Wolę napis: „Wstęp
wzbroniony” aniżeli: „Wyjścia nie ma”.
Stanisław Jerzy Lec
Podniebne
miasto wznosiło się na szczytach najwyższych gór na Alatum. Nazwa może i była
adekwatna do położenia, ale została wymyślona przez rasę bezskrzydłych, która
kiedyś zamieszkiwała planetę. Zresztą, tak jak wiele innych, które pozostały w
użyciu.
Kendappa słyszała jedynie opowieści o tej drugiej
rasie. Nie posiadali skrzydeł i nie mogli wznieść się w powietrze, więc
zadomowili się na równinach. Tam rozwijali własną cywilizację, egzystując w
zgodzie ze skrzydlatymi. Jednak za jej życia już od dawna ich nie było.
Pozostały po nich jedynie pojedyncze, przez nikogo niezamieszkane budynki.
Nie wiedziała, jak to się stało, że na
Alatum pozostała jedna rasa. Nikt o tym nie mówił, a zadawanie pytań też nie
należało do właściwych zachowań. Nie było ich i taki stan rzeczy należało zaakceptować.
Kendappa przejrzała wszystkie książki i
kroniki, które wpadły jej w ręce, ale nie znalazła żadnej, nawet najmniejszej
wzmianki na temat bezskrzydłych. Czasem wybierała się też na rekonesans w
teren, by z bliska obejrzeć ich domy, jednak nie przyniosło to odpowiedzi na
jej pytania. Zagadka pozostawała zagadką. Postanowiła, że kiedyś dojdzie do
prawdy i nie zamierzała się poddawać. A jeżeli matka tego nie zaakceptuje, to
trudno. Miała własne ambicje, nie musiała robić wszystkiego, czego inni od niej
chcieli. Nie była przedmiotem.
Przed spotkaniem z Somą chciała zbadać
kolejne budynki, jednak jej plany, oczywiście, musiały zostać pokrzyżowane
przez matkę. Zbliżały się skrzydlate gody i najwyższa kapłanka potrzebowała jej
pomocy, chociaż poprzednim razem świetnie radziła sobie bez tego.
Leciała do świątyni ulokowanej na
najwyższej górze. Budynek już z daleka rzucał się w oczy. Ogromny, wykonany ze
śnieżnobiałego kamienia, który nie został zabrudzony przez te wszystkie lata.
Ozdobiony wieloma majestatycznymi kolumnami. Nie tylko przy wejściu, ale niemal
na każdej kondygnacji. Jego widok sprawiał, że na twarzy dziewczyny pojawiał
się uśmiech. Jednak na myśl o czekającej ją przyszłości ciężar nie chciał
ustąpić z serca. Kiedyś uwielbiała tu przylatywać i czuć niesamowitą atmosferę
świątyni, lecz było to dawno. Wtedy wierzyła, że marzenia się spełniają.
Zrezygnowana przekroczyła próg świątyni.
Znalazła się w głównym korytarzu przypominającym ogromne, prostokątne, puste
pomieszczenie. Sklepienie podtrzymywały dwa rzędy smukłych, kamiennych kolumn
ustawionych pod bocznymi ścianami pomalowanymi na biało.
Największe zainteresowanie wzbudzała
podłoga wyłożona mozaiką, którą tworzyły miliardy maleńkich szkiełek o
najróżniejszych kształtach. Według dziewczyny nie przedstawiała nic
konkretnego, jednak kapłani doszukiwali się w niej ukrytych wzorów, znaczeń i
symboli. Życzyła im powodzenia we własnej głupocie. Wiedziała, że i tak do
niczego konkretnego nie dojdą.
Skupiali się na nieistotnych pierdołach,
zamiast myśleć o poważnych sprawach. Co kogo obchodziła jakaś mozaika, gdy w
kosmosie działy się znacznie poważniejsze rzeczy? Potęga Yaskas i władającego
nią Vrieskasa rosła niemalże z każdym dniem. Podobno trwało to już od
tysiącleci i niemalże cała strefa północna znalazła się pod rządami jednej
istoty. Na Alatum nikt do tej pory nie zwracał na to większej uwagi, bo planeta
znajdowała się na zachodzie. Kapłani odkładali wszystko na później, a później
przyszło szybciej niż się tego spodziewali.
Od ostatniego czasu o Vrieskasie krążyło
wiele opowieści. A większość z nich nie napawała optymizmem. Ten, który
mianował się cesarzem wszechświata dążył do swego celu po trupach, nie
przejmując się, że przy tym niszczy kulturę innych czy nawet całe rasy istot
zamieszkujących kosmos. Jednakże pomysł połączenia wszystkich planet jednym
sojuszem był dobry. Zażegnałoby to wiele sporów i wojen.
Kendappa oderwała się od tych myśli. Jej i
tak nikt nie dopuści do głosu. Matka skutecznie odsuwała ją od wszystkich ważniejszych
kwestii, twierdząc, że ma zaledwie piętnaście lat. A zdanie tak młodej osoby
się nie liczy, bo zazwyczaj nie ma nic mądrego do powiedzenia, co udowodniła
już niejeden raz.
Do głównej sali prowadziły olbrzymie
dwuskrzydłowe wrota. Dziewczyna pchnęła je bez zastanowienia i weszła do
kolejnej komnaty, co najmniej trzy razy większej, a przy tym wyglądającej na
jeszcze bardziej pustą, o ile to w ogóle było możliwe. Na trzech wysokich
ścianach znajdowały się ogromne okna. Nikt nie przejmował się wstawieniem szyb,
dlatego porywisty wiatr bez przeszkód hulał po pomieszczeniu. Kendappa miała
ochotę rozłożyć skrzydła i dać się ponieść żywiołowi. Chociaż raz bez względu
na konsekwencje.
Naprzeciwko drzwi znajdował się
monumentalnej wielkości, szklany posąg. Przedstawiał postać odzianą w długą,
luźną szatę sięgającą ziemi i zakrywającą stopy. W dłoniach trzymała duży,
złoty miecz, którego ostrze wbijało się w ziemię. Jasne włosy były starannie i
krótko przystrzyżone. Jednak to twarz wzbudzała największe zainteresowanie.
Nieważne jak długo się na nią patrzyło i tak nie można było zorientować się,
czy wizerunek przedstawiał mężczyznę czy kobietę. U stóp posągu postawiono
niewielki, kamienny ołtarz pozbawiony jakichkolwiek zdobień. Na blacie, w
szklanej szkatułce umieszczono łzę pierwszych dzieci, która na Alatum stanowiła
symbol wielkiej czci. Według kapłanów znaczyło to, że ich rasa jest niezwykle
stara i wywodzi się od pierwszych dzieci. Szkoda, że kroniki tego nie
potwierdzały.
Przy pozostałych ścianach postawiono
kolejne posągi. Po dwa z każdej strony Kaio. Również wykonane ze szkła, jednak
mniejsze. Wszystkie odziane w jasne, długie szaty sięgające ziemi. Trzy z nich
pozbawione twarzy, jakby rzeźbiarz wolał pozostawić pustkę niż zdać się na
własną wyobraźnię. Po prawej ustawiono wizerunek opiekuna północy, jedynej
kobiety w tym gronie, i opiekuna wschodu, po lewej Yashy i opiekuna południa.
Tylko w przypadku Yashy – opiekuna zachodu
rzeźbiarz pozwolił sobie na więcej. Jego twarz przedstawiała młodego,
ciemnowłosego mężczyznę z kilkudniowym zarostem. Wargi miał wygięte w
serdecznym uśmiechu, a ciemnozielone oczy skierowane w stronę Kaio. Mimo że był
to tylko szklany posąg, jego oblicze było pełne zachwytu wobec najwyższego
boga.
U stóp każdego z mniejszych posągów także
postawiono ołtarz, jednak głównie był to gest szacunku wobec opiekunów. Czasem
korzystano z tego przeznaczonego dla Yashy, reszta pełniła jedynie rolę ozdoby.
Nagle jedne z bocznych drzwi otworzyły się
i do komnaty weszła wysoka kobieta w średnim wieku. Miała oliwkowy kolor skóry.
Ciemne włosy splotła w warkocz, który sięgał jej do połowy pleców, odsłaniając
spiczaste uszy. Pomimo wieku nie posiadała jeszcze ani jednego jasnego pasma.
Na jej podłużnej twarzy zakończonej ostrym podbródkiem malowała się powaga i
dostojeństwo. Wąskimi oczami o barwie płynnego złota spoglądała na Kendappę.
Miała na sobie szerokie spodnie ściągnięte
przy kostkach i wiązaną z przodu, wyszywaną kolorowymi nićmi kamizelkę. Na to
założyła białą szatę wiązaną na jednym ramieniu i sięgającą za pośladki. Typowy
element ubioru wszystkich kapłanów. Z lewego ucha zwisał jej złoty kolczyk w
kształcie łzy z osadzonym w nim śnieżnobiałym klejnotem.
Tylko najwyższa kapłanka pasowała do tego
pomieszczenia, reszta Alatańczyków wyglądała w nim niczym mrówki w porównaniu z
wielkimi posągami. Ona promieniowała tu własną aurą. Nic dziwnego, że w
hierarchii zaszła tak wysoko.
– Chciałaś mnie widzieć, mamo? – zapytała,
pochylając głowę w geście szacunku dla najwyższej kapłanki.
– Tak – odpowiedziała poważnym głosem, gestem
wzywając córkę do siebie. – Masz już piętnaście lat, jesteś niemal dorosła.
Postanowiłam, że będziesz pomagać przy skrzydlatych godach.
Kendappa spojrzała na matkę. Nie potrafiła
ukryć niedowierzania w wyrazie twarzy, przez co skarciła się w duchu. Nigdy nie
pozwalano jej uczestniczyć w tak podniosłych wydarzeniach, szczególnie, że nie
zaczęła nawet nauk w świątyni.
– Nie patrz tak na mnie. Jesteś moją córą,
powinien być to dla ciebie zaszczyt.
– Gdzie tkwi haczyk? – zapytała Kendappa,
zdając sobie sprawę, że zachowuje się bezczelnie i przyjdzie jej w najbliższych
dniach za to zapłacić. Nie potrafiła się jednak powstrzymać.
– Nie takim tonem, moja panno. Pamiętaj,
gdzie jesteś – skarciła ją matka.
– Bo na pewno opiekunowie bez twarzy
właśnie na nas patrzą i spierają się, jaką karę wymierzyć.
Matka zmarszczyła brwi i Kendappa zdała
sobie sprawę, że tym razem przeholowała. Wymierzyła córce siarczysty policzek.
Dziewczyna syknęła z bólu, jednak nie zachwiała się na nogach, pomimo siły
włożonej w cios. Te czasy już minęły. Nigdy więcej nie upadnie bez względu na
to, co się stanie.
– Zawsze wydawało mi się, że wychowywałam
cię poprawnie, jednak chyba byłam zbyt łagodna. Jesteś moją najstarszą córką,
więc nie muszę ci przypominać, że musisz
zostać kapłanką. To prawo ustanowione przed wiekami, urodziłaś się, by służyć
Kaio i opiekunom.
– Ale ja tego nie chcę! Chcę być
wojowniczką! – krzyknęła. Nie potrafiła się powstrzymać, chociaż wiedziała, że
tym razem także niczego nie wskóra.
– Urodziłaś się jako kapłanka, nie masz
dostatecznych możliwości, by zostać wojowniczką. Nigdy nie dorównasz Somie,
zawsze będziesz od niej słabsza. Będziesz słabsza od każdego, a ja potrzebuję
cię tutaj i to moje ostatnie słowo – zakończyła ostro.
– Jeszcze ci to udowodnię – powiedziała
przez zaciśnięte z wściekłości zęby.
– Wątpię. Od jutra rozpoczynasz nauki w
świątyni. Otrzymasz szatę nowicjuszki i skończy się twoja swawola – oznajmiła
ostro najwyższa kapłanka. – Nie będziesz już ćwiczyć z Somą i zabierać jej
cennego czasu. Nie będziesz włóczyć się po równinach, które stały się ostatnio
niebezpieczne. Możesz odejść. Widzimy się na twojej jutrzejszej inicjacji –
zakończyła i, zanim Kendappa zdążyła cokolwiek powiedzieć, zniknęła za bocznymi
drzwiami.
Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści. Nie
potrafiła powstrzymać łez spływających po jej policzkach, chociaż obiecała
sobie, że będzie silna i bez względu na to, co spotka ją w przyszłości już
nigdy nie będzie płakać. Chciała krzyczeć z wściekłości, lecz wiedziała, że nic
jej to nie pomoże. Spojrzała w spokojne oblicze Kaio, zastanawiając się, co
takiego zrobiła, że nie może wybrać własnej drogi, tylko podążyć tą, którą
wybrano za nią.
~ * ~
Krążyła wokół niższych szczytów za miastem,
wypatrując Somy. To tutaj umawiały się na tajne treningi. Siostra chciała pomóc
Kendappie, by ta pokazała wszystkim, że mimo iż urodziła się pierwsza, to
posiada duszę i zdolności prawdziwej alatańskiej wojowniczki. Ćwiczyły tutaj z
dala od wścibskich oczu pobratymców i aż do dzisiejszej rozmowy z matką,
wydawało się dziewczynie, że nikt o tym nie wie. Pomyliła się, zresztą nie
pierwszy raz.
Po chwili dostrzegła Somę siedzącą na
skałach i machającą do niej, by zwrócić na siebie jej uwagę. Kendappa zgrabnie
wylądowała i usiadła obok młodszej siostry. Była między nimi różnica trzech
lat, jednak niemal się od siebie nie różniły. Po matce odziedziczyły ostre rysy
twarzy i złote oczy. Na razie ich włosy miały odcień ciemnoblond, jednak, jak w
przypadku wszystkich Alatańczyków, zaczną ciemnieć po przekroczeniu
osiemnastki.
– Rozmawiałaś z matką – bardziej
stwierdziła niż zapytała Soma, widząc wyraz twarzy siostry.
– Jutro mam przejść przez inicjację i na
zawsze skończyć z tymi bzdurami – wyrzuciła z siebie, w ostatnich słowach
idealnie naśladując władczy ton głosu matki.
– Nie martw się. – Soma objęła ją ramieniem
na pocieszenie. – To dopiero wstępna inicjacja. Będziesz musiała wykonywać
czarną robotę, ale zanim staniesz się kapłanką, będą musiały minąć co najmniej
cztery lata. Nawet matka nie będzie w stanie zmniejszyć tego limitu. Trochę się
tam pomęczysz, ale w tym czasie udoskonalisz umiejętności wojowniczki i
pokażesz im wszystkim, że mimo że jesteś starsza, to tylko się zmarnujesz na
stanowisku kapłanki – zakończyła z uśmiechem.
Kendappa odwzajemniła gest. Siostra zawsze
wiedziała, jak ją pocieszyć. Widziała wszystko w pozytywnych barwach, nie
przejmując się cieniami, które kryły się za każdym rogiem. Zresztą jej życie od
początku było proste i pozbawione przeszkód. Chciała robić to, czego od niej
oczekiwano.
– Może dowiesz się czegoś więcej odnoście
Vrieskasa – zasugerowała po chwili Soma. – Podsłuchałam wczoraj rozmowę
rodziców. Matka mówiła, że wysłał na Alatum wiadomość. Mają przylecieć jacyś
posłowie i coś negocjować.
– Pytanie, czy w ogóle ich przyjmą? W końcu
i na nas musiał przyjść czas – westchnęła zrezygnowana, spoglądając w stronę
wznoszącej się w oddali świątyni, jedynego budynku, który potrafiła odróżnić z
tej odległości.
– To jedyna szansa na pokój. Kapłani jej
nie zmarnują.
– Kapłani już od dawna pokazują swą głupotę
– odparła z sarkazmem. – A matka nigdy nie zgodzi się na oddanie Alatum pod
cudze rządy. A to jej głos jest decydujący. Czy tego chcemy, czy nie czeka nas
wojna. Mówiła coś jeszcze? – zapytała Kendappa.
– Nie.
– Mówiła mi, że nie mam wałęsać się po
równinach, bo może czekać tam jakieś niebezpieczeństwo. Ale przecież tam nic
nie ma, a kiedyś nie miała nic przeciwko.
– Masz rację. Powinniśmy przyzwyczaić się
do tego, że nic nam nie mówią, a jedyne sensowne informacje zdobywamy,
podsłuchując pod drzwiami.
Obie zamilkły. Wiedziały, że jak na
nastolatki są aż nazbyt poinformowane w niektórych kwestiach, które powinny
pozostać tajemnicami kapłanów, jednak nie potrafiły powstrzymać się od
zdobywania kolejnych wieści. Gdyby matka dowiedziała się o tym, surowo by je
ukarała. Lecz, jak na razie, przynajmniej pod tym względem, miały szczęście.
Kendappa spoglądała w niebo, zastanawiając
się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby urodziła się na innej planecie. Gdyby nie
została zmuszona do robienia czegoś, co nie sprawiało jej żadnych przyjemności.
Zawsze istniała możliwość ucieczki z podniebnego miasta, jednak perspektywa
hańby, która by ją wtedy spotkała, powstrzymywała ją od takich myśli. W dniu
urodzenia została przyszyta do tego miejsca i nigdzie indziej na całej planecie
nie znajdzie wytchnienia, a jedynie kolejne problemy. Chyba że matka ją gdzieś
wyśle z oficjalną misją.
– Chciałabym stąd odlecieć i zobaczyć
kosmos – przerwała milczenie Kendappa. – Sprawdzić, czy na północy rzeczywiście
jest aż tak źle, a potem udać się na niezbadane i owiane wieloma legendami
południe. I zahaczyć o środek wszechświata i tę mistyczną barierę.
– Gdybyś znalazła jakiś statek kosmiczny,
to zabieram się z tobą – zaśmiała się serdecznie Soma. – Mam dla ciebie
prezent.
Sięgnęła za siebie i spomiędzy kamieni
wyjęła podłużny pakunek owinięty starym prześcieradłem. Podała go Kendappie,
która przyjęła go z uśmiechem i rozpakowała. W środku znajdowały się dwa
sztylety w ozdobnych pochewkach. Rękojeść jednego przedstawiała węża o złowieszczych,
szmaragdowych ślepiach, drugiego sowę o szafirowych oczach. Wizerunek ptaka był
trochę porysowany, co znaczyło, że broń posiadała już wcześniej jakiegoś
właściciela. Drżącymi dłońmi chwyciła jeden z nich i wysunęła nieco srebrzyste
ostrze. Nie potrafiła powstrzymać łez.
– Nie mogę tego przyjąć – szepnęła,
wyciągając pakunek z powrotem w stronę Somy. – To zbyt cenny dar.
Takie sztylety posiadali jedynie mieszkańcy
Alatum. Zostały one wykonane ze specjalnej stali. Nawet najlżejsze dotknięcie skóry
ostrzem powodowało przecięcie jej, rany goiły się dłużej i zawsze pozostawały
po nich blizny. W wieku dziesięciu lat otrzymywał je każdy, kto miał zacząć
szkolenie na wojownika. Soma dostała swoje dwa lata temu od matki. Jej były
nowe i wykonane na specjalne zamówienie.
– To prezent na twoje piętnaste urodziny.
Są za miesiąc, ale uznałam, że możesz wyjątkowo dostać je wcześniej –
powiedziała z uśmiechem i pocałowała siostrę w policzek. – Rozchmurz się, teraz
jesteś prawdziwą, dumną kandydatką na wojowniczkę.
– Dziękuję. – Kendappa uściskała siostrę.
Był to najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostała. Dzisiejszy dzień nie
wydawał się już tak ponury jak jeszcze kilka minut wcześniej.
~ * ~
Do domu wracała sama. Soma po ćwiczeniach z
nią musiała lecieć na własne treningi. Nauczyciele nie przyjmowali do
wiadomości czegoś takiego jak nieobecność czy spóźnienie. A już szczególnie,
gdy chodziło o córkę najwyższej kapłanki.
Leciała dość nisko. Serce pękało jej z
radości. Czuła się szczęśliwa, że z wrażenia wywinęła kilka młynków w powietrzu
(co nie przystało niemal dorosłym córkom najwyższej kapłanki). Dusza śpiewała
radosne hymny. I co z tego, że znów przegrała potyczkę z Somą? Następnym razem
wygra. Będzie ćwiczyć znacznie więcej, by pokazać wszystkim, że urodziła się,
by zostać wojowniczką, nie kapłanką.
Rozmyślała nad najbliższą przyszłością, gdy
nagle jej uwagę przykuł jakiś ruch w dole. Zatrzymała się w powietrzu i
spojrzała na skalistą równinę. Po chwili zlokalizowała to coś i ostrożnie
podleciała w tamtą stronę. Ukryła się za jedną z wysokich skał i wychyliła się.
Spodziewała się zobaczyć jakieś duże
zwierzę lub coś w tym stylu, ale nie to. Istotę pozbawioną skrzydeł! Stała
niedaleko jednego z domów pozostawionych przez bezskrzydłych mieszkańców
Alatum. Jednak niemożliwością było, aby ci historyczni ludzie powrócili.
Kendappa po budowie ciała zorientowała się,
że była to kobieta. Jej twarz pozostawała ukryta w cieniu budynku. Jedyne co
mogła stwierdzić to to, że obca miała pomarańczowe włosy upięte w kucyk na
czubku głowy. Jej ubranie też odbiegało od standardów Alatańczyków. Całe jej
ciało opinał jakiś srebrny materiał.
Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że
postępuje lekkomyślnie, jednak nie mogła się powstrzymać. Wyłoniła się zza
skały i podleciała do obcej kobiety.
~ * ~
Łapki w górę, kto spodziewał się rozdziału o przeszłości
Kendappy. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni, bo wielu chciało już tego, gdy
zaczynałam opowiadanie. I proszę nie bić za takie zakończenie ;)
Mam jeszcze do was jedno pytanie. Czy ktoś może wie, czy
Wordzie lub Office można tak zmienić ustawienia, by w przypadku pisania tylko
wielkimi literami program poprawiał błędy? Bardzo by mi się to przydało, ułatwiło
pracę i zapobiegło sklerozie, aby użyć Firefoxa.
Zaległości powinnam jeszcze dzisiaj pondarabiać, ale jak się
nie uda, to jutro do południa.
Moja klawiatura doprowadza mnie do szału, bo część klawiszy mi nie działa i muszę przyciskać litery po kilkanaście razy, więc będzie krótko. Bardzo fajnie opisany rozdział. Wszystko zostało bardzo fajnie opisane i jestem pod wielkim wrażeniem. współczuję jej, że miała taką matkę, która kazała i z góry ustaliła jej co jej córka będzie robić w przyszłości. To okropne. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :)
UsuńNo, ja się nie spodziewałam rozdziału o przeszłości Kendappy. Zaskoczyłaś mnie tą notką, byłam pewna, że będzie to ciąg dalszy przygód na Ziemi. No, ale przynajmniej rozwiałaś trochę wątpliwości odnośnie tej bohaterki, bo o jej dziejach było w sumie najmniej wiadomo. A byłam w sumie ciekawa, jak wyglądała jej przeszłość.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że w przeszłości miała być kapłanką. Zawsze przecież była dobra w walce i tak łatwo radziła sobie z Kaelasem, więc ciężko mi było uwierzyć, że kiedyś pokonywała ją nawet młodsza siostra. Ale w sumie bardzo przykre musiało być dla niej to, że nie mogła samodzielnie zdecydować o swoim życiu i wybrać własnej drogi, a narzucono jej to odgórnie. Jej przyszłość pokazuje jednak, że nie dała się wdrożyć w schemat i mimo wszystko zdołała się wyłamać i sama zdecydować, kim chce być, ciekawe, jak do tego doszło, że jednak nie posłuchała woli matki?
Tajemnicze jest też to zniknięcie bezskrzydłych ludzi i to, że nic w zasadzie o nich nie wiadomo poza tym, że byli. Czyżby to też celowo wymazano z historii planety, tak jak na Landare o księżycu?
Poza tym, piękne opisy ^^. Wszystko można sobie było łatwo wyobrazić ;).
Dziękuję :)
UsuńTak też myślałam, że wszyscy czekali na ciąg dalszy ;) Dwa kolejne rozdziały to zakończenie ziemskiej części.
Kendappa to uparta dziewczyna, więc ostatecznie udało jej się znaleźć sposób na to, by postawić na swoim. Jednak musiała też za to zapłacić. I kiedyś (dokładnie jeszcze nie wiem) zostanie wyjaśnione, jak udało jej się przeciwstawić woli matki.
Kwestia bezskrzydłych to taki dodatek do urozmaicenia historii Alatum i jakoś specjalnie się nim zajmować nie będę.
OdpowiedzUsuńKendappa miała uciążliwe życie. Jej matka to taka zimna osoba. Jak mogła uderzyć własną córkę? Nie dziwię się, że Kendappa nie chciała zostać kapłanką, tak jak matka. Szkoda, że nie mogła robić tego, co naprawdę kochała. Może wtedy nie zdradziłaby swojej planety. Bo ona ich zdradziła, prawda? Przyłączyła się do Vrieskasa. Jestem ciekawa, jak do tego doszło, skoro wtedy nie była jeszcze zbyt dobra w walce. Może dopiero po latach przeszła na jego stronę. Ale osiągnęła cel, pokazała wszystkim, że może być świetną wojowniczką. Szkoda tylko, że stanęła po złej stronie. Kim była ta kobieta? Mam nadzieję, że następny rozdział też będzie o przeszłości Kendappy, bo jej historia zaciekawiła mnie najbardziej. :)
Zdradziła, to chyba nawet było wcześniej dosłownie napisana. Rzeczywiście, gdyby pozwolono jej robić to, co chciała i o czym marzyła to nigdy nie doszłoby do tego, do czego doszło.
UsuńWłaściwie to Vrieskas nie poszukuje tylko wojowników, ale także ludzi, którzy inaczej mogą mu się przydać. I o tym, jak dobrze pamiętam, będzie w kolejnym fragmencie o przeszłości Kendappy.
Tamta kobieta była jednym z ludzi Vrieskasa, ale jej dokładna tożsamość nie ma znaczenia dla całości.
Następny rozdział to kontynuacja wydarzeń na Ziemi, ale na ciąg dalszy tego nie trzeba będzie aż tak długo czekać.
Ja się nie spodziewałam :)
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że Kendappa od zawsze była uparta, wiedziała czego chce i potrafiła do tego zawzięcie dążyć. Zdziwiło mnie, że jej matka wymarzyła jej rolę kapłanki, od razu widać, że Kendappa się do tego nie nadaje i kocha walczyć. Niestety, matka stawia tradycje na pierwszym miejscu i zdanie córki jej nie interesuje. Szkoda mi Kendappy, musiała sporo przejść, skoro udało się jej postawić na swoim. Może dlatego tak bardzo irytował ją leniwy, słabszy Kealas? To, czy zostanie wojownikiem zależało tylko od niego, a ona nie miała tak łatwo, musiała przeciwstawić się prawu.
Polubiłam za to Somę, obie siostry miał ze sobą dobry kontakt i wspierały się. Kolejne cios dla Kendappy, gdy ją straciła.
Ostatni fragment był najbardziej zagadkowy, żałuję, że urwałaś go w takim momencie. Domyślam się, że ta kobieta jest jednym z wojowników Vrieskasa. Jak skończyło się to spotkanie i co doprowadziło do upadku Alatum? Czyżby wkrótce pojawiło się więcej wspomnień Kendappy? Ja jestem za :)
Pozdrawiam serdecznie!
Matka Kendappy przede wszystkim wierna jest tradycji i zwyczajom panującym na Alatum. I jako najwyższa kapłanka, niemalże władczyni planety, wzięła sobie za punkt honoru, by nigdy ich nie naginać. Z drugiej strony mimo wszystko wie, iż mimo że Kendappa posiada upór wojowniczki i ma takie marzenia, to nigdy nie dorówna umiejętnościom prawdziwym wojownikom. Chce oszczędzić jej zawody (a rodzinie hańby). Taka jest brutalna rzeczywistość.
UsuńMogę obiecać, że na ciąg dalszy nie trzeba będzie czekać kolejnych pięćdziesięciu rozdziałów ;) Ale tak na poważnie, to już w trakcie pobytu na Be'Shar będzie kolejny fragment o jej przeszłości.
Myślałam, że ten rozdział będzie poświęcony wydarzeniom po przemianie Kaelasa, a tu taka niespodzianka :) Muszę przyznać, że jak najbardziej pozytywna, chociaż z początku się nieco zasmuciłam, że muszę czekać, żeby dowiedzieć się w kogo przemienił się nasz wojownik, ale teraz mam ochotę na kolejną porcję wspomnień, zwłaszcza po takiej końcówce.
OdpowiedzUsuńSuper, że poruszyłaś tutaj tyle kwestii z życia Kendappy, która miała zostać kapłanką, a jednak postawiła na swoim i została wojowniczką. I już wiadomo, dlaczego jest w tym taka świetna - w końcu musiała dużo trenować, aby udowodnić, że to do bycia wojowniczką jest stworzona. Pojawił się nawet motyw włosów, które jeszcze bardziej mnie zaintrygowały tym zmienianiem koloru.
Oczywiście moja ulubiona scena to ta, gdzie Soma daje sztylety siostrze. Widać, że wierzyła w Kendappę i ją wspierała, więc nie dziwię się takiemu przywiązaniu naszej skrzydlatej bohaterki do jej broni.
Ta ruda kobieta penie musiała zostać wysłana przez Vrieskasa. Ciekawe jak potoczyła się jej misja, bo jej zakończenie jest już chyba znane.
Czekam na więcej wspomnień Kendappy i mam nadzieję, że na kolejne nie będzie trzeba tyle czekać :P
Pozdrawiam serdecznie
Postać Kaelasa po przemianie będzie można się domyślić w kolejnym rozdziale, chociaż jak go ostatnio czytałam, to zauważyłam, że nigdzie nie napisałam tego dosłownie. Chyba będę musiała to dopracować.
UsuńTak naprawdę, to Kendappa nawet w teraźniejszości nie jest stworzona do tego, aby być wojowniczką, została nią, ale gdyby spotkała alatańskiego wojownika, to okazałaby się dużo słabsza. Taka jest prawda, mimo że Kendappa osiągnęła wiele i dla niej samej jej marzenia się spełniły.
Myślę, że zakończenie tej misji nie jest znane, bo następny fragment znów sporo (a nawet więcej) zagmatwa.
Kolejny fragment o jej przeszłości pojawi się w trakcie pobytu na Be'Shar.
Muszę przyznać, że tego absolutnie się nie spodziewałam. Myślałam, że dalej będziesz kontynuować poprzednią scenę, a tu proszę - powrót do przeszłości Kendappy. Ucieszyłam się, bo lubię ją, ale też trochę się zawiodłam, bo liczyłam, że już dowiem się, co się stanie z Kaelasem. Niemniej jednak chętnie bym sięgnęła po kolejne jej wspomnienia, bo to one przyniosły wiele wyjaśnień.
OdpowiedzUsuńPo tym rozdziale czuję jeszcze większą sympatię do Kendappy. Fajnie wiedzieć, że mimo przeciwności losu, kobieta i tak postawiła na swoim. Chociaż matka nie widziała jej jako wojowniczki, tylko kapłankę, ona się tym nie przejęła. Trenowała, chciała udowodnić, że wszyscy są w błędzie i koniec końców postawiła na swoim. Pewnie dużą zasługę ma w tym jej niezłomny charakter. Upartość i waleczność pozwoliły jej wywalczyć, to czego pragnęła. Smutne jest jednak to, że dziewczyna już z góry miała ustalone, kim ma być i nie miała żadnego prawa do sprzeciwu.
Bardzo ładnie wyszła scena spotkania sióstr oraz tego przekazania sztyletów. Dobrze, że chociaż w niej miała jakieś oparcie. Prezent bardzo ładny i nie dziwię się temu wzruszeniu. Jakoś tak z miejsca polubiłam Somę. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co czuła Kendappa, gdy ją straciła - jedyną bliską osobę, która popierała ją i zachęcała do działania.
Bardzo zaintrygowała mnie końcówka. Kim była owa kobieta? Jak skończyło się ich spotkanie? Chciałabym się tego dowiedzieć, bo choć wiele rzeczy wyjaśniłaś, wiele wciąż pozostaje owianych tajemnicą.
Pozdrawiam!
Dziękuję :)
UsuńZastanawiam się, czy taka sympatia do niej pozostanie, gdy wyjdzie na jaw, jak dokonała tego wszystkiego. Ale nie odbiegajmy za daleko w przyszłość.
Prawdę powiedziawszy, Kendappa bardzo odbiegałaby poziomem od alatańskich wojowników i jej matka doskonale o tym wiedziała. Ale nawet gdyby miała jakieś predyspozycje to pewnie i tak postawiłaby na swoim.
Kobieta w końcówce należała do ludzi Vrieskasa i niczym specjalnym się nie wyróżnia. Ale na całą resztę wyjaśnień trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.
To niestety ja łapki nie podniosę :). Spodziewałam się, ż rzucisz coś o Kaelasie i tym co on tam porabia jako "bestia".W każdym razie bardzo spodobał mi się rozdział o Dapci i o tym co było zamim stała się tą zimnokrwistą Kendappą z opowiadania.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to miejsce, Alatum, a szczególnie to, że oni nie robią statków (przynajmniej tak wynika ze słów Somy, bo choć nie powiedziała nic na ten temat, to tak wychodzi - skoro jest to u nich rzadkość, to chyba ich nie robią, prawda?). Bo to pragnienie wzbicia sie w powietrze jest tak charakterystyczne dla ludzi, którzy takich skrzydeł nie mają i robią wszystko, by poczuć choć namiastkę tego. Tak wiec bardzo logiczne, że alatańczycy nie mają takich potrzeb.
Fajnie też, że pokazałaś, że wiara Dapci w Kaio to wynik wychowania w takiej, a nie innej cywilizacji oraz przekonaniach. Ale i tak jakoś nie ogarniam czemu nagle zaczęła wierzyć, bo w tym rozdziale wydaje się dość niechętnie nastawiona do całego kultu.
Wogóle niezła ma rozdzinkę. Szczególnie matka to dość wyrazista postać. Taka naprawdę sprytna kobieta, której potęga wcale nie wynika z siły fizycznej, lecz umysłowej, z tego jak ją postrzegająi kim rzeczywiście jest. To sprawia, że naprawdę trudno nie czuć w stosunko do niej pewnego respektu. Postać niewątpliwie interesuąca, ale i strasznie przesądna. Wydaje sie potwornie przywiązana do tradycji i too ona determinuje jej decyzje. To dość brutalne, że matka nie pragnie szczęścia dziecka, a zamiast tego strofuje je, by robiło to, co jest mu przeznaczone z powodu panujących zwyczajów. Soma jest ot miła, może w przyszłości będę mogła powiedziec o niej coś więcej. Na razie wydaje się takim dzieckiem szczęścia, które po prostu czerpie z życia ile może i jest takim dobrym duchem. Ale to nie sprawi, że będzie ciekawa :D.
W tym wszystkim dosć interesujące jest to, że nikt nie wspomina o ojcu Kendappy. Wogóle na całym Alatum mężczyźni zdają się pełnić bardzo niewielka rolę. Jakoś nie widać ich i wygląda to trochę na planetę amazonek, gdzie faceci służą tylko do reprodukcji (chyba z wyjątkiem kapłanów :D). W każdym razie są zepchnieci na dalszy tor i nie powiem, ciekawi mnie to. Ale, przy tak władczych kobietach, jakoś się nie dziwię :).
Zdziwiło mnie coś jeszcze. Kiedyś tam było wspominane jak cenni są wojownicy z Alatum. Wtedy zastanawiałam sie dlaczego, bo sam fakt posiadania skrzydeł to za mało. Teraz już wiem. Skoro Dapcia jest tak potężna (pewnie przewyższa takiego Ladvariana, obecnie z Kaelasem to chyba by przegrała :D), a była przeznaczona na kapłankę i przez to słabsza, to jak potężni musieli być ci, którzy od dnia narodzin predestynowani byli do zostania wojownikami...? Po prostu szacun. Nie ważne ile Kendappa ćwiczy, bo ta różnica pozostanie widoczna, zwyczajnie chodzi o możliwości (przy nakładzie takiej samej ilości ćwiczeń). I teraz aż dziwię się jak Vrieskasowi udało się podbić Alatum, no i jestem ciekawajaką rolę odegrała w tym Dapcia. Widać nie opowiedziała sie po stronie swoich, to oczywiste, bo wynika z tego, co kiedyś tam zdarzyło się jej napomknąć, ale jestem ciekawa.
No i istoty bezzskrzydłe. Czemu mam wrażenie, ze alatanie ich zwyczajnie wytępili? teraz pewnie tego nie wiedzą, bo nikt się tym kiedyś nie chwalił. No, ale miejmy nadzieję, że to zwyczajnie przypływ mojego pesymizmu ;).
I na koniec kobieta w srebrnym kombinezonie. Vrieskas wypuścił już swoich żołnierzyków. Czyżby więc przeciągnęli oni Kendappę? Hmm, ciekawe co tam trzymasz w rękawie...
I stanowczo za krótko! Chyba znów coś tam zachachmęciłaś, hmm?
Pozdrawiam ;D
Dziękuję :)
UsuńNa Alatum statków kosmicznych nie robią. Są otwarci na podróżnych z zewnątrz i niektórzy interesują się tym, co dzieje się wokół, ale sami nie widzą potrzeby, by gdziekolwiek się wybierać.
Wątek wiary w Kaio jeszcze będzie kontynuowany, ale swoje podstawy już ma.
Jak widać żaden alatański mężczyzna nie odgrywa ważniejszej roli. Nawet nie zwróciłam na to specjalnej uwagi. Może od trzeciej części wzwyż będzie dało się kogoś ciekawego wprowadzić. Się zobaczy.
Sprawa podbicia będzie w dalszych częściach. Jak dobrze pamiętam, to chyba w kolejnej można wywnioskować dokładniejszą rolę Kendappy, jaką odegrała w tym wszystkim. A cenni dla Vrieskasa byli nie tylko wojownicy, ale także specyficzna broń alatańczyków.
Krótko? To ja się chyba zacznę zastanawiać, czy z 51 i 52 nie zrobić całości.
No, nie spodziewałam się, że dasz notkę o przeszłości Kendappy, oczekiwałam dalszej części, bo wyczekiwałam na nią tydzień. Teraz muszę znów tydzień oczekiwać:)
OdpowiedzUsuńAle taka odmiana też mi pasuje:) Można trochę więcej dowiedzieć się o Kendappie. Nie zbyt za nią przepadam, ale bardzo mi jej żal się zrobiło, że musiała mieć taką matkę. Tak to jest w wyższych hierarchiach, że to rodzice decydują o kolejnym losie swojego dziecka. Dobrze, że ma wsparcie u siostry, no i jej marzenie bycia wojowniczką spełniły się. Podobał mi się fragment, kiedy Soma dała siostrze swój sztylet. Szkoda tylko, że już Kendappa nigdy go nie odzyska.
Bardzo spodobał mi się opis tej świątyni. Bardzo Ci zazdroszczę, że tak pięknie potrafisz wszysko opisywać. To jest tak realistyczne, że aż ma się wrażenie, że tam się człowiek znajduje:)
Czekam już niecierpliwie na ciąg dalszy.
Pozdrawiam serdecznie:**
Dziękuję :)
UsuńAle w następnym tygodniu już na sto procent będzie kontynuacja wątku z Kaelasem.
Skoro za nią nie przepadasz, to coś mi się zdaje, że później może się to przerodzić w niechęć. No ale na razie nie warto wybiegać w dość odległą przyszłość.
Właściwie to Soma nie dała jej swojego sztyletu, a dała jej dwa "nowe", które będą tylko jej. O tym, który zleciał w przestrzeń kosmiczną będzie dopiero później.
Znowu to robię... przepraszam pewnie Cię to denerwuje. Niestety za mój brak czasu odpowiedzialny jest sensej, który wymaga ode mnie przez najbliższe trzy miesiące bycia na 7 treningach w tygodniu. Nie mogę go za to winić, ale czas mam jeszcze bardziej ograniczony. Mimo to, wiem jestem cholernie samolubna, podoba mi się czytanie kilku rozdziałów zamiast jednego. Nie czuję w ten sposób tak wielkiego niedosytu, gdy kończę, nie zbiera mi się na płacz ^^ Prawda jest taka, że piszesz w sposób, który niesamowicie uzależnia, wciąga i nie potrafię ukryć smutku, kiedy docieram do ostatniego zdania. A tak mogę przeczytać kilka rozdziałów i nie ubolewać tak bardzo. Przepraszam, jeśli masz mi to bardzo za złe.
OdpowiedzUsuńCzytając Cię dłużej, zauważam coś, co wcześniej mi umykało; widać to oczywiście i u innych, ale tylko u Ciebie jest to tak niesamowicie wyraźne, a mianowicie wrażenie całości. To wszystko, cały Twój świat przedstawiony, wszelkie wydarzenia, emocje, dźwięki - to wszystko łączy się ze sobą we wspaniały, niepowtarzalny sposób. Nie ma tu miejsca na wyrwane znikąd frazy, wszystko jest pięknie uporządkowane; czytam i widzę. Śledzę wzrokiem litery i patrzę na RM19 cierpiącego z powodu nieakceptowanej przez świat miłości, jestem w stanie niemal zauważyć wirujące w powietrzu emocje pomiędzy Nastką i Kaelastem w tym ich dziwnym "flircie", czy wreszcie spoglądam na Kendappę, która tak zaciekle broni się przed poglądami matki. Jeśli dostaniemy policzek to nadstawmy drugi. Całą sobą wierzę, że się jej uda. I że w końcu wygra pojedynek z siostrą. Bo pięknie jest żyć z celem, do którego się dąży, ale jeszcze piękniej jest umierać ze świadomością, że się go osiągnęło. Tworzysz coś co skłania mnie do niesamowicie głębokich refleksji. Przeżywam wszystko całą sobą i to tylko i wyłącznie Twoja zasługa.
Dziękuję, clair.
Dziękuję za miłe słowa :)
UsuńA co ja mogę mieć przeciwko? Sama niektóre opowiadania poczytałabym po opublikowaniu kilku rozdziałów, ale wiem, że w moim przypadku skończyłoby się to bardzo źle i dla mnie najlepsza jest systematyczność. Ale wiem, że niektórzy tak wolą, bo wtedy łatwiej jest poukładać w głowie wiele wątków.
Piękny rozdział. Tak długo czekałam na coś z przeszłości Kendappy i się doczekałam ^^ Podoba mi się jej upór, to wytrwałe dążenie do celu i dociekliwość w poznawaniu świata. Jestem pełna podziwu dla niej. Jej matka jest okropna. Posiada jedną z gorszych cech rodzica - wyznaczanie przyszłości dziecka, ograniczanie go, pomijanie jego indywidualności i brak wsparcia. Dobrze, że siostra rozumiała Kendappę i miały takie dobre relacje. Ciekawa jestem co ostatecznie stało się z Somą...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i przy okazji zapraszam na rozdział 5 u mnie ;)
Dziękuję :)
UsuńKendappa zawsze była upartą osobą i dążyła do tego, by za wszelką cenę osiągnąć swoje. I ta jej cecha nie zmieniła się do teraz ;)
Sprawa z Somą wyjaśni się dopiero w końcówce przeszłości Kendappy, do której jeszcze trochę czasu.