Jakiś
młody człowiek zamiatał stopnie – teoretycznie. W praktyce przesuwał brud z
miejsca na miejsce, dostarczając mu nowych widoków i okazji poznania nowych
przyjaciół.
Terry Pratchett
Ladvarianowi powoli zaczynało się nudzić.
Macierzanka oznajmiła mu, że jeszcze przez kilka dni będzie musiał poleżeć w
łóżku. Minęło zaledwie parę godzin, a on już miał ochotę wstać i trochę się
przespacerować. Leżenie było tak nudne i monotonne. Chciał działać, a nie gapić
się w sufit. Gdyby miał chociaż z kim porozmawiać…
~ * ~
Ladvarian miał dość, chciał wydostać się
stamtąd, uciec, najlepiej w najdalsze części wszechświata, gdzie ojciec nigdy
go nie znajdzie. Nie miał ochoty już nigdy go oglądać, słyszeć obraźliwych słów
pod jego adresem. Dlaczego chociaż raz nie mógł być taki jak inni?
Mimo że miał pięć lat, już rozumiał, że
jego pozycja nie pozwalała mu na okazywanie słabości. Zresztą, ojciec od zawsze
uświadamiał mu, że nie chce syna, który narzeka i mazgai się po kątach. Miał
zachowywać się jak przystało na jedynego spadkobiercę rodziny książęcej, nie
jak wieśniak. Problem polegał na tym, że nikt nie powiedział mu, co to znaczy.
Inne dzieci bawiły się na pałacowym
dziedzińcu lub w ogrodach, nawet plebejusze ganiali po ulicach Starej
Dzielnicy, śmiejąc się i krzycząc radośnie. On nie mógł. Jego jedyną zabawką,
odkąd pamiętał, był miecz. Miał ćwiczyć, by stać się najpotężniejszym
wojownikiem, osiągnąć poziom tego, po którym otrzymał imię. A najlepiej, aby
przez swoją Ceremonię też przeszedł szybciej. Bo tak zwiastował fałszywy
księżyc. Problem polegał na tym, że nie prosił się o żadne mistyczne znaki.
Chciał być normalny, a skończyło się na tym, że niedługo zacznie pobierać
lekcje walki razem z innymi chłopcami, dużo starszymi od niego. Oczywiście nie
rezygnując z treningów z prywatnym mistrzem.
Ukradkowe wymknięcie się z pałacu nie
stanowiło dla niego problemu. Ojciec nigdy nie zwracał na niego większej uwagi,
zajęty był własnymi sprawami. Nowy generał przysłany na Landare dopiero
zapoznawał się z sytuacją na planecie. Ladvarian zawsze przebierał się, by bez
trudu wmieszać się w tłum. W Starej Dzielnicy nikt nie zwracał uwagi na małego
chłopca w łachmanach wałęsającego się po ulicach. Czasem jakaś staruszka
litowała się nad nim i dawała świeżo upieczoną bułeczkę, jednak nikt nie
widział w nim syna Peytona.
Teraz miał ochotę posunąć się dalej.
Postanowił wybrać się na przeklętą górę wznoszącą się nieopodal Starej
Dzielnicy. Ojciec zabronił mu tam chodzić, twierdząc, że to niebezpieczne
miejsce. Ladvarian chciał dowiedzieć się, ile z tego, co mówił było prawdą.
Ostatnie gatunki dzikich bestii zamieszkujących kamienne równiny nie
podchodziły tak blisko miast. Trzymały się blisko własnych siedlisk. Więc co
mogło kryć się wśród skał?
Biegł szybko, starając się jak najszybciej
wydostać z Nowej Dzielnicy, by znów poczuć kamień pod bosymi stopami. Nie mógł
oprzeć się myśli, czy nie posunąć się jeszcze dalej. Mógłby opuścić stolicę i
wybrać się do innego z miast Landare, by tam rozpocząć nowe życie. Na zawsze
uwolnić się od ojca i piętna, które otrzymał w dniu narodzin. Myśl kusząca,
jednak wymagała dokładniejszych planów.
Postanowił wybrać okrężną drogę, by ominąć
najbardziej zaludnioną część Starej Dzielnicy. Wolał przejść przez ruiny, które
dawno temu musiały być majestatycznymi budynkami. Zastanawiał się, dlaczego
zostały opuszczone i zniszczone. Po co ktoś budował te kolorowe szkarady z
metalu, skoro mógł mieszkać tutaj? Postanowił, że dowie się tego, nawet jeżeli była
to jedna z rzeczy zakazanych.
Nagle usłyszał czyjeś krzyki. Nie
dochodziły z daleka. Postanowił sprawdzić ich źródło. Może ktoś potrzebował
pomocy? W końcu wypadki zdarzyć mogą się wszędzie, a ludzie mieszkający tutaj
byli znacznie milsi i pomagał im z większą przyjemnością.
Zbliżał się ostrożnie, nie wiedząc, co może
go czekać. Gdy znalazł się całkiem blisko, zorientował się, że miał do
czynienia z większą grupą ludzi. Powoli wychylił się zza kawałka skały, który
prawdopodobnie kiedyś był ścianą.
Zobaczył sześciu chłopców. Pięciu z nich
ustawiło się w kręgu. Od razu zorientował się, że byli Landarczykami. Na
dodatek pochodzącymi z zasłużonych rodzin, o czym świadczyły ich dobrej
jakości, zadbane ubrania. Ostatni z nich klęczał na ziemi wewnątrz okręgu trzymany
przez jednego z tamtej piątki, by nie mógł się ruszyć lub wyrwać. Kurtyna
jasnych włosów zasłaniała mu pół twarzy i opadała na ramiona. Lniana, połatana
koszula była rozdarta w kilku miejscach. Nie umknęło uwadze Ladvariana, że miał
rozciętą skórę przy skroni. Krew ściekała na pierś, niemal całkiem zalewając
jedno oko.
Obcy, była to pierwsza myśl, która przyszła
mu do głowy. Jednak oni stanowili elitę społeczną, a ten ewidentnie należał do
plebsu.
– Co, mieszańcu, zaczniesz w końcu błagać
nas o wybaczenie? – zawołał jeden z napastników.
Splunął w twarz swojej ofierze. Jasnowłosy
chłopak nie zrobił nic, lecz nie umknęło uwadze księcia, że zacisnął mocniej
pięści.
– Rozumiem, jeszcze ci mało – zakpił. –
Ktoś taki jak ty nie ma prawa zabierać mi mojego miejsca. Mieszańcy nie mają
prawa ćwiczyć razem z prawdziwymi Landarczykami. Nie mają prawa nosić miecza.
Możesz co najwyżej być moim niewolnikiem i robić tylko to, na co ci pozwolę.
Kopnął klęczącego w brzuch. Tamten zgiął
się w pół pod wpływem uderzenia, jednak natychmiast wyprostował się. Jednemu z
kolegów napastnika nie spodobało się to, bo już po chwili uderzył go w twarz. Z
nosa zaczęła płynąć strużka krwi.
– Masz ostatnią szansę, mieszańcu.
Zrezygnujesz z treningów i awansu do wyższej grupy dobrowolnie, czy mam cię
pobić tak, że nigdy nie dojdziesz do siebie?
– Zostawcie go! – wrzasnął Ladvarian,
wychodząc z ukrycia. Zdołał zorientować się, że jasnowłosy chłopak nigdy nie
podda się ich woli.
– Spieprzaj stąd, dzieciaku – prychnął
jeden z napastników. – Inaczej dołączysz do mieszańca.
– Co on wam zrobił?
Nikt go nie słuchał. Jeden z chłopców
natarł na niego, jednak Ladvarian bez trudu zrobił unik, kopiąc go przy tym w
kolano. Był tak niski, że musiał radzić sobie na inne sposoby. Landarczyk padł
na twarz, jęcząc z bólu. Łzy stanęły mu w oczach.
– Zapłacisz za to, smarkaczu! – wrzasnął
przywódca bandy.
Ladvarian westchnął zrezygnowany, patrząc,
jak tamten biegnie w jego stronę. Uśmiechnął się, zastanawiając się, czy w
ogóle pomyślał, jak ma zamiar go trafić. Pewnie nie, głupcy nigdy nie myśleli.
Tego nauczył się od ojca.
Usunął się z drogi w ostatniej chwili,
przywódca zachwiał się, gdy jego pięść trafiła w powietrze zamiast w rywala.
Książę nie potrafił ukryć rozczarowania, że i ten nie był przeciwnikiem na
poziomie. Uderzył go w brzuch, nie wkładając w cios zbyt dużej siły, by nie
spowodować trwałych okaleczeń. Chłopak padł na ziemię, rzygając na własne
kolana. Jęczał, starając się coś powiedzieć, jednak Ladvarian stracił nim
wszelkie zainteresowanie.
Spojrzał na pozostałą trójkę, nie ukrywając
groźby w spojrzeniu. To zawsze działało na takich głupców, którzy myśleli, że
są nie wiadomo jak potężni i niepokonani. Szczególnie, gdy najpierw
zademonstrował cząstkę swych możliwości.
– Zabierzcie stąd swoich kumpli. I jeżeli
jeszcze raz przyłapię was na znęcaniu się nad innymi, nie będę tak łagodny.
Oprawcy bez sprzeciwu spełnili jego
polecenie. Mógł założyć się, że nie chcieli dołączyć do pozostałych i leżeć na
ziemi we własnych rzygach i jęczeć.
Ladvarian podszedł do jasnowłosego chłopca.
Oderwał kawałek materiału z koszuli, by wytrzeć mu krew płynącą z nosa i
skroni.
– Co im zrobiłeś? – zapytał, nie zwracając
uwagi na daremne próby odsunięcia się tamtego.
– Nic – odpowiedział, wstając i udaremniając
księciu wytarcie reszty krwi. Ladvarian był za niski, by dosięgnąć. Jasnowłosy
ruszył z miejsca, nie zwracając uwagi na wybawcę.
– Nie wyglądało mi to na nic – nie dawał za
wygraną, idąc tuż za nim.
– Co się tak uparłeś? Dla ciebie nie ma to
żadnego znaczenia – mruknął niezadowolony. – Kim ty w ogóle jesteś?
– Dla ciebie nie ma to żadnego znaczenia –
powtórzył jego słowa, co nie spodobało się jasnowłosemu chłopcu.
– Dziękuję za pomoc, ale nie mam zamiaru
nic ci wyjaśniać. I przestań za mną łazić, nie potrzebuję ochrony, by dojść do
domu.
– Nie wyglądasz na takiego, który nie dałby
sobie z nimi rady – zauważył, nie zwracając uwagi na jego słowa. Chciał
wiedzieć, czy gdy spotka tamtych w przyszłości, ma dołożyć im jeszcze bardziej.
Zresztą tutaj nikt nie rozpoznawał w nim księcia, więc był bezkarny.
– A ty wyglądasz na takiego, który wszędzie
wtyka nos, chociaż nikt go o to nie prosi. Nie mam pieniędzy, by zapłacić ci za
ratunek, więc się odwal.
– Nie chcę pieniędzy.
Skręcili w jedną z zamieszkałych uliczek.
Ladvarian domyślał się, że pewnie tutaj mieszka jasnowłosy chłopak i w ten
sposób chce pozbyć się jego obecności i nie odpowiadać na kłopotliwe pytania.
Zresztą, zawsze mógł tu wrócić w przyszłości. Nie powie teraz, to powie
później. Żaden kłopot.
– Falonarze! – krzyknęła jakaś kobieta
pieląca grządki warzywne w ogródku.
Trochę niezgrabnie przeskoczyła przez niski
płotek i podbiegła do jasnowłosego chłopca. Wyjęła z kieszeni chustkę i zaczęła
ocierać mu twarz, by pozbyć się reszty krwi. Było to dość mozolne zadanie, bo
zdążyła już zaschnąć.
– Nic mi nie jest, mamo. – Próbował jej się
wyrwać, ale kobieta była nieugięta.
Ladvarian stanął w oddali, przyglądając się
scenie. Nie mógł uwierzyć, że chłopak tak bardzo chce się wyrwać. On oddałby
wszystko, aby ktoś kiedyś zachował się tak w stosunku do niego. Ale jego matka
nie żyła.
Nagle kobieta odwróciła zatroskaną twarz od
syna i spojrzała na niego. Zmarszczyła brwi, jakby próbowała coś sobie
przypomnieć. Po chwili na jej twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia. Zrobiła dwa
kroki w przód i uklęknęła przed nim, pochylając głowę.
– Książę, nie poznałam cię od razu.
Ladvarian miał ochotę zapaść się pod
ziemię. Jakim cudem ta kobieta zdołała go rozpoznać? Nie wiedział, jak ma się
zachować. Zresztą, nigdy nikt nie okazywał mu takiego szacunku.
– Nie wiem, jak mam ci się odwdzięczyć za
pomoc synowi.
– Nie, proszę… - zaczął Ladvarian, jednak
kobieta nie pozwoliła mu dojść do słowa.
– Książę, może zechcesz zjeść z nami?
Upiekłam jabłecznik. Nie może równać się z posiłkami w pałacu, ale nie wiem, co
innego mogłabym dla ciebie zrobić.
– Dobrze – odpowiedział pospiesznie. Jakie
miał inne wyjście?
Kobieta uśmiechnęła się serdecznie i
wstała. Ruszyła w stronę domu.
– Wybacz mi, nie wiedziałem, książę –
odezwał się jasnowłosy chłopak, pochylając głowę.
– Zamknij się.
Szlag niech to trafi. Miał nadzieję, że
kobieta nie zawiadomi nikogo i nikt z pałacu nie dowie się o jego przechadzkach
po Starej Dzielnicy.
~ * ~
Ladvarian nie spodziewał się, że pierwszy
grupowy trening okaże się taki… No właśnie, wręcz zabrakło mu słów na
określenie tego, w czym został zmuszony brać udział. Z chęcią wycofałby się do
pałacu, gdy tylko dotarł na plac treningowy.
Dwójkę chłopców rozpoznał bez trudu. Jednym
był jasnowłosy Falonar, drugim jeden z jego oprawców. Na szczęście obaj
zachowywali się tak, jakby widzieli go pierwszy raz w życiu. Zastanawiał się,
czy ten drugi w ogóle rozpoznał w nim tego małego, brudnego chłopca w
łachmanach, który przeszkodził mu w wymierzeniu sprawiedliwości. Miał nadzieję,
że nie, bo inaczej różnie mogłoby się to dla niego skończyć.
Zastanawiał się, dlaczego w ogóle został
dołączony do tej grupy, skoro tamten w ogóle nie dorastał mu do pięt. Później
bez trudu zorientował się, że był on jedynie pionkiem w rękach innego chłopaka,
prawdopodobnie dużo starszego, sądząc po posturze.
Największy szok przeżył, gdy zobaczył
Falonara w starciu. Kogoś tak dobrego jeszcze nigdy nie spotkał. Ojciec
powtarzał mu, że był jedynym tak silnym Landarczykiem, jednak teraz miał dowód
na to, że się mylił. Niezmiernie go to zaintrygowało i postanowił sprawdzić
wszelkie informacje odnoście Falonara. Tym bardziej, że mieszańcy rzadko kiedy
osiągali tak wysoki poziom.
Żałował, że mistrzowie nie pozwolili
zmierzyć mu się z Falonarem, a przydzielili do pary przywódcę grupy, któremu
wiele brakowało do zdolności tamtego. Miał nadzieję, że następnym razem się to
zmieni. A jak nie to zamieni z ojcem dwa słowa na ten temat. Prawie zawsze
dostawał to, co chciał i tym razem miał zamiar to wykorzystać. Nasłucha się
przy tym całej litanii obelg, ale jakoś to przeżyje przez wzgląd na nagrodę.
Po zakończonym treningu całkowicie
zignorował mistrzów, którzy zapewne mieli mu coś do powiedzenia. To samo zrobił
z pozostałymi Landarczykami próbującymi go otoczyć, by spędził z nimi trochę
czasu. Pewnie później rozpowiadaliby o tym jakieś wyssane z palca banialuki i
wszystko podkoloryzowali.
Falonar już wychodził z placu treningowego,
gdy Ladvarian pozbierał swoje rzeczy i pobiegł w jego stronę. Taka szansa mogła
się więcej nie powtórzyć, a im szybciej zacznie wprowadzać swój plan w życie
tym lepiej. Zresztą, koniecznie chciał się z nim zmierzyć. Nieważne czy podczas
oficjalnego treningu, czy gdzieś na boku. To drugie nie przystało księciu, lecz
nigdy nie przejmował się głupimi prawami. Zrównał się z nim, ale chłopak zdawał
się nie dostrzegać jego obecności.
– Świetnie sobie radziłeś na treningu –
zaczął, nie mogąc dłużej znieść milczenia.
– Dziękuję, książę.
Uprzejma, krótka odpowiedź, a potem dalsze
milczenie i zawziętość malująca się na twarzy. Westchnął zrezygnowany, już
wolał być upierdliwym dzieciakiem wtykającym nos w nieswoje sprawy.
– Powiesz mi w końcu, dlaczego na ciebie
napadli – nie dawał za wygraną. Musiał wiedzieć, czy podczas kolejnego treningu
ma porządnie upokorzyć przywódcę tej bandy. To zwykle działało i taki delikwent
znacznie tracił w oczach mistrzów. Prawdopodobnie wtedy jako partnera
przydzieliliby mu Falonara.
– Ja… – zaczął, ale po chwili urwał.
Ladvarian bez trudu zorientował się, że
wewnątrz niego toczyła się walka o to, czy powiedzieć, czy jednak nie. Na twarzy
obmalowały się najróżniejsze, targające chłopakiem emocje, których nie potrafił
ukryć. Czekał, dając mu czas do namysłu. Wiedział, że w jego przypadku lepiej
poczekać, niż niepotrzebnie naciskać.
– Ponieważ mistrzowie zdecydowali, że ja
także przeniosę się do wyższej grupy. Oznajmili, że przekroczyłem poziom klasy
średniej…
– To dobrze o tobie świadczy. W czym
problem? – powiedział Ladvarian, nie mogąc zrozumieć, dlaczego w brązowych
oczach Falonara dostrzegł jedynie wstyd.
– Bo ośmieliłem się przyćmić sukces Edrick.
Jak stwierdził, tylko prawdziwi Landarczycy mają prawo awansować do wysokiej
klasy. Mistrz, który podjął tę decyzję nie pochodził stąd, więc uznali, że mnie
faworyzuje. Miałem dobrowolnie zrezygnować z tego zaszczytu, bo…
– Bo co? – nalegał Ladvarian.
Złość zaczęła się w nim kumulować i szukać
ujścia na zewnątrz. Miał ochotę wrócić na plac treningowy i porządnie przyłożyć
tym pustym dupkom, którzy zachowywali się jak rozkapryszone bachory, nie
wojownicy wysokiej klasy.
– Nic takiego, książę.
Nic takiego, prychnął w duchu Ladvarian.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że było to jednak coś poważnego. Zastanawiał
się, co mogło sprawić, że chłopak z tak ogromnym talentem postanowił poddać się
bez walki.
– Z jakiej rasy pochodził twój ojciec? –
zapytał Ladvarian, nie mogąc się powstrzymać. Obcy, którzy przylatywali na
Landare, by się osiedlić nigdy nie byli wykwalifikowanymi wojownikami,
zazwyczaj w ogóle nie wiedzieli, jak poprawnie posługiwać się bronią.
– Mój ojciec był półkrwi, książę –
odpowiedział, a jego twarz wykrzywiła się, jakby samo wspomnienie o nim
sprawiało mu ogromny ból. – Nie wiem, krew jakiej rasy płynie w moich żyłach.
Nigdy nie zapytałem o to ojca. Matka też o tym nie wspominała, może sama nie
wiedziała.
Ladvarian stanął jak wryty, bo dotarło do
niego, z kim ma do czynienia. Falonar musiał być synem Zevrana. Elitarnego
wojownika, który przyniósł ogromną sławę Landare, zanim nie postanowił
przeciwstawić się Vrieskasowi, co uznawane było za zdradę. Przynajmniej w
oczach innych, bo książę tak na to nie patrzył. Był za młody, aby pamiętać tego
wojownika, ale przysiągł sobie, że on nie pozwoli zniewolić się przez tyrana.
Będzie kontynuował dzieło Zevrana, jednak na swój sposób, by nie zostać od razu
zabitym.
Jak widać Falonar miał co do tego inne
zdanie, więc wolał nie wspominać więcej jego ojca. Przynajmniej na razie.
– Może chciałbyś udać się ze mną na
przeklętą górę? – zagadnął, chcąc zmienić temat.
– Po co chcesz tam iść, książę?
– Zobaczyć ją z bliska. Może skrywa jakieś
tajemnice. Nie wydaje ci się dziwne, że u jej stóp pozostały ruiny, że nikt nie
chce się do niej zbliżyć, a przecież można by ją było jakoś wykorzystać.
Falonar zatrzymał się i spojrzał na niego z
niedowierzaniem. Ladvarian zastanawiał się, czy coś mu umknęło. Miał wrażenie,
że wyszedł na głupka, chociaż nie wiedział, dlaczego miałoby się tak stać.
– Nie wiesz, książę? Kiedyś na górze stał
zamek królów. Później został zniszczony przez Vrieskasa i wybudowano drugi w
Nowej Dzielnicy.
– Skąd to wiesz? – zapytał zdziwiony Ladvarian.
Nawet on nigdy nie słyszał tej historii, mimo że dotyczyła bezpośrednio jego
rodziny.
– Matka mi opowiadała. Zna bardzo rozległą
historię Landare. Myślałem, że w pałacu też tego uczą.
– To tym bardziej musimy tam iść –
postanowił, a oczy zabłysły mu z ekscytacji na myśl o tym, co mogą znaleźć na
przeklętej górze lub w starych ruinach. – A później poprosisz matkę, aby mi też
o tym opowiedziała. Inne historie też, jeżeli nie będzie mieć nic przeciwko
temu. W drogę! – zdecydował z entuzjazmem.
Ruszył biegiem, a Falonar po raz pierwszy
podążył za nim.
~ * ~
Rozdział bardziej o
przeszłości. Mam nadzieję, że żadne błędy się nie wkradły (a przynajmniej nie w
zatrważających ilościach), bo jestem trochę chora i wtedy to różnie bywa.
Wszelkie zaległości
nadrobię jeszcze dzisiaj.
W przyszłym tygodniu nie
spodziewajcie się po mnie dużej aktywności, bo cały tydzień zawalony mam
różnego rodzaju zaliczeniami. Wszystko ponadrabiam w weekend.
Ladvarian nie zmienił się tak bardzo od dzieciństwa :) Wciąż jest tym dzieciakiem, który wszędzie wtyka nos i nie potrafi usiedzieć na miejscu. PIęciolatek, który pokonuje starszych od siebie chłopaków w liczbie pięciu (dobra częsć się wystraszyła, ale jednak)... jej to by było coś. Niezły był juz jako taki mały gówniarz. Tylko szkoda, ze tak mało w tym pięiolatku było dziecka. Tak naprawdę miał w sobie wiele z raczej podrostka niż dzieciaka. SZkoda.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem skąd takie negatywne nastawienie ojca do syna. Ladvaian był niski i chyba na tym jego wady się kończyły. A wróć - był jeszcze niepokorny, ale dla osoby, która miała przejąć władzę (choćmy symboliczną) to dobrze. NIe wiem za małe robił postępy? Też na to nie wygląda? Czy może przypominał mu żonę? Chociaż Peyton jakoś nie kojarzy mi się z jakimikolwiek ciepłymi uczuciami - nie wiem czemu ale wydaje mi się potwornie wyrachowany.
No i to spotkanie z Falonarem i ta różnica miedzy nimi. Byli swoją odwrotnością, co jeden mił tego drugiemu brakowało i świetnie się uzupełniali już wtedy. Szkoda tylko, że zza krzaka nie wyskoczył Kaelas :) Ciekawe jaką by miał minę, pewnie odwaliłby jakiś numer - znajac jego charakterek.
No i matka Falonara poznała księcia! Kurczę ta kobieta to był anioł. Wspaniała matka, a jeszcze lepszy człowiek. Tak naprawdę to chyba jej historie ukształtowały Ladvariana i to jej zawdzięcza tak wiele. To daje jeszcze większą świadomość bólu jaki musiał odczuwać Ladvarian, gdy wykonywał wyrok na niej. Ehh, szkoda jej, ale innego wyjścia chyba nie było.
A no i wiadomo, że Peyton nie zawsze leżakował, udając chorobę! Jej co ten typ znów wymyślił? Czy on wogóle zastanawia sie nad własnym ludem? Chyba wcale...
No i Zevran! Kurczę cały ten wątek z nim jest strasznie ciekawy, a tak naprawdę niewiele o nim wiadomo. Jedni gadaja tak, inni inaczej i co tu teraz myśleć. Jego jedyne "wystąpienie" to duch podczas próby Kaelasa. Bardzo mnie ciekawi jaki był prawdziwy Zevran. I co on sobie myślał? Miał zonę i małe dzieci, był świetnym wojownikiem i wiedział, co grozi mu za zdradę. Aż dziw, że podjał takie ryzyko. Szalenie fascynująca postać.
No to ja poczekam do następnego (może znów sypniesz czymś z worka?), pozdrawiam.
Następny będzie kontynuacją wydarzeń na Berkayu, ale w najbliższej przyszłości pojawi się też co nieco o przeszłości RM19 i Kendappy (w końcu się kobieta doczeka i czytelnicy nie dający mi spokoju).
UsuńCały czas zastanawiam się nad kwestią Zevrana i możliwe, że kiedyś doczeka się swojego pięć minut i ktoś opowie jego historię (albo on sam, jak na coś dłuższego mnie najdzie).
Tak, matka braci w dużym stopniu doprowadziła do tego, że Ladvarian stał się takim człowiekiem, bo Peyton wychowaniem syna niezbyt się przejmował, a już szczególnie nie w kwestiach historii i tym podobnych. Ten bardziej zajęty był sobą niż czymś pożytecznym i związanym z podległym mu ludem.
A teraz to ja się zastanawiam, gdzie mi jeden fragment związany z przeszłością wcięło. Chyba że mi się przyśniło, że go pisałam, co też może być możliwe.
Ciekawe co też zamierzasz zaserwować o towarzyszach Kaelasa - poczekamy, zobaczymy. Szczególnie rzeczywiście jestem ciekawa Kendappy, bo o RM19 trochę już wiadomo, a Kendappa to w większosci czarna dziura.
UsuńJa jestem za! Kurczę fajna z niego postać jak dla mnie możesz go nawet wskrzesić ;)
Co też ten Peyton robił to jest dopiero zagadka... Poddanych miał gdzieś, syna to samo, to, co puszczał się czy paznokcie piłował? Facet jest irytujący i sama się zastanawiam jaki cudem ten Ladvarian wyszedł na ludzi.
A o jaki fragment chodzi? Powiedz chociaż o kim... Jak znam mój pech, to pewnie ukradło ten z największą ilością informacji :(
Myślę, że fragmenty o Kendappie się spodobają, chociaż po końcówce, kto wie czy nie czekać mnie będzie jakiś lincz.
UsuńW tym zagubionym fragmencie nic istotnego nie było, bo to miało objętość góra trzech akapitów i chodziło głównie o wpływ Selyse na wychowanie Ladvariana i na to, jakim stał się człowiekiem.
Eee tam od razu lincz... Najwyżej się trochę pomarudzi :) Zrobiłaś mi chętkę na ten rozdział.
UsuńCzyli nie było tak źle. Chciaż mi tak szkoda
:( Zawsze byłoby więcej.
Mnie się podobało :) Lubię retrospekcje.
OdpowiedzUsuńCzy mi się wydaje, czy ta sytuacja była już opowiedziana raz, tylko z perspektywy Falonara? Jak go bili i przyszedł książę? A może to było co innego, tylko podobnego...? Hmmm, teraz jak się nad tym zastanowię, to było chyba tak, że Kaleas to podglądał i chciał mu pomóc... Chyba tak to było.
Ladvarian jakoś szybko się zorientował, że Falonar jest synem tego legendarnego wojwnika... Jakoś to mi zgrzytnęło.
Początek skojarzył mi się z książką, którą niedawno przeczytałam "Obcy" - tam bohater był w więzieniu i początkowo nie wiedział jak zabić czas, ale gdy "nauczył się wspominać, już się nie nudził". Tak mi się skojarzyło, bo Ladvarianowi też się nudziło, więc zaczął przypominać sobie jak poznał Falonara. Tylko czy te wspomneinia do czegoś doprowadzą? W sensie do jakiś konkretnych wniosków?
I coś mi się wydaje, że Ladvarian lubił matkę Falonara :D A to jak go rozpoznała - haha, supraaaajs xD
Pozdrawiam i powodzenia na zaliczeniach, sesji itd :)
Te wspomnienia akurat do niczego szczególnego nie doprowadzą. Tak mnie naszło na to pierwsze, które (nie wiem, jakim cudem) rozlazło się do takich rozmiarów, że zrobiłam z całości osobny rozdział.
UsuńTamten fragment to nie był ten sam tyle że z perspektywy Kaelasa. W tamtym nie występował Ladvarian i bohaterowie byli starsi o kilka lat. W końcu pięcioletniemu Kaelasowi jeszcze można wybaczyć głupotę, ale nieco starszemu już trudniej.
Nad tym fragmentem, gdy zorientował się, kim jest Falonar jakoś specjalnie się nie zastanawiałam, bo to bez znaczenia dla ogólnej fabuły, ale może jak znajdę czas uda mi się to jakoś przeredagować.
I (nie)dziękuję ;)
Fajnie, że wróciłaś do przeszłości. To bardzo urozmaiciło całą Twoją opowieść. Chyba najlepszym sposobem na nudę jest przeniesienie się w świat wspomnień, przeanalizowanie tego wszystkiego jeszcze raz.. wiem coś o tym :-) Falonar był niezwykłym wojownikiem. Bójka z elitą, pokazała, że walczył o swoje i chciał się piąć w górę nie zważając na społeczne aspekty. Cóż za nowoczesność. Zgadzam się z powyższymi, że Ladvarian był wścibski, ale może to zbyt ostro powiedziane. Lepiej ciekawski. Zawsze zazdrościłam ludziom, którzy potrafią wypytać każdego o wszystko, a sami na swój temat milczą. Wydaje się, że świat stoi przed nimi otworem. :-) Dzięki, że wpadłaś na mojego nowego bloga, uważam, że będzie lepszy. Wciąż się doskonalę. I witam w klubie, bo mnie też coś ostatnio rozłożyło. Taki okres grypowy, cóż na to poradzić. Pozdrawiam i życzę Ci powodzenia na zaliczeniach. Na pewno sobie dobrze poradzisz. :-)
OdpowiedzUsuńTaki mam nawyk, że czasem lubię napisać jakieś fragmenty o przeszłości. Czasem pozwala mi to też poukładać niektóre wydarzenia z życia bohaterów.
UsuńFalonar zalicza się do ludzi ambitnych i na pewno nigdy nie spocząłby na laurach, ciągle dąży do tego by się doskonalić i być coraz lepszym.
I (nie)dziękuję ;)
Lubię takie wspominki, a już szczególnie te, które pochodzą z przeszłości Ladvariana. Fajnie poczytać o jego dzieciństwie, a także o pierwszym spotkaniu z Falonarem oraz jego matką. To urozmaiciło całą opowieść.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że mężczyzna uciekł w świat wspomnień, gdy dopadła go nuda. To ciekawe zajęcie.
W sumie to on dalej jest takim ciekawskim uparciuchem, tylko że nieco doroślejszym ;)
Podobało mi się to jak stanął w obronie Falonara, mimo że miał przeciwko sobie przeciwnika, który posiadał przewagę liczebną. No, ale spisał się na medal. Kurczę, dzieciak pokonujący z taką łatwością starszych od siebie chłopców - niesamowite. Trochę się dziwię, że jednak Falonar się im nie przeciwstawił, bo mógł to zrobić, ale widocznie miał swoje powody. No, ale przez to wydarzenie mamy piękną przyjaźń, która trwa już dobre kilka lat ;)
Ogólnie bardzo mi się podobało i już czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam i życzę powodzenia na wszelkich egzaminach :)
Upór to cecha, której Ladvarian nigdy by się nie pozbył. W końcu zawsze musiało być po jego myśli ;)
UsuńFalonar miał swoje powody, by dać się tak potraktować, ale roztrzepanemu, ciekawskiemu dzieciakowi przecież nic nie powie, a później skargi do księcia też mogą wyglądać dziwnie. Chociaż Ladvarian z chęcią by poznał prawdę.
I (nie)dziękuję :)
FANTASTYCZNY BLOG I ZDJĘCIE W TLE <3 by the way... polecam swojego bloga, mam nadzieję, ze się wam spodoba ;)
OdpowiedzUsuńszmaragdowytalizman.blogspot.com
Bardzo lubię takie wstawki wspomnieniowe, cieszę się, że takowy rozdział zamieściłaś, gdyż dzięki temu mam lepszy obraz przeszłości bohaterów, no i wiem już, jak Ladvarian i Falonar się poznali, a ciekawiło mnie to od pewnego czasu.
OdpowiedzUsuńLadvarian musiał się strasznie nudzić, tak ciągle leżąc, a wspominanie zawsze stanowi pewnego rodzaju rozrywkę. Ale fajnie, że już jako dziecko nie był jakiś rozpieszczony i zadufany w sobie, a był normalnym chłopcem, któremu jednak nie poświęcano zbyt wiele uwagi, a tylko od niego wymagano. On jednak chodził własnymi ścieżkami i zwiedzał sobie miasto, z czego ojciec pewnie nie byłby zachwycony, gdyby się dowiedział. Musiał też być odważny, skoro nie bał się postawić kilku starszym chłopakom w obronie jasnowłosego. Falonar jeszcze wtedy był dość opryskliwy, póki nie dowiedział się, kim tak naprawdę jest jego wybawiciel. Pewnie później ich stosunki się poprawiały, aż doszły do obecnych, jednak Falonar wciąż mimo wszystko pozostawał uległy, po ostatnich rozdziałach jednak mam na tą relację zupełnie inne spojrzenie i teraz już nie uważam tego za takie wazeliniarstwo i uległość, jak myślałam na samym początku.
Jak zwykle podobały mi się opisy i rozdział przeczytałam bardzo szybko mimo jego dość znacznej długości. Nie mniej jednak, masz dobry styl i fajnie się czyta. Jednak nie umiem się doczekać powrotu do Kaelasa i jego towarzyszy, bo już ich bardzo dawno nie było ;P.
Dziękuję :)
UsuńLadvarian to typ, którego od razu ogarnia nuda, gdy każą mu dłużej niż dziesięć minut siedzieć w miejscu i nic nie robić. Gdyby od niego to zależało, to już wybrałby się na spacer po okolicy.
Ladvarian został tak wychowany, by nie znać strachu. Zresztą od zawsze powtarzano mu, że nie ma sobie równych, więc nie widział problemu.
Z góry przepraszam za moją nieobecność i to spóźnienie, ale strasznie cisną mnie w szkole. Ciągle tylko matura i matura. Do tego jeszcze zdaję z innych przedmiotów niż mam na rozszerzeniu, więc moja bajka to jednak koszmar. Nie wiem już nawet jak się nazywam :/
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dodałaś wspomnienie. Sporo się dowiedziałam i oczywiście cieszę się, że się wybudził, choć wiadomo, że regeneracja trochę potrwa. Teraz wiem już jak się poznali, a to utwierdza mnie w moim przekonaniu, które towarzyszy mi od poprzednich rozdziałów.
Czasem trzeba słuchać innych. Przyjaźń to bardzo dużo, wiem o tym, sama cieszę się podobną relacją z moim cudownym Aleksandrem, choć nie przekształca się ona w nic innego. A tu jest inaczej.
Nie jestem pewna czy Folonar powinien się przyznać. Zrobienie tego przed samym sobą to już jest przejaw odwagi, ale czy nie ryzykowałby przyjaźni jeśli powiedziałby o tym Ladvarianowi? To nie mój świat, więc nie wiem. Aczkolwiek miłość jest dziwnym zjawiskiem. Kto wie co przyniosą ze sobą nowe dni?
Dodam jeszcze tylko, że ostatnie zdanie było świetne. Proste, ale poruszające. Przeczytałam je na głos dziesięć razy. "Ruszył biegiem, a Falonar po raz pierwszy podążył za nim." Piękne. Naprawdę.
Doskonale rozumiem, ja też mam teraz urwanie głowy i ten tydzień z chęcią wyrzuciłabym z kalendarza.
UsuńDziękuję :)
Na chwilę obecną na miejscu Falonara nie ryzykowałabym tej przyjaźni, bo Ladvarian mógłby różnie zareagować i to wcale nie musiałoby się dobrze skończyć. A w przyszłości jeszcze wiele może się zdarzyć i wszystko zależy od tego czy obecna wersja, którą mam w głowie się sprawdzi, czy wpadnę na coś nowego ;)
Dziękuję za rady w sprawie akapitów :) Bardzo pomogłaś :)
OdpowiedzUsuńLadvarian nie miał dzieciństwa, przynajmniej tak z tego wynika. To przykre, ale cieszę się, że mimo to nie został jakimś tyranem, któremu zależy wyłącznie na walce. Posiada w sobie jakieś dobro. To miłe, że stanął w obronie Falonara. Sam przeciwko kilku. Trzeba być naprawdę odważnym. Może i był znakomity w walce, ale mimo wszystko ich było więcej. Falonar też nie miał łatwo. Musiało mu być ciężko, skoro inni go nie chcieli zaakceptować. A właśnie... jakiej rasy miał geny jego ojciec? Mam nadzieję, że kiedyś to się wyjaśni, bo jestem strasznie ciekawa. :)
OdpowiedzUsuńNa pewno najbardziej na takiego człowieka wykształciła go matka Falonara i Kaelasa, dzięki wielu opowieściom odnośnie kultury i historii, bo Peyton do tego się nie kwapił.
UsuńSzczerze powiedziawszy, to na dzień dzisiejszy nie wiem dokładnie, z jaką rasą skrzyżowany był Zevran (na razie nic znajomego). Jeżeli kiedyś będę rozwijać jego historię, to na pewno zostanie to powiedziane.
Lubię retrospekcje, zawsze można w nich odnaleźć początki i przyczyny dalszych wydarzeń :>
OdpowiedzUsuńCiekawość i krnąbrność księcia doprowadziła do zrodzenia się prawdziwej przyjaźni. Kto wie, czy gdyby nie to i późniejsze opowieści matki Falonara o Landare, książę tak bardzo chciałby obalić tyrana. Przy swoim ojcu być może wyrósłby na zwykłego ignoranta, bezmyślnie mu służącemu.
Już wiem, co tak irytuje mnie do początku w Falonarze. Nigdy nie potrafi się postawić i zawalczyć o swoje. Szkoda, że znajduje w sobie tyle powodów, by uważać się za gorszego/innego od reszty, zwłaszcza, że nie ma na to wpływu. Powinien w końcu zaakceptować samego siebie takim, jaki jest. Zupełna odwrotność swojego brata, który uważa się za nie wiadomo kogo, czym też często przesadza.
Ktoś wyżej wspomniał, że ostatnie zdanie jest piękne i ja się pod tym podpisuję.
Pozdrawiam serdecznie!
Ja też lubię je pisać. Zawsze można sobie dokładnie poukładać w głowie niektóre wydarzenia z przeszłości bohaterów ;)
UsuńWydaje mi się, że gdyby nie wpływ Selyse, to dalsze życie Ladvariana potoczyłoby się zupełnie inaczej. Nie byłby bezmyślnym służącym ojca, bo w końcu pobyt na Yaskas nauczyłby go wiele, ale o obaleniu kogokolwiek pewnie nie byłoby mowy.
Strasznie podobał mi się ten rozdział. Fajnie, że ukazałaś nam wspomnienia księcia, kiedy poznał po raz pierwszy Felonara. Dość drastyczne tamci potraktowali chłopaka, trochę mnie to zdziwiło, że nie poradził sobie z nimi, skoro miał takie umiejętności w walce. Zastanawiam się, dlaczego książę musiał zainterweniować? I fajnie, że już na pierwszych treningach z grupą, zaprzyjaźnił się z Felonarem i dał popalić drugi raz tamtemu dowódcy, no i że go nie rozpoznał.
OdpowiedzUsuńCzekam już z niecierpliwością na ciąg dalszy. Nie wiem czemu, ale tęsknie już za Kaelasem, Kendappą i RM19 :)
Pozdrawiam:*
Dziękuję :)
UsuńGdyby chciał, to Falonar poradziłby sobie z nimi, jednak wydarzyło się coś, co kazało mu trzymać nerwy na wodzy i pozwolić na wszystko.
Tamtym nigdy nie przyszłoby do głowy, że książę może chodzić w łachmanach, więc mu się upiekło ;)
Został już ostatni rozdział o Ladvarianie, a potem już Kaelas i jego kompani.
Uwielbiam rozdziały z wspomnieniami ^^ Lubię czytać o dzieciństwie bohaterów, o ich przeszłości.
OdpowiedzUsuńCo jak co, ale książę był strasznie ciekawski ;D I musiał bardzo lubić matkę Falonara, która była dla niego wyjątkowo miła. Dodatkowo ona jako jedyna opowiadała mu historie, które najwyraźniej były zakazane.
Zawsze było mi bardzo szkoda Falonara, że zawsze na świecie znajdą się tacy idioci, którzy ze względu na bycie innym będą gnębić człowieka do końca życia. Jaka szkoda, że nigdy nie pokazał im, na co go stać.
Ale jaki Falonar musiał być zaskoczony, gdy połapał się, kim jest ten upierdliwy dzieciak xD
Jaka szkoda, że został jeszcze jeden rozdział o Ladvarianie. Znowu będzie mi go brakować ;)
Pozdrawiam!
Świetny rozdział. Ladvarian trafił do grona moich ulubionyg postaci z Twojego opowiadania ; D Fajny był z niegi dzieciak, a jego upór i ciekawość nic się nie zmieniły, co bardzo mi się podoba. Trochę mnie dziwi, że pięciolatek pokonał kilku starszych od siebie chłopców, nawet jeśli był szkolony itd. No i czemu Falonar dał się tak traktować? Przecież mógł pokazać tamtym, na co go stać. Nie wiem, pewnie.miało to jakiś powód. Żal mi księcia - leży chory i się nudzi, świetnie go rozumiem, bo przez ostatnią grypę myślałam, zlże z nudów zwariuję : / Pozdrawiam ; )
OdpowiedzUsuń