piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział 36: Ofiara


Przenikało go chłodne, bezwzględne poczucie zmierzania do jasno określonego celu, które zawsze poprzedzało mord.
Joanne Kathleen Rowling – Harry Potter i Insygnia Śmierci
Po tych słowach zapanowało ogromne poruszenie w szeregach tubylców. Ciche szepty rozchodziły się po lesie, jednak książę nie potrafił rozróżnić słów. Miał wrażenie, że wszystko to szum liści poruszanych wiatrem.
– Czy dobrze cię zrozumieliśmy, obcy? Czy wiesz, na co się piszesz? – zabrała głos kobieta.
– Tak, wiem. Wszystko dokładnie przemyślałem i jestem w trakcie realizowania tego planu. Wasza niewola nie będzie trwać długo. Gdy usłyszycie o śmierci tyrana, będziecie mogli zrzucić łańcuchy i powrócić do dawnego życia – mówił z pasją, w głębi serca wierząc w słuszność tych słów.
Już nic nie mogło stanąć mu na przeszkodzie. Jeżeli ich dowódca nie sprawował władzy absolutnej, miał pewność, że zachowa życie. Mieszkańcy przemyślą złożoną im propozycję i zgodzą się na nią. Miał ich w garści. Teraz tylko przedyskutują to między sobą odpowiednio długą chwilę, ale odpowiedź będzie zgodna z jego oczekiwaniami.
– Jesteśmy w stanie zgodzić się na twoją propozycję, obcy, ale pod jednym warunkiem. – Bez trudu wychwycił niechęć w głosie mężczyzny, jednak decyzja już zapadła. Pewnie nie miał już żadnego wpływu na jej zmianę.
– Jakim? – zapytał Lavarian, uśmiechając się pod nosem. Wygrał, to było najważniejsze.
– Musisz dostarczyć nam ofiarę, którą złożymy ku czci kosmosu. Niszczyciela i złego człowieka, który nie cofnie się przed niczym. Wtedy uznamy nasz sojusz za zawarty.
– Nie ma problemu, możecie wziąć kobietę, nie jest mi już do niczego potrzebna – powiedział.
Nie mógł uwierzyć, że wszystko potoczyło się tak łatwo. Nie dość, że osiągnął to, co chciał, to jeszcze sposób pozbycia się Keres pojawił się sam. Nie musiał nawet kiwnąć palcem w tej sprawie.
– Nie o niej mówię, a o mężczyźnie, który ci towarzyszy – sprostował przywódca.
– Falonar?! Nie ma mowy, on jest ze mną. Nic złego nie zrobił!
– Zbezcześcił nasze najstarsze drzewo, zasługuje na śmierć! To bluźnierstwo! – zawołała jakaś młoda, sądząc po głosie, kobieta, w jego ślad dołączyli inni, jednak książę ledwo był w stanie zrozumieć słowa. Wiedział, że pełne były groźby i wściekłości.
Zastanawiał się, co takiego zrobił Falonar. Wylądowali tu zaledwie kilka godzin temu. Mało prawdopodobne, aby to coś, cokolwiek zrobił, wynikało z czystej premedytacji i złośliwości wymierzonej w stronę tubylców. Musiał to być wypadek, coś, z czego nie zdawał sobie nawet sprawy. Nie zmieniało to faktu, że miał ochotę zdrowo trzepnąć go w łeb za to, co zrobił. Mógłby bardziej uważać.
– Co takiego uczynił i jak mogę odpokutować jego błąd? – zapytał Ladvarian, siląc się na uprzejmość, bo całe to zajście zaczynało go denerwować. Był w stanie dostarczyć tubylcom ofiarę, a oni narzekali i wybrzydzali.
– Z pełną premedytacją naszczał na jedno z najstarszych i najwspanialszych drzew – rozległ się gruby głos. – To obelga skierowana w naszą stronę. Zniewaga, która wymaga krwi.
Po tych słowach Ladvarian miał ochotę wybuchnąć śmiechem, z trudem się powstrzymał. Jednak uśmiech na twarzy pozostał.
– To nie była obelga – próbował usprawiedliwić przyjaciela. – Nie wiedzieliśmy o tym, że to drzewo ma dla was szczególne znaczenie. Mogę poręczyć za mojego towarzysza. Weźcie kobietę, a my odlecimy stąd i już nigdy o nim nie usłyszycie, jego stopa nie postanie na waszej ziemi.
– Nie wiem, jak jest na twojej planecie, obcy, ale u nas karę musi ponieść ten, który dokonał przewinienia – powiedział przywódca, a pozostałe szepty umilkły w jednej chwili.
– W takim razie będziecie musieli zabić także mnie. Nie wrócę do obozu ze świadomością, że skazałem na śmierć mojego towarzysza – rzekł Ladvarian. W głębi ducha wiedział, iż było to prawdą. Nie mógłby znieść myśli, że przyczynił się do zabicia Falonara.
– Ten mężczyzna musi ci być niezwykle bliski.
– Jest moim przyjacielem, traktuję go jak brata, którego nigdy nie miałem. Nie skażę go na śmierć z waszych rąk, nawet jeżeli zależy od tego moje życie.
– Słowa godne podziwu, Landarczyku - odezwał się gruby, pozbawiony wszelkiej uprzejmości głos, który nie należał do żadnego z tubylców.
Ladvarian zdziwił się, że owy mężczyzna wiedział, do jakiej rasy należał. Kim on był? Co tutaj w ogóle robił, szczególnie, że Berkayu była niedostępna dla innych? Tubylcy nie życzyli sobie gości na swojej planecie. Tak przynajmniej dowiedział się z informacji dostarczonych mu przez Lothora. Czyżby i w tej sprawie wiedza Vrieskasa była błędna?
– Mistrzu, chyba nie zamierzasz? – zapytał z trwogą przywódca.
– Owszem, zamierzam. Wypuścicie go, przyjmiecie ofiarę złożoną z tej kobiety.
– Ale tamten mężczyzna…
– Zamilcz, Tamaryszku. Popełnił błąd, bo nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie zabijecie kogoś, kto nie był w pełni świadom swoich czynów. Kaio nie życzyłby sobie tego. Odejdź, Landarczyku, przyprowadź do nas tę kobietę, a umowa zostanie zawarta. Gdy ofiara zostanie złożona, będziecie mogli stąd odlecieć i udać się we własną drogę, ku swemu przeznaczeniu.
– Kim jesteś? – zapytał Ladvarian, nie mogąc się powstrzymać. – Nie możesz być mieszkańcem Berkayu. Czuję od ciebie zbyt wielką siłę i potęgę.
– Na pytania przyjdzie czas później. Spiesz się, bo świt już bliski. Naparstnica odprowadzi cię do obozu bezpieczną drogą. Uważaj na siebie, Landarczyku.
Ladvarian wiedział, że mężczyzna się oddalił, jednak nie usłyszał żadnego towarzyszącemu temu dźwięku, jakby lewitował nad ziemią.
Po chwili dostrzegł światło latarki i niewyraźny zarys kobiecej sylwetki.
– Chodź za mną, Landarczyku. Nie obawiaj się lasu, gdy jesteś ze mną, nic ci nie grozi.
Ladvarian miał wrażenie, że droga powrotna zajęła mu znacznie mniej czasu, jakby drzewa same schodziły mu z drogi, by ułatwić przejście. Już po chwili zobaczył zarys sylwetki Falonara siedzącego na jednym z wystających z ziemi konarów. Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
Nagle zorientował się, że został sam. Towarzysząca mu kobieta jakby w jednej chwili zniknęła bez śladu i, co zaskoczyło go najbardziej, bezszelestnie. A może miał już tak zmęczony umysł, że nie zarejestrował tego dźwięku? Adrenalina zniknęła, czuł się bezpieczny, więc nic dziwnego, że na chwilę stracił czujność. Jednak wiedział, że nie powinien do tego dopuścić, nie gdy żyła Keres.
Podszedł do Falonara i usiadł obok niego, rozciągając obolałe od długiego klęczenia nogi. Nie zdziwiło go, że przyjaciel nadal czuwał, czekając na jego powrót.
– Powinieneś się zdrzemnąć, książę – powiedział, nie spoglądając na niego.
– Ty też – skwitował, ciesząc się jego towarzystwem. Nie potrafił sobie wyobrazić, co stałoby się, gdyby tajemniczy mężczyzna nie zainterweniował i tubylcy zabiliby go. Straciłby część siebie. – Następnym razem uważaj na drzewa, traktują je niemal jak świętość – dodał, wstając i klepiąc go po ramieniu.
– Nie rozumiem, książę.
– Może innym razem, gdy stąd odlecimy.
Uśmiechając się pod nosem, udał się w stronę swojego posłania, by zdrzemnąć się chociażby przez dwie godzinki. Gdy Falonar czuwał, nic złego stać się mu nie mogło. Tylko przy nim czuł się bezpiecznie, gdy wokół otaczali go ludzie Vrieskasa.
~ * ~
Tajemniczemu mężczyźnie łatwo było powiedzieć, że ma ich przyprowadzić. Za dnia, gdy promienie słońca przedostawały się przez rozłożyste korony drzew, wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż w całkowitych ciemnościach nocy. Teraz bez trudu widział ogromne pnie rosnące blisko siebie. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że mimo iż na pierwszy rzut oka wyglądały niemal identycznie, to po dłużej obserwacji tak diametralnie się od siebie różniły. Nawet ich barwa, na pozór brązowa, zdawała się mieć różne odcienie. Każdy inny, każdy wyjątkowy.
Dopiero w tym świetle mógł bliżej przyjrzeć się ogromnym koronom. Gałęzie rozpościerały się na duże odległości ozdobione przez zielone, złote lub szkarłatne liście o najróżniejszych kształtach i rozmiarach. Czasem nawet te na jednym drzewie różniły się od siebie diametralnie.
Jednak nie tylko drzewa wzbudzały uwagę wędrowców. Także pozostałe rośliny znacznie różniły się wyglądem od tych, które widział w swoim życiu Ladvarian. Wiedział, że Evolet by się tu spodobało, tak bardzo kochała wszelkie rośliny, których pozbawione było Yaskas. Musiała je importować z innych planet i sadzić w ogrodzie. A tam nie zawsze wszystko chciało się przyjąć.
Gdzieniegdzie rosły te, które najbardziej zainteresowały Ladvariana. Ich łodygi przypominały te od zwyczajnych kwiatów, jednak sama roślina musiała mieć grubo ponad sześć metrów. Po zerknięciu w górę zauważył cztery jasnofioletowe płatki naznaczone pajęczyną żyłek.
Ladvarian nie mógł się powstrzymać i delikatnie musnął palcami zieloną łodygę. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy to, co stało się potem. Gdy tylko poczuł lekkie wibrowanie, odskoczył jak oparzony, jednak Falonar, który stał zaraz przy nim, nie miał tyle szczęścia.
Ku ich ogromnemu zdziwieniu roślina wydostała się z ziemi, wyrywając z niej swoje korzenie i obsypując wszystkich ziemią. Ladvarian zdołał odskoczyć na czas, ale Falonar nie spodziewał się niczego, przez co dostał w twarz od korzeni i zatoczył się na ziemię, cudem unikając wylądowania w dole zostawionym przez roślinę.
Tamta zaczęła wzbijać się w powietrze. Cztery płatki obracały się niczym śmigła, stając się jedną tarczą i unosiły roślinę ponad korony wielkich drzew. Ladvarian szybko oderwał wzrok od tego zjawiska i pospieszył w stronę Falonara, który już stawał na własnych nogach.
– Nic mi nie jest – powiedział, ocierając krwawiący nos. Nie mógł powstrzymać karcącego spojrzenia skierowanego na Ladvariana, który starał się go nie dostrzegać.
– Myślałam, że masz więcej rozumu, dowódco, ale chyba opowieści o tobie niewiele mają wspólnego z rzeczywistością – odezwała się Keres. – Tubylcy zorientują się, że ktoś się do nich zbliża.
Odwróciła się, by ruszyć w dalszą drogę, lecz stanęła w półkroku i zaczęła nasłuchiwać. Ladvarian też wytężył słuch, lecz, pomimo szumu wiatru i oddalającego się warkotu latającej rośliny, jego uszu nie dobiegł żaden inny dźwięk. Zastanawiał się, czy zmysł Keres jest na tyle rozwinięty, by zarejestrować niemal bezszelestne kroki tubylców.
Po chwili błyskawicznie wyjęła zza pasa maleńki nożyk i rzuciła go między drzewa. Wszyscy usłyszeli cichy jęk kobiety. Ladvarian nie miał wątpliwości, zbliżali się do nich, a najgorsze było to, że Keres zdawała się mieć nad nimi przewagę. Teraz wiedział, że Paragas nie był głupi, gdy wysyłał właśnie ją. Musiała być genialnym przedstawicielem swojej rasy, bo nie słyszał, aby inny wojownik osiągnął tak wysoki poziom.
Nagle spomiędzy drzew wyłoniła się strzała. Kobieta zdołała wykonać natychmiastowy unik.
– Na co czekacie? – warknęła w stronę mężczyzn.
Kolejna strzała musnęła ją zaledwie o milimetr. W ciągu kilku sekund zaczęło pojawiać się ich znacznie więcej, przez co coraz trudniejszym zadaniem było unikanie ich. Keres dawała sobie z tym radę. Rzuciła kolejne dwa nożyki między drzewa.
Ladvarian wiedział, że nie ma na co dłużej czekać. Jeżeli nie zareaguje, kobieta mogłaby bronić się znacznie dłużej, przy okazji zabijając więcej tubylców. Nie miał wątpliwości, że każdy nożyk bezbłędnie trafił w cel, zabijając lub raniąc przeciwnika.
W trzech krokach znalazł się przy Keres, wymierzając jej mocny cios pięścią w klatkę piersiową. Skoro tubylcy chcieli złożyć z niej ofiarę, nie mógł dobyć miecza, bo pozostałby po niej jedynie trup. Kobieta zrobiła krok do tyłu, z trudem łapiąc oddech.
W jej ochach widział zrozumienie i pogardę. Żadnego zaskoczenia czy szoku. Zyskał pewność, że Paragas wysłał ją tu, by szpiegowała dla niego, by zorientowała się, czy Ladvarian rzeczywiście cały czas działał przeciwko Vrieskasowi. Zastanawiał się, czy nie otrzymała też rozkazu zabicia jego i Falonara, gdyby okazało się to prawdą.
Nie mógł powstrzymać triumfującej myśli, że znów przechytrzył głównego generała, że po raz kolejny to on był górą. Zwyciężył w następnej drobnej bitwie i z każdym krokiem zbliżał się do walki z tyranem. Do starcia, które miało zadecydować nie tylko o losie Landare, ale także całego wszechświata. Wszystkich, którzy doświadczyli jego krwawych rządów.
Zorientował się, że jedynie pojedyncze strzały wyłaniały się zza drzew. Zapewne tubylcy nie chcieli zabić przez nieuwagę także jego i strzelali tylko wtedy, gdy mieli pewność, że nie znajdzie się na celowniku.
Keres wyjątkowo szybko odzyskała oddech i ruszyła do ataku. Ladvarian starał się blokować jej błyskawiczne ciosy, jednak zdziwił się, że sprawiało mu to tak wielką trudność. I nie chodziło tu o jej szybkość, a o wzrost. Przywykł do walki z większymi, znacznie lepiej zbudowanymi przeciwnikami. Musiał to zrobić, by przy swojej posturze zajść tak daleko. A teraz role się odwróciły i nie potrafił obeznać się w nowej sytuacji. Czasem dopiero w ostatniej chwili udawało mu się zrobić blok, by obronić się przed ciosem.
Dokładnie analizował każdy ruch przeciwnika i korzystał z każdej okazji, która się nadarzyła, by zwalić ją z nóg. Wiedział, że kiedyś będzie musiała się zmęczyć, że nie może wiecznie odskakiwać. Jednak pojedynek zdawał się trwać i trwać, jakby nie miał się zakończyć tak szybko.
Pchnął Keres na drzewo. Kobieta nie zdołała odpowiednio zamortyzować ciosu i porządnie uderzyła głową w korę. Ladvarian sądził, że to zakończyło sprawę, jednak ona jakby nie czuła bólu, już stawała w pozycji obronnej.
Starał się oddychać normalnie, lecz duży wysiłek zmusił serce do szybszej pracy. Krople potu spływały mu po skroni i karku. Czuł zmęczenie w mięśniach. Od dawna porządnie nie odpoczywał i to wszystko kumulowało się w jego ciele. Miał tyle na głowie i teraz odbijało się to na nim w najmniej odpowiednim momencie.
Kątem oka dostrzegł stojącego nieopodal Falonara. Wiedział, że gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli, natychmiast pospieszyłby mu z pomocą. Zdziwił się, bo za przyjacielem znajdował się ktoś jeszcze. Stary mężczyzna stał z założonymi rękami i obserwował pojedynek, który się rozgrywał. Na początku wydawało mu się, że to złudzenie spowodowane refleksami promieni słonecznych i zmęczeniem, jednak po mrugnięciu nie zniknął.
Czuł, że najwyższa pora skończyć tę walkę. Dłużej może nie dać rady tego ciągnąć. Jeden potężny cios powinien zakończyć sprawę, najwyżej połamie jej kości. Nie miał tyle sił, aby od razu ją zabić. Tubylcy chcieli ją żywą, nie powiedzieli, w jakim stanie. Poczekał na odpowiednią chwilę, gdy Keres znajdowała się w odległości, z której nie mogła zrobić uniku.
Ruszył do ataku. W ułamku sekundy znalazł się przy niej, w ruchu biorąc potężny zamach. I wtedy to się stało. Poczuł ostre ukłucie w prawym boku. Nagle cały świat zaczął wirować. Miał pewność, że ją uderzył, ale cała siła jakby wyparowała z niego w jednej chwili. W oddali słyszał czyjś krzyk, upadł na ziemię, zielona ściółka wydawała się taka chłodna w porównaniu z ogniem, który płonął w jego ciele. A może to ciało płonęło? Wszystko zdawało się dobiegać z tak daleka. Szepty, otaczające go szepty i coś jeszcze, ale nie potrafił tego zidentyfikować. Wtedy nastała ciemność. I nie było już nic, nawet bólu i ognia.

28 komentarzy:

  1. Pierwszy raz pomyślałam "o nieee, chcą zabić Falonara!", ale szybko kamień spadł mi z serca, bo oczywiście Ladvarian stanął w jego obronie :) Coś mu łatwo poszło, ale najwyraźniej władca tej planety to dość wrażliwy człowiek i uznał to za urocze. Swoją drogą ta ich relacja to chyba coś więcej niż przyjaźń. Nie żebym czegoś się dopatrywała, ale kiedyścoś mówiłaś, że różne pomysły ci chodzą po głowie... ;p w każdym razie miłość braterska na pewno. Ladvarian jest bliższy Falonarowi niż jego rodzony brat.
    I - szok! Ladvarian ranny? Czy to ta kobieta go załatwiła, zorientowała się, że chcą ją "sprzedać"?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uśmierciłabym Falonara, bo jeszcze serce by mi pękło z żalu. Już wcześniej było jasne, że Ladvarian jest dużo ważniejszy od Kaelasa, mimo że są najbliższą rodziną. A całą resztę powinien wyjaśnić kolejny rozdział.
      A ten facet to nie władca planety. Tam mają nieco inną strukturę władzy i w tej grupie najwyżej stał ten, który nie był przekonany do tego, by darować winę Falonarowi.
      Keres nie trudno było się zorientować, że Ladvarian stoi nie po tej stronie, bo książę sam natarł na nią i rozpoczął walkę. Może nie sądziła, że chcą ją "sprzedać", ale jako człowiek Paragasa swoje zadania miała.

      Usuń
  2. Piękne poświęcenie w imię przyjaźni. To nie mogło inaczej się potoczyć. Ladvarian postąpił właściwie, ale wszystko poszłoby na nic gdyby nie tajemniczy mężczyzna. Bardzo dobrze, że wszystko się tak skończyło. No i jeszcze ostatnia scena, ale żeś ją zakończyła... będę czekać z zaciekawieniem. Co dalej, co dalej? Oby nie stało się mu nic poważnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co dalej, to jeszcze trochę potrzymam w niepewności, bo się za bardzo rozpisałam go pomniejszych sprawach i wyszło jak wyszło.
      Tak, tajemniczy mężczyzna miał decydujące zdanie i jeszcze nie raz wykorzysta swój autorytet.

      Usuń
  3. Nie mogę uwierzyć, że tak szybko skończył się rozdział, w dodatku w takim momencie, ja chyba nie wytrzymam do kolejnego piątku :)
    Ale od początku. Kiedy nastąpił fragment o zabiciu Falonara przeraziłam się nie na żarty. Nawet miałam wrażenie, iż właśnie to będzie wątkiem całego rozdziału. Ale potem wyjaśnienia sprawiły, że nie mogłam powstrzymać śmiechu.
    I ten Mistrz... Podoba mi się jego wyrozumiałość i w sumie mam nadzieję, że nie była ona jakąś sztuczną przykrywką.
    A pomysł z drzewami bardzo ciekawy, mimo że miałam z początku trudności z wyobrażeniem sobie takiego zjawiska.
    No i pojedynek z Keres... Muszę przyznać, że nie lubię damsko-męskich walk, to chyba przez moją z leksza feministyczną duszę :) miałam wrażenie, że coś Ladvarianowi idzie wszystko zbyt pomyślnie (zazwyczaj w takich momentach nagle pojawiają sie możliwie najgorsze i najbardziej tragiczne sceny, więc wolałam być czujna), ale jednak zakończenie mnie zaskoczyło. Jestem ciekawa czy to Keres zraniła księcia, a może któraś ze strzał (niekoniecznie przypadkowo). Albo ów stary mężczyzna za Falonarem, którego obecnośc wzbudziła we mnie podejrzany niepokój.
    Mam tylko nadzieję, że nie przyszło Ci do głowy uśmiercenie Ladvariana w takim momencie :)
    Pozdrawiam serdecznie :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Postać Mistrza zostanie rozwinięta w kolejnych rozdziałach i myślę, że wtedy jego intencje i postępowanie będą jasne.
      Nawet tak nie myślałam o tym pojedynku. W głowie widziałam dwóch wojowników, u których płeć nie miała żadnego znaczenia. W kolejnym rozdziale cała ta scena zostanie tak pokrótce pokazana z perspektywy Falonara i wtedy wszystko będzie jasne.

      Usuń
  4. Nie wiedziałam, że tamci postawią taki warunek, no ale ładnie ze strony Ladvariana, że tak bronił Falonara. Widać, że przywiązanie tamtego nie jest takie jednostronne, obaj są dla siebie ważni. Nawiasem mówiąc, fragment z drzewem mnie rozwalił ;P.
    Może trochę nieładnie z jego strony, że tak sprzedał Keres, ale skoro ona miała obserwować jego poczynania i donosić, teraz ma pretekst, by się jej jakoś pozbyć i przy okazji dogadać się z miejscowym ludem.
    Jednak ona była sprytna, szybko przejrzała jego zamiary i zaciekle się broniła, i gdyby tak jej się udało, mogłaby z łatwością donieść, że Ladvarian ma swój własny plan.
    Jestem ciekawa, jak to się skończy i co się stałoksięciu? To dziwne, że pod koniec tak nagle zemdlał, może jednak kobieta go jakoś drasnęła, lub ma jakieś takie dziwne zdolności?
    W każdym razie, ja tam się cieszę, że tak dokładnie wszystko opisujesz, nawet jeśli przez to odwlekają się wydarzenia. Kocham opisy ^^. Im więcej, tym lepiej, bo one dobrze budują klimat historii ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Ladvariana sprawa jest prosta. Albo sam będzie zabijać, albo zostanie zabity (albo będzie grzecznie słuchać rozkazów, co już dawno odrzucił). Wybrał to pierwsze i dąży do zrealizowania celu.
      Całe to zajście będzie jeszcze przedstawione w przyszłym rozdziale z perspektywy Falonara. Głównie ta niejasna końcówka i to, co działo się dalej. Teraz dopiero do mnie dotarło, że nie napisałam wprost, co się stało.

      Usuń
  5. Kurczę, spodobało mi się postępowanie Ladvariana. Mimo iż oddał tę kobietę w ich ręce to wstawił się murem za Falonarem. Nie chciał by umarł i był gotów poświęcić za niego własne życie. Na początku myślałam, że Falonar i Ladvarian są raczej na relacji władca-poddany, czy coś tego typu, a teraz dostrzegłam, że są przyjaciółmi i łączy ich braterska więź. W sumie Kaelasa i RM19 także, tylko chyba oboje nie zdają sobie z tego sprawy, ale jestem pewna, że tak jest. Interesuje mnie ten cały mistrz. Mówisz, że będzie miał jeszcze większe znaczenie? Wydał mi się takim wszechwiedzącym człekiem, jakby wróżbitą ;D Jest bardzo wyrozumiały, mieszkańcy tej planety trochę przesadzali, ale wiem, że są różne kultury i cieszę się, że Mistrz wstawił się za Ladvarianem i Falonarem, bo mogłoby być nie przyjemnie. I ta dziewczyna!!! Ach, twarda i niebezpieczne z niej babka. Keres i Kendappa wydają mi się trochę podobne, ale tylko trochę. Bo obie mają tą siłę ^^ Kurczę, no rozczuliłam sie nad postawą Księcia <3 Myślę, że ten władca też ;) Mam nadzieję, że w razie wypadku Falonar będzie przy sowim przyjacielu. Kurczę, ale ja jestem głupia! W mojej głowie już się tworzą wizję parringu Landvarian/ Keres. Ale nie... To chyba niemożliwe, co? No z tobą to wszystko możliwe ;D Lubisz i umiesz zaskakiwać, więc wiesz. No,a le w takim razie co by było z Evolett? Aj, aj. Ja to już normalnie w swojej głowie jakieś wizje tworzę ^^ Wydaje mi się, że Falonar jest bliżej z Ladvarianem niż ze swoim bratem. Z czasem nawet zdarza mi się zapomnieć że są rodzeństwem ^^ Kurczę, teraz to chciałabym jeszcze zobaczyć konfrontacje Kaelasa i jego przyjaciół oraz księcia i Falonara :) Mam nadzieję, że to takiej dojdzie. Cha, cha, cha. Już nie mogę doczekać się, aż się dowiemy kto jest TYM wojownikiem, ale mam nadzieje, że koniec opowieści będzie za wiele, wiele lat ;) Pozdrawiam :* I przepraszam, że jakieś masło maślane wyszło, ale dziś kompletnie mój umysł się przegrzał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawało mi się, że w dwóch poprzednich cyklach o nich było już sprecyzowane, że są bliskimi przyjaciółmi. Relacja władca-sługa zawsze była i nadal będzie, chociaż może teraz już nie tak wyraźna. Ale i tak najlepsze zostawiam na wydarzenia przed finałem (chociaż zaleję się przy pisaniu łzami).
      Keres?! Jejku, na taki paring to ja bym w życiu nie wpadła, szczególnie, że książę ma Evolet i w chwili obecnej wszelkie skoki w bok mu nie w głowie.
      Opowiadanie będzie długie, ale chciałabym zamknąć się góra w dwóch latach, bo mam w głowie inne historie związane z tym światem. Ale tożsamość Legendarnego Wojownika pozostawiam na najdalszy koniec, jaki może być możliwy (o ile mi wyjdzie, co zwykle jest kwestią sporną).

      Usuń
  6. Boże, ile narobiłam sobie zaległości!
    Jestem wręcz pewna, że nie uda mi się tego wszystkie wyliczyć i chyba nawet nie będę próbowała. Znów wrócę do ogólników.
    Cholera czytam wszytko z zapartym tchem i nie jestem w stanie kontrolować tego, kiedy kończy mi się rozdział. A kiedy się kończy, to krzyczę, że za krótko :)
    Podobało mi się, jak Ladvariana bronił Falonara. Przynajmniej dobrze widać, że nie jest to relacja pan - sługa. I że faktycznie są dla siebie jak bracia. Coraz bardziej zaczynam ich lubić, chociaż moje zainteresowanie zawsze bardziej będzie się skłaniało ku trójeczce. W sumie nie wiem dlaczego, ale... tak jest. Może nie będę się nad tym rozwodzić.
    Musze jeszcze dodać, ze piszesz genialne opisy. Uwielbiam je! :)
    A... I genialny szablon. Bardzo, ale to bardzo mi się podoba. I te szarości jakoś tak mi tu pasują. W sumie nie wiem dlaczego. Mam tylko problem z kartami na górze. Urywają mi się w połowie i zastanawiam się czego to wina. znając życie jestem po prostu zbyt nieogarniętym człowiekiem i zwyczajnie nie wiedzę rzeczy oczywistych, ale trudno. No nic...
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Każdy ma swoje upodobania, a na myśl o kolejnych przygodach Kaelasa i spółki już zacieram rączki, bo na ten moment czekałam od zawsze.
      U mnie szablon wygląda dobrze i nie wariuje. Może to być wina przeglądarki lub karty graficznej. Blogspot ma takie fanaberie, że to nigdy nie wiadomo jak u innych wygląda to, co u siebie jest dobrze.

      Usuń
  7. "– Gościem, obserwatorem. To nie ma znaczenia. Zwą mnie Penyu." O jej, już nie mogę się doczekać 37! No i chyba wiem już, kim był tajemniczy Mistrz :D
    Ta planeta jest chyba najwspanialsza ze wszystkich, przynajmniej dla mnie, ześwirowanej na punkcie wszelkiej roślinności. Z Tamaryszka i zbezczeszczenia drzewa śmiałam się jak głupia xd I jeszcze książę zirytował kwiatka i biedak strzelił focha i odleciał.
    Ach, Landvarian jak zawsze okazał się odpowiedzialny i lojalny. Nigdy by nie wystawił Falonara, a on księcia ;) Chociaż sporo się przeliczył z Kares. Zadziwia mnie ta kobieta. Zupełnie nie wiadomo, czego się po niej spodziewać. Zastanawiam się, co zrobiła księciu i czy to było to, co wcześniej pisałaś, że nam się nie spodoba? Żeby uratować mu życie, tubylcy zamienią go w landarvianowe drzewo. Ha, aż spróbowałam to sobie wyobrazić i kończę komentarz, bo same głupoty wypisuję.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jakąś wielką miłośniczką przyrody nie jestem i często z powodu alergii wolę posiedzieć w domu niż męczyć się na dworze, ale w takim miejscu też z chęcią bym się znalazła.
      Tak, to był ten fragment, o którym wcześniej pisałam, ale teraz dochodzę do wniosku, że w tym rozdziale nie było nic konkretnego i teorie się dwoją i troją i wszystkie mają w sobie coś prawdopodobnego.

      Usuń
  8. Wiedziałam, że z tą Kares nie będzie łatwo. Wyszkoleni ninja są nieziemscy. Walka była niesamowita, czułam, jakbym tam była. I aż mi wdech zaparło, gdy książę dostał w prawy bok. Oby mi mu się nie stało.
    Przeraziłam się, gdy tubylcy chcieli Felonara zamiast Keres. i to jeszcze z tak błahego powodu. Ale czasem tak jest, że niektórzy małą zwyczaju czcić pewne rzeczy z wielkim pożądaniem.
    Ach... jestem już ciekawa ciągu dalszego.

    Całuję:**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Lubię opisywać sceny walk i bitew. Niedługo będzie jeszcze jedna, ale jak dobrze pamiętam przez to, że rozdział mi się rozlazł to chyba ją trochę skróciłam.

      Usuń
  9. „Z pełną premedytacją naszczał na jedno z najstarszych i najwspanialszych drzew” - haha i padłam. I tylko dlatego chcieli go zabić? Bo nasikał na drzewo? Noo, to musiało być bardzo ważne dla nich drzewo. No ale przecież nie z niszczył tego drzewa. Chciał sobie ulżyć, haha.
    Kim jest ten mężczyzna, dzięki któremu Falonar zostało ocalony? I co robi na tej planecie, skoro mieszkańcy nie tolerują obcych? To musi być ktoś ważny, skoro nazwali go Mistrzem. I cóż to się stało z Ladvarianem? Czyżby Keres go pokonała? A może to ktoś inny? W takim razie, kto? W ogóle skąd ona posiada takie umiejętności? No, no, nie spodziewałam się. Haha, to zabawne, że niby Ladvarian może być Wybrańcem, a tak naprawdę wcale nie jest najlepszym wojownikiem. A może Wybrańcem nie jest ani Ladvarian, ani Kaelas? Gdyby się okazało, że to żaden z nich, to dopiero by było zaskoczenie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to nawet nie było najważniejsze drzewo na Berkayu, ale jak widać do tego też mieli sentyment.
      Owy obcy rzeczywiście jest ważny, ale na razie całość jego "ważności" nie będzie przedstawiona, bo muszę trochę dawkować najważniejsze informacje ;)
      Całe to zajście między Keres i Ladvarianem będzie jeszcze przedstawione w przyszłym rozdziale z perspektywy Falonara. Głównie ta niejasna końcówka i to, co działo się dalej. Teraz dopiero do mnie dotarło, że nie napisałam wprost, co się stało.
      Mam nadzieję, że wiadomość o tożsamości Legendarnego Wojownika będzie zaskoczeniem, ale na razie nie puszczę pary z ust ;)

      Usuń
  10. Bardzo podoba mi się tematyka opowiadania, lubię sf, a to jest jakby trochę podbarwione fantastyką, co mi jeszcze bardziej podoba. Akcja jest wartka i wciągająca, a bohaterowie bardzo ciekawi. Czuję jakąś sympatię do Ladvariana, choć sama nie wiem, czemu. Ma w sobie coś interesującego.
    Bardzo podoba mi się też Twój styl pisania, barwny i plastyczny, ale nie przesadzony. Będę śledzić to opowiadanie.

    Pozdrawiam serdecznie
    Lunatyczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Starałam się połączyć sf z typowymi elementami fantasy, ale całość była ciekawsza. I do tego całego świata wojowników mogłam wprowadzić kogoś takiego jak RM19 ;)

      Usuń
  11. Zaimponowało mi to jak zachował się Ladvarian. Ryzykować życie dla przyjaciela... Nie każdy by się na to zdobył, a on proszę. No nie spodziewałam się, że tubylcy pójdą na taki układ. A jednak! Wszystkie dzięki owemu tajemniczemu mężczyźnie. Gdyby nie on losy naszych bohaterów pewnie wisiały by na włosku.
    Sam powód złości mieszkańców tej planety wywołał u mnie wybuch niepohamowanego chichotu ;D Oj, biedny Falonar. Pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że otarł się o śmierć z tak błahego powodu. Że mógł kogoś urazić.
    No, a pojedynek Keres bardzo mi się podobał. Pisałam ci już, że masz prawdziwy talent do opisywania takich batalistycznych scen? Pewnie tak, ale jeszcze raz powtórzę: To było genialne!
    Chociaż muszę przyznać, że końcówka mnie zaskoczyło. Już szło tak dobrze, a tu proszę. Jednak coś poszło nie tak...
    Ciekawe czym było to spowodowane i czy Ladvarianowi nic się nie stanie.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Lubię opisywać sceny walk i bitew. Niedługo będzie jeszcze jedna, ale jak dobrze pamiętam przez to, że rozdział mi się rozlazł to chyba ją trochę skróciłam.
      Tak, gdyby nie tamten mężczyzna pewnie zarówno Falonar jak i Ladvarian pożegnaliby się z życiem i swoimi planami obalenia Vrieskasa.
      Całe to zajście między Keres i Ladvarianem będzie jeszcze przedstawione w przyszłym rozdziale z perspektywy Falonara. Głównie ta niejasna końcówka i to, co działo się dalej.

      Usuń
  12. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję. Przeczytałam już wcześniej, jednak dopiero teraz mam chwilę czasu.
    Muszę przyznać, że tutaj Ladvarian mi zaimponował swoją postawą. Wiedziałam, że Falonar jest dla niego ważny, a w tym rozdziale tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Co prawda nieco śmieszny wydał mi się powód skazania na śmierć, ale przypomniałam sobie Avatara i tam też tubylcy karali za skalanie drzewa.
    Co do Keres to wydaje mi się, że faktycznie może nieco im w planach namieszać. Scenę pojedynku opisałaś bezbłędnie i z łatwością można sobie było ją wyobrazić. Jestem ciekawa co też się przytrafiło Ladvarianowi dlatego czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie stało, ja też ten tydzień mam strasznie zapchany.
      Avatara nigdy nie oglądałam, ale każdy może mieć coś, co będzie dla niego naprawdę ważne. A jak mowa o mieszkańcach Berkayu, to zdolni są do wszystkiego.
      Całe to zajście między Keres i Ladvarianem będzie jeszcze przedstawione w przyszłym rozdziale z perspektywy Falonara. Głównie ta niejasna końcówka i to, co działo się dalej. A na ich plany i dalsze wydarzenia na pewno to wpłynie, ale szczegółów nie zdradzę ;)

      Usuń
  13. Proszę o wybranie oceniającej na Dark Evaluation.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak głupia śmiałam się z zbezczeszczenia drzewa xD Kara śmierci za coś takiego dla nas wydaje się bez sensu, ale oni podchodzili do tego z całkiem innej strony. Różne ludy mają różne tradycje, świętości. A Falonar faktycznie powinien bardziej uważać xD
    Wspaniała postawa Ladvariana. Niewielu byłoby w stanie oddać swoje życie nawet za kogoś, kto byłby jego przyjacielem. Falonar musi być dla niego szczególnie ważny. Tak mi się teraz przypomniała Twoja sonda ze związkami. Hmm.
    Uwielbiam Twoje opisy scen walk. Naprawdę. Są tak dobrze napisane, że widzę to wszystko tak, jakbym oglądała film. I zawsze przypominają mi się wtedy Opowieści z Narnii. Może dlatego, że za Ladvariana robi tutaj Ben?
    Wiesz, już byłam pewna, że on połamie jej żebra, a tu jednak kicha. To ona go zraniła? A może przez przypadek któryś z tubylców? A może jednak jakaś dziwna roślina? Dużo możliwości.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Uffff. Ulżyło mi, że nie zabiją Falonara. Nie jest moją ulubioną postacią ale jednak szkoda by go było... Trochę zirytowało mnie to, że Ladvarian tak szybko zgodził się oddać Keres na ofiarę, nie negocjował. Nie był jeszcze przecież pewien, że jest zła czy coś. I kto go zranił? Czyżby Keres? Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałabym: mnie też się zachciało śmiać jak usłyszałam o zniewadze, która wymaga krwi xd

      Usuń