Kłopot z życiem polega na tym, że nie ma okazji go
przećwiczyć i od razu robi się to na poważnie.
Terry Pratchett – Piramidy
Różnica między Elle a Debesu była diametralna. Tutaj dominowały ciemne,
ostro zakończone skały. Gdzieniegdzie biegły dość płytkie rowy, w których
kiedyś mogła płynąć woda.
Roślinność
także należała do rzadkości, chociaż zdaniem Kaelasa to, co widział nie
zaliczało się do tej kategorii. Kilka cienkich, wysuszonych pni drzew
porozrzucanych między skałami bez określonego celu.
Dookoła Debesu
nie krążyło słońce. Jedyne światło dawało to, które mieli za plecami. Jednakże
wystarczyło ono do oświetlenia kamienistej krainy. Przynajmniej w tym miejscu.
Dalej mogło już nie być tak przyjemnie.
Powietrze
pachniało siarką i popiołem. Duszący zapach dostawał się do nozdrzy i powoli
stawał się nie do wytrzymania. Kaelas przeklął w duchu. Tam drażniło go
światło, tu zanieczyszczone powietrze. Zastanawiał się, czy nie istniały już
normalne planety, na których dało się względnie funkcjonować.
Wszystko
sprawiało wrażenie opuszczonej, zniszczonej przed wiekami krainy. Jednak,
pomimo opowieści Ko’Rgana o mieszkających tu diabłach, nie czuł strachu czy
jakiejś złowrogiej atmosfery. Całość przyprawiała na myśl jedynie smutek i żal,
że nic pięknego nie miało możliwości zapuszczenia tu korzeni, że żadne zwierzę
nigdy nie zamieszka w tym miejscu. Na krainę został wydany wyrok śmierci.
Kaelas starał
się przestać myśleć o takich głupotach. Przyszedł tu, aby pomóc pokonać jakiś
złych tubylców i zdobyć łzę. Nie czas dumać nad zanieczyszczeniami, do których
zapewne doprowadzili rdzenni mieszkańcy. Co go obchodziło, czy kiedyś coś tu
wyrośnie.
Z radością
powitał rozkaz do dalszego marszu. Stanie w miejscu skłaniało do absurdalnych
myśli, a tak mógł się czymś zająć. Zdziwił się, że dalsze zagłębianie się w
kamienistą planetę sprawiło, że głowa stopniowo przestawała go boleć. Ból nie
zniknął zupełnie, ale nie zakłócał poprawnego funkcjonowania. Może to przez
brak słońca i mrok tu panujący? A co dziwniejsze powracał dawny dobry nastrój.
Cieszył się, że w końcu będzie mógł z kimś powalczyć, wykorzystać w praktyce
zdobytą wiedzę.
Kolumny rycerzy
kluczyły między skałami pokrytymi popiołem, aby w końcu dotrzeć do celu. Nie
zapuścili się daleko w głąb planety, po odwróceniu się Kaelas bez trudu widział
jasne, błękitne niebo Elle. Dziwaczny most zasłaniały wysokie skały.
Valygar
zatrzymał wojsko, by wydać ostatnie rozkazy. Wojownik nie słuchał go, bardziej
zajęty obserwowaniem ukształtowania terenu. Wszędzie dominowały skały. Jedne
wyższe, drugie niższe. Ale wszystkie równie utrudniające bitwę, gdy nie miało
się skrzydeł, które w każdej chwili mogły unieść cię w powietrze. Wiedział, że
będzie musiał zachować ostrożność, by przez własną nieuwagę nie skręcić sobie
nogi.
Dopiero po
chwili zorientował się, że wroga armia już na nich czekała. Jednak to, co
zobaczył zupełnie zbiło go z pantałyku. Spodziewał się regularnego,
wyszkolonego wojska jak to, do którego teraz należał. Rozczarowanie było
ogromne i wręcz paraliżujące.
Tych
strasznych, podstępnych i na wskroś przeżartych przez zło diabłów nie mogło być
więcej niż dwie setki. Co stanowiło wręcz nieproporcjonalnie małą liczbę w
porównaniu do rycerzy. Chowali się za skałami, zapewne czekając na pierwszy
ruch wroga, by na własnym terenie zyskać przewagę.
Wyostrzony i
tym razem nie oślepiany przez słońce wzrok Kaelasa bez trudu zdołał wychwycić
ich dokładne położenie, szczególnie, że niektórzy znajdowali się bardzo blisko,
jakby szykowali jakąś podstępną zasadzkę.
Stworzenia
różniły się między sobą budową fizyczną. Jedni posiadali typowo ludzką budowę
ciała, innym od pasa w dół zamiast normalnych kończyn wyrastały owłosione kozie
nogi zakończone kopytami. U pobliskiej grupki wychwycił nienaturalnie długie
ręce z ostrymi szponami, które bez trudy mogły rozpłatać przeciwnika.
Pomimo tych
różnic, wiele cech posiadali wspólnych. Czerwona skóra nakrapiana
jasnopomarańczowymi cętkami i prążkami zdawała się promieniować własnym
światłem jak sztuczne, zasilane prądem czy akumulatorami lampy. Z łysych lub
porośniętych czarną sierścią głów wyrastały pary brązowych rogów o
najróżniejszych kształtach, jakby czymś hańbiącym było istnienie takich samych
u dwóch różnych osobników. Większość z nich posiadała też ogony zakończone
pędzlem gęstego, czarnego włosia.
Ich
opancerzenie i uzbrojenie także nie budziło lęku. Zarówno kobiety (pierwsze,
które zobaczył na bliźniaczych planetach) jak i mężczyźni mieli na sobie
skórzane kaftany. U niektórych dostrzegł nagolenniki i naramienniki wykonane z
tego samego surowca. Jednak część z nich w ogóle nie posiadała nawet tak
prowizorycznej zbroi. W rękach trzymali dzidy, tarcze, miecze i sztylety. Byli gotowi
do ataku.
Kaelas nie mógł
oprzeć się wrażeniu, że już kiedyś widział coś podobnego. Ale przecież była to
jego pierwsza bitwa. Nigdy nie pozwolono uczestniczyć mu w żadnej wyprawie, nie
powierzono ważnego zadania. Do czasu Harenosum…
Diabły
przypominały mu tamte kobiety. Ich broń, może nie tak prymitywna, ale nie mogła
równać się ze stalowymi pancerzami, ostrymi mieczami czy ki. Wyglądali
żałośnie, bo nie mieli najmniejszych szans z najeźdźcami.
Kaelas poczuł, że biła od nich chęć walki,
mimo że musieli wiedzieć, iż nie mieli szans na zwycięstwo. Chcieli walczyć, a
nie biernie poddać się okrutnemu losowi, jaki ich spotkał. Stanęli w obronie
swojego domu, swoich rodzin, planety, która była jedynym miejscem, jakie mieli.
Landarczyk nie rozumiał, dlaczego przyszło
mu do głowy takie porównanie. Obie sytuacje drastycznie różniły się od siebie.
Mieszkańcy Debesu byli źli, zagrażali naturalnemu porządkowi wszechświata, czy
co tam o nich jeszcze opowiadał Valygar.
– Coś nie tak,
Kaelasie? – Usłyszał zatroskany głos RM19. – Głowa nie daje ci spokoju?
– Wszystko
dobrze – odpowiedział.
– Miejmy to już
za sobą.
– Do ataku! –
rozległ się krzyk Valygara. – Ku chwale Tenshaku!
Rycerze ruszyli
do ataku, a Kaelas wraz z nimi. Nareszcie przyszedł czas na jego pierwszy
sprawdzian. W końcu mógł wykazać się w boju jak prawdziwy wojownik, a nie taki
tylko z nazwy.
Wydobył miecz z
pochwy i pewnie ujął go w dłoniach. Dotarł do nielicznej grupy diabłów o
długich ramionach zakończonych ostrymi szponami. Zanim wykonał pierwszy cios,
zdołał zobaczyć zaskoczenie w ich szkarłatnych oczach.
Cięcie
przyniosło spodziewany rezultat. Przebił pierś pierwszego z przeciwników, który
powoli słaniał się na ziemię w kałuży własnej krwi. Szkarłatnej i gorącej, co
mógł odczuć Kaelas, gdy trzy krople trysnęły mu na policzek. Cieszył się, że
kombinezon i przed tym go uchronił, bo posoka znalazła się także na jego
przedramionach. Miał tylko nadzieję, że na twarzy nie pozostaną mu kolejne
blizny czy wypalone plamy.
Gdy pierwszy
przeciwnik był martwy, natychmiast skierował się w stronę trójki pozostałych.
Pierwszy szok minął i szykowali się do odparcia ataku, unosząc szponiaste
ramiona. Z ich spojrzenia zniknęło zaskoczenie, zastąpiła je furia. Byli gotowi
do swego ostatniego boju.
Treningi z
Mistrzem Penyu i Kendappą przyniosły rezultaty, których Landarczyk w ogóle się
nie spodziewał. Przeciwnicy nie stanowili dla niego żadnego wyzwania. Z
łatwością wymijał ciosy, nie musząc ich nawet parować. W ostatniej chwili udało
im się zareagować, gdy niespodziewanie znalazł się za nimi.
Miecz pewnie
leżał mu w dłoni, jakby był częścią jego ciała. Po raz pierwszy mógł nazwać się
prawdziwym wojownikiem. Podobało mu się to uczucie. Spełnił marzenie, do
którego dążył od tak dawna.
Kaelas bez
trudu unikał ich ciosów. Zgrabnie pracował stopami, wykonując tylko tyle
ruchów, ile było potrzeba, aby niepotrzebnie nie marnować energii. Jednemu z
przeciwników obciął głowę, gdy tamten nie zdążył na czas sparować ciosu lub
usunąć się spod zniszczonego ostrza. Kolejny zdołał podejść na tyle blisko, żeby
drasnąć go w ramię, jednak kombinezon zamortyzował cięcie i nawet się nie
rozdarł. W odwecie uderzył go pięścią, z łatwością miażdżąc mostek i
uśmiercając.
Już miał zamiar
pozbyć się ostatniego, gdy dostrzegł, że w diabła uderza jasna wiązka. Trafiła w
pierś, wypalając w niej na wylot dziurę o dość dużej średnicy. Odwrócił się i
ujrzał stojącego na wzgórzu RM19 z wycelowanym pistoletem. Skinął mu w
podziękowaniu głową. Poradziłby sobie sam, ale wiedział, że przyjaciel chciał
dobrze. Zresztą, nie był to odpowiedni czas na kłótnie i spory o taką błahostkę.
Rozejrzał się
dookoła, szukając kolejnych przeciwników. W oddali widział kilku rycerzy
otoczonych przez dość dużą grupę diabłów. Chciał podążyć w ich stronę, by im
pomóc, gdy nagle inny ruch przykuł jego uwagę. Bez trudu wypatrzył jego źródło.
Kilkanaście kroków od niego, po lewej stronie.
Młoda diablica
dyskretnie wychylała się zza dość wysokiej skały. Jej szkarłatna skóra nie
lśniła tak mocno jak u jej pobratymców, których przed chwilą pozbawił życia.
Długie, czarne włosy zaplotła w warkocz sięgający do kolan. Z głowy dziewczyny
wystawała nie jedna, a dwie pary jasnobrązowych, zakrzywionych do tyłu rogów.
Co dziwniejsze, jako jedyna miała na sobie jasną, sięgającą kostek szatę. Na
nią założyła prosty, skórzany kaftan wiązany z boku. Na szyi przewiesiła rzemyk
z małym, błękitnym kryształkiem, prawdopodobnie jakiś amulet.
To nie wygląd i
nietypowy strój najbardziej zaskoczyły Landarczyka, a brak jakiejkolwiek broni.
Drobne dłonie zakończone czarnymi pazurami opierała na skale. U pasa wisiało
kilka sakiewek i niewielka pochwa, z której wystawała bogato zdobiona rękojeść
sztyletu. Była to maleńka broń i ciężko było mu uwierzyć, aby dziewczyna
potrafiła się nią długo bronić, szczególnie, że nie wyglądała na wojowniczkę.
Kaelas stał
przez chwilę w miejscu, nie wiedząc, co ma zrobić. Podejść do niej i rozpocząć
pojedynek, który musiała przegrać, czy pozwolić jej zachować życie. W końcu
zawsze istniała szansa, że zdoła uciec z pola bitwy i skryć się gdzieś. Znała
teren.
Patrzył na jej
drobne dłonie zaciskające się kurczowo na skale, skupiony wzrok, który
obserwował rozgrywającą się niedaleko potyczkę. Wojownik słyszał jedynie
odgłosy walki. Brzdęk stali, krzyki, huki. Lecz nie odwrócił się, całą jego
uwagę skupiała młoda diablica.
Opuścił miecz.
Nie potrafiłby zdobyć się na zabicie jej. To wykraczało poza jego możliwości.
Nie był Falonarem, dla którego rozkaz, bez względu jak bezduszny, musiał zostać
wykonany. Nie potrafiłby spojrzeć sobie w oczy, gdyby zakończył jej życie teraz,
gdy niczego się nie spodziewała.
Chciał odejść,
zostawić diablicę w spokoju i dołączyć do innej grupy walczących, lecz wtedy
ona odwróciła głowę i spojrzała wprost na niego. Jej szkarłatne oczy przepełnione
były tak ogromnym smutkiem. Wydawało mu się, że za chwilę przejdzie on także na
niego.
Miał wrażenie,
że to spojrzenie go pochłania. Zamyka w ciasnej klatce rozpaczy i łez. Serce za
chwilę pęknie, nie wytrzyma tego. Nie zauważył nawet, kiedy miecz wypadł mu z
ręki i z głośnym stukiem upadł w kałużę krwi pokonanych wrogów. Nie potrafił
powstrzymać drżenia. Ciało zdawało się go już wcale nie słuchać, nie był w
stanie ruszyć się z miejsca.
Ujrzał samotną
łzę spływającą po twarzy dziewczyny. Miał ochotę podejść do niej i otrzeć ją,
zanim przecięła policzek i kapnęła na jej drobne piersi. Nagle uniosła rękę i
wskazała w stronę, w którą poprzednio patrzyła. Kaelas podążył wzrokiem we
wskazanym kierunku, jakby pchany jakąś niewidzialną siłą.
Ujrzał dwóch
diabłów walczących z jednym z rycerzy. Reszta tej większej grupy musiała gdzieś
się oddalić, bo na kamieniach leżały tylko dwa trupy. Serce podskoczyło mu do
gardła, gdy zorientował się, na co patrzy. Po raz pierwszy mógł ujrzeć
zbrojnych pozbawionych hełmów, a ten widok wcale mu się nie spodobał, a wręcz
przyprawił o mdłości.
Łyse głowy obu
martwych rycerzy były czarne, przecinało je kilka szkarłatnych pasów
przypominających tatuaże. Wykrzywione w upiorny sposób i naznaczone bliznami,
bruzdami i ropiejącymi bąblami. Wyglądały, jakby ktoś wziął kilka płatów skóry
i pozszywał je niezdarnie ze sobą grubymi nićmi. Oczy bez powiek, pozbawione
białek i tęczówek były ciemne niczym przestrzeń kosmiczna. Nosa w ogóle nie
posiadali, zamiast niego w dolnej części twarzy znajdował się sporej wielkości
otwór, który równie dobrze mógł robić za usta.
Piękne,
błyszczące i bogato zdobione zbroje okazały się zasłoną dymną przed taką ohydą.
Kaelas chciał odwrócić wzrok, ale nie potrafił. Zbierało mu się na mdłości i
cieszył się, że nic dzisiaj nie jadł. Patrzył, jak diabły powalają na ziemię
rycerza, któremu musiał wcześniej wypaść miecz z rąk. Zadawali jeden cios za
drugim, a do uszu wojownika docierał mrożący krew w żyłach wrzask. Po chwili zbrojny
znieruchomiał. Umarł w kałuży własnej krwi, czarnej i smolistej.
– Ku chwale
Kaio! – wrzasnął jeden z mieszkańców Debesu, gdy oddalili się od trupów, by
dołączyć do innych walczących grup.
Do Landarczyka
dopiero teraz dotarło, co tak naprawdę się tu działo. Coś, co powinni wiedzieć
już tak dawno. Nawet Kendappa i RM19, którzy tak obnosili się ze swoją
inteligencją pozostawali ślepi. Może i mieszkaniec BS88C podejrzewał, że coś
było nie w porządku, ale nie wysuwał aż tak daleko biegnących wniosków (a
przynajmniej tak mu się zdawało, bo ostatnio więcej milczał niż mówił). Sądził,
że problem leży w naturze zdrowotnej i manipulatorskich gierkach Valygara. W
innym wypadku na pewno już wcześniej zarządziłby natychmiastowy odwrót bez
względu na to, co pomyślą rycerze.
W końcu Mistrz
Penyu wysłał ich na Debesu, nie Elle. Mieli przybyć na tę kamienną planetę, na
której nie czekało na nich większe niebezpieczeństwo. Może sądził, że uda im
się zdobyć łzę, zanim rycerze zarządzą atak. A może mieli przyłączyć się do
diabłów, by razem z nimi raz na zawsze pokonać tych drugich.
W oddali
usłyszał ryk potężnego gryfa, a po nim przeraźliwy wrzask agonii umierającego
mieszkańca Debesu. Pod jego wpływem nogi trzęsły mu się jak galareta. Nie mógł
powstrzymać łzy, która spływała po policzku.
Zabiłem niewinnych, nie potrafił odpędzić się od tej natrętnej myśli. By dowieść swej wartości jako wojownik, zabiłem niewinnych.
Jeszcze raz
spojrzał na młodą dziewczynę. Pewnie nie mogła uwierzyć, że obcy wmieszali się
w tę wojnę i pomagali nie tej stronie, której powinni. A może on znała Mistrza
Penyu i nie potrafiła pojąć tego, że do pomocy przysłał im zdrajców?
Kaelas zacisnął
z wściekłości pięści. Wiedział, co powinien zrobić. Istniała już tylko jedna
droga, a jeżeli przypłaci ją życiem, to trudno. Musiał odpokutować tę hańbę.
Krew niewinnych już wiecznie pozostanie na jego rękach, ale może uda mu się
nieco złagodzić wyrzuty sumienia.
– Zabij ten
piekielny pomiot! Na co czekasz?! – Usłyszał za sobą skrzekliwy głos.
Odwrócił się i
dostrzegł dwóch zakapturzonych i jednego kusznika zmierzających w jego stronę.
Bez zastanowienia napiął mięśnie i odwrócił się w ich stronę gotowy do
natarcia. Oczy pociemniały mu i zabłysła w nich zimna furia, która powoli
zawładnęła sercem wojownika. Poczuł w sobie siłę, z jakiej do tej pory nie
zdawał sobie sprawy. Budziło się w nim coś, co dotąd pozostawało uśpione. Pchało
go naprzód, domagając się ich plugawej krwi. Domagając się śmierci. To uczucie
opanowało go całkowicie. Zawładnęło duszą wojownika gotowego do boju. Gotowego
do niesienia zagłady.
Kaelas znalazł
się przy nich, zanim w ogóle zdążyli się zorientować. Chwycił głowę kusznika i
jednym mocnym ruchem skręcił mu kark. Bezwładne ciało opadło na kamienie.
Zdezorientowani zakapturzeni zaczęli się cofać. Jeden z nich potknął się o
przydługą szatę. Landarczyk nie czekał na dogodniejszą okazję. Odbił się od
ziemi i skoczył, stopą miażdżąc tamtemu mostek. Chlusnęła smolista ciesz, która
ochlapała mu nogawki kombinezonu i buty, po czym zaczęła dymić z głośnym sykiem.
Powoli wypalała dziury w tworzywie. Wojownik nie zwrócił na to najmniejszej
uwagi zajęty ostatnim uciekającym przeciwnikiem.
W kilku krokach
pokonał dzielącą ich odległość i przeciął mu drogę odwrotu. Pierwszy
błyskawiczny cios wymierzył w brzuch, zakapturzony zgiął się w pół, mamrocząc
coś pod nosem. Drugi w twarz. Pięść zanurzyła się w czarnym odmęcie kaptura,
jednak w nic nie trafiła, jakby tamten w ogóle nie posiadał głowy.
Dziwaczne
odkrycie rozproszyło go na chwilę, za co srogo musiał zapłacić. Potężna,
niewidzialna siła odepchnęła go do tyłu. Upadł na kamienie, wybijając bark. Nie
mógł powstrzymać krzyku, który wydobył się z jego ust. Ból był ogromny, wręcz
nie do opisania. Jednakże w ułamku sekundy oprzytomniał i w ostatniej chwili
przeturlał się w bok, unikając trafienia kulą czarnych płomieni.
Mózg pracował na
najwyższych obrotach. Musiał coś wykombinować, bo inaczej będzie z nim krucho.
Niedaleko leżał jego porzucony miecz, jednak odległość była zbyt duża, aby
dostać się do niego niepostrzeżenie. Nie wiedział też, czy potrafiłby tak
sprawnie walczyć lewą ręką, gdyż prawa zwisała przy boku i każde najmniejsze
poruszenie nią sprawiało ogromny ból.
W ostatniej
chwili uchylił się przed kolejną ognistą kulą i wtedy podjął decyzję. Zanim
zakapturzony zdążył zorientować się w sytuacji, Kaelas już był przy nim i
jednym ciosem powalił go na ziemię, po czym zmiażdżył mu kręgosłup, kończąc
jego plugawe życie.
Podniósł wzrok
z trupa, by poszukać młodej dziewczyny, lecz nie było jej już przy skałach.
Wtedy poczuł mocne uderzenie w głowę. Nastała ciemność.
~ * ~
Jejku, nie sądziłam, że to możliwe, ale wciągu siedmiu miesięcy napisałam
na tego bloga więcej niż przez ponad rok na Severusie. Jestem w szoku. Na
dodatek doszłam do momentu, do którego chciałam dojść, gdy zaczynałam
(poczytacie o tym w marcu). Jakie to fajne uczucie i wręcz mobilizuje do
dalszego pisania.
Coś jeszcze chyba chciałam powiedzieć, ale standardowo zapomniałam.
O, to spore masz zapasy ^^. Widać, że dobrze ci się pisze to opowiadanie, skoro masz dużo notek do przodu i twierdzisz, że napisałaś więcej, niż na Severusa... Nie mniej jednak tamto opowiadanie też bardzo lubiłam i żałuję, że już je skończyłaś :(.
OdpowiedzUsuńChoć podejrzewałam, że coś z tymi planetami będzie nie tak i zastanawiałam się, w jakich okolicznościach to wyjdzie, to jednak zaskoczył mnie przebieg tej bitwy. Może tak naprawdę te diabły wcale nie były takie złe, jak to przedstawiała ludność Elle, która okazała się być zupełnie inna, niż jawiła się na początku.
Czasem pozory naprawdę mogą mylić.
Spodobało mi się jednak to, że Kaelas posiada jakieś ludzkie odczucia i odruchy, i że zlitował się nad tą dziewczyną oraz odczuł wyrzuty sumienia, że walczył z kimś, kto być może był niewinny. Może i czasem zachowuje się jak skończony kretyn, nie mniej jednak wolę jego niż Falonara.
Staram się, aby pozory myliły, jednak nie zawsze wychodzi tak, jakbym chciała.
UsuńWłaściwie to Kaelas ma ludzkie odruchy od zawsze. Często jest samolubny i niezwykle zapatrzony w siebie, ale nie należny do morderców. Nie jest i nigdy nie będzie Ladvarianem, który potrafi zabić bez mrugnięcia okiem. (A ja i tak wolę Falusia ;) )
Wszystko kiedyś się kończy. Dla tego opowiadanie też przyjdzie czas, mimo że na razie wydaje się odległy.
Łał. Czyli te dwie planety to coś jak piekło-niebo. Mocne. Tak sobie myślę, że mogłam to skojarzyć z niebem, chyba w jakimś filmie nawet ci "dobrzy" mieli taką intensywnie jasną otoczkę. No tak... Ech! :D
OdpowiedzUsuńKrajobraz tej planety skojarzył mi się z moim wyobrażeniem Pompei po wybuchu wulkanu. Wszystko martwe, skaliste, gorące i w chmurze popiołu. A opis spadającego do kałuży krwi miecza bardzo obrazowy.
Tylko gdzie ta syrenia łezka?
Pozdrawiam :D
wrrrróć, chyba nie syrenia. Coś mi się pomieszało z inną opowieścią, prawda? xD
UsuńZ "niebem" miałam mały problem, bo o ile w "piekle" mogą sobie biegać diabły, lawa pryskać na prawo i lewo i fruwać popioły, to tam ciężko jest ukazać świat. Anioły odpadły w przedbiegach, więc zostało światło i nadmiar chmur.
UsuńNie, to nie była syrenia i pojawiła się wzmianka ;)
Już samo wyobrażenie sobie głów tych rycerzy przyprawiło mnie o mdłości. Nie chciałabym nigdy czegoś takiego widzieć na żywo. Ohyda. Aż podziwiam Kaelasa, że nie zwymiotował. Dlaczego oni tak wyglądali?
OdpowiedzUsuńCo z nim? Kto go uderzył? Już chcę następny rozdział, żeby móc dowiedzieć się, co będzie dalej. Szkoda tylko, że Kaelas tak późno zrozumiał, że stoją po złej stronie. Tylko, że ja nadal nie wiem, co było nie tak z Valygarem. Do jakich wniosków doszedł Kaelas? Trochę się pogubiłam. xd
Przyczyna takiego wyglądu zostanie wyjaśniona w którymś z kolejnych dwóch rozdziałów, dokładnie już nie pamiętam.
UsuńValygar to ich przywódca, właściwie nic szczególnego z nim nie było nie tak. A Kaelas stwierdził, że stoją nie po tej stronie, co powinni i że pozabijał niewinnych. Nic bardziej olśniewającego mu do głowy nie przyszło.
Żal mi Kaelasa. Jego rozmyślania są całkiem logiczne i to naprawdę smutne, kiedy zdał sobie sprawę, że zamiast się wykazać, uczestniczył jedynie w mordzie.
OdpowiedzUsuńI już widzę Kendappe, wściekłą, że Kaelas miał rację ;D
Znad krzaczastych brwi,
Lau~
Na pewno smutne, tym bardziej, że myślał, że będzie mógł się po raz pierwszy tak naprawdę wykazać, a tu znów nic.
UsuńO Kendappie na razie nic nie mówię ;)
Faktycznie różnica między tymi dwoma planetami jest rażąca.
OdpowiedzUsuńI to właśnie mogło też zmylić naszych bohaterów. Szkoda, potworna szkoda, że Kaelas zrozumiał prawdę tak późno. No, a przecież nie ocenia się książki po okładce... Może te diabły nie były złe? Może to faktycznie im mieli pomóc. Odeprzeć atak nieprzyjaciela, o czym myślał wojownik?
No teraz to już i tak za późno na takie przemyślenia. Jestem ciekawa jak potoczy się dalej ta bitwa, bo jak do tej pory to bardzo mnie zaskoczyłaś.
Zaskakujące było również podejście Kealesa do całej sprawy. Strasznie podobał mi się ten moment, gdy zlitował się nad dziewczyną i zaczął żałować udziału w walce.
Ciekawa jestem jak na te rewolucje zareagują jego towarzysze. Czy Kendappa wreszcie przestanie tak ślepo podążać za swoją wiarę? No ciekawe...
Opisy jak zwykle bardzo dokładne, za co zawsze się podziwiałam i będę podziwiać, choć momentami czułam niemiły ucisk w żołądku, gdy czytałam o tej krwi etc.
No to chyba tyle miałam do powiedzenia. Czekam na kolejny rozdział i jakąś informację czy udało się im odnaleźć tą łzę.
Pozdrawiam!
Dziękuję :)
UsuńKaelas, mimo że jest wojownikiem nie jest typem Ladvariana, dla którego w stwierdzeniu po trupach do celu nie ma nic złego. Tym bardziej, że Kaelas nigdy do tej pory nie walczyć i ostatecznie już wybrał stronę, po której chce stanąć.
Reakcja jednego towarzysza będzie w następnej, tylko jeszcze trochę muszę to poprawić, bo napisałam brednie.
Pierwsze skojarzenie, czyżby poszukiwaną przez grupę łzą, był tajemniczy amulet diablicy? To wydaje się zbyt proste, ale czasem to właśnie proste rozwiązania są właściwe.
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej już wiadomo, co z mieszkańcami Elle jest nie tak i dlaczego mają te zabudowane zbroje. Dziwię się im w takim razie, dlaczego tak bardzo nienawidzą sąsiadów z Debesu, skoro sami wyglądają, jak wyglądają. Tylko dlaczego tak potwornie wyglądają? Mam przeczucie, że tak nie było od zawsze, tylko coś sprawiło, że tak ich oszpecono. Jakaś kara za grzechy?
Ale, że to Kaelas odkrył prawdę. Dumna jestem :) I ciekawa jaką minę będzie mieć Kendappa i czy przyzna mu racje. Ha! Jakoś tego nie widzę. No nic, czekam na ciąg dalszy, bo skończyłaś w takim ciekawym momencie. Oby Kaelasowi się nic nie stało.
Pozdrawiam serdecznie!
Taki wygląd rycerzy zostanie wyjaśniony w którymś z dwóch kolejnych rozdziałów. Ale spór pomiędzy nimi, a diabłami nie ma nic wspólnego z wyglądem. Ważniejsza jest różnica poglądów i wiary.
UsuńA o Kendappie na razie nic nie mówię.
Marzec? *_* Podziwiam Cię. Ja ledwo co robię zapasy dwu-rozdziałowe.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że ten rozdział bardzo lekko mi się czytało. Głównie ze względu na to, że wreszcie Kaelas zaczął myśleć jak człowiek. Podobała mi się jego postawa przed walką, jak i po spotkaniu diablicy. Swoją drogą to okropnie się Valygar zachował. Mam nadzieję, że współtowarzysze Kaelasa również się zorientowali w co się wplątali.
Sama postać diablicy także mnie zaintrygowała i zastanawiam się czy odegra ona jakąś większą rolę.
Czekam na następny rozdział w dużym napięciu.
Życzę weny i pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję :)
UsuńW końcu Kaelasowi trochę przyda się ruszenie mózgownicą, bo by mu jeszcze zardzewiał i dopiero stałaby się tragedia.
Nad rolą diablicy jeszcze się zastanawiam (taką dużo późniejszą), ale w kolejnych rozdziałach wystąpi ponownie.
Tylko nie wiem, co masz na myśli z Valygarem.
Wydawało mi się, że Valygar zamanipulował nimi do złych celów. Kaelas zorientował, że zabił niewinnych, lecz wcześniej był przekonany o ich winie bo tak im powiedział Valygar. Tak to zrozumiałam, choć nie wiem czy dobrze.
UsuńNo tak, Valygar do tego doprowadził i dobrze myślisz tylko wcześniejsze sformułowanie, że "okropnie się zachował" mi nie pasowało, bo takie zbyt delikatne brzmienie miało jak na zastałą sytuację.
Usuńja też zazwyczaj zapominam pod notką napisać tego, co chciałam napisać wcześniej. A zazwyczaj naprawdę chcę napisać jakąś ważną czy mądrą informację ;D
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale rzuciła mi się w oczy mała literówka: "Ich opancerzenie i uzbrojenie także nie budziło leku." -> lęku ;D
Rozdział bardzo mi się podobał - uwielbiam Twój sposób opisywania wszelkich starć czy bitew. Czuje się to niebezpieczeństwo i emocje. Przykro mi tylko, że Kealas zrozumiał prawdę zbyt późno. Ale nie ma się mu co dziwić - nie mógł mieć o niczym wcześniej pojęcia. Oby tylko wyszedł z tego wszystkiego cało wraz z Kendappą i RM19.
Całuję i czekam na nowy rozdział!
Leszczyna
PS Cieszę się, że tak dobrze pisze Ci się to opowiadanie ;D
PS 2 Przepraszam, że tak krótko, ale coś nie mam dziś w ogóle weny na komentowanie : /
Dziękuję :)
UsuńNikt z nich nie spodziewał się, że może dojść do czegoś takiego. Szukali tego, co im nie pasowało w zupełnie innych kategoriach. A do tego Kendappa wbiła sobie do głowy jedno i była głucha na wszelki głos rozsądku.
Świetnie, świetnie, i raz jeszcze świetnie. Moim zdaniem to jest jeden z najlepszych rozdziałów, a z tego względu, że pojawiła się walka. Świetnie to wszystko ujęłaś. Tylko zaś smutne jest to, że przelali nie winną krew. Aż mnie też żal się zrobiło, gdy tylko pojawiła się mała dziewczyna z tej planety. A Ci z Elle... o rzesz w mordę! Jak oni wyglądali, to było okropne!
OdpowiedzUsuńA jak czekam już na next, bo szczerze mówiąc zakończyłaś w takim momencie, że aż bije ciekawość, co się stało. Mam nadzieje, ze Kaelasowi nic nie będzie.
Całuję:**
Dziękuję :)
UsuńTeż się cieszyłam, że w końcu jakaś bitwa w wykonaniu Kaelasa. Może i drastyczne skutki miała, ale jednak była. Ogólnie mam nadzieję, że w przyszłości finał wyjdzie mi tak, jakbym tego chciała.
Zakończone tak z pełną premedytacją, ale najlepszą końcówkę zostawiłam do 43 ;)
Rety, ogromnie duże masz te zapasy. Ja piszę notki na bierzaco, jedynie co mi w tym pomaga to pomysły, które spisuję w specjalnym zeszycie.
OdpowiedzUsuńRozdział był pełen akcji, opisy diabłów bardzo mnie zaintrygowaly i bez trudów mogłam wyobrazić sobie takowe stwory.
Znów przebrnełam przez notkę w oszołamiająco szybkim tempie i aż się zdziwiłam, że to już koniec.
Chociaż prawdę mówiąc nigdy nie lubiłam czytać szczegółowych opisów bitew, tego całego rozlewu krwi i nadmiernej śmierci.
Diablica bardzo mnie zaintrygowała, fragment z nią wręcz chwycił mnie za serce. Jestem ciekawa czy Kaelas będzie mogł jeszcze z nią porozmawiać. O ile nie trafi do niewoli za swoje wyczyny. No i intryguje mnie teraz jak jego kompani zareagują na tą całą akcję podczas bitwy :)
Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję :)
UsuńJakoś zawsze lubiłam bitwy czy pojedyncze potyczki. I chyba taka już jestem, że zawsze trochę krwi i innych "dekoracji" muszę tam dodać.
A diablica jeszcze się pojawi w kolejnych rozdziałach.
Ja nie lubię pisać na bieżąco, bo potem się denerwuję, że czas na rozdział, a weny nie ma. Zresztą wolę, gdy już napisany poleży co najmniej dwa tygodnie, bo potem coś mi się przypomina albo uznaję, że to do niczego i kasuję niektóre fragmenty.
Rozdział przeczytałam już dawno, ale dopiero teraz komentuję, wybacz ;) Świetnie opisałaś całą bitwę i mieszkańców Elle. Aż ciary przeszły po plecach. Opisujesz rzeczy tak realistycznie, że naprawdę czuję jakbym tam była (wiem powtarzam się ;D). Szkoda, że Kaelas zrozumiał prawdę tak późno, ale lepiej póżno niż wcale, prawda? Oby kochana trójka wyszło z tego cało ... Przecież Kendappa i Kaelas mają być w końcu razem ^^ Przepraszam, że tak krótko, ale dzisiaj naprawdę nie mam weny na koemntowanie i zastanawiałam cię czy zcasem nie skoemntować jutro, ale sobie pomyślałam, że za długo zwlekam :) NN na Hogwart moich lat też przeczytałam :) Nasz kochany Peter dostał całusa od Alicji, no! Jeesteś jedyną osobą, która daje Peterowi szczęście i wbrew pozorom jest on inteligentny. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńWłaściwie w tym wypadku było już i tak za późno, biorąc pod uwagę, plany wobec nich. Gdyby zorientowali się przed przejściem mostu, to by to mogło coś im dać, ale teraz już niewiele.
Ja też mam zaległości w komentowaniu. Przeczytam i czasem mam nadzieję, że komentarz napisze się sam.
Najpierw myślałam, że jednak się myliłam, że mieszkańcy Elle mają rację i na Debesu żyją prawdziwe potwory, diabły, które zagrażają wszystkim żyjącym stworzeniom. Może ich wygląd nie jest w żaden sposób normalny, może nawet przerażający (bo ja jakbym zobaczyła coś takiego, to chyba później spać bym nie mogła), ale mieszkańcy Elle biją wszystko na głowę. W mojej głowie powstał ich okropny obraz, którego naprawdę wolałabym nigdy nie zobaczyć. I teraz mogę jednak powiedzieć, że miałam rację, że z tym byciem dobrym jest na odwrót.
OdpowiedzUsuńMoje podejrzenia po tym rozdziale? To diablica ma łzę, która Kaelasowi wydała się być amuletem. Tylko że dziewczyna zniknęła, no i teraz będzie problem.
Ciekawa jestem, jak jednak zakończy się to starcie. Mam nadzieję, że ci z Elle jednak nie wygrają, mimo że było ich dużo więcej. Ale to przecież nie liczebność decyduje o wyniku starcia.
Coś chciałam jeszcze napisać, ale już nie pamiętam ;/
Pozdrawiam!
Pod wieloma względami miałaś rację, ale wtedy nie mogłam o tym powiedzieć ;) Nie lubię potwierdzać przypuszczeń, bo potem jeszcze mi się spoilery wkradają.
UsuńA wynik starcia zostanie przedstawiony w następnym rozdziale.
bardzo podobała mi się ta notka,. szczególnie ze względu na przesłanie. to właśnie wtedy, gdy Kaleas zrozumiał swój błąd, wtedy gdy zrozumiał, że dali się wrović, że nie są tam, gdzie trzeba... wtedy własnie odkrył swoje Ki... i jeszcze ta diablica, mam nadzieje, że nie pojawiła się tu jednorazowo, tylko jako symbol... bardzo mnie zaitrygowało. Kim do cholery są ci martwi rycerze Elle? I czy ta łza... czy to nie chodziło o łzę tej diablicy? Ciekawe, ciekawe....
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńMiałam trochę inną wizję, ale pod taką teorię też można to podpiąć, bo ta druga wyjaśni się trochę później.
A diablica jednorazowa nie jest, bo wtedy nie chciałoby mi się poświęcać jej aż tyle uwagi. Jeszcze pojawi się, zanim opuszczą Debesu.
Od samego początku wiedziałam, że ta planeta Elle i jej mieszkańcy są bardzo podejrzani. Niestety, na Kaleasie już na zawsze będzie ciążyła wina za zabójstwo niewinnych. Szkoda, że dopiero po fakcie udało mu się zorientować co takiego uczynił. Pewnie jego przyjaciele będą mieli do niego straszliwe pretensje za zmianę frontu, zastanawiam się jak teraz główny bohater wyplącze się z tej przygody. Mam nadzieję, że uda mu się zdobyć łzę i wykonać misję od Mistrza Penyu.
OdpowiedzUsuńNapisałaś bardzo ciekawy rozdział. Czekam już na kolejny:)
Pozdrawiam
Dziękuję :)
UsuńKaelas nigdy nie zapomni o tym, co tu się stało. Nie jest typem, który machnie ręką i stwierdzi, że trudno, by zająć się czymś innym.
A reakcja jednego z przyjaciół w kolejnym rozdziale. Drugiego możliwe, że też, ale do końca już nie pamiętam.
Zazdroszczę rozsądku zrobienia zapasowych notek. Ja założyłam bloga pod wpływem chwili, a częstotliwość rozdziałów na nim...
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że coś z Ele będzie nie tak. Ta planeta była jakaś podejrzana. Dobrze, że Kaelas zorientował się w czym rzecz. Moja sympatia do tej postaci wzrosła. Widać, że chłopak dojrzał. Z nieco rozkapryszonego, pyskatego nastolatka, stał się odważnym i chwilami nawet rozsądnym wojownikiem. A to wszystko prowadzi do jednego wniosku: Umiesz świetnie kreować postacie! :)