czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 67: Plany na przyszłość


Trudno uchwycić właściwy czas, lecz łatwo go przegapić.
Sy-Ma Cien
Ladvarian musiał wykorzystać całą siłę woli, by zachować normalne tempo, a nie puścić się biegiem, by jak najszybciej znaleźć się u celu. Wiedział, że takie zachowanie od razu zostałoby zauważone i co najmniej pięć osób zatrzymałoby go i zapytało, czy coś się stało lub gdzie się tak spieszy, skoro nic złego się nie dzieje. Przez to zmarnowałby jeszcze więcej czasu. Chyba że jego nowy status by mu tego oszczędził, ale, znając swoje szczęście, szczerze w to wątpił. Wystarczyło już, że mijani po drodze ludzie przyglądali mu się podejrzliwie, bo miał przyczepiony u pasa miecz. A prawo zakazywało noszenia przy sobie jakiejkolwiek broni w pałacu czy w mieście. O ile nie miało się odpowiedniego upoważnienia, którego nie posiadał nikt za wyjątkiem generałów i strażników na służbie.
Widząc, że nie ma nikogo na ostatnim odcinku drogi, puścił się biegiem, by gwałtownie zahamować przy drzwiach pokoju Falonara. Wziął dwa głębokie wdechy, by uspokoić oddech i zapukał, po czym wszedł do środka, zanim usłyszał zaproszenie. Zawsze tak robił w nagłych, niecierpiących zwłoki wypadkach, ale dopiero przekraczając próg, zorientował się, że przyjaciel może nie życzyć sobie jego towarzystwa.
Zastał go siedzącego prosto jak struna przy stole i czytającego jakąś książkę. Na dźwięk jego kroków oderwał się od lektury i ze zdziwieniem spojrzał prosto w oczy Ladvariana. Książę poczuł się dziwnie, zalała go fala różnych odczuć i emocji i sam nie wiedział, co miałby z tym wszystkim zrobić.
– Przepraszam, nie słyszałem pukania – odezwał się, uważnie przyglądając przyjacielowi. – Coś się stało? Jeżeli ma to związek z Evolet, to nie chcę wiedzieć – dodał po chwili.
– Nie, poza tym, że ciężko się od niej uwolnić. Może pośrednio – powiedział lekko zdezorientowany. Dopiero teraz zrozumiał, dlaczego przyjaciel nigdy nie lubił mówić o księżniczce.
Zauważył, że po jego słowach na twarzy Falonara pojawił się lekki uśmiech. Potraktował to jako zaproszenie i, udając, że nic nie widział, podszedł do niego. Odczepił miecz od pasa i podał mu, po czym usiadł na stole, kładąc nogi na wolnym krześle.
Przyjaciel na początku patrzył na broń lekko zdezorientowany, następnie wyjął ją z pochwy i przyjrzał się uważnie. Po chwili na jego twarzy pojawiło się zdumienie. Zmarszczył brwi, jakby nie wierzył, że to, co ma przed sobą, było prawdą, a nie zmyślnym żartem.
– To Garuda? – zapytał, chociaż Ladvarian wiedział, że zna już odpowiedź. – Jak ci się udało go zdobyć?
– Evolet mi dała. Musiała już wcześniej wykraść go ze skarbca Vrieskasa – wyjaśnił książę, a w jego oczach błyszczały iskierki ekscytacji. – Nareszcie nasz plan posuwa się do przodu.
Sięgnął po jedną z cząstek pomarańczy leżących na stole. Była słodka i przełamała smak ciasteczek bananowych, od których już go mdliło. Miał ich dość do końca życia i nie rozumiał, jak ona mogła tak się nimi zajadać, nigdy nie mając dość. Po chwili sięgnął po kolejną, a widząc pytające spojrzenie Falonara, rzekł:
– Zrobiła metrową wieżę z ciastek bananowych, a do tego była tylko gorzka kawa. Też miałbyś dość.
Falonar zaśmiał się serdecznie, podając mu miecz. Ladvarian poszedł w jego ślady, ciesząc się, że znów rozmawiali normalnie, nie unikając siebie nawzajem. Oręż rzucił na znajdujące się nieopodal łóżko.
– Ale za to mamy inny problem – zaczął, poważniejąc. – Berkayu należy do planet, które z jakiś powodów pozostają niezależne. Vrieskas nigdy jej nie podbił, ponieważ była to jego świadoma decyzja. Wydaje mi się, że niedługo przyjdzie nam zapłacić za nasz sukces i tytuł bohatera zamienią na zdrajcę. I tylko nie mów, że nie mówiłeś – dodał, gdy przyjaciel już otwierał usta. – Następnym razem nie będę ignorować twoich przypuszczeń.
– I tak będziesz – stwierdził Falonar, opierając głowę na dłoniach. – Czyli Vrieskas nie wiedział nic o tym, że Paragas nas tam wysłał?
– Na to wygląda, ale pewnie teraz dowie się o wszystkim i da rozkaz egzekucji. Nie wydaje mi się, aby ich wspólna nieobecność była przypadkowa – odparł Ladvarian.
Stukał placami w blat stołu i zastanawiał się nad najlepszym wyjściem z sytuacji. Szczególnie, że nie był jeszcze gotowy na bezpośrednie starcie z tyranem. To wszystko działo się za szybko. A jeżeli Wyrocznia w tej kwestii miała rację, to najpierw musiał znaleźć róg i spotkać się z Kaelasem. Jeżeli rzeczywiście Bracia Duszy mieli razem stanąć do walki, to jeszcze nie czas na ostateczny pojedynek. Co innego Paragas…
– Nie sądzisz, że to dziwne, że on nadal jest głównym generałem? – zwrócił się do Falonara. – Przez niego nie wróciła Kendappa, na dodatek wszelki słuch po niej zaginął i Vrieskas miałby mu darować coś takiego. Chociaż jeszcze dziwniejsze jest to, że i ona spiskuje przeciwko niemu.
– Może ma swoje powody – zasugerował. – Wydaje mi się, że Paragas w ogóle nie pomyślał o tym, że może nam się udać. Wysłał nas w takie miejsce, na dodatek z Keres, by mieć pewność, że nie wrócimy. Szkoda, że nie wiemy, dlaczego Berkayu nigdy nie było atakowane. Nie mogło być mowy o żadnym pakcie, bo mieszkańcy by nam o tym powiedzieli. Evolet pewnie też nic nie wie? – dodał sceptycznie.
– Uważa, że to mało interesujące – odpowiedział Ladvarian, przeklinając w duchu jej ignorancję.
– Typowe – skwitował Falonar, nie potrafiąc powstrzymać się od tej uwagi.
– Może to i lepiej – zadumał książę.
– To, że jest ignorantką? – zdziwił się przyjaciel, patrząc na niego z niedowierzaniem.
– Nie, nie mówię o niej – wyjaśnił. – Mogłaby się więcej dowiedzieć, skoro ma taką możliwość. Jeżeli tylko Vrieskas znał powody, to może Paragas nic mu na razie nie powie, chcąc wcześniej załatwić tę sprawę z nami. Po Bevrore Blomkool polećmy na Landare i tam zaczekajmy na jakąś wiadomość.
– Nie lepiej wylecieć stąd już teraz – zasugerował Falonar.
– We dwoje powinniśmy dać sobie z nim radę – kontynuował Ladvarian, ignorując jego uwagę mimo uszu. – Jeżeli nadal chcesz działać ze mną.
– A kto inny miałby pilnować twojego tyłka, gdy postępujesz pochopnie i nie słuchasz moich sugestii, chociaż już ze sto razy obiecywałeś, że to się zmieni – odpowiedział, uśmiechając się.
– To postanowione. I wcale nie postępuję lekkomyślnie – zaprotestował.
Zatarł ręce na myśl o przyszłej potyczce z Paragasem. Tym razem pokaże mu, gdzie jego miejsce. Wątpił, aby główny generał zabrał ze sobą wielu ludzi, jeżeli chciał tę sprawę załatwić po cichu. Na dodatek miał wystarczającą ilość czasu, aby obmyślić szczegółowy i dokładny plan działania.
– Coś nie tak? – zapytał, widząc, że Falonar mu się przygląda.
– Nie, zastanawiam się tylko, dlaczego siedzisz na stole. Chcesz poczuć się wyższy?
Ladvarian zamrugał kilkakrotnie, a na jego twarzy pojawiły się rumieńce. Otworzył usta, ale nie wiedział, co miałby odpowiedzieć. Słowa Falonara całkowicie zbiły go z pantałyku.
– Tak… Tak mi jest wygodnie – wyjąkał. – Nie sądzisz, że powinniśmy porozmawiać? Unikamy tego tematu.
Zauważył, że na twarzy Falonara zagościła powaga, a radość w oczach zastąpił smutek. Nie chciał doprowadzać go do takiego stanu, ale w końcu musieli to wyjaśnić. Już dłużej nie potrafił żyć z mętlikiem w głowie i tą ogarniającą go w najmniej odpowiednim momencie niepewnością.
– Nie ma powodu do tego wracać. Obiecałem ci, że to się więcej nie powtórzy. Jeżeli chcesz mnie odprawić, zrozumiem to – powiedział, spuszczając głowę.
Ladvarian chciał podejść do niego i jakoś pocieszyć, ale nie wiedział, co miałby zrobić. Czuł się zagubiony w tym wszystkim i niepewny tego, co sam chciał. Kątem oka dostrzegł, że Falonar zaciska pięści pod stołem. Wkładał w to tyle siły, że aż pobielały mu knykcie.
– Przyjaciół się nie odprawia. I kto wtedy powstrzymywałby mnie od lekkomyślnego działania? – spróbował rozładować atmosferę, ale na niewiele się to zdało, bo wyraz twarzy przyjaciela się nie zmienił. – Jak wrócimy do domu, wybierzemy się na jakąś wyprawę na równiny, by odpocząć od tego wszystkiego. Co ty na to?
– Nie sądzę, aby to był dobry pomysł, Ladvarianie.
– Moim zdaniem jest genialny, trochę się rozerwiemy. I nie możesz mi odmówić, bo nie wytrzymam długo w towarzystwie ojca i Lothora, a kto wie, ile przyjdzie nam czekać na wiadomość od Paragasa.
Zszedł ze stołu i podszedł do Falonara, kładąc mu rękę na ramieniu, by dodać otuchy. Nie chciał stracić najlepszego przyjaciela, jedynego przyjaciela. Nie zniósłby wtedy tej samotności. Zawsze razem i tak miało pozostać do końca.
– Więc? – zapytał z uśmiechem.
– Pomyślę o tym. Zresztą bez mojego towarzystwa nawet Lothor nigdzie cię samego nie puści, bo musiałby później wysłać za tobą ekipę poszukiwawczą.
Ladvarian dał mu lekkiego kuksańca w bark, ale odpowiedź bardzo mu się spodobała. Falonar spojrzał na niego, a na jego twarzy zagościł cień uśmiechu. Jednak oczy nadal pozostawały smutne. Książę patrzył wprost w te brązowe, tak dobrze mu znane tęczówki, mając wrażenie, że czas się zatrzymał. Że zegar nie odmierza kolejnych sekund.
Serce niespodziewanie zabiło szybciej, jakby próbowało wyrwać się z piersi. Dziwny prąd przeszedł przez jego ciało. Przesunął dłoń, by palcami musnąć gładko ogolony policzek, a potem przenieść je wzdłuż szyi. Czuł, że przyjaciel napiął mięśnie.
– Ladvarianie… – zaczął.
Jednak książę nie dał mu dokończyć. Zbliżył się do niego i pocałował w usta. Najpierw tylko musnął suche wargi, chcąc mieć pewność, że Falonar go nie odtrąci. Potem pogłębił pocałunek, a przyjaciel oddawał pieszczoty z równą namiętnością i zachłannością. Po chwili przyciągnął go do siebie, by dzieliła ich jak najmniejsza odległość, by ich ciała niemal się stykały. W tamtej chwili żaden z nich nie marzył o niczym innym.
~ * ~
Falonar bez celu spacerował po chodnikach stolicy Yaskas. Miasto przytłaczało go swym ogromem, wszechobecną technologią, hałasami i feerią barw bijących z każdego miejsca, w które skierował swój wzrok. Mimo to musiał coś zrobić ze swoim wolnym czasem, by nie siedzieć bezczynnie we własnym pokoju.
Ladvarian wpadł w sidła Evolet i spędzał z nią każdą wolną chwilę, nie potrafiąc odmówić jej kolejnym zachciankom. Obawiał się, że może to prędzej czy później doprowadzić do jakiejś tragedii, gdyż stąpali po bardzo cienkim lodzie, jednak przyjaciel widział w tym sporo dobrych stron, które umykały Falonarowi. Bo czy ignorująca wszystko, co istotne dla historii własnego rodu i czasów, w jakich przyszło im żyć, księżniczka może się na coś przydać? Szczerze w to wątpił.
Na dodatek nie wiedział, co Ladvarian tak naprawdę czuł do Evolet. Czy jeden pocałunek był w stanie przekreślić raz na zawsze ten związek, w który książę uwikłał się już tak dawno temu. Miał wątpliwości, ale w duchu liczył na to, że tak rzeczywiście będzie. Nie chodziło mu tu nawet o jego samego, ale o to, do czego mogło doprowadzić dalsze brnięcie po tym grząskim gruncie. Vrieskas nigdy nie zezwoliłby córce na ten związek, zresztą do tej pory skutecznie trzymał ją z dala od swych ludzi. Teraz tylko przypadek odwrócił wszystko do góry nogami, a gdyby tyran tutaj był, nic nie uległoby zmianie. Poza tym nie wierzył, że córka mogła pragnąć śmierci swego ojca. Chyba że chciała na tym zyskać, w końcu to ona odziedziczyłaby całą spuściznę, przemknęło mu przez myśl. Jednak nie potrafił sobie tego wyobrazić.
– Bohater spaceruje samotnie – wyrwał go z rozmyślań nieznany głos o dziwnym akcencie. Musiał się skupić, by zrozumieć słowa, gdyż końcówki wyrazów były bardzo zniekształcone, a ostatnie litery niemal połykane.
Falonar odwrócił się, by stanąć twarzą w twarz z nieznanym mu mężczyzną. Po srebrnym kombinezonie, który tamten miał na sobie, bez trudu zorientował się, że ma do czynienia z człowiekiem Vrieskasa. Uważnie zlustrował go wzrokiem, by zorientować się mniej więcej, jakie zadanie wykonuje, ale na niewiele mu się to zdało.
Mężczyzna był niski i krępy, od razu rzucały się w oczy jego nienaturalnie długie stopy. Skóra na twarzy także odbiegała od typowych ludzkich standardów. Może nie kształtem, ale tysiącem niewielkich, niebieskich plamek. Jednak najbardziej niesamowite okazały się oczy nieznajomego. Odwrócone o dziewięćdziesiąt stopni, o barwie przywodzącej na myśl wszystkie kolory tęczy. Jedno spojrzenie w nie potrafiło odwrócić uwagę człowieka od tego, czym akurat się zajmował.
Falonar pierwszy raz w życiu widział przedstawiciela tej rasy i nie wiedział, na co powinien być przygotowany.
– Przepraszam, ale my się chyba nie znamy – odpowiedział uprzejmie.
– Jabra – przedstawił się.
– Falonar. Ale nadal…
– Nie mogłem powstrzymać się, aby nie zagadać – przerwał mu Jabra. – Nie co dzień ma się okazję spotkać bohatera, który dokonał niemal niemożliwego.
– To główna zasługa mojego dowódcy – powiedział Landarczyk, zastanawiając się, do czego ta rozmowa dąży i jaki cel ma nieznajomy.
– I z tego, co wiem, także przyjaciela. Szczęściarz z niego. W okolicach Bevrore Blomkool zawsze panuje nieprzyjemny chłód. Może dałbyś się skusić na gorącą czekoladę? Znam dobry lokal niedaleko – zasugerował, uśmiechając się zachęcająco.
Falonar zorientował się przy tym, że nieznajomy na wyjątkowo długie i spiczaste kły. Kiwnął głową na znak zgody, na co Jabra ucieszył się jeszcze bardziej. Poprowadził go do najbliższego skrzyżowania, po czym skręcił w lewo i wszedł do trzeciego budynku po prawej.
Lokal, o którym wspominał, był najzwyklejszą kawiarnią ulokowaną na dwudziestym drugim piętrze, przez co widok z okien był dużo ładniejszy i przyjemniejszy niż jakby znajdowała się na dole. Gdyby nie jasne ściany, całość wyglądałaby surowo i poważnie, gdyż wszystkie stoliki i krzesła, równo rozstawione po całym pomieszczeniu, wykonano z ciemnego tworzywa.
Kawiarnia cieszyła się dużą popularnością, gdyż sporo stolików było zajętych. Z tego, co zauważył w większość gości stanowili mieszkańcy Yaskas i podróżni, rzuciło mu się w oczy niewielu ludzi w srebrnych kombinezonach, a przy tym tylko kobiety. Najwyraźniej ludzie Vrieskasa woleli bywać w innych miejscach. Usiedli przy stoliku przy oknie, po czym Jabra złożył zamówienie u kelnerki.
– Może wyda ci się to dziwne, ale lubię to miejsce – odezwał się Jabra, gdy otrzymali już swoje zamówienie. – Większość śmieje się ze mnie, że wolę iść na kawę niż kufel dobrego piwa, którego na Yaskas i tak nie ma. A przynajmniej nie dorównuje temu z Garagarody. Byłeś kiedyś na Garagarodzie?
– Nie – odpowiedział zgodnie z prawdą Falonar, upijając łyk gorącej czekolady. – Ale nadal nie rozumiem, dlaczego mnie tu zaprosiłeś – dodał, starając się ukryć nutę podejrzliwości w głosie.
– Możesz być pewien, że nie mam niecnych zamiarów, jakkolwiek sobie je wyobrażasz – powiedział ze śmiechem. – Taki już jestem. Lubię zawierać nowe znajomości i nie mam oporu, by nie zagadać kogoś na ulicy. Szczególnie, że byłeś sam i donikąd nie zmierzałeś. A poznanie tajemnicy Berkayu z pierwszej ręki to ekscytujący pretekst. Nie mogłem się powstrzymać.
– Tajemnicy Berkayu? – zapytał Falonar, zanim zdołał ugryźć się w język.
– Tak nazywałem to w myślach, odkąd dowiedziałem się, że należy ona do jednej z niezależnych planet. Więc jak to było?
Landarczyk zauważył, że w oczach Jabry pojawiły się iskry ekscytacji i podniecenia. Zastanawiał się, dlaczego ta kwestia tak bardzo go interesuje, a najgorsze, że było już za późno, by się wycofać z tej konwersacji. Postanowił jednak zaryzykować i spróbować dowiedzieć się czegoś więcej. Jeżeli zrobili coś nielegalnego, to pogrąży ze sobą także Paragasa. Miał tylko nadzieję, że Ladvarian nikomu nie opowiedział własnej wersji wydarzeń.
– Opowiem ci o tym, chociaż historia nie jest tak interesująca, jak się wydaje – powiedział, gorączkowo zastanawiając się, jak może poprzekręcać fakty, by wszystko wyglądało na prawdopodobne i nie zawierało luk. – Ale najpierw chciałbym dowiedzieć się więcej o tych niezależnych planetach. W rozkazach głównego generała nie było o tym mowy, a jakoś specjalnie nie interesuję się historią. A ty jesteś historykiem? – zapytał od niechcenia, chcąc w końcu sklasyfikować Jabrę.
– Nie, skąd ten pomysł. – Zaśmiał się serdecznie. – Jestem strategiem i na razie dowódcą. Przyznam, że miałem chrapkę na wakat po Kendappie, ale w obecnej sytuacji nikt nie ma wątpliwości, kto go wypełni. Ciebie pewnie też awansują i będziesz mógł dowodzić własną drużyną, czyż to nie wspaniałe?
Falonar tylko kiwnął głową, nie potrafiąc wydobyć z siebie słowa. Takiej alternatywy w ogóle nie brał pod uwagę. Nie chciał awansować i miał nadzieję, że Ladvarian zdoła jakoś temu zaradzić, o ile wcześniej oboje nie zostaną straceni.
– A co do niezależnych planet, to istnieje kilka takich, głównie w strefie północnej. Wielmożny Vrieskas osobiście wydaje zalecenie, że dana planeta ma się do nich zaliczać, podając krótkie wyjaśnienie. Chociażby niemożliwym jest przeżycie w atmosferze Myrkyl, nawet stosując najnowsze wynalazki technologiczne. Jeżeli tam wylądujesz, to już nigdy nie stamtąd nie wylecisz. Einde całkiem niedawno dołączyła do tej listy, bo jej czas powoli się kończy, prawdopodobnie zostanie zamieniona w kosmiczny pył, o ile nie zagrozi to pobliskim planetom. Zaciekle badają to mieszkańcy BS88C, że aż mi się te prostokąty na czołach z wysiłku świecą – zażartował, a Falonar roześmiał się razem z nim. Jednak mimo wszystko całą uwagę skupiał na jego słowach, by zapamiętać wszystkie informacje, które po raz pierwszy ktoś legalnie podawał mu na tacy. – Widzę, że temat cię zainteresował – stwierdził z zadowoleniem Jabra. – Jest jeszcze na przykład Harenosum. Jedna z nielicznych zamieszkałych, niezależnych planet, ale to tylko kwestia czasu.
– To ta planeta wiecznego dnia? – zapytał Falonar, udając, że nie wie. Nie spodziewał się, że Harenosum także była jedną z niezależnych. A jeżeli Jabra nie kłamał, to znaczyło, że Kendappa także miała być wyeliminowana, a razem z nią Kaelas.
– Tak. Sporo o niej się mówi, bo mimo zakazu czasem wylatują na nią ekipy naukowców, ale jak dotąd żadna nie wróciła. Od czasu klęski, która nawiedziła planetę, wielu w ogóle boi się tam wylądować, by także ich nie dopadły mutacje. Jednak, co dziwniejsze, natrafiłem na informacje, które świadczyły o tym, że Harenosum była niezależna jeszcze przed tamtą klęską. Żałuję, że nie ma dokładnych rejestrów na ten temat i tak naprawdę tylko główny generał i sam wielmożny Vrieskas znają je wszystkie.
– Skoro Berkayu także była jedną z niezależnych, to dlaczego Paragas wydał rozkaz zdobycia jej? – zadumał od niechcenia Falonar, mając nadzieję, że towarzysz chwyci haczyk i rozwinie ten temat bez jakichkolwiek podejrzeń.
– Wiesz, niektóre planety dostają tymczasowo status niezależnych, bo potrzeba większej armii lub potęgi samego wielmożnego Vrieskasa, aby przeprowadzić ekspansję. Możliwe, że Berkayu właśnie do takich się zaliczała.
– Najwyraźniej – stwierdził Landarczyk, chociaż do końca nie przekonała go ta teoria, ale jak widać, nikt nie wiedział, co tu się tak naprawdę działo. – Istnieją jeszcze jakieś ciekawe niezależne planety?
Jabra rozejrzał się dyskretnie wokół, sprawdzając czy nikt ich nie podsłuchuje lub nie siedzi na tyle blisko, by usłyszeć przez przypadek temat rozmowy.
– Teoretycznie zabrania się o tym mówić – rzekł szeptem. – Nie wiem, dlaczego, bo to bardziej zasługuje na miano legendy. W każdym razie niektórzy twierdzą, że jedną z nich jest Oraculum, planeta wieszczki, znającej każdą tajemnicę wszechświata. Podobno sam wielmożny Vrieskas zaszczycił ją swą obecnością i uzyskał odpowiedzi na pytania.
– To nie brzmi zbyt fantastycznie – stwierdził Falonar, jednak serce zabiło mu szybciej.
Czyżby Vrieskas faktycznie był kiedyś na Oraculum? A jeżeli tak, to czy Wyrocznia jemu odsłoniła cienie przyszłości, czy potraktowała go podobnie jak nas i nie powiedziała nic konkretnego?
– Też tak sądzę. Tym bardziej, że później próbowano dostać się na Oraculum i planety nie znaleziono. Od tamtej pory jakakolwiek wiedza o niej stała się zakazana, by niepotrzebnie nie kusić następnych śmiałków. A teraz, bohaterze, czas na twoją opowieść.
– Mogę zadać jeszcze jedno pytanie? – zapytał Falonar.
– Wal śmiało – odpowiedział z uśmiechem Jabra.
– Dlaczego nie wybrano nikogo na miejsce Kendappy? Z tego, co pamiętam, zaginęła ponad rok temu.
Towarzysz przez chwilę się zamyślił. Landarczyk miał nadzieję, że uzyska jakąś sensowną odpowiedź. Sama kobieta niewiele go obchodziła, nawet jej nie znał, bardziej zastanawiał się, czy generałowie Vrieskasa wiedzieli cokolwiek o Kaelasie.
– To dziwne, ale nie wiem. Wielmożny Vrieskas nie chciał nikogo wybrać. Zresztą, to był dla niego szok, gdy dowiedział się, że zaginęła i nie przybyła na zeszłoroczne Bevrore Blomkool. Na dodatek wszelki słuch po niej zaginął. Traktował ją jak swoją drugą córkę, niektórzy mówią, że nawet załamał się po tym. O ile ktoś tak potężny i przedwieczny może się załamać w naszym rozumieniu tego słowa. Może wierzy, że wróci, dlatego nie chce nikogo innego? Jednak generałowie zaczynają się niecierpliwić, więc w końcu będzie musiał uzupełnić ten wakat. Pewnie ten wybór nie spotka się już z taką kontrowersją jak w przypadku tej młodej kobiety. Ale dość już o tym, czas na ciebie, bohaterze.
Chcąc, nie chcąc Falonar rozpoczął swoją opowieść, zmieniając niemal wszystkie fakty dotyczące ich podboju Berkayu. Wbrew sobie musiał zwiększyć rolę Keres w całym przedsięwzięciu i przedstawić ją w pozytywnym świetle, jako dzielną wojowniczkę. Jabra słuchał z zainteresowaniem, wczuwając się w opowieść. Landarczyk był niemal pewny, że mężczyzna nie posiadał żadnych niecnych i ukrytych zamiarów, a całe to spotkanie to jedynie przypadek, który całą tę sytuację przedstawił w zupełnie innym świetle. Wiedział, że Ladvarian będzie bardzo zainteresowany informacjami o niezależnych planetach.
~ * ~
Kolejne dni ciągnęły się w nieskończoność, jakby doba postanowiła nagle mieć trzydzieści cztery, a nie dwadzieścia cztery godziny. Na dodatek sprawiały, że Ladvarian miał ochotę wylecieć z Yaskas i nigdy już tu nie wracać. Przyszło mu nawet do głowy, by udawać chorobę, a potem cudownie wyzdrowieć, aby wziąć udział w Bevrore Blomkool.
Evolet nie dawała mu chwili spokoju, organizując coraz to nowe rozrywki i zmuszając do wspólnego uczestniczenia w nich. A najgorsze, że z okazji jej dwa tysiące pięćsetnych urodzin na Yaskas przybyło wielu ekskluzywnych artystów (podrzędnym i nie posiadającym zaproszenia nie udzielno nawet pozwolenia na lądowanie). Z jej słów Ladvarian wywnioskował, że podobnie było i w innych latach, gdyż Vrieskas chciał, aby w tym dniu jego córce niczego nie brakowało. Landarczykowi ciężko było sobie wyobrazić tyrana jako odpowiedzialnego, kochającego tatę, spełniającego wszystkie kaprysy swej jedynej córeczki. Nie potrafił tego pojąć i starał się nawet o tym nie myśleć. Przynajmniej inni mieli powód do podwójnego świętowania i oderwania się od codziennych obowiązków.
Wszystko zaczęło się od wypadu do kina na głupi i nudny romans, który z niewyjaśnionych przyczyn bardzo spodobał się Evolet. Dla Ladvariana fabuła była banalna i przewidywalna, a efekty specjalne mocno przesadzone. Jednak, w ramach podziękowania za odzyskany miecz, postanowił wytrzymać i udawać zainteresowanie. Na szczęście księżniczka nie pytała go o refleksje, tylko sama mówiła i mówiła, a usta jej się nie zamykały. Wydawało mu się, że był to koniec jego męczarni na Yaskas, jednak mocno się przeliczył. Kobieta dopiero się rozkręcała.
Po kinie nadszedł czas na teatry, koncerty, cyrk, kawiarnie, zakupy, długie, monotonne spacery po ulicach miasta w towarzyszącym temu hałasie przejeżdżających nad głowami pojazdów i bilbordów, z których postacie wykrzykiwały hasła reklamowe. Ladvarian dostawał szału, gdy zabierała go w kolejne miejsca, chcąc, jak powtarzała raz za razem, chociaż raz porządnie nacieszyć się jego towarzystwem. Jednak ona promieniała z dnia na dzień, szczęśliwa, że nie musi sama spędzać kolejnego dnia. Co prawda wiedział, że miała różne przyjaciółki i koleżanki, ale najwyraźniej zadbała o to, by teraz żadna jej nie przeszkadzała.
Żałował, że zyskał tytuł bohatera, bo wtedy generałowie na pewno nie pozwoliliby mu w biały dzień prowadzać się z córką ich pana po mieście. Nawrzeszczeliby na niego za jakąkolwiek próbę odwiedzenia jej w pokoju, a za spędzenie z nią całego dnia zostałby oddelegowany do domu lub wysłany na jakąś ciężką (lub nudną, w zależności od wymierzającego karę) misję. Kto wie, czy nie odebrano by mu statusu dowódcy i w tempie ekspresowym nie doniesiono o wszystkim jej ojcu. Jednak najbardziej cieszyłby się, gdyby na Yaskas w ramach niespodzianki wrócił Vrieskas. Wtedy, chcąc zostać na Bevrore Blomkool, musiałby się ukrywać i uważać na każdy swój ruch. A życie w niebezpieczeństwie było lepsze od takiej nudnej monotonii.
Na dodatek po jednym dniu nie mieli już o czym rozmawiać. Wyczerpały im się wszystkie tematy, a Ladvarian nie miał w zwyczaju powtarzać czegoś kilka razy z takim samym zapałem, jakby mówił to po raz pierwszy. Co innego Evolet, która potrafiła dzień w dzień opowiadać o tej samej przygodzie, mającej miejsce miesiąc wcześniej.
Kiedyś księżniczka wydawała mu się bardziej interesująca. Sam jej widok przyprawiał go o szybsze bicie serca, potajemne spotkania powodowały dreszcz podniecenia i swego rodzaju wyzwanie. Teraz miał wrażenie, że towarzyszy im tylko nuda. Z chęcią wyrwałby się jej, ale nie pozwalała mu na to, jakby doskonale wiedziała, co kłębi się w jego głowie.
Wolałby ten czas spędzić z Falonarem. Nie musieli robić nic zajmującego, wystarczyłyby zwykłe rozmowy o niczym. Samo przebywanie w jego towarzystwie było lepsze niż te wszystkie rozrywki Evolet.
Jednak księżniczka dostawała szału, gdy tylko wspomniał jego imię. Wiedział, że nigdy nie przepadali za sobą nawzajem i mieli o sobie jak najgorsze zdanie, ale teraz jej zachowanie przechodziło wszelkie granice. Na dodatek tak manipulowała rozkładem dnia, że gdy wracali późnym wieczorem nie miał już czasu ani sił na nic innego jak pójście spać. I tak musiał się nieźle namęczyć, by za każdym razem znaleźć wymówkę i nie skorzystać z zaproszenia, aby przenocować u niej. To też bardzo jej się nie podobało i często dawała upust swojej złości.
Z tego powodu Falonara ostatni raz widział tamtego wieczoru, gdy odzyskał Garudę. Gdy ponownie się pocałowali. Wydawało mu się, że to wydarzenie będzie początkiem jakiś zmian, jednak jak mogło do nich dojść, skoro przez te kilka dni nawet nie zamienili ze sobą jednego słowa. Czasem miał wrażenie, że Evolet doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co zaszło między nimi, mimo że nie wiedział, jak miałaby do tego dojść, i dlatego tak postępowała.
Ladvarian nie raz chciał postawić na swoim, ale ostatecznie wolał nie ryzykować. Nie wiedział, jak by się to wszystko skończyło, a księżniczka mogła w każdej chwili w napływie złości lub rozczarowania powiedzieć Vrieskasowi o jedno słowo za dużo i zniszczyć to, co budował przez lata. Ostatnio nie było godziny, w której by nie żałował tego, że wtajemniczył ją w część planów, a najgorsze, że Falonar ostrzegał go przed tym. Teraz marzył już jedynie o wylocie z Yaskas, bo w przyszłości mogły minąć długie miesiące, zanim znów by się tu pojawił. Dlatego poranek Bevrore Blomkool przywitał z ogromną radością. Za dwadzieścia cztery godziny wszystko miało się skończyć.

17 komentarzy:

  1. Uhhhh.. pierwsza, chyba po raz pierwszy ;-) Rozdział bardzo długi i w sumie bardzo skomplikowany.. te połączenia między planetami, kto gdzie panuje, po co i dlaczego.. wszystko tak ze sobą połączone, że nie wiem w ogóle jak to jest możliwe, żeby tak wiele faktów połączyć w jedną całość. Gratuluję. Evolet od dziś będzie synonimem natrętnej kobiety :-) Jest samolubna bo nie widzi jak mężczyzna męczy się w jej towarzystwie. Wiadomo, że on lepiej czuje się z Falonarem.. w końcu tyle razem ze sobą przeszli.. A ten Jabra wydał mi się podejrzany.. jeszcze nie wiem co z nim, ale chyba nie jest obojętny :-) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to rozdział wcale aż tak długi nie jest. Co prawda należy do tych dłuższych, ale bywały takie o jeszcze większej objętości tekstu.
      Lubię, gdy u mnie wszystko w jakiś sposób jest ze sobą połączone, a tutaj był taki wstęp do tego, co zostanie szerzej wyjaśnione kiedyś tam w przyszłości.
      A Evolet to tym, który za wszelką cenę chce dostać to, na co ma ochotę. I nie dociera do niej zdanie i nastawienie drugiej i strony.

      Usuń
  2. Podobał mi się ten rozdział ^^. Był długi, ale wyjaśniłaś parę wątków. Nawiązałaś nawet do samych początków opowiadania, czyli wyprawy na Harenosum (nie wiem, czy dobrze napisałam). Coraz więcej rzeczy układa się w całość. Czyli ta planeta też należała do tych niezależnych? Może od początku chodziło o to, by pozbyć się także Kaelasa i Kendappy? Teraz mam wrażenie, że oni wcale nie zostali tam wysłani przypadkiem, i że to wszystko od początku miało jakieś drugie dno. Może faktycznie Vrieskas też usłyszał jakąś przepowiednię i dlatego postanowił pozbyć się potencjalnego zagrożenia?
    Zastanawiam się, jak długo jeszcze Ladvarian będzie traktowany tak jak teraz. Mam wrażenie, że to też jest taka sprytna zmyłka, coś dla uśpienia jego czujności. W ogóle ciekawy pomysł z tymi niezależnymi planetami, dobrze, że Falonar spotkał kogoś, kto mu o tym opowiedział. Zastanawia mnie tylko, czy Jabra uczynił to ot tak, bo faktycznie lubił nawiązywać znajomości, czy może miał w tym jakiś swój cel.
    Pojawiła się też scena pocałunku dwójki bohaterów. Może od tego momentu ich relacje faktycznie zaczną się rozwijać? Bo jakoś nie widzę Ladvariana z Evolet, zwłaszcza, że tak się męczył w jej towarzystwie, ale przecież nie mógł jej spławić, skoro znała jego plany. Jak to w tekście zostało gdzieś nazwane, ich relacje faktycznie przypominają stąpanie po kruchym lodzie.
    No nic, zostaje czekać na ciąg dalszy ;). I chyba po raz pierwszy nie masz mowy odautorskiej ;PP.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Naprawdę był taki długi?
      Kiedyś musi się wszystko w jako taką całość połączyć. A jeszcze mam kilka asów w rękawie :) Natomiast kwestia Harenosum zostanie jeszcze później kontynuowana. Na razie był to taki wstęp do tego, co ma kiedyś tam nastąpić.
      Co do Evolet i Ladvariana, pomijając to, że właśnie chciałam tutaj napisać za dużo i zepsuć coś, co ma nastąpić w kolejnych rozdziałach, to chwilowo milczę. Wszystko kiedyś wejdzie na właściwe tory.
      Ostatnio nic mi się nie chce i zwyczajnie nie wiedziałam, co miałabym napisać, więc wolałam to sobie darować.

      Usuń
  3. Czyli Paragas tak sobie to wykombinował, że chciał się ich za wszelką cenę pozbyć, wysyłając ich na Berkayu, choć nie przepuszczał, że mogą wrócić z tej wyprawy cali. Aż i ja sobie też zacieram rączki, aby już przeczytać o pojedynku Ladvariana z Paragasem - mam nadzieje, że to jeszcze będzie w tej Sadze:)

    Rozmowa Felonara i Jabra bardzo ciekawa. Wszystko się powoli wyjaśnia... Specjalnie wysłali Kendappe na Harenosum, by ją wykluczyć z gry, i jestem ciekawa, czy rzeczywiście coś wiedzieli na temat Kaleasa, że i jego tam posłali.

    I cieszę się, że w końcu Felonar i Ladvarian na spokojnie sobie porozmawiali i wyjaśnili wszystko. Przyznam się, że ten drugi pocałunek mnie zaskoczył, nie sądziłam, że tak szybko do niego dojdzie, ale tym sposobem widać, że relacje pomiędzy nimi się zgłębiają, a to chyba dobrze :)

    I żal mi Ladvariana, że musi taką katorgę przechodzić z Evolet. Sama na jego miejscu bym zwariowała od tak nadmiernej rozrywki.

    Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy:)
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, w tej sadze Paragasa nie będzie. Planowałam nie na następną, a na jeszcze następną, ale nie wiem, czy jednak tych kolejnych nie połączyć w całość. Zobaczę, jak to wyjdzie.
      Na temat wyprawy na Harenosum także będzie wspomniane przy spotkaniu z Paragasem. Na razie można tworzyć własne teorie ;)

      Usuń
  4. Ale ten Ladvarian narzeka... no zrzędzi jak stara baba! Bo tak strasznie mu źle z Evolet - faktycznie, przerażające. Nie to żeby wczesniej nie marudził, że by sobie z nią posiedział, pomiział i co tam jeszcze. Ja tam mam wrażenie, że on jest takim typem zdobywcy - jak jest ciężko, to fajnie jest sie starać, a jak już cel osiągnął to okazuje się, że nudy na pudy i lepiej uciekać, gdzie pieprz rośnie. Takie wnioski aż buchają z tego rozdziału i nic na to nie poradzę, choć Ladvisia stawiaja w dość niekorzystym świetle. Bo teraz to ja mam wrażenie, że on tak sobie testuje Falonara, żeby popatrzeć jak to jest, no i po części dlatego, że to coś raczejniespotykanego, nowe doświadczenie - to i coś tam robi, zeby to porozwijać. Nie powiem, że mi to tam pasuje - po jednym pocałunku nagle zachciało mu się więcej i zmenił orientacje (co wydaje się oczywiste po tym rozdziale). W dodatku wychodzi na to, że wszystko tak ładnie się ułoży - bo Faluś sie buja w Ladvisiu, a temu drugiemu niewiele brakuje, żeby na dobre zabujać się w pierwszym. Do tego dochodzi parowanie - tu F&L, tam K&K - gdzie się nie obejrzeć, tam romansują na boku... bleeh, za dużo tego.
    Znacznie bardziej do gustu przypadła mi ta falonarowa część. Bo wgl, to mam wrażenie, że Falonar jest bardziej domyślny jeżeli chodzi o uczucia, ale jego rozdziały niekoniecznie nacechowane są emocjami, a Ladvisiowe dokładnie odwrotnie. Przynajmniej ostatnio.
    Coś ostatnio tworzysz całkiem sporo teorii. Już wcześniej było wiadomo, że Paragas coś miał do Dapci, tylko czy naprawdę poważyłby się bez wiedzy Vrieskasa wystawić na niebezpieczeństwo jego ulubienicę? wydaje się to wątpliwe, a jeżeli tak to czy może ona być słabym ogniwem w druzynie Kaelasa? Może Wyrocznia naopowiadała mu jakiś farmazonów i dlatego wyszło jak wyszło. Bo, skoro Vrieś tam był, a później planeta zniknęła z wszelkich rejestrów, to czegoś dowiedzieć się od niej musiał. (chociaż chyba nie warto jej wierzyć, bo równie dobrze może puszczać wszystkich w trąbę, bo taką akurat ma ochotę :P)
    Ta Evolet to chyba rzeczywiście umie czytać w myślach... Albo to Ladvarian znów objawia swoją "bystrość" w dostrzeganiu uczuć u innych. W tej sprawie to może konkurować tylko z Kaelasem ^^
    No i ciekawe, że tych planet niezależnych jest więcej. Jakoś nie wydaje mi się, był to przypadek. Gdyby Vrieskas chciał to by sobie poradził ;) Więc może trzyma je tylko po to, by likwidować ludzi, co do których ma wątpliwości lub takich, którzy mu podpadną? Albo uważa je za nieprzydatne... tak też można. Bo chyba nie zwraca uwagi na kontakty mieszkańców z Penyu?
    Trochę rozśmieszył mnie ostatnie zdanie, biorąc pod uwagę pełnię ;) Chyba raczej wszystko się dopiero zacznie i bedzie naprawdę ciekawie. Biedy Ladviś nie wie, co go czeka :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na temat Ladvariana nic nie mówię. Milczę i pozwalam, by każdy wysunął własne wnioski, bo gdybym zaczęła się rozpisywać, czy chociażby podjęłabym temat, to powiedziałabym za dużo i potem dalsze wydarzenia straciłyby na jakości.
      Rzeczywiście trochę tych romansów się porobiło, w kolejnej sadze o Kaelasie też nieco będzie (chyba że nie będzie mi się chciało zapełnić tych dziur, które zostawiłem, chcąc pisać coś innego), ale potem się uspokoi.
      Lubię takie teorie, które trochę wątpliwości wprowadzą ;) A na tę zacierałam rączki już od jakiegoś czasu, tylko wcześniej nie dało się jej w żaden sposób wprowadzić.
      Co do odwiedzin Vrieskasa u Wyroczni i paru innych sprawach chciałam napisać drugi bonus, ale trochę boję się tego, że musiałabym go wtedy opublikować po epilogu, bo zawierałby odpowiedzi na wiele pytań. No ale zobaczy się, i tak na razie jest za wcześnie.
      W sprawie uczuć to Ladvarian jest równie bystry jak Kaelas. A Evolet w tej kwestii wcale taka głupia nie jest, szczególnie, że zależy jej na księciu.
      Vrieskas poradziłby sobie ze wszystkimi (powiedzmy, bo nigdy nie wiadomo, kogo można spotkać na niezbadanym południu), no chyba że panowałaby trująca atmosfera, w której by nie przeżył, to darowałby sobie. A osobą Penyu na pewno się w ostatnim rozrachunku nie przejmuje.

      Usuń
    2. Ehh wyciągnąć coś z ciebie to naprawdę trudne zadanie :P
      Uspokoi? Znaczy, że będą sobie wszyscy latać parami, a biedny RM19 chodził jako przyzwoika (już czasami chyba tak się czuje) :D ?
      O to ja jestem bardzo za takim bonusem! Ale dopiero po epilogu? To zalatuje jakbyś zmierzała już do końca... buu, a ja wcale nie chce do końca!
      Hehe ciekawe co zrobi gdy upewni się w przekonaniu, że Ladviś za bardzo lubi Falusia ;) A raczej kto dostanie wtedy łomot?
      No właśnie tak też myślałam. To południe podciągnęło się po tych wojnach na tyle, żeby wydać na świat kogoś kto mógłby pokusić się o rzucenie wyzwania Vriesiowi?

      Usuń
    3. Jak bezmyślnie piszę, co mi ślina na język przyniesie w jakimś temacie, to nieraz zdarzyło się, że podałam jakieś wskazówki, dlatego teraz staram się chociaż trochę hamować.
      Nie, aż tak do końca jeszcze nie zmierzam. Trochę tego do napisania jeszcze zostało, tyle że wydarzenia w głowie mam już ukształtowane i nie ma miejsca na dodatkowe wydarzenia, co znaczy, że taki mój koniec już bliski. Chociaż wczoraj wieczorem naszła mnie myśl na napisanie drugiej części (chociaż jeszcze nie wiem, kto miałby być głównym bohaterem, ale przecież to nie tak istotne :p ) i pewnie nie da mi spokoju.

      Usuń
  5. Wow! Jestem w szoku! Ten rozdział był niezwykły: wiele się wyjaśniło, było mnóstwo akcji...

    Mam wrażenie, że Paragas szykuje coś więcej, niż tą karkołomną i trudną wyprawę na Berkayu. On prowadzi jakieś cholerne gierki i myśli, że jest fajny. Oby Ladvarian utarł mu nosa, bo nam Paragas w piórka obrośnie i w narcyzm popadnie.
    W ogóle to zaskoczyła mnie scena między Ladvisiem a Felonarem. Ciekawe, że Ladv tak szybko orientację zmienił. Ach, i ten drugi pocałunek... No cóż, nie powiem, zaskoczyłaś mnie.
    A Evolet to zrobiła się marudna, mam wrażenie,. Ale to nic, zwalmy na Ladvariana, o! :)

    Ogólnie to bardzo mi się podobało. Mimo długości czytało się świetnie, a czas płynął szybciej. :)

    Pozdrawiam, Literacka N.
    [upadli-aniolowie]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Kwestia Paragasa będzie rozwijana w kolejnych ladvarianowych sagach. Na ten temat na razie nic więcej nie mówię.
      A jaka kobieta nie staje się czasem marudna? ;) Jednak tutaj to typowa perspektywa Ladvariana i jedynie jego zdanie.

      Usuń
  6. Bardzo fajnie wypadł ten rozdział ;) Może i był długi, ale czytało się niesamowicie przyjemnie. Pewnie dlatego, że sporo kwestii powoli znajduje swoje rozwiązanie. Cieszę się, bo choć lubię tajemnice, to jeszcze bardziej lubię, gdy już dochodzi do ich rozwiązania.
    Wychodzi na to, że Paragas mocno namieszał w życiu wszystkich bohaterów. Chciał się ich pozbyć? A może miał w tym jeszcze jakiś inny cel? Czuję, że jego powrót dużo zmieni, a przynajmniej w życiu Ladvariana.
    A skoro już przy nim jestem, to powiem ci, że absolutnie nie spodziewałam się tak szybko kolejnego pocałunku między mężczyznami i to z inicjatywy Ladvariana. Chociaż nie, to ostatnio mogłam przewidzieć. Falonar pewnie zbyt szybko z czymś takim ponownie nie wyskoczył.
    Jestem tylko ciekawa jak rozwiąże się sytuacja z Evolet. To taka maruda trochę i taka egocentryczna bym powiedziała. Jak zareaguje na wieść o tym, że jej ukochany wybrał innego mężczyznę zamiast jej? Chyba, że wcale się o tym nie dowie.
    Jabr jest mocno podejrzany. I chociaż dostarczył masę informacji, to jakoś nie bardzo mu ufam. Coś w nim jest nie tak, tak jakoś czuję.
    No nic, czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Powoli musi, bo w końcu bohaterowie nie mogą żyć w wiecznej nieświadomości, ale te odpowiedzi i tak ma jeszcze głębsze wyjaśnienie.
      Postępowanie Paragasa najwięcej zmieniło w życiu Kendappy. Ale o jego dokładnych celach i zamiarach będzie powiedziane wtedy, gdy w końcu dojdzie do spotkania jego i Ladvariana.
      Falonar by już wcale nie wyskoczył, gdyby nie Ladvarian. Już i tak to, że pocałował go raz sprawiło, że oskarżał o wszystko siebie i obawiał się, że ta przyjaźń może zostać raz na zawsze przekreślona.
      A co do Evolet, to w kolejnych rozdziałach będzie mieć dużą rolę, szczególnie w 69 i 70.

      Usuń
  7. Oho, a więc nieszczęsne misje mają jakieś drugie dno. Na samym początku myślałam, że Paragas wybrał takie trudne planety zarówno dla Ladvariana, jak i Kendappy, by się ich zwyczajnie pozbyć. Wygląda jednak na to, że było to dużo bardziej przemyślane posunięcie. Gdyby jakimś cudem udało się obu drużynom powrócić zwycięsko, mógłby oskarżyć ich o atak na planety, które Vrieskas ustanowił niezależnymi (sam pewnie miałby jakieś alibi, że to nie on ich tam posłał). Zastanawiam się tylko, czym kieruje się Paragas? Musi mieć jakiś powód, by tak uprzykrzać życie obu drużynom. Pewnie ma coś jeszcze w zanadrzu i coraz bardziej się obawiam o księcia i Falonara. Teraz są bohaterami, a za chwile mogą zostać największymi wrogami Yaskas.
    Bardzo ciekawa okazała się też nowa postać, Jabra. Będąc podejrzliwą z natury, nie do końca wierzę w zwykłą ciekawość mężczyzny. Może planuje pozbycie się bohaterów, sam przyznał, że interesuje go wakat po Kendappie albo nasłał go ktoś z góry, by wydobył informacje z Falonara? Dobrze, że on jak zwykle zachował swój rozum i zmylił mężczyznę, a sam dowiedział się czegoś ciekawego. Czy Jabra pojawi się jeszcze (po prostu czuję, że to nie było przypadkowe spotkanie)?
    Ach! I najlepszy fragment, chyba dobrze wiesz jaki, to oczywiście pocałunek. Drugi. Nie spodziewałam się, że tak szybko do niego dojdzie, chociaż podejrzewałam po mętliku w głowie Ladvisia, że może chcieć jakoś przekonać się, czy przyjaźń między nim a Falonarem to coś więcej. Ale za wiele się między nimi nie wyjaśniło, skoro nie mieli możliwości przebywania razem. Evolet jest niesamowicie zaborcza i Ladvarian nie powinien o tym zapominać. Wydawało się, że darzy ją mocnym uczuciem i jeśli faktycznie ono wygasło, to nie jest w za ciekawej sytuacji. Jakby nie było, to córka Vrieskasa, więc na pewno jest potężna i wpływowa, a wzgardzona kobieta jest zdolna do wszystkiego.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Ladvariana Paragas jest cięty i zrobiłby wszystko, by się go pozbyć, dlatego ostatecznym krokiem była Berkayu. Chociaż takiego rozwiązania to się nie spodziewał.
      Co do Kendappy, to sprawa ma się zupełnie inaczej, bo gdyby ona wróciła z Harenosum, to Vrieskas trzymałby jej stronę, nie swojego generała. Ale o tych motywach będzie więcej w późniejszych fragmentach.
      Co do Jabry, to na pewno się jeszcze pojawi w tej sadze. A Falonar to człowiek z natury podejrzliwy wobec wszystkich ludzi Vrieskasa, dlatego nigdy słowem nie wspomniałby o tym, co naprawdę wydarzyło się na Berkayu.
      Co do Evolet, to Ladvarian często zapomina, a nawet nie zdaje sobie sprawy, do czego zdolna jest księżniczka, gdy coś układa się nie po jej myśli.

      Usuń
  8. Postępowanie Paragasa coraz bardziej mnie zastanawia. Widać, że ma jakiś cel w wysyłaniu zarówno księcia, jak i Kaelasa na niezależne planety. I ogólnie zastanawia mnie nieco, dlaczego Vrieskas nie postanowił sam się udać na te planety, skoro były tak trudne do zdobycia dla jego drużyn, a on sam pewnie dałby sobie na nich radę. Może tutaj w grę wchodzi jakiś skomplikowany układ między Vrieskasem a Paragasem? Może ten pierwszy kazał drugiemu wysyłać na niezależne planety drużyny, które w jego opinii są kłopotliwe, by się ich pozbyć i nie mogły mu one zagrozić?
    Jabra ze swoją wiedzą wydał mi się dość podejrzany. Podejrzewam, że albo szpieguje dla Paragasa lub Vrieskasa, albo też wydobyciem informacji od Falonara miał na celu w jakiś sposób ułatwienie sobie dostanie posady po Kendappie (chociaż w sumie jedna opcja nie wyklucza drugiej - mógł pójść na układ, żeby za szpiegowanie dostać stanowisko generała). W każdym razie dobrze by było, gdyby teraz Falonar mógł przekazać Ladvarianowi wersję, którą opowiedział Jabrze, by i książę mógł się jej trzymać, gdyby musiał komuś o tym opowiedzieć. Mogliby mieć kłopoty, gdyby się okazało, że ich opowieści się różnią, a wcale by nie nie zdziwiło, gdyby teraz Jabra chciał wysłuchać opowieści drugiego z bohaterów, jeśli faktycznie ma nieczyste intencje.
    Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić takiego Ladvariana w kinie przez to, że zazwyczaj obraca się w zupełnie innych miejscach, mniej zwyczajnych niż sala kinowa ;) Evolet poddaje jego cierpliwość niezłym próbom, no ale wojownik nie może zerwać z nią kontaktów, bo wzgardzona kobieta do wielu rzeczy mogłaby się posunąć, a zbyt wiele wie, by Ladvarian mógł zaryzykować.

    OdpowiedzUsuń