Rzadko myślimy o tym, co mamy, lecz
zawsze o tym, czego nam brak.
Schopenhauer
Młody mężczyzna
siedział na dachu jednego z kamiennych domów znajdujących się w Starej
Dzielnicy miasta. Nazwali ją tak przybysze z obcych planet, którzy osiedlili
się na Landare. Pamiętała ona czasy ostatniego króla, gdy była centrum stolicy.
Lecz lata jej świetności już dawno minęły. Kamień, z którego zostały zrobione
budynki pękał i kruszył się w wielu miejscach. Ściany porastał bluszcz,
którego od wieków nikt się nie pozbywał. Mieszkańcy dzielnicy nie przejmowali
się jej powolnym rozkładem. Cieszyli się, że posiadali jeszcze dach nad głową i
marne środki do życia. Wiedzieli, że nie przeżyliby wielu dni wygnani poza mury
miasta, a żebracy błąkający się po ulicach byli łapani i umieszczani w
więzieniu lub na miejscu zabijani przez ludzi Vrieskasa.
Kamienna
twierdza, która, wedle podań starych bajarzy, przed wiekami górowała nad
miastem, została zrównana z ziemią. Pozostało po niej jedynie kamienne
wzniesienie. Naga skała, na której nie wyrosła żadna roślina, która nie
zapewniła schronienia zwierzętom zamieszkującym planetę.
Mężczyzna,
nieruchomo siedzący na dachu, był średniego wzrostu jak na standardy wojownika.
Szeroka, lniana koszula zakrywała umięśnione ciało. Miał szczupłą, podłużną
twarz z głęboko osadzonymi ciemnoniebieskimi oczami oraz szerokie usta, które
stały się przyczyną drwin wielu rówieśników.
Kaelas patrzył
w nocne niebo, w głębi ducha ciesząc się, że dziś chmury nie przysłoniły
nieboskłonu. Przed Ceremonią mógł spędzić jeszcze jedną noc, patrząc w gwiazdy,
pożegnać się z tym widokiem i uspokoić zmysły, osiągając równowagę. Potrafił
wyciszyć się jedynie wtedy, gdy ostatnie promienie Lume Estrell znikały za
horyzontem. Podświadomie czuł, że noc go wzywa, jakby była częścią nieznanego
elementu jego natury.
Tej nocy, jak
każdej od tysiącleci, księżyc nie zaświecił. Kaelas, jak nieliczni mieszkańcy
Landare, wyglądał jego ponownego pojawienia się. Księżyc zniknął z nieboskłonu
w ostatnim roku panowania króla Ladvariana, w roku, w którym zgiął kolano przed
wielmożnym Vrieskasem, oddając mu całkowite rządy i stając się jedynie
namiestnikiem.
Wedle podań
przekazywanych z pokolenia na pokolenie księżyc znów miał wzejść na ciemny
nieboskłon, gdy prawowity dziedzic Ladvariana zasiądzie na tronie i odzyska
utracony honor. Lecz ten czas nie nadchodził i podanie przerodziło się w
legendę, by stać się bajką dla dzieci.
Kaelas
przyglądał się jasnym gwiazdom porozrzucanym po czarnym niebie. Było ich tak
niewiele, że bez trudu potrafiłby je nazwać.
– Jak daleko są
planety, na których przyjdzie mi już niedługo się znaleźć? – zadumał.
Siedział
nieruchomo do chwili, aż pierwsze promienie Lume Estrell pojawiły się na
horyzoncie.
– Czas się
szykować.
~ * ~
Gdy Kaelas
ubrany w swój odświętny strój – srebrny, obcisły kombinezon wykonany z
materiału przywiezionego tu przez ludzi wielmożnego Vrieskasa, wysokie buty w
tym samym kolorze i gruby pas z kaburą przeznaczony na jego nową broń – zszedł
do kuchni, jego matka już czekała ze śniadaniem. W swojej najlepszej, brązowej
sukni i długimi włosami splecionymi w warkocz prezentowała się znacznie lepiej
niż na co dzień. Gdyby ktoś nieznajomy zobaczył ją na ulicy, nie zorientowałby
się od razu, że mieszka w Starej Dzielnicy. Matka spojrzała na syna, a w jej
oczach pojawiły się łzy.
– Matko…
– To ze
wzruszenia, Kaelasie. Po dzisiejszej Ceremonii będziesz prawdziwym mężczyzną i
wojownikiem. Nie mogę uwierzyć, że mój najmłodszy syn jest już dorosły. –
Wierzchem dłoni otarła słone łzy z policzków, lecz jej oczy pozostawały pełne
smutku.
Kaelas
wiedział, że musi być to wyjątkowo trudne dla niej. Teraz zostanie sama i
będzie musiała przeżyć, polegając jedynie na własnych siłach i umiejętnościach,
nie znajdując u nikogo pomocy. I nic nie mogła na to poradzić, gdyż taki był
naturalny porządek.
Wiedziała o tym od czasu, gdy stwierdzono, że mam
predyspozycje na wojownika. Miała wystarczająco dużo czasu, by się przygotować.
– Ojciec byłby
z ciebie dumny.
Kaelas miał
wrażenie, że jakaś niewidzialna dłoń ścisnęła jego serce. Nie znał swojego
ojca. Zginął na jednej z misji, gdy on miał zaledwie pięć lat, a jego szczątki
nigdy nie powróciły na Landare. W domu nie mówiono o nim dużo, unikano tego
tematu jak ognia. Zdołał się jednak dowiedzieć, że był potężnym wojownikiem,
jednym z najlepszych, jak jego starszy brat. Elita. Określenie, którego unikało
się w tym domu, by nie sprawić Kaelasowi przykrości.
– Nie sądzę –
powiedział mężczyzna z żalem, którego nie zdołał ukryć. – On był wojownikiem
najwyższej klasy, tak samo Falonar. Ja ledwo mogę równać się z klasą średnią.
Wszyscy i tak zaliczają mnie do niskiej.
– Jeszcze
podniesiesz swoje umiejętności. To głównie kwestia treningu. Ani się obejrzysz,
a dorównasz bratu.
– Zastanawiam
się, czy wszystkie matki kłamią, czy tylko te, które nie są wojowniczkami. Nawet
nie potrafię posługiwać się mieczem – dodał z goryczą, patrząc na swoje buty,
aby uniknąć wzroku matki. Wiedział, że tymi słowami dotkliwie ją zranił.
– Gdy razem z
Falonarem przylecicie do domu na Święto Króla, będziesz mógł z nim poćwiczyć.
Sparing z silniejszym przeciwnikiem zawsze wiele daje – nie poddawała się.
– Nie musisz
się wysilać, matko. Nie przyniosę ci wstydu i będziesz mogła być dumna, że masz
w rodzinie wojownika średniej klasy.
Kobieta nic nie
odpowiedziała, ale jej pełne smutku i obawy spojrzenie mówiło wszystko. Kaelas
nie przejął się tym, zasiadając do śniadania. Zawsze był wyrzutkiem, czarną
owcą w rodzinie, lecz postanowił, że od dziś to się zmieni. A gdy wróci na
Święto Króla, będzie bohaterem.
~ * ~
Kaelas nie
lubił przebywać w Nowej Dzielnicy miasta. Ta nazwa nadal obowiązywała, chociaż najeźdźcy
wybudowali ją setki lat temu. Tutaj kamienne budynki ustępowały miejsca tym
wykonanym ze stali i innych metali, których mieszkańcy Landare nie znali.
Proste, prostokątne domy zmieniały kształty na bardziej fantazyjne i
wielokolorowe z wieloma łukami, kolumnami i zdobieniami. Duże okna wpuszczały
do domostw znacznie więcej światła, a spadziste dachy nie pozwalały na nocne
obserwowanie nieba.
Nad wszystkim
górował ogromny pałac, który pod wpływem promieni ognistej gwiazdy mienił się
niczym miliardy diamentów. Złote kopuły i ogromne tarasy dodawały budynkowi
jeszcze więcej przepychu. Kaelas słyszał opowieści, że otaczał go wielki ogród
z rubinowymi fontannami i egzotycznymi roślinami pochodzącymi z najdalszych
zakątków strefy północnej. Jednak nigdy, pomimo licznych starań, nie udało mu
się zobaczyć tego na własne oczy.
Najeźdźcy
zbudowali Nową Dzielnicę, aby Vrieskas poprzez swoich zaufanych ludzi wiedział,
co dzieje się na Landare. Główny generał wraz z księciem wojowników i jego
rodziną mieszkał w pałacu, pełniącym równocześnie funkcję bazy dowodzenia.
Pozostałe domy zajmowali koloniści z innych planet i najbardziej wpływowi
rdzenni mieszkańcy, którzy poprzez liczne zwycięstwa zyskali poparcie
Vrieskasa.
Kiedyś będę tu mieszkać, pomyślał Kaelas, idąc wraz z matką ulicą wykonaną z
żółtego metalu.
Ceremonia miała
odbyć się na głównym placu ulokowanym niedaleko pałacu. Przybyło na nią
niewielu mieszkańców, dominowały wśród nich kobiety, które nie urodziły się
wojowniczkami i małe dzieci.
Kaelas poczuł
rozczarowanie na ten widok. Nie tego się spodziewał po własnej Ceremonii. Taka
widownia go nie zachwycała; byli to zwykli gapie, którzy przyszli tu jedynie z
ciekawości lub nudów, nie ludzie, którzy podziwialiby jego jako nowego
wojownika.
Stare, głupie krowy i małe bachory nigdy mnie nie
docenią.
Ceremonia
pasowania na pełnoprawnego wojownika odbywała się raz na kwartał. Wczesnym
rankiem, gdy Lume Estrell w całej swej okazałości wyłoniła się zza horyzontu i rozpoczynała
długą wędrówkę przez szary nieboskłon. W ostatnich latach odbywały się one
rzadziej, gdyż nie było młodych, którzy mogli ukończyć szkolenie i otrzymać
swoją broń.
Kaelas czekał
dwa miesiące, odkąd dowiedział się, że następnym razem w końcu przyjdzie pora
na niego. Czuł ekscytację i nie mógł doczekać się tego szczególnego dnia.
Jednak, gdy stał na niewielkim podwyższeniu, ustawionym na środku ogromnego
placu i patrzył na dwójkę znacznie młodszych, towarzyszących mu Landarczyków,
jego zapał gasł z każdą minutą, zmieniając się w gorzkie rozczarowanie.
Marzył o tej
chwili, odkąd jego brat w wieku dziewiętnastu lat przeszedł przez Ceremonię i
otrzymał swój miecz, dziedzictwo ojca. Tamtego dnia pasowanie zostało
uświetnione huczną zabawą, wytworną ucztą, barwnymi korowodami i pokazami
najdziwniejszych stworzeń z kosmosu. Stolica na jeden dzień stała się kolorowym
i radosnym klejnotem, jakiego nie widziano od wieków.
Lecz wtedy
wśród przystępujących do Ceremonii był książę Ladvarian, obwołany najmłodszym
wojownikiem od stuleci, który, mając zaledwie czternaście lat otrzymał swój
miecz i pierwszą misję. A Falonar został jego strażą przyboczną. Tym tytułem
szczycił się do dziś.
Dla wojowników
klasy średniej Ceremonia była jedynie formalnością, o której następnego dnia
nikt nie pamiętał.
Poprzedni
doradca starego księcia Peytona pełnił funkcję Mistrza Ceremonii z racji, że
był jednym z najstarszych mieszkańców Landare. Rozpoczął od długiej mowy, w
której głównie wychwalał wielmożnego Vrieskasa, jako najwspanialszego cesarza
wszechświata. Kaelas nie starał się nawet skupić na jego słowach. Obserwował
kolorowe, fikuśne budynki, próbując domyślić się, z jakich metali zostały
wykonane, lecz z marnym skutkiem.
Kaelas nie
znosił biernego stania w miejscu. Długoletnie szkolenie nauczyło go
pozostawania nieruchomo w jednej pozycji, lecz jego żywiołowa natura
sprzeciwiała się takiej bezczynności. Chciał już się poruszyć, zrobić kilka
kroków, a najlepiej zakończyć tę farsę i wylecieć w przestrzeń kosmiczną.
Z ulgą przyjął
zakończenie długiej mowy i rozpoczęcie najważniejszej części uroczystości,
podczas której Mistrz Ceremonii podchodził do każdego młodego wojownika,
wręczając mu miecz i laserowy pistolet. W wielu sytuacjach bardziej przydatny
od kawałka stali kontrolowanego przez energię wewnętrzną.
Gdy Mistrz
Ceremonii pojawił się przed Kaelasem, na jego twarzy, która powinna być pełna
skupienia, odzwierciedlała się nuda i zniecierpliwienie. Stary człowiek
popatrzył na niego z wyraźną dezaprobatą, lecz młody mężczyzna, jak miał w
zwyczaju, nie przejął się tym. Już nieraz działał na nerwy swoim nauczycielom,
co nigdy nie wpływało korzystnie na jego życie. Lecz dziś miał opuścić rodzinną
planetę i już nic złego stać się nie mogło.
Spojrzał dumnie
na Mistrza Ceremonii, którego cierpliwość, z czego zdawał sobie sprawę, była na
granicy wyczerpania, po czym uklęknął przed nim na prawe kolano.
– Ja, Kaelas,
syn Zevrana za pozwoleniem Wielkich Mistrzów i wstawiennictwem bogów od dziś
staję się mężczyzną i wojownikiem Landare. Przyrzekam strzec mego miecza, mej
materialnej duszy, odzwierciedlenia mego honoru, mego życia. Ślubuję walczyć do
końca mego istnienia i przelać ostatnią kroplę krwi ku czci wielmożnego
Vrieskasa, prawdziwego i jedynego władcy wszechświata oraz mojej planety –
wyrecytował, nie przejmując się znaczeniem wypowiedzianych słów. Może i one były coś warte dla Falonara, lecz
nie dla mnie. Są puste niczym kamienie, niczym widma nieistniejących bogów.
– Niech bogowie
cię strzegą, Kaelasie, wojowniku Landare – zakończył Mistrz Ceremonii, podając
mu stary, zużyty miecz należący wcześniej do wielu innych mężczyzn i kobiet
niskich klas i nowy, posrebrzany pistolet laserowy, symbol służby u Vrieskasa.
Kaelas podniósł
się z klęczek i umocował nową broń przy pasie.
– Ceremonia
dobiegła końca – powiedział stary mężczyzna donośnym głosem, zwracając się do
tłumu. – Możemy powitać w naszych szeregach trójkę wojowników z Landare.
Kaelas
spodziewał się wiwatów ze strony przybyłych gapiów, jak miało to miejsce
podczas Ceremonii Falonara, lecz znów poczuł rozczarowanie. Kobiety i dzieci,
zobaczywszy już wszystko, powoli rozchodziły się do domów. Mistrz Ceremonii
także odszedł, zostawiając wojowników z jednym z ludzi wielmożnego Vrieskasa,
odpowiedzialnego za pomniejsze misje.
Mężczyzna
poprowadził ich na sieć lądowisk, przylegającą do ogrodów pałacowych. Stały już
tam dwa statki kosmiczne. Z zewnątrz przypominały olbrzymie, posrebrzane kule
na czterech nogach, lecz w środku wyposażone były we wszystko co niezbędne do
długich podróży i przeżycia w kosmosie.
Rozdrażnienie
Kaelasa sięgnęło zenitu, gdy oddzielono go od dwójki pobratymców. Prawa
ustalone przez Vrieskasa były jasne i zawsze dokładnie przestrzegane. Na misję
w jednej drużynie nie mogło wyruszyć więcej niż dwóch wojowników z tej samej
planety.
Od samego
początku był przekonany, że to nie on zostanie sam. Miał już dość tej goryczy i
postanowił, że pierwsza misja będzie jego wielkim sukcesem, że wszyscy, łącznie
z Falonarem, będą błagać go o wybaczenie. Zyska rangę elity i podczas Święta
Króla zastąpi brata u boku księcia.
Poprowadzono
Kaelasa do jednego ze statków. Stały już przy nim dwie osoby ubrane w takie
same srebrne kombinezony jak on. W mężczyźnie rozpoznał mieszkańca planety
BS88C, którzy od wieków pracowali dla Vrieskasa, pilotując większość kapsuł
kosmicznych. Z tego co słyszał, była to najbardziej rozwinięta i
skomputeryzowana cywilizacja w całej strefie północnej.
Młody mężczyzna
był o głowę niższy od Kaelasa. Krótkie, ciemne włosy sterczały na wszystkie strony,
jakby od miesięcy nie widziały grzebienia, lecz i tak można było dostrzec dwie
pary metalowych prostokątów przyczepionych po każdej stronie czoła. Przyglądał
się wojownikowi bystrym wzrokiem zza okularów o fioletowych szkłach, a wąskie
usta ułożyły się w przyjaznym uśmiechu.
Jednak to młoda
kobieta pochłonęła całą uwagę Kaelasa, sprawiając, że jego serce zaczęło
szybciej łomotać w piersi. Nigdy nie widział żadnego przedstawiciela jej rasy. Była
wysoka i szczupła, jednak obcisły kombinezon pozwalał dostrzec zarys jej
mięśni. Miała oliwkowy kolor skóry, ale najbardziej w oczy rzucała się para
dużych, ciemnych, błoniastych skrzydeł. Długie włosy splotła w warkocz i
obwiązała go wokół głowy, odsłaniając spiczaste uszy. Na jej podłużnej twarzy
zakończonej ostrym podbródkiem malowała się powaga i skupienie. Dużymi oczami o
barwie płynnego złota spoglądała w jeden, obrany przez siebie punkt, nie
zwracając uwagi na przybyłych.
– Wasze zadanie
będzie polegać na podbiciu planety Harenosum. – Kaelasa przywrócił do
rzeczywistości głos mężczyzny. – RM19 zna jej dokładne położenie. Macie
zlikwidować wszystkich jej mieszkańców, by zrobić miejsce dla nowej bazy.
Wielmożnemu Vrieskasowi nie są potrzebne takie kosmiczne śmieci.
Gorycz i
rozczarowanie powoli zaczynały znikać. Zastępowała je ekscytacja z powodu
zbliżającej się walki i niezwykle ważnego zadania, przed którym go postawiono.
Przeczytałam ^^. Rozdział był naprawdę długi. Jak na początek opowiadania o w sumie dość trudnej tematyce poszło ci naprawdę dobrze. Świetnie opisałaś miejsca i przeżycia głównego bohatera. Wydaje się być chłopakiem skromnym i pozbawionym nadmiernej ambicji.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tego czekającego go zadania.
[skrajnie-rozni] [marmurowe-serce] i nowo powstały http://w-niepewnosci.blogspot.com/ , na który oczywiście cię zapraszam. Blog ten nie ma jest żadnym ff.
Pisząc wspomnienia Sweverusa wyrobiłam już sobie długość rozdziału i zawsze staram się tego trzymać, chociaż i tak jest nieco krótszy niż moja zwyczajna norma.
UsuńNie powiedziałabym, że Kaelas jest skromy. Ma ambicje i chce być jednym z najlepszych. Chce trafić do wymarzonej przez siebie elity i dorównać bratu, chociaż jeszcze mu do tego daleko.
Aha, bo odniosłam wrażenie, że w zupełności zadowala go bycie średnim ;). Z jednej strony to fajnie, że już nie jest taki najlepszy, bo wydaje się być bardziej prawdziwy dzięki temu.
UsuńA dla mnie ten rozdział i tak jest długi, gdyż moje są znacznie krótsze :/. Aczkolwiek z radością stwierdzam, że każdy następny wychodzi coraz dłuższy. Przynajmniej na marumorowym sercu, bo nie wiem, jak pójdzie mi z opisywaniem historii Jamie, która z fantasy ma bardzo niewiele wspólnego.
Wydaje mi się, że najpierw trzeba napisać kilkanaście rozdziałów i potem standardowa długość sama się znajdzie, chociaż pewnie będzie różna w zależności od osoby. A Twoje wcale nie są takie krótkie. Pamietam, że moje początki Severusa były skandalicznie krótkie.
UsuńAż takie złe nie były ;). Przeczytałam go już w całości i muszę powiedzieć, że całe opowiadanie bardzo mi się podobało. W każdym razie o wiele lepiej ci szło na początku niż mi. Marmurowe serce jest moim całkiem pierwszym opowiadaniem, więc może kiedyś się jeszcze wyrobię...
UsuńNotka naprawdę ciekawa ;) Opisy przeżyć i miejsc. Jednak i tym razem trzeba się dokładnie wysilić, a by połączyć fakty ;) Tylko czy Kaelas będzie służył Vrieskasowi? Mam nadzieję, że już na tej misji zrozumie, że nie powinien tego robić ;P Serdecznie pozdrawiam ;]
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńCzy Kaelas będzie wiernie służył okaże się w rozdziale trzecim (ewentualnie w czwartym, jeżeli bardzo się rozpiszę), gdy dotrą na tę planetę. Ale do jakiegokolwiek zrozumienia sytuacji jeszcze mu daleko.
Podejrzewam, że wszyscy czytelnicy i bez tłumaczenia zauważyli, że Kaelas skromny nie jest... I póki co jest antypatyczny. Taki zapatrzony w siebie typ, marzący o wielkiej sławie i potędze... Mam nadzieję, że szybko się ogarnie.
OdpowiedzUsuńNo, ale czeka na blask księżyca, a t już o czymś świadczy... Właśnie: "Kaelas, jak nieliczni mieszkańcy Landare, wyglądał jego ponownego pojawienia się." - to samotne "jak" trochę dziwnie brzmi. Gdybyś dodała "podobnie", ale jakoś inaczej zbudowała zdanie brzmiałoby lepiej. No, ale to jedyne do czego się przyczepie:)
Pozdrawiam
Właśnie o to mi chodziło, gdy tworzyłam tę postać. Chociaż przy pisaniu mnie też irytuje i muszę uważać, by nie zabrnąć w złą stronę. W przyszłości, jak to na głównego bohatera przystało, będzie musiał się ogarnąć. Ale szybko to, to na pewno nie nastąpi.
UsuńPomyślę trochę nad tym zdaniem i postaram się trochę przekształcić.
Na początku dziękuję za komentarz u mnie. Ja też stronię od obyczajówek, ale tym razem pokusiłam się o napisanie właśnie czegoś zwykłego. Taki przerywnik od fantastyki, którą uwielbiam ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam twoje dwa rozdziały i jestem zachwycona!
Tworzysz takie piękne opisy oraz naturalne dialogi. Cudownie.
Chyba nie spotkałam się jeszcze z opowiadaniem o takiej tematyce. Zaciekawiła mnie postać Kealasa. Wydaje się dość intrygującym bohaterem. Niby dość skromnym i o małej pewności siebie,a jednak... Ciekawe jak potoczą się jego dalsze losy.
Pozdrawiam
http://moja-etiuda.blogspot.com
Dziękuję :)
UsuńMówiąc nieskromnie, lubię być chociaż trochę oryginalna. I też się jeszcze z taką tematyką nie spotkałam. Ale nie chciałabym powtarzać istniejących schematów, bo później mogłoby zrobić się nudno i przewidywalnie.
Zastanawiam się, po czym można stwierdzić, że on jest skromny. Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie. Chce być najlepszy ze wszystkich i uprzejmością też nie grzeszy.
Moja pierwsza reakcja: o, sci-fi ^^ Już od jakiegoś czasu miałam ochotę obejrzeć dobry film (którego do tej pory nie znalazłam), a tutaj zjawiło się przede mną opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że jestem zauroczona Twoim stylem. Opisy są świetne, dialogi nie męczą sztucznością, a charakter Kaelasa został według mnie doskonale odzwierciedlony - ambitny, choć rozgoryczony młodzieniec żyjący w cieniu ojca i starszego brata.
Po przeczytaniu dwóch części wydaje mi się, że masz naprawdę dobrze i dokładnie obmyślony (wszech)świat, w którym żyją bohaterowie, a to sprawia, że naprawdę chce się czytać to opowiadanie.
Co jeszcze mogę powiedzieć? Może tylko, że z niecierpliwością czekam na więcej :)
[mapa-skarbow.blog.onet.pl]
Dziękuję :)
UsuńKaelas mimo wszstko bardziej żyje w cieniu brata, temat ojca jest bardziej tabu, a do Falonara porównują go na okrągło.
Ogólną strukturę wszechświata musiałam wymyślić od razu, zostanie ona dokładnie przedstawiona w rozdzile trzecim. Ale umieszczenie poszczególnych planet, które odwiedzą, to jeszcze sprawa losowa ;)
Czytałam, czytałam, aż tu nagle koniec rozdziału. Stanowczo protestuję! Chcę następny rozdział! Dobra, już nie będę marudzić, jak jakieś rozpieszczone dziecko^^ Rozdział świetny! Uwielbiam Twoje opisy, a w szczególności opisy osób i przestrzeni. Od Ciebie mogłabym się uczyć^^ Troska matki Kaelasa jest niezwykła. Widać, że kocha swoje dziecko i z trudem żegna się ze swoim najmłodszym synem, który rusza na podbój planet. Myślałam, że wejdą do statku i przywitają się, ale jednak zakończyłaś i będę musiała czekać na następny rozdział. Ich zadanie nie jest łatwe. Może i Kaelas, podekscytowany pierwszą walką, będzie czynił rozkazy Vrieskasa, lecz przeczuwać, że później może się to zmienić i przysięgę, którą złożył na tej Ceremonii, złamie.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo wenki:*
Pozdrawiam:*
Dziękuję :*
UsuńKolejny rozdział jest juz napisany, czeka tylko na poprawkę i przeredagowanie jednego akapitu, który za cholerę nie chce wyjść w miarę poprawnie.
Przedstawienie bohaterów będzie w kolejnym rozdziale, bo ten fragment wyszedł taki długi, że dodanie go tutaj byłoby przesadą.
Co do szczegółów misji i jej poziomu trudności, to ja może przemilczę. A jeżeli mowa o przysiędze, to właśnie wpadłam na ciekawy pomysł z nią związany.
Doczekać się nie mogę ;)
UsuńMam pytanko: Jak zrobiłaś te Spis Treści? Bo te Archiwum trochę mnie denerwuje. :)
Jak dobrze pamiętam, to ten gadżet nazywał się lista linków.
UsuńHej ;* jeszcze nigdy nie czytałam ani żadnej książki Sci-Fi (oprócz bodajże dwóch-trzech opowiadań/dłuższych fragmentów powieści Stanisława Lema), ani bloga Sci-Fi, więc cieszę się niezmiernie, że wreszcie będę miała okazję. Twoje opowiadanie bardzo mi się spodobało. Zaglądnęłam przy okazji w podstronę z informacjami i zauważyłam, że masz na nie bardzo ciekawy pomysł.
OdpowiedzUsuńPodobał mi się opis ceremoni Kaelasa. Była bardzo ciekawa. Mężczyzna musi być naprawdę podniecony pierwszym zadaniem - kto by nie był? Jestem ciekawa, jak to zadanie przebiegnie i jakie będą jego skutki.
Czytałam w komentarzach pod prologiem, z którym zresztą również się zapoznałam, że FF potterowskie zaczęły Cię nudzić... Ale wciąż będziesz publikowała rozdziały na wspomnieniach-severusa, tylko że z mniejszą częstotliwością?
Całuję,
Leszczyna [dowiesc-niewinnnosci][pola-kamienne]
Ps. Czy informujesz o nowych rozdziałach?
Dziękuję :)
UsuńJa też nie czytałam żadnej książki z tej tematyki. Może kiedyś się skuszę, ale na razie wolę poczytać sobie kryminały i fantasy.
Na jego miejscu na pewno każdy cieszyłby się, że może w końu zrobić coś pożytecznego, a nie ciągle siedzieć w domu i wiecznie trenować bez określonego tytułu, bo ciągle ma za małe umiejętności.
Na wspomnienia Severusa mam napisane w zeszycie trzy rozdziały na zapas, gorzej, że chwilowo weny nie mam. Porzucać tego bloga na pewno nie mam zamiaru, ale częstotliwośc nowych notek na pewno się zniejszy. Postaram się w przyszły weekend opublikować kolejną, a jeżeli nie dam rady, to na pewno w weekend majowy.
O nowych notkach będę informować. Tylko daj znać, na którym blogu Ci wygodniej.
Raczej na dowiesc-niewinnosci, bo tam jestem zdecydowanie częściej. Chyba że onet wkurza Cię na tyle, że nie chcesz tam już informować, to możesz na tym blogu na wp ;)
UsuńTak przy okazji; jesteś zadowolona z blogspota? ;p
Mogę na onecie, bo nie jest to dla mnie problem (chyba że znów będzie to trwać z pół godziny). Tylko muszę pamiętać, że komentarz dodaje się po piętnastu minutach, a nie próbować do upadłego, bo później wszystkie się pojawią.
UsuńZ blogspota jestem zadowolona. Na początku mnie trochę przytłaczał, ale teraz już wszystko ogarnęłam i jest dobrze.
Nie szkodzi, jak onet zacznie mnie słuchać, usunę te dodatkowe (:
OdpowiedzUsuńPo fantastycznym prologu rozdział pierwszy zdaje się być bardziej science-fiction. Planety, podboje kosmiczne... Główny bohater zaś jest inny niż większość głównych bohaterów - niewybitny, rozgoryczony, właściwie też niezbyt sympatyczny. Indywiduum dość specyficzne - myślałam, że będzie pragnął wyjechać na jakąś porządną misję i że nie ucieszy go opcja "zabijania kosmicznych śmieci". Ale chyba było mu wszystko jedno, prawda? Byle by zostać bohaterem.
Paroma słowami, podobało mi się. :)
Zapraszam do siebie na rozdział drugi i pozdrawiam
Dziękuję :)
UsuńBo od początku miało być to science fiction właśnie w takim stylu. A prolog specjalnie utrzymany został w typie fantasy, by pokazać jak kiedyś wyglądała Landare i jak się zmieniła.
Kaelas jest okropnym typem i jeszcze przez długi czas nie będzie zdawać sobie sprawy ze swojego zachowania. Przy pisaniu muszę się czasem hamować, by nie wyszedł zbyt pozytywnie. A zabijanie kosmicznych śmieci to pojęcie względne, bo Vrieskas określa tak większość ludów kosmicznych.
Rozdział postaram się przeczytać jak najszybciej, możliwe, że jeszcze dzisiaj.
Hej!
OdpowiedzUsuńWłaśnie wpadłam na Twoją stronę i oczom nie mogłam uwierzyć. Pierwszy raz spotkałam opowiadanie fanfiction ze świata Czarnych Kamieni. ;) Czemu akurat wybrałaś takich bohaterów? Poza tym Kaelas to chyba był tygrys, o ile dobrze pamiętam. A Ladvarian to pies. :D
Ciepło,
Ew
Bo to nie jest ff "Czarnych Kamieni". Główni bohaterowie mają tylko imiona zapożyczone z tej powieści. A całość jest moim pomysłem i tematyką science fiction.
UsuńHej, tu Taa Zwariowanaa :) Strasznie przepraszam, że pojawiam się z takim opóźnieniem, ale na swoje wytłumaczenie mam tylko to, że od wtorku zaczynają się egzaminy gimnazjalne, a nauczyciele w mojej szkole szaleją -.-
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam prolog i rozdział pierwszy i przyznaję, że zaciekawiłaś mnie tematyką SF :) Nigdy nie czytałam żadnej książki tego rodzaju, ale tak zaciekawiła mnie ta historia, że ją będę czytać dalej z ogromną przyjemnością :) Najbardziej podobał mi się chyba opis ceremonii Kaelasa :) Zresztą nie od dziś wiadomo, że kocham twoje opisy :D
Pozdrawiam,
Nic się nie stało, doskonale to rozumiem. W czasie sesji też mam urwanie głowy i brakuje mi czasu na cokolwiek.
UsuńDziękuję :)
Jak mam być szczera, to ja też nigdy nie czytałam książek w tej tematyce ;) Może w wakacje się na coś skuszę.
Dziękuję za uznanie, u mnie nn, zapraszam. :) Jak tylko będę mieć chwilę, przeczytam Twoje opowiadanie, które po zerknięciu na kilka pierwszych linijek wydaje się bardzo ciekawe, a tymczasem dodaję do Linków. ;)
OdpowiedzUsuń"Lecz Zdołał się jednak dowiedzieć" - jedna duża literka za dużo :) I koniec mojego czepialstwa. Strasznie podoba mi się ta historia i mimo że początkowo zniechęciłam się długością rozdziału (słodkie lenistwo...), pochłonęłam zarówno go, jak i prolog w całości, całkiem urzeczona. Masz fantastyczny styl, a historia jest niesamowita. W mojej głowie rodzi się masa podejrzeń. Czyżby mieszkańcy tej planety byli czymś w rodzaju wilkołaków? To właśnie kojarzy mi się z księżycem. A piękna pani to elfka? Liczę na jakiś romans ;) Cóż, taki wyrzutek i na pewno jeszcze zostanie bohaterem. Wierzę w to i trzymam za niego kciuki :) Oczywiście proszę o informowanie i dodaję do linków.
OdpowiedzUsuńA i oczywiście dziękuję za miły komentarz u mnie :)
Pozdrawiam
Dziękuję :)
UsuńAkurat u mnie takie długości są standardowe, a kiedyś potrafiłam pisać jeszcze dłuższe, ale wiem, że później nie wszystkim chce się czytać i lepiej dzielić na mniejsze.
Dziewczyna elfką nie jest, przedstawiciele jej rasy mają po prostu spiczaste uszy, taka cecha wrodzona.
Jakiś romansik będzie, bo bez niego nie mogłoby się obyć, ale kto z kim na razie pozostanie tajemnicą.
Błąd już poprawiłam, dziękuję za wypisanie.
"Naga skała, na której nie wyrosła żadna roślina, która nie zapewniła schronienia niewielu gatunkom zwierząt zamieszkujących planetę." A wielu zapewniła? ;) Domyślam się raczej, że chodziło Ci o coś innego. Koniecznie to popraw.
OdpowiedzUsuń"Osiągająć równowagę, której uczył się od wielu lat." Literówka :)
"Kaelas, jak nieliczni mieszkańcy Landare, wyglądał jego ponownego pojawienia się. Zniknął z nieboskłonu w ostatnim roku panowania króla Ladvariana(...)" Kaelas zniknął z nieboskłonu? Chyba nie ;)
"Gdy Kaelas ubrany w swój odświętny strój – srebrny, obcisły kombinezon wykonany z materiału przywiezionego tu przez ludzi wielmożnego Vrieskasa, wysokie buty w tym samym kolorze i gruby pas z kaburą przeznaczony na jego nową broń – zszedł do kuchni, jego matka już czekała ze śniadaniem." Pewnie nie miałaś tego na celu, ale przez przypadek sprawiłaś, że ta sytuacja jest po prostu komiczna...
"Nie znał swojego ojca. Zginął na jednej z misji, gdy on miał zaledwie pięć lat, a jego szczątki nigdy nie powróciły na Landare.(...)Lecz zdołał się jednak dowiedzieć, że był potężnym wojownikiem, jednym z najlepszych, jak jego starszy brat." Kto nie znał, kto zginął, kto miał pięć lat, o czyich szczątkach mowa, kto zdołał się dowiedzieć i kto był potężnym wojownikiem? Bo z tego co piszesz wynika, że jedna i ta sama osoba.
"ze stali i innych metali, których mieszkańcy Landare nie znali" Dwa błędy. Po pierwsze, te rymy. A po drugie, stal nie jest metalem, lecz stopem; błąd rzeczowy.
"Jednak, gdy stał na niewielkim podwyższeniu, ustawionym na środku ogromnego placu i patrzył na dwójkę znacznie młodszych, towarzyszących mu Landarczyków jego zapał gasł z każdą minutą, zmieniając się w gorzkie rozczarowanie." Przecinek po "Landarczyków".
"Długoletnie szkolenie nauczyło go pozostania nieruchomo w jednej pozycji, lecz jego żywiołowa natura sprzeciwiała się takiej bezczynności." Stania lub pozostawania.
Dość dużo tych błędów, jest też sporo niezręczności językowych. Pomysł na opowiadanie bardzo ciekawy, jak pisałam, skojarzyło mi się to na początku z mitologią. Takie połączenie mitologii i science-fiction. Ale takie coś trudno jest pisać, jak widzisz. Mimo wszystko nie zrażaj się. A najważniejsze: czytaj tekst przed opublikowaniem.
Na początku chciałam podziękować (także w imieniu Myksy) za zostawienie komentarza na http://swiatlo-ciemnosc.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńRozdział 1 bardzo mi się podobał. Widzę, że kreujesz własny świat, co bardzo lubię - cenię sobie kreatywność i oryginalność w opowiadaniach.
Od razu polubiłam głównego bohatera. Mam nadzieję, że jednak uda mu się dostać się do grupy najlepszych wojowników. W końcu trening czyni mistrza. Jestem ciekawa misji, na którą pojedzie, tak więc dodaję do linków i proszę o powiadamianie.
Nie wiem też, czy chciałaś, żeby Cię powiadamiać, ale w razie co to robię - na blogu http://swiatlo-ciemnosc.blog.onet.pl pojawił się rozdział trzeci. Zapraszam serdecznie.
Pozdrawiam
Filio (na blogspocie, na którym mam bloga z recenzjami, jestem Grafogirl)
Dziękuję :)
UsuńJa też bardzo lubię oryginalność w opowiadaniach, chociaż czasem fanfiki także ją posiadają, chociaż wiadomo, że nie wszystkie, a niektóre tematy są tak oklepane i przewidywalne, że szkoda moówić.
Dziękuję za powiadomienie, pewnie jak czzasem mi się zdarza zapomniałam o tym napisać. W weekend pewnie wpadnę.
I znów mi przerwały -.-
OdpowiedzUsuńJeszcze zanim przeczytałam pierwszy rozdział, byłam pewna , że to opowiadanie jest jednak fantastyczne. A tu zaskoczenie s-f! Szczerze unikam łukiem tego typu książek , bo nie wydają mi się być interesujące. Pewnie dlatego, że po prostu nigdy ich nie czytałam. Ale tutaj zatrzymam się na dłużej. Kto wie? Może zacznę interesować się literaturą tego typu??
Uwagi oczywiście mam, jak to zawsze ja. Musisz mi wybaczyć, ale jestem czepna jak lep na muchy :)
No więc masz bardzo dużo powtórzeń, zwłaszcza na początku. Niektóre z nich dałoby się zastąpić innymi słowy. Wiesz, ładnej by to brzmiało. Tak... bardziej epicko, co nie znaczy, że jest, źle bo nie jest!
I taka drobna uwaga. Jeśli piszesz ciągiem o jednym bohaterze, to nie musisz często podawać jego imienia. Jest bowiem wiadome, że to o niego chodzi. :)
"Ściany porastały bluszczem [...]" ---> niepoprawne. "Ściany porastał bluszcz.", albo "Ściany były porośnięte bluszczem."
Rozdział udany raczej. Współczuje Kaleasowi. Wiem po części jak to jest czuć się taką czarną owcą. I takie rozczarowanie co do ceremonii. Zupełnie inaczej ją sobie wyobrażał. Miejmy nadzieje, że dopnie swego i pokaże im wszystkim, że jest bohaterem jakich mało.
Czy to on jest synem króla? Dziedzicem, który ma uwolnić planetę od V... złego charakteru? ( przepraszam wciąż nie pamiętam. Za mało przeczytałam :) )
P.S: Mam nadzieję, że nie jesteś zła o te moje komentarze :)
Ja też nigdy nie czytałam tego typu książek, jakoś nigdy nie miałam chęci, by się za to zabrać. Moje zainteresowanie głównie wzięło się z czytania różnych mang.
UsuńNie, on nie jest synem króla. Dziedzicem w prostej linii jest Ladvarian, który pojawi się w rozdziale piątym. Syn króla już dawno nie żyje, bo minęły tysiąclecia od tamtego czasu.
Notka naprawdę bardzo interesująca i już chyba wiem o co chodzi - "Bracia Duszy", wojownik... Ale może to zostawie dla siebie i później przekonam się czy dobrze myślałam :) Troszkę się zdziwiłam, że Kaelas będzie służył "temu złemu". Byłam święcie przekonana,że stanie po stronie dobra i będzie walczył przeciw Vrieskasowi. Ale wszystko może się zmienić, prawda? Bardzo podoba mi się jak piszesz. Dialogów i opisów jest w sam raz. Nie za dużo, nie za mało, co bardzo mi się podoba, poza tym długość notki, też jest rewelacyjna. Na większości blogów, pierwsze wpisy są znacznie krótsze, a u ciebie wręcz odwrotnie, co jest oczywiście plusem. Lecę czytać dalej :)
OdpowiedzUsuńCzytając ten rozdział, miałem wrażenie, że znów zaczynam grać w Starcrafta :P Dobra robota, obrazowo opisujesz swój świat, jak również myśli i odczucia bohaterów. Aż chce się współczuć Kaelasowi, sądzę jednak, że tak nędzna Ceremonia podsyciła w nim ambicję pokazania światu, do czego jest zdolny, i dobrze wpłynie na rozwój jego osobowości.
OdpowiedzUsuńWkrótce wezmę się za następne rozdziały, tymczasem pozdrawiam!
Lazuro.
Enigmatyczna i demonvampire już ci wypisali kilka błędów, nie wiem, czy nie powtórzyłam któregoś...
OdpowiedzUsuń*"Kamień, z KTÓREGO zostały zrobione budynki(,) pękał i kruszył się w wielu miejscach. Ściany porastały bluszczem, KTÓREGO od wieków nikt się nie pozbywał" - powtórzenia, no i wstawiłam przecinki;
*"Naga skała, na KTÓREJ nie wyrosła żadna roślina, KTÓRA nie zapewniła schronienia niewielu gatunkom zwierząt zamieszkujących planetę" - drugą część tego zdania musiałam czytać kilka razy, żeby załapać, o co chodzi;
*"Mężczyzna(,) nieruchomo siedzący na dachu(,) był średniego wzrostu";
*"Tej nocy, JAK każdej od tysiącleci, księżyc nie zaświecił. Kaelas, JAK nieliczni mieszkańcy Landare" - powt.;
*"Lecz ten czas nie nadchodził i z podanie przerodziło się w legendę" - coś zjadłaś ;);
*"Wedle podań(,) przekazywanych z pokolenia na pokolenie, księżyc znów miał wzejść na ciemny nieboskłon";
*"ZGINĄŁ na jednej z misji, gdy ON miał zaledwie pięć lat, a JEGO szczątki nigdy nie powróciły na Landare" - jest taki problem, gdy piszesz o dwóch facetach albo o dwóch kobietach, że trzeba wyraźnie zaznaczyć, kiedy mówisz o jednej osobie, a kiedy o drugiej. Tutaj można się zgubić. Ja bym napisała: "Gdy miał zaledwie pięć lat, X zginął na jednej z misji, a jego szczątki nigdy nie powróciły na Landare", tak żeby najpierw powiedzieć o jednej osobie, a potem od drugiej, bo kiedy je przeplatasz w zdaniu (w dodatku używając do ich określenia zaimków), zdanie robi się stylistycznie niepoprawne;
*"Lecz zdołał się jednak dowiedzieć" - 'lecz' i 'jednak' to synonimy, więc albo jedno, albo drugie;
*"Określenie, KTÓREGO unikało się w tym domu, by nie sprawić Kaelasowi przykrości.
– Nie sądzę – powiedział mężczyzna z żalem, KTÓREGO nie zdołał ukryć" - powtórzenia;
*"A gdy wróci na Święto Króla(,) będzie bohaterem".
Niestety, nie przeczytałam rozdziału do końca. Mimo że masz ładne opisy, piszesz zgrabnie i przyjemnie, to kiedy pojawiają się statki kosmiczne - ja wymiękam ;)
Jeśli naszłoby cię kiedyś na pisanie w innym klimacie, chętnie wpadnę.
Pozdrawiam :)
dzieci-z-wrzosowiska.blogspot.com
A teraz coś szczerego: nie podoba mi sie imię Kaelas ;). POza tym nie wzbudził zbytnio mojej sympatii. Jak można się cieszyć z tego, że ma się misję wymordowania całej planety? Choc rozumiem jego frustracje, nie chciałabym żyć ciągle w cieniu brata. Czy to on jest bohaterem, który wyzwoli Landare?
OdpowiedzUsuń