czwartek, 18 kwietnia 2013

Rozdział 53: Ostatnie zadanie


Można z całym światem wygrać wojnę, a ze sobą przegrać jedną bitwę i ponieść całkowitą klęskę.
Władysław Grzeszczyk
Ladvarian przeklinał w duchu, że nie zabrał ze sobą latarki. Gdy skręcił w prawo, do jaskini nie docierało już żadne światło i znalazł się w całkowitych ciemnościach. Nie miał pojęcia, jak szeroki czy wysoki był tunel. Znając Oraculum, równie dobrze za chwilę strop mógł się gwałtownie obniżyć i wyrżnąłby głową w skałę (o ile w ogóle była to skała), stracił przytomność lub zginął na miejscu.
– I tak jesteś już martwy.
Miał świadomość, że kwiaty porastające ścieżkę zniknęły. Teraz na posadzce znajdowała się jakaś gęsta ciecz, która sięgała mu za kostki. Pomimo kombinezonu, który powinien neutralizować wszelką temperaturę, czuł, że to coś było ciepłe. Brnął przed siebie, mając nadzieję, że poziom substancji nie podniesie się gwałtownie.
Mdlący, słodkawy zapach zniknął, zastąpił go inny, ciężki i metaliczny. Równie duszący i nieprzyjemny. Przypominał mu krew, ale skąd ona miałaby się tu wziąć? I to w takich ilościach, by przyprawiać go o mdłości.
– Może to twoja własna, śmierdząca krew, upadły książę.
Natrętny głos nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Zapewne pojawiał się specjalnie, by tylko go zdekoncentrować i utrudnić wykonanie zadania. Mógł sobie mówić, co mu tylko ślina na język przyniosła, w swoim życiu przywykł już do obelg i bluźnierstw. Doświadczył ich z tak wielu ust, że to niewidzialne coś było zaledwie lekkim wietrzykiem przy tornadzie.
Wydawało mu się, że coś błysnęło w oddali, mrugnął i jasny punkcik zniknął.
– Widziałeś to Falonarze? – zapytał, chcąc się upewnić, że to nie kolejna iluzja. – Falonarze?! – odezwał się, gdy przyjaciel nadal milczał.
Zatrzymał się i odwrócił. Nie widział nic z wyjątkiem czerni. Czyżby zaszedł aż tak daleko, że nie dostrzegał nawet nikłego blasku przy zakręcie? Chyba że zgasło wszelkie światło, by trochę ubarwić nam próbę. Nagle dotarło do niego, że nic nie słyszał. Sam stał w miejscu, ale przyjaciel nie mógł tak nagle zatrzymać się razem z nim.
– Falonarze?! – wrzasnął, czując zimne dreszcze przechodzące po ciele.
Może zabłądził? Równie dobrze w którymś miejscu mogli natrafić na dwie odnogi tunelu i nieświadomie się rozdzielić.
– Falonarze?! – spróbował jeszcze raz, ale znów odpowiedziała mu jedynie cisza.
Była to jedna z nielicznych chwil, kiedy naprawdę się bał. W takich miejscach zawsze trzymali się razem. Tak miało być i teraz, szczególnie, że tu mogło zdarzyć się niemal wszystko. A jeżeli już nigdy się nie odnajdą? Zadrżał na samą myśl.
– Zostawił cię tutaj, abyś zginął. Od dawna szpieguje dla Vrieskasa. Donosi mu o wszystkim, co się dzieje, o każdej twojej zdradzie. W zamian za twoją głowę otrzyma tytuł generała i zastąpi na stanowisku Paragasa.
– Nieprawda – odpowiedział, chociaż obiecał sobie, że nie będzie wdawał się w dyskusje z tym bezcielesnym głosem. – Jest moim przyjacielem, moim bratem, moją bratnią duszą.
Śmiech. Szyderczy i przeszywający do szpiku kości. Docierający na samo dno serca. Obdzierający je po kolei ze wszystkich tkanek, aż nie zostanie nic, co dałoby się uratować. Jedynie pusta, czarna dziura.
Nie potrafił przestać o tym myśleć, chociaż bardzo chciał. Evolet wiele razy powtarzała mu, że nie powinien ufać Falonarowi, że coś z nim było nie tak, że skrzętnie skrywał jakąś tajemnicę. Nigdy nie przyznał jej racji, wierząc w dobre intencje przyjaciela.
– A czym innym mogłaby być ta tajemnica, jak nie próbą ukrycia zdrady? Przecież rozmawialiście niemalże na każdy inny temat. Zaufałeś zdrajcy i zaprzepaściłeś wszelkie szanse na odzyskanie korony.
Ladvarian pobiegł wprost, próbując nie dopuścić do siebie tych słów. Na próżno. Miał wrażenie, że przyczepiły do niego swe obślizgłe macki i nigdy nie puszczą.
– Od początku to wszystko planował, od początku został twoją prawą ręką, by w odpowiednim momencie cię zgładzić, naiwny książę. Nie masz przyjaciół, jesteś całkiem sam.
– Nieprawda – szepnął, ale w jego głosie zabrakło wcześniejszej pewności. – Nieprawda…
Szyderczy śmiech towarzyszył mu przy każdym kroku, aż nagle dostrzegł w oddali jasny punkcik. Tym razem miał pewność, że nie było to złudzenie. Coś rzeczywiście znajdowało się przed nim. Przyspieszył.
Wydawało mu się, że dobiegł do niego za szybko. Ledwie zrobił kilkanaście kroków, a już oślepiło go białe światło, boleśnie kłując w oczy. Brakowało mu efektu pośredniego. Przez chwilę musiał przyzwyczaić wzrok. Gdy mógł już rozejrzeć się po pomieszczeniu, dostrzegł, że znajduje się w średniej wielkości pieczarze w kształcie czworościanu, której szczyt ginął wśród jakiś szarych oparów, przypominających płaskie trójkąty. Na gładkich, brązowych ścianach umocowano kilkanaście pochodni, lecz było ich za mało, aby tak boleśnie oślepić go  na początku.
Nagle zorientował się, że z przeciwległego kąta zbliża się do niego jakaś postać. Na pierwszy rzut oka pomyślał o Falonarze, jednak po chwili odrzucił ten typ. To był ktoś inny, chociaż niemal równie wysoki i dobrze zbudowany. Wydawał mu się dziwnie znajomy, ale dobrą chwilę zajęło mu skojarzenie faktów. Wyglądał, jak tamten mężczyzna z jego snu, ten, który stał za Kalush.
 Gdy fałszywy księżyc przysłoni noc właściwą, a białe oblicze ucieknie złowieszczym blaskiem spłoszone. Wtem przyjdzie na świat w bólach zrodzone istnienie nowe, o którym wszechświat cały się dowie. Legendarne Ostrze w swej dłoni dzierżyć będzie i jasnym światłem pokona tyrana okrutnego. A białe oblicze księżyca znów nad horyzontem zabłyśnie – powiedział mężczyzna, wychodząc z cienia.
Książę mógł teraz przyjrzeć się mu uważnie. Przybysz miał na sobie skórzaną tunikę wiązaną z przodu i naramienniki z tego same materiału, luźne spodnie i buty niemal sięgające kolan. Na szyi zawiesił rzemyk z jakimś ciemnym kamieniem przypominającym Ladvarianowi księżycowy kamień z wisiora Kalush i błękitną łzę, identyczną jak ta, którą otrzymał na Berkayu. U pasa przypiął miecz. Broń musiała mieć wąską klingę, sądząc po kształcie pochwy. Rękojeść zdobił wizerunek tygrysa o szafirowych oczach.
Mężczyzna miał całkiem ogoloną głowę. Na szczupłej, podłużnej twarzy widniała blizna, druga znajdowała się na szyi i wyglądała, jakby ktoś próbował mu poderżnąć gardło. Uśmiechał się drwiąco, ciemnoniebieskimi oczami patrząc wprost na Ladvariana. Ma takie same oczy jak ja, przemknęło mu przez myśl, zanim zorientował się, kim jest człowiek stojący przed nim.
Gdyby nie oczy, nigdy by go nie poznał, tak bardzo się zmienił. Nie wyglądał już jak ten młodzieniec, który uwielbiał uprzykrzać życie wszystkim dookoła i koniecznie stawiać na swoim nawet, gdy nie miał racji. Nie wiedział tylko, co miałby tu robić brat Falonara, Kaelas.
– To o mnie – dodał, nawiązując do poprzednich słów. – Ty nawet nie wiedziałeś, że istnieje przepowiednia mówiąca o Legendarnym Wojowniku, który ma pokonać tyrana.
– O czym ty mówisz? To ja urodziłem się w nocy fałszywego księżyca. Co ty tu w ogóle robisz? – dopytywał się Ladvarian, nie spuszczając z oka mężczyzny. Coś mu tu nie pasowało, jednak nie wiedział, jak rozegrać tę zagrywkę.
– Ja też, ale o tym nikt nie wiedział poza moją najbliższą rodziną. Falonar ci nie powiedział? Niby wielki i prawdziwy przyjaciel, a jednak woli, gdy to ty zdradzasz mu tajemnice swego serca, a on milczy. Jak o nim mówiłeś? Bratnia dusza?
Zaśmiał się szyderczo i zrobił kilka kroków w przód, zmniejszając odległość między nimi. Stali blisko siebie, przez co Ladvarian musiał zadzierać głowę w górę, by spojrzeć mu w oczy.
– Możesz mówić, co ci ślina na język przyniesie, ale mnie to nie obchodzi…
– Bo już i tak zwątpiłeś w wielkiego i niezawodnego Falonara – przerwał mu bezceremonialnie, delektując się niepewnością, którą te słowa spowodowały w księciu.
– Możesz cytować tu jakieś wyssane z palca wierszyki, ale lud Landare wybrał mnie na swego przywódcę. Zaliczam się do elity wojowników, a ty wylądowałeś w niskiej klasie, bo nie wykazywałeś żadnych specjalnych uzdolnień i równie dobrze mógłbyś w ogóle nie podejmować treningu wojownika – upierał się przy swoim Ladvarian, zaciskając dłonie w pięści.
Znów ten szyderczy śmiech przyprawiający o dreszcze, tak niepasujący do tamtego wesołego chłopca.
– Lud Landare? Chyba sam nie wierzysz w te kłamstwa – zakpił. – W dniu naszych narodzin rzeczywiście ubzdurali sobie, że fałszywy księżyc może być jakimś specjalnym znakiem, ale równie szybko o tym zapomnieli. Oczywiście niektórzy pozostali wierni tej idei – dodał po chwili namysłu. – Szkoda, że większość z nich zabiłeś na publicznej egzekucji. Niczym nie różnisz się od Vrieskasa.
Ladvarian nie potrafił dłużej znieść obelg z ust kogoś takiego. Chciał go zaatakować, ale nie zdążył. Kaelas pierwszy wymierzył perfekcyjny cios w klatkę piersiową. Książę poleciał do tyłu i upadł na posadzkę, ledwo łapiąc oddech. Uklęknął, nie będąc w stanie wstać, potrzebował chwili, by dojść do siebie. Miał wrażenie, że połamano mu co najmniej dwa żebra. Najgorsze jednak było to, że zrobił to ktoś, kto nie powinien umieć porządnie walczyć.
– Tamte czasy już bezpowrotnie minęły – odpowiedział na niezadane pytanie. – Przeszedłem morderczy trening, a później ostatecznie odblokowałem swoją moc. Miesiącami śniliśmy ten sam sen, stojąc na przeciwległych brzegach jeziora, ale to ja pierwszy się obudziłem, to ja pierwszy poznałem tajemnicę księżyca. Pora oddać pałeczkę i wycofać się w cień, hańbo wszelkich wojowników.
– Nie – powiedział pewny siebie Ladvarian, stając na nogi. – To ty zrozum, że nie nadajesz się do roli wybawcy. Tylko ja jestem w stanie pokonać Vrieskasa, tylko ja latami dążę do tego celu, powoli wcielając mój plan w życie. Nagle wkroczyłeś do tej gry i twierdzisz, że możesz zmienić zasady? Przez lata nikt o tobie nie słyszał i tak pozostanie.
– Nie potrafisz przyznać się do porażki i zaakceptować tego, że twój czas się skończył. – Pokręcił teatralnie głową, zwiększając tym gestem wściekłość księcia. – W takim razie udowodnij to. Zakończmy ten odwieczny spór tu i teraz. Zwycięzca bierze wszystko, przegranego czeka śmierć.
Ladvarian wydobył miecz. Kaelas postąpił tak samo. Mimo nikłego światła zdołał dostrzec symbole, które zdobiły jasną klingę. Wtedy rozpoznał, czyj oręż dzierżył wojownik.
– Skąd go masz? – zapytał, nie potrafiąc ukryć zdziwienia.
– Dostałem na mojej Ceremonii – odpowiedział beztrosko. – Czyż to nie znak, że to ja jestem wybrańcem?
Przez chwilę krążyli naprzeciwko siebie w milczeniu, czekając aż ten drugi wykona pierwszy ruch. Ladvarian rozpoczął natarcie, w trakcie kumulując ki i przelewając ją w klingę miecza. Kaelas zdołał zablokować cios, także posługując się energią wewnętrzną.
Jasne klingi krzyżowały się raz za razem, nie mogąc trafić celu, gdyż przeciwnik zdołał w porę zareagować. Bloki, wymiany ciosów, szybkie uniki. Ladvarian próbował znaleźć jakiś słaby punkt przeciwnika, ale z każdym kolejnym ciosem nie potrafił oprzeć się myśli, że Kaelas siedzi w jego głowie i robi dokładnie to, co trzeba.
Skrzyżowali ze sobą miecze, napierając na siebie z całej siły. Każdy z nich chciał, aby to ten drugi ustąpił. Następne wydarzenia potoczyły się tak szybko, że Ladvarian ledwo zdołał je zarejestrować. Kaelas w ułamku sekundy przerwał konfrontację i wykonał szybkie cięcie, którego książę nie był w stanie sparować, i błyskawicznie wycofał się, robiąc kilka kroków w tył.
Ladvarian upadł na posadzkę, nie do końca zdając sobie sprawę, co się wydarzyło. Miecz wypadł mu z ręki, a po lewej stronie na ziemię z głośnym plaśnięciem upadło coś jeszcze.
Oczy zaszły mu mgłą, gdy poczuł przeraźliwy ból w lewym ramieniu. Zawył, nie potrafiąc się powstrzymać. To było silniejsze od niego. Prawą ręką próbował sprawdzić, jak głęboka była rana, ale natrafił na pustkę. Z trwogą odwrócił głowę, ale jego mózg ledwo rejestrował to, co widziały oczy.
Nie miał już ręki, zamiast niej z krótkiego kikuta lały się strumienie gorącej, szkarłatnej krwi. Wcześniejsze plaśnięcie wydała jego ręka, która teraz leżała na posadzce. Zwymiotował, nie potrafiąc znieść tego widoku. Czuł, że opuszczają go siły. Tracił zbyt dużo krwi i w żaden sposób nie potrafił zatamować krwawienia. Umrze tutaj, to było przesądzone.
– Czyżby to już koniec? – zapytał niewinnie Kaelas, uśmiechając się radośnie niczym małe dziecko na widok cukierków. – Nie muszę cię nawet zabijać, bo z tą ręką straciłeś miano wojownika. Jak to jest czuć taką hańbę, co? Mocno boli to serce, które wykonuje swe ostatnie ruchy?
– Jak miałbym iść dalej, skoro ta próba była dla mnie za ciężka? – zachrypiał, ledwo będąc w stanie mówić.
Czuł kaskadę dreszczy przeszywających całe jego ciało. Było mu przeraźliwie zimno, tak bardzo pragnął znaleźć się pod ciepłym kocem, tym razem nie pogardziłby gorącą herbatą, którą zrobiłby dla niego Falonar. Resztki sił zużywał na to, by utrzymać ciało w pozycji klęczącej i ściskać w prawej dłoni rękojeść miecza. Był zhańbiony i nie miał już do niego prawa, ale mimo wszystko chciał umrzeć z orężem w ręku, w końcu urodził się wojownikiem.
– Nic nie ma dalej – odpowiedział zdziwiony Kaelas. – To ostatnia próba, której nie podołałeś, więc umrzesz. Proste, prawda? – Uśmiech nie znikał z jego twarzy. W tym momencie niewiele się od siebie różnili. On też nigdy nie darowałby swojemu przeciwnikowi i próbowałby uprzykrzyć mu ostatnie chwile życia nieprzyjemnymi komentarzami.
– Miałem znaleźć duszę – jęknął Ladvarian, z trudem łapiąc oddech. Co powie Falonar, gdy dowie się, że poległem?
– I znalazłeś.
– Nie znalazłem…
– Widzisz, tu pojawia się prawdziwy problem. To twoja wina, że nie jesteś w stanie zaakceptować tego, że jestem twoją duszą, że jestem częścią ciebie.
Drżał. Zamrugał kilka razy, próbując przywrócić ostrość widzenia, ale świat pogrążył się w coraz gęstszej mgle. Zdołał zarejestrować, że Kaelas zbliża się do niego.
– Nie powinienem dać ci tej łaski, w końcu jesteś zhańbiony, ale będzie to taki akt miłosierdzia.
Ukucnął przed nim, szykując się do zadania ostatecznego ciosu. Ladvarian nie miał zamiaru poddać się bez walki. Już nie miał nic do stracenia. Ostatkiem sił zdołał podnieść miecz. Klingi wojowników równocześnie wbiły się w ciała przeciwników.
Nagle rozbłysło białe światło. Wszystko zniknęło.
~ * ~
Gdy skręcił w lewo, do jaskini nie docierało już żadne światło i Falonar znalazł się w całkowitych ciemnościach. Nie widział już nawet pleców Ladvariana idącego przed nim. Kwiaty porastające ścieżkę zniknęły, a ich miejsce zajęła jakaś gęsta, ciepła ciecz, która sięgała mu za kostki. Prawdopodobnie to ona wydawała ciężki i metaliczny zapach przypominający krew.
Brnął przed siebie, cały czas utrzymując stałe, dość szybkie tempo. Lepiej jak najszybciej załatwić to, po co przyszli i w końcu wylecieć z Oraculum, która tak bardzo drażniła Ladvariana. Najgorsze, że nastrój przyjaciela powoli zaczynał udzielać się i jemu.
Nagle dotarło do niego, że coś było nie w porządku. Zatrzymał się, nasłuchując. Z trwogą zorientował się, że w jaskini panowała niczym niezmącona cisza, nie słyszał nawet kroków Ladvariana, który powinien znajdować się zaraz przed nim.
– Ladvarianie! – zawołał, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
Wiedział, że przyjaciel nie mógł się tak bardzo oddalić. Zawsze to on musiał dostosować krok do niego. Niemożliwością było, aby w jaskini znajdowały się jakieś rozwidlenia. Nawet nie myślał o tym, aby gdziekolwiek skręcić, szedł cały czas prosto i książę musiał robić tak samo.
– Ladvarianie! – spróbował jeszcze raz, a gdy nie usłyszał odpowiedzi, serce podskoczyło mu do gardła. Nie mogli się rozdzielić, bo to zwiastowało katastrofę. A jeżeli już się nie odnajdą w tych ciemnościach? Nie chciał nawet myśleć o takiej perspektywie.
Odnaleźć się? – odezwał się szyderczy głos, który nie dawał mu spokoju odkąd ruszyli czerwoną ścieżką. – Nie widzisz, głupcze, że twój wspaniały książę, twój wielki przyjaciel cię zostawił?
Falonar zignorował bezcielesną zjawę. O ile rzeczywiście nie posiadała ciała, bo w tych ciemnościach nie miał pewności. Równie dobrze coś bezszelestnie mogło przemieszczać się razem z nim.
– Nic nie mówisz, ale w głębi serca wiesz, że mam rację. Dowiedział się o tobie wszystkiego i teraz brzydzi się tobą. Nie chce mieć nic do czynienia z kimś takim. Nawet twój widok powoduje u niego odrazę.
Falonar próbował ignorować te słowa. Nie chciał dopuścić ich do siebie, jednak bał się, że któregoś dnia coś takiego może nastąpić. Czyżby popełnił błąd, budując pierwszy most do poprawy ich wzajemnych relacji? Gdyby pozostał taki jak kiedyś, to burza nie wisiałaby w powietrzu. Jednak Ladvarianowi podobała się ta zmiana.
– Do czasu, gdy chodziło jedynie o przyjaźń, a nie głębsze uczucia, odrażająca istoto. To, czego pragniesz nie jest ludzkie.
Falonar puścił się biegiem, próbując zgubić ten głos, jednak on podążał obok niego, nie dając spokoju i raniąc uczucia, które od lat głęboko ukrył na dnie serca. Wstydził się ich do czasu, aż Gipsówka nie wbiła mu do głowy części własnego światopoglądu, aż z jej pomocą nie zaakceptował siebie. A teraz ta praca nad sobą runęła niczym domek z kart przy podmuchu wiatru.
Nagle oślepiło go białe światło, boleśnie kłując w oczy. Przez chwilę musiał przyzwyczaić wzrok, mrugając kilkanaście razy. Wtedy zdał sobie sprawę, że nie był sam. Na środku komnaty stała tak bliska mu kobieta. Gdy zobaczył jej twarz, wszystkie troski zniknęły.
Wyglądała dokładnie tak, jak w dniu, gdy się żegnali. Długie, brązowe włosy zaplotła w gruby warkocz. Miała na sobie niemal sięgającą ziemi ciemnoszarą suknię z krótkim rękawem. Jej szczupła twarz była poważna, brązowymi oczami patrzyła w dal, jakby nie zdawała sobie sprawy, że ma towarzystwo.
– Mamo… – szepnął, a w kącikach jego oczu zaszkliły się łzy.
Kobieta spojrzała na niego, a w jej oczach, zamiast tak znajomego mu ciepła i troski, zobaczył jedynie złość i pogardę. Wykrzywiła usta w grymasie obrzydzenia.
– Przyszedłeś w końcu – odezwała się. – Długo kazałeś na siebie czekać, a teraz zamiast błagać mnie o wybaczenie, tylko stoisz i się mażesz jak maleńkie dziecko.
– Mamo, ja… – Głos ugrzązł mu w gardle, nie potrafił nic więcej powiedzieć. O czym ona mówiła?
– Nic innego nie potrafisz powiedzieć, po tym, jak skazałeś mnie na śmierć. Dobrze wiem, że przyszedłeś na egzekucję i nie zrobiłeś nic, aby mi pomóc. NIC!
– Jak…? Sama mówiłaś, że… Twierdziłaś, że rozumiesz… że nie… – Upadł na kolana, patrząc w twarz matki, której nie poznawał. Jej piękne, dobre oblicze wykrzywiły wściekłość i obrzydzenie.
– Teraz widzę, ile warta jest przysięga wojownika. Ale czy coś tak obrzydliwego jak ty może być określane tym szlachetnym mianem? Ogarniają mnie mdłość na samą myśl, że coś takiego wyszło z mego łona. Kazałam ci chronić księcia Ladvariana, być jego tarczą, jego doradcą, a ty nawet tak prostego polecenia nie potrafiłeś spełnić. Kaelas nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił, był najlepszym synem, jakiego miałam, jedynym synem. Ty jesteś wart tyle, co twój ojciec – nic.
Każde słowo raniło go dotkliwie, a wypowiedziane z ust tak drogiej mu osoby zostawiało w nim ślad na zawsze. Drżał, nie wiedząc dlaczego, a najgorsze, że nie potrafił tego opanować. Łzy płynęły po bladych policzkach.
– Mamo, o czym ty mówisz? – wydusił z siebie, starając się zdusić szloch.
– O czym mówię? – Zaśmiała się szyderczo. Falonar zakrył uszy dłońmi, by tego nie słyszeć, jednak dźwięk i tak do niego docierał, jeszcze bardziej raniąc już i tak zranione serce. – Potrafiłam zaakceptować to, że był ci bliski jak brat, ale brzydzę się tym, że myślisz o nim jako o kochanku, jako o mężczyźnie, z którym chciałbyś spędzić resztę życia. To nieludzkie. To nawet nie zwierzęce.
Podeszła do syna i splunęła mu w twarz.
– Odbierz sobie życie i skończ wreszcie z tą nędzną farsą.
Wyjęła zza pasa zwyczajny, lekko wyszczerbiony sztylet i rzuciła mu pod nogi. Falonar patrzył na niego jak zahipnotyzowany. Zakrył usta dłonią, starając się zagłuszyć szloch, jednak na niewiele się to zdało. Nie potrafił się opanować, chociaż tak bardzo chciał.
– Na co jeszcze czekasz? – prychnęła. – Mimo że nie należę do kasty wojowników, nie godzi się, bym brudziła sobie ręce dla kogoś takiego jak ty.
Mężczyzna drżącymi dłońmi podniósł broń z posadzki, chwytając za ostrze. Okazało się, że mimo nieszczególnego wyglądu było ostre. Z palców zaczęła cieknąć krew. Po chwili mieszała się z łzami, które obficie kapały z podbródka.
– Mamo… Naprawdę nie chciałem, aby to wszystko tak się potoczyło.
Nic nie odpowiedziała, jedynie czekała na jego ruch, aż w końcu spełni polecenie. Spróbował przywołać w pamięci obraz tej uśmiechniętej przez łzy kobiety, z którą żegnał się na ganku ich domu, jednak obrazy zamazywały się. Nie potrafił rozróżnić szczegółów, powiedzieć, co wtedy czuł. Czy gdyby powiedział jej o swoich głęboko skrywanych pragnieniach, to zareagowałaby tak samo? Czy wyparłaby się swego syna i doprowadziła do jego egzekucji? Czy powtórzyłaby wszystko Ladvarianowi? Tak wiele wątpliwości.
Mocniej zacisnął palce na ostrzu sztyletu. Chciał czuć ból fizycznych, by odpędził on ten psychiczny na dalszy plan. Jednak na nic się to nie zdało.
– Obcięcie palców nie spowoduje twojej śmierci, ale jeżeli chcesz zadać sobie w ten sposób więcej ran, to twoja sprawa. Ja mam czas, zaczekam, aż zakończysz swe marne życie. Co prawda mdli mnie od twego widoku, ale jakoś to wytrzymam. Niczego innego nie mogę się po tobie spodziewać, skoro tak bardzo przypominasz swego ojca.
Jakby za mgłą stanęły mu przed oczami sceny z dzieciństwa. Dla niego zawsze tworzyli tylko i wyłącznie trzyosobową rodzinę. Wspierali się w trudnych chwilach, pomagali sobie nawzajem, śmiali się w radosnych momentach. Co prawda Kaelas wiele razy go irytował, ale był dobrym dzieckiem, nic nie mógł poradzić na to, że to z jego winy ojciec oszalał.
Czy gdy spełnię jej życzenie, to wrócę do tamtych czasów? Zbliżył sztylet do szyi. Czy znów powróci tamta beztroska i szczęście? Ostrze przecięło skórę, pociekły pierwsze krople krwi. Czy pojawi się przede mną tamta mama, która zawsze obdarzyła mnie pogodnym uśmiechem i ciepłym słowem? Mocniej przycisnął. Poczuł tak upragniony ból fizyczny i zakrztusił się. Czy znów chwyci mnie w ramiona i powie, że kocha? Widział na twarzy kobiety stojącej przed nim triumfalny uśmiech.
Ale co wtedy stanie się z Ladvarianem? Jak on sobie poradzi sam w walce przeciwko Vrieskasowi? Kto będzie go wspierał, gdy jego zabraknie?
Byli najlepszymi przyjaciółmi, niemal bratnimi duszami. Doskonale się ze sobą dogadywali, mimo wielu utarczek i przeciwnych opinii. Zawsze razem, zawsze ramię przy ramieniu, powiernicy największej tajemnicy. Nigdy nie opuściliby siebie nawzajem.
Falonar rzucił sztylet na podłogę. Zdawał sobie sprawę, że rana na szyi była dość głęboka. Miał jednak nadzieję, że nic poważnego się nie stanie, że uda mu się to wyleczyć.
– Kocham cię, mamo, ale nie żyjesz i nic mi ciebie nie przywróci. Pozostaje mi jedynie pamięć – powiedział drżącym głosem, przyciskając dłoń do krwawiącej szyi. – Może jesteś duszą, którą miałem znaleźć, ale nie jesteś duszą mojej ukochanej mamy. Ona wiedziałaby, że bez względu na moje uczucia nigdy nie poświęciłbym dobra mojej rasy ponad własne pragnienia.
Falonar wstał gwałtownie i, zanim kobieta zdążyła zareagować, chwycił jej głowę w dłonie i mocno okręcił. Kręgosłup pękł z głośnym trzaskiem. Głowa wygięła się pod dziwnym kątem. Mężczyzna ponownie padł na kolana, tuląc do piersi bezwładne ciało.
Nagły rozbłysk światła oślepił go. Wszystko zniknęło.
~ * ~
Mam nadzieję, że spodobał się wam taki dobór postaci do próby. Za pomysł na Ladvariana podziękowania kieruję do mojej siostry :* Sama nie wiedziałam, co mam z nim zrobić, bo jakoś brakuje mu szczególnie bliskich osób.
Chciałam was jeszcze zapytać, czy macie jakiś sposób na przypominanie sobie rzeczy, o których zapomnicie? Wszelkie rady mile widziane, bo jeszcze miesiąc temu miałam pomysł na jeden wątek, a obecnie gdzieś mi zwiał i za nic w świecie nie mogę przypomnieć sobie, jak chciałam to rozwiązać.
Tytuł rozdziału taki sobie, bo nie miałam pomysłu, a nie chciałam powtarzać tego, który był wcześniej. Ale w ramach bycia miłą (lub złośliwą, zależy jak patrzeć), mogę powiedzieć, że tytuł kolejnego to Bracia Duszy.
A wszelkie zaległości zostaną nadrobione do jutrzejszego południa. Może uda mi się jeszcze dzisiaj, ale nic nie obiecuję.

21 komentarzy:

  1. Tak się właśnie zastanawiałam, czy tych bohaterów także spotka próba w jaskini, i zastanawiało mnie też, jakie osoby się im mogą ukazać.
    Nie powiem, zaskoczyło mnie to, że Ladvarian ujrzał Kaelasa, z którym chyba nie miał nigdy jakichś szczególnych relacji. A jeszcze bardziej zaskoczyła mnie ich walka, i czytając jej opis, zastanawiam się, czy obaj bohaterowie kiedyś się spotkają i jeśli tak, to jakie będą ich stosunki? Czy będą walczyć ze sobą i spierać się, o którego z nich chodzi w przepowiedni, czy wręcz przeciwnie, dojdą do porozumienia i okaże się, że to oni w pewnym sensie są braćmi duszy i chodzi po trochu o każdego z nich?
    Ale szczególnie przykra musiała być próba Falonara. W końcu Ladvarianowi nie zależało aż tak na Kaelasie, natomiast matka była dla Falonara bardzo ważną osobą, i usłyszeć tak przykre, nieprzyjemne słowa z ust kogoś tak bliskiego... To musiało być okropne, nie mówiąc o tym, jak te próby mogą wykrzywić ogląd bohaterów na członków rodziny, którzy im się ukazali.
    Coraz wyraźniej ukazujesz też uczucia, jakie Falonar żywi do Ladvariana i których tak bardzo się wstydzi, i mimo znajomości z Gipsówką i rozmów z nią nadal chyba ciężko mu się z tym pogodzić, takie przynajmniej mam wrażenie. Może to kwestia tego, że boi się odrzucenia oraz tego, jak w ogóle jego rozterki wewnętrzne zostałyby przyjęte?
    Wgl, jak zwykle świetne opisy ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      No, rzeczywiście jakieś szczególne relacje ich nie łączą, ale to dobry wyjątek dla tej próby. Szczególnie, że jedyne osoby, które naprawdę liczyły się dla Ladvariana to matka Falonara i sam Falonar. W pierwszym przypadku nie chciałam się powtarzać, bo wyszłoby nudno, a chciałam, aby Ladviś jednak walczył, a nie głównie obrywał w sferze psychicznej.
      W przypadku Falonara na pewno hamuje go głównie to, jak Ladvarian by to wszystko przyjął. Boi się odrzucenia i zarazem utraty jedynego przyjaciela.

      Usuń
  2. Przyznam, że próba Ladvariana mocno mnie zaskoczyła. Kiedyś Wyrocznia wspominała, że w jaskini ukazują się tylko umarłe dusze... więc jak mógł pojawić się tam Kaleas? Czy to był symbol tego jaki był wcześniej? Myślałam, że książę spotka kogoś innego, a tu taka niespodzianka. Zastanawia mnie co się teraz stanie, w końcu Ladvarian wie o Kaleasie. Wciąż głowię się nad tym co będzie dalej i w jaki sposób bracia duszy są ze sobą związani i kto w końcu stanie się tym Legendarnym Wojownikiem. Mam prawdziwy mętlik w głowie:)
    Jestem ciekawa co będzie w następnym rozdziale, podejrzewam, że w pewien sposób będzie tym przełomowym, gdzie chociaż część tajemnic się wyjaśni... a przynajmniej mam taką nadzieję.
    Czekam już na następną notkę, życzę dużo weny i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście w próbie biorą udział umarlaki. Ale z racji, że Kaelas i Ladvarian to dwa dość wyjątkowe byty latające po wszechświecie, to Wyrocznia postanowił zrobić wyjątek. Nie chodziło mi o to, jaki był wcześniej, ale o zagranie na emocjach księcia, gdy pojawia się taki nikt (którego zna od zawsze) i nagle zabiera mu wszystkie marzenia, wykopuje go i sam zabiera jego miejsce, zamiast spróbować dogadać się i połączyć siły.
      Jak Bracia Duszy są ze sobą związani to nie powiem, bo to dość kluczowe i za wcześnie by się wydało ;)

      Usuń
  3. W sumie po zapowiedzi spodziewałam się, że Ladvarianowi przyjdzie się zmierzyć z Vrieskasem, więc Kaelas mnie totalnie zaskoczył, ale w pozytywnym sensie. Ech, dobrze masz z taką siostrą, która w razie czego zawsze podsunie jakiś dobry pomysł :P
    Ich walka nie byłaby pewnie tak wyrównana, gdyby nie to, że Kaelas poznał oddziaływanie księżyca. Wreszcie Ladvarian dowiedział się o Kaelasie, co pewnie przyniesie za sobą pewne konsekwencje, jak niepewność Księcia czy to, aby na pewno on jest Legendarnym Wojownikiem. Mam tylko nadzieję, że ten głos ani odrobinkę nie popsuje jego relacji z Falonarem, chociaż może doprowadzić do tego, że Falonar będzie zmuszony wyjawić swoją tajemnicę, która pewnie kompletnie zaskoczyłaby Księcia, bo przecież chodzi o uczucia, jakimi faktycznie darzy go przyjaciel.
    Nie jest niczym przyjemnym usłyszeć takie słowa od własnej matki. Próba Falonara była równie nieprzyjemna co niegdyś ta Kaelasa. Ale Wojownik ostatecznie podołał zadaniu i zamiast zabić siebie, zabił to coś, co podawało się za jego matkę.
    Zauważyłam jedną literówkę: "Niczym mnie różnisz się od Vrieskasa." - nie różnisz.
    Jeśli chodzi o pamięć, ja żeby uniknąć takich sytuacji, zawsze zapisuję sobie pomysły na wątki w telefonie. A jeśli już o czymś zapomnę, to szukam skojarzeń, typu moment, w którym wpadł mi dany pomysł, czy jakieś słowo, z którym mi się kojarzył, postać biorąca w nim udział, a wówczas pomysł sam zazwyczaj wreszcie do mnie wraca.
    Tytuł i zapowiedź następnego rozdziału zwiastują moc wrażeń, więc pozostaje mi niecierpliwie czekać na nowość :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie pytanie retoryczne: a co miałby z tym wspólnego Vrieskas, którego Ladvarian zadźgałby bez wahania? A w następnym rozdziale też siostra pokusiła mnie, bym zrobiła coś, czego jeszcze nie planowałam ;)
      Hmm... Właściwie to siła Kaelasa nie jest adekwatna do tej prawdziwej, chciałam trochę podnieść mu rangę, by jeszcze bardziej dobić Ladvariana przy tej próbie.
      Co do relacji z Falonarem, to w tym miejscu Jaenelle widowiskowo odwraca uwagę i zaprasza do kolejnego rozdziału oraz następnych fragmentów o tej dwójce, za których pisanie niebawem się zabiera.
      Też zwykle sobie zapisuję, bo moja pamięć jest dziurawa jak sito, chociaż większość pamiętam, bo często w głowie magluję i zastanawiam się nad piętnastoma rożnymi wersjami. Tutaj to największy problem, że nawet nie pamiętam, z czym chciałam to powiązać, więc muszę mocno wymyślić mózgownicę lub wymyślić coś innego.

      Usuń
  4. Bardzo spopdobało mi się to połączenie wydarzeń od strony księcia i Falonara. Każdy widział co innego, chociaż oboe byli mamieni przez ten niewiadomego ochodzenia głos, który starał się za wszelką cenę skłócić ich niszcząc to, co zbudowali między sobą przez te kilka lat, które ze sobą spędzili. Pojawienie się Kaelasa bardzo mnie zaskoczyło.. niby słabszy od księcia,a jednak pokonał go w boju i jeszcze na dodatek odciął mu rękę. Okropne.. właśnie przeczuwałam, że coś takiego się stanie właśnie kiedy napisałaś, że coś plasnęło na ziemię. Aż ciarki po plecach przechodzą. Co do Falonara bardzo mi go żal. Nawet jeśli wiedział, że wszystko to tylko misyfikacja usłyszenie z ust matki czegoś takiego musiało go zasmucić. Podziwiam go za taką postawę, bo w końcu skręcił kark " własnej" matce.
    W tym rozdziale świetnie widać, że Falonar i Ladvarian są naprawdę blisko z sobą. Ufają sobie i nawet takie przeżycia jak te nie są w stanie ich rozdzielić. Jeden za drugim skoczyłby w ogień. No i coraz bardziej i śmielej ukazywane są tu ich uczucia, których wojownik się wstydzi. Jestem ciekawa co jeszcze się wydarzy po tym oślepiającym błysku. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Tutaj siła Kaelasa została nieco podkoloryzowana, by jeszcze bardziej dobić dumnego Ladvariana przy tej próbie. Na chwilę obecną nawet nie chcę porównywać siły ich obu, bo nie potrafię być obiektywna.
      Też podziwiam Falonara, bo gdy zabierałam się za korektę tego rozdziału w zeszłym tygodniu, to byłam pewna, że tego jednak nie zrobił. A tu tak mnie zaskoczył.

      Usuń
  5. Naprawdę zaskoczyło mnie to, że przed oczami Ladvariana ukazał się Kaelas. Myślę, że pomysł był bardzo dobry, bo jednak to oni są najważniejszymi osobami w tym opowiadaniu. Walka z Kaelasem była imponująca; widać, że Ladvarian był zszokowany tą całą bitwą, że byli na równi. Scena z obciętą rękom mnie nieco przeraziła i zniesmaczyła. Wiem, że po tej próbie, książę głęboko weźmie słowa Kaelasa do serca.
    I Felonar. Miał trudniej, bo musiał słuchać obelgi swojej matki, tak miażdżące słowa. Ale dobrze, że nie wierzył w te słowa, że doskonale wiedział, że jego matka by go nie odtrąciła, gdyby poznała o nim prawdę. A tak myślałam, że jego próba może być po części zawiązana z jego odmiennością.
    Niewątpliwie nasza piątka miała trudne próby, by je pokonać:)

    Zazwyczaj, gdy jakieś wątki wpadną mi do głowy, to zawsze od razu zapisuje je sobie na brudno w zeszycie;)

    I dziękuję za dodanie PJS do Rejestru i zmiane obrazków na pozostałych blogach;*

    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy, bo nie powiem, ciekawi mnie to, że tytuł następnego rozdziału to "Bracia Dusz" ^^

    Pozdrawiam:**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Też mi się ten pomysł spodobał, gdy o nim pierwszy raz usłyszałam ;) Mimo że jest nieco inny od prób pozostałych bohaterów, to ostatecznie i tak wyszło na to samo.
      Maleńkie ziarno niepewności jednak zostało w Falonarze zasiane. Jego matka nie żyje, więc specjalnie nad jej potencjalną reakcją nie będzie się zastanawiać, ale nie ma pewności, jak by zareagowała.
      Też zwykle sobie zapisuję, bo moja pamięć jest dziurawa jak sito, chociaż większość pamiętam, bo często w głowie magluję i zastanawiam się nad piętnastoma rożnymi wersjami, po czym na blogu ląduje wersja dwudziesta pierwsza lub coś zupełnie innego.

      Usuń
  6. Podobał mi się ten rozdział :) A już zwłaszcza dlatego, że od dawna czekałam na tą próbę w jaskini. Zastanawiałam się, co zaprezentujesz jednemu i drugiemu. Powiem ci, że o tyle ile w przypadku Falonara sama domyśliłam się, że wykorzystasz postać jego matki, to Kaelasa wcale się tam nie spodziewałam. To jak przebiegła ich bitwa również mnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się, że ta wersja Kaelasa będzie taka silna, choć może i on sam taki się stał? Dawno nie miałam okazji porównać go z kimś w walce. W każdym razie sam książę był zaskoczony, że brat jego przyjaciela tak bardzo się rozwinął. Fragment z uciętą ręka... najpierw wow, potem fuuj. Nie powiem, żebym była to jakaś przyjemna scenka.
    Falonar wcale nie miał łatwiej. To co powiedziała jego matka musiało go zaboleć, a ja jak zwykłam powtórzę, że rany cielesne wcale nie są najgorsze. Te koniec końców się zagoją i znikną, ale cierpienie psychiczne zawsze pozostawia jakieś ślady. Dodatkowo to wypomnienie miłości do Ladvariana. No to był cios poniżej pasa. Jakby Wojownik nie miał już dość problemów związanych z tym uczuciem.
    I sama już nie wiem który z naszych bohaterów miał gorzej.
    Przychylałabym się bardziej do Falonara, ale książę również sporo się wycierpiał.
    No to mnie zaciekawiłaś tą wzmianką o nazwie następnego rozdziału. Oj, teraz to już ci spokoju nie dam ;)
    Co do zapominania... To staram się nie zapominać, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi. Jak tylko wpadnie mi jakiś fajny pomysł do głowy to szybko siadam do komputera i go spisuję albo do zeszytu lub ewentualnie na telefonie do notatek.
    Czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      No tak, w przypadku Falonara odpowiedź nasuwała się sama. Nawet Selyse można by było podpiąć pod Ladvariana, ale nie chciałam się powtarzać i zależało mi na tym, aby Ladvarian doświadczył czegoś innego.
      Tutaj siła Kaelasa została nieco podkoloryzowana, by jeszcze bardziej dobić dumnego Ladvariana przy tej próbie. Na chwilę obecną nawet nie chcę porównywać siły ich obu, bo nie potrafię być obiektywna.
      Też uważam, że rany psychiczne są znacznie gorsze od fizycznych. Ręka była jednak wyjątkiem, bo utrata jakiejkolwiek kończyny równa się pożegnaniu z kastą wojowników na zawsze, więc do fizyczności dochodziła też psychika. Powiedziałabym, że oboje mieli bardzo źle na swój własny sposób, ale z racji, że autorka bezstronna nie jest i woli Falonara, to bardziej cierpiała pisząc właśnie o nim.

      Usuń
  7. miałam być wczoraj po wieczornym bieganiu, ale byłam tak zmęczona i spocona, że od razu poszłam pod prysznic i przed telewizor. ach ja niedobra i leniwa... Ale Matrix był :P
    Rozdział oczywiście przypadł mi do gustu. Próba Ladvariana była genialna w swojej prostocie. Twoja siostra ma łeb na karku. Masz szczęście, że masz obok siebie kogoś, kto podsunie Ci świetny, choć wydawałoby się najprostszy pomysł. Bo ja byłam zaskoczona, że to był Kaelas. W sumie mężczyźni można rzec, że nawet się nie znają w poprzednim razem był ktoś bliski sercu. Wstrząsnęła mną trochę siła Kaelasa. Czy to możliwe, że jest aż tak silniejszy od Księcia? Czy może jego moc była tutaj bardziej podkoloryzowana na rzecz próby? Sama nie wiem, skłaniam się do tego drugiego, ale wydaje mi się, że kiedy się spotkają to i tak KAelas będzie silniejszy. A kiedy nastąpiła scena z odciętą ręką, to przez chwilę wstrzymałam oddech, choć wiedziałam, ze to nie dzieje się naprawdę.

    I Falonar. Im dalej w las tym mam wrażenie, że bardziej się skupiasz na tej postaci. Na początku odbierałam go raczej jako dodatek do księcia. Taki piesek :D
    Zastanawiam się, który z mężczyzn miał trudniejszą próbę. Z jednej strony dumny Książę z drugiej Falonar, którego raniła tak bliska osoba i jeszcze wywlokła sprawy, które dla samego zainteresowanego są trudne.

    A co do przypominania sobie spraw zapomnianych... kiedyś moja koleżanka powiedziała, że mam stanąć na rękach. skręciłam sobie nadgarstek więc nie polecam. A innego sposobu nie mam. może wróć do miejsca w którym na to wpadłaś? to musi być impuls.

    Pozdrawiam i do następnego postu.

    PS: Może lepiej że jestem dziś z dłuższym komentarzem niż wczoraj z krótszym?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      No, rzeczywiście jakieś szczególne relacje Kaelasa i Ladvariana nie łączą, ale to dobry wyjątek dla tej próby. Szczególnie, że jedyne osoby, które naprawdę liczyły się dla Ladvariana to matka Falonara i sam Falonar. W pierwszym przypadku nie chciałam się powtarzać, bo wyszłoby nudno, a chciałam, aby Ladviś jednak walczył, a nie głównie obrywał w sferze psychicznej.
      Masz rację siła Kaelasa została nieco podkoloryzowana, by jeszcze bardziej dobić dumnego Ladvariana przy tej próbie. Na chwilę obecną nawet nie chcę porównywać siły ich obu, bo nie potrafię być obiektywna. A jak to tam później będzie z ich mocą to na razie milczę ;)

      Usuń
  8. Po pierwsze to przepraszam za opóżnienie, ale miałam małą awarię komputera (zresztą muszę w ogóle go jeszcze raz zgarnąć, ale mniejsza o to), a z telefonu to jakoś nie lubię pisać :)
    Jak słowo daję - od dziś przestaję czytać zapowiedzi!
    Przez ułamek sekundy zastanawiałam się czy Ladvarian nie zobaczy czasem samego siebie, bo wtedy to by dopiero okazało się, że samotnik z niego, ale na szczęście nie jest tak źle uff. W każdym razie Kaelas jako wielki i potężny, który to jest w stanie uchlastać Ladvarianowi łapkę jakoś do mnie nie przemawia (chociaż te blizny były bardzo sugestywne :D). Dla mnie Kaelas to zawsze będzie taki trochę łamaga i tak długo jak Ladviś i Faluś nie lukną w księżyc to Kaelas będzie dla mnie zwyczajnym farciarzem, który nie umiał się ogarnąć i wymyslał sobie blokadę. Zresztą ja chyba już zawsze będę go tak postrzegać. Nie chodzi w żadnym razie o to, że go nie lubię - ot, czasami zbyt twardo trzymam się ziemi i we wspaniałego Kaelasa nie uwierzę dokońca nigdy.
    Sama próba natomiast fajna (ta Wyrocznia jest naprawdę walnięta - jest ktoś, kto ją ogarnia?), bo pokazała to, czego tak naprawdę boi się Ladvarian. W ogóle coś ostatnio jemu najbardziej się obrywa - wcześniej leżał, teraz (no nie jako rzeczywistość, ale jednak) rękę mu obcieli... chyba go naprawdę nie lubisz :D Ja nie wiem, ale wczesniej odniosłam wrażenie, że Ladvarianowi bardziej chodzi o Landare, a inne planety to tak przy okazji i, że jemu wcale jakoś specjalnie nie zależy na byciu LW... cwaniak jeden jak co do czego, to i tak marzy mu sie wieczna chwała.
    A Falonar - czy to tylko moje wrażenie, czy to taka przestroga przed przyszłością, takie ostrzeżenie, że lepiej nie gadać o pewnych rzeczach? Ja wiem, że czasami maruszę, że z Ladvarian to ślepiec jak z Kaelasa ale naprawdę nie wyobrażam sobie, by kiedykolwiek na jaw wyszedł sekret Falonara. W końcu po takim czymś raczej nie da się zachować obecnych relacji, nawet takich zwyczajnie szczerych relacji. Natomiast trochę smieszył mnie fakt, że Kaelasowi ukazał się Zevran, a Falonarowi matka - mam wrażenie, że to takie odbicie kto był czyim synkiem ;) Jemu też dostało się w kość, fajnie, że się ogarnął (co nie zmienia faktu, że za cholerę nie mogę zrozumieć zamobójców) i w sumie przepadły wszystkie "lekcje" Gipsówki... albo wręcz przeciwnie - się okaże :P
    No i co - ciekawa jestem co też tam "wspaniały" Wyrocznia powie, bo jak będzie tak rozgadany jak przy trio, to chyba zwyczajnie padnę i nie wstanę, nie dojdę na matury i mnie zakopią dwa metry pod ziemią - w sumie całkiem optymistyczna perspektywa... :P
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przecież w tym fragmencie zapowiedzi nie ma nic złego. Miałam fajniejszy, przy którym musiałam się bardzo powstrzymywać, bo mógłby wzbudzać różne emocje.
      Właśnie bardzo chciałam tego uniknąć, aby zobaczył sam siebie. Alternatywna opcja była, aby z Falonarem widzieli siebie nawzajem, ale bałam się, że mogłoby coś nie wyjść. I akurat tutaj moc Kaelasa została podkoloryzowana, by Ladvarianowi było trudniej. Bo przy jego normalnej sile próba nie okazałaby się wcale taka straszna.
      Rzeczywiście jakoś tak wyszło z tymi rodzicami. No ale ostatecznie taka prawda.
      Nie, tutaj powie nieco więcej, bo rzeczywiście jak ostatnio czytałam tamten rozdział, by porównać tak mniej więcej z tym, to tamci nie dowiedzieli się niczego.

      Usuń
  9. Najpierw zaległości, czyli Bonus. Podejrzewałam, że będzie dotyczył przeszłości, ale stawiałam raczej na fragment o każdym z bohaterów, a tu Vrieskas! Świetny wybór, bo nie wiele do tej pory wiedzieliśmy o tyranie. Hmm... teraz to już ciężko mi tak o nim myśleć. To bardzo ciekawa i złożona postać. Trudne dzieciństwo, okrutny ojciec, odmienność od innych rodaków, a jeszcze duży talent, ambicje i chęci - mamy przepis na władcę absolutnego. Fakt, że może żyć tysiące lat dodatkowo mu wszystko ułatwia. Ma czas by wprowadzić to, co sobie zaplanował i konsekwentnie to robi. Oby pojawiło się o nim jeszcze więcej rozdziałów. Jego losy i to jak ewoluował, coraz bardziej rozszerzając swoją władzę w kosmosie są bardzo ciekawe i wiele wyjaśniają.
    To teraz Ostatnie zadanie :) Wyrocznia ma poczucie humoru i wie, jaką próbę dać komuś, by go najbardziej zabolało. Nie ma lekko. Ladvarian i cierpienie fizyczne a z drugiej strony Falonar i cierpienie psychiczne. Ciężko stwierdzić, który z nich miał trudniejszą próbę do przejścia, bo byłby dobrane specjalnie pod nich i odwrotnie mogły by nie dać aż takich efektów .
    Nie spodziewałam się Kaelasa na próbie księcia, kolejny dobry wybór. Można było zobaczyć reakcję Ladvariana na wieść, że nie jest jedynym, który zamierza pokonać Vrieskasa. A po tym, jak zobaczył umiejętności pogardzanego go tej pory wojownika z niższej półki musiała się zachwiać jego pewność siebie. Scena z ręką brrr... cały czas mam nadzieję, że to tylko efekt próby i Ladvarian nie ucierpiał fizycznie, bo to znacznie ograniczy jego możliwości, a nawet je całkowicie zaprzepaści. Ale czy książę w ogóle przeszedł pomyślnie próbę? Miecze przeszyły wojowników jednocześnie, więc ciężko mi rozstrzygnąć czy Wyrocznie uzna to za zaliczone zadanie.
    Falonarowi trochę lepiej poszło. Nie dał się zwieść duszy, chociaż był blisko odebrania sobie życia. Udało mu się wyjść zwycięsko, tylko jakim kosztem? To czego musiał się nasłuchać od zjawy wyglądającej, jak jego matka, było okrutne, a dopiero co zaczął siebie akceptować. Oby tylko znowu nie zaczął obwiniać się i gardzić sobą, chociaż na pewno na długi czas nawet nie pomyśli, by powiedzieć Ladvarianowi prawdę.
    A kolejny tytuł rozdziału jest bardzo obiecujący. Wyjaśni się znaczenie adresu bloga? Nie ukrywam, że na to właśnie liczę.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Przeszłość każdego z bohaterów przewija się sporadycznie w tekście, więc wolałam dać postać, o której niewiele wiadomo. Tym bardziej, że jest to ciekawy typ i nie trzeba się przy nim tak bardzo ograniczać. Chciałabym w przyszłości jeszcze coś o nim napisać, więc mam nadzieję, że wyjdzie.
      Nie, odwrotna próba na pewno nie dałaby takich efektów. Nie wyobrażam sobie Falonara, który miałby szczególnie cierpieć przez zadane rany.
      Faktycznie Ladvisiowi jako jedynemu tak ciężko poszło i na dodatek jeszcze jego przedźgało. Cóż, Wyrocznia to kapryśna istota, więc zaliczenie zależy od jej humoru i wszystko wyjaśni się na początku kolejnego rozdziału.

      Usuń
  10. Co to za dusza tam żyje? Bo na pewno nie były to dusze Kaelasa i matki Falonara. Nie wierzę, żeby którekolwiek z tej dwójki mogło tak się zachować. Ale potrafi ranić, oj potrafi... Tylko dlaczego? Jestem ciekawa, o co z tym chodzi, czemu ta dusza albo dusze tak się znęca lub znęcają nad tymi, którzy staną na ich drodze. I co teraz z nimi? Co to za światło? Ej, mam nadzieję, że z tą ręką Ladvariana to tylko złudzenie. I tak się jeszcze zastanawiam nad Ladvarianem i Kaelasem... może obaj są wybrańcami? Może obaj mają pokonać tyrana? Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Skoro ma taki tytuł... Czuję, że będzie bardzo znaczący. :)
    A co do bonusu... był świetny. Nie spodziewałam się, że przedstawisz w nim życie tyrana. W sumie można było go lepiej poznać. To, co kazał robić mu ojciec, jest przerażające. Aż mi się niedobrze zrobiło, gdy to czytałam. Nic dziwnego, że teraz sam jest tyranem, ale poziomu ojca jeszcze nie osiągnął. Chyba... I mam nadzieję, że już nie osiągnie. Czy władza aż tak bardzo uderzyła mu do głowy? Przecież nie był taki. Przykre, że tak bardzo się zmienił.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem w szoku po tym jak Falonar rozprawił się swoją duszą, aua. A wplecienie Kaleasa do Ladvariana to po prostu mistrzostwo. I idealnie zgrało się z adresem.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jaskinia miała pokazywać tylko imarłych. No i Książę za szybko się połapał. Kogo innego bym tu widziała...

    OdpowiedzUsuń