Nie zabijaj – rzekł – gdy masz się kim wyręczyć – dodał.
Stanisław Jerzy Lec
Ladvarian
siedział na szczycie pustego wzgórza, na którym, według legendy, kiedyś
znajdował się zamek królów zburzony później na rozkaz Vrieskasa. Żałował, że
nigdy nie widział kamiennej warowni, nie było mu dane spacerować po jej
korytarzach, zobaczyć, jak wygląda stolica z jednego z balkonów. Może znalazłby
wtedy coś, co pomogłoby mu w walce z tyranem albo chociażby podania sprzed
wieków opisujące prawdziwą kulturę i historię Landarczyków. Może nawet sztukę
tworzenia mieczy. Jednak były to tylko płonne nadzieje. Nic poza skałą nie
przetrwało do jego czasów. A przynajmniej nie w tym miejscu. W dzieciństwie
lubił wyobrażać sobie, że jakiś dzielny wojownik ukrył wszystkie skarby w
bezpiecznym miejscu i zapieczętował, a on je odnajdzie. Marzenia pozostały
tylko marzeniami i nic nie wskazywało na ich urzeczywistnienie.
Ladvarian tylko
tutaj mógł poczuć spokój ducha. Mógł zastanowić się nad problemami i uspokoić
myśli i emocje. Z tym miejscem czuł jakąś silną, nieopisaną więź. Dodatkowo
nikt nie wiedział, że lubił tu przychodzić, więc nie musiał martwić się
niechcianym towarzystwem. Szczególnie, że nikt nie zbliżał się do góry, ludzie
twierdzili, że jest przeklęta. Tylko Falonar znał jego sekret, tylko on
wiedział.
Falonar.
Na wzmiankę o
nim stanęła mu gula w gardle. Nie chciał o tym myśleć, lecz obrazy same, wbrew
jego woli, ukazywały się w jego głowie, mącąc umysł i spokój. Zapomnieć, czy to tak wiele? Ukrył twarz
w dłoniach, mając nadzieję, że to mu pomoże.
Pierwsze
promienie Lume Estrell powoli zaczęły wydobywać się zza horyzontu. Ladvarian
przeklinał każdy z nich. Świt nadchodził zbyt szybko. Nie chciał znów
przybierać maski księcia i wykonywać swoich zadań i obowiązków. Dziś wolałby,
jak ojciec, zaszyć się we własnych komnatach i udawać chorobę lub nawet stanąć
do boju przeciwko Vrieskasowi. Cokolwiek, tylko nie to!
Wstał i
rozejrzał się dookoła. Z jednej strony górę otaczały ruiny dawnego miasta,
które znacznie dalej łączyły się ze Starą Dzielnicą. Kamień, który przetrwał,
który znał przeszłość, który pamiętał czasy królów. Który nie potrafił mówić…
Z drugiej
strony rozciągały się kamieniste równiny i wzgórza. Goła ziemia, którą już
dawno opuściły wszelkie zwierzęta, by znaleźć sobie inny dom. Roślinność także
powoli znikała. Niewielkie poletka ziemi wymagały wielkiego trudu i hektolitrów
wylanego potu, by cokolwiek na nich wyrosło.
Ladvarian
postanowił, że gdy już zostanie królem, zmiecie z powierzchni ziemi tę imitację
pałacu i wybuduje nowy. Tu, na miejscu dawnej siedziby starożytnych władców.
Potężną, kamienną warownię. Jak za dawnych, dobrych czasów
Czasów, które
miał zamiar przywrócić.
~ * ~
W Święto Króla
zabawa odbywała się na głównym placu. Ustawiono na nim ogromną scenę, na której
występowali muzycy, aktorzy i cyrkowcy najróżniejszych ras. Każdy chciał jak
najlepiej się zaprezentować i zdobyć uznanie w oczach innych. Dookoła sceny
zbudowano najróżniejsze budki i kramy, gdzie kosmiczni kupcy oferowali swoje
usługi i wystawiali na sprzedaż najrozmaitsze towary. Było tam pełno
wszystkiego. Niekiedy nie wiadomo, jakiemu celu miały służyć dane przedmioty.
Sprzedawcy
uwielbiali takie święta, były to dni ich największego zarobku. Na każdej
planecie, którą podbił Vrieskas, organizowano podobne święto o takiej samej
nazwie. Zawsze wypadało ono w rocznicę ostatecznego oddania władzy tyranowi.
Kupcy z najróżniejszych planet przylatywali na nie, próbując sprzedać jak
największą ilość swojego towaru, czasem po absurdalnie wysokich cenach.
Gdy tylko
pierwsze promienie Lume Estrell wyłoniły się zza horyzontu, ludzie zaczęli
wychodzić z domów. Udawali się na plac, by w spokoju pooglądać towary wystawione
na sprzedaż lub pierwsze występy, zazwyczaj początkujących artystów lub dzieci,
którzy nie mieli nic interesującego do pokazania.
Prawdziwe,
warte obejrzenia atrakcje rozpoczynały się dopiero w południe i trwały do
wieczora, by przy ostatnich promieniach zachodzącej Lume Estrell uwiecznić
wszystko egzekucją zdrajców. Kiedyś było ich znacznie więcej, lecz w miarę
upływu lat ich liczba zmniejszała się, czasem nawet nikt nie zostawał
zgładzony.
Pomimo grozy
tej sytuacji, wszyscy mieszkańcy gromadzili się tłumnie na placu, by obejrzeć
ostatnie widowisko. Zobaczyć lejącą się krew, gdy głowa zdrajcy odpada od
korpusu i czasem stacza się z podwyższenia wprost pod nogi gapiów. Panowała
ogólnie przyjęta zasada, że im mniej zdrajców, tym bezpieczniejszy świat, bez
wojen, przelewu krwi i śmierci.
Ladvarian bez
większego zainteresowania spacerował po placu, przeklinając ojca i jego
wymyśloną chorobę. To stary książę powinien zejść do ludu, nie on. Szczególnie
teraz, gdy miał ważniejsze sprawy na głowie, w końcu informacje o planecie
Wyroczni same się nie znajdą.
Przeciskał się
pomiędzy straganami, chcąc jak najmniej rzucać się w oczy, lecz ludzie i tak go
zauważali. Musiał wtedy wysłuchiwać tego, co mieli do powiedzenia, zaciskając z
wściekłości zęby i potulnie potakiwać głową. Nawet rdzenni Landarczycy nie
dawali mu spokoju, zasypując stertą bezsensownych pytań, na które w większości
nie znał odpowiedzi.
Najczęściej z
ust tłumów słyszał pytanie, czy Vrieskaks przybędzie w najbliższym czasie na
Landare albo chociażby za rok na kolejne Święto Króla. Ladvarian nie mógł
znieść tej naiwności i głupoty. Tyran pojawił się na planecie tylko dwa razy, a
to i tak o jeden raz za dużo. Pierwszy raz podczas inwazji, gdy oddano mu
władzę. Druga wizyta nie była ogólnie znana, książę dowiedział się o niej przez
przypadek, gdy w bibliotece na Yaskas szukał informacji o historii swojej
ojczyzny.
Działo się to dwieście dziewiętnaście lat po przejęciu
władzy nad Landare, ojczyzną wojowników przez wielmożnego Vrieskasa, cesarza
całego wszechświata.
Jeden z wojowników, dzikus, który wychował się poza
granicami jakiegokolwiek z pięciu miast, wszczął bunt przeciwko prawu
ustalonemu przez cesarza absolutnego. Najprawdopodobniej wywodził się z plebsu lub
od początku został wychowany przez dzikich. Mógł być także potomkiem jednego ze
zbrodniarzy wygnanych z miast. Lud twierdził, że był on nieślubnym synem
zdrajczyni Kalush, lecz informacje te nie zostały potwierdzone. Nie zostało
ustalone, skąd zdobył prawdziwy miecz wojownika, jednak nigdy nie złożył
przysięgi i nie przystąpił do Ceremonii.
Ów wojownik, którego imię na zawsze zostało skreślone
z kart historii wszechświata, zgromadził wokół siebie innych. Każdego, kto był
zdolny do walki i nie zgadzał się z jedynymi słusznymi prawami ustanowionymi
przez wielmożnego Vrieskasa. Ówczesny namiestnik, Wynton, nie zrobił nic, by
przeciwstawić się jawnemu oporowi i buntowi. Wraz z najbliższą rodziną i
doradcami zamknął się w swojej kamiennej warowni i czekał na dalszy rozwój
wypadków.
Buntownicy, pod sztandarem księżyca, maszerowali
ulicami miasta i zabijali każdego, kto w imię wielmożnego Vrieskasa
przeciwstawiał się im. Dotarli pod siedzibę generała mianowanego do utrzymania
porządku na planecie. Z zimną krwią zamordowali zarówno jego, jak i jego żonę i
trójkę małych dzieci.
Namiestnik dopiero wtedy wyszedł z pałacu i ogłosił
odzyskanie niepodległości przez Landare, a buntownika swoim generałem i prawą
ręką. W ciągu następnych tygodni miały miejsce masowe egzekucje wszystkich,
którzy pozostali wierni wielmożnemu Vrieskasowi.
Jednak nic nie mogło trwać wiecznie. Władca absolutny
przybył na Landare tak szybko, jak mógł i przywrócił dawny porządek. Zerwał z
głowy namiestnika fałszywą koronę i zabił go na oczach Landarczyków, to samo
stało się z jego żoną i dziećmi. Przy życiu zostawił tylko jednego,
najmłodszego syna, by linia przetrwała. Jednak zabrał go na Yaskas, by tam
nauczyć wszystkiego według własnych zasad.
Buntownicy zostali straceni, jednak większość nie przyznała
się do swoich czynów, uparcie twierdząc, że nie mieli z tym nic wspólnego i
zawsze byli wierni jedynie wielmożnemu Vrieskasowi. Głównego przywódcy nigdy
nie odnaleziono, ale pamięć o jego czynach przetrwała. Wtedy zabroniono
wypowiadać jego imię pod karą śmierci.
Najgorsze dla planety miało jednak dopiero nadejść.
Wielmożny Vrieskas stracił wszystkich kowali, którzy znali tajniki tworzenia
mieczy, prawdziwej broni wojowników, by żaden więcej nie sprzedał swych usług
dzikim. W furii i gniewie zniszczył także pałac, kamienną warownię i siedzibę
królów wraz ze wszystkim, co znajdowało się wewnątrz. Pogrzebana została
wszelka historia i kultura Landarczyków. Pozostała po niej goła skała.
Nad Landare zawisła groźba, że gdy jeszcze raz dojdzie
do buntów i rozlewu krwi, wielmożny Vrieskas zniszczy całą planetę i zabije
każdego przedstawiciela gatunku, by wszelka pamięć o Landarczykach została
stracona na zawsze.
Dla Kronik Podboju Wielmożnego Vrieskasa spisał Olenn,
mając nadzieję, że kopia zostanie przesłana na Be’Shar, do mnisiej twierdzy i
najstarszej kolebki kultury i historii wszechświata, by wydarzenia z tamtego
okresu nigdy nie zostały zapomniane.
Z tamtej
relacji Ladvarian dowiedział się, że kamienny pałac rzeczywiście istniał, że
nie był jedynie bajką opowiadaną dzieciom przed zaśnięciem oraz że łącznie z
nim została zniszczona wszelka historia. Więcej nie znalazł żadnej wzmianki
odnośnie tajemniczego wojownika, jakby wraz z tamtym wydarzeniem zapadł się pod
ziemię i już nigdy nie próbował dalszych buntów. Jego pochodzenie pozostawało
taką samą tajemnicą, ale Ladvarian wierzył, że był on Landarczykiem i zależało
mu na współbraciach. A to, że mógł być synem zdrajcy nie miało znaczenia.
Ostatecznie Falonar miał mieszaną krew, a był jednym z najlepszych wojowników,
elitą, której dawno nie widziano. Nie wierzył natomiast w to, aby królowa
Kalush spłodziła innych potomków poza królewską linią.
Książę zbywał
wszystkich, którzy zadawali idiotyczne pytania o Vrieskasa, niektórym
tłumaczył, że władca nie ma czasu, gdyż zajmuje się dalszymi podbojami. W końcu
strefa wschodnia i zachodnia same się nie podbiją. Im dalej znajdował się on od
Landare, tym lepiej. Zresztą, na Yaskas też bywał wyjątkowo rzadko, o czym nie
omieszkała poinformować go Evolet. Ona nie była z tego do końca zadowolona, on
owszem, przynajmniej księżniczka miała wolną rękę i mogła zdobyć Garudę.
Dochodziła do
tego sprawa z barierą. Odkąd na BS88C odkryto jakąś nową technologię, prace nad
nią ruszyły pełną parą. Vrieskas za wszelką cenę chciał wiedzieć, co znajdowało
się za nią, jednak przez tysiąclecia do niczego nie doszedł. Ladvarian
wiedział, że nie wszystkie raporty dostawały się do opinii publicznej, lecz
wątpił, aby nawet w tych tajnych znajdowało się coś interesującego. Gdyby tyran
miał żyć kolejne tysiąclecia, nie posunąłby się nawet o krok do odkrycia, co
kryje się w środku. Ladvariana to nie interesowało, najważniejsze, że sam miał
się czym zająć i trzymał się z dala od planów Vrieskasa.
Żałował, że
Falonara nie ma z nim. Zawsze razem spacerowali po placu, oglądając towary,
których nigdy nie widzieli oraz odpędzając się od natrętnych sprzedawców,
którzy próbowali wcisnąć im jakieś śmieci. Ludzie nie dręczyli go tak, jakby
obecność drugiego wojownika nieco ich odstraszała. Czasem Falonar brał na
siebie rozmowę z niektórymi, by Ladvarian mógł zaznać trochę spokoju i wyrwać
się chociażby na chwilę z tego zgiełku.
Książę nie
widział swojego towarzysza przez cały dzień, a gdy promienie Lume Estrell
powoli zaczynały znikać za horyzontem, modlił się w duchu do bogów, w których
nie wierzył, by się już nie pojawił. Dzisiejszego ranka Lothor dał mu jasno do
zrozumienia, czyja głowa zostanie ścięta.
O ile było to
jeszcze możliwe, tłum zaczął gęstnieć i zbierać się wokół podwyższenia ustawionego
na środku placu. Wszystkie występy zostały już zakończone. Pozostał jedynie
jeden.
Po raz
tysięczny przeklinając ojca, Ladvarian udał się pod scenę. Została już
uszykowana na ostatnie przedstawienie. Zdjęto z niej wszystko, ustawiając na
środku jedynie trzy niedużej wielkości metalowe walce. Kilka kroków od nich
postawiono srebrną mównicę, przy której Mistrz Ceremonii miał wyczytać winy
skazanych. Jakiś podekscytowany młokos, najpewniej służący, przyniósł księciu
miecz. Zawsze robił to Falonar, przeszło
przez myśl Ladvarianowi, zanim zdołał nad sobą zapanować.
Na scenę
wprowadzono skazańców. Aż trzech. W
zeszłym roku był tylko jeden staruszek, który postradał zmysły i był to dla
niego bardziej akt łaski niż egzekucja. Pięciu strażników ustawiło ich w
rzędzie twarzami do tłumu, by każdy mógł im się dobrze przyjrzeć Tłuszcza
zaczęła wrzeszczeć, lecz Ladvarian nie skupiał się na ich słowach, obserwował
trójkę ludzi, których miał za chwilę pozbawić życia.
Każdy był inny.
Najbliżej mównicy stał postawny mężczyzna w kwiecie wieku. Kiedyś musiał być
dobrze zbudowany, lecz miesiące spędzone w więzieniu przyczyniły się do
znacznej utraty wagi. Jeden rzut oka wystarczył, by stwierdzić, że był
mieszanej krwi. Jego karnacja była zbyt ciemna nawet jak na Landarczyków, rysy
twarzy i specyficzne oczy o ogromnych, brązowych źrenicach pozbawionych
tęczówek świadczyły o tym, że stanowił połączenie więcej niż dwóch ras, co
zostało surowo zakazane.
Obok niego
stanął mizerny staruszek, który ledwo trzymał się na nogach. Musiał już dawno
przeżyć setkę. Jego długa, szara broda ciągnęła się po scenie. Należał do
biedoty, która zamieszkiwała Starą Dzielnicę. Był zaniedbany i każdy wziąłby go
za szaleńca, gdyby nie mądrość w jego spojrzeniu. Tylko te oczy nie pasowały do
reszty, jakby był to jakiś okropny żart. Pogodził się z losem, jednak do końca
miał zamiar zachować dumę.
Ostatnia stała
kobieta, której widok ścisnął Ladvarianowi serce. Nigdy nie chciał widzieć jej
na tym miejscu, szczególnie, że w przeszłości okazała mu wiele serca i dobroci,
gdy stracił własną matkę. Ona pierwsza opowiadała mu o historii Landarczyków,
ona zapoczątkowała w nim wiarę, że istniała szansa na lepsze jutro. W jej
ciemnych oczach dostrzegł strach, ale też dumę.
Pięciu strażników dla trójki ludzi? Przecież i tak nie
uciekną.
Ladvarian
wszedł na scenę razem z Mistrzem Ceremonii. Nie zaproponował zniedołężniałemu
starcowi pomocy. Niech sobie radzi sam. Stanął przy pierwszym z metalowych
walców, podczas gdy tamten podszedł do mównicy. Generała Lothora nigdzie nie
było, zapewne nie chciał patrzeć na egzekucję i następnego dnia uraczy go
jakimiś wymówkami o złym samopoczuciu. Robił tak odkąd książę pamiętał.
– Ostatnie
promienie Lume Estrell powoli znikają za horyzontem – zaczął Mistrz Ceremonii. –
Najwyższy czas na ostatni akt Święta Króla organizowanego ku czci wielmożnego
Vrieskasa, cesarza absolutnego całego wszechświata. Czas na egzekucję trzech
zdrajców. Urrigon zostaje oskarżony o brutalne zamordowanie dwóch strażników z
sobie tylko znanych pobudek i obrażanie majestatu jedynego prawdziwego króla.
Ladvarian
wiedział, że mężczyzna zrobił to ku chwale księcia i jedynego następcy tronu,
lecz starzec nigdy nie powiedziałby tego publicznie.
– Artos zostaje
oskarżony o herezję. Jako przywódca podejrzanego i obrażającego jego majestat
kultu organizował nocne spotkania i nakłaniał porządnych obywateli do buntu.
Kolejne
niedopowiedzenie. Artos był przywódcą jednego z najstarszych kultów księżyca,
rozprawiał o odzyskaniu niepodległości i ponownym pojawianiu się prawdziwego
satelity wraz z przejęciem władzy przez potomka króla Ladvariana.
– Selyse
zostaje oskarżona o zdradę. Zarówno jej nieżyjący już mąż, Zevran, jak i syn,
Kaelas, zostali uznani w obliczu wielmożnego Vrieskasa zdrajcami, co w świetle
prawa tę kobietę także czyni zdrajczynią.
Mylisz się, ona pozostała wierna, a jej drugi syn
także jest zdrajcą.
Ladvarianowi
nie podobała się perspektywa zabijania ludzi, którzy pozostali mu lojalni, lecz
nie miał innego wyboru. Musiał dalej grać w tę grę, by wszyscy uwierzyli, że,
tak jak ojciec, jest wierny Vrieskasowi. Jeszcze
tylko rok, góra dwa lata, mówił sobie. Gdy
odzyskam Garudę, wszystko się skończy i to prawdziwi zdrajcy własnej ojczyzny
pójdą pod miecz.
Pierwszy był
postawny mężczyzna, Urrigon. Spoglądał na księcia z pogardą, lecz on starał się
na niego nie patrzeć. To nie moja wina.
Po co dałeś się złapać w tak głupi sposób? Uniósł miecz. Wystarczyło jedno
cięcie, by głowa potoczyła się po scenie. Trysnął strumień szkarłatnej, ciepłej
posoki, który ochlapał odświętną tunikę Ladvariana. Nie przejął się tym,
wystarczyło, że miał na rękach jego krew.
Pierwsze życie.
Następnie
przyszła kolej na staruszka, Artosa. Ten patrzył na niego ze współczuciem.
Książę nie wiedział, co było jego powodem i nie chciał się dowiedzieć. Kolejna
głowa potoczyła się po scenie, trysnęła krew, nakładając się na tę poprzednią.
Drugie życie.
Ostatnia była
Selyse. Ladvarian nie potrafił spojrzeć jej w oczy, chociaż zdawał sobie
sprawę, że ona szuka jego wzroku, jakby coś chciała mu w ten sposób przekazać.
Serce ścisnęło
mu się w piersi, gdy kobieta położyła głowę na walcu.
Biegł ile sił w nogach. Nie przejmował się, że
potrącał przy tym innych przechodniów. Niektórzy krzyczeli w jego stronę, lecz
nie starał się zrozumieć słów. Musiał jak najszybciej dotrzeć do Starej
Dzielnicy i powiedzieć Falonarowi o ich nowej misji.
Metalowe budynki powoli zmieniały się w kamienne, a
równa droga przeradzała się w tę wysadzaną kocimi łbami, na której brakowało
wielu kostek. Musiał trochę zwolnić, by przez nieostrożność nie skręcić sobie
kostki na wybojach, nie miał zamiaru być uziemiony w łóżku przez dłuższy czas z
powodu własnej głupoty. Wyrocznia czeka!
Skręcił w mniejszą uliczkę i zatrzymał się gwałtownie
w sporej odległości od celu podróży. Dostrzegł, że Falonar wraz z matką
siedzieli przed domem. Jednak coś było nie w porządku. Kobieta trzymała syna w
ramionach. Na policzkach u obojga zobaczył płynące strumienie łez.
Brutalna prawda dotarła do niego jak grom z jasnego
nieba. Kendappa nie wróciła, oficjalnie uznano ją i jej towarzyszy za zdrajców.
Nie spodziewał się, że Mówczyni posiada aż taką siłę, ale teraz miał na to
dowód. I Vrieskas także. Nie wyśle tam kolejnej drużyny. Jeżeli będzie chciał
zamordować całą ludność, pojawi się tam osobiście.
Powinien cieszyć się z tego powodu, lecz perspektywa
tego, co stanie się z Selyse, co on będzie musiał zrobić, przyćmiła wszystko.
Wycofał się ostrożnie, nie chcąc przeszkadzać w tej intymnej chwili między
matką a synem. Tej ostatniej wspólnej chwili.
Chwycił mocniej
miecz w dłoniach, aż pobielały mu knykcie. Wiedział, że ludzie za chwilę zaczną
się niecierpliwić. Wtedy kątem oka dostrzegł Falonara. Stał na skraju placu i
patrzył wprost na wydarzenia rozgrywające się na scenie. Z tej odległości nie
potrafił rozpoznać wyrazu jego twarzy. Pozostawała nieodgadniona. Nie chciał,
by on tu przychodził. Nie teraz, gdy sam musiał zadać ten cios. Zabrać mu
ostatnią, ważną w jego życiu osobę. Tak nie postępuje się wobec przyjaciół. Już
chciał rzucić miecz, krzyknąć, żeby Mistrz Ceremonii lub jeden ze strażników to
zrobił. Uciec stąd i nie mieć tej krwi na rękach.
– Bądź silny,
książę – odezwała się szeptem Selyse, w panującym zgiełku nikt oprócz niego nie
słyszał jej słów. – Wierzę, że ci się powiedzie. I nie pozwól, by to samo
przydarzyło się mojemu synowi. Mój królu, czyń swą powinność.
Uniósł miecz i
opuścił ze świstem. Trysnęła krew, plamiąc mu ręce, tej zbrodni nigdy z siebie
nie zmyje. Głowa potoczyła się, spadła ze sceny wprost pod nogi ludu. Teraz już
nigdy się nie odnajdzie, całkiem ją rozszarpią i zniszczą.
Trzecie życie.
~ * ~
Do zakończenia tego rozdziału miałam
kilka różnych wersji, ostatecznie wybrałam tę. Wydaje mi się, że jest
najlepsza, chociaż zrobiłam to z ciężkim sercem. A w kolejnych rozdziałach
powrót do przygód Kaelasa.
Jak pewnie zauważyliście pojawił się
nowy szablon, tym razem w stylu vintage. Na stronie bohaterowie także zaszły
zmiany. Jak ktoś chętny, to zapraszam do zerknięcia. Wszystko wykonała
oczywiście Elfaba :*
W niedzielę wyjeżdżam nad morze
trochę odpocząć, nawdychać się jodu i pojeść morskie ryby. Wracam piątego
sierpnia, dlatego do tego czasu nowego rozdziału nie będzie. Wszystkie
zaległości u was także nadrobię po powrocie.
Tytuł niby taki prosty, ale nie odgadłam co on naprawdę oznaczał. Najbardziej było mi szkoda nie skazanych, lecz Ladvariana, bo to on musiał wykonać wyrok. Przyznam, iż do końca wierzyłam, że jednak nie zabije Selyse, ale jej ostatnie słowa dodały mu otuchy. Ciekawa jestem jak zareaguje Falonar podczas ich kolejnego spotkania.
OdpowiedzUsuńWyjeżdżasz? W takim razie życzę miłego wypoczynku ;) Może się powtórzę, ale bardzo ładny szablon.
A co do Twojej teorii o Dumbledorze to rozumiem dlaczego masz o nim takie a nie inne zdanie, co jednak nie zmieni faktu, że dla mnie on zawsze będzie kimś wielkim. Mam na dzieje, że nie zrazi Cię to do mojego opowiadania.
Pozdrawiam serdecznie ;]
Dziękuję :)
UsuńAż mi ulżyło, bo myślałam, że Ladvarian straci w oczach po tym rozdziale. Dobrze, ze jednak się myliłam.
Reakcja Falonara pojawi się kiedyś. Teraz dopisuję ten dodatkowy rozdział i myślę, że wcisnę go pomiędzy te Kaelasowe.
Twoje opowiadanie bardzo lubię i bez względu na Dumbledore'a nadal będę czytać. W końcu różnie odbierane są poszczególne postacie w Harrym.
Ja też do końca myślałam, że jednak ostatecznie oszczędzi Selyse. To musiało być dla niego straszne, zabić osobę, którą znał i która w gruncie rzeczy była niewinna.
OdpowiedzUsuńPodziwiam odwagę kobiety, do końca zachowała swą dumę i wierność ideałom.
W ogóle ten rozdział był bardzo nastrojowy i ciężko się było od niego oderwać przy czytaniu. Styl naprawdę wciągał, zarówno opisywane w nim bieżące wydarzenia, jak i historie z przeszłości, były bardzo ciekawe i poruszające. Widać, że Ladvarianowi te obowiązki nie sprawiają przyjemności, ale wypełnia je, czekając na odpowiednią chwilę, żeby się przeciwstawić.
Ciekawe, jak po tym wydarzeniu będą wyglądać jego relacje z Falonarem.
Czekam na kolejny rozdział i życzę udanych wakacji ^^.
Dziękuję :)
UsuńTaka była pierwsza wersja, miał rzucić miecz i iść w cholerę, a czarną robotę wykonać ktoś inny, ale zmieniłam zdanie.
Jak tak teraz o tym myślę, to chyba u mnie wszystkie matki głównych bohaterów to dobre i inteligentne kobiety. W końcu Eileen też do takich należała.
Reakcja Falonara pojawi się kiedyś. Teraz dopisuję ten dodatkowy rozdział i myślę, że wcisnę go pomiędzy te Kaelasowe.
Więc tak... Nie czytałam wcześniej ani nie jednej części. Nie wiem za bardzo o co chodzi, ale ta część jest świetna, więc przyrzekam uroczyście, że nadrobię wszystko. Pięknie napisane. Zajrzyj jak masz czas http://quietwords-io.blogspot.com/ ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :)
UsuńPisałam Ci już, że uwielbiam to opowiadanie? Zdecydowanie zalicza się do moich ulubionych : ) Rozdział ogromnie mi się podobał, zdecydowanie za szybko się skończył! Wielka szkoda, że Selyse musiała zginąć i to z rąk księcia. Niemniej widać było, że kobieta jest gotowa umrzeć, sama w końcu zachęciła go do zadania ciosu. Ladvarian mógłby rzeczywiście powierzyć swoją powinność komuś innemu, gdyby nie ona. Aż mi się jakoś tak ciepło zrobiło jak nazwała go swoim królem. Oby udało mu się obalić rządy tyrana i śmierć tylu osób nie okazała się bezcelowa.
OdpowiedzUsuńPodobał mi się też ten fragment spisany przez Olenna o tajemniczym wojowniku. Ciekawe, czy wspomnisz o nim coś jeszcze.
Rozdział już skomentowałam, to teraz przechodzę do chwalenia szablonu :> Naprawdę świetna robota, jedna z lepszych odsłon Twojego bloga, zakładka z bohaterami również robi wrażenie. No i ten miecz dobrze dobrany do treści.
Życzę Ci żebyś z wakacji wróciła naładowana po uszy weną! Pozdrawiam c:
Dziękuję, tak miło mi się zrobiło :)
UsuńW pierwszej wersji rzeczywiście nie miał tego zrobić osobiście, ale ostatecznie stwierdziłam, że tak będzie znacznie lepiej.
Właściwie to ten fragment o wojowniku był nagłym impulsem, gdy doszło do mnie, że rozdział będzie trochę za krótki (chociaż niepotrzebnie się martwiłam). A na dzień dzisiejszy, to nie wiem, czy coś jeszcze o nim będzie, może coś mi przyjdzie do głowy.
Awww.
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej lubię Ladvariana. Co prawda Kaelas wciąż pozostaje numerem jeden, ale książę coraz bardziej się do niego zbliża. Biedny jest, i mi go żal. Całość przypominała mi trochę egzekucje w wykonaniu Starków, chociaż Ned był chyba trochę bardziej zdecydowany w tym, co robił.
Fragment o wojowniku mnie zachwycił. Uwielbiam takie kronikarsko-historyczne wstawki. Dodają smaczku ;) Ale, w przeciwieństwie do Ladvariana, wydaje mi się dość prawdopodobne, aby wojownik był synem Kalush. No, pożyjemy zobaczymy.
A tak poza tym - życzę miłego pobytu nad morzem :) I mam pytanie, czy mogłabyś mnie powiadamiać o nowych rozdziałach? Dzisiaj trafiłam przez przypadek, między jednym aktem "Elisabeth", a drugim. [je-sais-ton-amour.blogspot.pl]
Dziękuję :)
UsuńA ja myślałam, że po tym rozdziale utworzy się jakiś ruch przeciwko Ladvarianowi, a tu taka miła niespodzianka ;)
Co do tajemniczego wojownika, to się zobaczy z czasem. Na razie sama jeszcze nie wiem, co mi przyjdzie do głowy, szczególnie, że ten fragment to nagły impuls przy pisaniu.
Ned sądził, że robi dobrze, bo takie było prawo, którego trzymał się rękami i nogami. A Ladvarian wolałby, aby ci ludzie przyłączyli się do niego.
Oczywiście będę informować, nie ma problemu.
No wiesz? Ruch przeciwko tak fajnej postaci? To się nie godzi ;)
UsuńNagłe impulsy są najlepsze! I, jak widać, bardzo ładnie się wpasowują w całość, więc życzę ich jak najwięcej.
I właśnie dlatego niezbyt przepadałam za Nedem (w sumie to za wszystkimi Starkami niezbyt przepadam), a Ladvarian skradł moją sympatię :)
Dzięki wielkie!
Też nigdy nie darzyłam Starków szczególną sympatią (chociaż ich wilkory bardzo lubiłam ^ ^), z wyjątkiem Jona. Fragmenty o nim zawsze pochłaniałam.
UsuńNed był jak dla mnie za bardzo szlachetny i później nic dziwnego, że tak skończył.
Naprawdę przyjemny rozdział, mimo ze opisywał nieprzyjemne wydarzenia.
OdpowiedzUsuńLadvarian wykazał się dużą odwagą, tak mi się wydaję, Selyse z resztą też. Była gotowa poświęcić swoje życie, jeszcze dodała otuchy Ladvarianowi w tak strasznym momencie dla ich obojga. Mam nadzieję, że Falonar mu to wybaczy, że dalej będą podążać w swoim towarzystwie.
Miłego wyjazdu Ci życzę ;)
Szablon bardzo mi się podoba, zaraz zajrzę do zakładki bohaterowie.
(Ja też mam nowy szabloon ;D)
Dziękuję :)
UsuńTak, Selyse musiała być odważna, chociaż wiedziała, że jej śmierć nie jest sprawiedliwa, ale to, w co wierzyła było dla niej najważniejsze.
Reakcja Falonara pojawi się kiedyś. Teraz dopisuję ten dodatkowy rozdział i myślę, że wcisnę go pomiędzy te Kaelasowe.
Nie wiem co napisać, końcówka rozdziału mnie poruszyła, że aż mam łzy w oczach. Biedna Selyse... Jednak była bardzo odważną kobietą, nie myslacą o sobie egoistką. Wydawałoby się, że nawet do końca była pogodzona ze swoim losem.
OdpowiedzUsuńLadvarianowi nie zazdroszczę, to w ogóle jest potowrny zwyczaj - takie egzekucje... Krew matki przyjaciela naznaczyła go na dobre.
Ale nie miał też innego wyjścia. Przed nim i Faleonarem powstanie pewnie teraz niewidzialna bariera, bo takiego czynu nie da się zapomnieć nawet gdy sprawca wcale nie chciał go popełnić.
Na koniec chcę Ci życzyć udanego wyjazdu. Oby pogoda Ci tam dopisała nad morzem ;)
[siostra-harryego-pottera.blogspot.com]
Dziękuję :)
UsuńCóż, Ladvarian nic nie mógł poradzić na takie zwyczaje, to nie on je ustanowił i nigdy nie uśmiechało mu się je wykonywać, bo ostatecznie obowiązek ten powinien należeć do jego ojca.
Reakcja Falonara pojawi się kiedyś. Teraz dopisuję ten dodatkowy rozdział i myślę, że wcisnę go pomiędzy te Kaelasowe.
Taka mała uwaga jeszcze zanim zacznę czytać: ten kolor czcionki jest zUy. Jeśli mogę coś zasugerować: może lepsza byłaby szara? Albo taka beżowa, jak tło?
OdpowiedzUsuńNo, nie marudząc dłużej, idę czytać.
Zdecydowanie wolę te części dotyczące Ladvariana. Jest dużo poważniejszy i silniejszy od Kaelasa.
Zniszczenie historii i kultury jest chyba najgorszym przewinieniem Vrieskasa. I zabicie kowali. Ten facet mnie denerwuje i mam nadzieję, że uda się go obalić.
Ludność Landare nieco mnie rozczarowała swoim zachowaniem, podejściem do straconych ludzi. Czy aż tak mało zostało rdzennych Landarczyków, czy może po prostu zatracili swoją narodowość?
Strasznie mi szkoda całej trójki, Ladvariana, Falonara i Selyse. Byłam pewna, że książę znajdzie w sobie siłę, by stracić kobietę, i podziwiam go za to. Postawa Selyse i starca też mi zaimponowała.
Hm, chyba tyle ode mnie. Miłego wyjazdu!
Dziękuję :)
UsuńRdzennych Landarczyków niemieszanej krwi zostało niewielu, większość stanowią ci półkrwi, ale nadal pozostają jedynie biedotą i mieszkają w Starej Dzielnicy. Chociaż większość przez te wszystkie lata straciła poczucie swojej narodowości, przywykli, że zawsze tak było i trzeba to zaakceptować.
Jednak tłum zgromadzony na placu to głównie obcy, których niewiele interesuje los Landarczyków, bo to oni rządzą na planecie.
U mnie (i u siostry) szablon i czcionka wyglądają normalnie. Różnice w odbiorze powoduje pewnie karta graficzna.
To możliwe. Powiększyłam sobie w Mozilli Twoją stronę i wtedy jest nieźle też na ekranie mojego staruszka ;)
UsuńAch! Jeanelle czy ja ci już mówiłam, że jesteś moją mistrzynią? Tak, tak jesteś. :*
OdpowiedzUsuńPo tytule rozdziału w ogóle bym się nie spodziewała takiej końcówki. Biedna Selyese, ale szkoda mi też Lavadriana. Musiał w końcu zabić osobę, którą znał od urodzenia. Na początku myślałam, że odrzuci ten miecz i sobie pójdzie, ale nie zrobił tego. Była to jednak trudna decyzja. Myślę, że słowa Selyese dodały mu trochę otuchy i wyrok został wykonany. Podziwiam jej odwagę. Jestem ciekawa jak zareaguje Falonar gdy spotka Lavadriana. Bo nie sądzę, aby skończyło się na pogaduszce.
Chciałabym też życzyć ci niezapomnianych wakacji, należy ci się mały urlop:D Mam nadzieję, że pogoda ci dopisze. [A kogo tam obchodzi prognoza pogody?!] Ma świecić słońce i tyle:D
Pozdrawiam:)
Dziękuję, tak miło mi się zrobiło :*
UsuńZ takim tytułem naszło mnie tak nagle. Zazwyczaj nie mam na nie pomysłów i główkuję na ostatnią chwilę przed publikacją.
W pierwszym zamyśle rzeczywiście miał rzucić miecz i zadanie ciosu zostawić na barkach kogoś innego, ale skoro już miało dojść do śmierci Selyese to ta opcja jest lepsza.
Reakcja Falonara pojawi się kiedyś. Teraz dopisuję ten dodatkowy rozdział i myślę, że wcisnę go pomiędzy te Kaelasowe.
Ten nowy szablon jest bardzo ładny ;) Lubię taką kolorystykę.
OdpowiedzUsuńSam rozdział też mi się podobał. Zbudowałaś w nim bardzo fajny nastrój.
Ogólnie jakoś nie przepadałam za postacią Ladvariana, sama nawet nie wiem czemu, ale w tym rozdziale zrobiło mi się go cholernie żal i zyskał trochę mojej sympatii.
Do końca miałam nadzieję, że jednak oszczędzi Selyese, ale wtedy przy okazji sam też by się zdradził... To musiała być wyjątkowo trudna decyzja.
Szkoda mi tej kobiety, bo przecież nie zrobiła nic złego.
No to ja czekam na kolejny rozdział.
Wypoczywaj ile się da i wracaj do nas z nowym zapasem weny ;)
Pozdrawiam!
Dziękuję :)
UsuńNa początku rzeczywiście chciałam zrobić tak, aby rzucił miecz i odmówił wykonania egzekucji osobiście. Od razu o zdradę nie zostałby posądzony, zresztą Ladvarian to typ, który potrafi radzić sobie w różnych sytuacjach tak, aby to jego było na wierzchu. Nawet pokarze to w dużo późniejszych rozdziałach.
Bardzo udany rozdział. Plus za smutne, brutalne zakończenie. I chociaż nie znam innych wersji, które zrodziły się w Twojej głowie, ta wydaje mi się znakomita. Właściwie nie wyobrażam sobie innego rozwiązania.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy ta egzekucja zmieni coś w relacjach Ladvariana i Falonara...
Szablon epicki, a szczególnie kursor :)
Życzę udanych wakacji i pozdrawiam!
Dziękuję :)
UsuńTeraz jak myślę o tych innych wersjach, to za dobrze dla ogółu by nie wyglądały, dla charakteru Ladvariana też. Szczególnie, gdyby, jak myślałam na początku, odmówił wykonania egzekucji.
Reakcja Falonara pojawi się kiedyś. Teraz dopisuję ten dodatkowy rozdział i myślę, że wcisnę go pomiędzy te Kaelasowe.
Szablon uroczy, prosty, ale przede wszystkim ładny ;) Podobają mi się również "wizytówki" w zakładce o bohaterach. Elfaba odwaliła kawał dobrej roboty!
OdpowiedzUsuńTy również, bo jeśli idzie o rozdział... Cóż, jak zwykle jestem zachwycona i nie cofnę swoich słów. Ladvarian nie ma łatwego życia, ale podoba mi się to, że wierzy w stare ideały i walczy, chociaż jego rola jest trudna i nieco fałszywa. Wystarczy jeden nieostrożny krok, a może być po nim.
Szkoda mi matki Falonara, nie zasłużyła na śmierć - ale prawo bywa okrutne ;)
Jestem zła, rozżalona, smutn!pa wściekła, ale zupełnie inaczej niż podczas lektury pierwszego postu nt. Ledvariana. Wtedy wydawał mi sie okrutny, bez serca, maszyna do zabijania, zero współczucia. Tutaj jestem zła na tem reżim, mniej na Ledvariana. Nie wiem, ja bedzie z tym dalej żył. Mimo iż musi byctwardy i czasem bardzo nieustepliwy, by dojść do celu, to jednak coś takiego... Byleby nie utracił samego siebie, bo jednak nie jestem w stu procentach zwolenniczką poglądu, ze cel uśmiech środki... Ale matka F i K w swoich ostatnich słowach niestety miała sporo racji... Jestem ciekawa, jak teraz bedzie wygladalarelacja miedzy falonarem a ledvarianem. Może być ćiezko... I mimo ze drug grupa bohaterów mnie tez ciekawi, to jakos zzylam sie z ledvarianem...
OdpowiedzUsuń"W dzieciństwie lubił wyobrażać sobie, że jakiś dzielny wojownik ukrył wszystkie skarby w bezpiecznym miejscu i zapieczętował, a on je odnajdzie. " - zapieczętował je
OdpowiedzUsuń"by w spokoju pooglądać towary wystawione na sprzedaż lub pierwsze występy, zazwyczaj początkujących artystów lub dzieci"- powtórzenie "lub", w drugim możesz zastąpić np 'czy" :)
"Pomimo grozy tej sytuacji, wszyscy mieszkańcy gromadzili się tłumie na placu" -tłumnie
"w końcu informacje o planecie Wyroczni sam się nie znajdą"- same
"Najprawdopodobniej wywodził się z plebsu lub od początku został wychowany przez dzikich."- był wychowywany przez dzikich/ wychowywali go dzicy/ został wychowany przez dzikich, bez od początku
" Nigdy nie zostało ustalone, skąd zdobył prawdziwy miecz wojownika, jednak nigdy nie złożył przysięgi i nie przystąpił do Ceremonii."- powtórzenie "nigdy"
"Zerwał z głowy namiestnika fałszywą koronę i zabił go na oczach Landarczyków, to samo stało się z jogo żoną i dziećmi."- jego żoną
"Nad Landare zawisła groźba, że gdy jeszcze raz dojdzie do buntów i rozlewu krwi,"- "że jeśli jeszcze raz" wydaje mi się w tym kontekście odpowiedniejsze, ale to tylko sugestia :)
"Mylisz się, ona pozostała wierna, a jej drugi syn także jest zdrajcą."- nie za bardzo rozumiem to zdanie. Znaczy wiem o co chodzi, ale z niego wynika, że kobieta pozostała wierna, ale jej syn drugi także jest zdrajcą. Tak jakby ona też była. No nie potrafię tego wyjaśnić...
Szkoda mi Falonara. Na pewno bardzo przeżyje śmierć matki. W dodatku została zabita przez jego przyjaciela. Myślę jednak, że zrozumie on to, bo w końcu Ladvarian jest księciem. Kiedy wszedł w jakiekolwiek z nim związki, z pewnością liczył się z tym.
Sam Ladvarian szybko chyba się nie pozbiera po tym wydarzeniu. Dopuścił się strasznego czynu. Zwłaszcza, że wiedział, iż matka Falonara jest niewinna, była mu wierna. No ale cóż mógł zrobić, skoro takie są jego obowiązki? Nic. W dodatku słowa kobiety... Gdyby nie odezwała się do niego, pewnie by "wymiękł" i kazał to zrobić komu innemu, co nie było by dla niego dobre. Ludzie mogliby zacząć szeptać za jego plecami, że jest zdrajcą.
No ! Ja wolę jak jest o Kaelasie, więc będę czeeekać z niecierpliwością :))
Świetny rozdział. Coraz bardziej lubię Ladvariana [ i uwielbiam jego imię! ]. To, jak martwi się o planetę, jak chcę powrotu dawnych czasów, tradycji, jest po prostu wspaniałe.
OdpowiedzUsuńŻal mi Falonara, chociaż Ladvarian na pewno nie będzie miał też łatwo po tym wszystkim.
Ciekawią mnie przyszłe relacje tej dwójki. W każdym razie zakończenie było mistrzowskie. Uwielbiam to opowiadanie, wiesz? ^^
Pozdrawiam i duuuużo weny życzę!
Ja tam uwielbiam vintage, dlatego szablon wg mnie jest przepiękny ^^, *.* A zakładka z bohaterami wielce interesująca. Te symbole bardzo mi się podobają i intrygują.
OdpowiedzUsuńSmutno mi z powodu Ladvariana. Przez bycie w pewnym sensie więźniem musiał zabić matkę swojego przyjaciela. W tym rozdziale świetnie pokazałaś ich więź. Może nie było tego wiele, ale Ladvarian naprawdę mu ufa. Pokazałaś go z takiej ludzkiej strony. On sam wreszcie pokazał, że ma jakieś uczucia, łał! :D Podobała mi się ta jego "inna" odsłona.
Miłych wakacji :)
[lombard-st]
Naprawdę prześliczny szablon, szczególnie podoba mi się jego kolorystyka; jest świetnie dopasowana i stonowana. Zakładka z bohaterami również jest cudowna. Szczęściara z Ciebie, że masz taką utalentowaną graficznie siostrę. :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to sama nie wiem, co napisać. Pięknie to opisałaś. Chociaż nie, 'pięknie' to złe słowo do określenia egzekucji. Wiarygodnie? 'Wiarygodnie' będzie lepiej? Uczucia Ladvariana; to, że źle czuł się ze świadomością mordowania ludzi będących po jego stronie, to, że nie miał wyjścia i to, że był bliski odrzucenia miecza, by nie zabić matki swojego najlepszego przyjaciela. Naprawdę było mi go wtedy szkoda. A Falonara jeszcze bardziej. Widzieć egzekucję własnej matki, którą w dodatku wykonuje jego najlepszy przyjaciel... Ten rozdział wywołał u mnie dreszcze.
Z niecierpliwością czekam na dalsze przygody Kaelasa. Pozdrawiam i życzę miłych wakacji :)
Teraz wiem, co miałaś na myśli pisząc, że po tym rozdziale pewnie 'znielubimy' Ladvariana. Ani przez chwilę nie przyszło mi do głowy, że to on będzie ścinał zdrajców. Chociaż to logiczne, skoro to on jest namiestnikiem planety. No, nie licząc jego ojca, do którego w tym momencie mam większe pretensje, niż do samego Ladvariana. No bo widać było, że nie miał ochoty zabijać tych ludzi, w końcu jakby nie było, walczyli po tej samej stronie. Jak mu się udało przełamać i ściąć matkę Falonara, nie mam pojęcia. Ale tak samo jak książę, miałam nadzieję, że jego przyjaciel się nie pojawi. A jednak. Zastanawiam się, jak to wydarzenie wpłynie na ich dalsze relacje.
OdpowiedzUsuńA.. no i jeszcze jedna kwestia: świetny szablon ^^
Pozdrawiam ;)
Z wielką przyjemnością informuję, że Twój blog został na naszej ocenialni blogiem miesiąca ;)
OdpowiedzUsuń[szczere-i-sprawiedliwe]
Cóż, ja najnormalniej w świecie nie wiem co napisać.
OdpowiedzUsuńByłam pewna, że Ladvarian jednak oszczędzi Selyese, ale tak jak większość, pomyliłam się. Jestem osobą, która bardzo łatwo się wzrusza i przy tym rozdziale również ledwo powstrzymywałam łzy.
Jestem wściekła na ojca Ladvariana, który przez swoje udawanie swojej choroby, skazał syna na coś takiego.
Uczucia Ladvariana opisałaś po prostu mistrzowsko. Wszystko było bardzo wiarygodne i nie było tam nic, czego można by się przyczepić.
Jakiś taki strasznie nieskładny mi ten komentarz wyszedł. Wybacz.
Pozdrawiam!
super rozdział ;)
OdpowiedzUsuńbardzo "wciąga"
przeczytałam od poczatku do końca ;)
gratuluję ;)