piątek, 29 czerwca 2012

Rozdział 11: Próba dusz


Największy jest ból, gdy rany zadają najbliżsi.
Ezop
Kaelas przekroczył próg jaskini, ale w jego głowie nadal pozostała myśl, że ktoś go obserwuje, ktoś, kogo w żaden sposób nie mógł zobaczyć ani wyczuć znanymi sobie sposobami. Odwrócił się, lecz jak zwykle za sobą nie miał nikogo. Dostrzegł jednak, że z tyłu drewnianej tabliczki także zostały wyryte jakieś litery. Żałował, że nie potrafi ich odczytać.
Po raz pierwszy w życiu czuł niepokój i nie był z tego powodu zadowolony. To uczucie nie przystoi prawdziwemu wojownikowi, jak powtarzali mu do znudzenia różni mistrzowie, z którymi odbywał treningi.
Gdy zrobił kilka kroków, zdał sobie sprawę, że zniknęły maki porastające ścieżkę. Nadal pozostawała czerwona, a przynajmniej tak mu się wydawało w nikłym świetle wpadającym z zewnątrz, jednak coś innego decydowało o jej kolorze. Może tym razem kamień?, zadumał. Dotarło do niego, że nie słyszy żadnych dźwięków, jak wtedy, gdy przekroczyli kamienny trapez. Jedynie jego własne kroki. Tylko moje? A gdzie Kendappa i RM19?
Niewiele myśląc, puścił się biegiem naprzód. Kilkanaście kroków dalej napotkał pierwszy zakręt w prawo. Gdy go pokonał, zapadła ciemność. Przecież nie mogli odejść daleko w takich warunkach. Poczekaliby na mnie.
– Jesteś pewien? Przecież cię nienawidzą.
Znów ten głos. Tak znajomy, a zarazem zupełnie obcy. Miał wrażenie, że dochodził z jego lewej strony, jakby ktoś biegł zaraz obok niego.
– Kendappa! RM19! – zawołał z całych sił, jednak jego głos wydał mu się jedynie szeptem w ciemnościach.
Nie otrzymał żadnej odpowiedzi, jakby ich tu w ogóle nie było. Ale przecież musieli być. Widział, jak tutaj wchodzili. Chyba że coś im się przytrafiło. Próbował wyrzucić z głowy tę myśl, lecz bezskutecznie. Przyczepiła się do umysłu i nie chciała odejść. Z każdym krokiem pogłębiała się jeszcze bardziej.
– Po co ci oni? Sam możesz tego dokonać. Pokonać tyrana i stać się legendą. Przecież przepowiednia mówiła o tobie. Na co ci para durniów, którzy tylko przeszkadzają i plączą się pod nogami? Zostaw ich.
Przed oczami stanęły mu twarze Kendappy i RM19. Ich relacji nie można było nazwać przyjaźnią, szczególnie w przypadku kobiety, gdy dochodziło pomiędzy nimi do spięć grożących poderżnięciem sobie nawzajem gardeł. Jednak nie wyobrażał sobie dalszej podróży bez nich. Przywykli do siebie nawzajem. Sam nigdy sobie nie poradzę, przecież nie potrafię nawet pilotować statku. Razem to rozpoczęli i razem zakończą.
Tylko tak mówisz. W głębi serca myślisz co innego. Legenda musi być sama. Inaczej pożegnasz się z wszelką nadzieją.
Nagle Kaelas zahaczył o coś stopą i upadł, nie mogąc złapać równowagi. Rozdarł spodnie, boleśnie obcierając kolana. Metaliczny zapach dobiegający nozdrzy uświadomił go, że zdarł skórę do krwi. Po dotknięciu posadzki zdał sobie sprawę, że była przeraźliwie zimna i gładka. Żadnych chropowatości, jakby zrobiono ją ze szkła. Jednak na to była za twarda. Próbował namacać dłonią kamień, o który się potknął, lecz niczego nie znalazł, jakby go tam w ogóle nie było.
– Fajtłapa.
Kaelas próbował zignorować natrętny głos, lecz docierał on do każdego zakamarka jego mózgu, powodując irytację i chęć walki z tym czymś, czymkolwiek to było. Zmiażdżyć, by więcej nie wypowiedziało ani jednego słowa. Gdy podniósł się z klęczek, zauważył w oddali maleńki, jasny punkcik.
– Światło – szepnął i pobiegł przed siebie.
– Albo iluzja twojego umysłu.
Wydawało mu się, że dobiegł do niego za szybko. Ledwie zrobił kilkanaście kroków, a już oślepiło go białe światło, boleśnie kłując w oczy. Brakowało mu efektu pośredniego. Przez chwilę musiał przyzwyczaić wzrok. Gdy mógł już w miarę rozejrzeć się po pomieszczeniu, dostrzegł, że znajduje się w średniej wielkości pieczarze w kształcie czworościanu, której szczyt ginął wśród… chmur? Kaelas mógł przysiąc, że wyglądały identycznie jak te, które widział na zewnątrz. Na gładkich, brązowych ścianach umocowano kilkanaście pochodni, lecz było ich za mało, aby tak boleśnie oślepić go  na początku.
Nagle na środku pieczary zobaczył jakiegoś mężczyznę. Jeden rzut oka wystarczył, aby wywnioskować, że był on wojownikiem. Wysoki, dobrze umięśniony, co ukazywał srebrny kombinezon, który miał na sobie. Kwadratową twarz, o porośniętej zarostem szczęce, okalały sięgające potężnych ramion jasnobrązowe włosy. Oznaka mieszanej krwi. Patrzył na niego ciemnoniebieskimi, jakby zamglonymi oczami.
U boku zawiesił skórzaną pochwę z mieczem. Kaelas zobaczył jedynie zniszczoną rękojeść ostrza, lecz to wystarczyło, by poznał broń. Tyle razy widział ją u Falonara.
Wystarczyła chwila, aby rozpoznał mężczyznę, chociaż nie pamiętał, jak wyglądał. Miał zaledwie pięć lat, gdy widział go po raz ostatni, a zdradziecki umysł już dawno wytarł jego dokładny wizerunek.
– Ojcze… - szepnął.
Niechciane łzy zabłysnęły w kącikach jego oczu. Od zawsze chciał mieć możliwość poznania go bliżej. Przywrócić chociażby na minutę to, co zostało mu brutalnie odebrane osiemnaście lat temu. Może wtedy jego życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Zrobił jeden krok w jego stronę, momentalnie zapominając o wszystkim, co sprowadziło go w to miejsce.
Mężczyzna spojrzał prosto w oczy Kaelasa, lecz nie było w nich żadnych pozytywnych uczuć, jedynie zimno i wstręt. Jakby brzydził się samym widokiem młodego wojownika.
– Ty uważasz się za mojego syna? – odezwał się grubym głosem przepełnionym pogardą. – Nie masz prawa do tego miana. Jesteś jedynie wojownikiem klasy niskiej, a takie słabe śmieci w ogóle nie powinny uzyskać takiego tytułu, to dla nich zbyt wielki zaszczyt. Jesteś nikim, nawet nie wykazałeś się w ani jednym boju, nie pokonałeś nawet jednego przeciwnika. Jesteś pusty jak kamień. Nie posiadasz honoru, nie posiadasz duszy. Nigdy nie zasługiwałeś na moje dziedzictwo.
Każde wypowiedziane przez mężczyznę słowo raniło Kaelasa niczym włócznia wbita w jego ciało. Miał wrażenie, że jego serce zostało rozbite na miliardy kawałeczków i już nigdy nie zdoła powrócić do poprzedniej postaci, pozostanie takie na zawsze. Łzy zaczęły strumieniami płynąć po jego policzkach i nie potrafił ich w żaden sposób powstrzymać. Nie tak miało wyglądać ich spotkanie, nie tak je sobie wyobrażał. Wszystkie marzenia i pragnienia chowane w sercu od dzieciństwa w jednej chwili zostały zburzone jak domek z kart. A wystarczyło do tego tak niewiele.
– Mówili mi, że byłbyś ze mnie dumny – wyszeptał w pustkę. – Że kochałeś mnie.
– Tylko jeden syn był dla mnie ważny, Falonar. Nie takie zero jak ty. Syn taki jak ja, elita wojowników. Twoje narodziny od początku przynosiły jedynie cierpienie. Przez ciebie i twój fałszywy księżyc podjąłem najgorszą decyzję mojego życia, przez ciebie przelałem krew moich braci. Czas umierać. Jedynie twoja krew może zmazać tę hańbę. A twoje kości pozostaną tutaj na zawsze.
Zanim Kaelas zdążył cokolwiek zrobić lub jakoś zareagować, mężczyzna wydobył z pochwy miecz i ruszył do ataku. Ostrze wydłużyło się i zalśniło czystą energią. Po chwili poczuł piekący ból biegnący w poprzek lewego ramienia. Lniana koszula stanowiła marną ochronę i szkarłatna krew trysnęła z rany. Momentalnie został kopnięty w brzuch. Nie utrzymał równowagi i poleciał w tył, uderzając o ścianę komnaty.
Kaelas nie mógł zrozumieć, że jego własny ojciec zadaje mu ten ból. Znów zbliżał się do niego z uniesionym mieczem. Rana pulsowała, przyćmiewając trzeźwe myślenie. Ból brzucha przyprawiał go o mdłości. Był coraz bliżej. Jeden cios i zakończy jego cierpienia, zakończy wszystko. Całe jego dotychczasowe życie zostanie przekreślone, a przecież do tej pory nic nie osiągnął. A gdy w końcu dano mu szansę, miał nastąpić koniec. Czyżby przepowiednia rzeczywiście mówiła o księciu Ladvarianie i teraz miało się to raz na zawsze wyjaśnić?
Czy śmierć jest bolesna? Czy dusza chce opuścić ciało, czy zawzięcie broni się przed tym? Pomimo makabrycznej sytuacji, w której się znalazł, uśmiechnął się w duchu na tę myśl. Jego dusza na pewno tak łatwo nie odpuści. W końcu od zawsze buntowała się przeciwko wszystkim zasadom. Chciała coś osiągnąć, zanim nastąpi koniec, by mieć pewność, że nie powstała na marne. Nie poddawała się bez walki, nie patrzyła biernie na to, co się dzieje. Bez względu na konsekwencje.
A widmo zmarłego ojca było częścią tej drogi. Gdyby istniało życie pośmiertne, chciał stanąć przed nim i z dumą powiedzieć mu, co osiągnął. Zevran nie żył od osiemnastu lat, lecz jego część pozostała w duszy wojownika.
Znajdźcie dusze.
Kaelas w ostatniej chwili przeturlał się na bok, unikając ostrza przeciwnika. W ułamku sekundy stanął na nogach i wydobył swój miecz.
– Nie jesteś moim ojcem. Nie tym mężczyzną, który zginął osiemnaście lat temu. Jesteś jedynie widmem jak wszystko tutaj.
Wydał z siebie okrzyk bojowy i przystąpił do ataku. Naga stal wyglądała marnie przy ostrzu stworzonym z ki, lecz bez trudu parowała wszelkie ataki, jakby doskonale wiedziała co robi. Kaelas zdziwił się, że broń tak dobrze leżała mu w dłoniach, chociaż nie była mu przeznaczona bezpośrednio.
Wojownicy wymienili kilka ciosów i bloków. Zranione ramię dokuczało mu boleśnie, lecz starał się nie zwracać na nie uwagi. Teraz liczyła się jedynie walka. I zwycięstwo. Kaelas uważnie obserwował przeciwnika, by wychwycić jego najmniejszy błąd. Nadarzyło się to szybciej, niż myślał. Instynktownie wbił miecz w odsłoniętą na sekundę pierś przeciwnika.
– Mój ojciec nie pozwoliłby się tak łatwo pokonać. Był elitą, a ty jedynie bezcześcisz jego pamięć.
Nagły rozbłysk białego światła oślepił Kaelasa. Wszystko zniknęło.
~ * ~
Kendappa szła przed siebie, ciemności otaczały ją ze wszystkich stron. Dochodził do tego jeszcze ciężki, metaliczny zapach, który pojawił się, gdy tylko przekroczyła próg jaskini. Starała się tym nie przejmować. W końcu nie pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji. Złożyła ciasno skrzydła, by przez przypadek nie zahaczyły o kamienie, które mogły wystawać ze ścian. Nie lubiła przebywać w ciasnych, zamkniętych przestrzeniach. Wolała miejsca, w których mogła rozprostować skrzydła, wzbić się w powietrze, poczuć wolność i chociaż na chwilę zapomnieć o przyziemnych troskach.
Jednak utknęła tutaj, na tej dziwacznej planecie w towarzystwie durnego Kaelasa i RM19. A przecież nic nie zrobiła, aby zasłużyć na taką karę. Zawsze wiernie wypełniała rozkazy Vrieskasa, nigdy go nie zawiodła.
– Chyba nie dość dobrze.
Zignorowała natrętny głos, który nie dawał jej spokoju, odkąd podążyli makową ścieżką. Wiedziała, że nie miał racji. Chyba. W końcu ta podróż była dla niej szansą. Teraz wszystko mogłoby zmienić się na lepsze.
– Tylko tak ci się zdaje.
Pozostawał jednak jeden irytujący problem – Kaelas. Z chęcią poderżnęłaby mu gardło we śnie i zakończyła tę błazenadę raz na zawsze.
Mogliby mnie w końcu dogonić, pomyślała z irytacją. Obejrzała się za siebie, lecz w nieprzeniknionej ciemności nie potrafiła nic dostrzec, nawet niewyraźnego zarysu sylwetki. Nie słyszała też żadnych kroków zbliżających się towarzyszy.
Nagle potknęła się o kamień znajdujący się na ścieżce. Przeklinając siebie za własną głupotę, udało jej się rozłożyć skrzydła, które nie zahaczyły o przeciwległe ściany, by utrzymać równowagę. Jedynie dłonie oparła na posadzce. Po wpływem tego dotyku momentalnie podniosła się na nogi, z trudem powstrzymując krzyk zaskoczenia. Makowa droga nie zamieniła się w kamień. Teraz pokryta była jakąś ciepłą, gęstą substancją. Wytarła dłonie w kombinezon, lecz miała wrażenie, że to nieprzyjemne coś nadal na nich pozostało.
Wtedy dostrzegła w oddali maleńki punkcik światła. Pobiegła w tamtą stronę, nie przejmując się, że może się o coś jeszcze potknąć. Jasność mogła oznaczać wyjście.
Wydawało jej się, że dobiegła do niego za szybko. Ledwie zrobiła kilkanaście kroków, a już oślepiło ją białe światło, boleśnie kłując w oczy. Przez chwilę musiała przyzwyczaić wzrok, mrugając kilkanaście razy.
Dopiero w tym świetle mogła zorientować się, że ręce miała brudne od krwi. Przerażona spojrzała za siebie. Cała droga, którą przybyła do czworościennej pieczary, zalana była świeżą posoką. Tylko czyją?
Wtedy zdała sobie sprawę, że nie była sama. Przed nią stała dwunastoletnia dziewczynka o drobnej budowie ciała z parą ciemnych, błoniastych skrzydeł. Miała ostre rysy twarzy, ciemnoblond włosy, które ściemniałyby po ukończeniu osiemnastego roku życia, zaplotła w gruby warkocz. Złote oczy patrzyły wprost na Kendappę, jednak nie było w nich znanego kobiecie ciepła.
Dziewczynka miała na sobie typowy dla mieszkańców Alatum strój. Szerokie spodnie ściągnięte przy kostkach i wiązaną z przodu, wyszywaną kolorowymi nićmi kamizelkę. Z lewego ucha zwisał jej złoty kolczyk w kształcie łzy z osadzonym w nim szkarłatnym klejnotem.
– Soma, ty żyjesz – szepnęła Kendappa z czułością, a z jej oczu zaczęły płynąć strumienie łez. – Siostrzyczko, tak za tobą tęskniłam.
Jej serce przepełnione było nieopisaną radością. Od tak dawna miała nadzieję, że w końcu zobaczy Somę. Była pewna, że udało jej się uciec, lecz aż do teraz nie miała całkowitej pewności. Szukała jej wszędzie, lecz nikt nie słyszał o zagubionej skrzydlatej dziewczynce.
Kendappa uśmiechnęła się przez łzy i podeszła do siostry, chcąc pochwycić ją w ramiona, by wszystko było jak dawniej. Gdy znalazła się krok od niej, twarz dziewczynki zniekształciła się w ohydnym, pełnym pogardy grymasie. Włożyła całą siłę w cios zadany w brzuch siostry, który okazał się wyjątkowo potężny jak na tak drobne ciałko.
Kendappa zgięła się w pół i upadła na posadzkę, z trudem łapiąc oddech. Miała wrażenie, że wszystkie narządy poprzestawiały się na inne miejsca. Odwróciła głowę na bok i zwróciła dzisiejsze śniadanie. Dlaczego moja siostra mi to robi?
– Nie zbliżaj się do mnie, morderczyni! – wrzasnęła ze wstrętem Soma. – Nie dotykaj mnie tymi dłońmi splamionymi krwią tysięcy ofiar. Twoich ofiar, służko śmierci. Czym ci niewinni zasłużyli sobie na to? Czym zasłużyli sobie nasi rodzice? Nasza rasa?
Każde słowo było jak kolejny cios wymierzony w Kendappę. Zagłębiało się w nią głęboko, raniąc dotkliwie, zadając jak najwięcej bólu. Gdyby kiedykolwiek miała przestać krwawić, po ranach zostałyby szpetne blizny, które znaczyłyby jej duszę do końca.
– To nie ja… - wykrztusiła jedynie, reszta zdania utonęła w głośnym szlochu.
– Może to nie ty trzymałaś sztylet, ale przyczyniłaś się do tego – ciągnęła nieubłaganie Soma. – Wszystko, co się wydarzyło, jest tylko i wyłącznie twoją winą. Życie ludzkie jest dla ciebie niczym. Bez mrugnięcia okiem zabiłabyś Kaelasa, chociaż istnieje możliwość, że to on jest Legendarnym Wojownikiem, że to on ma uwolnić wszechświat spod władzy tyrana. Brzydzę się taką siostrą. Czas umierać, Kendappo z Alatum – generale Vrieskasa.
– Soma…
Podeszła do nadal leżącej na ziemi i zalanej łzami kobiety. Wyjęła jeden z jej sztyletów. Srebrzyste ostrze zalśniło w blasku pochodni. Rękojeść została ozdobiona wizerunkiem stojącego na dwóch łapach lwa. Jedyne widoczne oko wykonano z rubinu.
– To należało do mnie, złodziejko.
Czule dotknęła ostrza, by po chwili zatopić je w ciele Kendappy. Wykonała jedno, płynne cięcie od skroni po policzek.
– Nawet nie nosisz już kolczyka, zdrajczyni swego ludu.
Kendappa wrzasnęła z bólu, gdy ostrze zatopiło się w jej ciele. Tryskająca krew zalała jej prawe oko, które prawdopodobnie także ucierpiało. Rana zadana przez ukochaną siostrę, jak setka innych na jej duszy i sercu. Kolejny cios rozerwał błonę skrzydła.
– Będziesz ginąć powoli, czując cierpienie wszystkich twych ofiar.
Łzy Kendappy mieszały się z krwią. Nie potrafiła pojąć tego, że jej ukochana siostra zadaje tyle bólu. Pozwalała jej na każdy kolejny cios, po raz pierwszy nie potrafiła się obronić. Cięcie, krzyk, rana na sercu. Cięcie, krzyk, rana na sercu. I tak w kółko. Przecież od zawsze były dla siebie wszystkim, spędzały wspólnie czas, trenowały, dzieliły wszystkie emocje: smutek, radość. Latały wśród ośnieżonych szczytów Alatum i wokół podniebnego miasta. Zawsze razem, do wtedy… Soma była częścią jej duszy.
Znajdźcie dusze.
Częścią jej samej.
Zanim dziewczynka zdołała zadać kolejny cios, Kendappa odsunęła się i ostrze musnęło jedynie powietrze. Chwiejąc się, z trudem stanęła na nogach. Kombinezon miała w strzępach, podobnie jak skrzydła. Z głębokich ran na całym ciele sączyła się krew. Była pewna, że już nigdy nie zobaczy na jedno oko ani nie wzbije się w powietrze. Pomimo ran, trzymała się pewnie na nogach. Wiedziała, że tę walkę musi doprowadzić do końca.
– Nie jesteś Somą. Ona nigdy nie zrobiłaby mi czegoś takiego. Ona wiedziałaby, jak było naprawdę, co wydarzyło się tamtego dnia.
Dziewczynka rzuciła w jej stronę sztylet, jednak Kendappa uchyliła się przed ciosem, jednocześnie wydobywając własny o wężowej rękojeści. Odwróciła się momentalnie, bo Soma znalazła się tuż za nią, szykując się do kolejnego ataku. Zamachnęła się, wkładając w cios resztki sił i odcięła jej głowę.
Nagły rozbłysk białego światła oślepił Kendappę. Wszystko zniknęło.
~ * ~
RM19 mógł przysiąc, że wszedł do jaskini zaraz po Kendappie, lecz jeszcze jej nie dogonił, a nie była w stanie tak się oddalić.
– Kendappo! – zawołał w ciemność, lecz nie otrzymał odpowiedzi.
Kaelas też go nie dogonił.
– Pewnie postanowili cię zostawić. Lub kpią sobie z ciebie i twojej beznadziejności – odezwał się głos w ciemnościach.
– Nie zrobiliby tego, jesteśmy drużyną.
– Na twoim miejscu nie byłbym tego taki pewien.
Ciarki przeszły mu po całym ciele. Nie zostawiliby go tutaj samego. Przecież to on pilotował statek, przyrządzał posiłki. Jak poradziliby sobie bez niego?
– Dokładnie, wykorzystują cię tylko do tego. Nic innego się dla nich nie liczy.
– Nieprawda – szepnął, ale nie miał już stuprocentowej pewności.
Przecież mogło się tak zdarzyć. Od początku był przeciwny buntowaniu się przeciw wielmożnemu Vrieskasowi. Może chcieli mieć pewność, że ich nie zdradzi. Traktował ich jak przyjaciół, jedynych, których posiadał, a oni zadali mu cios w plecy.
– Od początku to planowali.
Spróbował wybrać odpowiednie ustawienia w okularach, by móc zobaczyć cokolwiek w tych ciemnościach, lecz nie zadziałało. Odkąd wylądowali na Oraculum, żadne z jego urządzeń nie działało poprawnie, jakby coś celowo zakłócało ich pracę.
Ta chwila nieuwagi wystarczyła, aby potknął się o kamień pozostawiony na środku drogi. Wylądował na klęczkach, ciesząc się, że kombinezon zamortyzował upadek i nie będzie mieć siniaków na kolanach. Z ciekawości postukał palcami w podłoże, chcąc sprawdzić, co zastąpiło maki. Mógłby zamieścić to w swoich notatkach, o ile wydostanie się stąd żywy. Droga okazała się twarda i lekko wilgotna. Gdyby była to normalna jaskinia, stwierdziłby, że to woda, lecz teraz miał wątpliwości. Brakowało mu światła, by dokładnie to zbadać.
A może to jakiś nieodkryty do tej pory materiał?, zadumał. Żałował, że nie miał czegoś ostrego, czym mógłby odłupać kawałek i zbadać później. Najlepiej na statku, gdy wszystko znów zacznie działaś poprawnie. Wtedy dostrzegł w oddali maleńki, jasny punkcik. Wstał z klęczek i powoli, by znów się nie potknąć, ruszył w tamtą stronę.
Wydawało mu się, że dotarł do niego za szybko. Ledwie zrobił kilkanaście kroków, a już oślepiło go białe światło, boleśnie kłując w oczy, pomimo ochronnych okularów. Przez chwilę musiał przyzwyczaić wzrok, mrugając kilkanaście razy.
Wtedy zobaczył stojącą na środku czworościennej groty postać młodej dziewczyny. Była niska i krępa, zielone włosy związała w koński ogon na czubku głowy, odsłaniając dwie pary metalowych prostokątów po każdej stronie czoła. Miała na sobie kombinezon, lecz różnił się od tych, które nosili ludzie Vrieskasa. Ten był w kolorze zachodzącego słońca i nie przylegał tak ciasno do ciała. Dodatkowo zdobiły go kolorowe wzory.
– SiN699 – szepnął RM19 i stanął jak wryty. – Jak? Przecież…
– Zabiłeś mnie – syknęła ostro, patrząc na mężczyznę z pogardą i odrazą.
– Nie! To był wypadek. – Strumienie błyszczących łez zaczęły żłobić sobie drogę po jego policzkach, kapiąc na kombinezon. Każda z nich powodowała ulgę, nie wylał ani jednej od czasu znalezienia ciała, gdy wyłowiono jej zwłoki z odmętów Germanowej Rzeki. – Nie mów tak.
– Ale to prawda – prychnęła, ukazując zęby w wrogim grymasie. – Masz moją krew na rękach.
RM19 spojrzał na swoje dłonie i z przerażeniem stwierdził, że były czerwone. Wtedy do niego dotarło, czym w rzeczywistości była szkarłatna droga. To nie maki ją porastały a krwawe dusze. Kwiaty poległych, którzy nie zginęli naturalną śmiercią. Siedem płatków symbolizujących kształtem kosę samej Śmierci i biały, mocny korzeń zagłębiający się w ziemi.
A w jaskini one wcale nie zniknęły, a jedynie odzwierciedlały krew przelaną przez daną osobę, odzwierciedlały liczbę jej ofiar.
– O twojej śmierci dowiedziałem się, gdy wyłowiono ciało, nie ja… - urwał, gdy dziewczyna wybuchnęła złowrogim śmiechem, który ranił jego już od dawna rozbite serce.
– Nie ty mnie zabiłeś? – zakpiła. – Przyczyniłeś się do mojej decyzji, RM19. Wybrałeś własną rodzinę, nie mnie. Chciałeś naprawić szkody swoich przodków i znów przywrócić świetność własnemu rodowi. Z dnia na dzień zapominałeś o mnie. Powoli stawałam się dla ciebie jedynie obowiązkiem, w który przypadkowo wplątałeś się tamtej jesieni. Nie potrafiłeś nawet spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że już mnie nie kochasz.
– Ty byłaś moją rodziną. Kochałem cię, nadal… - głos łamał mu się coraz bardziej. Chciał zakryć uszy, by nie słyszeć więcej jej słów.
- Kłamiesz! Wolałeś poświęcić się nauce, odwrócić to, co zrobił twój przodek. Całymi dniami siedziałeś nad książkami i komputerem. Wtedy zrozumiałam, że nie było już nas, że wszystko to, co razem przeżyliśmy, co poświęciłam dla ciebie nic nie znaczyło. Pokazałeś swoją prawdziwą twarz interesownego kłamcy. Byłam jedynie narzędziem w twoich rękach, dzięki któremu mogłeś osiągnąć swój cel. Ostateczny cios zadałeś mi, gdy zgodziłeś się wyruszyć na misję Vrieskasa w roli pilota. Pamiętasz, gdy tamtej letniej nocy obiecywałeś mi, że nigdy tego nie zrobisz? – Teraz także po jej policzkach płynęły srebrzyste łzy.
– SiN699, to nie tak – próbował się tłumaczyć RM19.
– Nie tak? Złamałeś dane mi słowo. Czy gdy zgadzałeś się na to, pomyślałeś o mnie, czy jedynie o własnych ambicjach? Po trzech miesiącach szkolenia, miałeś wylecieć i być może już nigdy nie wrócić. Wtedy podjęłam ostateczną decyzję. Wskoczyłam do Germanowej Rzeki, by na zawsze zakończyć moje życie i naszego nienarodzonego dziecka, które rozwijało się we mnie. Teraz sam będziesz umierać. Powoli, w bólu. Twoje serce pęknie z rozpaczy, a ciało zamieni się w proch i zostanie tu na zawsze.
– Nie… – szepnął załamany, zakrywając uszy, by więcej jej nie słuchać.
Przez ostatni rok żył w przekonaniu, że ktoś przyczynił się do śmierci SiN699, że było to morderstwo, nie wypadek. Żył żalem z powodu bezpowrotnej straty. Na co dzień starał się zachowywać normalnie, przyjaźnie, lecz jego serce zostało złamane. Było niepełne, a teraz skruszyło się na jeszcze więcej ostrych jak brzytwa odłamków. Rany, które powstały po tej stracie, otworzyły się na nowo, zalewając wszystko krwią.
RM19 przypomniał sobie wszystkie szczęśliwe dni, które razem spędzili. Pełne radości, uśmiechu i perspektywy pomyślnej przyszłości. Zmazał wszystkie niepowodzenia, gdyż liczyła się tylko ona. Od tamtej pamiętnej jesieni w jego myślach nie było już nikogo innego.
Złamali tradycje. Dni przerodziły się w tygodnie, tygodnie w miesiące, a miesiące w lata, by ostatecznie doprowadzić ich do ołtarza, by już nic nie mogło ich rozdzielić. By dwa serca połączyły się w jedno, by dwie dusze stały się jednością. Wiedział, że część, którą mu dała, odeszła razem z nią.
Znajdźcie dusze.
Wiedział, że powstała pustka, której nic nie zdoła wypełnić.
– Utraciłem SiN699 ponad rok temu, gdy zabrał ją nurt Germanowej Rzeki. Tak bardzo chciałbym cofnąć czas i nie dopuścić do tego.
Spojrzał dziewczynie prosto w oczy i zaczął zbliżać się do niej.
– Rzeczywiście, okłamałem cię tamtego dnia. Nie poszedłem do laboratorium. Twój ojciec poprosił mnie o dyskretne spotkanie, to on przyczynił się do mojego awansu na pilota w służbie wielmożnego Vrieskasa.
Gdy stanął naprzeciwko, chwycił jej twarz w dłonie. Skóra kobiety była zimna w dotyku i mokra od łez. Pocałował ją. Najpierw delikatnie, później coraz zachłanniej, przyciągając ją ku sobie. Ona nie pozostawała dłużna, oddawała mu pocałunki ze zdwojoną namiętnością.
RM19 odchylił głowę, by złapać oddech. Wiedział, że będzie żałować swojej decyzji przez najbliższe miesiące, że znów będzie musiał leczyć rany, które po sobie pozostawiła.
– Chociażbym miał mieć więcej twojej krwi na rękach, muszę to zrobić – szepnął do SiN699. – Odeszłaś wraz z nurtem Germanowej Rzeki i muszę się z tym pogodzić. Mam teraz inne obowiązki. Obowiązki wobec przyjaciół.
Zanim kobieta zdążyła cokolwiek powiedzieć, wydobył pistolet z kabury i strzelił w jej pierś.
Nagły rozbłysk białego światła oślepił RM19. Wszystko zniknęło.
~ * ~
Najdłuższy rozdział ze wszystkich, ale nie dało się go ani podzielić, ani skrócić. Musiał pozostać taki. Ile ma może lepiej nie będę mówić, ale myślę, że więcej takich nie będzie.

38 komentarzy:

  1. Faktycznie bardzo długi ten rozdział, ale dość szybko się go czytało. Może dlatego, że był taki niesamowity!
    Ciekawe, co spowodowało rozdzielenie się drużyny. Każdy poszedł swoją stroną i każdy musiał zmierzyć się ze swoimi słabościami, o których raczej wolał zapomnieć.
    Dodatkowo ten głos, który im towarzyszył był naprawdę nieskończenie irytujący.
    Widmo ojca i te jego okropne słowa musiała być dla Kaelasa potwornym przeżyciem. No, ale dobrze, że mimo słabości, zdołał znaleźć w sobie siłę i pokonać widziadło.
    Natomiast dla Kendappy to spotkanie z zaginioną siostrą, której losu nie znała, musiało stanowić wielkie zaskoczenie, smutek i ból.
    Tak samo jak dla RM19 utrata ukochanej...
    Wszyscy musieli się z czymś zmierzyć i całkiem nieźle im to wyszło.
    Wszystko opisałaś w taki piękny sposób! Aż żal było kończyć.
    Ciekawe, co teraz się wydarzy...
    Czekam na kolejny rozdział
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Planeta specyficzna, to i dziwne i niewyjaśnione do końca rzeczy się zdarzają, jak nagłe rozdzielenie się, czy irytujące głosy.
      Dla każdego z nich był to ogromny ból, lecz będą musieli sobie z tym poradzić, by żyć dalej. Muszą zostawić przeszłość za sobą, by skupić się na przyszłości.
      A w kolejnym zakończenie przygód na Oraculum.

      Usuń
  2. Mimo długości rozdział czytało się naprawdę bardzo dobrze. Także jestem bardzo ciekawa, dlaczego bohaterowie rozdzielili się po wejściu do jaskini i co to za głos, który do nich przemawiał. W dodatku każdy musiał zmierzyć się ze swoimi lękami, niewątpliwie to musiały być dla nich przykre doświadczenia, kiedy widzieli osoby, które niegdyś były dla nich ważne, a które teraz mówiły im tak okropne słowa. Nie spodziewałam się, że Kaelas w gruncie rzeczy jest taki wrażliwy, widać jednak, że zależało mu na tym, żeby ojciec był z niego dumny.
    Myślę, że bardzo dobrze udało ci się to przedstawić, a także rozterki bohaterów i ich pokonywanie słabości, zostawianie za sobą przeszłości. Ciekawe, jak to wpłynie na ich późniejsze życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Rozdzielili się właśnie dlatego, że ostatnią próbę każdy z nich musiał przejść sam, bez pomocy innych, by przekonać Wyrocznię, czy mogą ruszyć w dalszą drogę, czy są tak słaby, by ulec widmom przeszłości.
      Kaelasowi zależy jedynie na ojcu, resztę ma w głębokim poważaniu, szczególnie Falonara, którego z chęcią zmiótłby z powierzchni "ziemi". Z tego co pamiętam, to w 13 pojawi się co nieco o ojcu.

      Usuń
    2. Tak właśnie sobie pomyślałam, że może to coś w rodzaju próby ^^. Każdy z nich zobaczył w końcu kogoś innego.
      Ale ciekawa jestem, jak to się potoczy dalej. Bo Wszystkie trzy fragmenty zakończyłaś w takich momentach, że nie wiadomo, co się stało potem ;).

      Usuń
    3. Autorka z pełną premedytacją (i nutką złośliwości) zakończyła w tym miejscu.
      I mówiłam Ci nawet, że ten też zakończy się w takim niespodziewanym monecie. Ale kolejny będzie już spokojniejszy, bo ostatni na planecie Wyroczni.

      Usuń
  3. Początkowo przeraziła mnie trochę długość, ale czytało się mega szybko i bardzo przyjemnie. Bardzo mi się podobał ten rozdział i starcie bohaterów z ich własnymi demonami przeszłości. Muszę przyznać, że najbardziej byłam ciekawa jak poradzi sobie RM19, bo w końcu on jest taki... nazwijmy to: "mało wojowniczy". Ale też miał chyba najbardziej "delikatną" postać 'demona'.
    W każdym razie ogromnie mi się podobało. I to, że podłoga przybierała inną formę dla każdego z nich, co też było odzwierciedleniem tego, co za chwilę ich czeka. Kedenappa miała czerwoną maź, ze względu na krew i sztylety, a rany po nich są raczej krwiste. RM19 była wilgotna ze względu na śmierć jego ukochanej (swoją drogą: to jej pożegnanie było takie AWWWWWW ;3), nie mogę tylko do końca rozszyfrować gładkiej posadzki Kaleasa.
    W ogóle to zdziwialm się, że Falonar to jego brat. Jego brat, który jest zwolennikiem Ladvariana? Coś tu zdecydowanie śmierdzi, czekam aż się Falonar rozkręci, bo węszę podstęp. :D
    Najlepszy rozdział dotychczas, zdecydowanie.
    Pozdrawiam
    Lombard Street

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Też polubiłam ten rozdział, odkąd go napisałam, chociaż fragment o Kaelasie nadawał się do poprawki. Ale reszta mi się spodobała ;)
      Próba RM19 musiała mieć trochę inny charakter. Wojownikiem nie jest, więc ciężko byłoby, gdyby mu nagle jego ukochana z mieczem wyskoczyła.
      A podłoga przybrała formę tego, co zrobili w przeszłości. Kendappa ma na koncie tysiące ofiar, RM19 jedynie SiN399, a Kaelas nie zabił nikogo, dlatego posadzka była gładka, zimna i sucha.

      Usuń
  4. Napisałam taki długi koemntarz, ale mis ię nie dodał :( Napiszę w skrócie. Zaintrygowałaś mnie tymi postaciami. Myślę, że to widma, jakaś kara, za to, że wojownicy tam weszli, tak to całkiem możliwe. A czy sytuacja dziewczyny RM19 nie pochodzi z Doriana? Od razu mi się tak skojarzyło :) Ogromnie mi się podoba twój styl pisania, kocham go normalnie :) Tak realitycznie i łądni opisujesz uczucie swoich bohaterów, ich samych i miesca, że mogę sobie wyobrazić, że jestem tam z nimi. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      To na blogspocie też się nie dodają? Ja jeszcze się z tym na szczęście nie spotkałam, ale z onetu nabrałam zwyczaju kopiowania komentarza przed publikacją.
      Widma to nie była kara, a kolejna, ostatnia już próba Wyroczni mająca przekonać ją, czy mogą ruszyć w dalszą drogę, czy są tak słabi, by ulec zjawom przeszłości.
      Ja już nawet dokładnie nie pamiętam Doriana. Jego dziewczyna też się utopiła? Szczerze, to nie wiem, o czym wtedy myślałam ani co czytałam. Stwierdziła, że naturalna śmierć ani rozstanie nie wchodzi w grę, więc musiał być jakiś tragiczny koniec. Nawet mam pomysł na miniaturkę związaną z ich przeszłością ;)

      Usuń
  5. I bardzo dobrze, że ten rozdział był tak długi. Świetny pomysł ze spotkaniem bohaterów z duchami. Dzięki temu, dowiedziałem się sporo nowych rzeczy o Kaelasie, Kendappie i RM19. Szczególnie poruszająca scena z RM19 i SiN... Doskonale oddałaś sytuację, w której głód wiedzy oraz nadmierna ambicja jednej ze stron rujnują związek.
    Bardzo udany rozdział, oby więcej takich.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Gdyby był napisany w innym stylu, to podzieliłabym go na dwie części i miała kolejną na przyszły tydzień, a tak będę musiała przepisywać.
      W końcu trzeba powiedzieć trochę o innych bohaterach, z RM19 miałam największy problem, bo zupełnie nie wiedziałam, kto ma się jemu ukazać. Dopiero, gdy usiadłam do pisania nagle mnie olśniło na jego historię. I nieskromnie mówiąc, mi też ten fragment podoba się najbardziej.

      Usuń
    2. Piszesz "ręcznie"? Ciekawa sprawa... Mnie nigdy nie wychodziło to tak dobrze, jak pisanie w Wordzie. Może dlatego, że dołowała mnie liczba skreśleń...
      Zacnie opisałaś historię miłosną RM19 i SiN, choć, szczerze mówiąc, w życiu bym się nie spodziewał, że ten gość ma za sobą jakikolwiek romans : )
      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. W czasie roku akademickiego tylko ręcznie, bo robię to zwykle na wykładach, okienkach czy w pociągu, gdy jazda jest w miarę spokojna. Nie lubię nosić ze sobą wszędzie laptopa, a zeszyt spokojnie wciśnie się do torebki.
      Jak teraz mam wakacje, to tylko i wyłącznie Word, przynajmniej oszczędzam sporo czasu.

      Usuń
  6. Nadrobiłam wszystkie zaległości. Wybacz, że nie udało mi się skomentować poprzednich dwóch rozdziałów, ale czas ostatnio był jakiś dziwnie płynny.
    Strasznie, a to strasznie mi się te trzy ostatnie rozdziały podobały. Coraz bardziej fascynuje mnie Twoje dzieło. Ten rozdział był genialny. Każde z bohaterów zmagające się z duchami przeszłości. Z chęcią zobaczyłabym jeszcze w takiej sytuacji księcia L. Zdziwiło mnie trochę to, że najgorzej z sytuacją poradziła sobie Kendappa. Scena z jej udziałem dodała jej jeszcze tajemniczości i wywołała mnóstwo pytań w mojej głowie, typu: kogo ona tak naprawdę zdradza i jakie ma plany?
    Skojarzyło mi się to troszkę z pewnym odcinkiem Supernatural. Ale chyba nie oglądasz, prawda? ; )
    Pozdrawiam serdecznie, życzę dalszej nieprzerwanej Weny i zapraszam na nowy rozdział na f-i

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Możliwe, że Ladvarian i Falonar znajdą się w podobnej sytuacji, jeszcze się nad tym zastanawiam.
      U Kendappy właśnie taki efekt chciałam osiągnąć, z czasem jakieś wyjaśnienia zaczną się pojawiać, ale w tym rozdziale coś i tak się pojawiło. A Supernatural nie oglądałam, więc nie wiem. Jakoś do tego serialu mnie nie ciągnie.

      Usuń
  7. Ja też zazwyczaj pisałam ręcznie, mam zapisane zeszyty ale teraz nie mam już tyle czasu więc został komputer. Rozdział długi ale fajny. Love story - RM19 i SiN ten koleś jeszcze nie raz mnie zdziwi. Szkoda, że się tak potoczyło. I najbardziej zastanawia mnie co to za cholerny głos xd
    Czekam na nexta i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W czasie roku akademickiego tylko ręcznie, bo robię to zwykle na wykładach, okienkach czy w pociągu, gdy jazda jest w miarę spokojna. Nie lubię nosić ze sobą wszędzie laptopa, a zeszyt spokojnie wciśnie się do torebki. Gdy jestem we Wrocławiu najbardziej lubię iść sobie na kawę i tam siedzieć i pisać.

      Usuń
  8. "Czy dusza chce opuścić cało, czy zawzięcie broni się przed tym?"- ciało
    Na pewno większość wojowników będących na miejscy Kaelasa nie dałoby rady przeciwstawić się podobiźnie własnego ojca. Zwłaszcza po usłyszeniu TAKICH słów, trochę by się podłamali. On jednak dał sobie z tym radę i pokazał na co go stać. I za to właśnie należ mu się szacunek :))
    "A przecież nic nie zrobiła, aby zasłuży na taką karę."- aby zasłużyć
    "Rana zadana przez ukochaną siostrę, jak setka innych na jej duszy i sercu."- była jak setka
    Wow, słabość Kendappy jaką ukazałaś zszokowała mnie trochę. Kto by pomyślał, że ulegnie ona pod ciosami siostry. A to tylko dlatego, że ją tak bardzo kochała. Z jednej strony piękne, z drugiej tragiczne. Widać, że bardzo cierpi po jej stracie. I szkoda, że nie będzie mogła już latać. A może jednak nie wszystko stracone? Może uda jej się wrócić do stanu przed bitwą?
    "– Ta twoim miejscu nie byłbym tego taki pewien."- na twoim miejscu
    No najbardziej podobał mi się fragment z RM19. Nie wiem czemu, ale mam coraz większe wrażenie, że to on odegra jedną z głównych ról w tym opowiadaniu. Jest taki... spokojny, odznacza się racjonalnym myśleniem. No po porostu nie widzę u niego żadnej z negatywnych cech. Pasuje mi do tej przepowiedni coraz bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaelas miał trochę łatwiej, bo w końcu stracił ojca w wieku pięciu lat, żył jedynie wspomnieniami o nim, dlatego nie wiedział, jakim człowiekiem był w rzeczywistości.
      A Kendappa to zupełnie inna bajka, szczególnie, że siostra była dla niej wszystkim i dla niej ona nadal żyje. A w związku z jej stanem zdrowia wszystko wyjaśni się w kolejnym rozdziale.

      Usuń
  9. Przeczytałam rozdział wcześniej, ale nie miałam weny na komentarz. Rozdział jest moim ulubionym jak na razie ;) Świetnie opisałaś sceny w jaskini i już nie mogę się doczekać następnej notki. Najbardziej jednak podobał mi się kawałek z Kendappą, którą coraz bardziej lubię. Zdziwiło mnie to, że poradziła sobie najgorzej, a RM19 najlepiej. Mam tylko nadzieje, że szybko powróci do zdrowia.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Mi też jak do tej pory ten najbardziej przypadł do gustu, chociaż poprzedni też lubię.
      A Kendappa to zupełnie inna bajka, szczególnie, że siostra była dla niej wszystkim i dla niej ona nadal żyje. A w związku z jej stanem zdrowia wszystko wyjaśni się w kolejnym rozdziale.
      A RM19... Czy najlepiej, to chyba zależy indywidualnie od czytelnika, ale jego stosunki SiN399 był taki, a nie inny, dlatego nie doszło do krwawej masakry.

      Usuń
  10. Jest cudownie! Poświęciłam całe niedzielne popołudnie i wieczór, aby przeczytać Twoje opowiadanie, ale wcale mi to nie przeszkadza! I nie przeszkadzało. Czytało mi się wspaniale, jak jedną z lepszych książek.
    Masz fantastyczną wyobraźnię i kunszt, dzięki któremu, staje się ona realna, rzeczywista na tyle, że potrafię sobie to wszystko wyobrazić! ;)
    Proszę o informowanie mnie o nowych rozdziałach. Odnośnik do mojego bloga w nicku.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :)
      Oczywiście będę informować.

      Usuń
  11. Jestem autentycznie pełna podziwu dla Ciebie, że wykreowałaś ten świat i tak dobrze go opisujesz.. Historia jest naprawdę ciekawa, jak już zaczęłam czytać, po prostu nie mogłam się oderwać. ^^
    Może i nie powinnam zaczynać od końca, no ale.. ten rozdział jest zdecydowanie jednym z najlepszych. Rzuca trochę światła na historię Kendappy i RM19. Dobrze, może i krew się lała, ale na szczęście mnie to nie przeszkadza. Muszę jedynie coś dodać na temat RM19. Szczerze mówiąc na początku myślałam, że zaatakuje SiN699, a on podchodzi do niej i zaczyna całować.. okey, chwila pełnej zdumienia przerwy i wracam do czytania. A tu kilka akapitów dalej RM19 wyciąga pistolet i jednak strzela.. powaliło mnie to. Dosłownie i w przenośni.
    Przyznam się szczerze, że wolę rozdziały pisane z perspektywy Ladvariana. Co prawda jest bezwzględny, nawet okrutny, ale przynajmniej nie ma tak wygórowanego mniemania o sobie, jak Kaelas(co mnie tak nawiasem w jego postaci najbardziej irytuje). I mimo tego, że czasami robi mi się żal Kaelasa z powodu ojca, czy brata, czy chociażby tej Ceremonii.. to jednak większą uwagę poświęcam jednak Księciu.
    Jest jeszcze kwestia, którą muszę poruszyć.. planeta Oraculum.. ze swoimi geometrycznymi roślinami i dziwnymi kolorami.. może to tylko wina tych maków, ale w mojej głowie pojawiło się skojarzenie z podróżą Dorotki w krainie Oz. Ale to tylko takie moje spostrzeżenie ;> A! I byłabym zapomniała o Wyroczni. Brakuje mi odpowiedniego słowa, by ją opisać, a komiczna to daleko idące niedopowiedzenie.
    Ciekawość mnie zżera, będę wdzięczna, jeśli poinformujesz mnie o kolejnych rozdziałach (http://venatores-straznicy-swiatow.blogspot.com/)
    Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      W końcu trzeba powiedzieć coś o innych bohaterach, w przyszłości pojawią się też ich dłuższe historie i może jakieś miniaturki, jak najdzie mnie wena.
      Tak już mam, że często wplatam w tekst sceny brutalne i związane z krwią. Nawet nie wiem skąd mi się to wzięło.
      Też lubię pisać z perspektywy Ladvariana, lecz to Kaelas jest tym główniejszym bohaterem i o nim będzie zdecydowanie więcej.

      Usuń
  12. po pierwsze wielkie gratulacje za pomysl, za konstrukcje tej notki. za to, ze niektore zdania wrecz powtarzaly sie trzykrotnie (jak te z tym kamieniem), ze specjalnie nie zmienialas ani kslowa... no i za to, ze kazdy z bohaterow wykazal sie w ostatnim momencie nie dosc, ze zrozumieniem, sytuacji, to takze odwaga, jakiegos rodzaju lojalnosci wobec siebie nawzajem... najbardziej wzruszyla mnie ostattnia historia, bo i napisana byla z najwiekszym uczuciem, bo i SiN699 mowila najsmutniej i najbarziej poruszajaco... nie spodziewalam sie po panu R takiej przeszlosci... w kazdym z fragmentow zapewnw czesc oskarzen byla sluszna, ale na pewno nie wszystkie; ponadto mysle, ze istnieja tez drugie dna... np. odpowiedz na pytanie, dlaczego Kendappa nie nosi tego kolczyka swojego ludu... na pewno ma jakis powod..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Szczerze mówiąc, gdy zaczynałam pisać to opowiadanie, to też się nie spodziewałam, że Rm19 miał takie życie. Wpadłam na ten pomysł, gdy doszłam do tego rozdziału i musiałam zdecydować się na coś konkretnego.
      Wszystko nie było prawdą, ale spora część owszem. Najbardziej będzie to widoczne w przypadku Kaelasa, u innych ta granica jest bardziej płynna.

      Usuń
  13. Najdłuższy, ale i jednocześnie najlepszy Twój rozdział :) Tyle się działo, a jednocześnie mogliśmy lepiej poznać przeszłość bohaterów. Najbardziej zaintrygowała mnie Kendappa. Zawsze taka silna, jednak pozwoliłaby zabić się siostrze. Widać, że były ze sobą blisko. Ciekawi mnie, dlaczego bohaterka nie nosi już tego kolczyka? Ogółem Kendappa jest najbardziej skryta, a przez to najciekawsza.
    Dla Kaelas spotkanie z ojcem musiało być jak spełnienie marzeń. No, pomijając fakt, że ojciec go obraził, zapewnił że nie jest z niego dumny i że zawsze pozostanie tym gorszym synem. Takie słowa musiały boleć, ale Kaelas pokonał 'własnego ojca', a tym samym przekonał się, że ten na pewno był zjawą.
    Historia RM19 również ciekawa. W życiu nie spodziewałabym się po nim jakichś romansów, a ten wydawał się bardzo poważny ^^ RM19 chyba najszybciej zorientował się na czym dokładnie polegała dana im przez Wyrocznię misja i poradził sobie z zabiciem ukochanej. Fajnie, że traktuje swoich towarzyszy jak przyjaciół. Oni póki co raczej nie nazwaliby go, czy siebie nawzajem, przyjacielem, ale mam nadzieję, że niedługo to się zmieni :)
    Bardzo dobry pomysł z duszami, ciekawie przedstawiony. Jestem pod coraz większym wrażeniem tej historii i z coraz większym zniecierpliwieniem oczekuję kolejnych rozdziałów :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Kendappa musi być skryta, bo jakby na początku opowiedziała wszystko o sobie, to mogłoby się między nimi zrobić nieprzyjemnie.
      Z czasem zarówno jej przeszłość, jak i bardziej szczegółowa w przypadku RM19 wyjaśnią się.
      Szczerze, to zanim napisałam ten rozdział też nie spodziewałam się romansów i związków po RM19. Samo wyszło, na szczęście, bo pierwotna wersja jego próby nie należał do najciekawszych.

      Usuń
  14. Tak, wreszcie nadchodzę i nadrobiłam całe opowiadanie. Nawet nie wiesz, jak mi głupio, że dopiero teraz.
    Lubię "krwawe" opisy w Twoim wykonaniu, są bardzo brutalne, ale nie przekoloryzowane. Takie realne. Dlatego bardzo się cieszę, że znazły się w poprzednich rozdziałach.
    Zaskoczyłaś mnie postacią córki króla, która ma około dwa tysiące pięćset lat xD Jeny, ja na jej miejscu miałabym już serdecznie dość życia ;D
    Bardzo polubiłam Kandappę, mogę chyba nawet uznać, że jest moją ulubioną bohaterką tego opowiadania. Jest fajnie wykreowana, ma wyrazisty charakter. Choć tak samo jak Kaelas strasznie zdziwiłam się, że jest już taka stara ;D No i wciąż wierzę, że będzie z Kaelasem (ale to jaka moja mała nadzieja ;D)
    Podobają mi się próby wyroczni, szczególnie ta z duszami. Fajny pomysł na notkę ;D I te powtarzające się po walce każdej postaci dwa zdania, z tym że zminiały się tylko imiona członków załogi - bardzo pomysłowe ;D
    Pozostaje mi tylko jeszcze raz przeprosić i czekać z niecierpliością na nowe notki ;D
    Całuję,
    Leszczyna ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Jejku, od tak dawna Cię nie było? Miałam wrażenie, że tylko od kilku ostatnich rozdziałów. Jak ma się wolne czas za szybko leci. Niedawno cieszyłam się z Bożego Ciała i początku moich wakacji, a tu już zaczął się lipiec.
      Cóż, Evolet pomimo tych swoich 2500 lat jest jeszcze młodziutka i całe życie ma przed sobą. W końcu Vrieskas jest jeszcze starszy, a stary jeszcze nie jest, życia też dość nie ma, a nawet ciągle mu mało, jak to mają w zwyczaju "ci źli".

      Usuń
  15. Oficjalnie uznaję ten rozdział za najlepszy tego opowiadania! Czytałam, czytałam i nie mogłam przerwać. Wciągnęłaś mnie doszczętnie i biję brawa! Każda scena była cudowna i nie potrafię wybrać najlepszej, choć jakoś bardziej przekonali mnie Kendappa i RM19. Cudownie pokazałaś nam ich przeszłość. Miałaś świetny pomysł z tą jaskinią!
    A co do długości - jeśli rozdział przy tylu znakach jest tak wciągający, nie widzę przeciwwskazań, żebyś częściej dzieliła się z nami takimi "kolosami"!
    Pozdrawiam!

    (Rany, słodzę jak nie ja. Chyba jeszcze nikomu nie napisałam tylko miłych słów. xD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Następnych takich "kolosów" nie będzie. Mimo że ostatnio wizyty na poszczególnych planetach piszę ciągiem, to później dzielę. Przynajmniej mam więcej do przodu ;)
      Kaelas miał najmniej barwną i tragiczną przeszłość i wydaje mi się, że przez to ginie na tle innych. Nawet po poprawkach nie dało się go wyciągnąć.

      Usuń
  16. Matko, moja skleroza! Myślałam, że już skomentowałam rozdział, a tu proszę.... >.<".
    Podobał mi się, choć nie powiedziałabym, że jest taki długi - był bardzo wciągający.
    W ciekawy sposób pokazałaś słabości, każdego z bohaterów. Wydaje mi się, albo inaczej XD. Mam znów jakieś domysły, że... Pokazałaś tego czego oni się bali, to co czuli w głębi duszy, ale mieli nadzieję, że jednak jest inaczej. Np. Kealas - boi się tego, że ojciec nie byłby z niego dumny, jest dla niego to ważne. Kendappa, opuściła swoje miasto, straciła siostrę, wydaje mi się, że w podśmiadomości czuła, że to przez nią, że nie zrobiła wszystkiego. RM19 - też pewnie czuł, że stracił ukochaną przez siebie. Chcieli to ukryć, a te... (nie wiem jak je nazwać) powiedziały wszystko, czego się obawiały.
    Tak czy inaczej rozdział cudowny i czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Interpretować ten rozdział można na wiele różnych sposobów. Do Kaelasa i RM19 zgodzę się, ale z Kendappą było nieco inaczej, co wyjdzie w odpowiednim czasie, który jeszcze nie wiem, kiedy nastąpi, szczególnie, że ostatnio mam tendencje do rozpisywania się.

      Usuń
  17. Hmm... A ja głupiutka myślałam, że to manekin tak męczył Kaelasa. Zupełnie zapomniałam, że lubisz nas zaskakiwać. :)
    Żeby zedrzeć sobie kolano na płaskiej powierzchni Kaelas musiał po niej kawałek przejechać na kolanach. Chyba, że na chwilę stała się chropowata, bo w końcu chłopak o coś się potknął.
    Zastanawiam się czy ten głos męczy również resztę bohaterów. A poza tym gdzie oni są? Może to rzeczywiście sen? Albo Kaelas zemdlał od mdłego zapachu kwiatów nim zdążył zajrzeć do jaskini? Nie mam pojęcia! :)
    Tak myślałam, że ojciec to tylko widmo. Nie mogłam dać się przekonać, że mogłoby być inaczej. Martwiłam się tylko, iż Kaelas wziął sobie te wszystkie wyrzuty do serca. Na szczęście się opamiętał.
    Czyli Kendappa szła tą samą drogą, co Kaelas? I to coś, które mimo wytarcia pozostało to krew chłopaka...Jest też oślepiający błysk... Kendappa czasem mnie irytowała, ale teraz naprawdę zrobiło mi się jej szkoda. I pierwszy raz mogłam ją poznać z tej czulszej strony. Mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia.
    Rozumiem, że teraz czas na RM19?
    On miał mieć rodzinę... Chyba jeszcze bardziej mi go szkoda... Ale udowodnił, że był najinteligentniejszy ze wszystkich bohaterów. Ponadto był silny...
    Dzięki temu rozdziałowi czuję się jak gdyby postacie z opowiadania byli mi bliżsi, jakbym znała to ich prawdziwe "ja". Także rozdział jak najbardziej udany. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Może i dłuższy rozdział, ale czytało się go bardzo szybko. Chyba najlepszy ze wszystkich dotychczasowych.
    Kendappa... lubię ją. Już pierwsze wrażenie zrobiła dobre, a teraz je utrzymuje. Ba, nawet budzi coraz większą sympatię. Fajnie dowiedzieć się czegoś o jej przeszłości, jest jedną z najbardziej fascynujących postaci.
    RM19 był zakochany?! O rzesz... Szok^^ Nie sądziłam, że jest zdolny do takich uczuć:)
    Nadrobienie reszty rozdziałów chwilę jeszcze mi zajmie, ale na pewno doczytam:)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń