu. Jeden o Vrieskasie, drugi o Kendappie i Evolet z Ladvarinem w tle. Może się uda.
No i czas na podziękowania. Nie wymienię wszystkich, bo było was sporo. Przede wszystkim chcę skupić się na tych osobach, które pozostały do samego końca (kolejność alfabetyczna, o ile się nie pomyliłam). Jednak dziękuję każdej osobie, która przeczytała chociażby jeden rozdział.
Elfabie vel Ada Otto – za wszystkie za wszystkie śliczne szablony, może z wyjątkiem pierwszego, o którym nadal pamiętam (był bordowy (w sensie tło) i RM19 miał być Beniem), Eduardzio na jego wspomnienie aż się przewraca z rozpaczy. Oraz za napisanie bonusu z okazji Prima Aprilis. Za szczucie prasującym Kleszczykiem nie dziękuję.
A., Condawiramurs, Dusia, Gatito, Ismet, Jamie Grant, Straw Cherry – za wszystkie miłe słowa, które dodawały skrzydeł i sprawiały, że z jeszcze większą ochotą i zapałem brałam się do pisania, za krytykę i wytykanie błędów, dzięki czemu dawało to do myślenia i sprawiało, że starałam się, by tekst był jeszcze lepszy. Dziękuję wam za te dwa lata.
Anonimy – sądzę, że są czytelnicy, którzy po cichu czytali, jednak nigdy nie skomentowali. Mam do was prośbę, napiszcie pod epilogiem chociaż krótką informację, wystarczy: przeczytałam/przeczytałem. Miło będzie mi mieć świadomość, że były takie osoby.
I to byłoby chyba na tyle (kurczę, tak się rozpisałam i nie wiem, czy dam radę jeszcze dzisiaj Hobbita zobaczyć).  Na zawsze się z wami nie żegnam, obecnie możecie znaleźć mnie na Legendzie Elleshara. Nie mogłam się powstrzymać i tam główny bohater także ma imię na „k” :)

28 komentarzy:

  1. byłam pierwsza pod prologiem, więc muszę być pierwsza pod epilogiem. kiedy zaczynałaś pisać to opko, nie znałam serbskiego. teraz znam i nie wiem, jakie to ma znaczenie. tak po prostu, pomyślałam, że blog to nie wszystko, że obok niego dzieje się życie i jakoś mnie ta informacja w deprechę wpędziła i już nic dziś nie napiszę. chyba...
    PS: też pamiętam tamten szablon :D boski był. przypomnę tylko, że wtedy nie umiałam obchodzić się z tym portalem.
    PPS: mój bonus był najlepszy. całe opko w jego blasku wypada marnie.
    PPPS: (zapomniałam, co miałam napisać, myślałam przez pięć minut) i tak poznałam dziś Twoją tajemnicę. tak, mówię o tym rysunku.
    PPPPS: lubisz ubijać śmietanę blenderem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to chyba mój najdłuższy komć w historii tego blogaska.

      Usuń
    2. Wychodzisz przed szereg jak Puchoni (potem cię wyrzucą z Hogwartu jak Gałliego, jakkolwiek się to pisze, bo na pewno nie tak, bo w środku miał dwa "r" (jak renifer), powinnaś czekać na sam koniec.
      PS: Nic cię nie tłumaczy, Eduardzio wiedział
      PPS: Nieprawda, ewentualnie może ci się tak wydawać, bo Eduardzio tam występuje i przyćmiewa wszystko swym blaskiem

      Usuń
  2. Jejku, nie wieżę też, że to koniec historii:( Choć czytam wiele historii na blogach, to jakoś Bracia Duszy ujęły mnie najbardziej z tych wszystkich opowiadań. Nie wiem... może z tego względu, że byłam z blogiem od samego początku i czytałam z każdy rozdział z zapartym tchem przez te ponad dwa lata. Z pewnością będę wracała do historii i kiedyś przeczytam raz jeszcze^^
    I tak... Pójdę śladem Elfaby, bo ma rację, że przez czytanie bloga, wiele się działo w okół... Czyli tak, zaczynając czytać Twojego bloga, chodziłam spokojnie na zajęcia, a teraz jestem technikiem administracji i walczę z następnym kierunkiem^^ Tak.. zabrało się na wspominki :P
    A Epilog bardzo mi się podobał. I bardzo jęłaś mnie tym ostatnim fragmentem. Cieszę się, że jednak Kaelas będzie w Zaświatach wraz z Ladvarianem (ach... książę-obłoczek^^). To dobrze, że Draer podarował im ten prezent.
    Fragment z Evolet i Mistrzem Panyu też mi się podobał. Trochę nie pokoi mnie myślenie księżniczki względem Legendarnego Wojownika... Ale wiadomo, pokój nie trwa wiecznie.
    Cóż... mimo iż smutek rozpiera, to Gratuluję Ci dokończenia historii i napisaniu tak pięknych i ciekawych rozdziałów. I jak będziesz pisała jakieś Bonusiki, to nie pogniewam się o historii o RM19 :) Nie wiem, czy coś takiego masz w planach, ale była to moja ulubiona postać w opowiadaniu, więc z chęcią o tej postaci poczytam^^

    Pozdrawiam serdecznie :*

    P.S. Na Legendę Elleshara przybędę najpóźniej do jutra wieczora, bo dzisiaj jestem praktycznie cały dzień na nogach i nie wiem, czy uda mi się wyrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Serce by mi pękło, gdybym jednak nie postanowiła dopisywać końcówki i kto wie czy za jakiś czas nie zrobiłabym edycji epilogu lub napisała jeszcze jeden, by to naprostować.
      Tu nawet nie chodzi o pokój, bo Evolet nie ma w zamiarach zaczynać kolejnej wojny. Najbardziej zależy jej na tym, by utrzymać swoją pozycję, by mieć dom, szczególnie że Legendarnego Wojownika uważa za mordercę i nie ma zamiaru oddawać mu wszystkiego, a wie, że w walce z nim nie miałaby najmniejszych szans.
      Chwilowo na RM19 nie mam pomysłu, jest szczęśliwy i nie chcę dokładać mu kolejnych zmartwień. Jednak teraz wpadł mi do głowy pomysł na bonus o odbiciu Debesu przez Kendappę i Falonara.

      Usuń
  3. Mam jednak nadzieję, że niedługo pojawi się Twój inny nowy projekt w internecie? I nas o tym poinformujesz? :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obecnie będę pisać jedynie Legendę Elleshara. Z doświadczenia (sprzed lat i całkiem niedawnego) wiem, że pisanie kilku opowiadań na raz dla jednego z nich nigdy się dobrze kończy.
      Jednak jeśli cokolwiek zacznę, na pewno zamieszczę tutaj informację.

      Usuń
  4. Ostatnio wszędzie mam zaległości, bo dla mnie jest zwyczajnie za gorąco. Ale przez cały czas czytałam – tylko tak mi się nie chciało zabrać za komentowanie… no, ale jestem i postaram się odnieść do wszystkiego ;)
    Jeżeli chodzi o walkę to trochę mało takiej stricte walki było w niej :P Znaczy no wiesz – bardzo dużo takiego machania i, przyznam szczerze, zdziwiłam się, że Vrieskas tak późno użył magii (po tym jak wszyscy bali się nawet Evolet, która miała być od niego dużo słabsza, oczekiwałam więcej). Część, w której Ladvarian został zgnieciony (bo inaczej nazwać tego nie można) wypadła dla mnie korzystniej – taka, a nie inna różnica sił była więcej niż oczywista. Poza tym Ladvarian taką butą na nic innego sobie nie zasłużył (bo hej – on nie znał obecnej siły Kaelasa, a patrzył na niego jak na kogoś gorszego; rozumiem dumę i te sprawy, ale żaden dowódca nie powinien być aż tak lekkomyślny). Część z Kaelasem też była ok do pewnego momentu. Oczywiście widać było, że Kaelas to inna liga, ale wciąż za mało. Niby coś tam mu się udało (choć tu tez mam wrażenie, że Vrieskas nie do końca go docenił i stąd oberwał), lecz ostatecznie skończył jak skończył. Przeszkadzał mi fragment z perspektywy Vrieskasa, który przydługo rozwodził się nad tym, jaki zdolny mógłby być Kaelas i jak silny już teraz był. To już zalatywało takim autorskim uwielbieniem postaci :P Natomiast LW i Vrieskas – no cóż… od dawna mówiono, że LW to w ogóle jest kozak nad kozaki i nie ma co mu podskakiwać. Vrieskas nie miał szans, został rozgromiony i w sumie nie ma co się nad tym rozwodzić. Odbiór w każdym razie jak najbardziej pozytywny, a przede wszystkim spójny z tym, co jak do tej pory było w opowiadaniu.
    Legendarny Wojownik. Przyznam, że kiedyś przemknęło mi przez myśl, że chłopaki mogliby się jakoś połączyć, ale hej to koszmarna abstrakcja… Nie wiem jak widzisz to, że z dwóch osób, nagle powstaje jedna (nie zamierzam się też tego czepiać, w końcu to sf), ale wiesz tak ciut jest to z kosmosu (nieco zabawne stwierdzenie xD). Dobra, sądziłam, że LW to jakaś broń, nad którą nie da się zapanować, a która tłucze wszystko, co cokolwiek kiedykolwiek przeskrobało. W tych ostatnich rozdziałach tak nie wygląda, jest bardziej ludzki niż myślałam, że będzie, ale tez nie do końca posiada ludzkie uczucia, odruchy (nawet ten ślub z Evolet jest sztywny, relacje z Kaio to samo, w ogóle wydaje się potwornie zimny, żeby nie powiedzieć – wyrachowany). Ach i wyjaśniło się, czy może raczej wreszcie otwarcie przyznałaś kim jest LW. Teraz cała wizyta na Berkayu, legenda i te łzy nabierają prawdziwego sensu. Strasznie szkoda mi Rosiczki i tego biednego Blarra (psst, co znaczy jego imię ? :D).

    OdpowiedzUsuń
  5. Kaio, czyli dziadu, który nie mógł zrobić nic, za co bardziej bym go znielubiła po poprzednich rozdziałach. Serio. Nie mówię, że pomysł na stworzenie LW (w ogóle co za egoizm, co za lenistwo, co za przekonanie o własnej wspaniałości, co za draństwo!) był dobry – nie był. W tym wszystkim nie chodzi tylko o to, że Kaio i spółka zrobili coś karygodnego (nieco przypomina mi to zdarzenia FMA), nie oni zabrnęli dalej – gdy już stworzyli tę skorupę, postanowili wszczepić ją w kogoś. Wątpię, by zdawali sobie konsekwencje z własnych czynów – chcieli sobie poradzić z problemem (najłatwiej wysłać kogoś, nie? Kaio nigdy nie pchał się do walki o to, co stworzył, burak jeden). Ale te późniejsze akcje, gdy ponownie i ponownie wykorzystywali LW, zdając sobie sprawę z tego, co dzieje się z duszami, w które wszczepiają swoje ułomne dzieło… brakuje słów. To było piekielnie okrutne, ale w mojej opinii Kaio już dawno osiągnął poziom absolutnego znielubienia, więc zwyczajnie wypadł poza skalę. A skoro o nim – rany czemu LW miał jakąkolwiek ochotę brać ślub udzielany przez tego… ekhm pseudoboga? Znaczy mam zamiar tłumaczyć sobie to tym, że liczył, że wpadną opiekunowie, a nie on (w ogóle czy mi się wydaje, czy opiekunowie wstydzą się pokazać LW na oczy?). A najgorsze w Kaio to chyba było zachowanie w stosunku do Evolet. Zabił Vrieskasa, zabił Ladvariana, zabił Kaelsa, a jemu jeszcze mało! (bo hej, to przez niego to wszystko, przez Kaio i przez jego głupią, ślepą zemstę i przez faworyzowanie też) Nie no naprawdę w tamtym momencie miałam wrażenie, że Kaio zwyczajnie łaknie krwi i w nosie ma, czy ktoś zasługuje na śmierć (swoją drogą niektórzy zasługują na to, żeby żyć i co? Jakoś im życia nie zwraca, a zabierać to umie.).
    I pojawił się mój drugi najnieulubieńszy bohater – Penyu. Kolejny burak, który próbuje grać na litości. Człowiek, który roznosił po świcie duszę LW, wiedząc, co stało się na początku, wiedząc, na co skazuje to dzieci. Nie mam zamiaru szukać dla niego usprawiedliwienia, bo go nie ma. To, co robił było zwyczajnie złe, to, że wymyślił jak obejść reguły (brak odpowiednio potężnej istoty) zasługuje tylko i wyłącznie na potępienie. Bo to nie jest tak, że on nie mógł zrobić nic, by temu zapobiec – mógł. Mógł, tylko mu się nie chciało. Olał Vrieskasa, olał kosmos, wolał pogrążyć się w swojej rozpaczy i smutku. Penyu to egoista i emo w dodatku. Jaka szkoda, że nikomu nie udało się go zdjąć… Brawo natomiast dla Nien Su’, bo on przynajmniej czegoś się nauczył.
    Największy przegrany? Landare. Tam nie ma już nikogo, kto byłby w stanie ogarnąć tę planetę (wątpię, by po czymś takim Landarczycy chcieli słuchać Lothora), nie ma lidera, nie ma rodziny królewskiej, zostały tylko trupy, żal i nędzna duma, że jakaś bezosobowa istota (która w istocie ani nie wygląda jak Landarczyk, ani nie ma ich mentalności) stała się władcą kosmosu (tak, by pewnie powiedzieli, ale czym by się to różniło od tyranii Vrieskasa?). Scena śmierci Peytona była bardzo wymowna w tym kontekście. Nie wiem jak Landarczycy staną na nogi po czymś takim, ale oni zawsze byli silni.
    Kendappa i Falonar również oberwali najmocniej jak mogli – jej poparzyłaś twarz i zabrałaś męża, jemu zwinęłaś rękę, pozbawiłaś dotychczasowego życia i jeszcze sprzątnęłaś kochanka. Przykro się na nich patrzy, cholernie. Nieco otuchy daje rozmowa Dapci i Evolet – wtedy rzeczywiście można mieć nadzieję, że jakoś to będzie. No i swój happy end dostał RM19 (chociaż nie powiem ciąża Reevy skojarzyła mi się z tym jak skończyła SiN699 i mnie to lekko przeraziło) i dobrze, bo zasłużyli; no i oboje chcą mieć swój wkład w odbudowanie kosmosu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak na ironię na końcu to Ascot wychodzi na najlepszego z opiekunów. Nie to, że jest jakiś cudowny, czy coś. Ma przynajmniej tyle przyzwoitości, żeby wszystko im wyjaśnić, no i ewidentnie widać, że nie zgadza się z Kaio ;)
    Kosmos pewnie przez jakiś czas będzie pamięta, a później? Później Kaio znów zamiast ruszyć się samemu wyśle Penyu z esencją LW w świat. Co im zależy – przecież obaj mają łapy we krwi.
    Fajnie, że wyjaśniłaś (przynajmniej poniekąd) sprawę z księżycem nad Landare. Zdecydowanie takie wyjaśnienie jest bardzo ciekawe, choć przypadek zaiste zatrważający :P
    Na otarcie łez dostaliśmy Kaelasa i Ladvarian, może i martwych, ale istniejących. Ach i tu dopiero widać jak kochasz Kaelasa! Nie do końca pasuje to do słabnących jednostek w kosmosie, ale co tam – przecież było już tyle smutku, że naprawdę miło na nich popatrzyć (obaj mają chyba po kilka żyć i dusz, bo to co przetrwali… :D).
    A w ogóle, to miałam wspomnieć, że aż się uśmiechnęłam, widząc cytat z Króla Szamanów ;)
    O, napisz te bonusy, napisz! Ja się piszę (chociaż wiem, że jestem tak spóźnialska, że to aż nieładnie prosić) ;)
    No i na koniec – to ja dziękuję, za tę historię, za bohaterów, za świat i za rozmowy w komentarzach. Naprawdę „Braci duszy” czytało mi się bardzo miło i na zawsze pozostanie sentyment (ciąg dalszy też bym poczytała, jak już go napiszesz – bo przecież się nie oprzesz, prawda? xD).
    Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Ja też czekam na ochłodzenie, bo z chęcią bym więcej pisała, a tak jedynie robię obrazki logiczne i złorzeczę, że okna moje pokoju wychodzą na południe i nawet w domu mam strasznie gorąco.
      Przede wszystkim Kaelas miał szczęście, że udało mu się chociażby drasnąć Vrieskasa. Ale też nie mógł paść tak szybko jak Ladvarian, bez zrobienia czegokolwiek, bo by wyszło, że jednak oboje mniej więcej na równi byli, a to nieprawda. Nie miało być perspektywy Vrieskasa, ale inaczej nie dałabym rady, a tak się za bardzo rozpisałam nie na temat.
      Nigdy nie myślałam o Legendarnym Wojowniku jako o broni, zresztą wtedy pewnie inaczej by się nazywała, to akurat zawsze miała być osoba. Połączenie należy uznać jako kwestię fantastyczną, najpierw jest ich dwóch, potem jeden. Dlatego też dokładnie nie opisywałam tej sceny. Mam kilka wizji w głowie, ale pewnie nic dobrego by z tego nie wniknęło. A z racji, że jest to zawsze ta sama osoba, pamiętająca wszystko co działo się za poprzednich żyć, to odrobinkową odrobinkę odrobinki ludzkości posiada, bo trochę się nauczył, ale to stanowczo za mało. Uważa Kaio za swego stwórcę, który wszczepił mu podstawowe wartości i powiedział co dobre a co złe (wedle własnego uznania, oczywiście) i dlatego nie ma nic przeciwko niemu, a wręcz na swój sposób jest zadowolony, że to właśnie on udzielał mu ślubu, czego nie można powiedzieć o Evolet.
      Gdybym napisała część drugą, to na pewno Kaio dostałby w końcu za swoje i to tak naprawdę dotkliwie. Pewnie bardzo polubiłabym tę scenę.
      Nie powiedziałabym, że reszta wstydzi się pokazać mu na oczy, ale raczej ma wyrzuty sumienia z powodu tego, co się stało i dlatego nie chce go oglądać. Szczególnie że sam Legendarny Wojownik nie uważa, że jego narodziny są czymś złym, okrutnym.
      Rzeczywiście Landare ucierpiała najbardziej i łatwo nie będzie jej stanąć na nogi, szczególnie że nadal znajduje się pod panowaniem Yaskas i w tej wojnie jedynie wszystko straciła, nic nie zyskując. Ale może kiedyś się to zmieni.
      Nie miałabym serca dobijać jeszcze RM19 (chociaż zanim wprowadziłam postać Reevy jego też planowałam zabić, ale na szczęście poszłam po rozum do głowy).
      Kiedyś czytałam, że wędrówki ciał niebieskich po kosmosie się zdarzają, więc RM19 mógł posłużyć wyjaśnieniem :) A z racji, że przepowiednia była głównie dziełem Kaio, to można powiedzieć, że miał szczęście lub wyliczył trajektorię wędrującego księżyca i odpowiednio pokierował losami innych ;)
      Nie tylko Kaelasa kocham, innych też, ale jak pomyślałam, że tyle przeszedł, tak bardzo się starł i teraz po prostu miałby wparować, to nie byłoby to sprawiedliwe.
      O ciągu dalszym zdanie zmieniam jak rękawiczki, więc kto wie, czy nagle nie zatęsknię i po prostu nie zacznę pisać. Zresztą, to opowiadanie też było jednym wielkim spontanem, bo onet się psuł i nie mogłam kontynuować opowiadania, które wtedy pisałam.

      Usuń
  7. Ja obecnie nie moge napisac dluzszego komentarza, ale przeczytalam i postaram sie odezwac za dwa tygodnie :). Gratuluje skonczenia opowiadania xD.

    OdpowiedzUsuń
  8. Łooo, serio, Evolet i Legendarny wojownik razem? Hahaa, nie spodziewałam się tego. :) Cieszę się, że Kaelas i Ladvarian nie zginęli tak całkiem i chociaż mogli we własnych postaciach przenieść się do Zaświatów. Co prawda to śmierć, w sensie odejście z tamtego świata, od bliskich, ale lepsze to niż całkowite unicestwienie. :) Ech, no ale szkoda, że to już koniec. ;x Mimo to gratuluję, że dotrwałaś do końca i napisałaś całą historię. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Z racji, że udali się do Zaświatów, to w przyszłości będą mogli spotkać się z bliskimi. A to na pewno jakieś pocieszenie i lepsze rozwiązanie niż późniejsza wieczność bez nich.
      A Evolet tak łatwo nie zrezygnowałaby ze swoich wszystkich przywilejów, za bardzo się do tego przyzwyczaiła w ciągu 2500 lat ;)

      Usuń
  9. Byłam z tobą od dawna, choć nigdy nie skomentowałam. Już zaczęło mi brakować tej historii i Kaelasa.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgodnie z obietnicą pojawiam się ^^.
    Bardzo się cieszę, że oszczędziłaś Kaelasowi tak straszliwego losu jak całkowite zniknięcie. Czytając ostatni rozdział, wręcz nie mogłam uwierzyć, że tak potoczyły się jego losy, i że po wypełnieniu przepowiedni tak po prostu zniknął na zawsze. Epilog jednak pozytywnie mnie zaskoczył w tej kwestii - polubiłam tego bohatera i cieszę się, że jednak trafił w zaświaty, a nawet może mieć możliwość przekonania się, jak żyją kreatorzy i poznać odpowiedzi na wiele wątpliwości. Czyżby miał zostać jednym z nich?
    Zastanawiam się też, jak potoczy się dalej sytuacja we wszechświecie po upadku Vrieskasa. Po tylu latach jego rządów mogą nastąpić różne komplikacje, ciekawe, czy Evolet da sobie z tym radę. Ta bohaterka żyła raczej w izolacji, więc pewnie teraz, kiedy zabrakło jej ojca, musi sama się zmierzyć z nowymi problemami. Zastanawiam się, czy okaże się pozytywna i zrobi coś dobrego, czy może będzie jeszcze gorsza niż jej ojciec?
    Zgadzam się jednak, że kontynuacja nie zawsze może być dobrym pomysłem, że czasami lepiej zostawić coś w takim kształcie, choć przyznaję, chętnie bym kiedyś jeszcze poczytała coś w tych realiach.
    Sorry, że tak krótko. W każdym razie, gratuluję skończenia tak długiego opowiadania, cieszę się, że mogłam je czytać, bo było naprawdę dobre, mimo że naprawdę rzadko czytam niefanficki. W najbliższych dniach postaram się nadrobić to nowe, a wtedy zostawię komentarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Bardzo długo zwlekałam z napisaniem tego ostatniego fragmentu, zabrałam się za to niemal przed opublikowaniem epilogu, mimo że od dłuższego rozdziału leżał już na dysku i wołał o drobną poprawę w innym fragmencie. Ostatecznie chyba nie miałabym serca, aby zakończyć losy Kaelasa tak brutalnie, skoro już i tak go zabiłam.
      Jednakże Kaelas kreatorem nigdy nie zostanie, bo to zupełnie inna rasa, ale jego dalsze losy w Zaświatach pozostawiam do własnych przypuszczeń.
      Gorsza niż Vrieskas na pewno nie będzie, szczególnie że widziała, do czego to doprowadziło i ma tyle zdrowego rozsądku, by takich błędów nie powtarzać. A sam wszechświat musi sobie jakoś radzić.

      Usuń
  11. Podobalo mi się to zakońćzenie. może było nieco nierealne, ale w końcu to fantastyka, a naprawdę dobrze tłumaczyło znaczenie BRACI... wiedziałąm, że żaden z nich nie może być LW, ale stawiałam, że bedzie nim Falonar... Nie mieści mi sie w głowie, że ktoś taki jak Kaio, kto powinien kochać to, co stworzył, być opiekunem, mógł zrobić copś takigo... i w dodatku jheszcze to powtarzać od czasu do czasui.... Okropne! Jednak donbrz,e że ktoś docenił Kaleasa... świetny pomysł na zakoncenie, ostatni fragment byl genialny... Kaleas zdechydowanie najwięcej nauczył się w trakcie tych przygód,l najbardziej się zmienił i zasłużył na to, by móc w spokoju prowawdzić poza....no nie ziemskie, ale życie po życiu xD Ladvarian nieco mniej, bo do końca pozostawał ślepy na pewne sprawy, ale też stał się koniec końców mniej wkurzający xD jeśłi cjhdozi o sytujację w kosmosie, nieco mniej mi się podoba, jakoś nie wierzę, żeby Evolet umiała zadbać o wszystkich...x D ale z drugiej strony uwolenienie wszystckih faktcyznie spowodowałoby jeszcze większy chaos i zamieszanie, więc może na razie jest to dobre rozwiażanie. Musze przyznać, że cholernie Cie podzowiam nie tylko za sam fakt napisania czegoś aż tak długo, ale również za to, jak często dodawałaś nowe notki, za Twoją wyobraznie, umiejętność kreowania światów, sylwetek bohaterów, ich zmieniania... Zdecydowanie jesteś niesamowita i myśle,ze powinnaś wyudać ksiażke :) ciesze się, ze na horyzoncie pojawiło sie nowe opowaidanie, oczywiście będę czytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Kaelas został postawiony w takiej sytuacji, że nie miał wyjścia. Mógł dorastać (czasem sama byłam zaskoczona, jak bardzo niepodobny staje się do tego głuptasa z pierwszych rozdziałów), mierzyć się z przeciwnościami losu albo umrzeć. I chyba nie potrafiłabym ostatecznie nagrodzić Kaelasa,a Ladvariana skazać na wieczną nicość, dlatego ocalał, chociaż znalazł się w gorszej sytuacji, bo musi zostać osądzony i zaakceptować wyrok.
      Cóż, Evolet trzeba dać szansę. Czy sobie poradziła, czy nie to już każdy może sobie sam dopowiedzieć. Chyba że napiszę część drugą...

      Usuń
    2. Ja tam za evolet nie przepadam, ale myślę, że ggdzieś z tyłu głowy ma jakiś rozum, więc trzymam za nią kciuki. Podoba mi się sposób, w jaki rozwiązałaś sprawę Kalesa i Ladvarana i cieszę się z decyzji, którą podjłął ten pierwszy, bo to włąsnie świadczy o jego dojrzałośći :) zapraszam na zapiski-condawiramurs na nowość:) i mam nadzieję na jakiś bonus szybkoi :)

      Usuń
  12. A ja znów komentuję kilka rozdziałów na raz, ale pewnie już przywykłaś, bo moja aktywność w blogowym świecie (w sensie wśród opowiadań) bardzo spadła. Zamierzam ti zmienić, ale co z tego wyniknie - nie mam pojęcia.
    Dobra, to ja przejdę do rzeczy. Końcowa bitwa - rewelacyjnie opisana. Często gubię się przy opisach bitew, u Ciebie z początku też mi się to zdarzało, ale z biegiem czasu było, rzecz jasna, coraz lepiej, a ten finał to godne zwieńczenie dzieła. : )
    Postacie. Patrząc wstecz, widzę, jak bardzo się rozwinęły. Przez większość czasu, jako czytelniczka, po macoszemu traktowałam RM19, nie zwracając na niego zbyt dużej uwagi, a teraz mi z tego powodu strasznie wstyd. Dopiero pod koniec go tak naprawdę doceniłam. Mam wrażenie, że on siebie też. To miłe zobaczyć, jak stopniowo wzrasta jego pewność siebie, jak znajduje szczęście. Dobrze, że chociaż jemu i Reevie się udało. ^^
    Ladvarian, którego bardzo lubiłam, pod koniec mnie zirytował. Swoim podejściem do Ladvariana, Kendappy, bitwy i ogólnie do wszystkiego. Niemniej jednak szkoda mi go (mimo wszystko zdążylam się już do niego przywiązać) i cieszę się, że dotarł do Zaświatów.
    Odwrotnie z Falonarem. Od początku niezbyt darzyłam go sympatią, ale stopniowo zyskiwał moje uznanie. Mam nadzieję, że kiedyś spotka w Zaświatach Falonara.
    Kaelas. Nawet nie wiem, co napisać. Od początku do samego końca był moim niekwestionowanym ulubieńcem. Rasowa z Ciebie pisarka, skoro uśmiercasz moje ukochane postacie. A tak na poważnie, to się popłakałam. On tyle przeszedł i tak bardzo dojrzał w trakcie tego opowiadania, że chyba bym Ci nie darowała, gdybyś go po prostu zniweczyła, nie dając szansy na Zaświaty. Najlepiej, żeby kiedyś połączył się tam z Kendappą. Biedni, z kim oni będą się teraz wykłócać? ;d Ich relacje były tak naturalnie opisane, tak urocze, a w końcu i wzruszające, że jest mi strasznie smutno, gdy pomyślę, jak samotna została Kendappa.
    Jeszcze kilka słow należy się Evolet.Świetna postać, chyba najbardziej kontrowersyjna i niejednoznaczna.
    Z małymi zastojami, ale zawsze czekalam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Bracia Duszy to wspaniałe opowiadanie i już Ci chyba nawet mówiłam, że warto by spróbować to wydać, prawda? Ma wszystko, co czyni książkę wartą przeczytania - ciekawą fabułę, wartką akcję, dobrze napisane dialogi, tajemnicę, trochę humoru, barwną galerię niepowtarzalnych postaci i nawet może być impulsem do rozmyślań np. o władzy. Cudeńko. Jako czytelniczka dziękuję, że miałam okazję to przeczytać.^^
    Dobrze, że nie znikasz z blogosfery, to byłoby sporą dla niej stratą. Muszę koniecznie zajrzeć na Twoje nowe opowiadanie.
    Pozdrawiam. : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, chwila, jeszcze coś chciałam powiedzieć. Naszła mnie wizja Kaelasa, który zostaje jakąś ważną szychą w Zaświatach, za ileś tam lat umiera Kendappa, trafia w Zaświaty, a tam Kaelas taki boss. :D I Ladvarian robiący za jego asystenta. xD Eee... chyba powinnam iść spać...

      Usuń
    2. Dziękuję :)
      Rzeczywiście w trakcie tej podróży RM19 odnalazł siebie i ostatecznie stanął na nogi, by dalej żyć, bez rozpamiętywania przeszłości. I bardzo wiele zawdzięcza Reevie (której miało w ogóle nie być jako postaci), bo pewnie wtedy skończyłoby się to dla niego dużo gorzej. Zapewne bym go nie nie uśmierciła, jak planowałam na początku, ale za dużo szczęścia by nie widział, patrząc w przyszłość.
      Falonar to rzeczywiście postać, którą niewiele osób lubiło, chociaż od początku był moim ulubieńcem. Ale wiadomo, że każdy może mieć własne zdanie.
      Swego czasu planowałam zostawić Kaelasa przy życiu i nie dopuścić do powstania Legendarnego Wojownika, ale w tym wypadku końcówka by się pewnie posypała i nic dobrego by z tego nie wniknęło. Ale za to dostał życie wieczne. Dość marna rekompensata, ale zawsze coś.
      Evolet czasem nawet mi sprawiała małe problemy, ostatecznie całkowicie wychodząc z ram charakteru, jaki naszkicowałam dla niej na samym początku opowiadania. Ale dobrze się stało, mimo że czasem głośno klęłam, gdy się pojawiała i robiła swoje.
      A co do dalszych losów, to zostawiam to wyobraźni czytelników, no chyba że kiedyś dopiszą ciąg dalszy lub jakiś bonus związany z przyszłością.

      Usuń
  13. co ja mogę poweidzieć, tekst spoko, ale czasami troche powtórzeń. no i tak jakoś dziwny sposób pisania, taki sprawozdawczy. spróbuj mniej opisywać, a bardzizej opowiadać historię. obiecałem tez kumplowi, że wkleję: emaginacja

    nawet nieźle pisze.

    OdpowiedzUsuń
  14. Niesamowicie czyta się to ciurkiem, nie rozdział po rozdziale wyczekiwany na publikację, ale od razu całość - 106 (+2) rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  15. Hejeczka,
    muszę przyznać, że opowiadanie jest bardzo ciekawa,  czytało mi się bardzo dobrze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń