czwartek, 19 lipca 2012

Rozdział 14: Dziedzictwo Kalush


Przeznaczenie stoi za ludźmi, welonem tajemnicy zasłonięte, i w dłoni trzyma kołczan z tysiącem zdarzeń.
Eliza Orzeszkowa – Gloria victis
Ladvarian nienawidził Święta Króla. Nienawidził pałacu, całego tego przepychu. Zamiast metalu, złota i rubinów, wystarczyłby mu kamień. Nienawidził Nowej Dzielnicy, w której musiał żyć. A przede wszystkim nienawidził swojego ojca. Jego poddaństwa i wiecznie udawanej słabości. Gardził nim, odkąd był na tyle dojrzały, by pojąć całą sytuację.
Nie mógł znieść tego, co stało się z jego planetą, tego, czego dopuścił się król Ladvarian. Żałował, że nie urodził się wcześniej, by zapobiec temu rozkładowi. W dawnych czasach, o których teraz opowiadały jedynie legendy i mity.
Kiedyś na Landare istniało tylko kilka cywilizowanych miast. Pięć, może sześć. Każde otoczone grubym i wysokim murem wykonanym z najtwardszego kamienia. Poza nim żyły dzikie plemiona oraz krwiożercze bestie.
Gdy wojownik złamał zasady honoru, zostawał wydalany poza granicę. Jeżeli przeżył okres kary, mógł wrócić, bo jego winy zostały oczyszczone. Obecnie mury nie były już potrzebne. Po starych zostały jedynie niskie ruiny, Nowa Dzielnica nigdy nie została otoczona.
Od czasu inwazji dzicy zostali już dawno wymordowani. Tak samo zwierzęta. Za życia Ladvariana ostało się już niewiele gatunków, które niebawem także podzielą los swoich przodków.
Na przestrzeni wieków miasta rozszerzały się. Tworzono nowe, coraz bardziej zmniejszając naturalne środowisko. Najgorsze, że to obcy stanowili teraz cywilizację i znaczną większość mieszkańców zamieszkujących planetę.
Landarczycy powoli zaczynali zanikać. Naturalna eliminacja mniejszości zbliżała się do krytycznego momentu. Niewiele pozostało z historii i kultury. Ladvarian wiedział, że jeżeli teraz nic się nie zrobi, to w przyszłości będzie już za późno na uratowanie czegokolwiek. Rasa wojowników wyginie, pozostaną jedynie ostatnie, słabe sztuki niezdolne do niczego.
Jednakże pierwszy krok, to odzyskanie Garudy.
W tej kwestii nie miał innego wyboru i musiał zdać się na spryt Evolet. Sam nigdy nie będzie w stanie tego dokonać, strażnicy Vrieskasa zatrzymaliby go, zanim stanąłby pod drzwiami skarbca. Wierzył, że ona poradzi sobie, nie zawaha się i z zimną krwią wykona pierwszy krok ku obaleniu tyrana.
Żałował, że nie może porozmawiać o tym z towarzyszem. Gdy tylko temat schodził na księżniczkę, Falonar stawał się drażliwy i nie wierzył w jej dobre intencje. Był przekonany, że zdradzi ich przy najbliższej okazji. Twierdził, że ten związek to tylko przykrywka. Zwiodła go, by doprowadzić do egzekucji ostatniego potomka królów.
Najgorsze, że Evolet nie miała lepszego zdania o Falonarze. Przed odlotem z Yaskas ostrzegała go, że mężczyzna zachowuje się podejrzanie i możliwe, że szpieguje Ladvariana dla Vrieskasa już od jakiegoś czasu. Książę powinien uważać, co mu mówi w jego obecności, gdyż już nieraz zdarzało się, że ktoś w sekrecie awansował na generała i miał szpiegować potencjalnych zdrajców. Jeżeli nie będzie bardziej ostrożny, to niebawem sam zginie.
Nie wierzył zarówno w słowa Evolet jak i Falonara. Ufał im obojgu, coś w głębi podpowiadało mu, że oboje są godni zaufania i nie zawiodą go, gdy przyjdzie odpowiednia chwila. Żałował, że nie mogli współpracować w trójkę, wtedy wszystko stałoby się dużo łatwiejsze.
– Książę. – Usłyszał za sobą niepewny, kobiecy głos.
Odwrócił się na pięcie, by stanąć twarzą w twarz z jedną z pałacowych służących. Dziewczyna była bardzo młoda, nie mogła mieć więcej niż piętnaście lat. Jednak ucieszył go widok Landarki, miał dość pałętających się wszędzie obcych. Pochyliła się w geście szacunku, a kurtyna ciemnych włosów przysłoniła jej ładną twarz.
– Twój ojciec, książę, pragnie się z tobą natychmiast zobaczyć w swoich komnatach – powiedziała do swoich butów.
Ladvarian westchnął zrezygnowany. Wyminął dziewczynę i ruszył w stronę drzwi balkonowych. Wolał jak najszybciej dowiedzieć się, o co chodzi. Miał nadzieję, że to jakaś małoistotna sprawa, która nie zajmie dużo czasu. Nie znosił przebywać w komnatach słabowitego ojca dłużej niż to absolutnie konieczne. A do tego dochodziły jego ciągłe użalania się nad sobą. Ladvarian, z przyjemnością, osobiście skróciłby mu męki, lecz starzec był mu jeszcze potrzebny żywy. Ktoś musiał sprawować, chociażby urojoną, władzę, gdy on podbijał inne planety. Wolał, by funkcję namiestnika pełnił głupiec, nie sprytny wróg.
Wnętrze pałacu zostało zbudowane podobnie do tego na Yaskas. Różniły się one jedynie wielkością. Do najróżniejszych pomieszczeń prowadziły takie same, długie, wykonane, z metalu i pozbawione ozdób i okien korytarze.
Dotarcie na miejsce nie zajęło mu dużo czasu. Jego komnaty znajdowały się na tym samym piętrze co ojca. Wszedł do środka bez pukania i od razu skierował swoje kroki do sypialni.
Wykonane z metalu pomieszczenie było sporej wielkości. Posadzkę pokryto grubym ciemnozielonym dywanem, który tłumił odgłosy wszelkich kroków. Z szarych ścian poznikały wszystkie obrazy, które Ladvarian widział podczas swojej ostatniej wizyty. Wywnioskował, że ojcu musiało znudzić się już patrzenie na te same widoki i niebawem powiesi coś innego. Okna przysłonięto ciężkimi, ciemnobrązowymi kotarami, co i tak mijało się z celem, bo Lume Estrell nie dawała tak mocnego światła. We wszystkich pomieszczeniach panował półmrok, o ile nie postarano się o dodatkowe, sztuczne oświetlenie.
W centrum pomieszczenia, naprzeciwko drzwi stało ogromne łoże, jedyny mebel w pokoju, nie licząc dwóch szafek po obu jego stronach. Przywiezione na Landare z jakiejś nieznanej Ladvarianowi planety. Cztery drewniane kolumienki podtrzymywały zielony baldachim. Zostały one ozdobione najrozmaitszymi, drobnymi płaskorzeźbami przedstawiającymi najróżniejsze okazy fauny i flory. Każda postać została oddana w najdrobniejszym szczególe, nawet mimika maleńkiej twarzyczki mówiła o tym, w jakim nastroju się znajdowała. Stworzenie takiego dzieła musiało zająć lata i tylko istota o ogromnej cierpliwości i precyzyjności mogła podjąć się takiego zadania.
Na atłasowej, złocistej pościeli leżał stary mężczyzna. Jego twarz była pokryta zmarszczkami i bruzdami, jednak brązowe oczy bystro lustrowały pomieszczenie. Krótko przycięte, siwe włosy zostały starannie uczesane, zapewne przez jakąś służącą.
Ladvarian skrzywił się na widok ojca. Doskonale wiedział, że stary książę może bez problemu wstać z łóżka, a nie robić z siebie ofiarę i udawać ogromną, śmiertelną chorobę. Już od pięciu lat nie opuszczał sypialni, twierdząc, że jego koniec jest bliski. Jednak nic nie wskazywało na szybkie odejście.
Ladvarian nie wątpił, że jego ciało rzeczywiście było słabe, szczególnie po tak długiej bezczynności, lecz mózg funkcjonował bez zarzutu. I mógłby być jeszcze przydatny, gdyby nie ta cała farsa.
Mężczyzna rozsunął ciężkie kotary i otworzył okno, by wpuścić do pomieszczenia odrobinę światła. Półmrok działał mu na nerwy i wolał nacieszyć się naturalnym światłem, nim znów znajdzie się w przestrzeni kosmicznej.
– Wynoś się! – warknął w stronę czarnoskórej służącej, która krzątała się przy chorym.
Była jedną z najurodziwszych dziewcząt w pałacu. Czarne jak smoła włosy opadały falami na ramiona, a brązowe oczy bystro obserwowały otoczenie. Jednak to jej obfite, kobiece krągłości najbardziej rzucały się w oczy. Ladvarian wiedział, że była w typie jego ojca. Gdyby nie udawana słabość i choroba, pewnie zaspokoiłby swoje żądze. Choć równie dobrze mógł już to robić.
Dziewczyna, po jego słowach, rzuciła mu zlęknione spojrzenie i pospiesznie opuściła pomieszczenie. Nie znosił mieć świadków przy rozmowie z ojcem, szczególnie obcych, którzy mogli o wszystkim donosić ludziom Vrieskasa. A tych nigdy nie brakowało.
– Musiałeś ją tak nastraszyć? – odezwał się słabym głosem stary mężczyzna. – I zasłoń zasłony! Dobrze wiesz, że moje biedne, stare, schorowane oczy nie mogą znieść tak jaskrawego światła. Zabraniam ich tykać komukolwiek, a ty oczywiście musisz zrobić swoje. Doskonale wiesz, jak ciężkie nastały dla mnie chwile. Niebawem odejdę z tego świata, zabierze mnie choroba, a ty, mimo wszystko, chcesz jeszcze przyspieszyć ten proces. Każdy promień Lume Estrell zbliża mnie do śmierci. Zamiast przywitać się porządnie z ojcem i prawdziwym księciem Landare, ty musisz pokazywać swoje niezadowolenie. Kiedyś zastanawiałem się, czy rzeczywiście jesteś moim synem. Twoja matka była dziwką. Rozkładała nogi dla każdego, więc równie dobrze mogła spłodzić cię z jakimś gównianym plebejuszem. Ożeniłem się z nią tylko dlatego, że była jedyną wysoko urodzoną, w miarę ładną kobietą. I widzisz jak skończyła. Zmarła w wieku dwudziestu siedmiu lat na jakąś nieznaną chorobę, zapewne weneryczną, gdy miałeś zaledwie dwa lata. Ty nie pożyjesz wiele więcej, masz jej słabe geny. Niewiele odziedziczyłeś po mnie, już na pierwszy rzut oka widać w tobie tę dziwkę.
Gdy mówił, z tonu głosu mężczyzny znikała słabość. W obecności syna zapominał się pilnować.
– Skończyłeś już? – warknął Ladvarian. – Widzieliśmy się ostatni raz pół roku temu i tak mnie witasz, ojcze? Twoja udawana choroba całkowicie zżarła ci rozum.
– Jak śmiesz! Jestem księciem i masz traktować mnie z szacunkiem! – zagrzmiał, zadziwiająco łatwo podnosząc się do pozycji siedzącej.
– Ja też mam ten tytuł, gdybyś zapomniał. A jeżeli to już wszystko, to wrócę do siebie. Muszę się przygotować na jutrzejsze wykonywanie książęcych obowiązków, bo ty jesteś zbyt schorowany, by wstać z łóżka. Chociaż widzę, że nagle ci lepiej. Może ogłosimy narodowy cud? – zadrwił.
Odwrócił się na pięcie i już chciał opuścić komnatę, lecz zatrzymał go głos ojca:
– Czekaj!
Ladvarian niechętnie wykonał jego polecenie, lecz gdy spojrzał na mężczyznę w jego oczach był jedynie lód i groźba. Starzec zadrżał, zdawał sobie sprawę, że syn nie zawahałby się przed zamordowaniem ojca na łożu śmierci, utrzymując później, że był to jedynie wypadek lub naturalny zgon. Przełknął głośno ślinę.
– Mój koniec jest już bliski… – zaczął, próbując wrócić do słabowitego tonu.
– Skończ z tymi łgarstwami – przerwał mu niezadowolony Ladvarian. Zacisnął pięści, wbijając paznokcie w skórę. Jeżeli ta rozmowa będzie toczyć się dalej tym torem, to w końcu nie wytrzyma. Chciał wyjść i ochłonąć, a najlepiej już nigdy tu nie wracać.
– Nie wiem, kiedy wrócisz z kolejnych misji, czy będę jeszcze żyć – kontynuował niepewnie, a strużka potu spłynęła po jego pobladłej ze strachu twarzy. – Dlatego chciałem przekazać ci nasze dziedzictwo, dziedzictwo królewskich potomków.
– Chyba faktycznie w końcu dopadła cię choroba – szaleństwo. Garuda – dziedzictwo królów od tysiącleci jest w posiadaniu Vrieskasa. Gdy opuszczałem Yaskas przed przybyciem tutaj, nadal tam była i raczej nagle nie zmaterializowała się w twoim łóżku – zirytował się. Miał dość tej durnej gry, która do niczego nie prowadziła.
– Nie mówię o mieczu – pospieszył z szybkim wyjaśnieniem przybity do łóżka spojrzeniem syna. Miał wrażenie, że został zamknięty w tej granatowej klatce, że powoli pochłaniają go dwa mroczne, bezdenne jeziora i niebawem nie wydostanie się z nich. Przepadnie na zawsze. – Straciliśmy go dawno temu i nigdy nie odzyskamy. Mam na myśli dziedzictwo Kalush – ostatniej królowej. Symbol, który podarowała swojemu jedynemu synowi. Symbol honoru.
Te słowa całkowicie zbiły Ladvariana z tropu. Nigdy nie słyszał o czymkolwiek, co Kalush mogła zostawić swoim potomkom. Od dziecka powtarzano mu, że odeszła, porzucając króla i swój lud, by zachować honor wojowniczki. Udała się poza mury stolicy, by okazać jawne niezadowolenie przeciwko decyzji króla, by nie zostać jednym z pachołków Vrieskasa. Ponoć wszyscy byli przekonani, że wszelki ślad po niej zaginął. Nigdy nie odnaleziono jej ciała ani miecza.
A teraz słyszał coś takiego. Wszystko stanęło na głowie i nie miało zamiaru ponownie wrócić do normalności. Przecież to nie mogła być prawda, inaczej od dawna wiedziałby o tym. Jedyne znaczenie miała Garuda.
Patrzył w osłupieniu na ojca i nie był w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa. To musiało być kłamstwo. Perfidne kłamstwo, by odpłacić mu za jego zachowanie, zadrwić z niego. Landarczycy od wieków nie mieli honoru, więc ten symbol musiał być łgarstwem. Inaczej poprzedni książęta nie zachowywaliby się w taki sposób. Ojciec nie byłby takim głupcem.
Stary mężczyzna, nie zwracając uwagi na zachowanie syna, sięgnął ręką pod koszulę nocną, w którą był ubrany i wyciągnął ukryty pod nią wisior. Ciemny kamień oprawiony w złoto, z dwoma tygrysami znajdującymi się u góry. Ladvarian widział go już niejeden raz, lecz zawsze był przekonany, że to jedynie tandetna biżuteria ojca importowana z jakiejś odległej planety.
– To księżycowy kamień, ostatni, jaki nam pozostał.
Ladvarian patrzył na niego zdumiony. Księżycowe kamienie należały do przeszłości, były jedynie niepotwierdzoną legendą. Kolejnym zapomnianym dziedzictwem Landarczyków, pomyślał zgorzkniały.
Z wahaniem wyciągnął dłoń i opuszkami palców dotknął wisior. Był ciepły, jakby wytwarzał naturalne ciepło lub zostało one przeniesione od ojca. Ciemny, prawie czarny kamień hipnotyzował go. Wpadające do pomieszczenia promienie ognistej gwiazdy powodowały powstanie wewnątrz niego licznych refleksów świetlnych. Jak gwiazdy na niebie.
– Od teraz jest twój, Ladvarianie.
Książę wyciągnął go ze starych dłoni i zawiesił na swojej szyi. Symbol honoru. Symbol prawdziwego wojownika. Symbol legendy, którą się stanie. Nie zawiedzie swoich przodków, nie zawiedzie ostatniej królowej, która wierzyła, że jej lud przetrwa i wygra z tyranem. Zdobędzie Garudę, pokona Vrieskasa i założy koronę na głowę. A swojemu synowi przekaże wisior jako symbol zwycięstwa.
– Nie zawiedź swoich ludzi. Szczególnie, że jako jedyny masz szansę na zostanie Legendarnym Wojownikiem. Tylko twoje narodziny zwiastował fałszywy księżyc. Nie zapomnij o tym, gdy nadejdzie odpowiedni moment.
Ladvarian kiwnął głową na znak zrozumienia. Odwrócił się na pięcie i skierował do wyjścia, chowając wisior pod tunikę.
– Zasłoń te przeklęte zasłony! – Usłyszał jeszcze za sobą wzburzony głos ojca, lecz zignorował go.
~ * ~
– Książę – zwrócił się do Ladvariana jeden z generałów Vrieskasa odpowiedzialny za pilnowanie porządku na Landare.
Ten, w przeciwieństwie do Paragasa, nie był tak odrażający z wyglądu. W oczy rzucała się jedynie jego czarna skóra, reszta była typowo ludzka. Normalne, kręcone włosy opadające na ramiona i okalające podłużną twarz o szerokim czole, dużych, jasnych oczach i groteskowo zakrzywionym ku górze nosie.
Dodatkowo charakteryzował go jeszcze nieprzeciętny wzrost i postura. Grubo ponad dwa metry, co świadczyło o tym, że nawet Falonar mu nie dorównywał, nie mówiąc o nim. Po raz kolejny przeklinał swój niski wzrost, jakby powiedział ojciec zapewne odziedziczony po matce dziwce. Przy nim musiał mocno zadzierać głowę w górę, a i tak niewiele to pomagało.
Jednak nie można było odmówić generałowi inteligencji. Kojarzył fakty znacznie szybciej niż Paragas i nie zadowalały go marne wymówki. Ladvarian cieszył się, że to nie przed nim odpowiada, bo jego wyczyny już dawno mogłyby wyjść na jaw. A nie miał zamiaru być stracony przed końcem. Najpierw musiał stanąć przeciwko Vrieskasowi.
Cieszył się, że Lothor traktował go z obojętnością, spełniając jedynie swoje obowiązki. Przynajmniej łatwiej było mu znieść jego towarzystwo. Gdyby jawnie z niego drwił, postarałby się, aby skończył marnie na corocznej egzekucji zdrajców. Z przyjemnością odciąłby mu głowę. Jednak w tej sytuacji wolał poczekać, bo Vrieskas mógł wysłać tu kogoś znacznie gorszego.
– Tak? Coś związanego z jutrzejszym świętem? – zapytał znudzony.
– Nie, wszystko mamy pod kontrolą. Jutro do południa wszyscy zdrajcy zostaną zgromadzeni w pałacowych więzieniach. Nie musisz sobie tym zawracać głowy, książę. Przed godziną przysłano nam wytyczne dotyczące twojej kolejnej misji.
– Słucham?
Ladvarian starał się mówić obojętnym tonem, lecz w głębi ożywił się. Kolejna misja otwierała nowe możliwości. Możliwe, że tym razem rdzeni mieszkańcy jakiejś planety okażą się mądrzejsi niż ci ostatnio.
– Razem z Falonarem wyruszycie miesiąc po Święcie Króla. Przyleci po was statek razem z trzecim członkiem drużyny. Wszelkie szczegółowe dane zostały dostarczone do twojej komnaty.
– Jaka to planeta?
– Berkayu w strefie wschodniej, książę.
Ladvarian potrzebował całej siły woli, by nie uśmiechnąć się w tamtym momencie. Nareszcie pozwolono mu opuścić strefę północną! Paragas musi nieźle trząść portkami, że zdobył się na to. Pewnie Vrieskas jeszcze nie wie, co wydarzyło się z Kendappą, a ten durny generał chce trzymać go jak najdalej od Yaskas, dlatego wysyła go tak daleko.
Cierpliwe czekanie opłaciło się. Nareszcie będzie mógł udać się na planetę Wyroczni i poznać odpowiedzi na swoje pytania. Gdy tylko pozbędą się z Falonarem tego trzeciego balastu.
Ignorując Lothora, puścił się biegiem w stronę wyjścia z pałacu. Musiał jak najszybciej znaleźć Falonara. Zapewne udał się do matki, więc nie będzie to problemem. Chciał podzielić się z nim tą radosną wiadomością. W końcu mieli zaledwie miesiąc, by dowiedzieć się wszystkiego o planecie Wyroczni, a w szczególności, gdzie ona dokładnie się znajduje.
~ * ~
Postanowiłam w wakacje trochę porysować, a z racji, że pomysły jakoś nie chciały przyjść, stwierdziłam, że pod kredkę wezmę postacie z tego opowiadania. Może do października zdołam wyrobić się ze wszystkimi. Na pierwszy ogień Evolet. LINK
Czytelników Severusa informuję, że został on przeniesiony na blogspota (adres ten sam, bo na szczęście był wolny). Z racji, że Onet ma przestać istnieć, a jak na razie jakiekolwiek przenosiny nie są jeszcze możliwe, i kto wie, czy w ogóle będą.
Ostatnio naszła mnie też wena na krótkie opowiadanie potterowskie o Peterze Pettigrew, które chodziło za mną od jakiegoś czasu. Jeżeli uda mi się je całe napisać, to pewnie zacznę publikować.

52 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Kto by pomyślał, że z Ladvariana taki w pewnym sensie konserwatysta i patriota. Widać, że naprawdę ceni sobie swoje korzenie i czuje żal, że cała kultura zanika. Ale czy nie dzieje się tak również w naszym świecie? Globalizacja globalizacją, ale uważam, że czasami te wszystkie gwiazdeczki powinny sięgnąć po coś swojego, a nie powielać zachodnie wzorce. No nic.
      Paskudne ten jego ojciec! Na początku myślałam, że będize po prostu wkurzający ze swoją hipochondrią i ostentacyjnością "ale jestem chory", sama mam taką osobę w rodzinie i po prostu krew zalewa czasami. Ale to po prostu przerosło moje oczekiwania, to jak się wyrażał o jego matce... Uh. Skoro taka z niej okropna dziwka, to po kiego z nią szedł do łóżka? faceci. Ale trzeba przyznać, że mimo wszystko są do siebie podobni. Obydwoje mają bardzo wysokie mniemanie o sobie i wielką pewność siebie.
      No i skoro już jesteśmy przy podobieństwach: Ladvarian tak jak Kaleas występuje przeciwko Vrieskasowi o ile dobrze zrozumiałam. Cóż, skoro myśli o tej samej Wyroczni, to Kaleas jest o pół kroku przed nim.
      W ogóle to muszę Ci powiedzieć, że to opowiadanie jest kapitalne i jak dostaję wiadomość o nn to cieszę się jak głupia xD
      I jeszcze jedno btw: wczoraj skończyłam 1 tom "Mrocznej Wieży" Kinga i tam była pewna panienka o nazwisku Delgado i od razu skojarzyło mi się z wspomnieniami-severusa :P
      Evolet ma zacne rogi xD Jakoś zapominam, że niektóre postacie mają takie atrybuty i myślę o nich jako zwykłych "człowiekach", jedynie pamiętam że towarzyszka Kaleasa ma skrzydełka i wyobrażam ją sobie jaką taką wróżkę z bajek. LOL, wiem.
      Pozdrawiam :D

      Usuń
    2. Dziękuję, strasznie miło to słyszeć :)
      U nas niestety dzieje się to samo. Tylko zachód i zachód. Dobrze, że chociaż wschód zachowuje jakąś odrębność i inność.
      A Wyrocznia jak najbardziej ta sama. Ale jak tak patrzę na przyszłe wydarzenia, to na razie to Ladvarian jest do przodu, mimo że nie odwiedził jeszcze irytującego konia.
      O, Mroczna Wieża jest świetna, jedna z moich ulubionych książek. I rzeczywiście nazwisko jest stamtąd, chyba akurat musiałam wtedy czytać którąś część. Zawsze mam problem z wymyślaniem nazwisk (dlatego tutaj ich nie ma :D) i daje jakiejś z książki, którą mam pod ręką.

      Usuń
  2. Ale świetny ten rysunek Evolet! Te jej rogi są urocze ;D Zazdroszczę takiego talentu ;)
    Rozdział również bardzo fajny. Dość długi, ale szybko się go czytało. Chyba, aż za szybko...
    Ladvarian nieco urósł w moich oczach, gdy zaczął się przejmować losami swojej planety. Nie spodziewałabym się po nim takich uczuć.
    Nie do końca jestem przekonana, co do tej całej Evolet. Sprytna to może ona i jest, ale czy to nie odwróci się przeciwko wojownikowi?
    Podobnie, jak Falonarowi, ciężko mi uwierzyć w jej dobre intencję. No, ale może jednak mnie zaskoczy? Kto ja tam wie...
    Kurczę, ojciec Ladvariana to naprawdę wkurzająca postać. Okropny, zgorzkniały starzec, udający dziwną chorobę, aby każdy wokół niego skakał... Oh, jak ja nie lubię takich osób -.- A to, co mówił o swojej zmarłej żonie było po prostu wstrętne.
    Czyli Książę szykuje się do następnej podróży? Ciekawe czy dowie się więcej od Wyroczni niż Kaleas. Szczerze w to powątpiewam...
    No, ale już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Zapowiada się ciekawie ;)
    No to chyba tyle chciałam napisać.
    Pozdrawiam, a jeżeli masz ochotę to zapraszam także na mojego nowego bloga http://strach-nocy.blogspot.com/ Miło by mi było, gdybyś wyraziła o nim swoją opinię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Za coś musi walczyć, a trochę głupio by było, gdyby marzył o zostaniu władcą wszechświata, bo byłby z niego drugi Vrieskas i za wesoło by się nie skończyło.
      W wylewność Wyroczni także powątpiewam, ale jak wyjdzie przekonam się dopiero, gdy napiszę. Ona nie należy do typów od razu pokazujących karty.

      Usuń
  3. Fajny rozdział ^^. Irytujący jest ojciec Ladvariana z tym swoim udawaniem choroby i podłym wyrażaniem się o matce chłopaka, nie mniej jednak ten kamień księżycowy wydaje się intrygujący i ciekawa jestem, jaką odgrywa rolę.
    Ciekawa też jestem jego nowej misji i tego, czemu chce się spotkać z Wyrocznią. Opiszesz ich spotkanie? Jestem ciekawa, jak on zniesie jej irytujący sposób bycia ^^.
    Ladvarian jest dość staroświecki według mnie. Widać, że zależy mu na dawnych tradycjach i nie podoba mu się to, co stało się z jego planetą. Ciekawe, skąd u niego takie przywiązanie.
    Rysunek fajny (ja też lubię rysować, hehe ^^.), jak widzę, papier fakturowany?.
    A opowiadanie potterowskie jak najbardziej pisz ;)). Choć nie lubię Petera, bo jest obrzydliwym małym konfidentem, to jednak przy twoim stylu pewnie wyjdzie kolejna perełka ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Co do kamienia, to mam kilka opcji, ale dokładnie jeszcze nie wiem. Pewnie jak do tego dojdę, to wpadnie mi do głowy zupełnie coś innego.
      Spotkanie z Wyrocznią oczywiście opiszę, ale jeszcze długo zanim to nastąpi. Źle wyliczyłam i od 15 będzie bardzo długi ciąg rozdziałów o Kaelasie, aby całość wyglądała logicznie. A wcześniej jeszcze istotna wizyta na Berkayu.
      O Peterze chciałam napisać już od tak dawna, pomysł zrodził się gdy zaczęłam pisać Severusa, ale nie miałam pojęcia, co ostatecznie skłoniło go do zdrady, więc czekałam aż samo przyjdzie i ostatnio właśnie przy kopiowaniu wspomnień znalazłam idealne rozwiązanie, ale dość brutalne.

      Usuń
    2. Zapomniałam dodać. Papier fakturowany, bo gdy rysuję bardziej w stylu realistycznym niż mangowym, to jest mi na nim łatwiej.

      Usuń
    3. Ja też uwielbiam rysować na papierze fakturowanym ^^. Ale rzadko rysuję portrety, raczej wolę martwe natury, kwiaty czy widoczki.
      No to jestem ciekawa, o czym będą te rozdziały ;)). Całość bardzo trzyma w napięciu w każdym razie ^^.
      I jestem ciekawa, co za rozwiązanie przyszło ci odnośnie Petera ^^. W sumie to może być ciekawa historia, mimo, że to poniekąd dośc negatywna postać.

      Usuń
    4. Ja tylko ludzi. Jakoś nigdy nie brałam się za inne rzeczy. Czasem kwiaty, ale to było dawno i lepiej nie wspominać.
      Negatywny to będzie ktoś inny, ale opowiadanie na razie w trakcie tworzenia, więc nic nie mówię.

      Usuń
  4. Rozdział bardzo długi, ale strasznie szybko mi się go czytało. Nawet nie wiem kiedy skończyłam:P A jednak z Ladvariana to jednak w pewnym sensie patriota, przynajmniej ja bym to tak nazwała. Żal mu że cała kultura zanika i widać, że naprawdę ceni sobie swoje korzenie. Trochę zirytowała mnie postać jego ojca. Sama ich rozmowa była naprawdę bardzo interesująca, byłam bardzo ciekawa co było tym dziedzictwem[a kamień!:P], ale ten staruch strasznie mnie denerwował. A jak on mówił o swojej żonie...nerwicy można dostać:P Chociaż samemu się niekiedy spotyka takie osoby, to aż człowieka trzęsie.
    Twój rysunek jest śliczny. Ja tam nie przepadam za rysowaniem i specjalnie do tego talentu nie mam.:P
    Kolejne twoje opowiadanie? To super:D Nie przepadam za bardzo za Peterem, według mnie to mały wstrętny karaluch, ale wspaniałe opowiadanie nie powstaje z samych bohaterów tylko z pomysłu i stylu pisania autorki. :) Powiadomisz mnie jak ruszysz z tym opowiadaniem? Bardzo proszę:P

    Pozdrawiam:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Cóż, taki typ. Ja na szczęście nikogo takiego osobiście w życiu nie spotkałam, bo pewnie znając mnie, bym nie wytrzymała.
      O Peterze chciałam napisać już od tak dawna, pomysł zrodził się gdy zaczęłam pisać Severusa, ale nie miałam pojęcia, co ostatecznie skłoniło go do zdrady, więc czekałam aż samo przyjdzie i ostatnio właśnie przy kopiowaniu wspomnień znalazłam idealne rozwiązanie, ale dość brutalne. W czasie wakacji raczej nie spodziewam się z tym ruszyć, bo u mnie krótkie, to w okolicach dwudziestu, trzydziestu rozdziałów, ale na pewno dam znać.

      Usuń
  5. Pozwolisz, że zacznę od błędów, które rzuciły mi się w oczy.
    Dotarcie na miejsce nie zajęło mu dożo czasu. -> dużo
    Wszelkie szczegółowe dane zostały dostarczane do twojej komnaty. -> dostarczone
    Paragas musi nieźle trząś portkami, że zdobył się na to. -> trząść.
    Przechodząc do treści opowiadania...
    Najpierw zdziwiła mnie brutalność Ladvariana, który bez wahania zabiłby własnego ojca, tylko dlatego, że jest schorowany i nieprzydatny, ale gdy doszło do ich spotkania zrozumiałam pobudki, które nim kierowały. Jego ojciec jest okropny, nie dziwię się, że Ladvarian wyrósł na osobę surową i brutalną. A sposób, w jaki wyrażał się o jego matce. Miałam ochotę dopingować księcia, żeby go udusił, zapewne obleczoną w jedwabie, czy inne równie drogie materiały, poduszką. Nie rozumiem, dlaczego jego ojciec postanowił udawać chorego; myśli, że w ten sposób wymiga się od jakichś nieprzyjemnych konsekwencji ze strony ludu albo Vrieskasa? No i dlaczego akurat teraz zdecydował się przekazać kamień księżycowy Ladvarianowi? Najpierw pomyślałam, że tym razem naprawdę źle się czuje i przeczuwa zbliżający się koniec, ale nic nie wskazuje na to, żeby opadł z sił. Może po prostu uznał, że syn jest gotowy i nadeszła pora na przekazanie dziedzictwa. Przepraszam, jeśli nadmiernie analizuję, ale już taka jestem xD
    Jeśli się nie mylę, w ostatnim rozdziale napisałaś, że to Kaelas lubił Starą Dzielnicę, zbudowaną z kamienia, więc ten rozdział pokazuje, że Kaelas i Ladvarian, oprócz dnia urodzin, mają jeszcze coś ze sobą wspólnego.
    A obrazek Evolet naprawdę bardzo ładny. Ja zupełnie nie mam talentu do rysowania, tym bardziej zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Nie powiedziałabym, że chce się wymigać od konsekwencji, ale bardziej od obowiązków, które powinien spełniać jako książę. Woli zrzucić to na barki innych.
      Dlaczego teraz dał mu kamień? Bo to kolejny etap opowiadania. Ale tak na poważnie, to nie jest on głupim człowiekiem i zdaje sobie sprawę z ambicji i części planów Ladvariana, dlatego uznał, że to odpowiedni moment.

      Usuń
  6. W końcu wszystko przeczytałam ;) Uzbierało się u Ciebie trochę rozdziałów, więc dość długo zajęło mi nadrabianie, ale już jestem na bieżąco.
    Hmm, nigdy nie lubiłam science fiction, ale u Ciebie mi ono nie przeszkadza. Może dlatego, że nie jest ono takie z jakim spotykałam się w innych dziełach.
    Ojciec Ladvariana strasznie przypomina mi moją babcię. Narzeka, że wszystko go tak męczy, że wszystko go boli, jak dla mnie to mógłby się z nią "spiknąć" ;)
    Tak trochę nie wierzę w szczere intencje Evolet. Mam wrażenie, że trochę kręci, ale mam nadzieję, że się mylę.
    Falonar wydaje się być natomiast naprawdę fajnym (nie mogłam znaleźć innego słowa) gościem. Ciągle mam w głowie jego rozmowę z matką z poprzedniego rozdziału. Tak bardzo mi żal jego rodzicielki. A Falonar okazał się nie być takim bezdusznym potworem za jakiego go na początku uważałam.
    Natomiast Kaelas jest niewyobrażalnie irytujący. I to tyle na jego temat.
    Odnośnie tego rozdziału, to wyjątkowo intryguje mnie fakt, że ojciec Ladvariana dał mu ten kamień akurat teraz. Może jednak będzie zmierał?
    Mam nadzieję, że o następnym rozdziale mnie już poinformujesz ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Ja też lubię Falonara, chociaż pisanie fragmentów z jego perspektywy do najłatwiejszych nie należało. I właśnie wtedy chciałam ukazać go z tej prawdziwej strony, a nie oczami brata.
      Ladvarian otrzymał kamień teraz, ponieważ jego ojciec nie jest głupim człowiekiem i zdaje sobie sprawę z ambicji i części planów Ladvariana, dlatego uznał, że to odpowiedni moment. I nie umiera, chociaż każdemu będzie próbował to wmówić.

      Usuń
  7. Hej ;) Przeczytałam właśnie wszystkie 14 twoich rozdziałów i piszesz świetnie! Po prologu spodziewałam się opowiadania fantasy ale s-f mi przeszkadzało tylko z początku a gdy czytałam dalej przestało mi to przeszkadzać. Opowiadanie jest świetne!! Kaelas mnie trochę denerwuje a ta sprawa z Ladvarianem i jego ojcem mnie tak wciągnęła że nawet nie wiem kiedy skończyłam czytać ten rozdział. Byłabym wdzięczna gdybyś informowała mnie o nowych rozdziałach na www.charmednowahistoria.blog.onet.pl.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozumiem Ladvariana, ojciec okropny, mnie by zalała krew jakby spotkała taką osobę. Do tego to jak się odnosił o matce, po co z nią spłodził dziecko w takim razie...
    No i ten księżycowy kamień, czyżby do czegoś miał się przydać?
    Jestem ciekawa jak tam Evolet, czy da radę i czy nie okłamuje Ladvariana.
    WIdzę, że Ladvarian też się wybiera tam gdzie Kaleas, ciekawe jak zareaguje na Wyrocznię. :D Mnie osobiście bardzo denerwowała...
    Czekam na dalszy rozwój wydarzeń, naprawdę to co tworzysz jest fantastyczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, dziecko z nią spłodził, bo musiał mieć następcę, mógł się zastanowić przy małżeństwie, ale skoro nie miał dużego wyboru, to wolał ją i teraz pomstuje na wszystko.
      Nad dokładną funkcją kamienia cały czas się zastanawiam. Kilka opcji mam, a ostatecznie pewnie wyjdzie z tego coś zupełnie innego.

      Usuń
  9. Osobiście wierzę w uczciwość Evolet i myślę, że się nie zawiodę. Z resztą, na Falonarze również.
    Szkoda mi Ladvarian, wydaje się być dobrym człowiekiem, ale ten ojciec niszczy go, i pewnie tez pozbawia nadziei.
    Jak można udawać umierającego przez 5 lat? Ciekawe czy teraz na serio mówił już o tym, że `nadchodzi jego kres`...
    Tym czasem lepiej, by porządnie przygotował się do nowej misji, coś czuję, że i ona będzie niełatwym orzechem do zgryzienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ma się motywację, to zapewne można i dłużej udawać. Są ludzie, którzy potrafią odstawiać takie cyrki znacznie dłużej. Ale ojcu Ladvariana na tamten świat jeszcze daleko.
      Na pewno takie zachowanie ojca miało znaczący wpływ na jego charakter i obecne zachowanie.

      Usuń
    2. Ma facet tupet... Ale myślę, że jego syn już się na to uodpornił. Lub chociaż stara się. A tamten po prostu jest starszy, zna wiecej sztuczek.

      Usuń
  10. Wspaniały ojczulek, nie ma co... Nic dziwnego, że Ladvarian wyrósł na takie ziółko. Wieloletnie znoszenie obelg musiało zaowocować chorobliwym dążeniem do wielkości.
    "Ktoś musiał sprawować, chociażby urojoną, władzę, gdy on podbijał inne planety." - To zdanie cholernie mi się spodobało. Młody książę rzeczywiście ma dla siebie więcej przestrzeni, gdy jego ojciec wciąż żyje. Dotyczy to chyba każdego następcy - nawet spadkobiercy warsztatu krawieckiego.
    Ciekawy rozdział. Poza tym, muszę powiedzieć, że świetnie rysujesz, co w przypadku pisarza jest nieocenionym atutem.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Ma więcej przestrzeni i nie musi się martwić, że po powrocie zastanie u siebie chaos czy jakieś rządy absolutne podrzędnego generała. I może rozmyślać o czymś innym ;)

      Usuń
  11. "Mężczyzna podszedł do okna i rozsunął ciężkie kotary i otworzył okno"- bez pierwszego i brzmiało by lepiej i poprawniej :)

    Na pewno wolę jak jest opowiadanie o Kaelasie ( mam nadzieję, że dobrze piszę! ). Po prostu bardziej przypada mi do ustu jego charakter. Jeśli chodzi o Ladvariana, jakoś nie wzbudza mojej sympatii. Ale ma to chyba po ojcu, bo on także nie wydaje się być miłą osobą. Wręcz przeciwnie, bardzo odpycha. Takie użalanie się nad sobą, udawanie, że jest się chorym, sprawia, iż traci się szacunek do tejże persony. Nie dziwię się Ladvarianovi, że ma go szczerze dość. Ja też bym miała.
    Ten wisiorek mnie zaciekawił. Zastanawiam się, czy będzie on jakimś kluczowym elementem, w dopełnieniu się słów Wyroczni. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że jak zacznę dopisywać końcówki, to znów z jakiegoś zdania zrobię coś głupiego.
      Od 16 zacznie się długi ciąg rozdziałów o Kaelasie, chyba ponad dziesięć. Ja też jakoś wolę o nim pisać, chociaż myślałam, że będzie odwrotnie, ale i tak Ladvariana lubię z charakteru.
      Ale postać księcia jest równie ważna, więc coś tam też trzeba o nim naskrobać.

      Usuń
  12. Rozdział, jak zwykle genialny. Nie polubiłam ojca Ladvariana. Nie wzbudził mojej sympatii, a tym bardziej współczucia. Współczułam jedynie służce, która być może była przez niego wykorzystywana ;/ Taki typ ludzi mnie obrzydza, Ladvariana najwidoczniej też.
    Bądź co bądź, wolę czytać o przygodach Kaelasa, jest mi bliższy, niż książę.
    Czekam na następny post z niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      15 będzie jeszcze o Ladvarianie, a później już sporo o Kaelasie. Źle poukładałam sobie w głowie niektóre wydarzenia (dodatkowo jej jeszcze modyfikując) i pewnie zanim ponownie pojawi się książę minie ponad dziesięć rozdziałów.

      Usuń
  13. Uwielbiam rozdziały pisane z perspektywy Ladvariana. Wiem, mówiłam to już, ale taka jest prawda ;>
    Hmm.. miły ten jego tatuś, nie ma co.. aż trudno uwierzyć, że Ladvarian jest z nim spokrewniony, przecież oni się skrajne różnią. Książę naprawdę go nienawidzi i to widać, a ja się w sumie temu nie dziwię..
    Pojawia się jeszcze kwestia Evolet (tak nawiasem, śliczny rysunek). Ladvarian jej ufa, a ona sama w poprzednich rozdziałach wydawała mi się dość wiarygodna. Tylko zdanie Falonara mi tu przeszkadza. Bo skoro on twierdzi, że nie jest godna zaufania..
    Pierwsza misja poza strefą północną. Hmm.. zapowiada się ciekawie, czekam na kolejny rozdział ^^
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Mam nadzieję, że po następnym nadal będziesz lubić Ladvariana, bo w wielu oczach pewnie wiele straci.
      Kwestia Evolet na razie pozostanie pod znakiem zapytania, ale sądzę, że za jakiś czas (znając mnie kilka miesięcy) wszystko okaże się jasne.

      Usuń
  14. U ojca hipochondryka chyba teraz rzeczywiście postępuje jakaś choroba, i nie myślę tutaj o głupocie, skoro przekazał synowi wisior. Tak swoją drogą to kompletnie nie rozumiem mężczyzn, którzy najpierw wychodzą za kobietę, a potem jedynie na nią narzekają i ją wyzywają, jak w przypadku tego starca. Przy okazji znieważa własnego syna, który na całe szczęście nie wdał się aż tak w ojca. Nie dziwię się, że Ladvarian ma niechętny stosunek do niego.
    Nowa misja zapowiada się bardzo obiecująco :)
    Rysunek wyszedł naprawdę świetnie. W dodatku ujęłaś na nim rogi, o których istnieniu u Evolet zapomniałam przez zwyczajne zdjęcie w bohaterach, ale teraz już będę pamiętać ;D Dobry pomysł z takimi portretami.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Też nie rozumiem takich osób, szczególnie, że to wbrew wszelkiej logice czy zdrowemu rozsądkowi. Ale takie rzeczy często się zdarzają, co jest jeszcze dziwniejsze.
      Stary książę wbrew temu, że oddał jednak wisior, nie jest chory. Nawet zastanawiam się, czy później nie wykorzystać jeszcze jego postaci. I mimo wszystko nie jest taki głupi i zdaje sobie sprawę z ambicji i części planów Ladvariana, dlatego uznał, że to odpowiedni moment.

      Usuń
  15. Dodałam komentarz, teraz patrzę i go nie ma. Ech, blogspot się buntuje. ;/ Ale postaram się jeszcze raz wszystko napisać.
    Chyba nie będzie dla nikogo zdziwieniem, jeśli powiem, że bardzo lubię rozdziały pisane z perspektywy Ladvariana. W dodatku po tym rozdziale, kiedy na początku opisałaś jak zależy mu na planecie, coraz bardziej go lubię. I już sama nie wiem kogo wolałabym na Legendarnego Wojownika. Chyba księcia. Ale pewnie znowu, gdy wrócisz do Kaelasa zmienię zdanie. ;p
    Ani trochę nie współczuję jego ojcu, ale prawdę mówiąc, wątpię, aby teraz udawał. W końcu, gdyby nie był pewny swojej śmierci, nie powierzałby sekretu synowi. i chodzi o tą samą Wyrocznię, prawda? Oj, teraz będzie się działo, coś tak czuję. ^^ Aż dreszczy dostaję, haha ^^ Genialne opowiadanie, nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Dużo weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Komentarz był, tylko został wrzucony do spamu. Tak się chyba dzieje jak się dużo jednego dnia komentuje. Więcej niż 50 postów też nie można opublikować, bo potem za maszynę cię biorą.
      Ja też z charakteru bardzo lubię Ladvariana. Mam tylko nadzieję, że po następnym rozdziale nie zmienisz zdania o nim.
      A Wyrocznia ta sama ;)

      Usuń
  16. Trafiłam na twojego bloga przypadkiem i muszę powiedzieć, że spodobał mi się.
    To jest coś nowego. Zazwyczaj nie trafia się na tego typu historie.
    Teraz już na pewno bd śledzić tego bloga. :)

    http://malenkie-szczescie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Niestety, na swoim marnym modemie używanym na wsi z jeszcze bardziej marnym zasięgiem, Twój rysunek nie chce i się załadować, jednak obiecuję, że obejrzę go jak wrócę do domu ;D
    Rozdział bardzo mi się podobał. Rozmowa Lanvariana z ojcem była bardzo interesująca, choć ten drugi denerwował mnie od pierwszych chwil. Jeny, jaki wkurzający typ faceta. Takich to chyba tylko wieszać. I skoro Lanvarian jest bardziej podobny do matki, to może to i lepiej, bo jakby miał być takim idiotą jak ojciec, to masakra. A w końcu matka pewnie dziw ką nie jest, tylko ojciec tak o niej opowiada.
    Oh, też się muszę sprężyć i przenieść Dowieść Niewionności na blogspota. Ja tam bym już wolała, żeby onet został onetem nawet z błędami, bo jednak tam został kawał historii, a my byśmy siedzieli na blogspocie...
    A to o Peterze będzie miało ile rozdziałów? ;D
    Całuję!
    Leszczyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Też bym wolała, aby onet został chociażby taki, ale nie ma co liczyć. Zastanawiam się tylko, kiedy nastąpi wielkie bum i czy rzeczywiście wszystko przeniosą, bo ostatnio jak patrzyłam możliwości przeniesienia jeszcze nie było.
      Myślę, że opowiadanie o Peterze będzie miało jakieś dwadzieścia, góra trzydzieści rozdziałów. Nie chcę się za bardzo rozpisywać, tym bardziej, że tylko pół roku będzie decydujące, a reszta to już skakanie po ważniejszych wydarzeniach.

      Usuń
  18. Rysunek bardzo ładny, muszę przyznać, że wyobrażałam sobie ją podobnie ;) Rozdział jak zwykle świetny. Nieco zdziwiła mnie ta opinia ojca Ladvariana o jego matce oraz to, że książe był w miarę opanowany. Nowa misja? Ciekawie sie zapowiada. Nie mogę się doczekać, gdy opiszesz ich spotkanie, bo przecież nie każdy wytrzyma sposób bycia Wyroczni. Ciekawi mnie tez to, jak Falonar zareaguje na tę radosną informację (przynajmniej dla księcia).
    Życzę dużo weny i pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeszcze zapomniałam. Pomysł z Peterem podoba mi się, bo Ty chyba nawet z takiego Glizdogona potrafisz stworzyć bohatera godnego uwagi ;)

      Usuń
    2. Dziękuję, szczególnie po ostatnich słowach zrobiło mi się tak miło :)
      Nieskromnie mówiąc, wydaje mi się, że nowa misja i pobyt na Berkayu będą ciekawe. Ostatnio stworzyłam dokładny zarys w głowie i za jakiś czas pewnie do tego dojdę w pisaniu szczególnie, że mam sporo do przodu.
      Dla mnie Peter zawsze był godny uwagi, szczególnie motyw zdrady.

      Usuń
  19. Condawiramurs22 lipca 2012 14:15

    Bardzo podobał mi się ten rozdział, duża niespodzianka, prawda? Zafascynowal mnie sposób, w jaki przeprowadziłas rozmowę ledvariana z ojcem. Było to bardzo ciekawe socjologicznie. Ojciec wszedł w swoją role schorowanego nibywladcy, który nic juz na to wszystko nie poradzi celowo, ale sam się chyba w tym nieco zgubił. Swoją frustracje przelewu na syna, gdyż zdaje sobie sprawę z tego, co ów wyczynia i pewnie mu kibicuje, sądząc po tym, w jaki sposób przekazał mu dziedzictwo (swoją droga ciekawe, ile ichneszcze bedzie), ale jednocześnie jest zły, ze sam nic z tym nie robił. Jestem przekonana, ze wcale nie sadzi tego, co wykrzyczal, ale cóż biedne,u pozostało. Pewnie młody książę zdaje sobie z tego sprawę, ale nie dziwie się, ze go to denerwuje, sytuacja nie pozwala jednak na ukazywanie prawdziwych poglądów, prawda? Mm nadzieje, ze zanim l i f gdziekolwiek się udadzą, spotkają się z trójka pozostałych głównych bohaterów i ze matka braci nie zostanie zabita. Czekam z niecierpliwością na następna notke.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Dziedzictwo to już jest naprawdę ostatnie ;) Pojawią się jeszcze ważne przedmioty, ale jakiegoś specjalnego znaczenia typowo dla konkretnego bohatera mieć nie będą.
      Stary książę (któremu, coś mi świta, w początkowych rozdziałach dałam imię i muszę to zaraz sprawdzić) zdaje sobie sprawę, co robi Ladvarian, ale może mu tego jawnie powiedzieć. Na odwrót już to niestety nie działa.

      Usuń
  20. Sytuacja na Landare jest rzeczywiście tragiczna. Szkoda tej planety, jestem całym sercem za Ladvarianem i mam nadzieję, że uda mu się ją uratować.
    Niechęć Evolet i Falonara jest dość komiczna. Próbują zaszkodzić sobie nawzajem, a Ladvarian to ignoruje. Tak jakby byli zazdrośni o siebie.
    Ojciec Ladvariana wzbudza litość, ale jest też postacią dość żałosną. Współczuję Ladvarianowi; szkoda, że nie ma on w ojcu oparcia.
    Gdy była mowa o dziedzictwie Kalush, pierwsze, co mi przyszło do głowy, to jej miecz; tak, teraz Ladvarian będzie ścigał Kaelasa, żeby zabrać mu miecz Kalush, pomyślałam sobie. ;P
    Ciekawe, kim będzie trzeci członek załogi.
    I Evolet bardzo ładna. Sama też miałam zrobić ilustracje do opowiadania, ale jakoś mi się odechciało w międzyczasie ;)
    Hm, chyba tyle ode mnie.
    Pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Nie, Ladvarian poluje na miecz ostatniego króla, ostrzem Kalush niespecjalnie się przejmuje, nie wiedząc o jego istnieniu.
      A o trzecim członku załogi swego czasu wspominał Kaelas ;) Jednak do ponownych rozdziałów o księciu, nie licząc kolejnego, trzeba będzie sporo czekać.

      Usuń
  21. Komentarz będzie nieskładny, gdyż odnosi się do całości, którą pochłonęłam zeszłej nocy po czym padłam i zasnęłam na laptopie. Dzięki Ciemności, wtedy jeszcze nie miałam otwartego okna komentarzy, bo wątpię aby radosny ciąg literek satysfakcjonował kogokolwiek.

    Okey. Do rzeczy. Muszę się przyznać, że weszłam z ciekawości, bo choć za Si-Fi szczerze nie przepadam, to zaintrygował mnie tytuł i nagłówek. Przeczytałam prolog, weszłam w pierwszy rozdział... i padłam ze śmiechu. Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Ale co zrobić, gdy na słowo "Kaelas" mam przed oczami wielkie kocisko, które, gdy tylko Pani jest zła, skacze na Samca Pani i nie przejmując się, że prawie mu kręgosłup złamał i każe Panią uspokoić <3.
    Dobra. Powaga. Kupuję go! Totalnie i generalnie, bo jest właśnie takim wrednym typkiem spod ciemnej gwiazdy, jakich lubię najbardziej. Co prawda ciapa, bo ciapa, ale nie każdy może być od razu Lucivarem Yaslaną. Trzeba z tym jakoś żyć.
    Jak powiedziałam - nie lubię Si-Fi i uciekam od jego wszelkich form, gdyż najzwyczajniej moja wiedza z zakresu fizyki, astronomii i techniki jest, delikatnie mówiąc, Żadna, a mnie nie bawi sprawdzanie co drugiego słowa w encyklopedii. Jednak "Bracia Duszy"... Matko Noc, takie Si-Fi to ja mogę czytać codziennie! Pięknie opisane, ciekawi bohaterowi (zwłaszcza Kaelas, tak dostałam obsesji. KOLEJNEJ, moje przyjaciółki mnie zabiją), wartka akcja i to cudowne uczucie "Ja Chcę Więcej, JUŻ" po skończeniu ostatniego rozdziału... Perełka.
    A tak do tego rozdziału - Ladvariana bym z chęcią przygarnęła i wytula, bo fajny chłopak z niego. Trochę mi przypomina chłopaka mojej kuzynki.

    P.S. Taki totalny priv. Zerknęłam na wywiader i widzę w twoim profilu "Leszno/Wrocław". Chodzi o Leszno Wielkopolskie, to 70 km od Poznania? Proszę, powiedz, że tak~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Jak mam być szczera, to nigdy nie czytałam książek z gatunku si-fi, więc nie wiem jak to z nimi wygląda. Ale zdawałam sobie sprawę, że gdybym zaczęła rzucać tutaj fachową terminologią, to niewielu by zrozumiało. A podróże międzyplanetarne powstały dlatego, że jeden świat fantasy to dla mnie za mało i gdzieś musiałam upchnąć te wszystkie rasy i uniemożliwić "przypadkowe" spotkania bohaterów wcześniej niż to zaplanowane. A tak odległość robi swoje ;)
      Kotek Pani jest cudowny ;) Ale jako że te imiona funkcjonują także w innych powieściach, to nie mogłam się powstrzymać ;)
      A Leszno jak najbardziej to w Wielkopolskim.

      Usuń
    2. Nie ma za co, chwalenie czegoś tak dobrego to aż przyjemność!
      Totalnie rozumiem. Sama mam z tymi wszelkimi "przypadkowymi" spotkaniami trochę problemów, zwłaszcza gdy chcę by wszystko w miarę trzymało się kupy. Z podróżami międzyplanetarnymi jeszcze nie eksperymentowałam, może kiedyś... :)
      A jeszcze, bo wcześniej zapomniałam: Tak szczerze to ojciec Ladvariana nie jest chyba znowu taki głupi na jakiego początkowo wygląda. Nie żebym go polubiła, ale mnie zaintrygował. Kolejny plus i powód do dalszego czytania.
      Gdybym mogła to z Kotka Pani zrobiłabym sobie fototapetę na ścianę. Jeden z moich ulubionych bohaterów Kamieni.
      Matko Noc! W życiu nie myślałam, że przez przypadek wpadnę na kogoś z mojej mieściny!

      Usuń
    3. Też bym się nie spodziewała ;) Szczególnie, że nigdy nie spotkałam osoby, która by pisała (nie licząc siostry).
      Ojciec Ladvariana, którego imię zaginęło w akcji, chociaż jestem pewna, do któregoś rozdziału potrzebowałam, głupi nie jest. Gdyby był, to raczej nie podarowałby mu tego wisiora, a już na pewno nie z jego ostatnimi słowami. Myślę, że jego postać jeszcze wykorzystam.
      Kotek jest cudowny ;) Chociaż w Kamieniach, co nigdy mi się nie zdarza, polubiłam mnóstwo bohaterów. Mają w sobie coś niesamowitego.

      Usuń
    4. Ja znam moją najlepszą przyjaciółkę, która na dodatek już w Lesznie nie mieszka... I to wszystko. Więc tym milsze spotkanie :)
      Imię zaginione w akcji, taaak. Brzmi znajomo n_n". Mam nadzieję, że się odnajdzie, a nawet jeśli nie to postać się jeszcze pojawi. Mam chyba jakieś skrzywienie, że właśnie takie mnie najbardziej fascynują.
      I nie mogę doczekać się tej zapowiadanej serii rozdziałów o Kaelasie. Może wreszcie przestanę go sobie wyobrażać porośniętego kocią sierścią...
      Bo Kamienie są po prostu nadzwyczajne. Poza Hekatah i jej "spółką z.o.o" polubiłam praktycznie wszystkich. No... Może jeszcze pewien wredny Eyren mi podpadł, ale na szczęście Daemon zajął się nim przede mną ;) W sumie to też mój ukochany fandom i zastanawiam się nad publikacją jednej z moich pruuliańskich historii, ale nie mam wystarczająco dużo motywacji *jęk lenia*.

      Usuń
    5. Tak, za Hekatah i Dorotheą też nie przepadałam, ale cała reszta rodziny SaDiablo i jej przyjaciele, to cud miód i solone orzeszki ;)
      Ja nigdy nawet nie myślałam o ff na podstawie Kamieni, nie naszedł mnie żaden pomysł. W przypadku ff wolę pozostać na płaszczyźnie potterowskiej.
      Znam ten bark motywacji. Czasem to nic się nie chce, a samo się nie napisze.

      Usuń