Świat jest piękniejszy właśnie dlatego, że jest
tajemnicą.
Fiodor Dostojewski – Młokos
RM19 dzielnie brnął przez śnieg, którego poziom
gwałtownie wzrósł od czasu, gdy oddalił się od drogowskazu i oddzielił od
reszty przyjaciół. Starał się tym na razie za bardzo nie przejmować, ale w
głowie bez jego zgody zagnieździły się już pierwsze wątpliwości. Obawiał się,
że jeżeli tak dalej pójdzie, to marsz może z czasem zostać znacznie opóźniony.
Wysoka pokrywa śniegu utrudniała poruszanie, a nie wiedział, jak daleka czekała
go droga.
Spróbował za
pomocą okularów namierzyć potencjalny cel podróży. Jednak nie zdziwił się, gdy
wyniki okazały się negatywne. W najbliższym otoczeniu znajdował się tylko i
wyłącznie śnieg. W niektórych miejscach czujniki wykrywały życie znajdujące się
pod powierzchnią ziemi. RM19 wywnioskował, że musiały znajdować tam się norki
niewielkich zwierząt z Mua Dong. Z chęcią zobaczyłby na własne oczy te gatunki,
pobrał kilka próbek i zbadał, jak bardzo różniły się one od stworzeń żyjących
na planetach o cieplejszym klimacie. Jednak, aby tego dokonać, musiałby przekopać się przez śnieg i zamarzniętą
ziemię, a na to nie miał ani czasu, ani odpowiednich środków. Westchnął
zrezygnowany, mając nadzieję, że przed odlotem będzie mu dane zobaczyć jakieś
inne, niezbyt groźne zwierzę, przemierzające śnieżne równiny.
Świecący jasno
nad jego głową księżyc także zaczynał płatać mu figle. To zasłaniały go chmury,
to się pojawiał, by po jakimś czasie całkowicie zniknąć. Z nieba zaczął prószyć
śnieg, dodatkowo utrudniając wędrówkę. Na razie były to jedynie drobne płatki, ale
RM19 obawiał się, że mogą przerodzić się w prawdziwą śnieżycę.
Wiatr także nie
okazał się przychylny dla wędrowca i dął coraz mocniej i mocniej. Na
nieszczęście prosto w twarz. Całkowicie pozbawiłoby go to możliwości widzenia,
gdyby nie posiadał swoich okularów. Dzięki nim mógł bez trudu zorientować się,
co znajdowało się przed nim i w razie niebezpieczeństwa w porę zostałby
ostrzeżony.
Obawiał się
trochę o to, jak radzą sobie przyjaciele. Kaelas w postaci potężnej bestii na
pewno nie miał problemu w pokonaniu zgubnego żywiołu. Jednak Kendappa to
zupełnie co innego. Bał się, że burza śnieżna mogła złapać kobietę na trasie.
Czy potrafiłaby ją pokonać i w końcu dotarłaby do celu, czy… Nie, nie chciał
nawet myśleć o drugiej alternatywie.
Wszystko będzie dobrze. Wszystko musi być dobrze,
pomyślał, chcąc także sobie dodać otuchy.
Nagle
zorientował się, że horyzont nie był tak gładki jak jeszcze kilkanaście kroków
wcześniej. Coś znajdowało się w oddali i wystawało ponad pokrywę śniegu, ale z
tej odległości nawet okulary nie potrafiły zasugerować jakiejś prawdopodobnej
możliwości. Wiedział jedno, owe coś na pewno nie należało do żywych istot, bo
czujniki już dałyby mu o tym znać.
Gdy po ciężkim
i dość długim marszu dotarł w końcu do tego, co od dłuższego czasu majaczyło na
horyzoncie, stanął jak wryty. Okazało się, że ktoś postawił w śniegu ponad
setkę najróżniejszych lodowych rzeźb. Jedne przedstawiały kobiety, mężczyzn i
dzieci niemal w każdym etapie ich życia, inne zwierzęta najróżniejszych
gatunków, wiele z nich RM19 nigdy nie widział na oczy nawet na książkowych
ilustracjach, ostatnie były mieszaniną obu gatunków, najczęściej przedstawiały
renifery o niemal ludzkich twarzach, stojące na dwóch tylnych nogach.
RM19 zatrzymał
się przy pierwszej rzeźbie i dokładnie przyjrzał twarzy młodego mężczyzny.
Zdziwiło go, że twórca tak perfekcyjnie uchwycił dokładność jego oblicza. Czuł
się tak, jakby przed nim stał prawdziwy człowiek, nie postać z lodu. Nic mu nie
brakowało.
To samo dotyczyło
zwierząt. Ich sierść wyglądała tak prawdziwie, że nie potrafił powstrzymać się
od dotknięcia jej, gdyż wydawało mu się, że będzie szorstka w dotyku. Jednak
pomylił się, była to tylko i wyłącznie rzeźba i pod palcami miał tylko i
wyłącznie przeraźliwie zimny lód.
Mógłby wziąć to
za pierwsze ostrzeżenie, ale mózg przetworzył tę informację jako coś niezwykle
fascynującego i nadającego się do badań. Kombinezony zostały tak wykonane, że
miały chronić przed ciepłem i zimnem. Wiadomo, że istniały granice, gdy
przebywało się w naprawdę ekstremalnych warunkach, ale przecież tutaj miał do
czynienia ze zwyczajnym lodem.
RM19 zaczął
powoli iść naprzód, zagłębiając się między lodowe postacie. Domyślał się, że
właśnie to miejsce nazywane jest Wystawą Posągów, nie wiedział jednak, jak ma
znaleźć klucz niezbędny do zdobycia łzy. Starał się uważnie przyglądać każdej z
mijanych rzeźb, ale były ich setki i jeżeli klucz został zmyślnie ukryty, to
mogły minąć dni, nim udałoby mu się cokolwiek znaleźć.
Z każdym
kolejnym krokiem obok fascynacji zaczął towarzyszyć mu jakiś niezidentyfikowany
lęk. Nie potrafił zaszufladkować go do żadnej znanej kategorii, dlatego
niepokoiło go to coraz bardziej. Coś wisiało w powietrzu i w każdej chwili
mogło…
Nagle czujniki
wykryły jakiś ruch po lewej stronie. RM19 obrócił się szybko, automatycznie
chwytając pistolet. Jednak nie zobaczył tam nic poza posągami. Postanowił nie
wyjmować broni z kabury, ale serce nadal waliło mu jak oszalałe, nie chcąc się
uspokoić.
To nic takiego, jakaś drobna awaria w okularach, powtarzał w duchu, próbując się uspokoić, chociaż
wiedział, że takie awarie się nie zdarzały, bo w porę zostałby ostrzeżony.
Mimo iż nie
potrafił pozbyć się strachu, postanowił iść dalej. Nie mógł przecież stchórzyć
w takim momencie i to z takiego irracjonalnego, niewyjaśnionego powodu. Kaelas
i Kendappa liczyli na niego i nie mógł skazać tej misji na niepowodzenie. Druga
łza była w zasięgu ich reki i należało to wykorzystać.
Po
wcześniejszym incydencie postanowił uważniej obserwować posągi, ale nic to nie
zmieniło. Co mógłby mieć do tego lód? Wtedy wykrywacz ruchu znów zareagował,
tym razem coś działo się z tyłu.
RM19 odwrócił
się w tamtą stronę szybciej, niż byłby w stanie siebie o to podejrzewać. Znów
nic. Ani między posągami, ani… Zamarł, gdy zorientował się, co było nie tak.
Strużka srebrzystego potu spłynęła po skroni, serce też przyspieszyło swój
bieg.
Był pewien, że
gdy przechodził tędy wcześniej, młoda kobieta trzymała w rękach bukiet lodowych
kwiatów. Teraz jej ręce były wyciągnięte przed siebie, a kwiaty rozsypane u jej
stóp. RM19 mrugnął, nie mogąc w to uwierzyć i wtedy wyraz jej twarzy także
uległ zmianie. Na zamyślonym, niemal poważnym obliczu pojawił się szkaradny
uśmiech.
Mężczyzna
próbował cofnąć się o krok, lecz wtedy jakaś przeraźliwie lodowata dłoń
chwyciła go za ramię. Krzyknął, nie potrafiąc się powstrzymać, mimo że zdawał
sobie już sprawę z tego, co go złapało. Krew zaczęła szybciej płynąć w żyłach,
zmuszając do działania. Wyjął pistolet z kabury i z półobrotu strzelił wprost w
głowę jednej z lodowych postaci.
Zdziwił się, bo
promień laserowy roztrzaskał głowę jakiejś staruszki na miliardy maleńkich
odłamków, które zasypały jego twarz i ramiona. W miejscach chronionych przez
kombinezon nic się nie stało, okulary też zapobiegły uszkodzeniu oczu, ale nieosłonięta
skóra piekła go w kilkudziesięciu miejscach.
RM19 patrzył,
jak reszta ciała pada bezwładnie na śnieg i nie potrafił uwierzyć w to, co
widział. Nie docierało to do jego mózgu, chociaż miał przed sobą niezbity
dowód.
Powinno się stopić, pomyślał. Pod wpływem tak wysokiej
temperatury powinno się stopić, nie roztrzaskać.
Nie miał jednak
dużo czasu do namysłu, bo zorientował się, że pozostałe posągi także zaczęły
opuszczać swoje dotychczasowe miejsca i zbliżać do niego. Intensywnie
kalkulował w głowie, jakie miał szanse na wyjście z tego cało.
Niewielkie, odpowiedział sam sobie. Posągów były setki i jeżeli po jakimś czasie
zasypie go cała ich fala, to nie miał szans na obronę. Szczególnie, że były
odporne na ciepło wiązki laserowej.
Strzelił do
kilku rzeźb znajdujących się najbliżej i już szykujących się do ataku, nadal
gorączkowo myśląc nad najlepszym wyjściem z tej sytuacji. Wiedział, że musiał
istnieć jakiś słaby punkt tego lodu. Jakikolwiek. Nikt nie był idealny. NIKT!
Przecież w trakcie pobytu na Ziemi ulepszył swoją broń i teraz musiało to
przynieść jakieś efekty.
Na razie
strzelał do posągów, które za bardzo się do niego zbliżyły, ale postanowił
czekać, by zorientować się w ich zamiarach. Intensywnie obliczał i kalkulował
wszelkie możliwości, jakimi dysponował, by dać sobie jakoś radę z tym lodem. Bo
przecież był to tylko i wyłącznie lód, nic więcej.
Niedaleko RM19
znajdowało się skupisko przynajmniej trzydziestu posągów. Tylko przez ułamek
sekundy zastanawiał się, czy wykonać ten ruch. Nie miał pewności, czy zadziała,
ale wolał zaryzykować niż później żałować. Wystrzelił w tamtą stronę jednym ze
swoich ulepszeń. Wiązka powinna polecieć na odpowiednią, zaprogramowaną
wcześniej odległość i rozszczepić się na kilkanaście mniejszych, o ile nic nie
stanie na jej drodze i nie przyjmie całego ataku na siebie.
Mężczyzna
patrzył niemal jak zahipnotyzowany na swoje dzieło, bo wszystko przebiegało
zgodnie z planem. Wiązka nagle rozszczepiła się i trafiła w co najmniej
dziesięć posągów. Planował znacznie lepszy efekt, ale, jak na pierwszy raz, nie
było tak źle.
I właśnie
wtedy, gdy pokonane posągi padły na śnieg, dostrzegł, co się do niego zbliżało.
Na lodowych saniach stał starzec w olbrzymiej, zabarwionej na czerwono koronie
na głowie. Jednak najbardziej zdziwiło RM19, że z jego pleców wyrastała para
skrzydeł. Może nie takich, jakie posiadała Kendappa, ale bardzo podobnych. W
ręce trzymał długą, ostro zakończoną włócznię. Jego sanie ciągnął zaprząg
przynajmniej piętnastu reniferów. Inne posągi otaczały go po bokach i z tyłu, a
z przodu usuwały się z drogi, by zrobić mu przejście.
Bez trudu
domyślił się, że ma do czynienia z szefem tej bandy. Wycelował pistolet, nie
wiedząc, czy z tej odległości uda mu się go trafić, i wystrzelił. Promień
jedynie musnął skraj jego ramienia, nie czyniąc mu większej szkody. Spróbował
po raz drugi, ale tym razem jeden z reniferów stanął na dwóch racicach,
chroniąc swego pana. Lodowe zwierzę padło po tym, jak wiązka roztrzaskała mu
pierś, ale król pozostał nietknięty.
RM19 chciał
znów wystrzelić jeden z ulepszaczy, ale w tej samej chwili coś mocno chwyciło
go za nogi, całkiem unieruchamiając. Z przerażeniem zorientował się, że tak
pochłonęła go walka z lodowym królem, że zapomniał o reszcie otaczających go
posągów. Teraz dwoje dzieci boleśnie wbijało mu palce w uda. Strzelił do
jednego z nich, roztrzaskując mu głowę. Jednak nie spodziewał się, że w tym
samym momencie starzec w saniach zaatakuje.
Rzucił swą
lodową włócznią i trafił w lewe ramię RM19, przebijając je na wylot. Mężczyzna
krzyknął z bólu, przeklinając na głos, że dał się tak zaskoczyć. A już
szczególnie nie mieściło mu się w głowie, że kombinezon go nie ochronił. Lodowa
broń w kontakcie z ciepłą krwią roztrzaskała się, zupełnie jak ciała posągów
pod wpływem wiązki lasera.
Z rany płynęły strumienie
krwi. Nie mógł w ogóle ruszyć ręką, co znaczyło, że uszkodził kości i mięśnie.
Padłby na kolana, jednak jeden z lodowych posągów skutecznie mu to
uniemożliwiał. Czy taki miał być jego koniec? Śmierć przyjdzie po niego na tej
mroźnej planecie wiecznej nocy?
Wtedy usłyszał
dobiegający z oddali ryk bestii. Nie potrafił powiedzieć skąd, ale wiedział, że
należał on do Kaelasa. Czyżby coś się stało? Może potrzebował pomocy? Posąg
wbił mocniej palce w jego udo, dziurawiąc kombinezon. To całkiem przywróciło
RM19 do rzeczywistości.
Lodowy król
niemal znalazł się przy nim, co znaczyło, że została mu ostatnia szansa.
Ustawił w pistolecie tryb pełnej mocy, mając nadzieję, że całkiem nie uszkodzi
to broni, i strzelił w niego. Głowa i korpus posągu roztrzaskały się na
miliardy kawałeczków, kończąc jego istnienie.
Następnie,
niemal w tej samej chwili pozostałe posągi zaczęły cofać się na swoje miejsca i
przybierać dawne pozy, natomiast padający z nieba śnieg przybrał na sile. Wiatr
wzmógł się jeszcze bardziej. Mężczyźnie zaczynało się robić przeraźliwie zimno.
Rana wymagała natychmiastowego opatrzenia, obawiał się, że zadrapania na nogach
także nie wyglądały najlepiej. Musiał znaleźć jakieś chwilowe schronienie, by
się tym zająć.
RM19 skierował
swoje kroki w stronę zbocza znajdującej się niedaleko góry. Miał wątpliwości,
czy uda mu się na tej wysokości znaleźć jakąś jaskinię, ale musiał spróbować,
gdyż inaczej przyszłoby mu przypłacić to życiem.
Mężczyzna miał
wrażenie, że siła wiatru wzrastała z każdym kolejnym krokiem. Śnieg także padał
coraz mocniej. Musiał wytężać wszystkie swoje siły, by iść dalej i nie
zatrzymać się, co groziłoby nieuchronną śmiercią. Ogarniała go coraz większa
obawa, że nie znajdzie żadnej kryjówki, w której mógłby przeczekać burzę
śnieżną.
Po
kilkudziesięciu z trudem postawionych wzdłuż zbocza krokach czujnik w okularach
coś wykrył. RM19 zaczął powoli badać to miejsce, by odkryć niewielkie wejście
do pieczary. Z chęcią rozpłakałby się ze szczęścia, ale łzy w takiej
temperaturze od razu by zamarzły i wyniknęłoby z tego tylko więcej problemów.
Wystarczyło mu to, że miał wrażenie, iż lewa ręka całkiem zniknęła.
Ostrożnie
wszedł przez niewielką szczelinę, by znaleźć się wewnątrz dość wąskiej, ale
wysoko sklepionej jaskini. Rozejrzał się wokół, bez trudu orientując się, że
pieczara była tworem natury, nie rąk ludzkich. Na dodatek nie zauważył nigdzie
bytności jakichkolwiek większych zwierząt. Nic nie przedostałoby się tutaj tak
jak on, ale przecież mogło istnieć inne wyjście. Tunele mogły się ciągnąć
kilometrami i skrywać różnorodne tajemnice.
– Tajemnice… –
szepnął, nie zdając sobie sprawy, że wypowiedział to na głos.
Oczy zabłysły
mu jak zawsze, gdy znalazł się w interesującym miejscu, mimo doskwierającego
zimna i rany. Ostatnie wołania zdrowego rozsądku podpowiadały, że powinien
poczekać tutaj, aż burza śnieżna minie i od razu spróbować opatrzyć ranę.
Nie miał ognia,
ale okulary pozwalały przebić się przez całun ciemności i wziął ze sobą latarkę
z wystarczająco naładowanymi akumulatorami. Świeciłaby co najmniej kilka
godzin, jednak nie ogrzałaby jego zmarzniętego ciała.
Ostatecznie
druga opcja okazała się o wiele bardziej interesująca. Jaki naukowiec
zaprzepaściłby taką okazję? Odpowiedź była prosta. Żaden. Nie po to prowadził
szczegółowy dziennik z podróży, by teraz przekreślić prawdopodobnie jedyną
sposobność, by dowiedzieć się czegoś o Mua Dong. Gdyby tunele rzeczywiście
okazały się długie, nie musiałby przecież tak bardzo się zapuszczać. Wystarczy tylko kawałek, by sprawdzić, czy
natrafię na coś interesującego, by oddalić się od szczeliny, przez którą do
jaskini dostawało się to przeraźliwe zimno. Czas oczekiwania lepiej spożytkować
w ambitny sposób niż siedzieć bezczynnie.
RM19 ruszył
przed siebie, włączając w okularach opcję rysowania mapy, aby bez trudu
odnaleźć drogę powrotną i się nie zgubić. O
ile dożyję.
Ostrożnie
stawiał każdy kolejny krok, walcząc z otępieniem ogarniającym jego umysł i
zimnem. Na początku jaskinia nie wyróżniała się niczym szczególnym, ale potem
zorientował się, że temperatura panująca w niej wzrastała. Wydawało mu się to
dziwne i chciał zrzucić to na własny organizm, ale czujniki także to
potwierdziły. Zastanawiał się, jak to się działo. Może kamień to powodował?, zadumał, zatrzymując się, by uważnie
przyjrzeć się skale. Na pierwszy rzut oka nie wyróżniała się niczym szczególnym
na tle innych, które widział w swoim życiu, ale przecież sekret mógł tkwić w
głębi.
– Może to
zasługa budowy cząsteczkowej – zamyślił się, odłupując kawałek skały, by na
statku przeprowadzić dalsze badania.
Idąc dalej,
zorientował się, że w oddali widzi jakieś światło. Czyżby ktoś inny też znalazł schronienie w tej jaskini?, pomyślał.
Wyjął broń z kabury, ale wątpił, czy potrafiłby poprawnie wycelować.
Tunel
zaprowadził RM19 do niewielkiej pieczary. W jej wnętrzu rozpalono ognisko.
Pomarańczowe płomienie skakały ku górze, powodując uczucie ciepła i spokoju.
Mężczyzna zauważył, że nad ogniem znajdowało się jakieś naczynie. Sądząc po
roznoszącym się wokół zapachu, gotowało się tam coś smakowitego. Ślinka
pociekła mu na sam widok i dopiero teraz zorientował się, że był głodny i nie
pogardziłby odrobiną strawy.
Po chwili
spostrzegł postać siedzącą przy ognisku. Zdziwił go jej widok, bo była to
samotna, stara kobieta. Co ona mogła
robić tu w taką pogodę? Czyżby jak ja szukała schronienia? A może zabłądziła?
– Możesz
schować swą broń, mężczyzno, nic ci nie grozi z mojej strony – odezwała się,
nie odwracając głowy. Miała wyraźny i stanowczy głos, niemal zupełnie nie
pasujący do jej wieku.
RM19 nie był do
końca pewien, co powinien zrobić, ale intuicja podpowiadała mu, że ze strony
staruszki nic mu nie grozi. A na dodatek znalazł się przy ogniu, który walczył
z przeraźliwym zimnem, doskwierającym mu od walki z lodowymi posągami. Schował
pistolet do kabury, orientując się, że prawa dłoń zaczyna mu drżeć. Czuł, że
jego ciało opanowuje gorączka, chociaż powinien być odporny na takie
dolegliwości. Czyżby to wina rany?
– Siadaj,
mężczyzno, zapewne chłód także tobie doskwiera. To nie pora na wędrówki,
powinieneś się cieszyć, że znalazłeś bezpieczne schronienie, by przeczekać
burzę śnieżną.
RM19 postanowił
skorzystać z propozycji staruszki, zresztą nic innego mu nie pozostało, wątpił,
aby był w stanie iść gdziekolwiek w takim stanie. Zbliżył się do ognia i usiadł
naprzeciwko kobiety. Bliskość płomieni sprawiła, że od razu poczuł się lepiej.
Miał wrażenie, że wszelkie troski jakby odeszły w dal. W tej chwili nie miało
sensu się nimi przejmować, przyszedł czas na relaks, odpoczynek dla
przepracowanego umysłu. Słodki sen pozbawiony bólu.
Dopiero teraz
mógł uważniej przyjrzeć się kobiecie. Była posunięta w latach, jednak jej
wyprostowana, pełna swego rodzaju godności sylwetka odejmowała jej lat. Siwe
włosy zaczesała do tyłu i związała w koński ogon. Jej twarz i dłonie (resztę
ciała zakrywały ubrania) pokrywały liczne zmarszczki i bruzdy. Patrząc na jej
oblicze, nie potrafił zorientować się, czy ich zarys świadczył o częstym
śmiechu czy powadze. Wyglądało na to, jakby po równo doświadczyła dobrych jak i
złych rzeczy. Jednak to jej fiołkowe oczy najbardziej przyciągały uwagę RM19.
Miał wrażenie, że tylko je oszczędził okrutny, upływający czas.
Mimo że miał
przed sobą staruszkę, bez trudu mógł powiedzieć, że kiedyś była piękną kobietą,
za którą oglądali się wszyscy mężczyźni. Pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że
stała wysoko w sferze politycznej tej planety. Ale w takim razie, skąd teraz by
się tu wzięła? I to na dodatek sama, odziana jedynie w zwyczajne, lekko już
znoszone futra.
Na jej wąskich
wargach pojawił się nieco figlarny uśmiech.
– Próbujesz
odgadnąć, kim jestem, jedynie na mnie patrząc? Chyba nie posiadasz takich
zdolności, mężczyzno? – odezwała się pogodnie, jakby ta sytuacja ją bawiła.
– Nie. Nie –
odpowiedział pospiesznie lekko zmieszany RM19. – Zastanawiałem się, co tutaj
robisz sama?
– Chciałam
odwiedzić przyjaciela, w drodze zatrzymałam się tutaj. Zwą mnie Arahsa. A ty
masz jakieś imię, mężczyzno?
– RM19 –
odpowiedział pospiesznie.
– Niespotykane
w tych stronach.
– Razem z
przyjaciółmi przybyliśmy tu ze sfery północnej – wyjaśnił, a Arahsa jedynie
kiwnęła głową, co według RM19 mogło oznaczać wszystko.
Szukał w swojej
podręcznej torbie jakiegoś środka do dezynfekcji czy chociażby kawałka
materiału, by opatrzyć ranę. Krwawienie chwilowo ustało, ale obawiał się, że
miało to związek z przeraźliwie niską temperaturą panującą na zewnątrz i za
chwilę może rozpocząć się ponownie. Ale nic nie znalazł.
Kobieta wzięła
dwie leżące obok ogniska miski i nalała do nich potrawę, która znajdowała się w
garnku nad ogniem. Jedną z nich podała mu z uśmiechem.
– Jedz,
mężczyzno, burza śnieżna szybko się nie skończy. A do dalszej wędrówki będziesz
potrzebować sił.
RM19 spojrzał
do miski. Potrawa składała się z mięsa jakiegoś zwierzęcia pokrojonego na małe
kawałki, kilku rodzajów warzyw i ziół. Okulary nie wykryły w tych składnikach
żadnego zagrożenia dla jego zdrowia, ale zdawał sobie sprawę, że nie posiadał
szczegółowych danych. Nie wiedział, czy pomieszanie dwóch składników nie będzie
dla niego zgubne.
Kobieta
wydawała się miła. Zrobiła na nim dobre wrażenie, ale w głębi ducha potrafił
wyobrazić ją sobie jako trucicielkę. Mózg już zaczął podsuwać mu makabryczne
obrazy. Jednak jakie miałaby z tego korzyści? W końcu dopiero się spotkali.
Postanowił
zaryzykować i skosztował potrawy. Była ciepła i zarazem sycąca. Zjedzenie
jednej miski wystarczyłoby, aby odzyskać siły na dalszą wędrówkę. Jeden kęs nie
spowodował żadnych bólów czy dziwnego samopoczucia, dlatego miał nadzieję, że
nie będzie później odczuwać dodatkowych efektów ubocznych.
Gdy jadł,
kobieta wyjęła z własnej torby dość długi pas materiału i przewiązała nim ranę
na jego przedramieniu.
– Na razie
powinno wystarczyć – mruknęła pod nosem i wróciła na swoje poprzednie miejsce,
zabierając się za jedzenie.
– Czy palenie
ogniska w tej jaskini jest bezpieczne? – zapytał RM19, rozglądając się za
jakimś systemem wentylacyjnym lub czymś w tym stylu.
– Nic ci tu nie
grozi, mężczyzno.
RM19 nie
wiedział dlaczego, ale uwierzył jej na słowo. Może sprawił to jej pokrzepiający
ton. Nie potrafił tego w tamtej chwili stwierdzić. Wszelkie racjonalne wnioski
jakby wywietrzały mu z głowy.
– Jesteś nadzwyczaj
rządny wiedzy, mężczyzno. Nawet jak na przedstawicieli twojej rasy –
stwierdziła, przyglądając mu się uważnie.
Przechyliła
głowę lekko w bok i przez chwilę RM19 miał wrażenie, że siedzi przed nim młoda
dziewczyna, która dopiero poznaje świat i wszystko wokół ją ciekawi i bawi, nie
kobieta w podeszłym wieku.
– Coś mi się
zdaje, że możesz mieć przed sobą świetlaną przyszłość, jeżeli gwiazdy będą nad
tobą przychylnie świecić – zamyśliła się przez chwilę, obserwując, jak RM19
kończy jeść swoją porcję. – Mogłoby się wydawać, że to wielki żart z kosmosu, iż
to właśnie twoja linia ma wziąć w udział w upadku kogoś, kogo posadziła na
tronie. Niewiarygodne, a na dodatek nie miałam z tym nic wspólnego.
– Dziękuję za posiłek
– powiedział, odkładając miskę. Miał wrażenie, że solidna potrawka jakby
odgoniła chorobę i przywróciła mu zdolność racjonalnego myślenia. Obawiał się
tylko o rękę, ale w obecnej sytuacji nic więcej nie mógł zrobić. – Ale nie
wiem, o czym do mnie mówisz. Skąd możesz wiedzieć cokolwiek o mojej linii,
kiedy nawet ja nie znam losów wszystkich moich przodków, szczególnie przed tym,
co zrobił RM2095. Kim jesteś?
– Och, nie
spinaj się tak, mężczyzno – rzekła z uśmiechem. – Już ci mówiłam, jestem Arahsa
i wiem wiele na temat tego, co działo i dzieje się w strefie północnej. Twoja
młodziutka planeta ma około trzech tysięcy lat, a już zdążyliście obwołać
Vrieskasa cesarzem i złożyć los waszej ojczyzny w jego ręce, mimo że pierwotny
plan zakładał coś zupełnie odwrotnego. Jednym z pierwszych generałów i doradców
tego waszego tyrana był właśnie RM z jakimś tam numerkiem. A jego siostra jego
pierwszą kochanką i małżonką.
Oczy RM19
rozszerzyły się kilkukrotnie. Patrzył na kobietę, ale jakby wcale jej nie
widział. Jej słowa całkowicie zbiły go z pantałyku. Jak to w ogóle mogłoby być możliwe? Skąd ona miałaby to wszystko
wiedzieć, kiedy na BS88C nie istniała żadna wzmianka na ten temat? Jednak
mimo wszystko nadal nie mógł oprzeć się wrażeniu, że mówiła jedynie prawdę.
– O, widzę, że
jesteś zdziwiony, mężczyzno. Myślałam, że wiesz o tym, ale po prostu nie lubisz
wspominać o tej skazie.
– Ale skoro ja
nie wiem, to skąd ty? – zapytał, chcąc poznać odpowiedź. – Należysz do ludzi
Vrieskasa? Pod tymi futrami skrywasz kombinezon?
– Teraz
zgadujesz i dobrze wiesz, że nie mam nic wspólnego z waszym cesarzem. –
Roześmiała się, jakby był to jakiś dobry żart. – Są ludzie, którzy pamiętają,
dla innych przekazywane jest to w kronikach, by wiedza nigdy nie uległa
całkowitemu zatraceniu.
– To wszystko
znajduje się na Be’Shar?
– Oczywiście, o
ile wiesz, gdzie szukać. Ten stary pryk specjalnie wymyślił taki sposób
katalogowania, by tylko on mógł się w nim odnaleźć. Ale czy ta wiedza zmienia
coś w twoim życiu? – zapytała, a jej ton głosu stał się nadzwyczaj poważny.
RM19 nie
wiedział, do czego zmierza ta rozmowa, ale postanowił odpowiedzieć zgodnie z
prawdą. Informacja ta rzeczywiście zrobiła na nim ogromne wrażenie, ale co to
miało za znaczenie w tym momencie?
– Nie – wyznał.
– Nawet, gdy
przypomnisz sobie słowa Penyu? – dociekała.
– Mistrz
kłamał? – zapytał RM19, ignorując fakt, że kobieta wiedziała, o czym rozmawiali
z nim podczas ich pobytu na Eduardo.
– Może.
– To i tak bez
znaczenia. Nawet jeżeli mój przodek zbudował tron dla Vrieskasa, to miało to
miejsce tysiące lat wcześniej. Nic mnie to nie obchodzi, bo od tego czasu
zdarzyło się wiele innych rzeczy. Może i on coś zapoczątkował, ale inni musieli
się na to zgodzić i to kontynuować. Obecnie mój ród nie ma z tym nic wspólnego.
Rzeczywiście Mistrz Penyu twierdził, że BS88C egzystuje w cieniu Yaskas, że
może kiedyś uda jej się z niego wyjść. Ale jeżeli to, co mówisz, jest prawdą,
to Yaskas wszystko zawdzięcza BS88C, a wręcz jest jej drugą, nieco ulepszoną
wersją.
– Obcowanie z ludźmi
z północy jest nadzwyczaj interesujące. Mówisz dokładnie jak oni. Co powiesz na
małą grę, mężczyzno?
Arahsa wyjęła
spod futra niewielki mieszek i wysypała jego zawartość na dłoń. Okazało się, że
w środku znajdowały się cztery sześcienne kości w czerwonym kolorze. Na każdej
ze ścianek widniała odpowiednia liczba oczek.
– Dobrze się zastanów, czy chcesz przyjąć
wyzwanie, gdyż niemal nigdy nie przegrywam. Jednak jeżeli ci się poszczęści, to
spełnię każde twoje życzenie. Nie będzie miała znaczenia jego trudność czy
absurdalność.
– A jeżeli
przegram?
– Wtedy ty
wypełnisz moje polecenie. Nie martw się, będziesz w stanie to zrobić, zadbam o
to.
– Zgoda –
powiedział RM19. – Możesz zaczynać.
Arahsa uśmiechnęła
się i rzuciła kośćmi. Mężczyzna uważnie je obserwował i nie zdziwił się, że w
sumie wypadło dziewiętnaście oczek.
– To chyba twój
numerek, prawda, mężczyzno?
Zaśmiała się
serdecznie, jakby to już przesądziło o jej wygranej i podała kości RM19.
Mężczyzna przyjrzał się im przez chwilę, ale wszystkie cztery wyglądały
identycznie. Nie wiedział, dlaczego zgodził się na tę grę. Czyżby myślał, że
uda mu się ją pokonać? Przecież tutaj nie chodziło o strategie czy logiczne
myślenie, by mógł siebie sprawdzić. Liczyło się tylko szczęście. Mimowolnie
zadrżał, jednak miał świadomość, że brało się to z wycieńczenia organizmu i
gorączki, nie ekscytacji.
Wypuścił z ręki
kości mające przesądzić o jego losie. Arahsa obserwowała je uważnie, a gdy
zobaczyła wynik ponownie się roześmiała.
– Urodziłeś się
pod szczęśliwą gwiazdą, mężczyzno. Cztery szóstki to wielki wyczyn. Teraz
zdradź mi, czego najbardziej pragnie twe serce.
– Chciałbym
dostać klucz, po który wysłał mnie Snow – powiedział RM19 bez chwili wahania.
Kobieta
zamrugała kilka razy powiekami, a z jej twarzy zniknęła wcześniejsza radość.
Siedziała jak skamieniała, jakby słowa mężczyzny w ogóle do niej nie dotarły.
Po chwili wstała i podeszła do niego. Usiadła przy nim, kładąc sobie jego głowę
na kolana. RM19 nie opierał się, w jednej sekundzie poczuł przeraźliwe
zmęczenie, miał wrażenie, że wszystko widzi jakby przez mgłę. Momentalnie
powróciła gorączka, pojawiły się dreszcze, ręka i udo zaczęły go przeraźliwie
boleć, rana znów krwawiła, barwiąc opatrunek na czerwono. Powoli zaczynał
tracić świadomość, wiedział tylko, że Arahsa czule gładziła go po głowie.
Zupełnie jak mama.
– Tak mi
przykro, ale klucz nie istnieje. Snow wystawił was na kolejną próbę. – Były to
ostatnie słowa, które dotarły do jego świadomości.
~ * ~
Wakacje, wakacje, wakacje!
Po całotygodniowej, morderczej walce z projektem (wczoraj zlutowałam
wszystko na nowo i po kolei wylutowywałam elementy ze starej płytki, by okazało
się, że feralny był rezystor). Dziś obroniłam sprawozdanie i oficjalnie
zakończyłam ten semestr.
Z rozdziału jestem zadowolona, nawet miejscami się trochę zdziwiłam, bo nie
pamiętałam niektórych fragmentów. Na dodatek jakimś cudem Muzeum Posągów
ewaluowało mi w Wystawę Posągów. Z racji, że kilka rozdziałów wcześniej na
drogowskazie pojawiła się wystawa, to tutaj wszystko poprawiłam.
Wiem, mam zaległości, ale w tym tygodniu na uczelni spędzałam po siedem
godzin i na nic nie miałam czasu. Te, które pojawiły się gdzieś tak do wtorku
mam już przeczytane, więc komentarza można spodziewać się dziś lub jutro z
rana. Resztę osób proszę o cierpliwość do poniedziałku na pewno ze wszystkim
się wyrobię.
Zapowiedź też w okolicach jutra, bo pisałam ciągiem 64 i 65 i muszę
zastanowić się nad jakimś sensownym podziałem.
Rozdział bardzo mi się podobał. Tak się spodziewałam, że może się pojawić RM19, bo o pozostałej dwójce już było, a teraz przybliżyłaś próbę, przez jaką przeszedł ten bohater. Och, nawet w takiej chwili miał ochotę na poszerzanie wiedzy (np. kiedy myślał o stworzeniach żyjących pod śniegiem i zastanawiało go, czemu posągi się roztrzaskują), naprawdę to w nim lubię. W ogóle, jak widać, to każde z nich miało trudną próbę, ale nadal zastanawiają mnie te posągi, i w ogóle, czemu ta planeta jest tak niepokojąca, chyba jedna z najbardziej niepokojących z dotychczas pojawiających się w tej historii miejsc. Te posągi też kojarzyły się dość nieprzyjemnie, podobnie jak te ożywione ciała w poprzednim rozdziale. I ten śnieg... Dobrze, że mężczyzna wyszedł z tego w miarę cało, tylko ciekawe, co z tym kluczem? Ta kobieta powiedziała mu, że on nie istnieje. W ogóle jej zachowanie jest zastanawiające: dlaczego siedzi w tej jaskini i podejrzanie dużo wie? Na pewno jest to dość enigmatyczna postać i mam wrażenie, że nie jest taką całkiem zwykłą staruszką. Ogólnie, bohaterowie faktycznie ciągle napotykają na swojej drodze liczne próby i coraz to nowe postacie, które mówią zagadkami i nie do końca wiadomo, o co im chodzi. Jestem ciekawa, co będzie dalej :).
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńChciałam, aby każdy dostał swoje pięć minut, więc i o RM19 w końcu musiało coś być. A na końcu, bo po tym rozdziale wiadomo nieco więcej.
Teraz przyszedł moment, gdy takie postacie mogą się w końcu pojawić, bo bohaterowie zbliżają się do pewnego etapu swej podróży. I zarówno Arahsa jak i Snow w opowiadaniu nieraz jeszcze zagoszczą. Na dodatek ostatnio tego drugiego bardziej polubiłam i kto wie, czy w przyszłości nie wyskoczy w jakimś najmniej spodziewanym momencie.
Strasznie podobał mi się ten rozdział. Nie dziwię Ci się, że jesteś z niego zadowolona. Ja jestem wręcz nim zachwycona, bo oczywiście cały był poświęcony RM19^^
OdpowiedzUsuńRazem z nim przeżywałam jego walkę z Lodowatymi Posągami. Już drugi raz jestem pełna podziwu, jak świetnie sobie z tym poradził (pierwszy raz byłam, jak musiał z meteorami walczyć). Zadziwiła mnie jego fascynacja tymi posągami, mimo iż w każdej chwili coś może się wydarzyć. Bardzo dzielnie sobie poradził z walką, a ten Król starzec z reniferami... no, nie ukrywam, że przez mój mózg przeszły słowa "święty mikołaj"^^
Sądzę, że to dzięki temu, że przyjaciel był gdzieś w pobliżu, dodała RM19 siły i pokonał Króla Posągów. Tylko martwi mnie ta jego zraniona ręka.
Ta staruszka w jaskini jest dość dziwna, aczkolwiek teraz dzięki niej RM19 wie, dlaczego tak traktowany był przez mistrza Nien Su. Ale cieszę się, że jego postawa, po uzyskaniu tej informacji, nie zmieniła się.
Ostatnie zdanie przybrało mnie w osłupienie. Ten Snow to cwany gość. Żeby ich na taką próbę wysyłać.
Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg wydarzeń.
Życzę wenki i gratuluję zdania wszystkich egzaminów;)
Pozdrawiam :*
Dziękuję :)
UsuńGdyby jeszcze ten następny taki był, bo jak na razie jestem do niego sceptycznie nastawiona i na dodatek nie chce mi się go poprawiać i pewnie obudzę się w czwartek przed publikacją.
Też go za to podziwiam ^^ I rozdział z meteorytami też lubiłam, chociaż tamten przysporzył mi więcej problemów niż ten.
Na pewno w pewien sposób myśl o Kaelasie dodała mu sił i przede wszystkim przywróciła do rzeczywistości, mobilizując do działania i postawienia wszystkiego na ostatnią kartę.
A ręka to rzeczywiście poważna sprawa.
Nareszcie będę mieć czas. Ostatnio nawet napisałam początek 75, który nie wylądował w śmieciach, więc jest dobrze :)
No w końcu każdy z bohaterów zmierzył się z tym, co na nich czekało. RM19 jak zawsze pełny rządzy na zdobywanie nowej wiedzy... to chyba jest wpisane w jego gatunek. Nie spodziewałam się, że tak łatwo poradzi sobie z niebezpieczeństwem, ale najwidoczniej go nie doceniłam. Opisy znów są tak wciągające, że nie mogłam się o d tego oderwać. Zakończenie wprost mnie zszokowało.. czyli nie istniał żaden klucz? To przecież straszne.. przebyli taki szmat drogi... mieli cel, a cel okazał się nie istnieć. Ciekawi mnie jednak czy to do końca jest prawda. W końcu może znów ktoś chce ich wyprowadzić w pole..
OdpowiedzUsuńTaki był główny zamysł, że rasa RM19 to naukowcy, którzy wszędzie widzą potencjalny obiekt badawczy.
UsuńAż tak łatwo to nie było, ale poradzić sobie jakoś musiał. Wiedział, że nie może się poddać, bo to zakończyłoby ich podróż.
Można się było spodziewać, że z tymi posągami będzie coś nie tak, w końcu Kaelas i Kendappa mieli ciężkie misje, więc dziwnie byłoby, gdyby RM19 miał sobie tylko pooglądać zwykłe lodowe posągi ;) Z początku pomyślałam, że one zaczną się ruszać, kiedy akurat RM odwróci od nich wzrok, zaś kiedy znów na nie spojrzy, zamienią w zwykłe posągi, ale jednak działały na nieco innej zasadzie. Hm, świetne posunięcie z zastosowaniem jednego z ulepszeń - w końcu dzięki temu mógł załatwić więcej posągów naraz. Kiedy pojawił się ten starzec na saniach, moja pierwsze myśl brzmiała: "Święty Mikołaj!", ale na szczęście RM19 myślenie wychodzi lepiej ode mnie i wiedział, że to jednak szef lodowej bandy.
OdpowiedzUsuńArahsa wydaje się być wszechwiedząca, a po tym, jak RM odpłynął w jej ramionach, sama nie wie jak postrzegać jej intencje. Być może są równie nieczyste, co te Snowa, który jak się okazało skłamał, jeśli chodzi o klucz... Hm, robi się coraz bardziej intrygująco, ta saga jest jedną z Twoich najlepszych, każdy rozdział przynosi coraz więcej zagadek :) Nie mogę się doczekać, aż dowiem się, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi.
Gratuluję zakończenia semestru i życzę udanych wakacji!
Dziękuję :)
UsuńWidzę, że więcej osób miało skojarzenie ze Świętym Mikołajem. Chyba tylko ja miałam inne myśli, gdy robiłam korektę tego rozdziału i zachwycałam się, że wpadłam na inny pomysł...
Na temat Arahsy na razie się nie wypowiadam, jeszcze będzie się pojawiać i może wtedy niektóre kwestie okażą się jaśniejsze. Zresztą to samo tyczy się Snowa, bo go za bardzo polubiłam ;)
Na niektóre zagadki dopiero teraz mogę sobie pozwolić, bo wcześniej byłoby za wcześnie :)
Bardzo fajny rozdział. W ogóle ciekawy pomysł z tą wystawą posągów. RM19 miał swoją chwilę i wykorzystał ją do granic możliwości. Jakoś wcześniej nie uważałam go za jakiegoś super dobrego wojownika, ale po tym rozdziale zaczynam zmieniać zdanie, bo mężczyzna bądź co bądź poradził sobie całkiem nieźle. Zastanawia mnie tylko dlaczego te posągi nie topiły się pod wpływem broni laserowej. Przecież były z lodu... A one się roztrzaskiwały. Intrygujące ;)
OdpowiedzUsuńZastanawiająca jest też postać staruszki z jaskini, której imię mi niestety gdzieś po drodze umknęło. Na początku myślałam, że po prostu otruje RM19, albo zrobi mu krzywdę w jakikolwiek inny sposób. Mężczyzna był zraniony, więc nie miałby szans się obronić, a ta się nim zaopiekowała. Tylko co teraz? Skoro Snow to oszust i żadne klucze nie istnieją, to nasi bohaterowie wpakowali się w niezłe bagno. Facet nieźle sobie z nimi pogrywa.
Zaniepokoił mnie również ten zwiastun następnego rozdziału, bo jakoś tak na niego w trakcie czytania spojrzałam. Kurczę, teraz z jeszcze większą niecierpliwością będę wyczekiwać na ciąg dalszy.
Pozdrawiam!
Bo RM19 nie jest jakimś super wojownikiem, ale gdy przychodzi do konfrontacji, to wie, że nie ma innego wyjścia i musi sobie poradzić.
UsuńMoże w innych okolicznościach zrobiłaby mu krzywdę, sama nie wiem. Ale pewnie gdyby zamiast niego pojawiła się Kendappa lub Kaelas, to by się nie zawahała.
A Snow dopiero się rozkręca, bo mam co do niego większe plany ;)
Ależ ty ostatnio torturujesz trio. Dapcia pół twarzy straciła, Kaelas zamarznie nam na śniegu, a teraz RM19 zdaje się, że traci łapkę. Bo nie dość, że rana, to zimno, krew odpłynęła - marne krążenie, do tego mróz = odmrożenia (w końcu kombinezon ma zniszczony w tym miejscu). Chyba, że ta staruszka go poskłada, ale to... no, to już pachniałoby kodami :P
OdpowiedzUsuńA tak wogóle to Snow miał na myśli tę kobietę, gdy tak psioczył?
Ale pytanie dnia: czemu RM19 atakuje Święty Mikołaj?! Czyżby narozrabiał i teraz zbiera cięgi? Kurczę, chyba przestanę d o niego pisać... a już najlepiej to w ogóle zacząć być "miłym i uprzejmym ludziem" ;) Tak bardziej na serio to te posągi skojarzyły mi się z Narnią i Białą Czarownicą ;) Już nawet mocno brałam w wątpliwość, że posągi są tylko posągami, ale tak się rozsypywały... Tak nawiasem to znów jakiś coś maczał w tym chyba palce, bo dziwne rzeczy się działy. Krew RM19 topiła przeciwników, a broń tylko rozsypywała. Szczególnie podejrzane jest to pierwsze, bo krew nie jest aż tak gorąca, żeby stopić lód...
Bardziej niż kanciarstwo Snowa (od poczatku wyglądał na tekiego, co to ma ochotę pobawić się cudzym kosztem) zastanawia mnie Arahsa... RM19 opisuje ją dość nietypowo i dziwne jest, że tak łatwo jej ufa - akurat po nim bym się tego nie spodziewała...
Trochę zabawne, że zarówno Kendappę jak i RM19 motywuje do działania ten krzyk Kaelasa ;) Nawet jako zwierz zwraca na siebie uwagę ^^
Pytanie teraz: kto ma tę łzę?! Jeden nałgał, reszta coś tam ściemnia, żeby osiągnąć cel... nie dziwię się, że Penyu nie chciał ich tam wysyłać (ten jeden raz przyznam mu rację :( ).
No o czymś zapomniała... A! Miałam zapytać czy Kalush to też jakaś postać z mangi (znów mi się to imię przewinęło gdzieś indziej :P)
Nie moja wina, że tak wyszło... Chociaż może jednak moja? Ale naprawdę nie chciałam, by wyszło tak strasznie.
UsuńNo tak, Snow mówił o kobiecie, z tego, co pamiętam nawet użył formę żeńską.
Ale krew też je roztrzaskiwała, przecież nic się tam nie topiło. I głównie chodziło o kontakt z czymś cieplejszym, niekoniecznie tak gorącym jak wiązka lasera.
A nawet zaczęłam w tym rozdziale fragment o tym, jak to tak naprawdę było z tymi posągami, ale z racji, że w zakończeniu zupełnie o tym zapomniałam, to akapit wycięłam i ta kwestia pozostanie dla domysłów czytelników.
Zarówno Arahsa jak i Snow jeszcze się pojawią, dlatego na ten temat nic nie mówię.
Natomiast jeżeli chodzi o łzę, to albo w następnym, albo w jeszcze następnym się wyjaśni. Teraz dokładnie nie umiem tego powiedzieć, bo mam problem z podziałem.
A Kalush jest akurat literacka.
Poruszające się lodowe rzeźby... nieźle. :) RM19 całkiem dobrze dobie z nimi poradził. No, no, nie spodziewałam się po nim tego. Chyba go nie doceniam. :/ Czas to zmienić. :) Ej, no wygrał! Dlaczego staruszka tak zareagowała? Mam dziwne wrażenie, że kłamała, a klucz tak naprawdę istnieje. Tylko w takim razie czemu nie chce mu go dać? Co by się wtedy stało? Czyli wychodzi na to, że misja jest bezsensowna, jeśli mówiła prawdę, ale przynajmniej RM19 dowiedział się czegoś o przodkach. Hm... i tak jej nie wierzę w sprawie klucza. :D
OdpowiedzUsuńRM19 wiedział, że musi sobie poradzić i wymyślił sposób, by dać sobie radę z posągami.
UsuńKwestia klucza i łzy wyjaśni się na łamach dwóch następnych rozdziałów. A kiedyś także skąd kobieta to wszystko wiedziała.
Zadanie RM19 było jeszcze dziwniejsze i bardziej pokręcone niż te wcześniejsze. Na początku myślałam, że lodowe posągi były kiedyś żywymi istotami, które ktoś zamroził. Przez moment obawiałam się, że RM19 spotka posobny los. Ale się zdziwiłam, gdy ożyły i próbowały go skrzywdzić! Ich król, jakaś upiorna wersja św. Mikołaja już zupełnie mnie wybiła z rytmu. Ta planeta nie jest normalna i Nien Su przesadził wysyłając ich tam. Chyba naprawdę chciał ich mieć z głowy na zawsze.
OdpowiedzUsuńRM19 cało z Wystawy Posągów nie wyszedł (podobnie jak i dwójka jego przyjaciół), a panujące wokół zimno na pewno nie sprzyja kurowaniu. Dobrze, że znalazł jaskinię i staruszkę. Nie dziwię się, że nie do końca jej ufał, ale ja na jego miejscu też bym została przy ognisku i poczęstowała się strawą. Do wyboru miał powrót na mróz o pustym żołądku i uszkodzonym kombinezonie. Mógłby nie dać rady z burzą śnieżną w takim stanie.
Został i jeszcze dowiedział się czegoś o przeszłości swojego rodu. Zastanawiałam się, jak zareaguję, gdy się dowie i cóż... nie powinno mnie dziwić, że był bardzo racjonalny, jak to on. Słusznie, po co miałby się obwiniać za coś, co wydarzyło się tak dawno i nie miał na to wpływu.
I na koniec sprawa ze łzą. Jeśli Arahsa mówi prawdę i kluczy nie ma, to Snow okrutnie z nimi pograł i chyba przesadza z ilością prób. Łza jest zamknięta, więc jeśli nie klucze, to musi być jakiś inny spoósb, by ją wydostać.
Tylko kim tak naprawdę jest Arahsa i co się działo z RM19 pod koniec rozdziału? Nie brzmiało za dobrze.
Pozdrawiam :)