środa, 2 lipca 2014

Rozdział 106: Bolesna rzeczywistość


Nadzieja to dobra rzecz, może najlepsza ze wszystkich, a to, co dobre, nigdy nie umiera.
Stephen King – Skazani na Shawshank
Kendappa, RM19, Reeva, Falonar, Evolet i Jabra, Alatanka postanowiła wypuścić go z więzienia, uznając, że już w żaden sposób nie może im zaszkodzić, siedzieli w komnacie, w której niedawno przeprowadzali narady. Lothor udał się do pomieszczeń zamieszkanych przez jego żonę i córkę, ale zaznaczył, że będzie gotowy na ewentualną interwencję, gdyby zaszła taka potrzeba.
– Możesz mi wyjaśnić, co ty tu w ogóle robisz?! – zwróciła się Kendappa do księżniczki, nawet nie starając się ukryć wrogości w głosie, gdy z pomocą Reevy upewniła się, że wszyscy przebywający w pałacu są bezpieczni.
– Ja… – zaczęła niepewnie, przyciągając kolana do piersi. Wyglądała na wyjątkowo smutną i przybitą, ale Alatanka postanowiła być nieugięta. Za długo znała Evolet, która w tym momencie równie dobrze mogła jedynie grać skrzywdzoną i cierpiącą. – Zakradłam się na jeden ze statków tatusia, by tu przylecieć. On nawet nie wiedział, że wymknęłam się z Yaskas, ale musiałam wiedzieć, jak to się skończy. No i nie chciałam, by zabił Ladvariana, myślałam… wydawało mi się, że go jakoś powstrzymam, nakłonię, by wszystko jeszcze raz przemyślał…
Nagle po policzkach Evolet zaczęły płynąć łzy. Otarła je wierzchem dłoni, po czym spojrzała na zgromadzonych w pomieszczeniu ludzi z nadzieją, że okażą jej zrozumienie i podniosą na duchu.
– To po co były te ostatnie gierki na Yaskas? – wtrącił się do rozmowy Jabra.
– Ktoś taki jak ty nie zrozumie mojej sytuacji – prychnęła księżniczka. – Chciałam, aby tatuś zobaczył, że też potrafię rządzić i podejmować ważne decyzje, że po dwóch tysiącach lat chcę mu pomagać, bo nie zawiodę go tak jak Paragas – zakończyła twardo, będąc dumną z tego, co udało jej się osiągnąć.
– Mówiłem o księciu Ladvarianie – sprecyzował mężczyzna.
– Kocham go i zależy mi na nim – powiedziała, spoglądając przy tym wrogo na Falonara.
– I z miłości dałaś mu fałszywy miecz? – zapytał Landarczyk.
– Co?! Czy ty jesteś niepoważny?! Skąd miałabym wytrzasnąć podróbkę, skoro te wasze miecze mają specjalne właściwości. To jest prawdziwe ostrze rodu królewskiego.
– I tak łatwo udało ci się je zabrać, że nikt się nie zorientował – nadal nie dowierzał Falonar.
– Vrieskas nie przykładał wielkiej wagi do rzeczy zabranych z podbitych planet – wtrąciła Kendappa. – Zazwyczaj są to korony, które idą na przetopienie, by surowiec wykorzystać w pożyteczniejszy sposób. Pozostałe przedmioty leżą i zbierają kurz. Nikt ich nie pilnuje, bo nikomu nie są do niczego potrzebne.
– Potwierdzam – rozległ się czyjś głos. – Kiedyś z ciekawości się tam wybrałem, by sobie pooglądać te zdobycze.
Zebrani w komnacie zwrócili wzrok w stronę źródła głosu. Zorientowali się, że przy drzwiach stał Snow. Kendappie natychmiast rzuciło się w oczy, że z twarzy boga zniknął towarzyszący mu wiecznie ironiczny uśmieszek. Wyglądał na smutnego i przytłoczonego życiem, co kobiecie w ogóle się nie spodobało.
– Jestem Ascot, ale możecie też mówić na mnie Snow – zwrócił się do osób, które widziały go pierwszy raz.
Po chwili odpiął od pasa sztylet i rzucił go w stronę Kendappy. Alatanka patrzyła na broń, nie mogąc uwierzyć w to, co miała przed oczami. Był to ten z rękojeścią ozdobioną głową lwa – sztylet należący do Somy. Ten, który straciła podczas ucieczki z bliźniaczych planet. Sądziła, że straciła go na zawsze.
– Wiem, że był dla ciebie ważny. Yashy jakoś udało się go odzyskać. Uznałem, że ci go przyniosę, skoro nie spotkaliście się w centrum.
– Dziękuję – szepnęła cicho Kendappa.
– Możemy się dowiedzieć, co tutaj robisz? – zapytał RM19. – Wiesz, jak skończyła się bitwa? Co z Kaelasem i księciem Ladvarianem?
– I tatusiem – wtrąciła szybko Evolet.
– Właśnie dlatego tu przyszedłem – oznajmił Ascot. – Wiem, że Kaelas nie powiedział wam tego, co usłyszał od Kaio. Uznałem, że zasługujecie na poznanie prawdy, bez tego ciężko byłoby wam zrozumieć to, co się wydarzyło.
– Czyli co? – wtrąciła Kendappa, nie kryjąc nawet zdenerwowania w głosie. – Co się stało z Kaelasem?
– Pozwólcie, że zacznę od początku. Tylko w ten sposób to zrozumiecie. – Widząc, że zebrani w pomieszczeniu skinęli głową, kontynuował: – Zapewne każdy z was z opowieści i legend słyszał o Wielkiej Wojnie, która rozegrała się niedługo po stworzeniu wszechświata…
– Rzeczywiście od początku – przerwała Evolet, nie mogąc powstrzymać się od uszczypliwego komentarza. Kendappa spojrzała na nią wrogo, ale księżniczka udawała, że tego nie widzi.
– W tej wojnie walczyliśmy z rasami tak potężnymi, że nie jesteście sobie w stanie wyobrazić takiej potęgi – kontynuował spokojnie Ascot. – Zdawaliśmy sobie sprawę, że możemy przegrać, dlatego postanowiliśmy stworzyć najpotężniejszą we wszechświecie istotę. Piątka opiekunów wszechświata zebrała się, by połączyć siły i jeszcze raz skorzystać z daru stworzenia Jednakże nam się nie udało.
Moc, którą otrzymaliśmy od najwyższego niemal całkiem nas opuściła, wykorzystaliśmy ją, by rozpocząć ewolucję w kosmosie, później nie miała być nam już potrzebna, gdyż wszechświat miał radzić sobie sam. Na dodatek miała ona służyć do czynienia dobra, a to nie do końca zawierało się w tych kategoriach. Dlatego stworzona przez nas istota była pusta, nie miała w sobie ani odrobiny życia, nie potrafiliśmy już stworzyć duszy, na pewno nie takiej.
Niektórzy z nas uznali, że to znak i że w wojnie musimy radzić sobie sami, znaleźć inny sposób na zwycięstwo. Jednakże inni nadal zastanawiali się nad tym, czy nie można by jakoś wykorzystać stworzonej istoty.
Kaio wpadł na pomysł, by utworzoną esencję wszczepić w żywego człowieka. Dzięki temu ta potęga mogłaby obudzić się w nowym ciele. Sam nie chciał zaryzykować, dlatego zwrócił się z prośbą do pierwszych dzieci i ich potomków. I ostatecznie znalazł ochotnika – syna Penyu i Rosiczki.
Młodzieniec przyjął potęgę, ale było to dla niego za wiele. Esencja zrodzona z wojny, pełna bólu, nienawiści i chęci mordu, wypaliła jego prawdziwą duszę. Zniszczyła ją całkowicie, przez co nie mogła się nawet udać dalej, do Zaświatów.
– To straszne – szepnęła Reeva.
– Tak, to była wielka zbrodnia – przyznał Ascot. – I do dziś ponosimy za nią odpowiedzialność. Esencja zastąpiła duszę, zapewniając życie nowemu bytowi. Jednakże powstała istota niezdolna była do przejawiania jakichkolwiek uczuć. Została stworzona, by pokonać zło i tylko to się dla niej liczyło. Cała reszta schodziła na dalszy plan. W ten sposób po raz pierwszy narodził się Legendarny Wojownik.
Prawdę powiedziawszy, cieszyliśmy się, gdy zginął podczas wojny. Jednakże potężna esencja, którą stworzyliśmy, pozostała. Postanowiliśmy ukryć ją na naszej ojczystej planecie, uznając, że nigdy więcej nie powołamy do istnienia tego bytu. Lecz rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
Za każdym razem, gdy wydawało nam się, że wszechświat potrzebuje pomocy, Kaio umieszczał esencję w noworodkach. Te dzieci dorastały, szkoliły się u Penyu, a gdy osiągnęły odpowiedni poziom, esencja wypalała ich dusze i zamieniała w Legendarnego Wojownika. Zawsze tę samą istotę. Z jakiś powodów także jego ciało ulegało deformacji, przez co wyglądał jak syn Penyu.
Jedynym warunkiem wszczepienia esencji było to, że noworodek musiał być przedstawicielem jakiejś potężnej rasy, inaczej zginąłby zaraz po porodzie. A taka rasa od bardzo dawna nie istnieje, już ostatnim razem z trudem udało się znaleźć kogoś, kto powstrzymałby wojnę na południu.
Jednak Kaio znalazł sposób, by ominąć tę regułę. Podzielił esencję i wszczepił ją w dwójkę dzieci, Braci Duszy, jak ich nazwał. Jednej duszy, jednej esencji. – Przez chwilę głos Ascota zadrżał, ciężko było mu mówić o tym, co nastąpiło później. – Kaio obserwował poczynania chłopców i odpowiednio kierował ich losami. Naprawdę przykro mi to mówić, ale Legendarny Wojownik znów się ujawnił. Ciała Kaelasa i Ladvariana połączyły się w jedno, a oni, jako niezależne jednostki, przestali istnieć. Dusza, która zapewniała każdemu z nich indywidualną osobowość także już nie istnieje, nie będzie wam dane spotkać się nawet w Zaświatach. To właśnie był plan Kaio.
Kendappa nie potrafiła już dłużej tego wytrzymać, miała wrażenie, że serce pękło jej na pół. Łzy zaczęły płynąć po policzkach, nawet nie starła się ich otrzeć. W jednym momencie wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Straciła Kaelas na zawsze.
Po chwili podeszła do niej Reeva i objęła ramieniem. Alatanka, nie przejmując się znajdującymi w pomieszczeniu osobami, wtuliła się w jej ramię i rozpłakała gorzko. Tego wszystkiego było dla niej zbyt wiele.
– A co z tatusiem? – zapytała drżącym głosem Evolet, mając nadzieję, że przeczucie ją myliło i najgorsze nie okaże się być prawdą.
– Nie żyje. Nie miał najmniejszych szans w starciu z Legendarnym Wojownikiem.
Księżniczka załkała cicho, ukrywając twarz w dłoniach, zdając sobie sprawę, że jako jedyna opłakiwała śmierć Vrieskasa. Oddałaby wszystko, aby w tej chwili zostać sama i dać upust żalowi po stracie dwóch bliskich jej osób. Albo w towarzystwie Yvaine, bo przyjaciółka zrozumiałaby, co teraz czuła.
– Mamy rozumieć, że Legendarny Wojownik jest kimś złym? – odezwał się nagle RM19. – Landare jako jedyna walczyła o wolność, ale nie ma już nikogo, kto mógłby zasiąść na tronie? Czy to w ogóle cokolwiek zmieni?
Narodziny Legendarnego Wojownika wymagały wielkiej ofiary, ale nie jest on złym bytem, będzie starał się naprawić wszechświat, a ludzie za nim pójdą, bo to ich wybawca – odpowiedział Ascot, ostrożnie dobierając słowa. Jednakże RM19 miał wrażenie, że nie do końca mówił to, co naprawdę myślał. – A przyszłość tworzycie wy. Sami musicie zdecydować, jak będzie wyglądać.
– Na pozór mądre słowa, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością – prychnęła Evolet. – Wszyscy wiemy, że istnieje tylko jedno wyjście, które nie doprowadzi do wojny międzyplanetarnej. Nie wiem tylko, czym różni się ono od tego, co było do tej pory, bo tak naprawdę nic się nie zmieni. – Przełknęła głośno ślinę, wpatrując się wrogo w Ascota. – Myślcie sobie, co chcecie, ale tatuś był dobrym człowiekiem. Był bohaterem! Zapytajcie jego rasę! – zawołała, wskazując na RM19. – Zapytajcie mieszkańców Edume, Voimas, Tagasi, Yarimy. Oni wam powiedzą, ile dla nich zrobił, ile dla nich znaczył. Nie wszyscy są Landarczykami, którym nagle zachciało się niezależności, mimo że nie przyniosłaby im ona żadnych korzyści.
– Jak jesteś taka mądra, to mogłaś powstrzymać Ladvariana – powiedział Falonar.
– Sam mogłeś to zrobić! – oburzyła się księżniczka. – To na twojej opinii najbardziej polegał. Skoro chciał rządzić, to mógł na stałe osiąść na Landare i kierować swoim ludem, bo miał do tego pełne prawo! Tak naprawdę, to nie sądziłam, że rzuci tatusiowi wyzwanie, przecież wiedział, że jest od niego o wiele słabszy.
– Trzeba było nie dawać mu Garudy – nie dawał za wygraną Landarczyk.
– A skąd miałam wiedzieć, że to przesądzi sprawę? Przecież to oczywiste, że miecz nikomu nie doda siły. Chciałam mu po prostu zrobić przyjemność…
Evolet załkała cicho. Wspomnienia radosnych chwil były dla kobiety zbyt bolesne. Przecież nie tak to wszystko miało się potoczyć. Nagle zorientowała się, że Ascota nie było w pomieszczeniu. Powiedział, co miał do powiedzenia i wolał zniknąć, zamiast odpowiadać na niewygodne dla siebie pytania. W końcu to nie on będzie musiał nad wszystkim zapanować i powstrzymać wybuch chaosu.
~ * ~
Reeva znalazła RM19 siedzącego na schodach prowadzących do pałacu. Mężczyzna wpatrywał się w plac, na którym wczoraj mieszkańcy stolicy zbudowali stos pogrzebowy, by oddać ostatni hołd wszystkim poległym. Spalono ciała zgodnie z landarską tradycją. Jedyny wyjątek zrobiono dla Vrieskasa. Evolet zażyczyła sobie, by jej ojciec spoczął na Yaskas, chciała zabrać go do domu.
– Rzeczywiście łatwiej jest się pogodzić ze śmiercią, gdy ma się ciało, które można pożegnać – odezwała się, siadając obok RM19. – Wiem, co czujesz, mimo że nie znałam go tak długo jak ty.
– Tu się poznaliśmy, zaledwie przed rokiem, a wydawałoby się, że minęło znacznie więcej czasu. Ciężko jest mi pogodzić się z tym, że już nigdy więcej go nie zobaczę.
Reeva delikatnie ścisnęła dłoń RM19, chcąc chociaż w ten sposób dodać mu otuchy. Siedzieli tak przez chwilę w milczeniu, obserwując ludzi przechodzących przez plac. Życie na planecie powoli wracało do normy, mimo że jeszcze długo ludzie będą pamiętać o tym, co się wydarzyło.
– Mogę wiedzieć, dlaczego zgodziłeś się polecieć na Yaskas i przyjąłeś posadę doradcy księżniczki Evolet, czy może powinnam tytułować ją królową lub cesarzową? – zapytała kobieta, przerywając ciszę. – Myślałam, że po tak długiej nieobecności będziesz chciał wrócić do domu.
– Wiesz, od dziecka chciałem zrobić coś wielkiego, ale na mojej planecie nic nie znaczę – wyznał RM19. – Nawet teraz będę musiał wrócić do szeregu, ci, którzy sprawują władzę, nie będą chcieli chociażby posłuchać, czego dowiedziałem się podczas podróży. Lecąc na Yaskas, w końcu będę mógł się na coś przydać. Evolet ma rację, jeżeli ogłosilibyśmy wolność wszystkich podbitych przez Vrieskasa planet, zapanowałby chaos i prawdopodobnie doprowadziłoby to do wojny międzyplanetarnej. Przyszłość zapowiada się pracowicie, a ja chcę pomóc.
– Zawsze mówiłeś, że najbardziej interesuje cię praca naukowa – stwierdziła Reeva.
– Na Yaskas też prowadzone są różnorodne badania. Jak o tym wspomniałaś, to jestem ciekaw, jak wyglądają laboratoria i czym się tam zajmują. W końcu pracują tam przedstawiciele wielu ras – zadumał. – Myślałem, że się ucieszysz, że osiądziemy gdzieś na stałe – zmienił temat.
– Po prostu… Sama nie wiem, sądziłam, że będziesz chciał wrócić do rodziny. Zawsze tyle o nich opowiadałeś i w ogóle.
– Yaskas znajduje się tak blisko BS88C, że będę mógł odwiedzać ich, kiedy zechcę. Zresztą, gdy stąd odlecimy, to tam udam się w pierwszej kolejności. Za długo nie wiedzieli, co się ze mną dzieje i zasługują na wyjaśnienia. Jednak zrozum, Reevo, moja planeta nie jest miejscem, w którym moglibyśmy żyć szczęśliwie. Tam zawsze byłabyś traktowana jak obca, jak… obywatelka najgorszej kategorii.
– Przez to, że byłam prostytutką?
– Nie – zaprzeczył szybko. – Przez to, że się tam nie urodziłaś, że masz normalne imię. Nie chcę dla nas takiego życia, gdy mamy przed sobą o wiele lepszą perspektywę. Kto wie, może uda nam się zrobić coś dobrego dla wszechświata. Rozumiesz?
Reeva skinęła głową i lekko się uśmiechnęła. RM19 objął kobietę ramieniem, ciesząc się, że miał ją w tamtym momencie przy sobie.
– Właściwie, to muszę ci coś powiedzieć – odezwała się po chwili. – Wiedziałam już przed bitwą, ale wtedy wolałam nie dokładać ci kolejnych zmartwień. Jestem w ciąży – powiedziała na jednym wydechu.
– Więc tym bardziej nie mamy już czego szukać na BS88C – rzekł, całując delikatnie lekko zdezorientowaną Reevę. – Kocham cię.
~ * ~
Kendappa znalazła Falonara na jednym z pałacowych balkonów. Mężczyzna opierał się o balustradę i spoglądał na wznoszącą się na horyzoncie przeklętą górę. W ogóle nie usłyszał jej kroków lub udawał, nie chcąc wdawać się w rozmowę.
– Kochałeś go, prawda? – zagadnęła, podchodząc bliżej.
– Mówił, że ma tak wiele planów na przyszłość. Chciał całkowicie zmienić Landare, chciał… – zamilkł, nie potrafiąc powiedzieć nic więcej.
Kendappa nie przerwała ciszy, rozumiała, jak potwornie musiał czuć się Falonar. W jednym momencie stracił dwie tak bliskie mu osoby. Żalu, który oboje czuli nie dało wyrazić się słowami.
– Sądzisz, że księżyc na stałe powrócił na Landare, jak mówiły ostatnie słowa przepowiedni? – odezwał się mężczyzna, zmieniając temat.
– Nie wiem, co myśleć – wyznała zgodnie z prawdą. – RM19 powiedział, że cała ta przepowiednia to stek bzdur.
Falonar oderwał wzrok od góry i spojrzał na Kendappę ze zdziwieniem.
– Twierdzi, że to zjawisko naturalne – kontynuowała. – Podobno we wszechświecie istnieją ciała niebieskie nie powiązane w żadnymi gwiazdami, satelitami czy planetami. Przemierzają one swobodnie kosmos. Zdarza się, że na swej drodze napotkają układ, w który się wpasują i tam zostają. Czasem po jakimś czasie mimo wszystko odrywają się od niego i kontynuują podróż. RM19 twierdzi, że to właśnie taki przypadek, ale sam nie wie, jak długo będzie trwać to połączenie. Może się zdarzyć, że księżyc którejś nocy po prostu zniknie i już nigdy się nie pojawi. No i nie wiadomo, jak często będzie w pełni. Najwyraźniej landarczycy na nowo będą musieli przyzwyczaić się do swojej drugiej postaci.
– Nie mieliśmy szans z ludźmi Vrieskasa, a bestie poradziły sobie z nimi tak łatwo.
– Podobno to zasługa Legendarnego Wojownika – powiedziała Kendappa. – Z jakiegoś powodu on też ulega transformacji. On zabił niemal wszystkich generałów, a potem zapanował nad nimi wszystkimi, przywrócił im świadomość.
– Co zamierzasz teraz zrobić? – zapytał Falonar. – Słyszałem, że odrzuciłaś propozycję Evolet i nie wracasz na Yaskas.
– Nie potrafiłabym znieść obecności Legendarnego Wojownika. Czasem nie mogę przestać myśleć, że Kaelas jednak tam jest, że w jakiś sposób wróci. – Zacisnęła mocno powieki, by powstrzymać łzy. – Chcę zostawić północ za sobą, może w ten sposób będę potrafiła jakoś się po tym wszystkim pozbierać. Myślałam o tym, by polecieć na południe, tyle słyszeliśmy o tym, że nie jest w stanie podnieść się po wojnie, więc może będę mogła jakoś pomóc. Zastanawiałam się, czy nie chciałbyś polecieć ze mną.
– Jabra zaproponował mi, bym poleciał razem z nim na jego ojczystą planetę, by się po tym wszystkim otrząsnąć. Ale on pewnie później wróci na Yaskas. Tutaj też nie mogę zostać. Przez te kilka tygodni naprawdę wierzyłem, że nadal mogę być wojownikiem mimo tego – rzekł Falonar, unosząc lekko kikut lewej ręki. – Ale to się już skończyło. Ladvarian chciał zmienić te stare prawa, dla niego to nie miało znaczenia, a teraz oni wszyscy już o tym zapomnieli. Tak po prostu…
– Mi to nie przeszkadza – wyznała Kendappa.
– Polecę z tobą – zdecydował mężczyzna. – Ale po drodze chciałbym zatrzymać się na Berkayu, obiecałem komuś, że jeszcze kiedyś tam przylecę.
– Jest jeszcze coś – dodała Alatanka, spoglądając na sztylet, który zwrócił jej Ascot. – Podczas naszej podróży popełniliśmy jeden wielki błąd. Kaelas obiecał, że jak… jak to wszystko się skończy, wróci tam i wszystko naprawi. Chciałabym chociaż to zrobić, skoro on… – głos całkiem jej się załamał, nie była w stanie dokończyć zdania.
Znów łzy napłynęły jej do oczu, ale nie była w stanie już dłużej ich powstrzymywać. Smutek po stracie był zbyt olbrzymi.
– Oczywiście, przecież był moim bratem.
~ * ~
Nawet przy sprawdzaniu oczy mi się zaszkliły, ale to i tak nic, bo w trakcie pisania dwóch ostatnich fragmentów łzy ciekły mi ciurkiem. Ale ostatecznie zakończyłam tak, jak chciałam. Przynajmniej w ogólnym zarysie, bo w szczegółach bohaterowie czasem sami decydowali o sobie i zmieniali moje plany. I mam nadzieję, że teraz wszystko stało się jasne.
Przy okazji chciałabym też zaprosić was na mojego nowego bloga: Legenda Kalleshara. Nie piszę, o czym jest, bo dostępny jest już opis historii, a nawet opublikowałam już prolog.

6 komentarzy:

  1. O rany, dobrnęłam do końca. Jakis czas już zbieram się, zeby przeczytać wszystko, a rozdziałów przybywało i przybywało...
    Nie zaskoczyło mnie wcale to, że ostatecznie żaden z nich nie został Legendarnym Wojownikiem tak, jak możnaby się tego spodziewać. Jakoś nie umiałam sobie wyobrazić, żeby wybrać tylko jednego... Chociaż całe zakończenie historii... Hm... Czasami czytając coś wie się, że właśnie tak powinna się zakończyć ta opowieść, nawet jesli pragniemy innego zakończenia. I z Barćmi Duszy tak mam. Myślę, że to cholernie dobre zakończenie i jednocześnie absolutnie nie chciałabym takiego.
    Od samego początku to Kaelas był moim faworytem. Bardzo się zmienił od samego początku i ciesze się, ze to właśnie on był świadom tego, co go czeka. Księcia... hm, zawsze wolałam sagi o wielkiej trójce ( :P), ale księcia też w miarę lubiłam. Ostatnie rozdziały sprawiły, że zapałałam do niego niechęcią. Naprawdę zaczął mnie powaznie denerwować... A mimo to żałuję, że własnie tak się to skończyło. Gdyby chociaż umarli... a moim zdaniem spotkało ich coś gorszego niż śmierć. No nie wiem... mam mieszane uczucia i czytając to wciąż miałam jakąś tam nadzieję, że jest dla nich jakaś szansa.
    Ale powiem Ci, że też miałam łzy w oczach... Człowiek bardziej przywiązuje się do historii jak jest podawana w odcinkach. Gdyby to była ksiażka, kilka dni i wszytko zatarłoby się. A jak człowiek tak długo coś czyta (no, czasami z przerwami niestety), to bardziej przwyiązuje się do bohaterów... Stworzyłas naprawdę niesamowitą historię :)
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Gdybym miała wybierać, to oczywiście Kaelas zostałby Legendarnym Wojownikiem, ale porzuciłam ten pomysł, gdy pisałam może czwarty rozdział, uznając, że to za bardzo schematyczne i standardowe.
      Początkowo miało być jeszcze gorsze, bo miałam na uwadze jeszcze jednego trupa, ale porzuciłam ten pomysł. A potem chciałam zmienić zakończenie, ale to szczęśliwie miałoby za dużo luk. Ostatecznie to miałam w głowie niemal od samego początku.
      No tak, w końcu publikowałam ponad dwa lata, pisałam zresztą też, sama też bardzo się przywiązałam do moich bohaterów i aż nie mogę sobie wyobrazić, że za dwa tygodnie już nic nie zostanie opublikowane.

      Usuń
  2. Wielka szkoda, że to już koniec. :)) Ale muszę Ci pogratulować. Stworzyłaś naprawdę wyjątkowe opowiadanie. :) Tyle się tu działo i nie pogubiłaś się w tym wszystkim, podziwiam Cię za to. Wiesz, że to opowiadanie nadawałoby się na książkę? Musisz je kiedyś wydać. :)
    Szkoda, że Kaelasa już nie ma... No dobra, niby jest, ale teraz jako część Legendarnego Wojownika. Biedna Kendappa. A tak miałam nadzieję, że mimo wszystko uda im się i po wojnie dalej będą razem. Szkoda, że nie jest to możliwe. Przynajmniej Vrieskas nie żyje. Tyle dobrze...Ale mimo to jest mi smutno, że nie mogą się ponownie rozdzielić i znów być Kaelasem i Ladvarianem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Właściwie to został jeszcze epilog, więc to za tydzień pojawi się ten ostatni post.
      Też się sobie dziwiłam, że się nie pogubiłam ;) Chociaż często musiałam zaglądać do poprzednich postów, by w tych mniej istotnych wątkach się nie pogubić i nie zacząć pisać jakiś głupot.
      ie, rozdzielenie nie jest już możliwe. Swego czasu zastanawiałam się nad tym, by jednak ich nie połączyć, ale to zakończenie miało więcej sensu, dlatego ostatecznie to na nie się zdecydowałam.

      Usuń
  3. I nadeszła Bolesna Rzeczywistość:( Ja już miałam płaczki w oczach, gdy Snow opowiedział o pierwszym przypadku Legendarnego Wojownika, z synem Penyu... już wtedy miałam przeczucie, jak to się skończyło z Kaelasem i Ladvarianem.
    Czyli po części jakoś miałam rację, co do mojej drugiej teorii... że Legendarny Wojownik powstał dzięki połączeniu Kaelasa i Ladvariana, ale jednak nie spodziewałam się tego, że te połączenie będzie miało zasadę esencji... że Kendappa, RM19 i Felonar i inni nie spotkają ich w Zaświatach... To jest naprawdę bolesna rzeczywistość :(
    Najbardziej w tym wszystkich współczuję Felonarowi. Bo nie dość, że stracił brata, ostatniego członka rodziny, to jeszcze utracił mężczyznę, którego kochał :( No i, że tak naprawdę na Landar nie ma co przebywać, skoro nie jest sprawny, by być wojownikiem.
    Ale dobrze, że Kendappa postanowiła podróżować z Felonarem. Jej też mi żal, że straciła męża, i cieszę się zarazem, że spełni wolę Kaelasa i pojedzie na planetę Debesu. No i odzyskała sztylet siostry. Ładnie postąpił Snow z tym gestem.
    Cieszę się, że chociaż RM19 się ułada. Mimo iż bardzo boleje nad stratą najlepszego przyjaciela, to jednak ma dla kogo żyć. Ma kobietę, którą kocha, no i zostanie ojcem! Cieszę się... Sądzę, że zasługuje na szczęście po tym, co przeżył.
    Jak na razie zastanawiam się teraz, kto przyjmie władzę nad planetą Landare... Mam nadzieje, że to zostanie wyjaśnione w Epilogu?
    Rozdział bardzo mi się podobał i był pełen emocji, bo płakałam i płakałam...

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      No tak, miałaś sporo racji, ale przecież wtedy nie mogłam powiedzieć, że tak rzeczywiście będzie :P Jednakże przez pewien czas zastanawiałam się nad tym, czy może jednak skończyć szczęśliwiej i ich nie połączyć. Ale potem uznałam, że byłoby z tym za dużo problemów, bo nie wiedziałabym, jak zakończyć akcję, by było wiadomo, co mniej więcej robił każdy z głównych bohaterów.
      RM19 ma szczęście, że Reeva pojawiła się na jego drodze, bo początkowo jego także planowałam uśmiercić. Ale chyba nawet gdyby jej nie było, to zrezygnowałabym z tego pomysłu, bo to byłoby już zbyt brutalne.
      O Landare już więcej nie będzie, epilog składa się z trzech części, ale akcja żadnej z nich nie jest tam osadzona. Jednakże na Landare na razie na pewno władzę będzie sprawował Lothor, szczególnie że robił to przez wiele lat i mieszkańcy byli z tego zadowoleni.

      Usuń