Życie można zrozumieć, patrząc nań tylko wstecz.
Żyć jednak trzeba naprzód.
Søren Kierkegaard
Kendappa powoli odzyskiwała świadomość. Czuła tępe
pulsowanie w skroni, ale była to jedyna niedogodność. I co najważniejsze,
gdziekolwiek się znajdowała, panowało tu to przeraźliwe zimno. Wiedziała, że
leżała na jakimś dość twardym łóżku i przykryta była grubym i ciepłym kocem. Z
chęcią zatraciłaby się w tym przyjemnym uczuciu, ale nieznośny ból głowy
brutalnie przywracał ją do rzeczywistości i zmuszał do zrobienia czegokolwiek,
by go złagodzić.
Czyżby ktoś mnie uratował? A może to wszystko było
jedynie snem?, przeszło jej przez
myśl.
Powoli
otworzyła oczy. Od razu zorientowała się, że Mua Dong nie było jedynie jej
nocną marą. Znajdowała się we wcześniej sobie nieznanym, niewielkim
pomieszczeniu i rzeczywiście leżała na czymś, co przypominało łóżko. Powoli
odwróciła głowę i wrzasnęła, zanim zdołała się powstrzymać.
Zamknęła oczy,
jakby to mogło zmienić rzeczywistość lub wymazać jej głupie zachowanie.
Postąpiła jak ta niedorzeczna Ziemianka, która piszczała na widok pająka.
Tylko, że Kendappa nie chciała przyjąć do wiadomości tego, co zobaczyła.
Ponownie
uniosła powieki i zorientowała się, że swoim idiotycznym zachowaniem wzbudziła
zainteresowanie tego, co znajdowało się w pomieszczeniu. Stwór podszedł do niej
i wyszczerzył zęby. Kobieta nie potrafiła odgadnąć, co chciał oznajmić tym
gestem.
Wyglądał jak
dorosła wersja tamtych dzieci. Całe jego ciało porastała ciemnobrązowa sierść. Stał
na dwóch nogach, ale ani jego górne, ani dolne kończyny w niczym nie
przypominały ludzkich, na dodatek zostały zakończone racicami. Jego głowa bez
wątpienia była identyczna jak u jakiś sarnowatych zwierząt, mimo że twarz miała
w sobie coś, co po dłuższej analizie przywodziło na myśl człowieka. Z głowy
wyrastała mu para dużych rogów.
– Widzę, że już
się obudziłaś – powiedział ludzkim głosem. – Doprowadziłaś się do bardzo złego
stanu. Na Mua Dong panują przeraźliwie niskie temperatury, bez ochrony twoich
skrzydeł, naraziłaś się niemal na pewną śmierć. Miałaś szczęście, że dotarłaś
tutaj i znalazły cię dzieci.
– Kim jesteś? –
zapytała Kendappa.
Starała się
zapomnieć o swoim zachowaniu po przebudzeniu. Bardziej pasowało ono do Kaelasa,
nie do niej. Nigdy nie widziała ani nawet nie słyszała o zwierzętach chodzących
na tylnych kończynach i zachowujących się jak ludzie, ale to nie był powód do
wrzasków. Po Eduardo powinna przywyknąć do tego, że wszystko było możliwe.
Próbowała zrzucić to na swój kiepski stan.
– Jestem Chopper,
sołtys tej wioski – odpowiedział uprzejmie.
– Podniebnego
Stawu?
Od razu
zorientowała się, że coś było nie tak. Wypowiedzenie tej nazwy spowodowało, że sołtys
spiął się, a w jego dotąd łagodnych, ciemnych oczach pojawiła się jakaś
zwierzęca dzikość i strach. Kendappa przeklęła w duchu swoją nieostrożność.
Mogła najpierw wydobyć z niego informacje, a dopiero później zadawać pytania,
które nie doprowadziłyby do takiego zachowania. Miała nadzieję, że nie wplątała
się w jakąś głupią i niebezpieczną dla siebie sytuację, która niemal na wstępie
skreśliłaby powodzenie misji.
Coś takiego pasuje do Kaelasa, nie do mnie. Opanuj
się, kobieto, upomniała się
w duchu.
– Przepraszam,
jeżeli powiedziałam coś nie tak, tak wskazywał drogowskaz – próbowała złagodzić
napiętą sytuację.
– Odpoczywaj,
pójdę po wioskową znachorkę, by cię jeszcze raz zobaczyła i później
porozmawiamy. Nic ci tu nie grozi.
Wyszedł z
pomieszczenia. Kendappa została sama i nie wiedziała, co ma o tym wszystkim
myśleć.
~ * ~
Znachorka w przeciwieństwie
do Choppera okazała się najzwyklejszą kobietą w średnim wieku. Usta niemal w
ogóle jej się nie zamykały, a swoją tyradę rozpoczęła od wyrażenia własnej
opinii na temat wychodzenia na mróz w takim stroju, nie szczędząc przy tym
przekleństw. Kendappa starała się słuchać uważnie tego, co mówiła w nadziei, że
być może kobieta powie coś na temat miejsca, w którym się znalazła. Niestety,
przeliczyła się. Z ulgą powitała moment, gdy tamta wyszła i mogła nieco
odpocząć od tej bezsensownej gadaniny.
Nieco później,
nie potrafiła dokładnie określić czasu, gdyż na Mua Dong panowała tylko noc, a
nigdzie w domu nie zauważyła niczego, co mogłoby być zegarem, razem z Chopperem
zasiedli przy kominku, by porozmawiać. Ogień przyjemnie skwierczał, w
pomieszczeniu było ciepło, dodatkowo otuliła się grubym kocem i dostała kubek
parującej herbaty, więc nic do szczęścia jej już nie brakowało.
– Dlaczego
tutaj… – zawahała się na chwilę, by odpowiednio dobrać słowa, aby przez
przypadek nie urazić gospodarza.
– Dlaczego
wyglądamy jak zwierzęta, a mimo to mówimy ludzkim głosem, żyjemy z ludźmi i
zachowujemy się niemal tak jak oni? – dokończył za nią Chopper. – Wiele razy
słyszałem takie pytania i jak dotąd nikomu nie przyszło do głowy, że to może
być normalne.
– Nie chciałam
cię urazić – powiedziała lekko zawstydzona Kendappa. – Na północy czy północnym
zachodzie nigdy nie słyszano o takiej rasie, nawet do tej pory na wschodzie nie
natrafiliśmy na takie przypadki. Zaskoczyło mnie to i chyba zbyt impulsywnie
zareagowałam.
– Nie uraziłaś
mnie – zapewnił. – Planety krążące wokół Be’Shar rządzą się własnymi prawami i
często spotyka się tu istoty niespotykane nigdzie indziej. Nasz szczep
reniferów żył kiedyś na śnieżnych równinach z dala od ludzi, jednak z czasem
przywódcy obu grup doszli do porozumienia, by zapewnić korzyści każdej ze stron
i ułatwić życie na planecie. Renifery zamieszkały nieopodal wioski, by w
kolejnych latach zmieszać się z ludźmi. Aż w końcu doszło do tego, że renifer
został sołtysem i przywódcą całego społeczeństwa. Inne wioski również wzięły
przykład z naszej, dzięki czemu na Mua Dong żyje się lepiej zarówno reniferom
jak i ludziom. Sądzę, że zaspokoiłem twoją ciekawość. W takim razie powiedz, co
sprowadza tutaj ciebie?
Kendappa
zawahała się przez chwilę, zbierając myśli. Zastanawiała się, ile może
powiedzieć Chopperowi, a co lepiej przed nim zataić. Ostatecznie postanowiła
zaryzykować i wyznać prawdę, kłamstwa mogły jej daleko nie zaprowadzić.
– Razem z
przyjaciółmi otrzymaliśmy zadanie, by zdobyć łzy pierwszych dzieci, które okażą
się kluczem do pokonania Vrieskasa. Nie wiem, czy o nim słyszałeś? – chciała
się upewnić.
– Tak, tylko
głupcy nie znają tego imienia. To władca, z którym trzeba się liczyć, nikomu do
tej pory nie udało się tak długo utrzymać władzy i zjednoczyć pod jednym
sztandarem tak dużej części kosmosu. Według podań, dawno, dawno temu on także
przybył na Be’Shar, by poddać się próbie.
– Vrieskas był
na Mua Dong? – zdziwiła się Kendappa. Nigdy o tym nie słyszała, nawet mieszkając
na Yaskas.
– Nie na Mua
Dong, a na innej planecie, nie wiem dokładnie której. Były to czasy, kiedy
renifery nie zawarły jeszcze paktu z ludźmi. Nikt się tym tak bardzo nie
przejmował, bo skąd ktokolwiek miałby wiedzieć, że próbę podejmuje ktoś, kto
zacznie tytułować się cesarzem wszechświata.
Kendappę
zdziwił ten tytuł. Żaden z ludzi Vrieskasa nigdy się tak do niego nie zwracał,
nawet on sam nie kazał nikomu tak na siebie mówić. Wystarczyło dodać wielmożny,
by podkreślić, że to on był najważniejszy. Może ludzie na wschodzie mieli
zupełnie inne wyobrażenie o nim?
– Mistrz Nien
Sử skierował nas tutaj, twierdząc, że zdobędziemy jedną
z łez – kontynuowała kobieta. – A po lądowaniu spotkaliśmy niejakiego Snowa,
który powiedział nam, że musimy zdobyć trzy klucze i każde z nas powinno na
rozdrożach udać się w inną stronę.
– Teraz
wszystko rozumiem – rzekł Chopper, ale po tonie jego głosu Kendappa
zorientowała się, że coś go rozczarowało. – Podniebny Staw to góra, przy jej
podnóżu została zbudowana wioska. Na jej szczycie znajduje się rezydencja
wiedźmy, która nęka wszystkich mieszkańców planety.
– Jaka z tego
puenta? – wtrąciła się Kendappa, gdy sołtys zamilkł, wpatrując się we własne
kolana, jakby zastanawiał się, czy kontynuować temat, który sam zaczął. – Skoro
jest taka zła, to zbierzcie ludzi ze wszystkich wiosek i idźcie do niej. Jest
tylko jedna.
– Już dawno
byśmy to zrobili, gdyby istniało wejście na górę – wyznał zawstydzony Chopper.
– W takim
razie, jak ta wiedźma was nęka?
– Znalazła
sposób, by podróżować w górę i w dół. Nie wiemy, jaki, ale obawiamy się, że ma
to związek z jakimiś niecnymi sztuczkami. Legenda przekazywana na Mua Dong z
pokolenia na pokolenie mówi, że kiedyś przybędzie tu skrzydlaty bohater, który
uwolni nas od wiedźmy.
Kendappa
zachłysnęła się herbatą i spojrzała groźnie na Choppera. Odruchowo chciała chwycić
za rękojeść sztyletu, by poczuć się pewniej, ale jej dłoń natrafiła jedynie na
powietrze. Broń zostawiła przy łóżku. Aż nazbyt dobrze pamiętała, jak ostatnio
skończyły się wierzenia o przybyciu skrzydlatego człowieka. Nie miała zamiaru
znów wpakować się w podobne bagno.
– A w ramach
podziękowań złożycie mnie w ofierze, by uwolnić swego boga z tego ciała? –
rzuciła z sarkazmem, zanim zdołała ugryźć się w język.
Sołtys
popatrzył na nią z przerażeniem i już po chwili pożałowała swoich
wcześniejszych słów.
– Przepraszam,
jak dotąd moje skrzydła powodowały u innych jedynie niecne zamiary. Abstrahując
od waszych legend, pomyślałeś w ogóle, jak miałabym się tam dostać? Odkąd tu
wylądowałam, nie mogłam nawet rozprostować skrzydeł, nie mówiąc o locie.
– A gdyby
znalazł się sposób, to pomogłabyś nam? – zapytał, nadal nie patrząc kobiecie w
oczy.
Kendappa nie
mogła oprzeć się wrażeniu, że od początku rozmowa miała obrać taki kierunek. Chopper
zaspokoił jej ciekawość odnośnie funkcjonowania społeczeństwa we wiosce, a
dopiero pod koniec napomknął o tym, że istnieje sposób, aby mogła latać przy
tak niskiej temperaturze. Zastanawiała się, czy gdyby nie miała skrzydeł, to
sołtys też zająłby się nią tak troskliwie i zadbał o wszystko, co potrzebne.
Nie wiedziała,
jak ma postąpić. Mieszkańcy Mua Dong prawdopodobnie uratowali jej życie i pomoc
mogli potraktować jako zapłatę. Kiedyś najprawdopodobniej odmówiłaby mieszania
się w lokalne spory, chyba że naprawdę by się jej to opłaciło. Tego nauczyła
się na Yaskas. Ale z drugiej strony chciała odciąć się od tego w momencie, gdy
usłyszała przepowiednię Mówczyni.
Westchnęła w
duchu, bo jakby na to nie patrzeć, pozostawał jej tylko jeden wybór, jeżeli
chciała dowiedzieć się więcej i jak najszybciej załatwić to, po co tu przyszła.
– W takim razie
słucham, co to za wiedźma i co mam z nią zrobić? – odpowiedziała, starając się,
aby ton jej głosu brzmiał naturalnie, a nie był przepełniony niechęcią i
zrezygnowaniem.
– Dziękuję ci,
jesteś wspaniałą kobietą. Sam Kaio musiał wysłuchać naszych próśb i zesłać nam
ciebie tutaj.
Przynajmniej wierzą w prawdziwych bogów, pomyślała, czekając na dalsze wyjaśnienia.
– Podniebny
Staw to nazwa rezydencji znajdującej się na szczycie góry. Kiedyś należała ona
do władcy Mua Dong, ale od wieków nie mamy już kogoś takiego. Nie wiadomo
dokładnie, co się stało, że linia królewska wymarła i dlaczego nikt jej nie
zastąpił. Niektórzy mówią, że ma to związek z jakąś klątwą, ale to tylko bajki
opowiadane dzieciom przed snem.
Byleby nie okazały się takimi bajkami jak te o
księżycu na Landare, pomyślała
Kendappa, ale nie wypowiedziała tego na głos. Nie chciała urazić gospodarza i
musiałaby potem za dużo wyjaśniać. A wątpiła, aby spodobała mu się wiadomość,
że wielka bestia biega sobie swobodnie w okolicy
– Miało to
jednak miejsce dużo wcześniej niż pojawienie się wiedźmy – kontynuował. –
Zadomowiła się ona na górze, by nikt nie mógł do niej dotrzeć i od wielu
stuleci gnębi ludzi mieszkających na dole. Niszczy to, co udało nam się
zbudować, porywa lub zabija nasze dzieci. Najgorsze, że żyjemy w ciągłej
niepewności, nigdy nie wiem, która wioska będzie następna ani kiedy to nastąpi.
Czasem podróżni docierają tutaj, ale dotąd nikomu nie udało się położyć kresu
tyranii wiedźmy.
Kendappa
słuchała uważnie słów Choppera, ale doszła do tego samego wniosku co
poprzednio. Była to tylko i wyłącznie sprawa lokalna, nie mająca nic wspólnego
z tym, co działo się w kosmosie.
Owa wiedźma musiała
należeć do jednej z długowiecznych ras. Kendappa sądziła, że wylądowała tutaj z
jakiejś przyczyny, a potem zadomowiła się na szczycie góry i dla rozrywki (lub
jakiś innych tylko sobie znanych powodów) gnębiła ludzi i renifery.
Zastanawiała ją tylko kwestia schodzenia i wchodzenia na górę. Czyżby też miała
jakieś skrzydła albo może znalazła jakiś innych sposób?
– Czy ta
wiedźma ma klucz, którego szukam? – zapytała.
– Nie, klucz
znajduje się w wiosce – odpowiedział Chopper, nie kryjąc zdziwienia, jakby była
to oczywista kwestia.
– W takim razie
nie traćmy czasu, wyruszam natychmiast. Jak mam ochronić skrzydła przed tym
mrozem?
~ * ~
Kendappa nigdy
by się nie spodziewała, że tą niezwykłą ochroną okaże się najzwyklejszy
pokrowiec. Dopasowanie go i odpowiednie założenie, by nie uszkodzić skrzydeł,
zajęło niemal godzinę. Kobieta wolała nie pytać, skąd mieszkańcy Mua Dong w
ogóle go wzięli, skoro na planecie nikomu by się nie przydał. Albo, jak mówiła
legenda, zrobili go, czekając na swego bohatera, albo o czymś jej nie
powiedzieli i znów wpadła w jakąś pułapkę.
Gdy patrzyła na
materiał, wydawał jej się gruby i sztywny. Po założeniu okazało się, że jest
niezwykle lekki i prawie w ogóle go nie czuć. Jakby miała na sobie drugą, tylko
że cieplejszą, skórę. Zastanawiała się, czy po wykonaniu zadania mieszkańcy
pozwolą jej go zabrać. W końcu kiedyś może się jeszcze przydać, a na Yaskas
nikt do tej pory nie wpadł na taki pomysł. Lub w ogóle o tym nie myśleli, jako
że dotyczyłoby to tylko jej, co wydawało się Kendappie bardziej prawdopodobne.
Znachorka
próbowała wcisnąć jej jeszcze grube futro, ale odmówiła. Kombinezon dobrze
chronił przed zimnem, a jakiekolwiek dodatkowe ubranie tylko utrudniałoby jej
lot i walkę. Jednak z wdzięcznością przyjęła futrzaną czapę, zakrywającą uszy i
wełniany szalik. Ten drugi będzie musiała porzucić w czasie walki, ale podczas
lotu ochroni część twarzy.
– Uważaj na
siebie i niech Kaio cię prowadzi i strzeże – życzył jej powodzenia Chopper, gdy
była już gotowa do drogi.
Do niego
dołączyły się krzyki innych mieszkańców wioski, którzy wyszli z domów, by, jak
sądziła, zobaczyć urzeczywistnienie ich legendy. Nie miała im tego za złe,
jednak czuła się głupio, gdy wszyscy patrzyli na nią z nadzieją w oczach i
życzyli powodzenia.
Rozprostowała
skrzydła i wzbiła się w powietrze. Ciało było chronione przed zimnem najlepiej
jak się dało, ale i tak lot był paskudny. Mroźny, ostrzy wiatr utrudniał poruszanie,
gdyż wiał jej w twarz, nie w plecy. Musiała wkładać dodatkowe siły w to, by mu
się przeciwstawić. A nie było to jeszcze to, czego obawiała się najbardziej.
Góra była wysoka
i wiedziała, że za chwilę będzie musiała lecieć pionowo w górę, by dostać się
na szczyt. Śnieg dodatkowo utrudniał widoczność. Ledwo mogła otworzyć oczy, by
widzieć, gdzie leci. Bardziej zdawała się na instynkt, aby jak najszybciej
dotrzeć do celu. Powietrze też było rzadsze i trudniej się oddychało.
Już prawie jestem, myślała, zmuszając się do intensywniejszego wysiłku.
Zamknęła oczy,
aby osiągnąć jeszcze większą prędkość. Przy pionowym locie było mało
prawdopodobne, aby natrafiła na jakieś przeszkody. Znajdowała się w bezpiecznej
odległości od góry, więc w przypadku osuwu kamieni nic nie mogło jej dosięgnąć.
Z niewysłowioną
ulgą powitała moment, w którym w końcu dotarła na szczyt. Chciała zatrzymać się
w powietrzu, by rozejrzeć się po okolicy, ale ciągłe przeciwstawianie się sile
wiatru było bezsensownym wysiłkiem. Wylądowała na skraju przepaści i oparła się
o pień jednego z rosnących drzew.
Oddychało się
ciężej, ale na dłuższą metę dało się wytrzymać. Gorszy problem stanowił wiatr,
który jakby wziął sobie za punkt honoru zrzucić w przepaść wszystkich, którzy
dotarli na górę.
Chopper miał
rację. Nie było sposobu, aby dotrzeć na szczyt, wspinając się. Zbocze było zbyt
strome i niemal pozbawione kładek, które mogłyby służyć za miejsce chwilowego
odpoczynku. Na dodatek na górze skały zostały pokryte śliskim lodem. A do tego
dochodził jeszcze wiatr i śnieg.
Kendappę coraz
bardziej zastanawiało to, jak podróżuje wiedźma. Postanowiła za wszelką cenę
się tego dowiedzieć.
Z tego co
zauważyła, gdy była w powietrzu, szczyt góry był niemal całkiem płaski, jakby
jakiś olbrzym obciął wierzchołek, by wyrównać teren. Na środku tej niewielkiej
połaci znajdowała się rezydencja, którą otaczały nieliczne drzewa pokryte
śniegiem i lodem.
Kendappa powoli
ruszyła w dalszą drogę. Rezydencję zobaczyła po pokonaniu kilkunastu kroków. Na
jej widok zamarła w miejscu, gdyż nigdy nie spotkała się z czymś podobnym. Dopiero
teraz zrozumiała, skąd wzięła się nazwa Podniebny Staw.
Sam w sobie
budynek był niewielki, miał tylko jedno piętro i spadzisty dach, więc znalazł
się tam też pewnie strych. Całość wyglądała jak olbrzymia fontanna. Woda
spływała z dachu i ścian, wpadając do fosy, którą otoczona była rezydencja.
Kendappa nie wiedziała, jak to się dzieje, że woda w tej temperaturze nie
zamarza. Żałowała, że nie ma z nią RM19, może on znalazłby odpowiedź na to
pytanie.
Była zachwycona
tym widokiem. Nigdy nie spotkała się z czymś takim w trakcie swoich podróży i
cieszyła się, że dostała możliwość, by to zobaczyć. Tak piękna i dobrze
strzeżona przez naturę rzecz musiała być niezwykle cenna. W tych murach mogła
kryć się historia planety, o której nie wiedzieli nawet mieszkańcy z dołu.
Zastanawiała się, czy oni w ogóle zdają sobie sprawę, jak wygląda rezydencja.
Nagle doszła do
wniosku, że nie była sama. Ktoś krył się za pniami drzew. Zamarła w miejscu,
próbując zorientować się, gdzie dokładnie znajdował się ten ktoś. Niestety,
wiatr mocno utrudniał jej usłyszenie czegokolwiek, a księżyc jak na złość też
zniknął za chmurami.
Wtedy usłyszała
ciszy świst. W ostatniej chwili zdołała zrobić unik. Wycelowana w nią strzała
wbiła się w śnieg. Natychmiast dobyła sztyletów, by móc się bronić. Spojrzała w
stronę, z której ją zaatakowano, ale ten, kto wystrzelił zdążył się już
przemieścić w inne miejsce.
Czyżby czekała mnie zabawa w kotka i myszkę?
Kendappa
starała się nie ruszać, by nie robić potencjalnego hałasu, który mógł utrudnić
jej usłyszenie kolejnej strzały. Wtedy kątem oka dostrzega jakiś cień po swojej
prawej stronie. Błyskawicznie pobiegła w tamto miejsce i kopniakiem zwaliła z nóg
znajdującą się tam postać, zanim tamta zdołała zorientować się w zamiarach
kobiety.
Gdy Alatanka zrozumiała,
co powaliła na śnieg po raz drugi zamarła w miejscu, nie wiedząc, co zrobić. To,
co zobaczyła gwałciło wszystkie prawa natury. Ba! Nie powinno w ogóle istnieć.
Przy tym czymś Chopper był najzwyczajniejszą we wszechświecie istotą.
To, co kobieta
miała przed sobą było szkieletem. Białych, połączonych ze sobą kości nie
pokrywał nawet skrawek skóry. A mimo to poczwara poruszała się i mogła bez
przeszkód atakować. Miała na sobie jedynie sięgającą ziemi, czarną pelerynę,
ozdobioną plątaniną jakiś dziwnych, srebrnych i złotych wzorów. Gdy próbowała
wstać, kaptur zsunął się z głowy i Kendappa na własne oczy mogła przekonać się,
że rzeczywiście ma przed sobą kościotrupa. Patrzyła na czaszkę z dziurami, w
których kiedyś znajdowały się oczodoły i nozdrza. Zorientowała się też, że na
skroni widnieje niewielkie pęknięcie.
Poczwara
wstała, podnosząc ze śniegu drewnianą laskę, którą upuściła przy upadku.
Alatanka zorientowała się, że to, co wcześniej wzięła za zwykły kij, w
rzeczywistości było czymś więcej, gdyż górę zdobiła koścista ręka podtrzymująca
jakiś błękitny kryształ. Przeklęła w duchu własną głupotę. Mogła od razu pojąć,
że był to rodzaj broni, a nie przyglądać się z otwartymi ustami żywemu
szkieletowi.
– Widzę, że
mieszkańcy wioski w końcu doczekali się swego skrzydlatego bohatera. Ascot
spełnił ich modlitwy, czy jest to zwykły przypadek? – powiedział szkielet ku
zdziwieniu Kendappy. Jego głos brzmiał wyjątkowo ludzko. Zorientowała się, że
ta istota za życia musiała być kobietą. – Widzę, że mieszkańcy nie powiedzieli dokładnie,
z czym przyjdzie ci się tu zmierzyć. A przecież wiedzą, co znajduje się na
Placu Spokoju.
– Co?! –
krzyknęła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Szkielet
zaśmiał się szkaradnie. Kendappa miała wrażenie, że strach powoli ogarnia całe
jej serce. Co się stanie z Kaelasem? Wiedziała, że w formie tygrysa był
potężny, ale i tak nie dodawało jej to otuchy.
– Jesteś tą
wiedźmą, która nęka mieszkańców z dołu? – zapytała, starając się odpędzić od
siebie strach, co nie było wcale takie łatwe. Czuła, jakby uczepił się jej i za
punkt honoru wziął sobie pozostanie w jej sercu. Mocniej zacisnęła dłoń na
rękojeści sztyletu.
– Tak, to ja –
odpowiedziała, przechylając głowę w lewą stronę. Gdyby była człowiekiem, może
wyglądałoby to uroczo, w tej formie przywodziło Kendappie na myśl jedynie
odrazę. – Nazywam się Takhisis i jestem panią Podniebnego Stawu i całej Mua
Dong. Rządzę tu od stuleci i to nie moja wina, że nie wszyscy z dołu potrafią
to zaakceptować. Wioski zamieszkane tylko przez ludzi przyjęły moją władzę, ale
w tych pomieszanych renifery tak zmanipulowały słabych ludzi, że nadal się nie
poddają. Szczególnie Chopper głośno szczeka, chociaż nie potrafi zrobić nic, by
mi się przeciwstawić. Jesteś tu nowa, więc nie wiesz, że na Mua Dong panuje
zasada, że każdy, kto jest w stanie dostać się do Podniebnego Stawu, może
ubiegać się o miano władcy, gdy linia wymarła lub nie jest w stanie dalej
sprawować rządów. Te paskudne renifery w końcu muszą przyjąć to do wiadomości.
– Czyli
przybyłaś tu tylko po to, by przejąć władzę nad planetą? – zapytała Kendappa.
Stojąc w
miejscu i rozmawiając z Takhisis miała wrażenie, że strach coraz bardziej
opanowuje jej ciało. Paraliżuje w miejscu, by nie mogła się poruszyć. Czyżby to jakaś sztuczka tej wiedźmy?
– Każda, na
której nie znalazłby się nikt, kto byłby w stanie mnie pokonać, okazałaby się dobra.
Nie jestem wybredna.
Kendappa miała świadomość,
że stojąc w miejscu i nic nie robiąc, może przysporzyć sobie dodatkowych
kłopotów, ale musiała zadać jeszcze jedno nurtujące ją pytanie. Nie miała
pewności, czy ktoś z wioski potrafiłby rozwiać jej wątpliwości, więc musiała
poznać odpowiedź teraz.
– Dlaczego
wyglądasz jak szkielet? Zawsze taka byłaś?
Takhisis znów
się roześmiała. Ten dźwięk mroził krew w żyłach Alatanki, mimo że miała
świadomość, że brzmiał tak samo jak wcześniej. A wtedy nie wywołał aż takiego
efektu.
– Jesteś taką
głupiutką, malutką dziewczynką. Taka rasa nie istnieje, bo jak sama mogłaś się
przekonać, kładzie kłam wszelkim prawom natury. Możliwe nawet, że działa wbrew
woli Ascota i pozostałej czwórki. To zasługa nekromancji. Przez lata badałam
wszelkie tajniki tej dziedziny i w końcu znalazłam drogę, by osiągnąć mój
największy cel.
– Nekromancja?
– zdziwiła się Kendappa.
Nigdy nie
słyszała nawet najmniejszej wzmianki na ten temat. Czyżby i tę wiedzę Vrieskas
uznał za zakazaną i postanowił na zawsze skreślić z historii wszechświata?
– Tak, nekromancja,
zdolność do przyzywania zmarłych zza grobu. Jednak największym osiągnięciem dla
nekromanty jest transformacja w licza. Dzięki niej zyskałam nieśmiertelność i
takie ciało. Najwyższy czas umierać, mała, skrzydlata bohaterko. Ta lekcja
nauczy cię, że legendy to jedynie mity, w których nie warto pokładać żadnych
nadziei. Szkoda, że nie będziesz mogła tych wniosków wykorzystać w przyszłości.
Kendappę oblał
zimny pot. Zdała sobie sprawę, że działo się z nią coś dziwnego. Ciało symulowało
wszystkie objawy strachu, ale umysł pozostawał trzeźwy. Czyżby to sprawka Takhisis?
Jakieś jej sztuczki? Próbowała walczyć z tym dziwnym stanem, lecz wtedy
kryształ na szczycie laski rozbłysnął. Poczuł silne uderzenie w brzuch, które
pchnęło ją do tyłu. Miała wrażenie, że był to wiatr, ale przecież on nie uderza
z całą siłą tylko w jeden punkt.
Zorientowała
się, że uczucie strachu cofnęło się, znów mogła w pełni panować nad własnym
ciałem. W ostatniej chwili zrobiła unik przed nadlatującym w jej stronę czarnym
płomieniem. Przeklęła w duchu. Jak miała walczyć z kimś, kto miał w rękawie
cały asortyment jakiś dziwnych sztuczek, a na dodatek nie posiadał ciała, w które
mogłaby celować sztyletem? Jak miała zabić coś takiego?
Gorączkowo
analizowała sytuację, w jakiej się znalazła. Musiał istnieć jakiś słaby punkt
tej poczwary. Ale skoro nie sztylet, to co? Nie miała laserowej broni jak RM19,
którą mogłaby wypalić dziurę w kościach lub… Uskoczyła przed kolejnym
płomieniem. To była jedyna możliwość. Zastanawiała się, czy sztylet będzie w
stanie to zrobić, czy powinna postawić na siłę rąk. Obawiała się jednak, że ta
druga możliwość może ją zgubić. Jeden ze sztyletów schowała do pochwy, tylko by
jej zawadzał i do niczego się nie przydał.
Nagle wiatr
przybrał na sile, dołączył do niego padający śnieg. Kendappa przeklęła w duchu,
z trudem utrzymując równowagę. Ledwo mogła otworzyć oczy, a to i tak w niczym
nie pomagało. Całkowicie straciła z oczu Takhisis i to w momencie, gdy w końcu
miała jakiś plan działania.
Wtedy poczuła,
jak jeden z ognistych pocisków w nią trafia. Krzyknęła z bólu, ale ten dźwięk
całkiem zagłuszył wiatr. Połowa twarzy strasznie ją piekła i szczypała, ramię
osłonięte kombinezonem wyszło z tego bez szwanku. Ale przynajmniej wiedziała,
gdzie powinna znajdować się Takhisis. Niestrudzenie brnęła naprzód. Po chwili w
pierś trafił ją kolejny ognisty pocisk, jednak mimo bólu po uderzeniu, nic
więcej nie poczuła.
– Nie pokonasz
mnie, maleńka bohaterko – usłyszała głos wiedźmy. – Spalona skóra musi bardzo
boleć, prawda?
Kendappa doszła
do wniosku, że Takhisis prawdopodobnie też nie widzi, co dzieje się wewnątrz
zamieci. Strzela ogniem, jednak nie wie, że kombinezon chroni Kendappę przed
poparzeniami. Idąc, miała wrażenie, że zamieć staje się mniej gęsta niż na
początku. Wtedy dostrzegła zarys sylwetki wiedźmy. Uśmiechnęła się w duchu.
Ledwo udało jej
się zrobić unik przed kolejnym ognistym pociskiem. Potem, wkładając w to
wszystkie siły, jak najszybciej przedarła się przez zamieć, starając się
okrążyć Takhisis. Nie udało jej się to do końca i zamiast zaatakować od tyłu,
znalazła się z boku. Jednak wiedźma w ogóle się tego nie spodziewała. Kendappa
włożyła w cios wszystkie siły, modląc się w duchu do Kaio, by to podziałało. Zamachnęła
się z zamiarem odcięcia głowy poczwarze.
Sztylet na
początku wydał z siebie nieprzyjemny zgrzyt przy zetknięciu z kością, ale
ostatecznie gładko przebił się na drugą stronę. Zamieć w ciągu sekundy
całkowicie ustała. Kości rozsypały się i runęły na ziemię. Kendappa patrzyła na
to z obrzydzeniem. Po chwili przełamała laskę z kryształem na pół.
Odwróciła się
od tego upiornego widoku, by spojrzeć na czyste niebo. Z przerażeniem
zorientowała się, że noc się niemal skończyła i nadchodzi te kilka godzin dnia.
Nagle do jej uszu dotarł niesiony przez wiatr ryk bestii, miała nadzieję, że
nie oznacza to, że znalazł się w kłopotach bez wyjścia.
– Kaelas –
szepnęła i natychmiast wzbiła się w powietrze. Jeżeli przybierze postać
człowieka, to bez ubrań zginie w tym mrozie. Musiała go odnaleźć.
~ * ~
I mamy nowy rozdział, myślałam, że się nie wyrobię przez nadmiar nauki i
zaliczeń, ale udało się. Nie wiem, kto wymyślił dziewiętnaście kursów na
szóstym semestrze.
Jak widzicie rozdział jest dość długi i będzie miło, gdy zapamiętacie to do
przyszłego tygodnia.
Zaległości ponarabiam najpewniej jutro. Może gdzieś uda mi się jeszcze
zajrzeć dzisiaj, ale nie obiecuję, bo jestem zmęczona. Zapowiedź też jutro.
Faktycznie, rozdział był długi, ale nie byłoby sensu go dzielić, bo przynajmniej poznaliśmy już całe zadanie Kendappy. Dobrze, że ktoś ją znalazł na tym mrozie, aczkolwiek pewnie gdyby nie miała skrzydeł i gdyby nie uznano jej za tę postać z legendy, pewnie nie byliby dla niej tak mili. Ale nie dziwi mnie jej podejrzliwość, skoro już kiedyś przez skrzydła spotkało ją tyle problemów. Z tym pokrowcem fajnie wymyślone.
OdpowiedzUsuńFuj, ten szkielet musiał być okropny. Kości są w ogóle obrzydliwe, więc nie dziwi mnie to, że bohaterka zareagowała w taki sposób, jednak i tak poradziła sobie zaskakująco szybko, spodziewałam się, że będzie mieć więcej problemów z wykończeniem tego czegoś.
Znowu pojawiają się kolejne legendy i tajemnice, o których postacie do tej pory nie miały pojęcia. W ogóle ta wyprawa przynosi im coraz to nowe niespodzianki.
Ale chyba Kendappie faktycznie musi zależeć na Kaelasie, skoro po wykonaniu zadania nie udała się po klucz, tylko poleciała sprawdzić, co z nim. Wgl ciekawe, co go czeka w jego zadaniu, bo taka spokojna nazwa może być bardzo zwodnicza.
Jak zwykle fajne, obszerne opisy ^^.
Dziękuję :)
UsuńStwierdziłam, że mimo długości wolę zostawić każdemu po jednym rozdziale, mimo że następny jest dość krótki, a kolejny znów długi. Zresztą wydaje mi się, że dzięki temu jest dużo lepszy odbiór tekstu, bo nawet nie wiem, gdzie mogłabym do dzielić.
Możliwe, że mieszkańcy wioski jednak by się nią zajęli, bo konającej kobiety nie zostawiliby na środku, ale na pewno nie byliby wobec niej tak sympatycznie nastawieni.
Właściwie to niektóre z tych tajemnic ja od dawna mam w głowie, ale wcześniej nie dało się ich w żaden sposób wprowadzić do tekstu, dopiero teraz nadszedł na nie czas.
A co do nazwy miejsca pobutu Kaelasa, to w kolejnym rozdziale wszystko powinno okazać się jasne.
Ulżyło mi, że tym razem nie ucięłaś w dramatycznym momencie tylko dokończyłaś zadanie Kendappy do końca. Przynajmniej mogę spokojnie oczekiwać następnego rozdziału. Mam wrażenie, że Chopper jakoś wykorzystał bohaterkę. Było mu na rękę kogoś namówić do tego zadania, niż samemu zabrać się do roboty i coś wymyślić przez ten długi czas. Zresztą, oboje mają z tego korzyści. Czarownica zaskoczyła mnie totalnie. Spodziewałam się starej baby z krzywym nosem, garbem i w starych łachmanach i z jednym zębem, a tu taka niespodzianka. Kościotrup z magiczną laską.. :-) O ile dziwnie to wyglądało to przynajmniej nie było oklepane.. stworzyłaś nowy wizerunek wiedźmy. Kendappa świetnie sobie z nią poradziła. Wystarczyło jedno machnięcie sztyletem i z czarownicy pozostała jedynie kupka kości. A wszystko dzięki pokrowcowi na skrzydła ;-) Teraz pozostaje mi jedynie czekać na następną część, w której z pewnością znów zawrzesz ciekawe opisy i dziwaczne stworzenia. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że tekst odbierało się dużo przyjemniej, gdy był w całości, bo nie zawsze takie przerywania dobrze się kończą. Zresztą w tym wypadku chciałabym każdemu z bohaterów z osobna poświęcić cały rozdział.
UsuńOj wykorzystał, wykorzystał, nawet bardziej niż to się teraz wydaje. Znalazł się ochotnik, to go nakłonił do pokonania wroga, z którym sam nie potrafił sobie poradzić.
A w kolejnym rozdziale będą już bardziej znane stwory.
Czyli jednak nici z topienia dzieci w stawie, bo w zadaniu Kendappy jednak chodziło o czarownicę i jakoś bardzo mnie nie zdziwiło, że moja teoria okazała się błędna, bo była nieco abstrakcyjna :>
OdpowiedzUsuńW każdym razie dobrze, że to zadanie przypadło kobiecie, bo jak niby Kaelas czy RM19 dostaliby się na górę, skoro o wspinaczce nie było mowy. Mieszkańcy nawet mieli przygotowany specjalny pokrowiec na skrzydła Kendappy i uratowali ją wcześniej przed śmiercią, ale coś mi podpowiada, że i tak nie można im ufać. Coś mi się widzi, że Chopper doskonale wie o sposobie podróży w górę i w dół wiedźmy, ale potrzebował kogoś pokroju Kendappy, by się nią wyręczyć w pokonaniu wiedźmy i przejęciu władzy na planecie, czy coś w tym stylu. Teraz pewnie zmusi Kendappę by oddała mu władzę, czy po prostu przetransportowała go na górę, w zamian za klucz.
I oczywiście zaciekawiła mnie ta klątwa związana z wymarciem linii królewskiej. Czyżby każdego, kto przejmie tam panowanie spotkała właśnie jakaś klątwa czy spotkała ona wyłącznie członków rodziny królewskiej? I dokładnie na czym ona polegała?
Ciekawie wykreowałaś postać Takhisis-nekromantki, która do tego wszystkiego przypomina szkielet. Ach, i oczywiście podobają mi się renifery jako jedna z ras.
Ciekawa jestem kolejnej misji. Czy czasem Kendappa nie powinna nie móc polecieć do Kaelasa? Bo chyba nie może się cofnąć z wybranej przez siebie drogi? Chyba, że to przestaje obowiązywać, jeśli wykonało się misję, no ale przecież jeśli nawet tak, to przecież mogli wszędzie chodzić całą trójką - wykonaliby zadanie, zakaz cofania przestawałby obowiązywać i mogliby pójść wykonać następne (mam nadzieję, że jakoś zrozumiesz mój zawiły sposób myślenia ;P). Może po prostu Snow nie powiedział im całej prawdy, żeby się rozdzielili? Bardzo ciekawe jak to wszystko rozegrasz.
Pozdrawiam serdecznie!
Fakt ani Kaelas, ani RM19 nie dostaliby się na górę. A w przypadku tego pierwszego, to mieszkańcy wioski mogliby go wziąć za jedną z dzikich bestii zamieszkujących planetę i próbować upolować, by zjeść na obiad.
UsuńA co do motywów Choppera i kwestii klucza, to na razie milczę, by nie zepsuć dalszej lektury, która zostałaby pozbawiona pewnego sensu, gdybym się teraz wygadała.
Co do klątwy na rodzie królewskim (o ile rzeczywiście taka była) to nie odgrywa to większego znaczenia dla fabuły, dlatego właśnie została zapominana i nawet ja nie wiem, co tak naprawdę się stało ;)
Wiem, co masz na myśli z tym cofaniem i tak dalej, ale w tym wypadku też na razie milczę. Będzie nieco później. Może nawet jakieś wskazówki pojawią się w 63, ale tak dokładnie nie pamiętam.
Ta czarownica była taka creepy, dokładnie taka jak powinna być! :P Renifery... ciekawy pomysł, kto by pomyślał. Niby takie sympatyczne stworzenia, ale od początku uciekał wzrokiem, można było wyczuć, że coś kręci (albo że obecność Kendappy tak na niego działa ,haha). Dlaczego mam wrażenie, że Kaelas dostał najtrudniejsze zadanie? ;P ale w sumie to dobrze, skoro ma być the chosen one to niech się wykaże.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ostatnimi czasy mam lekkiego hopla na punkcie reniferów i nie mogłam się powstrzymać ;)
UsuńCzy Kaelas dostał najtrudniejsze zadanie? Sama nie wiem, latająca Kendappa też by tam sobie radę dała, a np. tutaj na górę tamta dwójka by się już nie dostała, więc wydaje mi się, że to chyba kwestia sporna.
Plusem nadrabiania jest to, że miałam dwa razy więcej do poczytania :) Tym bardziej, że nam sugerujesz, że następny rozdział będzie krótki.
OdpowiedzUsuńNie zdziwiło mnie, że przyjaciele musieli się rozdzielić. Zgrali się już ze sobą i we trójkę są bardzo silni, a Nien Su pewnie chce sprawdzić każdego z osobna tak, jak Wyrocznia.
Jak widać Kendappa dobrze zrobiła sugerując się nazwą w wyborze drogi, bo to zadanie okazało się w sam raz dla niej. Skrzydła były niezbędne i nawet zyskała fajny pokrowiec na przyszłość. Chociaż, jak usłyszałam o tym skrzydlatym wybrańcu, to wystraszyłam się tak jak ona, że znowu ją w ofierze będą składać. Pewnie niewiele jest takich ras w kosmosie, więc może dlatego skrzydła wzbudzają taki podziw czy uznanie. Ale wszystko dobrze się skończyło, a i z wiedźmą poradziła sobie całkiem sprawnie. Zaskoczyło mnie, że jest szkieletem. W takiej postaci nękałaby wioskę, jak i całą planetę w nieskończoność. Wydaje mi się, że miała też sporą widzę i szkoda, że Kendappa nie miała możliwości jej z niej wycisnąć.
Kiedy szkielecior wymienił Plac Spokoju, to potwierdziły się moje kolejne przypuszczenia. Kaelas wcale nie ma tak łatwo, jak nazwa to sugeruję. Brzmiało to podejrzanie łatwo. Ciekawe co z nim i RM19? Kogo spotkali i jak wyglądają ich próby zdobycia klucza. Najbardziej boję się o Kaleasa, bo Rm19 ma sporą wiedzę i jakoś sobie poradzi, a wojownik nie dość, że ma problemy z komunikacją w tej formie to i nie wygląda najsympatyczniej, więc o pomoc ze strony tubylców może być ciężko.
Śnieg, noc niemal jak polarna i renifery, tylko św.Mikołaje brakuje i fabryki prezentów :> Mua Dong jest jednak dziwne, bardzo dziwne. Oby szybo uporali się z resztą zadań, zdobyli klucze i wydostali łzę. Snow się pewnie zdziwi, bo chyba nie pokłada w nich zbytniej wiary. Ale nasza trójka już w nie takich tarapatach była, więc i tym razem dadzą sobie radę.
Pozdrawiam serdecznie!
Właśnie z tego względu, że Kaelas w tej formie nie może mówić, rozdział będzie krótszy, bo jednak dialogi sporo wydłużają objętość.
UsuńMam wrażenie, że Plac Spokoju to najbanalniejsza nazwa na określenie tego, co to naprawdę jest, ale już innych pomysłów nie miałam. W każdym razie poczynania Kaelasa w kolejnym poście, a RM19 zagości w jeszcze następnym.
Teraz to sobie wyobraziłam Snowa w czapce Św. Mikołaja, produkującego nieprzyjemne prezenty-niespodzianki. A co do niego samego to na razie nic nie mówię, by nie zdradzić za dużo ;)
Jestem w trakcie odmóżdżania pewnym filmem, więc nie oczekuj składnego komentarza :P
OdpowiedzUsuńA wcześniej to pytałaś o jakie renifery mi chodzi ^^ No wiesz co?
Mimo wszystko i tak buchnęłam śmeichem, gdy przyszło do historii Choppera (mam wrażenie, że lepiej nie pytać skąd wziełaś to imię ^^). No ale to uż znów wina tego mojego przerwanego seansu... Tak czy siak jak sobie pomyślę nad jak człowiek z reniferem kleją dzieci... ok, lepiej nad tym nie myśleć ;P
Tak czy siak z Choppera to też niezły kawał manipulanta. Się udał ze sposobem dawkowania informacji. Coś chciał, więc zmajstrował wdzięczność, pomarudził, że jest mu źle, mruknął o kluczu i napomknął o osłonach na skrzydła (skad oni znali właściwe wymiary to ja już zupełnie nie wiem... w końcu chyba nie każdy Alatanin ma identyczne skrzydła?). Nie to, żeby wystarczyło powiedzieć: dobra, babo, jesteś królową, daj nam spokój ;) Tak szczerze to co ta wiedźma miała z tego, że była władcą? Te dzieci to porywała do eksperymentów jak rozumiem? I te fochy Choppera zdaje się, że były jej na rękę...
Sama nekromanta też niezła sztuka ^^ Nie wiem dlaczego tak uparcie trzymała sie życia, bo, tak szczerze, to jaką miała z tego przyjemność? Sama, jako kościotrup... no, ja bym się na coś takiego nie pisała. Ale pytanie Dapci też niezłe :P Jak ona wyobrażała sobie ciążę szkieleta? To naprawdę zastanawiające :P
Czemu mi się wydaje, że Plac Spokoju to cmentarzysko, tylko że trupy egzystują mniej więcej tak jak wiedźma? Może to właśnie te porwane renifery?
Zastanowiło mnie jeszcze to, że Vrieskas wymazał wszelką wiedzę o nekromancji (zakładam, że obiła mu się ona o uszy). Przynajmniej w tym okazał się rozważny i mądry chyba w stosunku do każdego mieszkańca strefy północnej. No i czy Kendappa miała złe informacje na temat ststusu prawnego Vrieskasa, czy też może fakt taki był przed znią z jakichś powodów ukrywany (jedyna Alatanka, fajnie mieć ją w wojsku)?
Lisze to mi się strasznie z jakąś grą kojarzą ;) Bardzo miło było je tu spotkać jako jednostki funkcjonujące i jeszcze tak przyjemnie opisane.
A propo opisów to bardzo przypadł mi do gustu jeszcze sam Podniebny Staw. Naprawdę bardzo sugestywnie, klimatycznie i wyjaśniła sie nazwa ;)
Czy teraz Kendappa będzie miała poparzone pół twarzy? Nie powiem, że cieszyłabym się z tego, aczkolwiek skoro Vrieskas ma łapkę poparzoną przez smoka i on nie ma jej w żaden sposób uleczonej, to głupio by było gdyby ją wyleczyli jakąś magiczną maścią...
Oj, chyba marnie z Kaelasem. Zimno to jedno, ale zadanie... chyba rzeczywiście przyda mu się pomoc Kendappy.
Bo oni się razem nie krzyżowali (też wolę nie myśleć, gdyby tak było). To nie był szczep reniferów zwierzą, a szczep człekoreniferów takich jak Chopper.
UsuńWiedźma miała z tego to, że bezkarnie mogła robić co chciała, ale wiadomo, że zawsze znajdzie się ktoś, kto narzeka i komu się nie podoba.
A z tej formy miała własną satysfakcję, bo jednak pokonała śmierć w takim znaczeniu ogólnym, a wiadomo, że wielu ma hopla na tym punkcie. I chyba rzeczywiście licze głównie w grach występują (zawsze miewam z nimi problemy, bo cały asortyment niekończących się zaklęć posiadają) w książkach się chyba jeszcze nie spotkałam. Chyba że ze szkieletami w rodzaju zombie, ale to co innego.
Do tej pory jako jedyna zwróciłaś uwagę na tę twarz Kendappy i rzeczywiście bez szwanku to z tego nie wyjdzie.
Przepraszam za opóźnienia w komentowaniu, ale na jakiś czas wycofałam się z blogowania i teraz staram się to nadrobić.
OdpowiedzUsuńZarówno ten rozdział jak i poprzedni bardzo mi się podobały. Przyznam, że martwiłam się o Kendappę. Zresztą tak samo jak i o pozostałą dwójeczkę. Jednak ten fragment w większości dotyczył jej i to na niej się bardziej skupiłam. Jak dobrze, że jednak te dziwne reniferowate stworzonka ją znalazły i otoczyły opieką. Zastanawia mnie tylko czy gdyby nie miała ona skrzydeł, to też by wykazali się taką troską? Szczerze wątpię. Sam Chooper strasznie mnie intryguje. Niby sympatyczny, a jednak wielki manipulator! Czuję, że nie był do końca szczery w rozmowie z Kandappą, choć może to tylko złudzenie.
I coś za łatwo poszło jej z tą wiedźmą. Chociaż nie, poniosła jakieś rany, ale wciąż wydaje mi się, że to jeszcze nie koniec.
I ten Kaelas... Czy akurat teraz musiało pojawić się to słońce? No wieeem, że musiało. Coś musi napędzić akcję. Tylko czuję, że to, że kobieta zboczyła z obranego kursu może pociągnąć przykre konsekwencje. Przecież ten dziwny człowieczek, które spotkali na początku mówił, że już nie będą mogli zawrócić czy coś w tym stylu. Czyli nie uzyska klucza? A moze to ja coś pokopałam.
Po prostu chyba się już zamknę i poczekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam!
Nic się nie stało, wszystko doskonale rozumiem :)
UsuńO pozostałą dwójeczkę będzie można się jeszcze pomartwić w kolejnych rozdziałach, chyba szczególnie przy RM19.
Nie sądzę, aby mieszkańcy pomogli Kendappie, gdyby nie posiadała skrzydeł. Na pewno zabraliby ją z tego mrozu, by im trup na ulicy nie leżał, ale jakoś szczególnie by jej nie potraktowali i gdyby doszła do siebie, to pewnie wyprosiliby za drzwi.
W kwestii Snowa, kluczy itp. rozumowanie dobre, ale na razie na ten temat nic więcej nie mówię (tylko skrycie łapki zacieram z uciechy).
A co do takiego zakończenia rozdziału, to powiem, że kolejne dwa nie są wcale lepsze.
Witam. Szukam osób, które tak jak ja piszą opowiadania, aby wymieniać się uwagami i zwracać uwagę na szczegóły, które samemu ciężko dostrzec. Co do powyższego rozdziału to podoba mi się tempo rozwoju akcji i równowaga między opisami, akcją i dialogami. To Twoja mocna strona. Trochę więcej uwagi zwracaj na powtórzenia i sens w zdaniach. Np. "Zorientowała się, że poczucie strachu cofnęło się...". Zamiast podwójnego 'się' mogłoby być: "Zorientowała się, że poczucie strachu zniknęło...". Kolejny przykład: "Z tego co zauważyła, gdy była w powietrzu, szczyt góry był niemal całkiem płaski...", zamiast 'była', 'był' dałbym: "Z tego co zauważyła lecąc, szczyt góry był niemal całkiem płaski". Czasem warto też wrócić do napisanego akapitu po jakimś czasie i poszukać ciekawszych rozwiązań. Np. "Gdziekolwiek się znajdowała, panowało tu to przeraźliwe zimno", brzmi to dziwnie. Można byłoby np napisać to jako: "Gdziekolwiek się znajdowała, panowało tam przeraźliwe zimno". Inny przykład: "Sam w sobie budynek był niewielki, miał tylko jedno piętro i spadzisty dach, więc znalazł się tam też pewnie strych". 'Znalazł się strych' - to dziwny opis. Dał bym: "...,więc był tam też pewnie strych". Czasem najprostrze rozwiązania bywają najlepsze. To tyle odnośnie notki. Mam nadzieję, że uwagi będą pomocne. Dja mi znać, gdy opublikujesz kolejną notkę, to też przeanalizuję. Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
OdpowiedzUsuńJestem!
OdpowiedzUsuńTwój rozdział już przeczytałam, jak zrobiłam sobie przerwę w nauce, było wtedy dość późno, więc komentuję dopiero teraz.
Rozdział mi się podobał. Kamień spadł mi z serducha, kiedy okazało się, że Kendappie nic się poważnego nie stało, że jednak Ci mieszkańcy wioski przygarnęli ją do siebie. Przyznam szczerze, gdy tak mówili o tej wiedźmie co ich dręczy, przypomniała mi się pewna scenka z DB, ale już nie powiem jaka, może się domyślisz;)
A wiedźma ze Podniebnego Stawu mnie przeraziła. Jak tu walczyć z kościotrupem. Nie dziwię się, że Kendappa miała trudności z nią, aby ją pokonać, ale widać, że dała radę. W ogóle, z tego rozdziału, to najbardziej mi się właśnie ta scenka walki podobała:)
Zauważyłam, że Kendappa dość często rozmyśla nad Kaelasem. Wiem, co jest powodem, bo Kaelas po raz pierwszy w postaci Tygrysołaka opanował siłę woli i nie wiadomo, jak to się wszystko stanie, i do tego nastaje dzień, jednak martwi mnie to, dlaczego też nie pomyślała o RM19, jak on sobie radzi z wyzwaniem.
Pewnie miałam jeszcze coś napisać, ale jak zwykle musiałam o tym zapomnieć.
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam:*
Renifery mówiące ludzkim głosem, wiedźma... hah, jak w bajce. Nie no, Kendappa wybrała ciekawą drogę. :D Ale jak widać jej wybór nie był przypadkowy, skoro legenda głosiła jej przybycie. I udało się, tak? Pokonała wiedźmę? Haha, ale nie spodziewałam się szkieletu. Jak ta wiedźma przemieszczała się z góry do wioski i z powrotem? Hah, wiem! Na odkurzaczu z silniczkiem z tyłu pewnie, haha. Albo tradycyjnie, na miotle. :D Nie no, żart. I to już? Kendappa wykonała zadanie i dostanie klucz? Coś to podejrzanie za łatwo jej poszło. Co jest na Placu Spokoju? Kaelas chyba się dowiedział, haha. A może nie. Ale ten jego ryk jest trochę niepokojący.
OdpowiedzUsuńAle miałaś świetny pomysł na wiedźmę - niezwykle oryginalny :D
OdpowiedzUsuńRenifery mówiące ludzkim głosem są... zabawne xD Od razu skojarzyły mi się z jakimś zaprzęgiem Świętego Mikołaja czy coś xd Nie no, dobra, teraz poważnie.
Ten Chooper jest jakiś podejrzany, coś mi w nim nie pasuje. Czemu mam wrażenie, że coś kombinuje?
To urocze jak Kendappa martwi się o Kaelasa. W sumie ja też się zaczęłam martwić. Plac Spokoju brzmi zbyt spokojnie. Pewnie coś tam się szykuje i to raczej nie będzie przyjemne.