czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 66: Garuda


[...] rozpoczęło się od przypadku, od pewnego zupełnie przypadkowego przypadku, który w najwyższym stopniu mógł być i mogło go nie być.
Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara
Ladvarianowi nigdy nawet nie śniło się, że może mu się przytrafić coś takiego. Na początku sądził, że był to jedynie jakiś sen i jeszcze nie dotarł na Yaskas, ale po obudzeniu się następnego dnia wszystko pozostawało bez zmian. W jakiś niewytłumaczalny sposób został ogłoszony bohaterem.
Wszyscy ludzie Vrieskasa okazywali mu bezgraniczny szacunek, uwielbienie niemal jak bogu czy ich prawdziwemu władcy. Inni pokusili się nawet o stwierdzenie, że byłby jego godnym następcą, gdyby nie to, że tyran ma przed sobą dziesiątki tysięcy lat życia, a on kilkadziesiąt. Nie chciał przyznać tego głośno, ale w głębi ducha podobał mu się taki obrót spraw. Nie wiedział tylko, dlaczego podbój Berkayu spotkał się z takim podziwem.
Przy najbliższej okazji postanowił zapytać o to Evolet, mając nadzieję, że wiedza kobiety jest kompletniejsza od jego. Nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że Paragas doskonale wiedział, co może się stać. Co prawda był skończonym debilem, ale podczas przydzielania misji nigdy nie popełniał błędu. Wysyłał każdego dokładnie tam, gdzie chciał.
Ladvarian nigdy nie dostał od niego misji, która by go zadowoliła. Zawsze lądował na planetach, na których nie miał możliwości pokazania pełnej gamy swych umiejętności. Wiedział, że zawdzięcza to nienawiści, jaką parał do niego główny generał. Więc dlaczego teraz ta zmiana? To najbardziej mu nie pasowało. Co prawda wysłał z nim Keres, ale to nie tłumaczyło wyboru Berkayu. Stało za tym coś więcej i musiał dowiedzieć się co. W tej chwili nieco żałował, że Paragasa nie było na Yaskas, bo wyciągnięcie informacji od niego mogłoby okazać się dużo prostsze niż błądzenie w ciemnościach.
W zamyśleniu zmierzwił włosy dłonią. Idący z naprzeciwka dwaj młodzi rekruci zatrzymali się i ukłonili przesadnie nisko, gdy ich mijał. Uśmiechnął się pod nosem. Jeszcze nie tak dawno temu nie przyszłoby mu do głowy, że będzie mógł bez przeszkód dostać się do pokoi Evolet. Wcześniej musiał się namęczyć, by zmylić wszystkich szpiegów jej ojca, który zabraniał córce bliższych kontaktów ze swymi ludźmi. Wyjątek stanowili generałowie, ale za to za nimi nie przepadała księżniczka. A już szczególnie za jednym z nich. 
Miał wrażenie, że wszystko stanęło na głowie. Na dodatek chociaż raz w pozytywnym znaczeniu. Co prawda Falonar miał inne zdanie na ten temat, ale na razie nie chciał myśleć ani o nim, ani o jego ostrzeżeniach. Na to przyjdzie czas w przyszłości. Na razie wolał się skupić na Bevrore Blomkool, księżycu, zdobyciu Garudy i swej nowej pozycji. Reszta mogła poczekać na stosowny moment.
Stanął pod drzwiami pokoju Evolet i zapukał. Już po chwili się otworzyły i mógł wejść do środka. Nie zdziwił się nawet, że tym razem także powitał go inny wystrój wnętrza. Długowieczna kobieta musiała znajdować sobie jakieś rozrywki, gdy była przykuta do jednego miasta przez całe swoje życie.
Jednak na temat tego, co teraz zastał w pokoju księżniczki, nie potrafiłby powiedzieć ani jednego dobrego słowa. Ba, dziwił się, jak ona w ogóle mogła wytrzymać w tak urządzonym wnętrzu.
Ściany zostały pomalowane w kolorze ładnego, bezchmurnego nieba. Była to jedyna rzecz, która spodobała się mężczyźnie, a nawet wzbudziła pewien zachwyt. Malarz, który się tym zajmował, oddał wszystko z olbrzymią dokładnością. Nie naniósł tylko jednej barwy, wręcz przeciwnie, setka kolorów nachodziła na siebie i dzięki temu końcowy efekt był tak piorunujący, jakby rzeczywiście przez chwilę znalazł się w powietrzu.
Lecz na tym kończyły się dobre strony, gdyż Evolet zbyt dosłownie musiała potraktować określenie w chmurach. Wszystkie meble z wyglądu przypominały białe bądź szare obłoki. Dla Ladvariana wyglądało to kiczowato, jednak najwyraźniej księżniczce przypadło do gustu. Zastanawiał się, z czego zostało to wykonane, bo na pierwszy rzut oka rzeczywiście wyglądało tak, jakby ktoś wpuścił do pomieszczenia prawdziwe chmury. A na dodatek to, co robiło za krzesła, wisiało w powietrzu bez jakiejkolwiek podpory.
Ledwo zdołał rzucić okiem na wnętrze, a już podbiegła do niego Evolet i przytuliła się. Głowę miał na wysokości jej piersi, ale najwyraźniej jej to nie przeszkadzało. Po chwili odsunęła się o pół kroku i, przy zadzieraniu głowy do góry, zobaczył na jej twarzy szeroki uśmiech. W srebrzystych oczach także błyszczały radosne iskierki.
– Myślałam, że wczoraj mnie odwiedzisz, mój książę – zagadnęła, robiąc smutną minę.
– Wczoraj? – powtórzył, wiedząc, że się z nim droczy. – Nie dość, że wylądowałem dość późno, to jeszcze na sieci lądowisk czekał na mnie regiment powitalny. Myślałem, że chcą mnie aresztować lub nawet stracić na miejscu. A tu się okazało, że jakimś cudem stałem się bohaterem.
Evolet roześmiała się serdecznie na te słowa.
– Nikt nie zasługuje na ten tytuł bardziej od ciebie – powiedziała, idąc w kierunku windy. Drzwi otworzyły się, gdy tylko przed nimi stanęła, wiedział, że wcześniej musiała wcisnąć przycisk za pomocą myśli. Gestem zaprosiła Ladvariana do środka. – Tata powinien dać ci teraz tytuł generała – dodała z entuzjazmem.
Jechali w górę do znajdującego się na dachu pałacu prywatnego ogrodu Evolet. Książę nie znosił tego sposobu podróży, bo czuł się, jakby ktoś zamknął go w niewielkim metalowym pudełku. Zawsze irracjonalnie bał się, że winda zatrzyma się w połowie drogi i zepsuje, więżąc ich w środku. Wolałby już wejść te kilkadziesiąt pięter po schodach. Tylko, że żadnych schodów nie było, bo księżniczka nie miała takich lęków, a na dodatek nie chciałoby jej się pokonywać tylu stopni, tym bardziej, że nawet guzików nie wciskała palcami.
– Nawet tatuś zawsze omijał Berkayu. Ona nie wróciła, a jej miejsce jest nadal wolne.
Słowa Evolet gwałtownie zrzuciły na ziemię Ladvariana. W jednej chwili zapomniał o swych wcześniejszych, tak śmiesznych obawach w porównaniu do strachu, który teraz opanował jego ciało.
– Co? – szepnął, gdyż głos odmawiał mu posłuszeństwa. Czyżby moja wcześniejsza radość właśnie miała się skończyć?
– Przecież ona zniknęła bez śladu ponad rok temu. Myślałam, że wiesz? – zdziwiła się, marszcząc brwi.
– Nie mówię o Kendappie – zdenerwował się Ladvarian, zapominając, że przy niej obiecał nie wymawiać tego imienia. Z tego, co się dowiedział, Evolet nienawidziła Alatanki odkąd ta zamieszkała w pałacu. Niektórzy twierdzili, że z wyjątkiem tytułu generała Vrieskas uznał ją swoją adoptowaną córką. Jednak nikt nie potrafił tego w pełni potwierdzić, a księżniczki wolał nie pytać.
– Obiecałeś! – krzyknęła.
– Przepraszam – przerwał jej, by jakoś ułagodzić sytuację. – Chodziło mi o twojego ojca. Dlaczego nigdy nie podbił Berkayu?
Serce przyspieszyło swój rytm w nerwowym oczekiwaniu na odpowiedź. Miał nadzieję, że go ona usatysfakcjonuje, ale z drugiej strony, gdy pomyślał o Paragasie i Keres, tylko się ulatniała. Czyżby tak miała zakończyć się jego rola bohatera?
– Nie wiem – odpowiedziała, wzruszając ramionami, jakby była to drobnostka niewarta jej uwagi. – Musiałbyś zapytać któregoś z generałów, o ile coś wiedzą. Mnie nigdy to nie interesowało. Na historii uczono mnie, że w całej strefie panowania taty jest kilka planet, które zachowują pełną niezależność. Ale nie wiem, dlaczego te. Najwyraźniej tatuś miał ważne powody, by tak postąpić.
Ladvarian nie wiedział, co o tym myśleć. Miał wrażenie, że jego dni są już policzone i to tylko kwestia czasu, zanim Vrieskas wyda wyrok. Jeszcze kilka godzin temu tak bardzo cieszył się ze swego nowego tytuły, a teraz okazał się on największym przekleństwem, mogącym zaprzepaścić wszystkie jego plany. Zastanawiał się tylko, czy nieobecność tyrana i Paragasa działała na jego korzyść, czy wręcz przeciwnie.
Wyglądało na to, że tylko oni tak naprawdę wiedzieli, w co się wplątał. Pytanie tylko, jaki mieli cel, by to zrobić? Czyżby teraz spiskowali odnośnie swego następnego kroku? Oczywiście cholerna Wyrocznia nie ostrzegł go przed tym ani nie wyjaśnił ich nieobecności. Wolał bawić się w durne gierki, zamiast chociaż raz przydać się na coś. Szlag niech ich wszystkich!
– Uśmiechnij się, Ladvarianie – powiedziała Evolet, najwyraźniej dostrzegając zmianę, jaka w nim zaszła. – Mam dla ciebie niespodziankę, która na pewno poprawi ci humor – dodała, gdy drzwi windy otworzyły się i mogli w końcu z niej wyjść.
Chyba po raz pierwszy piękno ogrodu nie zrobiło na Landarczyku tak dużego wrażenia jak zawsze. Uwielbiał tu przychodzić, gdyż było to jedyne miejsce pełne zieleni. Co prawda wszystko i tak znajdowało się pod przezroczystym kloszem, bo przeraźliwie zimny klimat Yaskas nie pozwoliłby na uprawę większości z tych roślin.
Ogrodnictwo było największą  i nigdy niezmienną pasją Evolet. Do wielu rzeczy czuła chwilowe zamiłowanie, by po jakimś czasie  rzucić je w kąt, ale tym miejscem zawsze zajmowała się z największą starannością i systematycznie je rozbudowywała.
Ladvarian nie znał dokładnej powierzchni ogrodu, lecz wiedział, że była olbrzymia i obejmowała ponad połowę dachu pałacu. Rosły tu nawet drzewa, chociaż należało to do rzadkości, gdyż kbieta specjalnie za nimi nie przepadała. Ale z wdzięcznością przyjmowała dary w postaci ich sadzonek czy nasion od władców z innych planet.
Natomiast wszędzie dało się natrafić na rabaty z najróżniejszymi i nieraz dziwacznymi kwiatami. Jednak te najcenniejsze Evolet trzymała w jednym miejscu i pielęgnowała z największą starannością. Książę miał wrażenie, że czasem rośliny traktowała jak własne dzieci.
Na sporej części terenu posiano trawę, by można było tam w spokoju posiedzieć i odpocząć. Z jakiegoś nieznanego Ladvarianowi powodu ktoś postanowił tam także ulokować fontannę wykonaną z białego marmuru. Ozdobiono ją wizerunkiem wielkiego smoka. Stwór był wyjątkowo piękny. Dumnie wyprężał swe smukłe ciało i unosił do góry łeb, z którego tryskała czysta woda. Skrzydła miał szeroko rozpostarte. W pewien sposób przywodziły mu na myśl unoszącą się w powietrzy Kendappę.
Landarczyk z chęcią ujrzałby tę dostojną bestię żywą, jednak wiedział, że prawdopodobnie nigdy nie będzie mu to dane. O smokach słyszał jedynie ze starych opowieści Selyse.
Po chwili zauważył, że na trawie rozłożono kraciasty koc. Na nim ustawiono talerz o średnicy przynajmniej pięćdziesięciu centymetrów, na  którym wznosiła się metrowa piramida bananowych ciasteczek. Obok znajdowała się taca z dzbankiem i dwiema porcelanowymi filiżankami. Wyglądały one na tak małe i niepozorne, że niemal ginęły w cieniu ciasteczkowej konstrukcji.
Ladvarian nie potrafił się pohamować i wybuchnął śmiechem, zastanawiając się, kto to wszystko zje. Evolet szczególnie uwielbiała ten rodzaj wypieków, ale nie należało przesadzać. Chociaż zawsze mogłaby zostawić sobie trochę na później.
Niewidzialna pięść strachu nadal ściskała jego serce, ale pod wpływem tego widoku i miejsca, w którym się znalazł, jakby nieco rozluźniła uścisk. Mózg pracował na najwyższych obrotach, próbując znaleźć dogodne wyjście z tej sytuacji, ale najwyraźniej księżniczka miała zupełnie inne plany i stawiała tylko i wyłącznie na odpoczynek. Zaczynał się lekko obawiać, czym okaże się zapowiedziana przez nią niespodzianka.
Z chęcią porozmawiałby z kimś, kto zrozumiałby jego punkt widzenia. Falonar nasuwał się sam na pierwszy plan, zresztą jak zawsze w ciągu ostatnich tygodni. Od tamtego czasu nie potrafił w ogóle przestać o nim myśleć . To powracało ciągle i ciągle, domagając się, by zrobił coś więcej, a on uparcie trwał w miejscu.
– Co tak stoisz? Piramida się nie zawali, jeśli tego się obawiasz. Już wcześniej taką zamówiłam w kuchni, by się przekonać, a nawet jakby, to to tylko ciasteczka – powiedziała wesoło, źle interpretując zachowanie Ladvariana.
Zresztą nie po raz pierwszy, pomyślał, podążając za nią w stronę koca.
Usiadł niepewnie obok niej, nadal sceptycznie spoglądając na piramidę ciasteczek. Wydawało mu się niemożliwością, że komuś udało się to zbudować i dostarczyć aż tutaj. Wątpił w to, aby konstrukcja wytrzymała, a nie uśmiechało mu się, aby lawina wypieków spadała mu na głowę.
Evolet nalała do dwóch filiżanek czarną, aromatyczną kawę, po czym za pomocą myśli zdjęła ciasteczko ze szczytu piramidy i zjadła ze smakiem. Ladvarian nie dziwił się już, że poprzednim razem konstrukcja się nie zawaliła. Nikt nie dotykał jej rękami i nie powodował niepotrzebnych wstrząsów.
Ladvarian upił łyk mocnej, gorzkiej kawy (do Evolet nigdy nie docierało, że można pić słodką kawę, jedząc przy tym słodkie ciasteczka) i położył się na kocu. Z tego miejsca, nie osłoniętego przez drzewa, z łatwością mógł dostrzec kopułę i znajdujące się za nią niebo. Teraz było szare, jakby w najbliższym czasie zbierało się na opady deszczu lub nawet śniegu, jeżeli temperatura gwałtownie spadnie.
Do Bevrore Blomkool pozostały trzy dni. Jeżeli taka pogoda się utrzyma, to istniało małe prawdopodobieństwo, że chmury odsłonią niebo i w końcu uda mu się zobaczyć księżyc. Taki prawdziwy, a nie jedynie jego odbicie w jeziorze, na dodatek we śnie.
On już go widział. Wie, co się wydarzy, a ja nadal pozostaję daleko w tyle, przemknęło mu przez myśl, chociaż obiecał sobie nie zaprzątać głowy bratem Falonara. Co tak naprawdę nas łączy? Przecież ten sam dzień narodzin może być jedynie przypadkiem. Kto wie, czy nie istnieją inni narodzeni w tym czasie? Bracia Duszy…
Nagle poczuł, że Evolet całuje go w usta. Zerwał się gwałtownie do pozycji siedzącej, dezorientując tym zachowaniem kobietę. Patrzyła na niego tak, jakby nagle jego skóra stała się niebieska.
– Możesz mi powiedzieć, co się z tobą dzieje? – odezwała się, po tonie jej głosu zorientował się, że była rozczarowana i zła.
Przeklął w duchu, że tak pochłonęły go rozmyślania, że całkiem zapomniał o tym, gdzie i z kim był. Może wtedy w porę udałoby mu się zareagować.
– Nic. Zamyśliłem się i mnie zaskoczyłaś. Życie w ciągłym zagrożeniu nauczyło mnie natychmiastowego reagowania.
Evolet patrzyła na niego dłuższą chwilę, marszcząc brwi. Coś w jej postawie mu się nie spodobało.
– Życie w ciągłym zagrożeniu? – powtórzyła, przesadnie akcentując to zdanie. – Aha. A mi się wydaje, że stoi za tym coś innego. Nie sądzisz, że powinniśmy ten czas spędzić, ciesząc się własnym towarzystwem?
– I spędzamy – odpowiedział Ladvarian, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że wcześniejsza, przyjemna atmosfera pękła niczym bańka mydlana i ciężko będzie ją ponownie uzyskać.
– Właśnie widzę. Jestem twoją dziewczyną, a nawet nie chcesz, bym cię całowała. Zmieniłeś się od czasu naszego ostatniego spotkania. Zawsze od razu przychodziłeś do mnie, nawet gdy byłeś zmęczony, u kresu sił. Mimo to chciałeś się ze mną zobaczyć, a teraz co? Posiedzisz kilka godzin, a potem znów gdzieś polecisz i zostanę tu sama bez wiadomości o tobie przez kilka miesięcy.
Evolet pociągnęła nosem i mrugnęła kilka razy, jakby zbierało jej się na płacz. Ladvarian nie chciał doprowadzić jej do takiego stanu. W ogóle nie myślał, że takie zachowanie może wszystko popsuć, a ona całkiem straci humor i zrobi się taka smutna. Ale nie sądził też, że zrobi się tak niezręcznie. Miał istny galimatias w głowie i nie chciał dopuści do takiej sytuacji.
– Lepiej już idź i przygotuj się do następnej misji – jęknęła, ocierając twarz rękawem.
Książę westchnął zrezygnowany i przysunął się bliżej kobiety, obejmując ją ramieniem. Odgarnął jasne pasemko włosów, które wpadało jej na twarz i założył za ucho.
– Wiesz dlaczego tym razem tak zrobiłem i nie przyszedłem już tego pierwszego wieczora? – zaczął. – Ponieważ nigdzie mi się nie spieszy. Tym razem dłużej pobędę na Yaskas i zostanę na twoich urodzinach.
Wyraz twarzy Evolet zmienił się w ułamku sekundy. Najpierw zagościło na niej zdumienie, które potem w całości przyćmiła radość. W kącikach jej oczu nadal błyszczały łzy, ale wewnątrz widział jasne iskierki, a usta ułożyły się w lekkim uśmiechu.
– Ladvisiu, jesteś taki kochany! – krzyknęła, rzucając mu się w ramiona i omal nie kalecząc w policzek jednym ze swych rogów.
– Miałaś tak na mnie nie mówić – jęknął, ale w duchu cieszył się, że wrócił jej dobry humor.
– Zobaczysz, będzie cudownie – szczebiotała, całując go raz za razem. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że spędzimy ten dzień razem. Myślałam, że zostanę całkiem sama. Tatuś dziś rano wysłał wiadomość, że nie zdąży przylecieć na czas, bo coś pilnego zatrzymało go na Alabaście. Tak bardzo cię kocham.
Niespodziewanie pocałowała go namiętnie w usta, siadając na nim i przybliżając się najbardziej jak się dało do jego ciała. Po chwili, czując bierność Lavariana, zaprzestała pieszczoty.
– Jesteś dzisiaj jakiś nie w sosie – westchnęła zrezygnowana.
– Mam zły dzień – skłamał, uśmiechając się do niej serdecznie. – Ale przecież nigdzie nam się nie spieszy i dzisiaj możemy sobie posiedzieć i zajadać te pyszne ciasteczka. – I pić tę ohydną, gorzką kawę, dodał w myślach.
– Za karę nie powinnam ci dzisiaj dawać tej niespodzianki, ale może to cię trochę rozchmurzy. A jutro możemy iść do kina – dodała po chwili namysłu. – Grają świetny romans.
Zanim Ladvarian zdążył cokolwiek odpowiedzieć, oddaliła się w stronę pawilonu z rzadkimi okazami kwiatów, które w większości były darami przywiezionymi specjalnie dla niej przez władców innych planet. Domyślił się, że pewnie znów otrzymała jakiś szczególnie piękny okaz i chce się nim pochwalić. Przybiegnie z ekscytacją w oczach i rumianymi policzkami, trzymając w ręku małą doniczkę, z której dopiero wyrastać będzie cieniutka łodyżka i pięć listków na krzyż.
Zresztą, już lepiej, że temat zejdzie na kwiaty, niż po raz kolejny będzie atakować go pocałunkami i pieszczotami. Przyciągnął kolana do piersi i oparł o nie głowę. Nie sądził, że to wszystko okaże się tak trudne. Myśli wirowały szaleńczo i nie potrafił się już w nich odnaleźć. Próba chłodnego rozważenia sytuacji też nie pomogła. Wszystko się zacierało, zmieniało i to emocje brały górę.
Wydawało mu się, że ponowne spotkanie z Evolet naprawi tę sytuację, że życie samo się poukłada. Powinien wiedzieć, że tak się nie stanie, ale uparcie wierzył w coś innego. Dlaczego nie potrafił odwzajemnić jej pieszczot, mimo że od tak dawna zabiegał o jej względy? Spotkania z nią były najprzyjemniejszą częścią podróży na Yaskas. Gdyby nie ona, ograniczyłby je do niezbędnego minimum. I teraz z chęcią by to zrobił, a nawet odleciał już teraz, nie zobaczywszy wcześniej księżyca. Jak mógł spędzać z nią czas, gdy ciągle przypominał sobie o pocałunku Falonara?
Suche wargi przyjaciela jedynie na ułamek sekundy musnęły jego, ale to wystarczyło, aby przez całe jego ciało przeszedł dziwny dreszcz. To wystarczyło, by zburzyć jego cały, dotąd poukładany emocjonalnie świat. Zupełnie nie wiedział, co miałby teraz zrobić.
– Dlaczego…? – jęknął, chwytając się za włosy.
Wtedy kątem oka dostrzegł powracającą Evolet. Starał się szybko doprowadzić do porządku, by nic nie zauważyła. Nagle zorientował się, że wcale nie niosła do niego kolejnej roślinki, a coś zupełnie innego. Przypominało to jakiś długi i wąski pakunek, zawinięty w jasny materiał.
Evolet podeszła do mężczyzny i usiadła na kocu. Patrzyła na Ladvariana z troską, jakby domyślała się, że targają nim jakieś problemy, ale nic nie powiedziała. Bez słowa wyciągnęła w jego stronę zawiniątko. Zauważył, że uśmiechała się przy tym, więc nie mogło to być nic strasznego.
Mimo to ostrożnie zaczął rozwijać materiał. Po chwili jego oczom ukazał się miecz. Wyjął go z nowej pochwy, wykonanej z jakiegoś jasnego, gładkiego w dotyku materiału. U góry zdobił ją wizerunek ryczącego tygrysa. Serce zabiło mu mocniej, gdy wyciągał oręż. Patrzył na niego jak zahipnotyzowany, ale czuł się, jakby nie docierało do nie niego to, co widzi. To było niczym najpiękniejszy, najbardziej niemożliwy do spełnienia sen.
Delikatnie, jakby miał do czynienia z dzieckiem, musnął palcami srebrną klingę, w żadnym stopniu nie zniszczoną przez okrutny czas. Wyglądała, jakby dopiero wczoraj została wykuta przez kowali, ale wiedział, że dzierżyło ją wiele pokoleń królów. Przy rękojeści wyryto na niej jakieś znaki, których nie potrafił przeczytać. Przypominały mu te widziane w grobowcu Ladvariana i Kalush. Rękojeść była prosta, bez żadnych zdobień, w przeciwieństwie miecza, jaki miała ostatnia królowa. Jedynie w głowicy umieszczono nieduży księżycowy kamień.
Ogólnie niewiele różnił się od tego, którym władał teraz. Może i klinga była nieco dłuższa i szersza, ale w walce nie będzie czuł różnicy. Miałby problem, gdyby wielkością dorównywał temu dzierżonemu przez Falonara.
Uśmiechnął się na ten piękny widok, tak znajomy, bo przecież widział już wizerunek miecza wyrzeźbiony w kamieniu. Jednak teraz w końcu mógł dotknąć jego prawdziwy odpowiednik. Odzyskał swoje dziedzictwo, dziedzictwo królów Landare – Garudę, legendarne ostrze z własnej planety.
– Dziękuję – szepnął, przytulając Evolet i całując ją delikatnie w policzek. – Jesteś niezastąpiona.
Uśmiechnęła się szeroko, a w jej oczach znów widział radosne iskierki.
– Wiedziałam, że to ci poprawi humor, mój książę. Pochwa jest nowa, bo stara była tak obrzydliwa, że nawet nie chciałam jej dotykać.
– Dlaczego tygrys? – zaciekawił się, chowając miecz, chociaż z chęcią jeszcze trochę by sobie na niego popatrzył, a najlepiej sprawdził, jak sprawuje się w walce.
– Stwierdziłam, że pewnie nie chciałbyś smoka, więc poszukałam trochę informacji o Landare sprzed podboju tatusia i tam często przewijały się tygrysy – wyjaśniła, nie okazując żadnego zainteresowania tymi wiadomościami. – I ładnie się prezentuje – zakończyła, jakby to było najważniejsze.
Ladvarian z chęcią już teraz by się z nią pożegnał i pobiegł do Falonara, by podzielić się tą radosną nowiną, ale wiedział, że Evolet tak łatwo nie pozwoli mu odejść. Musiał wysiedzieć swoje. Postanowił potraktować to jako zapłatę za miecz, chociaż zapewne ona miała na ten temat inne zdanie.
Po chwili przysunęła się do Landarczyka i oparła głowę na jego ramieniu. Objął ją, zastanawiając się, jak tego dokonała. Ostatecznie wolał nie pytać. Była jedyną córką Vrieskasa, jego następczynią. Zapewne przed nią wszystkie drzwi pałacu stały otworem. Bo dlaczego we własnym domu miałaby mieć jakiekolwiek ograniczenia? Chociaż wtedy wcześniejsza zwłoka przestawała posiadać jakikolwiek sens. To bez znaczenia, najważniejsze, że odzyskał miecz.
~ * ~
Uf, udało mi się dzisiaj załatać luki w tekście z tego rozdziału, dlatego publikacja bez dodatkowych opóźnień.
Od tego poniedziałku zaczęłam miesięczne praktyki (naprawiam telefony komórkowe). W pracy siedzę osiem godzin dziennie, dlatego mój czas jest nieco ograniczony. Z tego też względu mam u was małe zaległości, które postaram się jak najszybciej nadrobić (zakładam, że tak do jutra włącznie). Jak na razie udało mi się być u was w miarę szybko, ale gdyby zdarzyły się dłuższe nieobecności, to się nie martwcie, w końcu do każdego dotrę.
Na koniec jeszcze sprawa zdobycia miecza przez Evolet. Pojawi się dokładne wyjaśnienie, jak tego dokonała, ale to dopiero dużo później. Dlatego najlepiej uzbroić się w cierpliwość i skupić na innych wydarzeniach.

18 komentarzy:

  1. Evolet chyba całkiem inaczej wyobrażała sobie to spotkanie z ukochanym po tak długiej rozłące. No i chyba Ladviś ją zawiódł.. no nie on tylko raczej jego zachowanie. No ale wcale mu się nie dziwię, przecież po tak długiej rozłące wiele się zmienia i czasami okazuje się, że uczucia nie są już takie same jak wcześniej. Miałam takie wrażenie, że Ladviś chciał jak najszybciej zniknąć z tego pikniku i zająć się własnymi sprawami.. nie miał ochoty z nią przesiadywać. Jedynym czym go zatrzymała to ten wspaniały miecz. Co do Twojej uwagi na temat rany zadanej przez Puszka. Masz rację.. powinna zostać po niej jedynie blizna, ale jak powiedział Dumbledore : W świecie magii nie ma rzeczy niemożliwych. :-) Następnym razem się dopilnuje. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To na pewno, właściwie była przekonana, że uczucia Ladvariana względem niej nigdy się nie zmienią.
      Natomiast co do zachowania Ladvisia, to nie tyle rozłąka tak na niego wpłynęła, a pocałunek Falonara, który wszystko tylko pokomplikował.

      Usuń
  2. Ladvarian i mętlik w głowie? No proszę. Byłam ciekawa jak potoczy się sprawa z pocałunkiem. Najwyraźniej książę ma twardy orzech do zgryzienia i nawet Evolet nie jest w stanie swoim urokiem rozwiązać sprawy. Chociaż... No nie zazdroszczę mu. To córka Vrieskasa. Jeśli coś się między nimi skomplikuje to nawet nie chcę wiedzieć jakie to może mieć konsekwencje. Bo chyba zmieniło się dużo, nie? Kiedyś leciał do niej na łeb, na szyję. A teraz jej towarzystwo ma być zapłatą za wspaniały podarunek? Evolet niewątpliwie bardzo zależy na Ladvarianie. Musiała zadać sobie trochę trudu, żeby zdobyć miecz. Więc naprawdę mógłby jakość wziąć się w garść i okazać chociaż trochę radości z jej towarzystwa.
    Ciekawią mnie też przemyślenia Falonara. doczekam sie ich w najbliższym czasie? :)
    Aha! Miałam jeszcze dodać, że pomysł na pokój księżniczki jest genialny! Hahah, ależ ona ma wyobraźnię ^^
    Pozdrawiam ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj ma, ma i szybko to się nie rozwiąże, gdy Evolet jest w pobliżu.
      W następnym rozdziale będzie fragment z perspektywy Falonara, ale dotyczący czegoś innego. "Konfrontacja" Falonar-Ladvarian będzie opisana z perspektywy tego drugiego. Jednak mogę zdradzić, że ostatni rozdział tej sagi będzie z perspektywy Falonara i tam jest całkiem sporo uczuć (z tego też względu mam nadzieję, że wyszedł tak jak chciałam).
      Co do Evolet, to na jej temat na razie milczę, bo gdy powiem coś jeszcze, to wszystko wyjdzie na jaw i odbiór paru rozdziałów się zepsuje.

      Usuń
  3. Mnie też zastanawia, co w takim razie mogło się kryć za wysłaniem go na Berkayu i zdziwiło mnie, czemu wszyscy tak nagle uznali go za bohatera. Mam dziwne wrażenie, że może kryć się za tym coś więcej i może oni po prostu udają, żeby uśpić jego czujność? Choć może teraz to już przesadzam ;P.
    Znowu w perspektywie Ladvariana pojawiła się mała wzmianka o Kendappie, czyżby tych dwoje kiedyś się znało? Myślę, że tak, zwłaszcza że kobieta ewidentnie zdawała się znać jego.
    Zastanawiają mnie także motywy kierujące Evolet. Czy wie o prawdziwych intencjach Ladvariana i o tym, że on tak naprawdę nie jest do końca wierny jej ojcu? I czy jej uczucie jest prawdziwe? W każdym razie mam jednak wrażenie, że kobiecie na nim zależy. Żyjąc tyle lat i to w jednym miejscu, z pewnością strasznie się nudzi, więc musi znajdować sobie jakieś rozrywki. Ale przekazanie miecza może świadczyć o jakichś dobrych zamiarach z jej strony, ciekawe tylko, czy mężczyźnie uda się go zachować i zabrać ze sobą. Jest zresztą tak bardzo ogarnięty swoim poczuciem misji i za wszelką cenę chciałby udowodnić, że jest lepszy od Kaelasa, że traktuje kobietę dość marginalnie i towarzyszy jej tylko po to, by jakoś odwdzięczyć się za przekazanie miecza.
    Jak zwykle bardzo dobrze wyszły opisy :). Choć z początku dość trudno mi się było przestawić na zmienioną perspektywę, opisy wszystko nadrabiają, dzięki czemu szybciej się połapałam ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za tym kryje się coś więcej. Trochę będzie w kolejnych rozdziałach, ale ostateczne wyjaśnienie dopiero znacznie później.
      Ladvarian i Kendappa znali się. Kobieta mieszkała na Yaskas, a Landarczyk też spędził tam kilka lat młodości. Jeżeli dobrze pamiętam, to kiedyś chyba były aluzje na ten temat.
      Co do Evolet, to na jej temat na razie milczę, bo gdy powiem coś jeszcze, to wszystko wyjdzie na jaw i odbiór paru rozdziałów się zepsuje.

      Usuń
  4. To ten rozdział to jednak nie sen Ladvariana, a ja nic nie przegapiłam? Bo, szczerze powiedziawszy, czekałam tylko aż ktoś wyskoczy z ukrycia i powie, że to tylko głupi sen :P
    No bo hej - Ladvarian bohaterem? Na Yaskas? Evolet na pikniku? Ladviś?! Garuda?! Zdecydowanie za bardzo mu się pofarciło...
    Taki jakiś dziwny ten rozdział. Szczególnie po ostatnich, gdzie nie miałaś litosci dla wielkiej trójki ^^
    A tak poza tym to Ladvarian mnie zaczyna mocno dziwić. Do tej pory wracał dla Evolet i nic mu nie przeszkadzało, a jeden całus Falonara (już zaczęłam się nawet zastanawiać czy on aby nie ma jakichś halucynacji po tym buziaku :P) zmienił jego cały uczuciowy świat. Nagle okazało się, że ma w nosie zaloty Evolet, wręcz zrobiła się dla niego natrętna i tak na dobrą sprawę to najlepiej by od niej zwiał, gdyby nie prezent...
    W ogóle z Evolet wychodzi teraz strasznie rozpieszczona dziewucha. Wcześniej jakoś specjalnie nie rzucało się to w oczy, ale teraz? O matko, ja naprawdę nie wiem jak można wytrzymac z tak irytującym typem. Albo to zwyczajnie tylko w mojej głowie utworzył się obraz dziewięciolatki, bawiącej sie lalkami, śpiącej w rzeźbionym łóżku i rozpieszczonej do granic możliwości.
    W ogóle coś za dobrze się Ladvisiowi wiedzie i mam nieodparte wrażenie, że ten cały wyjazd to nie przypadek, ani to, że akurat teraz dostał Garudę i tytuł bohatera. Ale na co też Vrieskasowi tygrys? I to akurat teraz. No i ciekawe bardzo czy Evolet rzeczywiście zupełnie nie interesowała się motywem tygrysów na Landare, czy raczej starała się tylko zamydlic oczy? Z nią wiele wydaje się być możliwe :)
    Imprezka w ogrodzie mnie zupełnie położyła, nie wspominajac o pokoju w chmurach :D
    Tak swoją drogą ciekawe czemu też Evolet tak bardzo nie lubi Kendappy? Tylko z powodu dość dziwnego afektu Vrieskasa? No, ale żeby od razu zakazać wymawiania choćby imienia?
    No strasznie dziwny ten rozdział - naprawdę mam wrażenie, że to wszystko jakiś sen...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z racji, że ja wiem nieco więcej na temat tego wszystkiego, to wielkim fartem bym tego nie nazwała. No, może w jednym przypadku, ale na razie na temat szczegółów milczę.
      Biorąc pod uwagę, co przeszła tamta trójka, to tutaj nie będzie tak strasznie.
      Wcześniej Evolet wystąpiła tylko dwa razy i to na początku, a tam raczej nie pokazała w pełni swego charakteru. Ale za to tutaj dostanie swoje pięć minut, bo pomijając kolejny rozdział, w którym są jedynie o niej wzmianki, to występuje w każdym.
      Kobiety potrafią znienawidzić się czasem z bardzo błahych powodów. A tutaj w życie Evolet po jakiś około 2480 latach, gdy tatusia miała tylko dla siebie, pojawia się ktoś inny.

      Usuń
  5. Cóż, trochę się to pokomplikowało. Evolet spotkała ukochanego Ladvariana po wieloletniej rozłące, a tu co? Ich uczucia wygasły, a jedyne czym mogła go zatrzymać na wspólnym pikniku był miecz. To w sumie smutne, tworzyli uroczą parkę. Ale cóż, ludzie się zmieniają, uczucia to rzecz niestała. Kto tam wie Ladvariana, cóż on kombinuje. Może chce tylko chronić Evolet? Nie wiem... Wydawało mi się, że ten piknik był dla Ladvariana ciężki orzechem, nie potrafił tam wysiedzieć. Cóż, zobaczymy jak się to rozwinie. :)

    Ogólnie rozdział bardzo mi się podobał. Był taki spokojny, przyjemny. Burzę emocji wywołuje tylko spotkanie Ev i Ladvariana. A tak... jest naprawdę świetnie - nic tylko pozazdrościć talentu. :)

    Pozdrawiam, Literacka N.
    http://upadli-aniolowie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Właściwie to nie widzieli się z jakiś rok, ale Evolet lubi dramatyzować i wszystko wyolbrzymiać.
      Uczucia to rzeczywiście rzecz niestała, jednak gdyby nie Falonar, to do tego mętliku by nie doszło.

      Usuń
  6. Trochę tajemniczości w tym, dlaczego książę został wysłany akurat na Berkayu, skoro Vrieskas tam nigdy nie bywał. Jestem ciekawa tej zagadki, tak jak i tej, że wszyscy zaczęli na Yaskas uważać Ladvariana za bohatera. Ciekawe, ciekawe :)

    Domyśliłam się, że Ladvarian może po pocałunku z Falonarem być nieco zmieszany. Jego myśli wywołało tym, że ten gest sprawił, że spotkanie z Evolet było oziębłe. Aż jestem ciekawa, jak dalej potoczy się sprawa w tej kwestii.

    I fajnie, że zdobył wreszcie Garudę, to legendarne ostrze, które zawsze było w rękach jego przodków. Zapewne ten moment był dla niego cudowny, z tego spotkania z Evolet.

    Ach, i także bym chciała mieć taką piramidkę ciasteczek ^^ Aż ślinka pociekła ^^

    Czekam cierpliwie na ciąg dalszy ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia Berkayu za jakiś czas się wyjaśni (wtedy nawet pojawi się coś jeszcze, co niepozornie przewinęło się na samym początku opowiadania), ale na razie jeszcze trochę się pokomplikuje ;)
      Odzyskanie miecza bez wątpienia było na pierwszym miejscu podczas tego spotkania. I chyba tylko to sprawiło, że tak długo tam wysiedział, chociaż nie miał na to najmniejszej ochoty.

      Usuń
  7. Ladvarian zachowuje się naprawdę dziwnie, widać, że ma ogromny mętlik w głowie i ciężko mu rozeznać się z własnymi emocjami. Niedobrze, niedobrze. Robi się coraz poważniej, wciąż ma swoją misję do wykonania i ostatnie, co mu teraz potrzebne, to rozterki utrudniające mu koncentrację na zadaniu. A właśnie teraz powinien być bardzo skupiony, bo coś na Yaskas jest nie tak. Historia z Berkayu i ogłoszenie go bohaterem jest bardzo podejrzenie. Musi za tym stać coś więcej i chociaż Vrieskas i Paragas są nieobecni, to Ladviś xd i tak powinien się mieć na baczności. Mam po prostu takie wrażenie, jakby wszyscy wiedzieli o prawdziwych zamiarach Ladvariana, tylko udawali i wpuszczali w maliny, a gdy zupełnie się tego nie będzie spodziewać, krzykną "Mamy cię!" i doczeka się tej egzekucji.
    Ale skupmy się na pozytywnych rzeczach. Ogromnym postępem jest odzyskanie Garudy. Ciekawe jak Evolet tego dokonała. Niby jest kochaną córeczką cesarza, ale wątpię, żeby Vrieskas pozwoliłby komukolwiek zbliżyć się do miecza. Zawsze sobie wyobrażałam, że spoczywa w jakimś super tajemnym, pilnie strzeżonym miejscu. Jeśli Evolet udało się go wykraść, to chyba w końcu zauważą jego brak (to nie jest jakaś pamiątka po byle podboju). Co wtedy? Pierwszym podejrzanym na bank będzie Ladvarian, bo kto inny?
    Co do samej Evolet, to szkoda, że nie pojawia się częściej. Jest na swój spoósb zabawno-irytująca, nie można być pewnym, co zaraz zrobi i wprowadza takie fajne zamieszanie. Lubię takie pokręcone osoby, chociaż na dłuższą metę pewnie bym z nią nie wytrzymała. Jeszcze pochwalę ją za kreatywność i powiem, że zazdroszczę ogrodu. No i zdecydowanie nie zachowuje się na swój wiek xd
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odzyskanie Garudy to bez wątpienia ogromny krok naprzód. Natomiast w kwestii, jak udało się tego dokonać, to milczę. Chociaż rzeczywiście, gdyby Vrieskas zauważył brak miecza, to Ladvarian byłby nie dość, że podejrzanym numer jeden to na dodatek jedynym podejrzanym.
      Właściwie, gdy pisałam tę sagę, to też żałowała, że Evolet nie pojawiała się częściej, ale z drugiej strony nie było tam dla niej miejsca. Za to w tej sadze dostała swoją chwilę sławy i będzie występować w każdym rozdziale (może z wyjątkiem następnego, w którym są jedynie wzmianki).

      Usuń
  8. Szczerze? Byłam przekonana, że rozpoczniesz ten rozdział w chwili, gdy urwałaś poprzedni. Więc taki niewielki przeskok czasowy nieco mnie zmylił.
    W każdym razie nie dziwię się za bardzo Ladvarianowi. To że ma taki mętlik w głowie jest absolutnie zrozumiałe jeżeli uwzględnić poprzednie wydarzenia. Pocałunek przyjaciela musiał zmienić wiele rzeczy. Jestem ciekawa jak teraz będą wyglądać ich stosunki.
    W ogóle strasznie zdziwiła mnie ta cała sprawa z Berkayu. Wyraźnie zostali w coś wmieszani i nawet sami nie wiedzą w co. To nie wróży zbyt dobrze. Mam nadzieję, że jednak nikt na tym nie ucierpi.
    Zwłaszcza, że udało im się zajść nieco dalej. Zdobyli w końcu miecz, choć nie sądziłam, że im się to uda. No, ale oczywiście to wszystko zasługa Evolet. Bez niej nie byłoby tak łatwo. I dlatego jest mi jej tak troszkę szkoda, bo Ladviś nie zachował się wzorowo :P Był oziębły, a ona nawet nie zna prawdziwego powodu jego zachowania.
    Czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym chciała teraz bezpośrednio kontynuować tamte wydarzenia, to bym wtedy nie przerywała.
      Co do relacji Ladvarian-Falonar, to sporo wyjaśni się w kolejnym rozdziale, bo tam znajduje się fragment tylko o nich.
      Cóż, sprawa z Berkayu będzie także miała swoje wyjaśnienie, ale później. Co prawda teraz pojawią się w sadze Yaskas drobne wskazówki.
      Bez Evolet nie byłoby możliwe zdobycie miecza. Ladviś nawet by nie mógł go zobaczyć, nie mówiąc już o dotknięciu, czy ukradkowym zabraniu.

      Usuń
  9. Super opowiadanie! Wszystko extra! Zapraszam na mojego bloga o mnie! Dopiero zaczynam...
    http://kacperowo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Muszę się przyznać, że ten rozdział przeczytałam już dawno temu, ciekawa jak teraz układają się relacje Falonara z Ladvarianem, ale teraz miło było go sobie odświeżyć ;) W każdym razie widać, że książę po pocałunku zmienił przede wszystkim swój stosunek do Evolet i wykazuje niespecjalne zainteresowanie odwzajemnieniem jej pocałunków, czy nawet nie poświęca jej już takiej uwagi, jak dawniej. Pocałunek Falonara porządnie namieszał mu w głowie i skomplikował życie uczuciowe. W sumie nie spodziewałam się po nim takiej reakcji - myślałam, że raczej będzie oburzony zachowaniem przyjaciela i postara się jak najszybciej wyrzucić wspomnienie ich pocałunku z głowy, a ich relacje zmienią się we wrogie. Chociaż w sumie nie czytałam jeszcze kolejnych rozdziałów, więc wszystko jest możliwe.
    Sprawa z Berkayu to kolejny intrygujący wątek w Twoim opowiadaniu i pewnie na wyjaśnienie, o co w tym chodzi, znowu przyjdzie mi poczekać. Ogólnie mam dziwne wrażenie, że za tym ogłoszeniem Ladvariana bohaterem kryje się coś niedobrego, jakiś spisek, który ma za zadanie zdemaskować jego prawdziwy cel w oczach wszystkich.
    I książę wreszcie zdobył upragnioną Garudę. Jestem ciekawa, jak Evolet ją zdobyła, ale i w przypadku wyjaśnienia tej zagadki muszę się uzbroić w cierpliwość. Aj, Ty to umiesz utrzymywać czytelnika w niepewności ;>

    OdpowiedzUsuń