W każdym, choćby najgorszym położeniu, znajduje się
jakaś pociecha, którą w ogólnym rachunku dobra i zła zapisać
można po stronie zysków.
Daniel Defoe
Biblioteka na
Landare nie należała do najokazalszych. Proste, metalowe regały ustawiono przy
trzech ścianach. Na czwartej znajdowały się drzwi prowadzące na taras i dwa,
niewielkie okna wpuszczające do środka promienie Lume Estrell. Pod sufitem powieszono
lampy dające sztuczne światło, gdyż sama ognista gwiazda nawet w dzień nie
wystarczała, by oświetlić pokój, a w nocy robiło się całkiem ciemno.
W pomieszczeniu
ustawiono liczne, nieduże, góra dwuosobowe stoliki. Wszystkie wyglądały
identycznie, nie różniły się nawet kolorem. Prostokątne, metalowe blaty w
jasnożółtym odcieniu, który rozpraszał uwagę, a nie mobilizował do skupienia,
osadzone zostały na jednej nóżce umocowanej na środku i zakończonej okrągłą
podstawką, by nie przewracały się za często. Dostawiono do nich proste,
niewygodne krzesła wykonane z tego samego surowca.
Wnętrze, które
powinno być przytulne i wygodne, by zachęcać do częstszego korzystania ze
zbiorów, wręcz odstraszało.
Regały wypełniły
księgi oprawione w skórę, jednak największy problem polegał na tym, że ich
autorzy nie pofatygowali się, aby obarczyć je tytułami. Opasłe tomy poruszały
najróżniejsze tematy. Z olbrzymią przewagą pozycji o podbojach Vrieskasa i
planetach znajdujących się w północnym sektorze. W obu przypadkach autorzy
rozwodzili się nad każdym maleńkim szczegółem. O ile strategie wojenne można
było czytać z zainteresowaniem, pomijając fragmenty wychwalające tyrana, o tyle
kilkustronicowy opis jednego kamienia był nie do przebrnięcia. Szczególnie dla
Ladvariana wszystko miało jakieś granice i sądził, że jedynie wyjątkowo szalony
badacz był w stanie przeczytać te nudy bez ucięcia sobie drzemki po czterech
zdaniach.
Pod względem historii
planety zbiory były marne i wszystkie dotyczyły czasów, gdy Landare znalazła się
pod panowaniem Vrieskasa. Starożytna biblioteka musiała zostać zniszczona wraz
z zamkiem na wzgórzu. Najgorsze, że nikt nie pofatygował się, by ocalić księgi.
Wszystko przepadło przez głupotę dawnych namiestników, myślących jedynie w
wąskich perspektywach.
Ladvarian
siedział przy jednym ze stolików, który specjalnie przysunął bliżej okna.
Przychodził do biblioteki już od ponad dwóch tygodni i spędzał w niej prawie
cały dzień, mając nadzieję, że znajdzie jakąś wzmiankę odnośnie Oraculum czy
samej Wyroczni. Liczył na wiedzę Landarczyków i jak zwykle przyszło mu pogodzić
się jedynie z rozczarowaniem.
Komputer tym
razem okazał się bezużyteczny. Vrieskas zadbał o to, by ta wiedza nie
przedostała się do niepowołanych rąk. Możliwe, że na Yaskas znalazłby odpowiedzi
na dręczące go pytania, ale nie mógł się tam udać bez wzbudzania podejrzeń. Tym
razem musiał radzić sobie sam, bez pomocy Evolet. Nie mógł nawet z nią
porozmawiać, bo Paragas natychmiast doniósłby o tym jej ojcu, oczekując
wielkiej nagrody. I wtedy czarno na białym uzyskałby potwierdzenie swoich
przypuszczeń, że śmierci potężnych generałów i dowódców nie były przykrymi
wypadkami.
Ale za to pozostał Falonar, przemknęło mu przez myśl.
Ladvarian podniósł
lekko głowę znad drobnego, odręcznego tekstu odnośnie planet strefy wschodniej
znajdujących się pod panowaniem Vrieskasa, szczególnie, że łapał się na tym, że
czytał dwa razy jedno zdanie. Miał nadzieję, że pomiędzy nudnymi wersami o
faunie, florze, historii, stylu walki, genealogii najważniejszych rodów (które
przetrwały czystkę) znajdzie chociażby maleńką wzmiankę o Oraculum.
Kątem oka
spojrzał na Falonara. Zachowywał się tak, jakby Święto Króla nie miało miejsca,
a on nie zabił jego matki, jedynej rodziny, która mu pozostała. Sądził, że po
tym, co zaszło będzie chciał znaleźć sobie innego dowódcę, że odmówi
towarzyszenia księciu w misji na Berkayu. Jednak on nie tylko tego nie zrobił,
ale także pomagał mu przeszukiwać nudne księgi, chociaż wcale go o to nie
prosił.
Przebywał w bibliotece
tak długo jak Ladvarian i nigdy się nie skarżył. Książę zastanawiał się, czy
nie była to próba ucieczki przed teraźniejszością i zaakceptowaniem tego, co
się wydarzyło. Nie pasowało mu tylko to normalne zachowanie w stosunku do
niego. Do diaska, gdzie jest haczyk?! Ja
nie byłbym w stanie przebywać w towarzystwie człowieka, który zabił mi kogoś
bliskiego.
Może Evolet miała rację, przemknęło mu przez myśl, lecz szybko odrzucił ten
niedorzeczny pomysł. Falonar nie jest
zdrajcą.
– Coś się
stało, książę?
Ladvarian
dopiero teraz zorientował się, że ukradkowe spojrzenie szlag trafił i w
zamyśleniu całkiem obrócił głowę w bok, gapiąc się na towarzysza.
– Nic – mruknął
pod nosem. – Powoli zaczynam mieć dość. Siedzimy tu ponad dwa tygodnie, śpimy
ledwo po pięć godzin, a nadal na nic nie natrafiliśmy. Nawet treningi zeszły na
dalszy plan.
– Z tego co
wiem, książę, nadal poświęcasz na codzienny trening co najmniej dwie godziny,
woląc zrezygnować ze snu.
Ladvarian przez
chwilę nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Falonar jak zwykle wszystko wiedział, już
od lat miał świadomość, że nic nie ukryje przed przyjacielem, jednak zawsze
dotyczyło to momentów, gdy znajdowali się na statku, a nie w rozległej stolicy
Landare. On nigdy nie zadawał sobie trudu, by dowiedzieć się, co dokładnie robi
towarzysz.
Jak zawsze za bardzo wczuwa się w rolę mojej prawej
ręki, westchnął w duchu.
– Falonarze,
nie musisz tu ze mną siedzieć i szukać czegoś, czego w ogóle może tu nie być –
starał się tak dobierać słowa, by nie
urazić towarzysza.
Nie chciał wydać
mu bezpośredniego rozkazu, który pewnie od razu by wykonał bez protestu czy
mrugnięcia okiem. Przysięgał przed samym sobą, że nigdy tego nie zrobi, nawet,
gdyby zależało od tego jego życie. Nie postępuje się tak wobec przyjaciół.
Zdawał sobie sprawę, że po Święcie Króla Falonar może nie chcieć przebywać w
jego towarzystwie, a bezpośrednia odprawa mogłaby przynieść zupełnie odwrotny
efekt.
Ku zdziwieniu
Ladvariana, wojownik roześmiał się. Nie był to jednak wymuszony, sztuczny
śmiech, który słyszał już tak wiele razy, z tak wielu ust, że nie potrafił tego
zliczyć, a śmiech prawdziwy i szczery. Książę poczuł, że dłoń, która od dwóch
tygodni ściskała jego serce, jakby rozluźniła swój uścisk. Było mu lżej na
duszy i aż sam miał ochotę się uśmiechnąć, jednak powstrzymał się w ostatniej
chwili. Nie miał pojęcia, do czego zmierza Falonar, a z doświadczenia wiedział,
że pochopne gesty mogą obrócić się przeciwko niemu.
– To tobie,
książę, najbardziej przydałby się odpoczynek. Księgi nie uciekną, gdy zrobisz
sobie kilkugodzinną przerwę. Już wyglądasz na zmęczonego, jakbyś znów nie spał
od dwóch dni. Wiem, że jest to dla ciebie niezmiernie ważne, dlatego ja mogę tu
zostać i szukać dalej. Masz przecież jeszcze obowiązki wobec Landare, które
musisz omówić z Lothorem, a ja nie mam już nic do zrobienia…
Po ostatnich
słowach w brązowych oczach Falonara pojawił się smutek, który sprawił, że pięść
trzymająca serce Ladvariana podwoiła swój uścisk, sprawiając jeszcze więcej
bólu. Mężczyzna odwrócił głowę w stronę okna, by nie patrzeć na księcia.
– Falonarze,
ja…
– Nic nie mów,
książę – przerwał mu ostro. – Zdawałem sobie sprawę, że może do tego dojść.
Wiecznie przez te lata towarzyszył jej cień wdowy po zdrajcy. Jednak nie
sądziłem, że to Kaelas przyczyni się do takiego końca. Zawsze widziałem siebie
w tej roli. Proszę, nie przerywaj mi, książę – dodał, gdy Ladvarian już
otwierał usta, by coś powiedzieć. – Był próżnym i zarozumiałym nieudacznikiem,
nie posiadał talentu, był jeszcze większą czarną owcą w tej rodzinie niż ja,
jako mieszaniec. Ledwo pozwolili mu przejść przez Ceremonię, pewnie chcieli się
go już pozbyć i dlatego przydzielili go do wojowników średniej klasy, chociaż
się tam nie nadawał i nigdy nadawać się nie będzie. Nigdy nie widziałem go w
roli zdrajcy, bo z tak niskimi umiejętnościami nic nie wskóra. To Kendappa
musiała przyczynić się do tego. W końcu poczuła wolność, zrzuciła kajdany i
rozprostowała te swoje ogromne skrzydła, by wzlecieć w powietrze i nigdy nie
wrócić. – Zamilkł na chwilę, ponownie odwracając głowę w stronę okna, jakby
widok Nowej Dzielnicy okazał się nagle tak interesujący. – Powiedziała mi, że
jest dumna z Kaelasa, jakby nagle zapomniała, jaki był. Jakby wierzyła, że ma
jakiś plan. Żałuję, że musiała zginąć właśnie z jego powodu, zginąć na próżno,
bo mój brat nie jest w stanie zmienić przyszłości Landare. Teraz pewnie zabawia
się na jakiejś planecie we wschodnim lub zachodnim sektorze i nie myśli o domu,
o rodzinie. Proszę, Ladvarianie, nie mówmy o tym, nie chcę do tego wracać.
Wystarczy, że widzę jej śmierć każdej nocy, że nadal słyszę jej słowa, w
których tak bardzo wierzy w Kaelasa. Wolę zapomnieć. I nie mam ci tego za złe.
To nie twoja wina, tylko Vrieskasa. Nie chcę, byś się obwiniał. Jej krew nie
splamiła twoich, lecz jego ręce.
Ladvarian nie
wiedział, co ma odpowiedzieć. Chciał coś zrobić, lecz nie wiedział co. Ta
tragedia dotknęła także jego i nie zgadzał się ze słowami Falonara, bo to on
miał krew Selyse na rękach. Mógł odmówić wykonania rozkazu, udawać chorobę i
zrzucić wszystko na Lothora, lecz tego nie zrobił. Wiedział, że nigdy nie
odkupi tej winy, nawet jeżeli przyjaciel mówił coś innego. Przyjaciel? Nie miał
już prawa go tak nazywać. Przyjaciele nie ranią się nawzajem, nie zabijają swoich
matek i nie udają, że wszystko jest w porządku.
Wydawało mu
się, że na policzku mężczyzny dostrzegł jakiś błysk, jakby samotna, słona łza w
końcu znalazła ujście i wydostała się na zewnątrz, mimo usilnych protestów
Falonara. Jednak ostatecznie nie wiedział czy rzeczywiście była to łza, czy
jedynie refleks świetlny, bo do pomieszczenie ktoś wbiegł, głośno trzaskając
drzwiami.
Obaj wojownicy
natychmiast poderwali się na nogi, szykując do odparcia potencjalnego ataku.
Napięli mięśnie i przyjęli odpowiednie pozycje. Jednak okazało się, że do
biblioteki weszła jedynie siedmioletnia dziewczynka. Mimo swojego wieku
wzrostem znacznie przewyższała wszystkie landarskie rówieśniczki, a nawet
rówieśników. Miała prawie czarną skórę. Ciemne, kręcone włosy spięła w koński
ogon na czubku głowy. Na ładnej twarzyczce pojawił się wyraz lekkiego
zaskoczenia, jednak jasne oczy nadal bystro lustrowały każdy szczegół
pomieszczenia. Ladvarian nie mógł oprzeć się myśli, że, gdy dorośnie, stanie
się piękną kobietą, a jej wysoka pozycja (o ile nadal będzie ją mieć) tylko
zwiększy tłum potencjalnych adoratorów.
Najbardziej
zdziwiło go, że miała prostą, sięgającą kolan sukienkę na krótki rękaw. Cała
utrzymana w jednolitym, jasnozielonym kolorze. W pasie przewiązana pasem
materiału o nieco ciemniejszym odcieniu. Był to typowy strój Landarczyków. Obcy
woleli pysznić się eleganckimi i zdobnymi ubraniami importowanymi z
najmodniejszych planet sezonu. Teraz królowały zwiewne jedwabie i biele.
– Przepraszam,
książę – powiedziała pospiesznie Amelia, jedyna córka Lothora, lekko pochylając
głowę w geście szacunku. – Szukałam taty, nie chciałam przeszkadzać. Ani tak
bardzo wzbudzić twojej czujności, książę – dodała, spoglądając na pozycje dwóch
wojowników gotowych do natychmiastowego odparcia ataku.
Ladvarian nie
mógł oprzeć się wrażeniu, że przez chwilę jej usteczka wygięły się w lekkim
uśmiechu. Natychmiast jednak odzyskał opanowanie i rozluźnił mięśnie. Mimo że
miała dopiero siedem lat, to nadal była córką generała Landare, a to nigdy nie
wróżyło nic dobrego. Jedno słowo rzucone mimochodem ojcu, mogło zniszczyć plan
budowany i realizowany przez lata.
– Jak widzisz
nie ma go tutaj, a dzisiaj jeszcze go nie widziałem – starał się mówić
normalnie, jednak nuta podejrzliwości wdarła się do tonu głosu.
– Jeszcze raz
przepraszam, książę.
Wycofała się
pospiesznie, zamykając za sobą drzwi. Ladvarian zauważył, że dopiero wtedy
Falonar nieco się rozluźnił, ale jego spojrzenie nadal pozostawało czujne.
Wszelki smutek zniknął w ciągu jednej sekundy, a wystarczyła do tego głupia
smarkula, która nie wie, jak się zachowywać.
Żałował, że
rodzina Lothora mieszkała w pałacu, ale nie zależało to od niego, więc nie miał
nic do powiedzenia. Szczególnie, że główna baza dowodzenia na Landare umieszczona
została w jednym z bocznych skrzydeł budowli. Dzięki temu generał zawsze był na
miejscu i mógł od razu reagować. Chociaż nie było na co. Landare znajdowała się
w centralnej części strefy północnej. Planecie nie groził żaden nagły atak
zbuntowanych sąsiadów ani jakiekolwiek naturalne zagrożenie. Nawet deszcze
meteorytów nie nawiedzały tej części kosmosu.
Niestety
Vrieskas wymyślił to wieki temu i musiało tak zostać. Przynajmniej była to
tylko jedna rodzina składająca się z Lothora, który nie właził nikomu pod nogi
i zajmował się swoimi obowiązkami, jego żony, której Ladvarian praktycznie nie
widywał, kiedyś zastanawiał się, czy ona w ogóle istnieje i ich córki. Amelia
stanowiła największy problem, bo praktycznie była wszędzie i nigdy nie miało
się pewności, czy nie podsłucha ważnej, tajnej rozmowy, którą później mogła
powtórzyć ojcu z wypiekami na twarzy, gdyby pozwoliła jej na to karnacja.
– Sądzisz,
książę, że wysłał tę smarkulę na przeszpiegi? – zapytał Falonar, nadal
obserwując drzwi, chociaż dziewczynka już opuściła pomieszczenie i nic nie
wskazywało na to, aby miała wrócić.
– Nawet jakby,
to i tak niewiele mu przekaże. Możemy legalnie czytać o strefie wschodniej ile
nam się tylko podoba. Pewnie wydało mu się to podejrzane, że siedzimy tyle w
tej durnej bibliotece, skoro dostarczyli nam dokładne informacje o Berkayu, ale
nic na nas nie ma. Założę się, że teraz z wściekłości…
Ladvarian nie
zdążył dokończyć zdania, bo drzwi pomieszczenia ponownie się otworzyły, a widok
stojącego w nich mężczyzny całkowicie zbił go z pantałyku. Generał Landare –
Lothor, we własnej osobie uważnie lustrował wzrokiem wnętrze biblioteki.
Nie umknęło
jego uwadze, że swoje kręcone włosy spiął podobnie jak Falonar, nie opadały mu
swobodnie na ramiona jak zawsze. Założył jasne, prawie białe, długie spodnie,
które kontrastowały z jego ciemną skórą i elegancką, czerwoną tunikę z
niewielkimi, złotymi zdobieniami przy szerokich mankietach. Według Ladvariana
wyglądał śmiesznie w typowym stroju Landarczyków, szczególnie przy swojej
ogromnej posturze i czarnej karnacji. Jednak, odkąd sięgał pamięcią, Lothor
zawsze się tak ubierał, nigdy nie miał na sobie srebrnego kombinezonu
świadczącego o przynależności do ludzi Vrieskasa. Pod tym względem wyróżniał
się na tle swoich pomagierów. Zastanawiał się tylko, dlaczego to robił. Chciał
wmieszać się w tłum? Już na pierwszy rzut oka wyglądał na obcego, wyróżniał
się. Srebrny pierścień z osadzonym w centrum niewielkim, prawie niewidocznym,
ciemnoszarym kamieniem na środkowym palcu lewej dłoni oznaczał, że pełnił
funkcję generała.
On sam także
powinien nosić podobny, tyle że z szafirem, który oznaczał status dowódcy.
Jednak nigdy nie przywiązywał do tego specjalnej uwagi. W przeciwieństwie do
Falonara, który chyba nigdy nie ściągał własnego, ozdobionego rubinem. Uważał
go za symbol oznaczający jego całkowite oddanie Ladvarianowi.
Książę nie
potrzebował dowodu, by zorientować się, że coś było nie tak. Czarnoskóry
mężczyzna nie pofatygował się nawet, aby przybrać zdziwioną czy zaskoczoną
minę, by ich zmylić. Stał wyprostowany i poważny jak za każdym razem, gdy
Ladvarian miał z nim styczność. Z tego, co pamiętał nigdy nie widział uśmiechu
na twarzy generała. Zastanawiał się, czy w ogóle wiedział, co znaczy to słowo.
Lothor, jak
gdyby nigdy nic, sprężystym krokiem wszedł do pomieszczenia i stanął przy
jednym z regałów. Landarczycy nie mogli oprzeć się wrażeniu, że ukradkiem
spogląda na prawo i lewo, jakby koniecznie chciał zorientować się, co robią.
– Szukasz
czegoś konkretnego, książę – zwrócił się do niego generał. – Może stary Mistrz
Ceremonii mógłby ci pomóc? Dość dobrze zna te zbiory.
– Nie
potrzebuję pomocy, Lothorze. Inaczej już dawno zwróciłbym się z tym do
odpowiedniej osoby – odpowiedział Ladvarian zimnym tonem głosu. Z satysfakcją
stwierdził, że generał drgnął pod jego wpływem. W przyszłości mogło mu się to
przydać, a teraz przyczynić się do wyrzucenia go stąd.
– Nie chciałem
ci przeszkadzać, książę – mówił generał, ostrożnie dobierając każde słowo. –
Szukałem córki.
W oczach
Ladvariana zabłysły niezdrowe ogniki. Był bliski furii, jednak zdołał się
powstrzymać, jedynie zaciskając mocno pięści. Paznokcie wbijały mu się boleśnie
w wierzch dłoni. Ból pozwalał ochłonąć i opanować się. Zauważył, że Falonar
także zesztywniał, a jego dłoń powędrowała niebezpiecznie blisko rękojeści
miecza przewieszonego przez oparcie krzesła.
Teraz znalazł
potwierdzenie swoich przypuszczeń. Lothor szpiegował każde, nawet najmniejsze
jego posunięcie, a pomagała mu w tym córka, której wszędzie było pełno. To nie beztroska dzieciństwa przyczyniała się do jej swawoli, a polecenia ojca.
Zastanawiał się tylko, komu składa raporty. Najbardziej prawdopodobną opcją był
Paragas lub jeden z jego pomagierów. Vrieskas stał za wysoko i nigdy nie
zawracał sobie głowy pomniejszymi sprawami, interweniował dopiero w
ostateczności. Dlatego powołał wszystkich generałów, by to oni pilnowali
porządku zamiast niego. Przynajmniej tak twierdziła Evolet.
Ladvarian
zauważył, że Lothor musiał zorientować się, że coś jest nie w porządku. Ręka mu
drgnęła i książka, którą wyciągnął do połowy z regału, spadała na ziemię. Nie
od razu pofatygował się, by ją podnieść, co książę przyjął z ogromną
satysfakcją. Nie ustaliłeś tego z
córeczką, co? Teraz cię mam.
– Och, cóż za
zbieg okoliczności – zakpił Ladvarian, rozluźniając się i dobrze bawiąc
zdenerwowaniem generała.
Bezczelnie
patrzył mu wprost w jasne oczy. Żałował, że Lothor nie unika jego wzroku, ale
strużka potu spływająca po skroni mówiła sama za siebie. Bał się, co sprawiało
księciu olbrzymią radość, szczególnie, że w takiej sytuacji widział go pierwszy
raz w życiu. W końcu idealny generalik zapłaci za swoje. Niech wie, że nie ma
do czynienia z byle kim. Niech doniesie Paragasowi, który po jego ostatniej
wizycie na Yaskas także trzęsie portkami i obawia się konfrontacji z
Vrieskasem, by powiadomić go o stracie ostatniej mieszkanki Alatum.
– Tak się
składa, że była tu niedawno. Dosłownie, musieliście się minąć. – Kpiący uśmiech
nie znikał z jego twarzy. – Co takiego mówiła, Falonarze? Ach tak, szukała
ciebie. Chyba miała ci coś ważnego do przekazania.
Jego słowa
wywołały natychmiastowy wpływ. Lothor zacisnął mocno palce na księdze, którą
trzymał. Ladvarian żałował, że nie spadła mu po raz drugi, miałby więcej
zabawy. Zdziwił się jednak, że generał nadal patrzy mu prosto w oczy. Zniknęła
z nich ta wcześniejsza pewność i opanowanie, ale nie zastąpił ich strach, a
wyraz, którego książę nie potrafił do końca zidentyfikować. Coś było nie w
porządku. Jakiś maleńki, ale niezwykle istotny szczegół musiał mu umknąć. Cała
satysfakcja z osiągniętej przewagi nagle wyparowała. Zaklął w duchu, lecz nie
pozwolił, by uczucie wściekłości odwzorowało się na jego twarzy. Wiedział, że
nie może pozwolić sobie na takie błędy. Jeżeli chce pokonać Vrieskasa,
zniszczyć jego najlepszych ludzi, zanim on zorientuje się, co się święci, to
nie może pozwolić sobie na niedopowiedzenie nawet w takich małych sprawach.
Jedna maleńka luka może w przyszłości przyczynić się do ogromnej,
niewyobrażalnej w skutkach tragedii. Spieprzyć cały, układany przez lata plan,
zanim dojdzie do jednego z ważniejszych punktów.
Nawet teraz,
gdy zdał sobie sprawę z tego niedopowiedzenia, nie potrafił odgadnąć jego
charakteru. Nie wiedział, czy chodziło o córkę, o rozkazy z góry, czy coś
jeszcze innego, czego nawet nie wziął pod uwagę w swoich rozważaniach.
– Nie będę ci
dłużej przeszkadzać, książę. Gdybyś czegoś potrzebował, poinformuj mnie.
Lothor skłonił
lekko głowę i wyszedł z pomieszczenia, zabierając księgę, którą trzymał w
dłoniach.
~ * ~
Z drobnym opóźnieniem z powodu wyjazdu, ale w końcu udało mi się go dodać. W
spisie treści terminy kolejnych rozdziałów pewnie trochę się poprzesuwają,
zanim będzie mi się chciało je poprawić. Teraz będę miała więcej czasu na
blogowanie, bo skończyłam Dragon Age II i już aż tak nałogowo do grania mnie
nie ciągnie.
Wszelkie zaległości, które mi się narobiły postaram się nadrobić jak
najszybciej, dlatego proszę o trochę cierpliwości i wyrozumiałości. Sądzę, że
najpóźniej do środy będę już u wszystkich.
Jednak Kendappa wygrała niewielką przewagą nad Ladvarianem. Szczerze
powiedziawszy sądziłam, że będzie odwrotnie. Takiego nagłego wzrostu popularności
Kaelasa też się nie spodziewałam. Co najwyżej zdziwiłam się, że Falonar miał
tylko jeden głos (drugi był mój).
Rozdział był bardzo długi, ale przyjemnie się czytało, jak zwykle ^^. Naprawdę podziwiam twór dar do lekkiego i wciągającego pisania, i nawet trochę ci go zazdroszczę, bo też chciałabym mieć taki talent. Tym bardziej, że ty w dodatku piszesz własną historię, i sama tworzysz świat przedstawiony, a to nie jest łatwe... ja się trzymam ff, i tak pewnie zostanie.
OdpowiedzUsuńJak widzę, powrót do Ladvariana. Lubię go, ale wciąż nie umiem się przekonać do Falonara, który wydaje mi się jakby... śliski. W każdym razie, jest trochę wazeliniarzem. Nie podoba mi się też jego lekceważący stosunek do brata.
Ciekawi mnie też sprawa z tą małą dziewczynką, czyżby faktycznie zjawiła się w bibliotece na polecenie ojca, żeby wyniuchać, co tamci tam robią przez tyle czasu? Niby wydaje się normalnym dzieckiem, no ale nigdy nic nie wiadomo. Z kolei zmieszanie jej ojca mówi samo za siebie.
Czekam na next ^^.
Dziękuję :)
UsuńJa czasem mam wrażenie, że lepiej pisze się własne opowiadania, przynajmniej nie trzeba trzymać się żadnych wyznaczonych granic. Na Peterze czasem muszę się trochę hamować, bo za daleko się zapędzam.
Kaelas w jego oczach nigdy nie zasłużył na szacunek, stąd taki a nie inny stosunek do niego.
A co do Lothora i jego córki, to już mam plany. Trochę się musiałam nagłowkować, ale ostatecznie jestem zadowolona.
Czuję się normalnie wyróżniana spośród reszty czytelników, bo ten jeden głos na Falonara był MÓJ, muehehehe.
OdpowiedzUsuńLothor zwęszył Ladvariana, a Ladvarian Lothora, hehehe. No i ciekawe co z tego wyniknie, bo teraz to już w ogóle nie będą sobie ufać. Już myślałam, że teraz rzucą się na siebie z mieczami, ale jednak nie.
No i był Falonar, cieszy mnie to. I ma rację odnośnie Kaleasa. Nie nadaje się, po prostu. Ale za to mylił się co do tego, że nie myśli o rodzinie. Powiedziałabym, że robi to aż za dużo, aczkolwiek nie w takim kontekście jak zapewne miał na myśli Falonar. Oby dwoje są przepełnieni żalem do siebie i nie wygląda na to, żeby to się miało zmienić. Zresztą, nie wyobrażam sobie ich relacji po pogodzeniu się. I tak i tak byłoby "sztywno". No i oboje są o siebie zazdrośni. Kaleas - bo brat jest starszy i u boku księcia i w dodatku wciąż czuje kwas po upokorzeniu z dzieciństwa, a Falonar jest zazdrosny o uznanie matki, które - według niego - nawet przed śmiercią młodszy brat miał więcej. Przykre.
Czekam na nast :)
Pamiętałam, bo wcześniej wspominałaś już o tym :)
UsuńRzucenie się na siebie nie pasowałoby mi do mojej ogólnej wizji co do przyszłych wydarzeń, chociaż Ladvarian pewnie by się nie zawahał, gdyby go bardziej wkurzyć.
No nareszcie nie komentuje po kilku dniach. Eh... Mogę być z siebie dumna. ^^
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że wolę części z trójką. Falonar wkurza mnie coraz bardziej. Może i nie staram się go zrozumieć, ale cóż poradzić? Taka już jestem, że jak kogoś z miejsca nie polubię, to już koniec. Ciężko mnie przekonać do tej postaci.
Sam rozdział bardzo mi się podobał. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że jest jednym z lepszych pisanych z perspektywy księcia Ladvarian (konkuruje z nim poprzedni, kiedy zabijał matkę).
Cóż więcej mogę napisać... mało akcji, dużo myśli. Dla mnie spoko, bo opisy u Ciebie to kosmos. Mam tylko nadzieję, że w końcu rozumiem tych braci. Mam wrażenie, że jeden o drugiego zazdrosny. Tylko czy aby na pewno jest o co?
Weny ;)
Dziękuję :)
UsuńO pozostałej trójce będzie statystycznie znacznie więcej. Kolejne trzy rozdziały o księciu, a potem, jak dobrze pamiętam, do 34 o Kaelasie. Szczególnie, że u nich dzieje się znacznie więcej.
Zazdrośni o siebie są jak najbardziej. Powód mają, a przynajmniej każdy z nich twierdzi, że go ma.
Bardzo podobała mi się koncówka. jestem przekonana, ze tym, co umknęlo księciu, jest fakt, że generał wziął ksiązkę, którą ten właśnie szukał. jestem rpawie tego pewna. ciekawe czy Falonar też tak uzn. ponadto chętnie przeczytałabym coś z jego perpsektywy dot. brata. zastanawia mnie, czemu wtedy, w dzieciństwie, odsunął się od niego, gdy ten - idiotycznie, bo idiotycznie - rzucił mu się pomagać. czemu teraz też ma do niego zły stosunek, czemu w niego nie wierzy i opowiada takie rzecyz przed księciem. być może w to wierzy. tzn. ja rozumiem, że Kaleas nie ma swietnego chrakteru. że to rpzez fakt, iż okazało się, że jego statek zdardził, matka została zabita )choć Falonara nie tknęli jak na razie...). ale nie rozumiem, dlaczego sądzi, że Kaleas chciałby, żeby tak się skończyło. bo trochę tak to brzmi, gdy mówi, ze teraz pewnie siedzi na jakiejś planecie i świetnie się bawi. trhce mnie tym zdenerwował, jeśli ma być szczera. Jest tak samo dziwnie zawistny wobec brata, jak i on wobec niego. myśląlam, że jest w tym mądrzejszy i mnie zawiódł. nie przepadam za nim... ale przynajmniej nie obwinia księcia. albo właśnie tą złością na brata ukrywa żal wobec Ladvariana... bo cóż, jednak to on zabił bezpośrednio... i będzie musiał z tym żyć. mam nadzieję, że szybko znajdą odpowiedzi. Trzeba przyznać, że nasza trójka miała duże szczęscie, że akkurat wyleciała na taką misję... Jakby chcieli zdradzić, to chyba by mieli trudniej:D choć może R by wymyślił, gdzie szukać odpowiediz:D złamałby jakieś kody w kompuetrze i już by mial odpowiedź, gdzie jest wyrocznia hahaha
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńNie zdradzę co umknęło, ale w sprawie z książką bezpośrednia kontynuacja w kolejnym rozdziale.
Z perspektywy Falonara planuję kolejne rozdziały, ale dopiero te na tej planecie na "B", której nazwy na razie nie potrafię zapamiętać. Czyli biorąc pod uwagę tempo publikowania w okolicach grudnia i stycznia.
Jestem pod wrażeniem wyrozumiałości Falonara. Nie jeden na jego miejscu pewnie zerwałby przyjaźń z księciem po tym, co się stało z matką. Przykre, ale Ladvarian nie miał innego wyjścia. Musiał to zrobić. Najgorsze to chyba to, że ofiarą była matka najlepszego przyjaciela. Ale cieszę się, że Falonar nadal trwa u jego boku.
OdpowiedzUsuńHeh, nie ma to jak wysłać małą dziewczynkę na przeszpiegi. Zamiast pozwolić jej się spokojnie bawić... ech. No, ale jak widać wyszło na jaw. Teraz Lothorowi trudniej będzie szpiegować księcia. Nie podoba mi się podejście Falonara do Kaelasa. Jak można nazwać swojego brata nieudacznikiem? Chyba trochę przesadził. No, ale z drugiej strony zginęła jego matka, więc nic dziwnego, że jest mu ciężko.
Falonar od początku to rozumiał, dlatego nie odwrócił się od przyjaciela, bo wiedział, że nie miał on innego wyjścia. W tym wypadku musiało wygrać większe dobro, nie szczęście jednostki.
UsuńA w oczach brata Kaelas zawsze był nieudacznikiem, szczególnie, że w swojej młodości niczym szczególnym się nie wyróżnił, na niego czas przyszedł dopiero teraz.
To ja może zacznę od końca.
OdpowiedzUsuńMam dziwne wrażenie, że w tej książce, którą zabrał generał, było właśnie to, czego szukał Ladvarian.
No a przez to, co Falonar powiedział o Kaelasie, miałam ochotę go zadusić. Przez te wszystkie rozdziały o treningach itd, zdążyłam tak bardzo polubić Kaelasa, że każda, że tak powiem, napaść na jego osobę jest dla mnie niewybaczalna.
Całkowitą głupotą jest to, że obaj mają do siebie pretensje, zazdroszczą sobie wszystkiego, a przecież to wszystko jest im nie potrzebne. Jestem pewna, że jakoś kiedyś się dogadają, ale to, co mówi Falonar jest przesadą.
No i córunia generała. No dobra, ja mogę zrozumieć wszystko, że ktoś chce się komuś podlizać, ale wplątywanie w to wszystko dzieci jest karygodne. Tylko, że nasz generał się trochę przeliczył. Miło było czytać o satysfakcji, jaką sprawiała księciu ta sytuacja.
A tak jeszcze spytam, wszystkie imiona, nazwy planet itd wymyślałaś sama, czy na czymś się wzorujesz? ;)
Pozdrawiam i życzę weny!
A nie powiem, co było w książce ;) Ale dopiszę jeden krótki fragmencik do końcówki kolejnego rozdziału, by zasiać jeszcze większe wątpliwości.
UsuńZ jednej strony ich zachowanie w stosunku do siebie niewiele się różni, ale na razie nie mają żadnych szans na wyjaśnienie sobie wszystkiego, bo się tak szybko nie spotkają. Ale muszę coś fajnego wymyślić, gdy do tego w końcu dojdzie.
Co do nazw i imion to zależy, niektóre wymyślam sama, inne pochodzą ze słownika imion, bodajże łacińskich, do końca nie jestem pewna, a niektóre to ukryte głupie żarty ;)
Widzę, że lubisz zmieniać szablony ^^ Dopiero teraz zwróciłam uwagę na napis w nagłówku, który - nawiasem mówiąc - bardzo mi się spodobał. To z jakiejś piosenki?
OdpowiedzUsuńZnowu nawaliłam. Myślałam, że zdążę przeczytać ostatni rozdział, zanim wstawisz ten, ale szkoła + choroba nie sprzyjają moim zdolnościom czytelniczo-twórczym xD No ale już wszystko nadrobiłam i zabieram się za komentowanie.
Znalazłam dwie literówki:
'Przychodził do biblioteki już od ponad dwóch tygodni i spędzał w niej prawie cały dzień, mając nadzieję, że znajdzie jakąś wzmiankę odnoście Oraculum czy samej Wyroczni.' - odnośnie
'Lothor zacisnął mocno place na księdze, którą trzymał.' - wierzę, że na książce zacisnął palce, a nie place ^^
Jeszcze gdzieś wrzuciłaś 2 'że' do jednego zdania, ale zapomniałam skopiować ><
Szkoda mi Kaelasa i Falonara, naprawdę. Obaj mogliby się świetnie dogadywać, ale nieporozumienia z przeszłości im na to nie pozwalają. Poza tym to przykre, że Falonar myśli o Kaelasie, jak o tchórzu, który zabawia się na innych planetach. Za to młody Ladvarian zaimponował mi swoim rozsądkiem. Fajnie też było przeczytać, jak skomplementował Kaelasa.
Córeczka generała to taki mały diabełek, co? Jak można wykorzystywać dziecko do węszenia w sprawach innych ludzi? Szczyt draństwa. Chociaż ona nie wydaje się mieć coś przeciwko xD
Ciekawe, czym jest ten szczegół, który umknął księciu. Mam wrażenie, że ma to coś wspólnego z książką, którą Lothor znalazł... Ciekawe, czy trafiłam ^^
A wiesz, ostatnio czytałam trylogię Czarnych Kamieni i zauważyłam, że wiele imion w Twoim opowiadaniu odpowiada tym z książek Anne Bishop. Muszę przyznać, że trochę dziwnie się czytało, mając już w głowie jakąś postać przyporządkowaną do danego imienia (Kaelas - wojownik i Kaelas - tygrys). Wiem, że teraz już za późno, ale nie lepiej byłoby wymyślić własne imiona?
Lubię zmieniać szablony, bo wtedy zawsze mam dodatkowy napływ weny, a poprzedni zaczynał się psuć na moim komputerze i już nie mogłam na niego patrzeć. A skoro robi mi je siostra, to nie mam się czym martwić ;) A tekst pochodzi z piosenki True colors.
UsuńNa dzień dzisiejszy to nawet ja nie widz tego, by mogli się świetnie dogadywać. W każdym razie już planuję ich odległe spotkanie, które wydaje mi się, po tym co czytam, przypadnie czytelnikom do gustu. I pewnie, gdyby Falonar wiedział, co porabia Kaelas zmieniłby o nim opinię.
Co do tej książki, to myślę, że dopiszę króciutki fragmencik do zakończenia kolejnego rozdziału, by jeszcze trochę wątpliwości się pojawiło ;)
Co do imion, to (prawie) wszystkie istnieją i pochodzą ze słownika, bodajże łacińskiego lub coś w ten deseń. I niestety, gdy ktoś jest oczytany w tym gatunku, to może na nie natrafiać w wielu powieściach.
I życzę szybkiego powrotu do zdrowia :)
Dobra siostra, to prawdziwy skarb ^^
UsuńOkazuje się, że piosenkę znam :)
A ja widzę to doskonale, zwalę winę na moje optymistyczne podejście do życia. xD Może i mają zupełnie inne charaktery, ale to wcale nie musi im przeszkadzać, przynajmniej w mojej opinii. Musieliby znaleźć jakieś kompromisy. A to, że obaj walczą po tej samej stronie jest dobrym początkiem.
Naprawdę? Wydaje mi się, że naczytałam się sporo fantastyki, ale na te imiona natrafiłam tylko w Czarnych Kamieniach i u Ciebie. No cóż, literatura fantastyczna jest rozległa i może akurat poruszam się w części z innymi imionami xD
Dziękuję, bardzo się przyda, bo przeziębienie, w przeciwieństwie do Wena, nie chce mnie opuścić.
Na pewno byłby to dobry początek poprawy relacji między nimi, tylko że obaj nie zdają sobie sprawy, że ten drugi też działa po stronie "dobra".
UsuńJa czasem trafiam w niektórych książkach, głównie w epizodycznych wzmiankach. Ostatnio częściej zdarza się mi to w różnych grach.
Świetny rozdział, jak zwykle byłam zaskoczona, że już tak szybko się skończył, a i w jakim momencie! I jak tak teraz myślę, to jedna rzecz wydaje mi się zabawna i jakże ironiczna. Książę z Falonarem ( uważającym, że jego słaby brat gdzieś tam obija się w kosmosie) szukają uparcie i nie mogą znaleźć niczego o Wyroczni, ani jak trafić na Oraculum. A w tym czasie Kaleas z ekipą już dawno mają ten etap za sobą. Ba, mają do wykonania kolejną misję, która ma ich przybliżyć do celu. Oj, Ladvarian i Falonar. Wydaje się, że zostają w tyle z całą świtą Vrieskasa na głowie. I jeszcze ta konfrontacja z generałem Lothorem. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że nie o szpiegowanie księcia mu chodziło, a o coś grubszego. No nic, czekam na dalsze części i pozdrawiam serdecznie ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTak się składa, że skończył się w jedynym możliwym momencie. Całą tę część o Ladvarianie i Falonarze pisałam ciągiem, a potem ciężko jest mi znaleźć odpowiednie momenty do cięcia, by tekst był w miarę spójny i odpowiedniej długości.
W pewnym sensie ironiczna ;) Chociaż jako że ja wiem, co ma się wydarzyć, to aż tak tego nie postrzegam. Lecz, gdyby Ladvarian wiedział, że ktoś go uprzedził, to nieźle by się wściekł ;)
Ostatnio dużo w rozdziałach Ladvariana i Falonara, ale teraz dla odmiany zamiast we wspomnieniach pojawili się w teraźniejszych wydarzeniach. Obaj szukają wiadomości, które tymczasem Kaelas już zdobył i można uznać, że jest o oczko wyżej od nich. W ogóle myślenie Falonara o bracie zaczyna mnie powoli nieźle wkurzać. W dodatku jakby zazdrości bratu, że matka była z niego dumna w swoich ostatnich chwilach, mimo że to czarna owca, wojownik klasy średniej bez umiejętności. Coś mi mówi, że kiedy dojdzie do spotkania, to Falonar zdziwi się na widok Kaelasa, a także jego umiejętności.
OdpowiedzUsuńGenerał i jego córka oczywiście nie wzbudzili mojej sympatii i coś czuję, że mężczyzna nieźle utrudni księciu życie. Może ta książeczka, którą zabrał była akurat tą, której szukali? Ciekawe, co dokładnie umknęło Ladvarianowi. Podejrzewam, że ma to związek właśnie z książką albo córką, ale czy tak jest w rzeczywistości, to się pewnie okaże.
Pozdrawiam
Od 28 zacznie się sześciorozdziałowy ciąg o Kaelasie, bo za bardzo się swego czasu rozpisałam i jeszcze muszę uzupełnić tekst w niektórych fragmentach, bo z czasem mi się przypomina.
UsuńCały czas obmyślam spotkanie braci, które kiedyś będzie musiało mieć miejsce. Ogólny zarys mam, ale nadal nie wszystkie wygląda tak, jakbym tego chciała i pewnie ostatecznie przy pisaniu i tak wyjdzie jeszcze inaczej.
A tajemnica książki na razie pozostanie nie rozwiązana, ale pewnie coś na ten temat dopiszę do końcówki następnego rozdziału, bo nie będę mogła się powstrzymać ;)
No, wreszcie dotarłam i tu :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno, ale... szkoła. Coś myślę, że ostatnio to moja stała wymówka na wszystko.
Dobra, nie będę marudzić tylko już przechodzę do rozdziału, który niezmiernie mi się podobał. Długi, ale szybko go przeczytałam :) Jakoś wolę rozdziały, gdy pojawia się nasza urocza trójeczka, ale przygody Ladvariana też są ciekawe.
Falonar trochę mnie zaskoczył tą akceptacją księcia po śmieci matki. Ale może zrozumiał, że Ladcarian nie miał wyjścia? Kto tam wie...
Falonar zarobił u mnie kolejne punkty minusowe. Jeszcze trochę i będę musiała zejść na skalę ujemną. Póki co moja sympatia do niego wynosi jedno, wielkie zero. Jak mógł tak wyrazić się o bracie? W końcu są rodziną... No, a Kaleas jest kilka kroków przed nimi ;)
No to czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam!
Późno? Ja ostatnio miałam takie zaległości, że nawet szkoda mówić.
UsuńWydaje mi się, że kolejne będą już krótsze, ciężko było mi podzielić na cztery równe części, aby wszystko miało jakiś sens, więc niektóre jak zwykle dłuższe.
Falonar między innymi wiedział, że Ladvarian nie ma wyjścia. A dodatkowo nie wie, że Kaelas działa po tej samej stronie. I w końcu przed nimi jeszcze długa droga.
Shipuję Falonarowi i Ladvarianowi. Zdecydowanie. Ta troska księcia o swojego przyjaciela i to, jak on dosłownie WSZYSTKO mu wybacza... Tak, kocham gejów. Ale nie w tym rzecz. Powiedz, że jakoś to rozwiniesz, proooooszę. <3
OdpowiedzUsuńDobra, spokojnie. Już się uspokoiłam. ^^ Kocham Ladvariana. Jest naprawdę, naprawdę cudowny. Tylko smuci mnie to, co on i Falonar myślą o Kendappie i jego bracie. To niesprawiedliwe, bo przecież on robi wszystko, co w jego mocy. Mam nadzieję, że niedługo cała trójka (a właściwie piątki, jeśli liczyć Kendappę i RM19) się spotka. To będzie naprawdę szalenie interesujące. Co do Falonara... Sama nie wiem. Lubię go za stosunek do Ladvariana, ale nie rozumiem, jak może stawiać go nad matkę i brata. Chociaż z drugiej strony ja pewnie zachowałabym się podobnie. On jest osobą, która bez końca wierzy w swoje ideały. Więc chyba nie powinnam dziwić się jego postępowaniu.
Mała i jej ojczulek są okropni. Uśmiechnęłam się, kiedy książę chociaż na chwilę zbił ich z tropu. I naprawdę żal mi go przez to nieustanne przesiadywanie w bibliotece. Nie, kocham biblioteki, ale... Kilka stron na opis kamienia? Really?
Ogólnie jestem pod wrażeniem rozdziału, który strasznie mi się podobał. Nie wiem, miał taki... Starobibliotekowy klimat. Kurz, zmęczenie, przyjaciele. To klimatyczne. As fuck.
A teraz wracam do nauki, pozdrawiam i życzę weny. Dragon Age II... Hm, chyba mój kolega w to gra. ^^ Taaak, rozróżniam gry. Aż sama się sobie dziwię, bo do niedawna kojarzyłam jedynie Simsy.
Po Glee ja mam podobne odczucia. Ech, jak to czasem jeden serial ludzi zmienia ;) A pod względem jakichkolwiek romansów i tym podobnych w przypadku wszystkich bohaterów (z wyjątkiem RM19), to nie wiem jeszcze jak to będzie. Na razie wolę za bardzo nie planować na dłuższą skalę, bo znów wyjdzie inaczej niż ma.
UsuńA takie zachowanie bierze się z tego, że oni nie wiedzą, iż tamci działają po tej samej stronie. Później na pewno nie będzie aż tak skrajnie. Chociaż do spotkania za szybko nie dojdzie.
Otwieram bloga. I co? Noah Puckerman! xD
OdpowiedzUsuńBardzo spodobał mi się ten rozdział, świetnie piszesz. Jak będę miała w weekend czas, to tu wrócę i wszystko przeczytam!
Także zamieniam się w 41. obserwatora i see you later >D
Wybacz, że komentuję dopiero teraz, lecz mój komputer miał zawiasy i nie miałam możliwości przeczytania rozdziału. Ale juz jestem:)
OdpowiedzUsuńJest pod wrażeniem, że Felonar tak dzielnie znosi śmierć swojej matki i że nie obwinia tej śmierci Ladvariana. Pewnie dzięki tej rozmowie, Ladvarianowi będzie lżej, ale zdaję sobie tą sprawę, że i tak w głębi duszy będzie siebie obwiniał.
Nie ma to jak puścić dziecko na zwiady. Szkoda tylko, że ten generał nie ustalił tego ze swoją córkę i wyszło tak jak wyszło. Książę był górą^^ Coraz bardziej go lubię, choć jeszcze nie przebija RM19, którego uwielbiam w tym opowiadaniu^^
Pozdrawiam:*
Przepraszam Cię bardzo za takie opóźnienie, ale nawet nie miałam czasu zajrzeć, bo szkoła nie dość, że mnie de motywuje to jeszcze zabiera więcej czasu niż powinna od nas wymagać.
OdpowiedzUsuńNo ale już jestem i uwierz mi, po przeczytaniu tego rozdziału oczy miałam okrągłe jak monety. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Chodzi mi oczywiście o Falonara, który tak mężnie znosi śmierć matki. Byłam niemalże pewna, że nawiąże się jakiś konflikt między nim i Lavadrianem. Nie liczyłam na żadną "nawalankę", a jedynie myślałam, że Falonar będzie miał za złe księciu. Aczkolwiek ciesze się, że nie skończyło się niczym poważnym. Lavadrian zapewne po wykonanej przez niego egzekucji matki Falonara miał wielkie wyrzuty sumienia i dręczyły go obawy co do reakcji jego przyjaciela. [A świetnie pamiętam z poprzednich rozdziałów, że Falonar był bardzo przywiązany do matki].
Strasznie dziwi mnie opinia Falonara [przepraszam, że ciągle powtarzam to imię] na temat jego własnego brata. Fakt, jedno z wydarzeń w młodości sprawiło, że zapałali do siebie niechęcią, ale żeby tak mówić o rodzonym bracie? Ale czytałam Twoje odpowiedzi na komentarze innych i dowiedziałam się, że Falonar nie wie o tym, że on i Kaleas są po tej samej stronie. Więc może z biegiem czasu jego stosunek do brata się zmieni.
Najbardziej jednak w całym tym rozdziela rozbawiło mnie zachowanie generała. Nie ma to jak wysyłać córkę na zwiady. Niemniej jednak żałosny wydał mi się sam plan, następnym razem radzę mu lepiej przykładać się, kiedy znów będzie chciał kogoś szpiegować.
Całuję:*
Eileen:*
Oh gosh, w końcu skończyłam to czytać. :x W ogóle nie mogłam się za to zabrać, a jak się wzięłam, to poszło jak z płatka! Nie wiem, co mogę powiedzieć na temat opowiadania, bo jestem kiepska w te klocki. ._." Mogę powiedzieć tyle - podoba mi się, chociaż bez szczególnej rewelacji. Nie mówię, że sama piszę jakoś genialnie, co to, to nie. Wręcz przeciwnie. xD Lubię Kaelasa, chociaż mnie irytował na początku. x.x Nie lubię za to Kendappy. I Falonara. Evolet ujdzie, ale nie poznaliśmy jej dobrze. Ladvarian jest fajny. No i RM19! Słodziaśny jest. :D Zabiła mnie Wyrocznia. To był różowy jednorożec, o ile dobrze pamiętam? XD Genialna postać. Cóż mogę więcej powiedzieć? Tylko, że czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńSzablon coraz piękniejszy :) Wchodzę z zamiarem skomentowania (wreszcie) tego rozdziału, a tu nowy xD Polubiłam Amelię. Nic na to nie poradzę, że z reguły z miejsca lubię dzieci, niezależnie od tego, jaką rolę pełnią w opowiadaniu. To jak na razie jeden z lepszych rozdziałów z perspektywy Ladvariana, moja sympatia do księcia wzrasta^^ A czytając końcówkę rozdziału miałam na twarzy tak tryumfalny uśmieszek, jakgdyby to mnie bał się generał xD Świetna notka, lecę czytać następną (choć pewnie jej dziś nie skomentuję), pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńYeah! Przeczytałam! Usiadłam i przeczytałam. I nawet szybko mi to poszło. A rozdział do krótkich nie należał, sama musisz to przyznać ;d
OdpowiedzUsuńTak czy siak mi się podobało.
I bardzo komiczna sytuacja z tą dziewczynką. Lothar ( mam nadzieje, że nie przekręciłam jakoś bardzo imienia! ) musi się mieć na baczności, bo przecież Ladvarian głupi nie jest. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ktoś z pewnością będzie się nim interesował. Ale nie powiem, takie niedogadanie się z własną córką jest dość śmieszne. Przecież powinno mu zależeć na tym, aby utrzymać to w tajemnicy ;d
Przepraszam, że tak nieskładnie i w ogóle, ale jakaś zmęczona jestem. Postaram się jutro także coś przeczytać. :)