Potrzebne są siły, siły; bez sił nic człowiek nie wskóra; siłę zaś zdobywa
się także siłą…
Fiodor Dostojewski
Trójka ludzi w
srebrzystych, brudnych w wielu miejscach od ziemi i zaschniętej krwi
kombinezonach siedziała przy niewielkim ognisku. Nie mogli rozpalić większego,
by nie zdradzić tubylcom swojego położenia. Pomarańczowe, przechodzące
miejscami w żółć i czerwień, płomienie tańczyły gwałtownie, próbując wzbić się
wyżej ku czarnemu, obsypanemu tysiącami gwiazd niebu. Lecz uniemożliwiano im to
za każdym razem.
– Niepotrzebnie
marnujemy czas – odezwała się jedyna kobieta w ich gronie.
Była najstarsza
z nich i podchodziła już pod czterdziestkę. Miała włosy koloru ognia, które opadały
na jej muskularne, szerokie ramiona. W ciemnych, wąskich, głęboko osadzonych
oczach odbijały się tańczące płomienie ogniska. Duże, pełne, fioletowe usta
wykrzywiła w grymasie niezadowolenia.
– Powinniśmy
zaatakować teraz, a nie siedzieć tu bezczynnie jak jacyś słabi durnie.
Zmarnowaliśmy już dość czasu!
– Nie ty tu
dowodzisz, OruTau – odpowiedział niski mężczyzna siedzący na niedużym pniaku, w
oddali od pozostałej dwójki, gdzie nie docierało światło ogniska.
Ciemnoniebieskimi
oczami obserwował korony olbrzymich, liściastych drzew okalających niewielką
polankę, na której rozbili obóz. Jego twarz o bladej cerze nie wyrażała żadnych
emocji. Jedynie spokój, obojętność. Lekki, chłodny wiatr rozwiewał czuprynę
ciemnych włosów. Pomimo szczupłej sylwetki, nie drżał pod wpływem zimna.
Podczas kilkudziesięciu misji, w których uczestniczył, zdołał przywyknąć do
niedogodnych warunków.
– Jesteś złym
dowódcą. Mianowałeś się nim sam tylko dlatego, że z woli wielmożnego Vrieskasa
pozwolono przybrać ci tytuł księcia wcześniej niż powinieneś. Twój ojciec
jeszcze żyje, a zgodnie z prawem należy ci się on dopiero po jego śmierci.
Ladvarian
niechętnie odwrócił głowę w jej kierunku, wolał ignorować denerwującą
towarzyszkę, do której nic nie docierało. Pocieszał się myślą, że niebawem to
się skończy. Wyraz jego twarzy nadal pozostawał obojętny, lecz spojrzenie stało
się zimne jak śnieżna lawina przygniatająca człowieka swoim ciężarem. Nie
ukrywał niewypowiedzianej groźby, by wiedziała, gdzie było jej miejsce.
– Tytuł dowódcy
otrzymałem, gdy skończyłem siedemnaście lat, OruTau. To ty zostałaś dołączona do mojego
oddziału – powiedział lodowatym tonem, który sprawił, że kobieta mimowolnie
wzdrygnęła się. Poczuł satysfakcję na ten widok. Tym bardziej, że wiedział, iż
nienawidziła tego, w jaki sposób potrafił wpływać na innych, zaledwie
spojrzeniem czy gestem.
– Ty też
popierasz go we wszystkim, Falonarze? – zwróciła się do drugiego mężczyzny.
Siedział
naprzeciwko niej, po drugiej stronie ogniska. Głowę miał pochyloną i wpatrywał
się w szkarłatne płomienie. Jasne, co świadczyło o jego mieszanej krwi, włosy
okalały twarz i opadały na umięśnione ramiona. Miał duże, brązowe oczy,
wyjątkowo wąskie jak na mężczyznę brwi i mocno zarysowaną szczękę z wystającym
podbródkiem porośniętym szorstkim, kilkudniowym zarostem.
– Słowo księcia
jest dla mnie rozkazem – odpowiedział krótko, nie unosząc głowy.
– Jesteś chyba
jedynym durniem, który podlizuje się mu na każdym kroku. Załapałeś się na pełen
etat pieska salonowego czy niewolnika? W końcu jesteś mieszańcem, co widać na
pierwszy rzut oka. A może to tradycja na tej waszej zawszonej planecie?
Jednak, ku jej
rozczarowaniu, Falonar nie odezwał się ani nawet nie uniósł głowy, by mogła
zorientować się, jaki wpływ wywarły na nim te słowa.
– Jeżeli już
musisz wiedzieć, OruTau, bo, jak widać po twoim dziecinnym zachowaniu, masz
umysł tak ograniczony, że nie jesteś w stanie sama na to wpaść – zaczął
Ladvarian, nie przejmując się tym, że kobieta zacisnęła pięści z wściekłości.
Bawiło go to, a dodatkowo musiała zapłacić za znieważenie Falonara. – Gdy my
czekamy, oni zbierają resztki armii, by zaatakować nas całymi pozostałymi im
siłami. Nad ranem, gdy podejdą pod granicę lasu, wybijemy ich wszystkich. Sami
ułatwią nam zadanie, wystawiając się jak na talerzu. Gdybyśmy przepuścili atak
teraz, istniałoby większe prawdopodobieństwo, że jakieś większe grupy tych
durniów ukryłyby się gdzieś i wytropienie ich zajęłoby nam za dużo czasu. Z
tego co wiem, odebrano ci dowództwo, dlatego że przekroczyłaś czas przeznaczony
na wykonanie zadania – dodał z mściwą satysfakcją.
– Uważaj,
Ladvarianie, dzień twojej klęski nadejdzie szybciej niż myślisz.
– Uważaj,
OruTau, bo następnego ranka możesz się już nie obudzić, chyba że w piekle.
Ladvarian
odwrócił głowę od wściekłej kobiety, której po jego słowach żyły wyskoczyły na
skroni i ponownie spojrzał w mroczną głuszę. Ten widok go uspokajał, pozwalał
skupić się i skoncentrować przed nadchodzącą bitwą. Miał irracjonalne wrażenie,
że las go wzywa, że noc go wzywa. Pragnie objąć go swoimi zimnymi ramionami i
wydobyć z niego coś, o czym dotychczas nie miał pojęcia. Oddzielić jego duszę
od tego słabego ciała posiadającego tak wiele ograniczeń. Tak, by mógł poczuć
prawdziwego siebie, prawdziwe wszechpotężne ki, które drzemie ukryte gdzieś
wewnątrz. Wierzył, że nadejdzie odpowiedni czas, że poprzez liczne, mordercze
treningi pokona ograniczenia tego ciała. Znajdzie sposób, by je udoskonalić i
wtedy już nic nie będzie dla niego przeszkodą.
~ * ~
Czerwone słońce
dopiero co wyłoniło się zza horyzontu. Na dworze panował jeszcze półmrok i
nocny chłód. Ladvarian, Falonar i OruTau czekali ukryci w cieniu drzew na
skraju puszczy, obserwując zbliżającą się armię. Lub raczej marne resztki tego, co zostało władcy tej planety odkąd
rozpoczęliśmy podbój, pomyślał z satysfakcją książę. Po szybkiej analizie,
zorientował się, że wrogów nie mogło być więcej niż pół tysiąca, co i tak
stanowiło liczbę znacznie przekraczającą jego założenia. Bardzo dobrze. Niech wszy
wyjdą z nor, to ułatwi nam zadanie.
Ogromny
sztandar przedstawiający potężnego, czarnego byka z olbrzymimi rogami na jasnym
tle powiewał na porannym wietrze nad maszerującą w równym szyku armią.
– Idziemy –
wydał rozkaz Ladvarian. – Nie możemy dopuścić, aby doszli do linii drzew.
OruTau, trzymaj się w sporej odległości, skoro masz zamiar używać tej tandetnej
zabawki – dodał, patrząc z pogardą na pistolet kobiety.
– Ta zabawka
przedziurawiłaby cię na wylot.
– Nie
zdążyłabyś wycelować, a już byłabyś martwa. Falonarze, chronisz moją lewą
stronę – zwrócił się do towarzysza, odwracając się plecami od OruTau i
całkowicie ją ignorując.
– Tak jest,
książę.
Ladvarian
napiął mięśnie i wydobył z siebie okrzyk bojowy, który rozniósł się echem po okolicy.
Drzewa dodatkowo zwielokrotniły jego brzmienie. Armia w dole zatrzymała się,
szukając źródła dźwięku. Niektórzy wpadli w popłoch, nie wiedząc, co robić. Na
to liczył. Ludzie w dole to już nie generałowie, a marne pospólstwo. Ostatni
oddech tej planety.
– Do ataku! –
wrzasnął, zbiegając ze wzniesienia i dobywając miecz.
Patrzył wprost
na pierwszą linię żołnierzy wroga, nie oglądając się na boki. Wiedział, że
Falonar był niedaleko, dwa, trzy kroki za nim. Tak jak zawsze podczas
wszystkich bojów, które razem stoczyli.
Dostrzegł, jak
pierwsi żołnierze padają martwi pod wpływem laserowych pocisków. Jasne wiązki
bez trudu przebijały się przez skórzane pancerze. Ci ludzie, znający tylko
prymitywną broń, nie potrafili się przed nimi obronić w żaden sposób. Nawet ich
tarcze okazywały się bezskuteczne. Ladvarian musiał przyznać, że OruTau
strzelała szybko i celnie.
Przyspieszył,
chwytając miecz w obie dłonie, by zwiększyć siłę zamachu. Skoncentrował się, skupiając
całą uwagę na broni, która powinna być częścią niego, gdyby była jego
dziedzictwem lub została wykonana tylko dla niego. Przelał w nią swoją ki,
odzwierciedlającą jego wewnętrzną siłę.
Zniszczona,
stalowa klinga zalśniła bielą, wydłużając się trzykrotnie, tworząc regularny
kształt. Przypominała języki wirujących nieustannie jasnych płomieni. Ten widok
momentalnie wzbudził strach we wrogach. Pierwszy cios powalił czterech z nich,
odcinając im głowy. Krew trysnęła strumieniem, oblewając wszystkich, którzy
znajdowali się w pobliżu. Pod wpływem tego widoku stojący nieopodal żołnierze
próbowali uciekać, lecz było na to za późno i oni także dołączyli do zabitych.
Ladvarian nie
przejmował się lejącą na niego strumieniami krwią wrogów, kawałkami kości, ścięgien
czy wnętrzności przyczepiającymi się do jego kombinezonu i twarzy. Liczyła się
tylko walka, która pochłonęła go całkowicie. Dziesiątki bezimiennych mężczyzn
padały pod jego ciosami. Ale te drobne szczegóły nie mogły odwrócić jego uwagi.
Nie teraz, gdy znalazł się w swoim żywiole.
Zadawał cios za
ciosem. Rozłupywał czaszki, z których wypływały mózgi, odcinał głowy, rozpruwał
brzuchy, powodując wypłynięcie poskręcanych jelit. Kroczył zgrabnie niczym
tancerz. Śliska, zalana krwią, żółcią i kawałkami narządów nawierzchnia nie
stanowiła dla niego problemu.
Każdym zamachem
miecza powalał kilku przeciwników naraz, a gdy któryś znalazł się za blisko,
wymierzał mu cios w twarz, wgniatając czaszkę do wewnątrz. Nikt nie był w
stanie mu się przeciwstawić. Nie mieli broni, która mogłaby równać się z jego
mieczem. Ich ostrza łamały się, gdy tylko próbowali sparować atak.
Dla Ladvariana
walka skończyła się za szybko. Gdy padł ostatni, martwy przeciwnik, jego miecz
wrócił do dawnej postaci. Książę odwrócił się na pięcie i spojrzał na
rozciągające się za nim pobojowisko. Czerwony ocean na tle zieleni. Ciała
leżały w dziwnych, nienaturalnych pozycjach. Prawie żadne nie było w całości i
czegoś mu brakowało. Sztandar pokonanych został zalany krwią.
Niedaleko
dostrzegł Falonara. Cały jego strój pokryty był szkarłatnymi, ściekającymi
plamami. Promienie wschodzącego słońca odbijały się na jego jasnych włosach i
twarzy, powodując makabryczne wrażenie i jeszcze bardziej podkreślając
wszechobecną na nich krew.
Wojownik w glorii chwały, pomyślał Ladvarian.
– Książę,
jesteś ranny – powiedział Falonar, zbliżając się do niego.
Dopiero teraz
dostrzegł płytką ranę na lewym przedramieniu, z której sączył się strumień
krwi. Któryś z nich musiał go drasnąć. W szale bitwy nawet tego nie poczuł.
– To tylko
zadrapanie, Falonarze.
Mężczyzna nie
słuchał wyjaśnień. Zdjął z głowy ciemną opaskę i przewiązał ranę Ladvariana.
Kurtyna jasnych, kręconych włosów opadła mu na twarz.
– Dziękuję.
– Gdybyście
używali normalnej broni, to pobojowisko nie wyglądałoby tak makabrycznie.
Mdłości można dostać od tego widoku – rzekła, zbliżając się do nich OruTau. Ona
w porównaniu do mężczyzn nie miała na kombinezonie ani jednej plamki świeżej
krwi.
– Tak, i
trwałoby to całą wieczność. Weź ich sztandar i idziemy. Pora ściąć króla i
zakończyć tę farsę. Już za długo tu zabawiliśmy.
~ * ~
Sala tronowa
miała kształt okręgu. Jej ściany zostały ozdobione gobelinami i malowidłami
przedstawiającymi sceny najróżniejszych bitew toczonych przez tutejszych
wojowników. Światło słońca wpadało przez oszkloną kopułę, skupiając się na
ustawionym w centrum komnaty złotym tronie wysadzanym ogromnymi kamieniami
szlachetnymi.
Siedział na nim
stary, opasły mężczyzna. Na poszarzałej twarzy rysowały się wyraźnie liczne
zmarszczki, bruzdy i fioletowe sińce pod pomarańczowymi oczami. Licha, siwa
broda opadała mu na wydęty brzuch. Złota korona ozdobiona byczymi rogami
połyskiwała na jego łysej głowie. Król patrzył z trwogą na idących w jego
kierunku przybyszów.
Ladvarian szedł
na przedzie, a krok za sobą po obu stronach miał Falonara i OruTau z krwawym
sztandarem.
– Twoje wojska
zostały rozniesione w krwawą miazgę. Poddaj się – rzekł książę, patrząc
wyzywająco prosto w oczy króla.
– Nigdy. To nie
może być prawda. Cała moja armia nie mogła zostać zniszczona przez trzy
kosmiczne wszy na usługach jakiegoś szaleńca.
– Nie cackaj
się z nim, Ladvarianie – mruknęła OruTau. – Skończmy to jak najszybciej.
– I tak
będziemy musieli czekać co najmniej tydzień na przybycie posiłków, które
przejmą tu dowodzenie – odpowiedział jej Falonar. – Książę wie, co robi.
Ladvarian nie
przejmował się wymianą zdań towarzyszy ani pytaniami skierowanymi w jego
stronę. Czujnym wzrokiem patrzył wprost na drżącego króla. Ciemne, pełne zimnej
obojętności oczy taksowały każdy, nawet najmniejszy jego ruch. Obserwował
przeciwnika, by ocenić go, przejrzeć na wylot. Ostatecznie zamknąć w lodowej
klatce swojego spojrzenia, pozbawiając wszelkiej nadziei.
– N-nie
dostaniecie mnie – wyjęczał, ale wszelka werwa i moc zniknęły z tonu jego
głosu. Teraz brzmiał, jak trzęsący się ze strachu staruszek, który nie chce
dopuścić do siebie myśli, że nadszedł koniec. – Nie wyjdziecie stąd żywi!
Następnie
wydarzenia potoczyły się nagle i błyskawicznie. Zza tronu wydobył się cichy
świst, który pomknął w głąb kolistej komnaty. Ladvarian automatycznie zrobił
krok w bok, nie wahając się nawet przez chwilę. I wtedy rozległ się
nieartykułowany wrzask OruTau. Owy dźwięk powodowała wypuszczona zza ściany
zatruta strzałka, która trafiła kobietę w odsłoniętą część szyi. Trucizna
szybko rozchodziła się po jej ciele. Krzyczała i wiła się po posadzce pod
wpływem bólu.
Ladvarian
niechętnie odwrócił głowę, spoglądając na nią tym samym obojętnym spojrzeniem.
Falonar nie ruszył się z miejsca nawet o krok, jedynie jego dłoń spoczęła na
rękojeści miecza uczepionego do pasa.
– Pomóż mi,
Ladvarianie – jęczała, wijąc się w konwulsjach, a z kącików jej ust wydobywała
się zielona ślina.
Książę powoli i
z niechęcią zbliżył się do niej.
– Błagam…
– Śmieci się
eliminuje – odparł. – Szczególnie wszystkich podwładnych Vrieskasa.
W oczach OruTau
zagościł strach. Patrzyła na niego tak, jakby nie zrozumiała jego słów i tego,
co miało za chwilę nadejść.
Ladvarian
stanął na jej szyi, kumulując w sobie ki, aby cios był potężniejszy. Kark
kobiety pękł z głuchym trzaskiem. W oddali dotarł do księcia pisk przerażenia
starego mężczyzny. Trysnęła ciepła krew, nakładając kolejną warstwę posoki na
poplamiony kombinezon. Głowa odchyliła się pod nienaturalnym kątem, trzymając się
tylko na kilku ścięgnach i skórze. Korpus wygiął się w łuk, jakby nie dotarło
jeszcze do niego, że był martwy. O
kolejnego durnia mniej.
– Jak? To ty
miałeś… - Stary król nie był nawet w stanie dokończyć zdania. Jego usta
poruszały się, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
– Od początku
wiedziałem, że za tą ścianą ktoś się kryje. Nie jestem byle kim. Ale takie
ścierwo jak ty nie jest w stanie zrozumieć potęgi wojownika Landare, a w
szczególności jej prawowitego władcy. Przekazałem wam ostrzeżenie, ale mnie nie
posłuchałeś. Nie przywykłem do dawania drugiej szansy.
Zbliżył się
powoli do tronu, pozostawiając za sobą krwawe smugi na idealnie wypolerowanej
posadzce. Czuł satysfakcję, gdy patrzył na mężczyznę przed nim, drżącego ze
strachu, z każdym jego krokiem próbującego wcisnąć się bardziej w złote
siedzenie lub nawet zupełnie zniknąć z pomieszczenia.
– Czas na
śmierć.
– Kim ty
jesteś, demonie?
Jednym,
niewiarygodnie szybkim ruchem Ladvarian wyjął miecz z pochwy umocowanej na
plecach. Błysnęła stal, a po chwili głowa króla potoczyła się po posadzce, a
złota korona upadła pod stopy księcia. Krew trysnęła strumieniem z korpusu,
zabarwiając na czerwono ostrze i twarz wojownika.
– Skoro mnie
uważałeś za demona, to wiedz, że Vrieskas jest miliard razy silniejszy.
– Książę? –
Głos Falonara przepełniony był troską i dobiegał jakby z oddali.
– Znajdź tego
sukinsyna zza ściany. Nie chcę więcej wypadków z trucizną.
Gdy mężczyzna
opuścił pomieszczenie, Ladvarian usunął z tronu truchło króla i usiadł na nim.
Chociaż przez chwilę mógł poczuć się jak władca. Spojrzał w zamyśleniu na dwa
trupy otoczone kałużami krwi. Na ciebie
też przyjdzie czas, Vrieskasie. Już niebawem twoje rządy też dobiegną końca.
~ * ~
Jak obiecałam, dzisiaj kolejny
rozdział. Dodany z okazji moich dwudziestych pierwszych urodzin ;)
Kolejny prawdopodobnie za dwa
tygodnie, bo nie dam rady go wcześniej przepisać. Zostały mi ostatnie dwa
tygodnie szkoły i nawał wszelkiego rodzaju kartkówek, zaliczeń, kolokwiów,
egzaminów i tych podobnych.
Wydaje mi się, że w tytule rozdziału masz błąd - powinno chyba być "zwycięstwo" ;D
OdpowiedzUsuńRzeczywiście literówka, ja chyba jeszcze śpię ;)
UsuńW takim razie, dobranoc ;D Kurcze, wypadałoby chociaż przeczytać to od samego prologu, skoro się skomentowało, ale tak się nie chce, gdy jest się chorym... No nic. Poczeka to do wieczora.
UsuńWe trójkę pokonali armię? Niezwykle odważne i głupie. No tak, da się zauważyć, że lubujesz się w opisywaniu "krwawej jatki" ;P Rozdział jak zwykle tajemniczy i świetnie napisany.
OdpowiedzUsuńNo i wszystkiego najlepszego, a przede wszystkim spełnienia marzeń ;)
Dziękuję :)
UsuńNie powiedziałabym, że głupie skoro mieli pewność, że wygrają i byli to wojownicy zaprawieni w bojach z o wiele lepszą i wybiegającą poza rozumowanie tubylców bronią, a nie tacy świeżacy jak chociażby Kaelas, który w życiu by sobie tutaj nie poradził.
"Ogromny sztandar przedstawiający potężnego, czarnego byka z ogromnymi rogami" Możeby tak jedno "ogromny" zamienić na wielki? Powtórzenie :)
OdpowiedzUsuń"Rozłupywał czaszki, z których wypływał mózg". Jeśli rozłupywał czaszki, to i mózgi z nich wypływały, a nie tylko jeden.
Kurcze ten Ladvarian jest trochę sadystyczny. Żeby w tai szał wpadać i z taką ochotą zabijać innych? A poza tym co to za frajda zabijać osoby, które nie mają z nami żadnych szans? Hmm...
I w dodatku tak traktuje wszystkich, jakby z wyższością. Jest strasznie żądny władzy. To go zgubić może...
A opis tego pola bitwy... Wooow. Wyczuwam naturę lubującą się w kryminałach i horrorach hahah xd
I dzisiaj masz urodziny? A więc wszystkiego co najlepsze! Piszesz o kolokwiach, egzaminach itp. , a więc żeby Ci wszystkie dobrze szły. I oczywiście duuuuużo weny! ^^
Dziękuję :)
UsuńJak przeczytałam pierwszy błąd, to omal głową w stół nie walnęłam. Dwa razy sprawdzałam czy określenie byka i rogów nie jest takie samo, a przeoczyłam sztandar. W każdym razie dziękuję za wypisanie błędów, już je poprawiłam.
Na postępowanie Ladvariana rzucę nieco światła w kolejnych dwóch rozdziałach, ale na razie jeszcze nie wszystko, bo trzeba mieć o czym pisać później ;)
Landarczycy to taka rasa uwielbiająca krwawe boje i zwycięstwa (a przynajmniej kiedyś tacy byli).
Mi się podobało, fajnie też było sobie poczytać o czymś innym, choć troszkę dziwne dla mnie było, jakim cudem oni sobie sami w trójkę poradzili.
OdpowiedzUsuńOpisy bardzo brazowe. Czasem nawet aż za bardzo, ale podoba mi się twój styl pisania. Ciekawa jestem ciągu dalszego, a rozdział faktycznie wyszedł dość znacznej długości ^^.
Masz dzisiaj urodziny? No to sto lat xDD. I powodzenia w szkole ;).
Dziękuję :)
UsuńW końcu byli to wojownicy zaprawieni w bojach z o wiele lepszą i wybiegającą poza rozumowanie tubylców bronią, a nie tacy świeżacy jak chociażby Kaelas, który w życiu by sobie tutaj nie poradził.
Rozdziały 5-7 są takim wstępem odnoście Ladvariana i przedstawieniem jego postaci, Falonara i córki Vrieskasa.
Landvarian wydał mi się taki jakiś... bezwzględny w tym rozdziale. Ciekawa jestem, jak będzie dalej ^^. Rozumiem, że to dzieje się na innej planecie? W każdym razie fajnie. Ale do Kaleasa jeszcze powrócisz? I masz już zaplanowaną ilość rozdziałów?
UsuńNa innej planecie. Wydarzenia na Landare będą bardzo okrojone, bo tam nic ciekawego już się dziać nie może.
UsuńKaelas będzie znów od ósmego rozdziału, opiszę spotkanie z wyrocznią, a potem ponownie powrót do Ladvariana. Będę starała się pisać o nich na zmianę, ale na pewno o Kaelasie będzie znacznie więcej.
Ilości rozdziałów nigdy nie planuję, bo pomysły przychodzą z czasem. Planowałam dwa rozdziały o księciu, a w ostateczności zrobiły się trzy. Dlatego nigdy nie zakładam z góry, bo nie wiem.
W każdym razie czekam z niecierpliwością na next ;). Potrafisz zaciekawić. Nigdy bym nie pomyślała, że będę z takim zachwytem czytać sf, a tu proszę xD.
UsuńJa bym nigdy nie pomyślała, że tak się wciągnę w to opowiadanie ;) Dzisiaj napisałam ósmy i bez fragmentów, które chciałam tam dokleić jest długi, a nie chcę ucinać w innym miejscu i znów będę musiała kombinować.
UsuńKurczę, Ladvarian to bezwzględny gość. Na pierwszy rzut oka wydawał mi się podobny do Kaelasa - pewny siebie, nawet zarozumiały. Ale jednak trochę się różnią. Wydaje mi się, że Kaelas miałby skrupuły do takiego brutalnego zachowania. Wydaje mi się też, że mimo wszystko pomógłby dziewczynie. Ale też coś ich łączy jeśli chodzi o cechy charakteru. Najwyraźniej wspólna gwiazda, odpowiadająca ich wspólnemu dniu urodzin tak wpływa :D
OdpowiedzUsuńNo i chyba mają wspólny cel - zdobyć władzę. Ciekawe co z tego wyniknie...
Pierwsze zdania w pierwszym akapicie coś mi nie grają.
Trójka ludzi w srebrzystych, pobrudzonych w wielu miejscach od ziemi i zaschniętej krwi kombinezonach siedziała przy niewielkim ognisku. - Nie uważasz, że to brzmi trochę dziwnie i nieskładnie? Zamiast 'pobrudzonych' lepiej dać 'brudnych' i od razu lepiej, hmm...?
Nie mogli rozpalić większego, by nie zdradzić tubylcom swojego położenia. - a tu zapomniałaś dodać czego zapomnieli rozpalić :P [co prawda, to dość logiczne, ale czyta się to dziwnie :P]
Powodzenia na finiszu w szkole :D Ja już odliczam do wakacji, mam już po wyżej uszu tego całego zamieszania związanego z kartkówkami itd XD
Pozdrawiam
No i wszystkiego najlepszego! :D Wiecznej weny życzę haha :D
UsuńDziękuję :)
UsuńNie, Kaelas na pewno by się tak nie zachował. Nie wyobrażam go sobie na miejscu Ladvarian, chyba że powód byłby słuszny np. obalenie Vrieskasa. Dlatego postanowił się zbuntować i podążyć własną drogą ku chwale i władzy ;)
Wspólna gwiazda i narodziny w ten sam dzień mają duży wpływ na nich oraz to podobieństwo. Ale nic więcej nie powiem, bo przez mój długi język jeszcze bym zdradziła obecną formę zakończenia.
Wszystkiego najlepszego, kochana:** Zdrówka, szczęścia:) I życzę dużo wenki:**
OdpowiedzUsuńA to się dziwnie złożyło. Moja koleżanka ze studiów także dzisiaj ma urodziny;)
No a rozdział świetny i uważam go za najlepszy. A dlaczego tak jest. Ponieważ wreszcie stoczyła się jakaś walka^^ Świetnie to wszystko opisałaś. Było brutalnie, to można przyznać :) Końcówka moim zdaniem najlepsza. Książę Ladvarian jest bardzo ciekawą postacią:) był naprawdę bezlitosny do tej swojej podwładnej, no i do tego króla. Jednak po ostatnim zdaniu wiadomo, ze jednak chce obalić rządy okrutnego tyrana:)
Życzę powodzenia na egzaminach. Mi jeszcze zostały 4 zjazdy, aby pozaliczać wszystko ^^
Pozdrawiam:*
Dziękuję :*
UsuńWalki jeszcze będą, tylko najpierw Kaelas będzie musiał się trochę podszkolić, aby sobie wstydu nie zrobić ;) I w odległej przyszłości planuję finałową bitwę, co do której na razie mam trochę obaw, ale zobaczymy jak wyjdzie. Pewnie na spontana jak zawsze ;)
Ladvarian wedle założenia miał być ciekawą postacią, nawet myślałam, że będzie moją ulubioną, ale ostatecznie zmieniłam upodobanie.
Ja mam jeszcze ostatnie dwa tygodnie zajęć. Pocieszam się jedynie tym, że jak uda mi się wszystko pozaliczać, to sesję będę mieć wolną i trochę dłuższe wakacje ;) Szczególnie ze względu na euro chciałabym się szybciej wynieść do domu.
Sami pokonali armie? Fajnie to przedstawiłaś bo potrafiłam sobie to wyobrazić bardzo szczegółowo. O.o Ladvarian mnie trochę denerwuje tym swoim byciem. Za to ona jest fajna, ja zazwyczaj wole bohaterki płci żeńskiej może to dlatego bardziej mi przypadła. Czekam na następny rozdział ;) Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńJa bardziej wolę facetów. Zarówno czytać o nich (kobiety jakoś nigdy nie mają takich cech, które by mnie zainteresowały) jak i pisać. Na początku chciałam, aby główną bohaterką była kobieta, ale nie potrafię pisać z żeńskiej perspektywy, bo potem nic ciekawego nie wychodzi.
UsuńJa mam dokładnie na odwrót ;D
UsuńSami pokonali całą armię ?! Muszą być niezwykle silnymi i szybkimi wojownikami. Ladvarian...brr...Przeraża mnie. Widzę, że snuje już plany przejęcia władzy, taki z niego książę. Bardzo tajemnicza wydaje mi się postać Falonara i zyskała moją sympatię. Podobają mi się twoje opisy krwawych scen, bardzo działają na wyobraźnię ;)
OdpowiedzUsuńAch...Masz urodziny więc życzę Ci wszystkiego dobrego, dużo weny,setek dobrych opowiadań no i oczywiście dobrych ocen w indeksie ;)
Dziękuję :)
UsuńPowiedziałabym, że Ladvarian snuje plany przejęcia władzy, która mu się z urodzenia należy. Chce zasiąść na tronie swojej planety, rządy nad wszechświatem raczej go nie interesują, przynajmniej na chwilę obecną.
Ja też lubię Falonara ;) Dobrze mi się o nim pisze i kilka rozdziałów będzie także z jego perspektywy.
Rozdziały z punktu widzenia Falonara...och to wspaniale, już nie mogę się doczekać ;)
UsuńMuszę Ci przyznać, że opis walk jest zdecydowanie Twoją mocną stroną - w dodatku nie stronisz od opisu krwi, wylewających się wnętrzności, rozczłonkowane. Wszystko to stanęło mi dosłownie przed oczami. Trójka bohaterów musiała być rzeczywiście potężnymi wojownikami, a w dodatku porządnie uzbrojonymi. Dali sobie radę z o wiele liczniejszą armią.
OdpowiedzUsuńOruTau wydała mi się dość bezczelna, w dodatku uznałam ją za taką paniusię, która nie chce się brudzić. Spotkał ją bardzo okrutny los. Ladvarian jest bezwzględnym wojownikiem i nie żałuje nikogo, chociaż z drugiej strony nieco jej pomógł, bo ukrócił jej cierpienia.
Wielka szkoda, że ciąg dalszy za dwa tygodnie, niemniej mam cichą nadzieję, że może nas zaskoczysz i opublikujesz go wcześniej ;p
Poza tym spóźnione sto lat! Spełnienia marzeń i przede wszystkim mnóstwa weny na pisanie równie świetnych opowiadań:* No i oczywiście życzę Ci powodzenia na egzaminach!
Dziękuję :)
UsuńLubię opisywać walki, zostało mi to z mojego poprzedniego opowiadania, chociaż tam były bardziej pojedynki czarodziejów, ale zawsze chciałam się sprawdzić na takim polu. Zostały mi nawet dwa niewykorzystane pomysły i może uda mi się je tutaj wpleść.
Jutro nie mam już trzygodzinnych laboratoriów, więc może jak się zmobilizuję, to uda mi się przepisać kolejny rozdział, tym bardziej, że nie jest specjalnie długi. Jeżeli tak, to pewnie dodam w sobotę, a jak nie to w przyszłą sobotę.
Na dobry początek - Spóźnione, ale jak najbardziej szczere sto lat ;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale ostatnim czasy cierpię na ogólny brak czasu na cokolwiek.
Dobra, a teraz przechodząc do rozdziału. Jak zwykle bardzo mi się podobał. Super napisany, nie wyłapałam żadnego błędu, a opisy jak zwykle zachwyciły. Szczególnie te walki - brrr... Bardzo realistyczne.
Ladvarian... Co ja mogę o nim powiedzieć? No na razie nie za wiele. Wydaje się okrutny, pewny siebie, bezwzględny i pozbawiony głębszych uczuć.
Ogólnie uwielbiam czarne charaktery, ale tutaj Ladvarian nie przypadł mu do gustu, z tej dwójki chyba wolę Kaelasa.
Pozdrawiam :)
Dziękuję :)
UsuńLadvarian nie jest czarnym charakterem. Jest nim Vrieskas i jego ludzie. Książę zalicza się do tych dobrych, chociaż tego na razie nie widać. Ale wszystko jeszcze będzie rozwijane i się z czasem wyjaśni.
A ja nie przepadam za żadnym z nich ;) Nie wiem, co jest ze mną nie tak, ale nigdy nie lubię swoich głównych bohaterów, chyba jestem dziwna.
Cóż, księcia za bardzo nie polubiłam. to już chyba wolę Kaleasa. Jest wkurzajacy i zachowuje się jak dzieciak, ale przynajmniej nie czerpie chorej satysfkacji z zabijania i nie traktuje innych aż tak jak nic niewarte stworzenia... Właściwie nie do końca rozumiałam, ile tam było różnych stron... CZy ten zza tronu był jeszcze mieszkańcem plabnety czy jak? i czy uciekł, czy co? jeśli chodzi o Ladvariana, który ma megaego, nie za bardzo rozumiem, dlaczego pozabijał tych wszystkich mieszkańców bez zastanowienia, skoro chce pokonać V? hm, cóż, wtedy oznacza to, że V nie będize miał potencjalnych żołnierzy, ale sam też armii raczej nie uzbiera, bo na razie ma chyba tylko zapatrzonego w niego Falonara, który przez to wydaje mi się zbyt bezpłciowy. a jeśli chodzi o dziewczynę, nie wiem, czy była za V czy nie, ale mimo wszystko chyba dobrze oceniała księcia i jest mi jej żal... Bardzo komplikujesz, ale to dobrze, chyba chodzi Ci o to, by pokzać zmiany w charakterze dwóch głownych bohaterów :p
OdpowiedzUsuńStrony były dwie, ten zza tronu dodatkowo był jeszcze za ścianą i należał do mieszkańców planety. Rzeczywiście mogłam wyjaśnić dokładniej.
UsuńCo do Ladvariana, to poruszyłaś wszystkie najważniejsze kwestie ;) Niebawem wszystko się wyjaśni, część nawet w kolejnych rozdziałach, więcej po spotkaniu Kaelasa z wyrocznią. Gdybym wszystko umieściła tutaj, to później byłoby nudno i nie miałabym o czym pisać.
Dziewczyna była za Vrieskasem i dlatego zginęła.
Na początek, może trochę za późno, ale wszystkiego najlepszego! :]
OdpowiedzUsuńUWIELBIAM Ladvariana. Od tego rozdziału jest moją absolutnie ulubioną postacią! Facet jest genialny.
Opis walk bardzo realistyczny i nieprzesadzony. Podobało mi się :]
Poza tym, ciekawy jest Falonar. Jestem pewna, że nie bez powodu książę ma go w swoich szeregach.
A tej dziewczyny nie polubiłam. Ogólnie nie przepadam za kobietami w opowiadaniach. Faceci są jacyś ciekawski :P.
Pozdrawiam :)
Dziękuję :)
UsuńRelacje pomiędzy Ladvarianem i Falonarem oraz wszystko co dotyczy ich i wspólnej podróży będzie rozwijane z czasem. Na razie Falonar był cichy i skromny, bo musiałam skupić się bardziej na dziewczynie, gdyż dla niej już później nie ma.
Ja mam tak samo, też wolę facetów i lepiej pisze mi się z ich perspektywy. Inaczej wychodzi coś, co nadaje się jedynie do śmieci.
Spóźnione najlepsze życzenia! :)
OdpowiedzUsuńJak widać, rzuciłaś trochę światła na postaci Ladvariana i Falonara. Bardzo dobrze, teraz mogę sobie ich lepiej wyobrazić. Obojętność Ladvariana jest przerażająca. A kiedy mierzył wzrokiem króla, to aż mi przebiegł zimny dreszcz po plecach, bo wyobraziłam sobie jego stalowe, przeszywające spojrzenie.
Widać, że chłopak nie zawaha się przed niczym, próbując odzyskać pozycję, którą utracił jego ojciec. Falonar z kolei jest dobrym wojownikiem, lojalnym wobec księcia. Nie jestem pewna, czy ich relacje można nazwać przyjaźnią, ale na pewno jest między nimi pewnego rodzaju więź, która utworzyła się, kiedy walczyli ramię w ramię, raz za razem narażając życie.
Na początek, wybacz, że trochę spóźnione - wszystkiego najlepszego! Mam nadzieję, że dasz radę wszystko pozdawać zgodnie z oczekiwaniami :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału - inny nieco niż wszystkie, zdecydowanie brutalniejszy, ale tak samo dobry, a nawet powiedziałabym, że lepszy. Użyłabym chyba nawet słowa - bardziej realny. Mimo całego swojego okrucieństwa Ladvarian wzbudził we mnie większą sympatię niż główny bohater. Falonar zdaje się być tylko marionetką, trudno coś powiedzieć na jego temat. Taki... bezosobowy typ. Nieciekawy dość. Ale chyba przydatny jako prawa ręka księcia, która słucha go we wszystkim.
Zapraszam do siebie na rozdział siódmy! Uprzedzam - będzie raczej mniej optymistycznie niż ostatnio.
Pozdrawiam
Zaczęło się bardzo intrygująco :)Pojawił się książę - odpuszczę sobie zapamiętywanie jego imienia. To dla mnie prawie niewykonalne, przepraszam - i, wreszcie, Falonar! Nie lubię go, ale byłam bardzo ciekawa jego pojawienia się :) Zresztą nie lubię prawie wszystkich bohaterów ze względu na ich surowość, zadufanie w sobie i sam fakt podboju. Co nie zmienia faktu, że baaardzo podoba mi się Twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńTen rozdział był świetny. Idealnie pokazałaś okrucieństwo i bezwzględność wyżej wspomnianych bohaterów, a także rozpacz starego króla. Wydał mi się przerażony i żałosny.
Pozdrawiam i życzę niezwykle spóźnione: wszystkiego najlepszego!
Filio
Jak dla mnie to nawet 3 genialnych wojowników z kilkusetletnim stażem to trochę za mało by pokonać tak wielką armię...
OdpowiedzUsuńszkoda, że OruTau nie żyje. Dogadała by sięz głównym bohaterem. Falonar... Jaki grzeczniuki i idealny. Chyba nie tak go sobie wyobrażałam. Książe. Oj, teraz to się robi ciekawie. Który z nich to ten właściwy z przepowiedni? Już straciłam pewność.
Piękny opis walki, mimo jej nierealności.
pozdrawiam
Lien
Och... To straszne... Te mózgi, jelita ścięgna... Zdałam sobie sprawę, że Ladvarian nie jest po stronie złego króla, na którego zlecenie ponośc pracuję. Przecież zabił tę kobietę i co wtedy powiedzial? No właśnie. Kurczę, jeszcze nie umiem zapamiętać imion. To nzaczy umiem, ale nie wiem jak się piszę :P I tak moim ulubieńcem i faworytem pozostaje Kaelas. Nie ze względu na to, że lubię bardzo Pucka z Glee, ale ze względu na jego charakter. Jest zupełnie inny niż Ladvarian. Kaelas honorowny, ambitny, a Ladvarian bezlitosmny. Brat Kaelasa wydaje mi się takimi ciepłymi kluchami. Nie mówię, że go źle stworzyłaś! Wręcz przeciwnie. Wyszedł ci wspaniale. Taki posłuszny i grzeczniutki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Woooow! Ten rozdział był niesamowity. Od początku do końca. Ladvarian awansował do rangi mojej ulubionej postaci. Przypomina mi Arthasa Menethila, który zresztą nieświadomie użyczył fragmentu twarzy do mojego awatara. Nie wiem, czym się inspirowałaś przy kreacji tego bohatera ale wszystko w nim jest świetne, od imienia po charakter.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się tylko, dlaczego zwlekał tak długo z wykończeniem tego babsztyla... ;)
Scena walki doskonale opisana, krew i jelita leją się gęsto :) Jedno nie daje mi spokoju: czy potęga Ladvariana zawiera się w nim samym, czy w jego mieczu?
Wkrótce pofrunę dalej, a tymczasem pozdrawiam serdecznie!
zajebiscie piszesz :D masz talent i ci tego ,,zazdroszcze'' XD
OdpowiedzUsuń