czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 37: Każdy ma prawo do szczęścia


Jedyna wolność to zwycięstwo nad samym sobą.
Fiodor Dostojewski
Falonar siedział nad niewielkim jeziorkiem, obserwując tworzące się na jego tafli małe fale spowodowane podmuchami wiatru. Patrzył, lecz nie dostrzegał nic, co działo się wokół niego. Wszystko w jednej chwili przestało mieć jakikolwiek sens. Nikt nie spodziewał się, że może to się tak skończyć, nawet ten, którego zwali tu mistrzem. Jedyny gość, którego uznawali, tolerowali i w pewien specyficzny sposób czcili.
Ale wracało to do niego każdego dnia, nie dając spokoju ani chwili wytchnienia.
Obserwował, jak Ladvarian walczył z Keres. Kobieta okazała się niezwykle szybka i przebiegła, jakby od dawna przygotowywała się do tego pojedynku. Jakby Paragas już od dłuższego czasu planował pozbycie się Landarczyka i szkolił ją, by podołała temu zadaniu.
Mocno zaciskał dłoń na rękojeści miecza, by w razie problemów pomóc przyjacielowi i zakończyć to raz na zawsze. To nie był honorowy pojedynek dwóch wojowników, więc w ostateczności miał do tego prawo.
Zdawało mu się, że Ladvarian uzyskał przewagę, gdy pchnął ją na drzewo i szykował się do ostatecznego ciosu, który zakończy ten beznadziejny pojedynek.
I wtedy wszystko się zawaliło.
Ladvarian miał już wykonać ostateczny cios, gdy Falonar ujrzał błysk w dłoni Keres. Niespodziewanie książę zachwiał się na nogach, ledwo utrzymując się w pozycji pionowej. Uderzył ją, jednak było to jedynie lekkie muśnięcie, niemal dotknięcie. Gdy osuwał się na kolana, zobaczył, że owy błysk był sztyletem o klindze zabarwionej na niebiesko, który kobieta zawsze nosiła przy sobie.
Falonar natychmiast ruszył do ataku, gdyż Keres szykowała się do zadania kolejnego ciosu, który tym razem na pewno zakończyłby życie Ladvariana.
Zanim zdołał do niego dobiec, zobaczył, że ktoś go wyprzedził i jednym ciosem powalił Keres, wyrywając z jej dłoni sztylet. Zza drzew natychmiast zaczęli wychodzić kolejni ludzie, lecz ci znacznie różnili się od mężczyzny. Wiedział, że ma do czynienia z tubylcami, ale nie miał pojęcia, kim mógł być wybawca Ladvariana.
Mieszkańcy Berkayu byli niscy i drobnej budowy. Skóra mężczyzn miała odcień brązu, natomiast kobiet szarozielony. Złote, szkarłatne lub zielone włosy przypominały wijące się pnącza i opadały luźno na ramiona i plecy. Ich proste ubrania miały kolor skóry, żaden z nich nie założył butów, jakby szybciej poruszali się na boso. Do pleców przymocowali kołczany pełne strzał. Jedni nadal trzymali łuki w dłoniach, inni ściągi cięciwy i mocowali broń do pleców.
Mimo że ich twarze wydawały się na pierwszy rzut oka tak podobne do siebie, to różniło je wymalowanie. Każdy osobnik miał na obliczu inny wzór, wykonany farbami o innej barwie.
Tubylcy rozdzielili się na grupy, jakby już wcześniej każdy z nich otrzymał odpowiedni rozkaz i wiedział, co ma zrobić. Jedni pospieszyli w stronę Keres, by ją spętać grubymi linami, inni asekurowali im, trzymając strzały wycelowane prosto w kobietę. Kilku pochylało się już nad Ladvarianem. Pozostali, jakby nie orientując się w sytuacji, zabrali się za związywanie ze sobą gałęzi w niewiadomym dla Falonara celu.
Natychmiast podszedł do przyjaciela, bojąc się tego, co może ujrzeć. Ladvarian był cały rozpalony, jakby w jednej chwili zaatakowała go silna gorączka. Trząsł się, jęcząc i mamrocząc coś pod nosem. Kombinezon na jego prawym boku został rozerwany. Z rany sączyła się krew, jednak jej barwa najbardziej przeraziła Falonara. Nie była szkarłatna jak zawsze, w każdym razie nie całkiem, lecz niebieska.
Falonar stał jak sparaliżowany. Nie był w stanie się poruszyć. Coś trzymało go w tej pozycji. Strach, strach o to, co może się wydarzyć. Nagle ogarnęła go niesamowita pustka. Wszystko przestało mieć znaczenie. Widział mieszkańców Berkayu krzątających się wokół Ladvariana, kładących mu jakieś zielsko na ranę, ale czuł, jakby to, co rejestrowały oczy nie dochodziło do mózgu.
Przecież to nie mogło się tak skończyć. Nie Ladvarian, przecież oprócz niego nie miał już nikogo. Sam nie podoła temu zadaniu. Żal ścisnął mu serce. Tak ogromy, że ledwo mógł to znieść. Gdyby pękło, skończyłby się ten ból, byłby wolny. Wolny od wszystkich tych uczuć, które teraz chciały rozsadzić go od środka. Wydostać się w końcu na zewnątrz, by więcej nie zostać zamknięte z dala od światła słonecznego.
Wiedział jedno. Nie zniósłby straty mężczyzny, którego znał od tylu lat, który był dla niego tak ważny.
– Ladvarianie… - szepnął. Słowa ledwo wydobywały się na zewnątrz, jakby koniecznie chciały pozostać w środku.
Poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. W otępieniu, zmuszając całą siłę woli, odwrócił wzrok, by spojrzeć na tego, który nie chciał zostawić go w spokoju. Dopiero po chwili zorientował się, że był to owy mężczyzna, który pospieszył na ratunek Ladvarianowi. Obcy.
Był stary, to jako pierwsze rzuciło mu się w oczy, a mimo to nieznacznie przewyższał go wzrostem. Jego poważną twarz zdobiła siatka licznych bruzd i zmarszczek. Jego oczy o podłużnych źrenicach miały jaskrawozielony kolor. Za każdym razem błyszczały jakimś specyficznym, własnym blaskiem. Był łysy, jedyne włosy, które mu jeszcze pozostały tworzyły długie, sięgające piersi, srebrzyste wąsy.
Ubrany był w długie spodnie i brązową koszulę z krótkim rękawem. Landarczyk zdziwił się, gdy na szczupłych przedramionach zobaczył wyraźny zarys mięśni. Miał wrażenie, że otaczała go jakaś potężna, prawie namacalna aura. Nie potrafił tego nazwać, lecz nie chciałby nigdy stanąć w walce naprzeciwko tego mężczyzny.
Na szyi zawiesił skórzany rzemyk, na który nawleczony został jakiś niebieski kamień kształtem przypominający niewielką łezkę.
– Sztylet był zatruty – oznajmił spokojnym, grubym głosem tak niepasującym do jego wyglądu.
– Czy on… - zaczął Falonar, jednak nie potrafił dokończyć zdania. Utknęło mu w gardle, jakby samo jego wypowiedzenie mogłoby przyczynić się do jego urzeczywistnienia.
– Macierzanka jest dobrą uzdrowicielką, powinna mu pomóc.
– Powinna?
– Nic nie jest pewne, Landarczyku. Drzewa zadbają o szybką i bezpieczną podróż, nie pozwolą umrzeć mu w drodze, o ile ciało okaże się wystarczająco silne – powiedział, obserwując, jak tubylcy układają nieprzytomnego Ladvariana na zrobionych przed chwilą prowizorycznych noszach. – Wszechświat jest w ciągłym ruchu, zmienia się. Nawet przeznaczenie nie jest pewne, chociaż wszelkie znaki mówią, że ma się to niebawem wydarzyć. Ile już razy dawano nam nadzieję, która się nie urzeczywistniła?
– Kim jesteś? – zapytał Falonar, nie do końca rozumiejąc słowa mężczyzny. Może gdyby nie był tak otępiały i mógł trzeźwo myśleć, udałoby mu się wywnioskować coś więcej. Teraz liczył się tylko Ladvarian.
– Gościem, obserwatorem. To nie ma znaczenia. Zwą mnie Penyu. To powinno ci wystarczyć, Landarczyku.
Falonar nie mógł oprzeć się wrażeniu, że w uważnym spojrzeniu mężczyzny kryło się coś więcej, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kim był.
~ * ~
Keres złożyli w ofierze wraz z nastaniem nocy. Przywiązali ją do drewnianego ołtarza z wyrzeźbionymi na nim symbolami różnych stworzeń. W centrum znajdował się wizerunek dorosłego człowieka, jednak Falonar nie był w stanie stwierdzić, czy patrzył na kobietę czy mężczyznę. Za każdym razem, gdy miał już pewność, nagle zmieniał zdanie.
Śmierć była szybka. Jeden cios prosto w serce. Jednak nie przyniosło mu to ukojenia. Z daleka spoglądał na jej martwe ciało i nie czuł nic. Mieszkańcy Berkayu przez całą noc odprawiali jakieś modły. Śpiewali, recytowali. Nie przyłączył się do nich, nie wierzył w ich bogów, więc jego obecność była zbędna. Na dodatek wypowiadali się w języku, którego nie znał i nie potrafiłby powtórzyć nawet jednego słowa. Przypominał mu szum liści na wietrze. Kojący zranione serce.
~ * ~
Ladvarian nadal pozostawał nieprzytomny. Opiekowała się nim Macierzanka – najlepsza uzdrowicielka na Berkayu. Jednak nawet jej wysiłki nie przynosiły spodziewanych rezultatów. Mijały dni, które powoli zamieniały się w tygodnie, a on ani razu się nie obudził.
Krew ponownie stała się szkarłatna, a rana na boku prawie się zagoiła. Pozostała po niej gruba blizna, która według słów Macierzanki nigdy nie miała zniknąć. Najgorsze, że gorączka nadal nie chciała spaść, jakby organizm cały czas walczył z trucizną, która przedostała się głębiej do organizmu.
Na niekorzyść Ladvariana dochodziło jeszcze przemęczenie. Książę tak rzadko odpoczywał czy spał, że teraz wszystko kumulowało się przeciw niemu i powrót do zdrowia trwał dłużej niż powinien.
Falonar nie potrafił pojąć, dlaczego mieszkańcy Berkayu traktują go z taką oziębłością i wrogością. Zrozumiał, że zabrali mu miecz i stwierdzili, że zwrócą go, gdy będzie opuszczać Berkayu, ale ich zachowanie daleko odbiegało od neutralności. Zazwyczaj ignorowali jego obecność, posyłając tylko niezadowolone spojrzenia. Cieszył się, że rzadko ich widywał, bo zazwyczaj zajęci byli własnymi sprawami. Najgorsze, że nie pozwalali mu odwiedzić Ladvariana tak często, jakby tego chciał. Dali mu jasno do zrozumienia, że najlepiej, aby w ogóle nie zbliżał się do Macierzanki.
Po chwili usłyszał szmer liści i ciche kroki dobiegające z całkiem bliska. Skarcił się w duchu, bo któryś z tubylców znów go przechytrzył. Poruszali się tak cicho, że orientował się o ich obecności dopiero, gdy znajdowali się obok. Gdyby kiedyś od tego zależało jego życie, to byłby martwy.
Usiadła obok niego młoda dziewczyna. Gdyby miał szacować jej wiek, nie dałby jej więcej niż dwadzieścia lat. Jednak nie wiedział, jak na Berkayu miał się wiek do pozycji społecznej. A szczególnie jak długo żyli tutejsi mieszkańcy.
Dziewczyna była bardzo niska, prawdopodobnie ledwo sięgała Ladvarianowi do podbródka, a to nielada wyczyn. Jak wszystkie kobiety miała szarozieloną skórę. Podłużną twarz o lekko skośnych, jasnozielonych oczach zdobiły wymalowane wzory. Falonarowi przypominały pąki kwiatów, które niebawem miały rozkwitnąć.
Przysunęła w stronę mężczyzny talerz z chrupiącymi chlebkami i świeżymi owocami.
– Siedzisz tu samotnie, więc pewnie zgłodniałeś – zagadnęła pogodnie.
– Dziękuję – odpowiedział, sięgając po pieczywo. Miało wyrazisty smak z dodatkiem wielu nieznanych mu ziół i przypraw.
– Jestem Gipsówka – przedstawiła się, zakładając kosmyk złotych włosów za ucho.
– Falonar, ale pewnie już to wiesz.
Skinęła lekko głową, nadal przyglądając mu się uważnie.
– Jest ci bliski, prawda – bardziej stwierdziła niż zapytała, przerywając chwilę ciszy.
– To mój przyjaciel. Dorastaliśmy i trenowaliśmy razem – odpowiedział, nie patrząc na Gipsówkę. Żal i tęsknota ścisnęły jego serce jak za każdym razem, kiedy wspominał Ladvariana, podczas gdy on leżał nieprzytomny i walczył z trucizną, która atakowała jego organizm.
– Jest coś jeszcze – stwierdziła, jakby dotarła do tego, co znajdowało się na dnie serca mężczyzny. – Powinieneś…
– Nie! – przerwał jej zdenerwowany. – Nie rozumiesz tego. To jest… To niedopuszczalne.
– Na Berkayu wyznajemy zasadę, że każdy ma prawo do szczęścia. Nikt nie powinien cierpieć w samotności i ciemności. Jestem słuchaczką, każdy, komu coś leży na sercu, może przyjść do mnie i zwierzyć się lub po prostu porozmawiać. Staram się pomagać najlepiej jak potrafię i zawsze dochowuję tajemnicy. Gdybyś potrzebował rozmowy, zawsze możesz do mnie przyjść.
– Dlaczego? – zapytał z niedowierzaniem Falonar. Po zapewnieniach Penyu, zaufał mu, że mieszkańcu Berkayu nie mają wobec niego złych intencji. Może nie powinien tak łatwo ulegać?
– Widzę smutek i rozpacz, które ogarnęły twoje serce. Duszenie wszystkiego w sobie nie polepszy twojej sytuacji. Czasem lepiej wyrzucić to na zewnątrz. Możesz też poprosić Kaio o wsparcie, on słucha i pomaga swym dzieciom, daje im siłę.
– Nie wierzę w waszego boga – powiedział oschle Falonar, nie mając zamiaru wdawać się w religijne dysputy.
– To nie jest nasz bóg, to opiekun wszystkich ras zamieszkujących kosmos – rzekła ze spokojem, jakby tłumaczyła coś małemu dziecku. – Gdy zjesz, możesz przyjść do Macierzanki. Na pewno chciałbyś zobaczyć przyjaciela.
Zanim mężczyzna zdołał cokolwiek zrobić lub powiedzieć, wstała i odeszła, bezszelestnie znikając między drzewami.
~ * ~
Falonar szedł w stronę domu Macierzanki jak nazywali go mieszkańcy Berkayu. Jemu niewiele przypominało to jakikolwiek budynek. Tubylcy mieszkali we wnętrzu niektórych drzew. W niezrozumiały dla niego sposób pnie zostały wydrążone, nie odbierając przy tym życia roślinom. Nadal pięły się ku niebu, wydając dorodne owoce.
Landarczyk nigdy nie został zaproszony do wnętrza któregokolwiek z nich, więc nie potrafił powiedzieć, jak były urządzone mieszkania, jak dużą przestrzeń zajmowały, jakie umeblowanie preferowali tubylcy. Jemu postawili niewielki płócienny namiot nieopodal stawu, wyposażony jedynie w matę do spania. Zawsze przynosili mu posiłki i nie spuszczali z oka, jakby spodziewali się, że ucieknie z Berkayu sam lub zrobi coś jeszcze gorszego.
Szedł najszybciej jak potrafił, nie zwracając uwagi na przyglądających mu się z wrogością tubylców. Nie obchodziło go ich zachowanie. Ich mistrz powiedział mu, że nic mu nie grozi, że może czuć się bezpieczny, ale nie pozbędzie się natarczywych spojrzeń kierowanych w jego stronę.
Do drzewa zamieszkałego przez Macierzankę wszedł bez pukania, gdyż takie panowały tu zasady. Znalazł się w niewielkim przedsionku. Po prawej stronie miał kręte schody prowadzące na wyższe poziomy, po lewej zasłonięte kotarą wejście do sali chorych.
Pomieszczenie było przestronne, pomimo że znajdowało się w żywym organizmie. Jego kształt był nieregularny i trudny do opisania, jakby samo drzewo stwierdziło, jaki przybierze kształt. Ustawiono w nim pięć niewielkich łóżek przeznaczonych dla potencjalnych chorych. Obok każdego znajdowała się szafka na leki i osobiste drobiazgi.
Po prawej stronie znajdowało się jeszcze jedno przejście zasłonięte kotarą. Tam rezydowała Macierzanka, gdy zajmowała się chorymi. Przygotowywała maści i leki. Nikt nie miał tam wstępu poza nią i z tego, co zaobserwował Falonar jednego z jej uczniów.
Cicho, by nie zakłócać spokoju jednemu ze śpiących chorych, podszedł do łóżka, na którym leżał Ladvarian. Wyglądał już znacznie lepiej niż w dniu, w którym został tu przyniesiony. Twarz nabrała zdrowych rumieńców, zniknęła wcześniej dręcząca go gorączka. Oddychał lekko i bez problemu, jednak nadal spał.
Falonar przystawił sobie jeden z niskich i niewygodnych taboretów i usiadł na nim, spoglądając z troską na przyjaciela. Przyjaciela… Słowa wypowiedziane przez Gipsówkę wróciły do niego ze zdwojoną mocą. Bariera, którą postawił wokół swego największego sekretu, jakby zaczęła kruszeć. To chciało wyjść na zewnątrz już nigdy nie zaznać tak nieprzeniknionych i strasznych ciemności.
Każdy ma prawo do szczęścia.
Tylko czy Ladvarian kiedykolwiek by to zrozumiał? Delikatnie ujął wystającą spod koca dłoń księcia. Była ciepła w dotyku i szorstka od wieloletnich treningów mieczem.
Emocje same znalazł ujście z głębi serca. Tak długo tłumione uczucia. Tak bardzo chciałby mu o tym powiedzieć, ale Ladvarian nie był taki jak on, nie zaakceptowałby tego, a może nawet odprawiłby go, znajdując sobie innego towarzysza podróży.
Co wtedy stałoby się ze mną? Wiedziałem za dużo, aby przydzielić mnie do innego dowódcy. Wysłałby mnie na wygnanie, pozorując moją śmierć czy zabiłby pod wpływem obrzydzenia, które by to w nim spowodowało?
Odgarnął niesforne kosmyki włosów z czoła Ladvariana. Ciemnych jak przystało na prawdziwego Landarczyka. Uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie o tym, że zawsze irytowało go, że nie dało się ich normalnie uczesać, by nie sterczały na wszystkie strony. Tak często marudził na ten temat, a przecież nie wyglądał wcale źle. Właśnie w tak drobnych, nieidealnych szczegółach tkwi piękno drugiego człowieka.
Pod wpływem nagłego impulsu, zupełnie tego nie planując, musnął wargami czoło Ladvariana i pogładził opuszkami palców jego policzek. Pojedyncza łza znalazła ujście na zewnątrz. Tylko jedna, na więcej nie mógł sobie pozwolić.
Tak bardzo chciał, aby książę już się obudził, by stąd wylecieli i wrócili do swego życia. Nie zniósłby jego straty. Nie potrafił wyobrazić sobie życia bez niego. Żyć ze świadomością, że był tak blisko, a nie zdołał go uratować.
Falonar nie zdawał sobie sprawy, że przez cały czas obserwował go Penyu.
~ * ~
Z okazji świąt rozdział jeden dzień wcześniej. Jutro trzeba wrócić do domu, ubrać choinkę i pewnie znalazłabym czas na bloga dopiero późnym wieczorem.
Z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia życzę Wam, drodzy czytelnicy, zdrowia, szczęścia, uśmiechu oraz pogodnej, pełnej ciepła rodzinnej atmosfery przy stole wigilijnym.

29 komentarzy:

  1. Tym razem udało mi się wejść od razu ^^. W tym tygodniu wyjątkowo mało nowych rozdziałów się ukazuje.
    W każdym razie, od pewnego czasu zastanawiam się, czy Falonar nie jest czasem... zakochany w Ladvarianie? Po tym rozdziale moja pewność co do tego wzrosła i przypuszczam, że to bardzo prawdopodobne. W końcu taka wierność, czasem wręcz granicząca ze służalczością i podlizywaniem, nie bierze się ot tak z niczego, i pewnie kryje się za tym coś więcej, może nawet już od dawna, ale dopiero w obliczu nieszczęścia mężczyzna uświadomił sobie, co czuje.
    Nie wiedziałam, że to zranienie będzie miało tak fatalne i długotrwałe skutki. Dobrze jednak, że mieszkańcy Berkayu, choć wciąż niezbyt życzliwi, zajęli się nim dobrze. I mają dość nietypowe imiona, choć najbardziej zdziwiła mnie... Gipsówka ;P. Nie mniej jednak wydaje się być raczej pozytywną postacią.
    Jestem ciekawa, jak się do skończy i czy Ladvarianowi przejdzie, choć myślę, że na pewno tak, bo opowiadanie pewnie nie miałoby sensu, gdybyś uśmierciła tak ważną postać ;P. I jestem ciekawa, jaką rolę odegra Penyu i dlaczego mieszkańcy planety aż tak go szanują, choć też jest obcy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że większość dopiero doda, bo od jutra wszyscy będą mieć wolne. Ale sama na całkowity brak narzekać nie mogłam.
      A imiona mieszkańców Berkayu to nazwy roślin. Najpierw zastanawiałam się nad łaciną, ale potem stwierdziłam, że polskie będą lepsze. A Gipsówka to taki krzew z maleńkimi białymi kwiatkami.

      Usuń
  2. O, a jednak dobre miałam skojarzenia pod zeszłym rozdziale, trafiłam! :) Bardzo podobał mi się ten rozdział i to jak opisałaś uczucia Falonara. Zrobiłaś to bardzo ładnie, delikatnie i naturalnie. Aż mi się skojarzył film "Tajemnica Brockeback Mountain", gdzie relacja między dwoma mężczyznami pokazana została równie subtelnie i wzruszająco. Nic tylko bić brawo! :)
    Jak zareagowałby Ladvarian? Myślę, że on także coś przeczuwa ;)
    " w tak drobnych, nieidealnych szczegółach tkwi piękno drugiego człowieka."- a to mi się tak bardzo podobało! Takie prawdziwe i naturalne ;)
    O, pojawił się także Mistrz Penyu! Coś mi się wydaje, że odegra bardzo ważną rolę. Czy pośle ich na jakąś planetę, aby w końcu spotkali się z Kaleasem? Bo chyba kiedyś musi nastąpić ta konfrontacja. Prawie jak starcie tytanów, hahaha :D
    Jeden z najlepszych rozdziałów dotychczas [moim zdaniem, oczywiście] ;)
    Pozdrawiam i również życzę wesołych świąt! (a ja już po zakupach świątecznych, jestem przeszczęśliwa, bo wczoraj jak weszłam na chwilę do sklepu to myślałam że powybijam tych wszystkich ludzi przepychających się pomiędzy wąskimi przejściami pomiędzy półkami, KOSZMAR, tak bardzo nie lubię tłumów...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Filmu nie widziałam, ale już od kilku miesięcy zabieram się za to, aby w końcu to zrobić.
      O Ladvarianie też nieco będzie, ale to później, bo kolejne dwa rozdziały także są Falonarowe.
      Mistrz Penyu to dość istotna persona na tle kosmosu, jak się nie rozmyślę, to w bonusie urodzinowym rzucę nieco więcej światła na jego postać.
      Nic nie mów o kolejkach, w dużych supermarketach jestem jeszcze w stanie zrozumieć. Ale w empiku taka na cały sklep? Jakby nie można było o wszystkim pomyśleć wcześniej, a nie na ostatnią chwilę.

      Usuń
    2. Dokładnie, właśnie w empiku moja złość osiągnęła poziom krytyczny, dobrze, że nie dostałam tam niczego co potrzebowałam xD
      To zabierz się koniecznie! Jeden z najlepszych filmów, jakie widziałam. No, ale wiadomo, że nie każdemu musi się podobać. W każdym razie jak już obejrzyj to powiedz, jak się podobało, jestem ciekawa :D
      Falonarowe rozdziały - jak najbardziej na tak! :D
      I hmm, wesołych świąt :D

      Usuń
  3. Napisałaś naprawdę piękny i jednocześnie smutny rozdział. Żal mi Ladvariana, posiada niesamowitą siłę woli, stalowy charakter, a także ma w sobie ponadprzeciętne zdolności. Niestety, jego umiejętności nie ustrzegły go przed nieszczęściem. Myślę, że kiedy jego choroba minie, zda sobie sprawę z własnej bezsilności, w końcu zostać pokonanym przez kogoś, kogo uważał za słabeusza... to nie wróży dobrze powodzeniu jego misji. Czy mistrz Penyu także zechce go trenować? Wciąż zastanawiam się jaką rolę odegra w tym wszystkim Kaleas, bo na pewno wiele od niego zależy, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że jest legendarnym wojownikiem, bardziej obstawiam księcia, chociaż podejrzewam, że jeszcze możesz nas zaskoczyć;)
    Pozdrawiam Cię bardzo cieplutko i również życzę Wesołych Świąt, bogatej choinki i mnóstwo prezentów:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Ladvarian nie uważał Keres za słabeusza, a jedynie za mało ważny pionek w ogólnej rozgrywce. A gdy choroba minie, jak na wojownika przystało, będzie chciał jeszcze bardziej doszlifować swoje umiejętności, aby takie sytuacje nie miały już więcej miejsca.
      A o roli Kaelasa milczę, ale swój wkład na pewno będzie mieć, jak na głównego bohatera przystało ;)

      Usuń
  4. Niesamowita więź jest między tymi dwoma mężczyznami, a ty pokazałaś ją doskonale. Strasznie okropnie musi się czuć Felonar, gdy musi tak bezczynnie siedzieć i czekać aż jego przyjaciel wyzdrowieje. Czas się dłuży, a Ladvarian nadal nie odzyskuje przytomności. Fajnie opisałaś te emocje które nim targają. Po raz kolejny dzięki za informację. Wesołych świąt. ( ja właśnie co skończyłam świąteczne porządki:-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Dla każdego takie chwile niepewności są okropne, a na dodatek trochę się w kolejnych rozdziałach rozpisałam i się ta niepewność przedłuży.
      Och, dobrze, że ja porządki mam już za sobą. Teraz zaczną się inne przygotowania, które z chęcią bym pominęła.

      Usuń
  5. Cóż to za trucizna, która mimo starań najlepszej uzdrowicielki, tak bardzo daje w kość księciu? Myślę, że wyjdzie z tego z jeszcze większym zapałem do pełnienia swojej misji :) Ale żałuję, że już uśmiercili Keres. Gdyby Ladvarian nie został ranny, mógłby wcześniej zmusić ją do jakiś wyjaśnień, czy dowiedzieć się, co jeszcze planuje Paragas. Teraz już im nic nie powie.
    Falonar? Wiedziałam! Bardzo subtelnie opisałaś jego uczucia, zwłaszcza jak siedział nad śpiącym księciem. Widać, jak bardzo go kocha. Zastanawiam się, jak na to wszystko zareagowałby sam Landvarian. Kiedyś się musi dowiedzieć, bo ile można w sobie tłumić takie emocji. Podziwiam Falonara, że już tyle wytrzymał, a przecież książę nic, tylko pcha się co róż w szalone i niebezpieczne misje.
    Penyu jest niesowity i na pewno wszystko, co robi prowadzi do celu, znanemu tylko jemu. Zawiesił sobie łzę na szyi, a Kaelasa posłał w kosmiczne odmęty. Ech, cóż za Mistrz! Czyżby pojawił się na Berkayu, by szkolić nasz duet?
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Najlepszych uzdrowicieli na Berkayu, w strefie rządzonej przez Vrieskasa na pewno znalazłoby się jakieś lepsze lekarstwo.
      Ladvarian sam zgodził się na oddanie jej, więc zdawał sobie sprawę, że niewiele z niej wyciągnie.
      Gratuluję spostrzegawczości, bo na razie pierwsza zwróciłaś na to uwagę ;) A Penyu swój cel ma, ale o szczegółach będzie później.

      Usuń
  6. Ciekawy rozdział. Nie powiem, bardzo mnie zaskoczył i zaintrygował. Dobrze, że Keres została definitywnie zlikwidowana. Szkoda tyle, że musiałam tak uszkodzić Ladvariana. Ale dobrze, że ta uzdrowicielka zaczęła go opatrywać. Oby wyszedł z tego cało. No nie powiem, zaskoczona byłam tym, że Falonar darzy uczuciem do księcia. Teraz rozumiem tą ankietę, którą przeprowadziłaś nie czas temu, co sądzimy o takich homoseksualnych związkach. Myślę, że w tym przypadku nie będzie mi to przeszkadzać:) I Mistrz Panyu się pojawił. Coś czuję, że jeszcze nie raz go zobaczymy w tym opowiadaniu:)

    Życzę Wesołych Świąt:**
    Całuję:**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Wtedy, kiedy dałam tę ankietę, pewnie pisałam te rozdziały i stwierdziłam, że już tak do przodu poznam ogólną opinię.
      Jestem w trakcie pisania bonusa urodzinowego (dlatego sonda jest teraz ;) ) i naszło mnie kilka pomysłów, by wzbogacić historię Penyu, więc któreś na pewno wykorzystam (oczywiście odpowiednio dawkując, by na raz nie zdradzić wszystkiego).

      Usuń
    2. Ach, ta moja skleroza. Chciałam się jeszcze Ciebie zapytać, jak zrobiłaś, że w tym Archiwum pokazują Ci się tytuły postów, bo ja kombinowałam u mnie na Scorpiusie i nie mogę do tego dojść.

      O, Bonus na temat Mistrza Penyu. Jestem zdecydowanie za, lubię tego gościa^^

      Usuń
    3. Bonus nie będzie bezpośrednio o Mistrzu Penyu, ale planuję go tam zamieścić.

      Masz na myśli szeroką listę? Postępowałam zgodnie z instrukcją: http://by-elfaba.blogspot.com/2012/08/17-szeroka-lista-instrukcja.html

      Usuń
  7. Dawno mnie tu nie było, więc na wstępie przepraszam. Nadrobiłam już, czy raczej dopiero trzy ostatnie rozdziały, więc powiem co nieco.
    Dwa pierwsze, które czytałam (bo ich numerków nie pamietam jak na mnie przystało:)) stanowią dla mnie całość. Planeta i jej mieszkańcy to ciekawy pomysł, no i to ich poczucie własnej wolności, panujące zasady, a przede wszystkim, choć ktoż jest przywódcą to liczy się głos każdego - urzekły mnie. Bardzo mi się podoba, może dlatego, że sama lubię rośliny ;)
    Problem Falonara mnie rozbroił. Nie no popełnił strasznie niegodny czyn, ale nie było toalety. Mogli o tym pomyśleć, a tak to biedny Falonar sam musiał sie zatroszczyć o kuwetę ;)
    Przez chwilę pomyślałam, że może ten ich mędrzec to Penyu, ale później doszłam do wniosku, że to raczej nieprawdopodobne. A jednak! Ehh, a przecież tyle razy dowaiadywałam sie, ze pierwsza myśl nejlepsza. W każdym razie ciekawe jest to, ze Penyu nie jest przekonany, że to Kaelas będzie tym całym wybawicielem. W każdym razie fajnie, że Penyu wierzy w Ladvariana - wiadomo nie to, co Kaelas przed treningiem, ale jednak. Ciekawi mnie też czy Penyu pomógłby ksieciu w udoskonaleniu siebie - miałby większe sznase w pojedynku z Vrieskasem (a i tak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ani Kaelas ani Ladvarian nie zabiją naszego kochanego tyrana - obstwiłabym kogoś innego).
    Ten ostatni rozdział dla mnie dość niesympatyczny. Juś poprzednio było widać co Falonar czuje tak naprawdę do Ladvariana i podkreślanie tego nie było konieczne, choć rozumiem, że to wymuszone przez wydarzenia. Nie jestem za wątkami homoseksualnymi, więc na razie cieszę sie, że Ladvarian ma Evolet i jest hetero. Falonarowi życzę jak najlepiej, ale naprawdę nie mam ochoty na jakieś konkretniejsze scenki z jego sypialni.
    Fajnie, że wykorzystałaś motyw niezadowolenia mieszkańców Berkayu do Falonara, że nie zaczęli go nagle lubię, tylko izolowali. Lubie konsekwencję :)
    Pozdrawiam, wesołych świąt, dużo weny, prezentów i wszystkiego najlepszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Tamte dwa akurat były całością, ale ostatecznie postanowiłam je podzielić, bo wydaje mi się, że mogłoby wyjść nieco za długie, gdybym na raz dała całość.
      Też tak mam, że pierwsza myśl jest najlepsza i lepiej nie zmieniać zdania. Ladvarian jest na dużo wyższym poziomie niż Kaelas teraz i Penyu doskonale zdaje sobie z tego sprawę. I widzę, że coraz więcej osób dochodzi do wniosku, że żaden z nich nie da sobie rady z Vrieskasem i pojawi się ktoś trzeci ;)

      Usuń
    2. A możesz powiedzieć jak duża różnica jest miedzy Kaelasem a Ladvarianem? Wcześniej to pewnie przepaść bez dna, ale teraz... Chodzi mi o to jak bardzo Kaelas zblizył się do Ladvariana dzięki treningowi Penyu.
      E tam, to nie chodzi o to, że oni nie dadzą rady (ok w Kaelasa to nie wierzę, ale książę może i by dał radę) liczę po prostu na element zaskoczenia. Np. nie gniewałabym sie jakby Evolet zdradziła ojczulka, albo ktoś strzelił mu w plecy podczas walki z kimś :)
      A swoją drogą to mogę liczyć na poznanie Vrieskasa trochę wcześniej niż przed ostateczną walką?

      Usuń
    3. Powiem tak. Na razie zarówno Ladvarian jak i Falonar są dużo lepsi od Kaelasa. Ta różnica nie jest już tak wielka, ale najbardziej przełomowy moment, który zbliży go do poziomu księcia, nastąpi w kolejnym fragmencie o nim.
      Wydaje mi się, że mój pomysł na finał będzie w pewien sposób zaskakujący, ale na razie nie mówię nic więcej.
      Co do Vrieskasa, to pojawi się coś o nim znacznie szybciej niż przed finałem (w finale to by czasu nie było). Już mam to prawie napisane i planowana data publikacji to kwiecień. O szczegółach milczę, bo to taka niespodzianka.

      Usuń
  8. Falonar jest odmiennej orientacji? Zakochał się w Ladvarianie? No bo czego innego Ladvarian by nie zrozumiał? W dodatku przyjaciele nie całują się w czoło i nie gładzą po policzku, a już na pewno nie faceci. Ciekawe, jak zareagowałby Ladvarian, gdyby się dowiedział. Może Falonar się myli i książę nie zacząłby przez to żywić do niego niechęci. Nawet jeśli nie czuje tego samego, to na pewno nie zerwałby znajomości z Falonarem. Przynajmniej mam taką nadzieję. A jednak to Keres. Skoro miała przy sobie zatruty sztylet, to jej zadaniem nie było tylko szpiegowanie, ale zabicie księcia, prawda? Cóż, nie udało się. Hehe. Ladvarian na pewno z tego wyjdzie. Pewnie minie sporo czasu, ale wyzdrowieje. Wierzę w to. Haha, biedny Falonar. Gdyby nie obsikał drzewa, to może mieszkańcy nie okazywaliby mu takiej niechęci. xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątek uczuć Ladvariana i Falonara będzie jeszcze w przyszłości poruszany (głównie później), dlatego na razie milczę. Mimo wszystko łączy ich prawdziwa i szczera przyjaźń, dlatego wątpię, aby książę odrzucił go, gdyby się dowiedział.
      Tak, Keres w ostateczności miała pozbyć się Ladvariana. Paragas ma swoje plany wobec nieposłuszeństwa Landarczyka i w ogóle lubi wykorzystywać swoją wysoką pozycję.

      Usuń
  9. Powiem Ci szczerze, że zazwyczaj wątki homoseksualne w opowiadaniach mi nie przeszkadzają, aczkolwiek nie zawsze uważam je za dobre. Zazwyczaj irytuje mnie sposób, w jaki dany autor kieruje takowymi związkami - często stają się one najważniejszym wątkiem historii, jakby osoba pisząca zapomniała ni z tego, ni z owego, że przecież pisze kryminał/powieść fantasy, a nie romans w czystej postaci. U Ciebie bardzo podobało mi się delikatne przedstawienie sytuacji, która wyniknęła pomiędzy Falonarem i Ladvarianem. Te myśli tego pierwszego, jego subtelne czyny, jak to muśnięcie wargami czoła towarzysza, były bardzo, bardzo fajne i od razu sobie pomyślałam, że wątek homoseksualny w Twoim opowiadaniu, wzbogaci historię, a nie ją spieprzy, jak to się dzieje w połowie przypadków. Dodatkowo jestem świeżo (wczoraj skończyłam oglądać drugi sezon z dwóch) po "Sherlocku" BBC i wciąż jestem oczarowana przedstawieniem tam chemii łączącej Sherlocka i doktora Watsona. Nie skłamię, jeśli powiem, że nie zdziwiłabym się, gdybyś przedstawiła tak samo świetnie relacje Ladvariana i Falonara. A jeśli nie oglądałaś Sherlocka, to... hmm, poleciłabym Ci go do obejrzenia, bo jest genialny, ale obiecałam sobie, że nikomu nie będę go polecać, żeby nie popadli w taką samą psychofanię, w jaką popadłam ja... Więc zachęcam jedynie do oglądania na własną odpowiedzialność ^ ^
    Podoba mi się postać Gipsówki i coś wydaje mi się, że już niedługo naprawdę stanie się powiernicą Falonara. A może nawet kimś więcej? Chodzi mi o przyjaciółkę, ale w sumie wydaje mi się, że to niemożliwe - jeśli Ladvarian szybko nabierze sił, towarzysze niedługo już tutaj zabawią.
    Fascynuje mnie pojawienie się mistrza Penyu. Co on tam robi? I... dlaczego podglądywał całą tą sprawę u Macierzanki? Cóż, coś mi mówi, że nieprędko się dowiemy dokładnie, o co w tym wszystkim chodzi. Ale to dobrze. Tajemnice są potrzebne! ;)
    Całuję,
    Leszczyna
    PS Wesołych świąt! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      U mnie by nawet nie pasowało wyciągnięcie tego wątku na pierwszy plan. Nawet bym tak nie potrafiła, bo o wiele bardziej ekscytują mnie niektóre z wątków powiązanych z tym głównym. A na dodatek perspektywa Falonara jest rzadkością na tle całości, a Landvarian... No, okaże się później.
      Gipsówka będzie dość ważna i poznanie jej wpłynie w pewien sposób na Falonara. Taka przyjaźń w naszym rozumowaniu na pewno nie, bo, mimo że trochę czasu tam spędzą (zapomniałam ile dokładnie), to jednak za mało, ale bliższa znajomość na pewno w chodzi w grę.
      A Mistrz Penyu na razie (i przez dłuższy czas) pozostanie owiany tajemnicą ;)

      Usuń
  10. Ach, a jeszcze przed chwilą pod poprzednim rozdziałem wspominałam Twoją sondę o związkach homoseksualnych. Tylko że pisałam o tym bardziej od strony Ladvariana. Myślę, że Falonar nie powinien się aż tak obawiać tego, co z taką wiedzą zrobiłby książę. Coś mi się zdaje, że on też czuje coś więcej do swojego przyjaciela.
    I powiem jeszcze tak: nie przeszkadzają mi takie związki wcale a wcale ;)
    Wyjątkowo ciekawi mnie postać Gipsówki. Swoją drogą, bawią mnie wszystkie imiona na tej planecie xD. Myślę, że Falonar jeszcze nie raz przeprowadzi z nią ciekawą rozmowę i niewątpliwie na tym skorzysta. Z tej "znajomości" mogą wyniknąć same pozytywne rzeczy.
    Tak się zastanawiam, czy Penyu wspomni coś Falonarowi o Kaelasie. A także, jak będą wyglądać jego stosunki z Landarczykami, gdy Ladvarian już się przebudzi. W końcu to Mistrz Penyu. On musi odegrać jakąś większą rolę.
    Wesołych Świąt!

    PS Skomentowałam również poprzedni rozdział. Wybacz te zaległości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ladvarian na razie ma Evolet, ale w przyszłości wszystko może się zdarzyć, szczególnie, że autorka od wczoraj jest w fazie dopracowywania czwartej wersji ich wzajemnych relacji (trzecia dostała jednostronny bilet na Antarktydę).
      Imiona bohaterów to nazwy roślin. Przy pisaniu wzięłam mój zielnik z gimnazjum i wykorzystywałam te fajniejsze i mniej popularne.
      Lubię Gipsówkę i w dwóch kolejnych rozdziałach (także Falonarowych) dostała większą rolę, 39 powstał specjalnie dla niej.
      A Mistrz Penyu na razie pozostanie tajemnica, ale plany mam duże ;)

      Usuń
  11. Kurczę zamartwiłam się o Ladvariana. Dobrze, ze Macierzanka się nim zaopiekowała no i cóż... Keres nie żyje. Charakterna z niej babka była, trochę szkoda, że nie żyje, ale chyba to była walka na śmierć i życie. Dopóki jeden nie zginie, tak mi się przynajmniej zdawało i dobrze, że to książę pozostał w tym wszechświecie ^^ Dobrze, że Macierzanka się nim zaopiekowała. Ten pocałunek Falonara zmusił mnie trochę do myślenia. W naszych czasach i w tym świecie nawet pocałunek w czoło mężczyzny do mężczyzny wydawałby się zły. Może mam zbyt wielkie wyobrażenia, ale minęły szybko ;D Są przecież jak bracia, a brat na pewno też by tak zrobił. Nie ma w tym nic dziwnego. Postać Gipsówki mnie zainteresowała ;D Bawi mnie jej imię, ale tak sobie pomyślałam, że może jest jak gips. Bo pomaga ludziom tak jak gips kością czy coś w tym rodzaju, ha ha. Wiem, głupia jestem ;D Wydaje się bardzo delikatna i wrażliwa, a może lepsze określenia jak empatyczna i uczuciowa. Mówisz, że będzie miała większą rolę? Fajnie! Polubiłam ją. Mam nadzieję, że Ladvarian wyjdzie z tego cało. To znaczy prawie na 100 % wiem, że przeżyje, ale chodzi mi o różne urazy ;D Przepraszam, że komentuję dopiero dzisiaj :/ Pewnie masz już dość moich tłumaczeń, ale ten tydzień mimo wszystko też był zabiegany. Święta, sprzątanie, bla, bla... Ech... No nic. Mam nadzieję, że wybaczysz mi to opóźnienie. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Keres była postacią tylko i wyłącznie epizodyczną (chociaż teraz wpadł mi do głowy pewien pomysł pośrednio z nią związany). Ktoś w końcu w ofierze musiał zostać złożony i padło na nią, bo przecież nie na Falonara.
      Imiona bohaterów to nazwy roślin. Przy pisaniu wzięłam mój zielnik z gimnazjum i wykorzystywałam te fajniejsze i mniej popularne. Gipsówka (potoczna nazwa od gipsofilii) to taki krzew z maleńkimi, białymi kwiatkami.
      A o Landvarianie na razie nic nie mówię, chociaż myślę, że łatwo się domyślić w niektórych kwestiach i po tym, co kiedyś obiecywałam, nie mając pojęcia, że na Berkayu spotka go coś takiego ;)

      Usuń
  12. Czy ja zawsze muszę mieć taki poślizg? ;/ Najwyraźniej...
    No, ale nie biadolę już, tylko przechodzę do rozdziału.
    Mimo, że wspominałaś, że planujesz coś dla księcia i Falonara, to jednak uczucia tego drugiego były dla mnie lekkim szokiem. Jestem ciekawa jak zareagowałby książę, gdyby tylko o nich wiedział. Szkoda, że Falonar woli zatrzymać je dla siebie. Może przyjaciel jakoś by to przyjął do wiadomości, a może... Dobra, przestaję gdybać i grzecznie poczekam na rozwój wypadków.
    Podobała mi się również postać Gipsówki. Wydaje mi się, że może jeszcze tutaj nieźle namieszać - w takim pozytywnym znaczeniu.
    Szkoda mi Ladvariana. Kto by pomyślał, że rana okaże się tak poważna? To, ale może jakoś się z tego wygrzebie? Musi ;)
    Dobra, lecę czytać kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  13. Widzę, że Falonar... zakochał się w Ladvarianie. Nie wiem czemu ale mam wrażenie, że książę nir odwzajemnj jego uczuć. Znaczy... owszem, darzy go przyjaźnią, ale tak jakoś... nie wiem, ja bym go w przyszłości widziała z Evolet. Pewnie się mylę. W każdym razie uczucia Falonara przedstawiłaś świetnie. W taki subtelny, naturalny sposób. No i wrócił mistrz Penyu.^^ Zacieakwiła mnie Gipsówka. Będzie o niej więcej? Podoba mi się pomysł z domami w drzewach. Od razu przyszły mi na myśl miasta elfów z "Eragona", pamiętam, że czytając o nich zawsze się zachwycałam. U Ciebie też, chociaż poświęciłaś im niewiele czasu i miejsca, ale rozumiem, że nie to było w tym momencie najważniejsze. Kiedy jakiś rozdział o Kaleasie? Stęskniłam się już trochę za nim i Kendappą... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń