czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 35: Berkayu

Kiedy łamiesz zasady, łam je mocno i na dobre.

Terry Pratchett – Trzy wiedźmy
Ladvarian, przed wyruszeniem na Berkayu, zapoznał się z informacjami odnośnie tej planety dostarczonymi przez Lothora, jednak nawet to nie mogło przygotować go do tego, co zastał na miejscu. Określenie zalesiona planeta w żaden sposób nie odzwierciedlało tego, co zobaczył na własne oczy.
W rzeczywistości niewiele było tutaj wolnej przestrzeni, przez co kapsuła miała spore problemy z lądowaniem i ostatecznie musiała przedzierać się przez liściaste korony. Jednak to same drzewa robiły najbardziej piorunujące wrażenie. Ladvarian nie był w stanie porównać ich do niczego, co widział w swoim życiu, a przecież, pracując dla Vrieskasa, zwiedził wiele tak różnych planet północnego sektora. Wydawało mu się wręcz niemożliwością, aby na wschodzie czy zachodzie istniało aż takie zróżnicowanie. Z chęcią zwiedziłby niedostępną strefę południową, by ujrzeć, jakie tam dziwy zamieszkują kosmos. Zdawał sobie sprawę, że te marzenia muszą poczekać, najpierw miał ważniejsze rzeczy do zrobienia niż wycieczki krajoznawcze.
Przede wszystkim musiał skupić się na bieżącym zadaniu. Miał nadzieję, że mieszkańcy Berkayu okażą się mądrzejsi, przez co zaoszczędzi sporo czasu i, bez wzbudzania podejrzeń, zdoła dostać się na Oraculum i wrócić na Yaskas, by zameldować Paragasowi poprawnie wykonane zadanie. Plan wydawał się prosty, lecz posiadał wiele luk, których nie sposób było wypełnić. Wszystko zależało od tego, jak bardzo główny generał ufał jego nowej towarzyszce i czy nie polecił jej dodatkowych zadań, o których on nie miał pojęcia.
Gdy tylko zobaczył Keres, nie mógł powstrzymać zdziwienia. Później przyszło przeczucie, że coś jest nie w porządku i Paragas miał ukryty cel, wybierając właśnie ją. Kobieta była niezwykle niska, Ladvarian przewyższał ją o całą głowę, co nigdy się nie zdarzało. W swoim życiu nie spotkał niższego od siebie dorosłego mężczyzny, zresztą w większości przypadków kobiet miało miejsce to samo.
Keres na pierwszy rzut oka przypominała dziecko i to bez wątpienia stanowiło jeden z elementów zaskoczenia w jej profesji. Książę nigdy nie widział całej twarzy kobiety, głowę zakrywała płócienną maską z wyciętym niewielkim otworem na oczy. Te były jaskrawozielone niczym u kota. Zawsze skupione i gotowe do ataku, gdyby zaszła taka potrzeba.
Co dzień ubierała się tak samo, a co zdziwiło Ladvariana jeszcze bardziej, nie w srebrne kombinezony ludzi Vrieskasa, a w szary strój o luźnych spodniach zwężonych przy kostkach i górze z długim rękawem. Przewiązywała go materiałowym pasem, do którego przyczepiała pochwę ze sztyletem i małe mieszki, których zawartość pozostawała dla księcia tajemnicą. Zdawał sobie sprawę, że ukrywa gdzieś także inną broń.
Pochodziła z planety Laev, której mieszkańcy nie specjalizowali się w tak oczywistych misjach podboju. Oni byli cichymi zabójcami, przyczajali się w cieniu, by stamtąd zadać ostateczny cios. Niscy wojownicy, którzy byli w stanie wcisnąć się w tak wiele szczelin, szybcy niczym wiatr, precyzyjni w każdym calu. Idealni mordercy na zlecenie.
Ladvarianowi i Falonarowi nie spodobało się takie towarzystwo, ale nie mieli innego wyjścia, jak zaakceptować zaistniałą sytuację, inaczej wzbudziliby za dużo podejrzeń, czego woleli uniknąć. Pozostawało jedynie wzbudzić czujność i nie spuszczać oka z Keres. Musieli pozbyć się jej jak najszybciej, gdyż inaczej ona mogła to zrobić z nimi.
~ * ~
Gdy wylądowali, na Berkayu nastała już noc. Nie pozostało im nic innego, jak poczekać do rana i potem rozpocząć rekonesans w terenie. Falonar nazbierał drewno na rozpalenie ogniska, Keres siedziała z boku, ostrząc zakrzywiony ku górze sztylet, którego nie nosiła w pochwie przy pasie. Ladvarian zastanawiał się, gdzie ukryła pozostałą broń i jak bardzo przygotowała się do tej misji.
Starał się nie spuszczać oka z towarzyszki, jednak otaczający go krajobraz był tak monumentalny, że nie mógł się powstrzymać, by dokładnie nie przyjrzeć się wszystkiemu, podczas gdy Falonar rozpalał ognisko i szykował posiłek. Pomógłby mu, ale wiedział, że mężczyzna nie chciałby tego, a dodatkowo musiał udawać groźnego i bezwzględnego dowódcę przed Keres.
Ladvarian obserwował ogromne, sięgające nieba drzewa. Mógł przysiąc, że niektóre dorównywały lub nawet przewyższały wysokie budynki na Yaskas. Pałac na Landare nie dorastał im do pięt. Grube pnie drzew wzbijały się ku niebu niekoniecznie w linii prostej, niektóre lekko się zakrzywiały lub w pewniej odległości wypuszczały drugi konar, który rozrastał się w innym kierunku. Wszystkie korony były niezwykle rozłożyste i zasłaniały ciemny nieboskłon. Gdyby nie ognisko rozpalone przez Falonara, znaleźliby się w całkowitych ciemnościach. Niepokoiło go to trochę, jednak wiedział, że musi wcielić swój plan w życie. Czas naglił, a niespodziewany deszcz meteorytów na trasie zmusił ich do nadłożenia drogi i stracenia trzech cennych dni.
Korzenie drzew musiały sięgać głęboko pod ziemię, lecz nieliczne z nich postanowiły jednak gdzieniegdzie wynurzyć się na powierzchnię, by utrudnić marsz wędrowcom. Z tego, co Ladvarian zdążył się zorientować, ziemie porastały kępy mchu i trawa. Znajdowały się na niej liście, które musiały spaść z drzew. Ich kształty były różnorodne i czasem niezwykle zakręcone, ale wielkością nie przekraczały tych, jakie książę widział w życiu.
Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że drzewa w pewien specyficzny sposób obserwują każdy jego ruch. Jakby każde z nich posiadało gdzieś ukrytą parę oczu i potrafiło przekazać zaobserwowane informacje dalej, do kogoś, kto zrobi z nich odpowiedni użytek.
Postanowił wyrzucić te niedorzeczne myśli z głowy, nie miał teraz na to czasu, musiał skupić się na czymś, co w obecnej sytuacji było najważniejsze. Przyjął od Falonara kubek gorącej herbaty, ale nie miał apetytu, chciał, aby to wszystko już się skończyło. Położył się jako pierwszy, mając nadzieję, że skusi do tego samego Keres.
Nie wiedział, ile czasu minęło, zanim oddech kobiety stał się równomierny, co świadczyłoby o tym, że prawdopodobnie zasnęła. Każda minuta zdawała się być godziną, która zbliżała go do nieuchronnego świtu, do klęski. Odczekał jeszcze trochę, aby upewnić się, że Keres rzeczywiście śpi, a nie tylko udaje, po czym, najciszej jak potrafił, wstał. Miał wrażenie, że i tak przy tak prostej czynności pękło z tuzin maleńkich gałązek, powodując ogromny hałas, mogący w każdej chwili zbudzić kobietę.
Umocował miecz na plecach, chociaż miał nadzieję, że nie będzie go potrzebować, bo inaczej cały jego misterny plan szlag trafi i pożegna się z szansą udania na Oraculum i porozmawiania z Wyrocznią. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wszystko działa przeciw niemu, by nie dopuścić do zrealizowania celu jego życia.
Najciszej jak potrafił ruszył w głąb lasu. W blasku dogasającego ogniska dostrzegł Falonara, który objął niepotrzebną wartę. Siedział plecami do niego, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że i tak wiedział, iż Ladvarian wstał. On zawsze wiedział wszystko, tak niewiele był w stanie przed nim ukryć. Siedział wyprostowany na jednym z wystających konarów, głowę oparł na dłoniach i pewnie zastanawiał się nad czymś. Może nadal rozmyślał o śmierci matki lub zdradzie brata?
Ladvarian wyrwał się z rozmyślań. To nie była odpowiednia pora, nie wiedział, ile pozostało mu czasu do świtu, a musiał dotrzeć na miejsce i wrócić, zanim obudzi się Keres albo niewiele potem. W razie czego Falonar na pewno wymyśli dla niego jakąś wymówkę, ale tylko krótkotrwałą.
Szedł ostrożnie przez las, oświetlając sobie drogę niewielką latarką zabraną ze statku. Dawała ona niewiele światła, ale było to lepsze niż błądzenie w ciemnościach. Nie miał ochoty złamać sobie czegoś przez własną głupotę. Uważnie nasłuchiwał, jednak, poza lekkim szumem koron drzew, nie usłyszał nic niepokojącego, co dodatkowo wzbudziło jego czujność. Z informacji dostarczonych przez Lothora wynikało, że miasto, wioska, osada, czy jakkolwiek tubylcy nazywali obszar swego zamieszkania, znajdowało się niedaleko miejsca wylądowania kapsuły. Ktoś musiał usłyszeć lub dostrzec statek. Mieszkańcy Berkayu nie należeli do rasy bezrozumnych dzikusów.
Ladvarian ostrożnie kluczył między ogromnymi drzewami, uważając, gdzie stawia stopy. Wydawało mu się, że droga ciągnęła się godzinami, a nadal nie widział celu. Żałował, że nie miał do dyspozycji większej ilości światła. Może wtedy to zadanie okazałoby się łatwiejsze. Tak musiał zdać się jedynie na własną intuicję, że szedł poprawnie i nie zboczył z trasy. Gdyby chociaż ktoś wybudował tu jakieś drogi, pomyślał poirytowany.
Nagle zamarł. Coś zaszeleściło niedaleko. Czyżby jakieś zwierze w koronach drzew? Stanął, nasłuchując, ale wokół panowała cisza. Wtedy usłyszał cichy świst. Uchylił się, nie mogąc oprzeć wrażeniu, że został skierowany prosto na niego. Odwrócił się w stronę, z której to coś przyleciało i zorientował się, że ktoś zaszedł go od tyłu. Szybko i bezszelestnie. Zaskoczyli go.
– Przybywam w pokojowych zamiarach! – krzyknął, mając nadzieję, że to coś da i nie zostanie zabity na miejscu. Wolał umrzeć w walce, z mieczem w dłoni niż zaskoczony przez nie wiadomo kogo.
– Na kolana – usłyszał czyjś głos. Był cichy, jednak zdawał się rozbrzmiewać wszędzie, docierać w każdy zakamarek lasu. Niczym szum wiatru. Tak podobny do tego, który słyszał, siedząc przy ognisku. Czy to drzewa przemówiły?
Niechętnie wykonał polecenie. W końcu był księciem, nigdy nie zgiął przed nikim kolan. Wyjątek stanowił Vrieskas, ale jego widział zaledwie raz w życiu i wtedy był jeszcze dzieckiem, które przybyło na Yaskas, by tam pobierać specjalne szkolenie. Nie znosił takiego upokorzenia, ale skoro miało mu to pomóc w jego misji, to musiał to wytrzymać. Jeden raz nikogo nie zbawi, a korzyści mogą być ogromne.
– Zgaś światło – powiedział ten sam osobnik co poprzednio.
Ladvarian wykonał polecenie i znalazł się w całkowitych ciemnościach. Teraz nie widział zupełnie nic, nawet zarysu konturów drzew czy osobników, którzy znaleźli się przy nim. Za to ich słyszał, ledwo, ale zawsze. Szelest stóp poruszających się na leśnym runie. Delikatny i lekki, jakby owe istoty ledwo dotykały ziemi.
Poczuł, jak ktoś zabiera mu z dłoni latarkę, a następnie odpina miecz. Po raz pierwszy w życiu czuł się tak bezbronny. Zdawał sobie sprawę, że bez niego także był w stanie sobie poradzić, ale nie wiedział, z iloma przeciwnikami musiałby się zmierzyć i jak byli oni uzbrojeni. Dodatkowo już posiadali przewagę, bo był to ich teren, a ciemność najwyraźniej nie stanowiła żadnego problemu. Zaklął w duchu, zastanawiając się, co teraz z nim zrobią. Takiego scenariusza nie przewidział.
– Nie próbuj żadnych sztuczek, obcy – rzekła ta sama osoba, co poprzednio. Czyżby ich przywódca? Pewnie tak, odpowiedział sobie. – Jeżeli masz jeszcze jakąś broń, oddaj ją nam po dobroci.
– Nic więcej nie mam – powiedział zgodnie z prawdą. Jako wojownik Landare nosił ze sobą tylko miecz, nie potrzebował nic więcej. Czasem zabierał też sztylet, ale nigdy nie wykorzystywał go do walki.
– Wiemy, kim jesteś, obcy. Przybyłeś tu, by zniszczyć naszą planetę, by poddać ją władzy tyrana o ciemnym sercu pozbawionym litości. Nie oddamy ci jej, twoje martwe ciało posłuży za przestrogę tym, którzy ci towarzyszą. Jednak najpierw odpowiesz na nasze pytanie. Dlaczego wyruszyłeś samotnie w głąb lasu, w ciemnościach, do których twój wzrok nie jest przyzwyczajony?
– Chciałem zaproponować wam układ. Rozwiązanie, które może być przychylne dla obu stron. Jednak jedna z towarzyszących mi osób nie jest godna zaufania, dlatego szedłem do was sam – mówił Ladvarian, ostrożnie dobierając słowa. Miał wrażenie, że jeden nieodpowiedni ruch i zginie na miejscu. Pewnie co najmniej pięcioro tubylców miało go na ostrzu miecza lub innej broni, której używali.
– Twój trud był zbędny, obcy. Nie poddamy się woli okrutnika. Wysyłał na naszą planetę już niejeden statek. Za każdym razem nasza odpowiedź była identyczna. Jesteśmy zdziwieni, że nadal próbuje, że to, co się tu wydarzyło nie dało mu do myślenia. Trójka ludzi może i jest w stanie zdziałać wiele na innych gwiazdach, lecz nie tu, gdzie cała planeta walczy ku swej obronie. Niepotrzebnie zmarnowałeś swój czas, przyspieszając godzinę śmierci. Jesteśmy wolnym ludem, nie niewolnikami. Działamy zgodnie z zasadami ustanowionymi przez Wielkiego Kaio, najwyższego Kreatora. Jeżeli kiedyś przyjdzie nam zginąć w obronie tej wiary, to zrobimy to.
– Stójcie! – wrzasnął z trwogą Ladvarian.
Strużki zimnego potu spływały mu po skroni. Obawiał się, że nie zdąży przedstawić im swojej propozycji, zanim skończy marnie przebity ostrzem jakiejś broni. Na dodatek nie powiedziano mu wszystkiego. Skoro wysyłano już tu ludzi, którzy ponosili klęskę, to dlaczego Vrieskas nie wyciągnął wniosków i tym razem nie posłał większej armii. Była to naturalna kolej rzeczy.
Nagle brutalna prawda uderzyła w niego ze zdwojoną mocą. Prawdopodobnie Vrieskas w ogóle nie wiedział o tym, że on został tu wysłany. To Paragas odpowiadał za pomniejsze misje, gdy tyran był zbyt zajęty innymi sprawami. Został tu wysłany, bo generał chciał się go pozbyć. I właśnie mu się to udało.
– Nie stoję po tej samej stronie co Vrieskas! Też chcę go pokonać – rozpaczliwie chwycił się ostatniej deski ratunku. Jeżeli to by nie pomogło, to nic nie byłoby w stanie. Zginie na miejscu.
Zapadła chwila ciszy. Książę słyszał jedynie delikatny szum koron drzew i swój przyspieszony oddech. Starał się zachować spokój, jednak nie potrafił. Było to silniejsze od niego. Szczególnie po tym, czego się dowiedział.
– Co masz na myśli, obcy? – odezwał się przywódca. – Wylądowałeś tutaj pod sztandarem okrutnika. Mam uwierzyć ci na słowo, że jest inaczej? Równie dobrze może to być kolejna sztuczka.
– Mój lud jest w niewoli od tysiącleci, powoli wymieramy, musimy krzyżować się z innymi rasami, aby przetrwać. Niedługo zabraknie rdzennych mieszkańców mojej planety. Nie chcę do tego dopuścić, nie chcę, aby spotkało to inne rasy, dlatego staram się zawrzeć sojusze z mieszkańcami planet, na które jestem wysyłany. Proponuję im układ, który pomoże im przetrwać – zakończył Ladvarian, mając nadzieję, że to przekona ich, aby mu uwierzyli i co najważniejsze nie zabijali.
– Potrafimy radzić sobie sami – te słowa były dla Ladvariana niczym wyrok śmierci, już chciał zaprotestować, gdy odezwała się jakaś kobieta.
– Daj mu chociaż powiedzieć, nie ty sam decydujesz. Słucham, obcy. Jaka jest twoja propozycja?
Książę odetchnął z ulgą, po czym zaczął mówić:
– Przybyliśmy tu z zamiarem podbicia planety. Jednakże Vrieskas nie chce, aby cały lud został zniszczony, jedynie ci, którzy sprzeciwiają się przejęciu przez niego władzy nad Berkayu. To ich mieliśmy zlikwidować, a także najpotężniejszych wojowników, którzy w przyszłości mogliby sprawiać problemy oraz tych, którzy stanęliby na naszej drodze. W ostateczności pewnie nie pozostałoby u was wielu dobrych ludzi. Jestem dowódcą, mogę skłamać i powiedzieć głównemu generałowi, że planeta została podbita i należycie oczyszczona, podczas gdy wy ukryjecie się wśród normalnego ludu i zachowacie życie.
– Co nam to da, obcy? – prychnął pogardliwie przywódca. – To błędne koło, będziemy niewolnikami, tyle że z własnej woli. Nie słuchałeś nas czy po prostu jesteś głupi? Nie poddamy się.
– Nie to miałem na myśli – przerwał mu poirytowany Ladvarian. – Jestem w stanie pokonać Vrieskasa.
~ * ~
Dziś Mikołajki (i pierwszy śnieg zawitał za oknem), więc postanowiłam dodać rozdział jeden dzień wcześniej.
A przed nami długi cykl rozdziałów o Ladvarianie i Falonarze. Ten to na razie taki wstęp, ale nie chciałam dodawać czternastostronowego, więc podzieliłam.

28 komentarzy:

  1. Ojej. "Jestem w stanie pokonać Vrieskasa"? Mam nadzieję, ze książe nie rzucał słów na wiatr i pokona tę bestiwe. Wiem, że chodziło mu o to, że to on jest wybrany, tak? By uratować świat przed Vrieskasem. No, nie powiem Landvarian umie negocować. Coraz bardziej go lubię i cieszę się, ze bęzie z nim więcej rozdziałów :) Pewnie musiał się bardzo przestraszyć, ale i zażenować, że musi paść na kolana. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ladvarian od zawsze twierdził, że to on jest powołany do zwycięstwa i mniej więcej o to mu chodziło. A czy naprawdę tak jest, wyjdzie na jaw w finale ;)

      Usuń
  2. Landvarian strasznie kojarzy mi się z Altair'em. Nie wiem dlaczego. Ale nie ważne. Fajne opisy, a najbardziej podobała mi się scena w której główny bohater został otoczony. Ciemność, cisza i nieznany wróg. Aż czułam jak obmyśla następny swój krok. Fajnie. Dzięki za informację o nowym rozdziale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Właściwie to nie wiem, kim jest Altair, nawet nie mam pojęcia, z kim go powiązać.

      Usuń
  3. Z jednej strony cieszę się, że wracamy do księcia, ale z drugiej, będę tęsknić za Kaelasem :(
    W tym rozdziale najbardziej zaintrygowały mnie dwie rzeczy: tajemnicza Keres i tubylcy z Berkayu.
    Co do tej pierwszej, to zupełnie nie wiem, co o niej myśleć. Na pewno nie została przydzielona im bez powodu, ale mam takie przeczucie, żeby nie sugerować się pozorami. Myślę, że skrywa jakiś ciekawy sekret i sporo namiesza w historii.
    A odnośnie mieszkańców planety, to strasznie mnie ciekawi, jak wyglądają (tak ciemno, że ich nie widać, ech!) i co zrobią z księciem. Domyślam się, że nie zabiją, ale pamiętam, że wspominałaś o czymś nieprzyjemnym, co go czeka. Nie będę nawet zgadywać, o co by mogło chodzić, bo nie trafię xD Dość odważne hasło im wygłosił, a mam wrażenie, że na razie to tylko słowa i porywa się z motyką na słońce. Chyba, że ma coś przygotowanego w zanadrzu, o czym nie wiem :> Hmm.. ciekawe ile ma już tych sprzymierzonych planet, może tu widzi swoją szansę? Ale czy to wystarczy na tyrana?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Kaelasa powrót w lutym, o ile nas koniec świata nie zaskoczy po drodze ;)
      Co do Keres, to nie był to całkiem przypadkowy wybór, ale sama jej postać jest dość epizodyczna, chociaż swój wyraźny ślad zostawi, ale szczegółów nie zdradzę.
      Po raz pierwszy mieszkańcy Berkayu będą opisani w 37, nawet sporo o ich historii się później rozpisałam, bo się wciągnęłam.

      Usuń
  4. Cieszę się,że znów wróciliśmy dopozostałej dwójki... nie potrafię się zdecydować, któtrych losy wolę.najchetniej to już bym przeczytała,jak się spotykają na którejś z planet... Jestem ciekawa,czy ci tajemniczy ubylcy ty pomogą jakoś Ladvarianowi... ja tam myśle że oni są drzewami. ENTY:Pluę Enty, przynajmniej te z Władcy Pierścieni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czasem nie mogę się zdecydować, zależy od tego, o kim aktualnie piszę ;)
      Miałam taką wizję, aby zrobić z nich coś na wzór entów, ale ostatecznie zrezygnowałam i zadowoliłam się trochę inną wersją.

      Usuń
  5. Widzę, że powrót do Ladvariana ;). Ciekawe, co szykujesz dla tej dwójki i czy ten rozdział był tym, o którym kiedyś wspominałaś, że to się może fankom tej pary nie spodobać? No, ale według mnie było dobrze, choć nieco się zdziwiłam, że dali się tak łatwo podejść... Aczkolwiek ciekawa jestem, czy owy lud przyjmie układ, aczkolwiek wydają się być dość dumni i nieufnie nastawieni do przybyszów.
    Ta kobieta, która im towarzyszy, Keres, też wydaje się być dość podejrzana. Niby zachowuje się tak, że właściwie jej w rozdziale nie było widać, to jednak budzi moją podejrzliwość i jak widać, Ladvariana też. Ciekawa jestem, jaką odegra rolę.
    Czekam oczywiście na nowy rozdział i jak zwykle pochwalę twoje bardzo ładne opisy. Zawsze fajnie się je czyta i bardzo szybko mi poszło z czytaniem tego rozdziału ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to nie był ten. To coś ma się wydarzyć w następnym.
      Ladvarian chciał się z nimi spotkać, jednak nie spodziewał się, że zdołają go zaskoczyć. W jego głowie ta scena wyglądała zupełnie inaczej.
      Keres odegra jedynie rolę epizodyczną. Ale coś tam w życiu bohaterów namiesza.

      Usuń
  6. la, la, la a ja mam Eduardo.

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda, że na trochę musimy pożegnać się z uroczą trójką, ale przygody księcia również są bardzo ciekawe.
    Najbardziej zaintrygowała mnie nowa towarzyszka tej dwójki - Keres i mieszkańcy Berkayu.
    Szkoda, że na planecie było ciemno i Landvarianowi nie udało się nic zobaczyć. Ciekawi mnie wygląd tych ludzi oraz to jak zachowają się w stosunku do księcia. Musiałaś kończyć w tak ciekawym momencie? Nieładnie ;)
    Landvarian wielką mowę im wygłosił, ale czy rzeczywiście uda się mu pokonać Vrieskasa? Jedno trzeba przyznać - pewności siebie to mu nie brakuje ;)
    A i jeszcze słowem o Keres... Ciekawe dlaczego ją do nich przydzielono oraz jaka będzie jej rola w tym wszystkim.
    Widzę, że nie szczędzisz nam zagadek.
    W każdym razie czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po raz pierwszy mieszkańcy Berkayu będą opisani w 37, nawet sporo o ich historii, strukturze społeczeństwa i wierzeniach się później rozpisałam, bo się wciągnęłam.
      Aż tak ciekawy był ten moment zakończenia? Wybierałam na chybił trafił mniej więcej w połowie łączonego 35 i 36. Bardziej nieładnie będzie pod koniec następnego.
      Sprawa z Vrieskasem stoi jeszcze po dużym znakiem zapytania (dla czytelników, bo ja już wiem). I na wszelkie wyjaśnienia przyjdzie czas dużo później.

      Usuń
  8. Uwaga, uwaga, wracam do blogowego życia! Przepraszam cię strasznie za tak wielkie opóźnienie, ale brak czasu i komputera nie są najlepszym połączeniem. W każdym razie wróciłam i zabieram się za nadrabianie zaległości.
    Cieszę się, że rozdziały o Księciu powróciły. Strasznie go lubię, po tym rozdziale chyba nawet bardziej. Mam ogromną nadzieję, że ta mowa, która notabene uratowała mu życie, to nie tylko czcze gadanie i naprawdę uda mu się coś zmienić. Brakowało mi Falonara i jego małomównej obecności, ale nie można mieć wszystkiego. Oby tylko były go dużo w następnym rozdziale, dobrze ci radzę! :D
    Keres, Keres... Ciekawi mnie, nie powiem. Nie mam pojęcia, dlaczego to właśnie ona ma im towarzyszyć, kim jest i po czyjej stronie stoi. Ale czuję, że jeszcze namiesza. Nie mniej jednak mam ogromną ochotę czegoś się o niej dowiedzieć, bo szczerze powiedziawszy z miejsca polubiłam ją bardziej niż drugą kobiecą postać w tym opowiadaniu - Kendappę. Może to przez te zielone oczy, ukrywanie się za maską i niepozorność? ^^
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ladvarian wierzy, że to, co mówi okaże się prawdą i naprawdę będzie w stanie wszystko zmienić i naprawić. Jak będzie w rzeczywistości? Okaże się w okolicach finału (już mam w głowie taką świetną sceną, którą mam nadzieje uda mi się opisać).
      W następnym Falonara jest więcej niż tu, ale nie powiedziałabym, że wiele, natomiast rozdziały 37-39 są z jego perspektywy, więc to chyba trochę wyrównuje te braki, prawda ;)
      A Keres, hmm... może lepiej na razie nic nie będę o niej mówić, bo znając mój za długi język powiem za dużo.

      Usuń
  9. Zastanawiam się nad decyzją mieszkańców, skoro pisałaś, że już bodajże w następnym rozdziale coś niemiłego spotka księcia. Swoją drogą to dziwne, że dał się podejść, ale może ta cała sytuacja z przybyciem na tą planetę i towarzystwo Keres nieco wytrąciły go z równowagi. Ta kobieta jest jakaś dziwna, tu się z nimi zgadzam. Wydaje mi się, że będzie mogła nieco namieszać, tylko zastanawiam się jak duża ta jej rola tu będzie. Zaintrygowały mnie też ostatnie słowa Ladvariana i jego przekonanie o tym, że może pokonać tyrana. Pozostaje mi tylko czekać.
    Życzę weny, dużo śniegu( o ile za nim przepadasz) oraz pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Prawdę powiedziawszy, to nie spodziewał się, że tubylcy będą poruszać się niemal bezszelestnie, a na dodatek ciemności nie będą stanowić dla nich żadnej trudności. Wydawało mu się, że od początku będzie nad nimi górą, a tu nie wyszło.
      A Keres swoją rolę odegra, ale na razie o tym milczę.
      Te minimalne opady śniegu na razie mogą pozostać. Po 21 może spaść więcej, bo już w domku będę, ale bez przesady ;)

      Usuń
  10. Jestem:) Po pierwszych zaliczeniach, gdzie już dwie piątki są w indeksie, wreszcie u Ciebie jestem^^

    Bardzo ciekawy rozdział:) Oczywiście najbardziej podobały mi się opisy planety Berkayu:) Wyobrażałam sobie to miejsce i pewnie Ladvarian i jego towarzysze czuli się jak jakieś mrówki będąc w otoczeniu tak grubych i wysokich drzew. Podziwiam Ladvariana, że odważył się wejść w te gęstwiny zupełnie sam. Widać, że ludność już była przygotowana na atak i jestem ciekawa, czy pójdą na układ, jaki im zaproponował książę.
    Keres... zastanawia mnie ta wojowniczka z Laev. Opisana jest jakby była złym ninja. Nawet nie wiem, czy łatwo z nią pójdzie czy nie, lecz myślę, że tak łatwo zabić się nie da.
    Czekam już na next:)
    Całuję mocno:**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratulację ^ ^

      Dziękuję :)
      Ladvarian to już taki typ, który nie boi się niczego, gdy ma do załatwienia coś, co według niego zalicza się do priorytetowych kwestii.
      Bo ona właśnie miała być takim ninja, o którym swego czasu mówił Kaelas w którymś z początkowych rozdziałów. A więcej o jej dalszych losach w dwóch następnych postach.

      Usuń
  11. Nareszcie coś o Ladvarianie :** Odważny jest, ale ta samotna wyprawa w głąb planety była bardzo ryzykowna. Przecież ten lud mógł go nawet nie chcieć wysłuchać i zabić od razu. Miał szczęście, że zgodzili się, aby powiedział to, co miał do powiedzenia. Ale zaraz, zaraz... on blefuje czy na serio twierdzi, że może pokonać Vrieskasa? Przecież nie ma stu procentowej pewności, że jest Wybrańcem. A może ma? W każdym bądź razie oby miał rację. Lepiej, żeby to on był Wybrańcem niż Kaelas. I dlaczego skończyłaś w takim momencie? Jestem strasznie ciekawa, jak zareagują mieszkańcy tej planety. Może pójdą na układ. A jeśli nie, to co zrobią? Mają przewagę liczebną, więc sytuacja Ladvariana jest ciężka. Chociaż wydaje mi się, że takiej okazji nie przepuszczą i go wysłuchają do końca. Jeśli mu uwierzą... Na pewno zależy im na tym, aby w końcu raz na zawsze pozbyć się Vrieskasa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ladvarian to już taki typ, który nie boi się niczego, gdy ma do załatwienia coś, co według niego zalicza się do priorytetowych kwestii. I w głowie mu się nie mieściło, że tamci mogą go tak podejść i postawić w naprawdę kiepskiej sytuacji.
      Ladvarian wierzy, że to, co mówi okaże się prawdą (i że to on jest wybrańcem) i naprawdę będzie w stanie pokonać Vrieskasa. Jak będzie w rzeczywistości? Okaże się w okolicach finału (już mam w głowie taką świetną sceną, którą mam nadzieje uda mi się opisać).

      Usuń
  12. Chyba lepiej Ci się pisze o Kaleasie, co nie? :) Trochę to można odczuć w tym rozdziale.
    Ciekawe, czy mieszkąńcy planety przystaną na propozycję Ladvariana. Są dość sceptyczni i mają zresztąrację, bo też bym nie ufała od początku komuś, kogo utożsamia się z oprawcą.
    A ta kobieta, która z nim jest jest jakaś podejrzana. Te zielone oczy mnie z lekka przerażają.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nich obu dobrze mi się piszę, jednak nie lubię tych rozdziałów, gdy gdzieś lądują i przychodzi do opisu planety i rozpoczęcia całej akcji danego fragmentu.
      Kto by ufał komuś, kto równie dobrze może kłamać i mieć jakieś inne ukryte intencje. Na ten temat już nic więcej nie mówię, bo zaraz bym jeszcze zaczęła spoilerami sypać.

      Usuń
  13. Wejście w głębię lasu samotnie było zbyt lekkomyślne. A do opisania Paragasa użyłabym jednego słowa, ale nie będę tu używać wulgaryzmów.
    A co do Keres mam dziwne wrażenie, że jednak będzie po stornie Ladvariana. Te jej zielone oczy są dosyć przerażające, co powoduję, że nie można jej zaufać. Kiedy pisałaś o wojownikach z jej planety przed oczami miałam ninja.
    Dziwne, że Falonar za nim nie poszedł. A może jednak?
    I muszę przyznać, że Berkayu musi być piękną planetą. Może te wielkie drzewa są trochę przytłaczające, ale jednak to wszystko musiało być piękne.
    Weny życzę!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ladvarian nie spodziewał się, że tubylcy otoczą go i niemal zabiją, nie dając dojść do słowa. W jego głowie wyglądało to zupełnie inaczej. Zresztą dopiero w kolejnym rozdziale wydadzą wyrok.
      O Keres nic na razie nie mówię, w kolejnym rozdziale wszystko wyjdzie na jaw. Ale jej wygląd rzeczywiście wzorowany był na ninja, o których kiedyś wspominał Kaelas ;)
      Falonar tym razem został na miejscu (chociaż mu się to szczególnie nie podobało), aby pilnować Keres.

      Usuń
  14. Witam! Bardzo ciekawa tematyka. Szczerze mówiąc pierwszy raz czytam takiego właśnie bloga. Co prawda dopiero zaczęłam, ale jestem pewna, że będę tu częstym gościem. Może mogłabyś mnie informować o nowych notkach? A może miałabyś ochotę wpaść i ocenić moje notki?

    OdpowiedzUsuń
  15. Jesteś genialna, naprawdę! Skąd bierzesz pomysły na te wszystkie planety? Każda z nich jest inna, wszystkie rasy są tak różnorodne. Rozdział oczywiście świetny. Zaczynam lubić notki o Ladvarianie, a dotychczas wolałamo raczej te kaelasowe. Ta Keres jest podejrzana jakaś... Zastanawia mnie kim naprawdę są mieszkańcy Berkayu. Te drzewa kojarzą mi się troszkę z tolkienowskimi entami. P.S. Jak zwykle komentuję z opóźnieniem. Czas nadrabiać. Przepraszam. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń