czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 69: Noc bestii


Śmierć nie jest złem, a jedynie prawem obowiązującym cały rodzaj ludzki.
Seneka Młodszy
Ladvarian nie wiedział, jak długo stał na tarasie, obserwując miasto, jednak powoli zaczynało już zmierzchać. Dzień nareszcie dobiegał upragnionego końca. Nagle zorientował się, że ktoś zbliża się do niego. Odwrócił się niechętnie i dostrzegł idącą ku niemu Evolet. Jego nastrój pogorszył się jeszcze bardziej. Chciał być sam, w tym momencie nikt by go nie zrozumiał, a już na pewno nie ona. Może tylko jedna osoba nosząca w sercu to samo pragnienie.
– Dlaczego stoisz tu samotnie, mój książę? – zapytała. – Zabawa jeszcze trwa, a nie powiesz mi, że kilka tańców zmęczyło tak wielkiego wojownika.
– Musiałem zaczerpnąć świeżego powietrza – odpowiedział. – Zaraz przyjdę – spróbował ją spławić, jednak jak na złość księżniczka tylko się do niego przybliżyła.
– Będziemy dzisiaj mieli piękną, bezchmurną noc – stwierdziła, spoglądając w niebo. – Potem możemy wybrać się na spacer przy blasku twego upragnionego księżyca i gwiazd.
– Tak, na pewno będzie miło – mruknął, nie odwracając się w jej stronę. – Szkoda tylko, że Falonar nie może go zobaczyć.
– Falonar?! – powtórzyła, a złowroga nuta w głosie księżniczki kazała mu na nią spojrzeć .
Zmarszczyła brwi, jej oczy momentalnie stały się białe, wesołe iskierki zastąpił gniew. Bez dwóch zdań była wściekła i to bardzo. Ladvarian nie potrafił jednak odgadnąć przyczyny takiego zachowania, bo przecież nic nie powiedział.
– Czy zawsze temat musi schodzić na niego? – ciągnęła dalej Evolet. – Mam już go serdecznie dość!
– To mój przyjaciel, nie wiem, czemu się tak złościsz – odpowiedział chłodno.
– Właśnie zastanawiam się, czy tylko przyjaciel.
Po tej insynuacji na policzkach Ladvariana mimowolnie pojawiły się rumieńce. Miał nadzieję, ze Evolet nic nie dostrzegła, ale jednak się pomylił.
– Czyli miałam rację? – prychnęła, zaciskając dłonie w pięści. – Myślałam, że to tylko on, ale jak widać, jesteście tacy sami. Pewnie twoje zimne zachowanie wobec mnie brało się stąd, że teraz wolisz mężczyzn, tak? Pewnie nieźle się zabawiacie w trakcie waszych wspólnych podróży.
– Evolet, nie mów o rzeczach, o których nie masz pojęcia – zripostował, za bardzo podnosząc głos.
– Spójrz na siebie. I lepiej ochłoń, bo to cię donikąd nie doprowadzi. Nie chcę cię już dzisiaj widzieć – stwierdziła wyniośle i odwróciła się na pięcie.
– I dobrze – rzucił z ironią w jej stronę, jednak w tym samym momencie do głowy wpadł mu nowy pomysł. – Ty mu to zrobiłaś, ty wywołałaś tę chorobę.
– Nie wiem, o czym mówisz, Ladvarianie – powiedziała, nie odwracając się w jego stronę, po czym zniknęła wewnątrz pałacu.
Mimo to pewność, że to ona za tym stała, pozostała, bo jak inaczej miałby to wytłumaczyć. Pewnie dlatego bez problemów zgodziła się na uczestnictwo Falonara w Bevrore Blomkool, bo wiedziała, że nigdy się na przyjęciu nie pojawi. Dobrze odegrała swoją rolę i przez chwilę Ladvarian dał się nabrać, głupio wierząc, że wszystko może się jakoś ułożyć. Teraz żałował, że cały dzień poświęcił księżniczce, a nie przyjacielowi.
Wściekły zeskoczył z tarasu. Jedyna droga odwrotu prowadziła przez salę, w której bawili się ludzie, a nie chciał narażać się na towarzystwo któregokolwiek z nich, a już w szczególności ponownie wpaść na Evolet. Dlatego wybrał drugą opcję, gdyż znajdował się na pierwszym piętrze i wiedział, że nic sobie nie zrobi.
Pewnie wylądował na ziemi, zastanawiając się, co ma teraz ze sobą zrobić. Z chęcią poszedłby do pokoju Falonara i dowiedział się o samopoczucie przyjaciela, jednak z drugiej strony do pojawienia księżyca nie pozostało wiele czasu, a kursowanie co po chwilę tam i z powrotem było pozbawione sensu. Dlatego postanowił, że najpierw zobaczy satelitę Yaskas, a potem o wszystkim opowie Falonarowi.
Skierował swoje kroki w stronę miasta, chcąc opuścić teren pałacu. Szwendał się bez celu po ulicach stolicy, nie spotykając na swej drodze nikogo. Wydawało się to dziwne i niemal niemożliwe w tak ruchliwym i pełnym życia mieście, ale teraz na pewno wszyscy świętowali we własnych domach lub na wielu oficjalnych przyjęciach.
Czasem docierały do Ladvariana śmiechy i strzępy rozmów, jednak nie zatrzymywał się dłużej, by im się przysłuchać. Chciał znaleźć się jak najdalej od wszelkiej ludzkości. W głębi czuł, że natura go wzywała, jakaś jego do tej pory uśpiona część domagała się wolności, przestrzeni. Wydawało mu się to niemal absurdalne, bo na Yaskas nie istniało coś takiego jak natura czy przestrzeń, planeta była jedną wielką aglomeracją.
Mimo to starał się oddalić od gęstych zabudowań i centrum stolicy, od pałacu i trwającej wewnątrz zabawy. Nawet nie wiedział, kiedy nogi zabrały go niedaleko krańca miasta. Marsz trwał na pewno kilka godzin i Ladvarian postanowił na chwilę przystanąć, szczególnie, że czekał go jeszcze powrót. Przykucnął przy krawężniku i spojrzał na granatowe niebo. Zainstalowane wokół oświetlenie sprawiało, że nie było ono tak wyraźne jak chociażby na Landare, ale mimo to potrafił dostrzec nieliczne, migające gwiazdy.
Zimny wiatr targał mu włosy, a także gnał mknące po nieboskłonie chmury. Niecierpliwie spoglądał w górę, zastanawiając się, kiedy nastąpi ten ważny moment. I właśnie wtedy ciemna kurtyna rozstąpiła się i na scenę wkroczyła srebrna tarcza księżyca w pełni. Jej blask przeszywał go do głębi, wnikając w każdy atom ciała. Docierał na samo dno serca i duszy wojownika.
Nagle wszystko się zmieniło. Przestało mieć znaczenie to, gdzie się znajdował, czy obchody Bevrore Blomkool. Liczył się tylko księżyc. Jego zew. Usłyszany po raz pierwszy. Tak czuły, a zarazem brutalny. Wzywał księcia wojowników, by poprowadził swój lud, by stanął na czele armii najgroźniejszych bestii we wszechświecie.
W jednej chwili zrozumiał, dlaczego przodkowie tak go czcili. W tym doznaniu było niemal coś boskiego. Nie wyobrażał sobie momentu, gdy nastanie dzień, a jasne oblicze zniknie z nieboskłonu. Jednak najpierw miał przed sobą całą, długą noc. Nastał jego czas. Czas bestii.
Nagle Ladvariana zalała fala niewyobrażalnego bólu, miał wrażenie, iż jego ciało zaraz eksploduje. Wstrząsnęły nim konwulsje, głowa sama odchyliła się do tyłu, a z gardła wyrwał się krzyk.
Mięśnie zaczęły się rozrastać i zmieniać swoje położenie, jakby reguły anatomii w ogóle przestały je obowiązywać. Kości łamały się z głośnym trzaskiem, by zmienić swój układ i połączyć się na nowo. Skóra porastała białym futrem.
Po chwili poznał największą tajemnicę swego ludu i wiedział, że nie spocznie, póki nie wykorzysta jej na swoją korzyść. A także złamał granicę własnej wytrzymałości, gdyż moc, którą czuł w sobie, była nie do opisania. Pulsowała w nim olbrzymia, złowieszcza potęga, pragnąca zemsty i zadośćuczynienia za wszystkie doznane krzywdy.
Ladvarian zdawał sobie sprawę, że jego ciało było olbrzymie, a mimo to potrafił poruszać się swobodnie, a nawet z pewną gracją. Pod skórą prężyły się potężne mięśnie, a całe ciało porastało białe futro z ciemnymi pręgami. Mógł z łatwością stać zarówno na dwóch nogach, zakończonych zdeformowanymi stopami, po części ludzkimi, po części zwierzęcymi, z ostrymi pazurami, ale także na czterech łapach. Nie przeszkadzały mu wtedy ostre szpony, wyrastające z dłoni.
Rozwarł szczęki, ukazując ostre niczym sztylety, ociekające śliną kły i ryknął do księżyca pieśń dziękczynną za to, że w końcu pozwolono mu przełamać ostatnie bariery.
Z chęcią zapolowałby i przelał krew swoich wrogów, jednak wiedział, że na razie nie może tego zrobić. Było jeszcze za wcześnie, by pokazać wszystkim, kim naprawdę był. Musiał poczekać, aż srebrny glob ponownie zniknie z nieboskłonu, a on wróci do swej ludzkiej formy, tak słabej w porównaniu z nieograniczonymi możliwościami bestii.
Skierował się w stronę obrzeży miasta, wierząc, że tam znajdzie spokój w trakcie tej błogosławionej nocy. Żałował, że nie może tego doznania dzielić z Falonarem, we dwoje byliby niepokonani i wtedy miałby się czym zająć. Ryknął jeszcze raz, dając upust swej radości i zastanawiając się, czy po drodze nie spotka jakiegoś zbłąkanego człowieka, który będzie mógł posłużyć bestii za pożywienie.
~ * ~
Evolet kątem oka zobaczyła szybko zbliżających się w jej stronę ludzi taty. Była w trakcie żegnania swoich gości, a po wyrazach ich twarzy stwierdziła, że nie mieli dla niej dobrych wieści. Zastanawiała się tylko, co tak ważnego mogło się stać, że przychodzili z tym do niej. Ludzie, którzy w trakcie Bevrore Blomkool mieli pilnować porządku, powinni sami wszystko rozwiązać, a nie zrzucać to na jej głowę. Nie znosiła zajmować się tak poważnymi sprawami. Po to byli generałowie, dowódcy i ostatecznie tata. Jednak najwyraźniej skoro jego nie było na miejscu, ubzdurali sobie, że to do niej mają przyjść.
Pożegnała się uprzejmie z jednym z Radnych z BS88C, którego imię wyleciało jej z głowy, gdyż składało się ze zlepek liter i cyfr połączonych ze sobą bez ładu i składu. Kto widział, aby nadawać tak beznadziejne imiona? I gdzie potem miejsce na jakąkolwiek romantyczność, czy zdrabnianie ich? Potem znudzonym wzrokiem spojrzała na ludzi taty.
– Księżniczko Evolet, mamy poważny problem – powiedział jeden z nich, kłaniając się nisko. Kojarzyła go z wyglądu, ale jego funkcja, nie mówiąc o imieniu, wyleciała jej z głowy już dawno.
– Jaki? – zachęciła go do dalszych wyjaśnień, starając się w towarzystwie tylu gości robić dobrą minę do złej gry.
– Na obrzeżach miasta nie wiadomo skąd pojawił się olbrzymi potwór, który zabił już dwoje naszych ludzi oddelegowanych, by pilnować głównej drogi wylotowej – zrelacjonował pospiesznie.
– I? – zirytowała się Evolet. Tak jak się spodziewała, był to kolejny banał, który tylko niepotrzebnie zabierał jej czas. – Może to zwierzę uciekło jakiejś grupie cyrkowej. Wyślij więcej ludzi i zabijcie go. Co to za problem? Nie sądzisz chyba, że sama mam się tym zająć?
– N-nie, oczywiście, że nie, księżniczko – jęknął i wzdrygnął na widok jej oczu zmieniających barwę na białą. – Jednak… Jednak ten potwór… zwierz, ponoć jest w nim coś dziwnego.
W jednej chwili wszyscy obecni w pomieszczeniu poczuli przeszywające zimno. Nie dający spokoju Evolet natręt w jednej chwili znieruchomiał, niezdolny do tego, by poruszyć chociażby najmniejszym palcem. Widziała przerażenie w jego oczach i cieszyła się z tego. Niech wie, gdzie jego miejsce i komu niepotrzebnie zawraca głowę.
– Mówiłam już, że nic mnie to nie interesuje. To wina tych idiotów, że dali się zabić. Nie sądzisz chyba, że zamknę granice z tak błahego powodu?
– Jakiś problem, księżniczko? – odezwał się generał, który składał jej życzenia podczas przyjęcia, szybko podchodząc do kobiety.
– Ci idioci nie potrafią poradzić sobie z jednym zwierzem – zwróciła się do niego uprzejmie. – Na dodatek niszczą mi dzisiejsze przyjęcie.
– Niezwłocznie zajmę się tym, księżniczko. Nie musisz sobie niczym zawracać głowy – powiedział generał. – Idziemy! – zwrócił się władczo do przybyłych.
– Generale! – zawołała za nim Evolet. – Chciałabym dostać skórę tej bestii. Zrobię sobie z niej futro.
– Oczywiście, księżniczko.
Opuścili komnatę i po chwili lodowata atmosfera zniknęła. Evolet uśmiechnęła się słodko do kolejnego gościa, by się z nim pożegnać.
~ * ~
Ladvarian obiecał sobie, że nie będzie polować, by nie zwracać na siebie uwagi, jednak nie potrafił się powstrzymać, gdy do jego nozdrzy dotarł zapach dwójki ludzi. Przyczaił się i jednego z nich zabił błyskawicznie, zanim zdołali zorientować się, że coś im grozi. Drugi zdążył poinformować kogoś o całej sytuacji, ale to sprawiło, że nie dał rady wyciągnąć broni i zginął niewiele po swym towarzyszu. Wiedział, że oboje byli ludźmi Vrieskasa, więc tym bardziej cieszył się ze swego małego polowania.
Delektował się ich mięsem. Miał przed sobą długą noc i jakoś musiał wykorzystać ten czas. A bestia domagała się pożywienia, dlatego musiał jej je zapewnić.
Jednak nie spodziewał się, że to ściągnie na niego dalsze problemy. Niedługo po tamtym zdarzeniu na miejscu pojawiła się znacznie większa grupa ludzi w srebrnych kombinezonach. Ci byli przygotowani do walki, jednak nie byli przygotowani na spotkanie z bestią. Dzięki temu miał nad nimi ogromną przewagę. Zaczynała się zabawa, której wynik mógł być tylko jeden.
Widział, że sporo z nich już szykowało laserowe pistolety, dlatego musiał być ostrożny. Potęga bestii mogła okazać się niewystarczająca w starciu z tak śmiercionośną, a zarazem dystansową bronią. Skrył się w cieniu budynku i czekał na ruch przeciwnika. Miał świadomość, że jeszcze go nie dostrzegli, czuł strach, który ich powoli ogarniał. Może i generał dowodzący tą grupą stanowił wyjątek, ale to tylko kwestia czasu, niebawem i on dołączy do reszty, a strach będzie ostatnim uczuciem, jakie zazna przed śmiercią.
Bestia podkradła się do nich najbliżej, jak mogła, po czym napięła potężne mięśnie i skoczyła do ataku w sam środek grupy. Jednym ciosem łapy powaliła przynajmniej troje napastników. Ostre pazury z łatwością przebijały się przez srebrne kombinezony, mimo że z założenia materiał miał być niezniszczalny.
Tygrysołak poczuł świeżą krew, parującą w mroźnym powietrzu, i zawył z uciechy. Napastnicy znajdujący się najbliżej niego wpadli w popłoch, nie wiedząc, co się stało, inni próbowali wziąć się w garść i zaatakować. Niektórzy odkładali laserową broń, by przez przypadek nie trafić towarzyszy. Tylko generał zdawał się zachowywać pełen spokój, wyjął zza pasa nieduży, ostry sierp i czekał, aż bestia zbliży się do niego.
Jednak tygrysołak za bardzo się nim nie przejmował, na początek powalając trupem jego towarzyszy, przede wszystkim tych z pistoletami. Generał starał się zachować dystans, nie zwracając uwagi na nawoływania i wrzaski agonii swoich ludzi. Bestia widziała w nim dobrego przeciwnika, wiedział, że nie należy się zbliżać, gdyż sam narazi się oberwanie pazurami lub odgryzienie połowy szyi.
Nie minęło dużo czasu, gdy pole walki stało się krwawą masakrą. Wszędzie leżały ciała, większość uszkodzonych, kąpiące się w szkarłatnej krwi, która tylko wyostrzała zmysły bestii i wzywała do dalszej rzezi.
Wtedy spojrzał na generała swoimi granatowymi oczami, w których nie było nawet cienia litości. Naskoczył na niego, jednak tamten zdołał szybciej wykonać unik. Po jego ruchach z łatwością zorientował się, że udało mu się tego dokonać tylko cudem i wszystko zawdzięczał własnemu szczęściu. Mężczyzna zamachnął się sierpem, jednak bestia była na to przygotowana. Uniknęła ciosu, który zapewne i tak nic poważnego, by jej nie zrobił, i zatopiła łapę w brzuchu przeciwnika. Tamten jęknął, gdy zorientował się, że to już koniec, że nadszedł jego czas i przegrał ten pojedynek.
Tygrysołak wydział ostatnie iskry życia dogasające w oczach generała i czuł wielką radość z tego powodu. Stanął między trupami i ryknął do księżyca. To była najlepsza noc w jego życiu.
~ * ~
Evolet nie spodziewała się, że ktoś jeszcze ośmieli się zakłócić jej spokój, ale pomyliła się. Najwyraźniej Bevrore Blomkool w tym roku zakończyła noc potwora. Jeden z generałów dobijał się do jej pokoi, gdy kładła się spać, domagając się natychmiastowego widzenia. Na początku nie chciała go wpuścić, jednak potem przemogła się, by zorientować się, na kogo powinna donieść tacie przy kolejnej rozmowie. Jednak okazało się, że sprawa rzeczywiście była poważna, poprzednia grupa wysłana, by zabić bestię została pokonana, przy życiu nie pozostał nikt.
Teraz stała przy masakrycznym polu rzezi, bo inaczej tego nazwać nie potrafiła, zastanawiając się, co tu się rozegrało. Ciała ludzi taty porozrzucane były na wszystkie strony, od razu rzucało się w oczy, że niektóre z nich posłużyły jako pożywienie dla potwora.
Kątem oka zobaczyła, że wielu z mężczyzn jej towarzyszących wzdryga się na ten widok i odwraca wzrok, nie potrafiąc tego znieść, inni oddalali się od gruby, by zwrócić dzisiejszą kolację na poboczu drogi. Gardziła nimi wszystkimi za słabość, którą okazywali. I to publicznie oraz w jej obecności. Nie rozumiała, jak tata mógł przyjmować w swe szeregi takich niedołęgów i słabeuszy. Żałowała przy tym, że akurat, gdy coś się działo, jego nie było, na dodatek Paragasa też. Wtedy nie musiałaby być narażona na kontakt z tymi wszystkimi kretynami.
Jeden rzut oka wystarczył, by zorientować się, że potwora od jakiegoś czasu już tu nie było. Może gdyby udało im się przybyć wcześniej?, przemknęło jej przez myśl. Jednak po chwili się zreflektowała, z takimi idiotami było to niemożliwe i graniczyło z cudem. A tak bardzo chciała zobaczyć to coś, co do tego doprowadziło. Tym bardziej, że żadna z grup cyrkowych nie zgłosiła zaginięcia zwierzęcia i sama w ostatnich dniach nie widziała takiego, który potrafiłby to zrobić. Ale mimo to widziała tę masakrę, co znaczyło, że ktoś musiał tego dokonać i nie był to człowiek. Ciekawość wzięła w niej górę i za wszelką cenę postanowiła złapać potwora.
– Postawcie wszystkich w najwyższy stan gotowości, ale nie mówcie nic ludności cywilnej. Nie ma powodu ich niepokoić, skoro ten zwierz do tej pory nie wdarł się do żadnego domu – oznajmiła stanowczo.
– Tak jest, księżniczko – odpowiedział głównodowodzący.
– I macie go znaleźć, bo inaczej mój ojciec dowie się o waszej niekompetencji i wymierzy wam stosowne kary. Chcę mieć tego potwora.
– Tak jest – odpowiedział jej chór głosów.
Zapanował rozgardiasz, gdy dowódcy zaczynali wydawać rozkazy. Ludzie rozbiegali się w wyznaczonych kierunkach, w większości, ciesząc się, że nie muszą dłużej przebywać przy zwłokach swych towarzyszy.
Evolet spojrzała w jasną tarczę księżyca, zastanawiając się nad tym, czy jej ojciec rzeczywiście nie miał racji. Czy właśnie to nie kryło się za prawem, które od lat próbowała złamać.
– Księżniczko, powinnaś udać się do pałacu. Twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze – zwrócił się do niej jeden z generałów. – Nie powinnaś w ogóle tu przychodzić i tego oglądać.
– Mogę robić to, co mi się podoba. Powiedz im, że chcę go mieć żywego. Daję wam czas do świtu, potem nie ma sensu dłużej szukać.
– Do świtu? Księżniczko, nie sądzisz chyba, że potem ten potwór wyparuje?
– Właśnie tak sądzę, a twoja bezczelność nie przejdzie bez echa – odparła, odwracając się plecami od zdezorientowanego generała. Zostało im niewiele godzin i obawiała się, że uda mu się ich przechytrzyć. Jednak nie miała zamiaru odpuścić. Złapie swego tygrysa w klatkę i nigdy już go nie wypuści. Będzie od niej całkowicie zależny tak, jak powinno być.
W oddali rozległ się ryk bestii, a Evolet uśmiechnęła się szeroko. Czas zapolować.
~ * ~
Jest to już przedostatni rozdział tej sagi, którą swoją drogą bardzo lubię.
Z weną i chęciami na szczęście nie jest tak źle, gdy siedzi się przy otwartym oknie i wieje wiatr. Na szczęście Orjuus nie jest planetą, na której panują upały, bo chyba nie lubiłabym tamtych rozdziałów jak tych o Mua Dong, a może nawet bardziej. Chwilowo uzupełniłam zapasy, które starczą mi do połowy października, więc nie jest źle.
Wszystkie zaległości nadrobię do jutra włącznie, czyli innymi słowy pewnie jutro.

19 komentarzy:

  1. Podoba mi się nowy szablon, jest taki miły dla oka. I ten tygrysek w tle taki milusi. No ale spoważniejmy :-) Teraz to już jestem pewna, że Evolet maczała palce w chorobie Falonara. Przecież to widać gołym okiem. Jest o niego zazdrosna. Pewnie wydaje jej się, że jak jest księżniczką to wszystko jej wolno. Ba.. i pewnie po części nawet tak jest. Wszyscy skaczą wokół niej, nawet, a może przede wszystkim generałowie, ale chyba bardziej ze względu na jej ojca niż na nią samą. No, ale nie widziałam, ze Ladvarian też zamienia się w Tygrysołaka. Ale fajnie.. Znaczy nie fajnie bo przecież on teraz jest w wielkim niebezpieczeństwie! I to znów przez tą Evolet. Ona chyba zorientowała się o co chodzi i teraz chce się zemścić. Co za głupia baba... No i tym pozytywnym akcentem kończę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Evolet jest wręcz przekonana, że może wszystko, popis tego da w kolejnym rozdziale. A generałowie przede wszystkim chcą się popisać, gdy mają czas, bo żaden z nich nie chciałby jej podpaść.

      Usuń
  2. Przyznaję, że opis transformacji Ladvariana był o wiele ciekawszy niż pierwszy opis transformacji Kaelasa, jednakże trzeba to zrozumieć, że wtedy bestia była pilnowana przez Kendappę, a tutaj bestia jest sama i atakuje bezlitośnie. Zaskoczyło mnie jednak to, że sierść Ladvariana jest taki sama jak Kaelasa, co też wnioskuje, że obydwaj panowie mogą być Legendarnym Wojownikiem... Ale ja nadal jestem przy swoim zdaniu.

    Po tym rozdziale Evolet przedstawiła swoją prawdziwą naturę. Wszystko wskazuje na to, że doskonale wie, kto atakuje jej przedmieścia i za wszelką cenę chce zatrzymać przy sobie księcia. A to zdanie o tym, że chce z sierści zrobić sobie futro, zaśmiałam się jak głupia:D Zapewne nie tak szybko dostanie to czego chce, z trygysołakami nie ma żartów :D

    Jestem już ciekawa ciągu dalszego :)
    I muszę przyznać, że Elfaba wykonała dla Ciebie przeuroczy szablon, cudny jest :)

    Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Różnica też polega na tym, że Kaelas za pierwszym razem stracił całkowitą kontrolę i przez to nie było żadnego pola do popisu. Natomiast Ladvarian od razu zapanował nad bestią i dzięki temu może sobie pohasać i pomordować.
      Jeszcze nie do końca prawdziwą, bo kropka nad i zostanie dodana w następnym rozdziale.
      To zdanie z futrem chciałam dodać do zapowiedzi z tego rozdziału, ale nie udało się tego sensownie posklejać.

      Usuń
  3. Comasz na mysli, pisząc: przedostatni rozdział tej sagi???? mam andzieje, że chodzi Ci o fragmenty z Yaskaas... Zanim zacznę opisywać wrażenia, muszę wkleić zdanie które jest bez ładu i składu, chyba je poprawiałaś i coś pomyliłaś: "Nie minęło dużo czasu, gdy na polu walki, przypominającym obecnie krwawą masakrę, gdyż wszędzie leżały ciała, większość uszkodzonych, kąpiące się w szkarłatnej krwi, która tylko wyostrzała zmysły bestii i wzywała do dalszej rzezi."

    Co donotki uważam że świetnie opisałaś Ladvariana jako bestię. Widać że bardziej kontroluje siebie jako bestię, a może inaczej - ma świadomość, kim jest, nawet przy zamianie. Nie wiem, czy nie odczuywał bólu, ale sam opis był dojrzalszy niż w przypadku Kalesa. Co oczywiście nie zmienia faktu, że to może ten drugi jest prawidzwym wybawicielem... a może obaj? w każdym razie jednak Ladvarian chyba powinien się opanować. Mam wrażenie, że jak tak dalej pójdzie, to może się skończhyć nieciekawie. mam nadzieję, że dla ludzi Vreiskasa... tylko że zdaje mi się, że to księżniczka może ucierpić. ale nie będzie mi jej żal. ktoś powinien dać jej niezłą nauczkę. Inna kwestia, że nie spodziwał się, że zacznie myśleć i rozwiaze kwestię relacji Ladvariana z Falonarem...jestem pod wrażeniem, aczkolwiek wolałabym nie być xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że o fragmenty z Yaskas. Całość jeszcze potrawa, a potrwa. No, może i tak jestem już za połową, ale mimo to sporo do napisania jeszcze zostało.
      Sama nie wiem, jak to zdanie przetrwało w takiej formie, ale chyba rzeczywiście coś pokręciłam przy poprawianiu, bo pamiętam, że coś z nim robiłam.
      Ból był, ale Ladvarian to doświadczony wojownik, dla którego to nie stanowi większej przeszkody. I też dzięki temu udało mu się w pełni zapanować nad bestią, nie pozwalając jej przejąć kontroli.
      Evolet jeszcze niejedno ma w zanadrzu i nieraz jeszcze to pokaże.

      Usuń
  4. Bardzo podobał mi się opis transformacji Ladvariana, i tym razem było nawet drastyczniej niż w przypadku Kaelasa, choć ten zdaje się, w przeciwieństwie do Kaelasa, kontrolować się podczas przemiany. Ciekawe, od czego to zależy? No ale obaj mają białe futro, myślałam, że tylko K. będzie odmieńcem, a tu proszę.
    Ale spodziewam się, że będzie miał kłopoty, i to duże kłopoty. W końcu Evolet zdaje się domyślać, że to on za tym stał. W ogóle coraz bardziej nie lubię tej bohaterki. Kiedyś była mi obojętna, w ostatnich rozdziałach ją znielubiłam za jej kapryśne zachowanie, zaborczość względem Ladvariana i w ogóle. Niby mu pomogła z mieczem, ale na pewno miała w tym interes i pewnie to ona doprowadziła do tego, że Falonar choruje, zapewne z zazdrości. Ale te kawałki z jej perspektywy były fajnie napisane też. Ciekawi mnie, jak ta sytuacja się zakończy. Bo Ladvarian w końcu się przemieni z powrotem, ale przypuszczam, że to nie koniec jego problemów. Mam jednak nadzieję, że uda im się uciec z tej planety.
    To ostatni rozdział z tej sagi? Więc potem powrót do trójki? O, fajnie, bo troszkę mi już brakuje ich perspektyw. Ale w każdym razie - rozdział moim zdaniem bardzo udany, obfitujący w akcję i dobre opisy :)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Rozdział przedostatni, został jeszcze jeden. A potem dość długa saga o trójce, w której nadal brakuje mi jednego fragmentu, który pominęłam w trakcie pisania i nie chce mi się do niego wrócić.
      Przede wszystkim Ladvarian jest bardziej wyszkolonym wojownikiem, wyróżniającym się na tle swojej rasy, a Kaelas w trakcie tej pierwszej przemiany był raczej żółtodziobem, który nie potrafił poprawnie używać miecza.
      Tak naprawdę Evolet dopiero teraz dostała swoje pięć minut i może pokazać, jaka jest naprawdę. Wcześniej była widziana tylko oczami zakochanego Ladvariana, do którego nie docierały nieprzychylne opinie Falonara.
      I ona we wszystkim, co robi ma swój interes. Inaczej w ogóle by się jej to nie opłacało i nie marnowałaby swojego cennego czasu.

      Usuń
  5. Podobał mi się ten rozdział ^^
    Czyli jednak błędnie wnioskowałam pod poprzednim rozdziałem, że Ladvarian również zatracił się w bestii i dał jej przejąć kontrolę. On tą kontrolę cały czas miał!
    No, ale tutaj chyba nie ma co się dziwić. Kaelas jest mniej, a przynajmniej był przez pewien czas mniej doszkolony i świadomy tego, co się dzieje. Teraz oboje mają równe szanse. Tylko zastanawia mnie ten kolor futra. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że to Kaelas będzie przez niego wyjątkowy, a tu proszę. Wcale tak nie jest.
    W ogóle opis przemiany L. bardzo mi się podobał. Dokładnie wszystko opisałaś, tak że wyobrażenie sobie tego nie stanowiło wielkiego problemu.
    Zaniepokoiła mnie jednak Evolet. Skoro domyśliła się prawdy. Zarówno tej o związku L. i Falonara oraz tej o przemianie Ladvariana w tygrysa, stała się niebezpieczna. I to bardzo. Trochę się obawiam co z tego może wyniknąć. Czuję, że jeszcze trochę problemów sypniesz na tą dwójkę.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, i oczywiście zapomniałam - bardzo podoba mi się ten nowy szablon. Ma w sobie to coś ;)

      Usuń
    2. Dziękuję :)
      Oj tak łatwo i szybko nie wyjdzie na jaw, który z nich jest tym wyjątkowym, o którym mówią legendy. Zostawiam to sobie na finał ;)
      Evolet na pewno na laurach nie spocznie i jeszcze wiele będzie miała do powiedzenia, o czym więcej w kolejnym rozdziale. A ja na razie nic nie mówię, by nie popsuć odbioru ;)

      Usuń
  6. Przy Ladvarianie Kaelas wypada naprawdę blado... No ale co sie dziwić. Ladviś trenuje od dziecka z najlepszymi, nie wychowywał sie wśród biedoty. No i jest też dowódcą od dłuższego czasu, umie przelać ki do miecza, a teraz jeszcze zamienia sie w tygrysołaka - nawet nie pytam kto teraz ma większe szanse w pojedynku, nie jest to konieczne. Dlatego też i przemiana Ladvarian wyszła znacznie lepiej i również ty miałąś większe pole do popisu, które zresztą wykorzystałaś ;)
    No, przyznam szczerze, byłam ciekawa jakie futerko będzie miał książę. Tak sądziłam, że białe, ale - nigdy nie wiadomo do końca. W każdym razie to chyba ostateczny dowód, że obaj panowie są bracmi duszy - no, chyba że Falonar sie przemieni i też będzie biały :P A właśnie: Faluś to w ogóle się przemieni? Bo wrednie zamknęłaś go w pokoju bez okien i jak on teraz zoabczy księżyc? Skoro źle sie czuje, to raczej nie bedzie sobie spacerował - jak Ladvarian (chociaż Ladviś to raczej zwiewał z przyjęcia niż spacerował :P).
    Evolet... ach Evolet, ty potworze. Ale wyłazi z niej egocentryczka. Ma w nosie, że giną jej poddani, bo przecież JEJ zawracają głowę, ma w powazaniu, że ludzie jej ojca zostali wyrżnięci, bo JEJ przeszkadzają. Ona nawet ma gdzieś wszystkie środkie ostroznosci, jakie zachował jej własny ojciec (który jest znacznie potężniejszy od niej i na pewno mądrzejszy) względem Landarczyków, księżyca i Garudy. Bo w ogóle to Vrieskas ją wrobił, spodziewając sie takiego zachowania? jakoś nie jestem w stanie uwierzyć, że nic a nic nie wiedział o wizytach Ladvariana u Evolet (a i ona nie oże pragnąć śmierci ojca, bo nie mówiła by o nim "tatuś", gdyby rzeczywiście miała zamiar przyczynić sie do jego śmierci). No i jeszcze jest strasznie zaborcza - będzie miała zwierzaka i koneic kropka (raczej nie dla bezpieczeństwa ksiecia, nie oszukujmy się). A, co ciekawe, ona wcale nie niepokoiła się o życie Ladvisia, wysyłając tam tych wszystkich generałów (w obronie własnej raczej szybko przekalkulowaliby co bardziej im sie opłaca), więc chyba aż tak jej na nim nie zależało. Taka zabawka, całkiem fajne oderwanie od codzienności.
    A czy przemiana w tygrysiaka nie poszerzy teraz umiejętnosci władania ki Ladvariana? Pewnie i tak do Vriesia będzie mu wieele brakowało, ale to zawsze by był jakiś progres :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego też Kaelas pierwszy musiał znaleźć sposobność, by się przemienić, bo po takim popisie Ladvariana wypadłby jeszcze gorzej. A tak miał swoje pięć minut w oczach czytelników ;)
      Nie no, z Falusiem już nie przesadzajmy, ale mogę powiedzieć, że za jakiś czas na niego też przyjdzie pora (ile ja się nagłowiłam, by go sensownie teraz wyeliminować), by wyraźnie podkreślić różnice między tamtą dwójką, a takim standardem.
      Co do wizyt Evolet i Ladvariana, to coś na pewno wiedział, ale nie sądził, że jego córka posunie się aż tak daleko, szczególnie, że wiedziała, co się może stać. Zakładał, że wykaże się większą inteligencją i nie będzie łamać tych naprawdę poważnych praw.

      Usuń
    2. Ale żeby tak Falonara eliminować? Wiesz co? To ja Evolet oskarżałam, a tu się okazuje, że jeszcze autorka czyha na biedaka :( A róznic jestem bardzo ciekawa :D
      Bosz - to on tak sero nic nie wie? Matko jedyna ale z Evolet to młotek, zwyczajnie słów brakuje. Jest w tym jakiś pozytyw - już zacieram rączki na łomot, który dostanie od "tatusia" :P

      Usuń
    3. Tatuś zwykle przymykał oko na wyczyny córeczki, bo nigdy nic złego się nie stało. Ale wyrozumiałość też ma swoje granice i córunia na pewno za swoje dostanie.

      Usuń
  7. Cieszę się, że Ladvarian zapanował nad bestią. Gdyby i on stracił kontrolę... no byłoby to troszkę nudne. A tak mamy i taki przypadek, i taki. Bardzo mi się to podobało. Ogólnie opis transformacji był bardzo zgrabnie napisany. Chociaż ja wolałam przemianę Kaelasa. Wtedy to było dla mnie coś nowszego... No, chodzi mi o to, że teraz wiedziałam czego się spodziewać. Mniej więcej. Chociaż przyznaję, książę mi zaimponował. Całkowita kontrola. Ech, ale właściwie można się było tego spodziewać. Jest świetnie wyszkolonym wojownikiem, wspaniale walczy i ma to opanowane do perfekcji. Żebym tylko nie przegięła :p A Kaelas to niestety przy nim zwykły parobek. Co prawda idzie mu już lepiej, ale... no w kwestii doświadczenia zawsze będzie gdzieś z tyłu.
    Sama bestia... Cóż, w sumie gdzieś mi przez głowę przemknęła myśl że i ta będzie wyjątkowa. Za szybko nie zdradzisz kto jest Legendarnym Wojownikiem, hm,? Nie byłoby zabawy ^^
    Jeśli chodzi o Evolet, to... zaczynam ją lubić. Hahha, wredne, przebiegłe, władcze babsko w stylu "mój tatuś jest królem i dzięki temu mogę wszystko" :) Coś czuję, że w kolejnym rozdziale namiesza i to ostro. I już nie mogę się doczekać!
    I jeszcze jedna sprawa... chyba ostatnio wyleciało mi to z głowy, ale bossskie jest ten szablon :) Bardzo, bardzo mi się podoba!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Wiadomo, że pierwsza przemiana zawsze wzbudza większe "łał", ale do tej drugiej też kiedyś musiało dojść, szczególnie, że obaj mają białe futerko.
      Niestety, Kaelas tak szybko doświadczenia nie zdobędzie, ale też zaciekle trenuje i nie jest już tym samym chłopakiem, którym był na początku.
      O, w następnym będzie się działo ;)

      Usuń
  8. I znowu w porównaniu do Ladvariana Kaelas wypada blado. Książę zdaje się, że od razu zapanował nad bestią, a ponadto wydaje się być potężniejszy i chyba nie miałby większego problemu nawet, gdyby Evolet nasłała na niego wszystkich swoich ludzi. No chyba, że się mylę i na koniec tej sagi zaserwujesz nam zniewolenie Ladvariana. Ogólnie obaj Bracia Duszy postacią tygrysołaka są do siebie podobni z wyglądu, co utwierdza mnie w przekonaniu o ich połączeniu.
    Evolet w tym rozdziale mnie wkurzyła bardziej niż normalnie. Przede wszystkim wzmianką o futrze, których przeciwniczką jestem, ale i również swoim egoizmem. Zwyczajnie gdzieś ma tych wszystkich ludzi, którzy zginęli, bardziej liczy się dla niej zniewolenie Ladvariana. Podoba mi się ta saga pod tym względem, że przybliża nam jej postać, chociaż pod tym niekorzystnym kątem. Nic dziwnego, że w bohaterach obok jej zdjęcia jest wąż (a tak nawiasem to czcionka w obrazkach z bohaterów zlewa się z tłem.).
    To póki co mój ulubiony rozdział z tej części historii. Wszystko było bardzo dynamiczne i kapitalnie opisane :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A miało nie być księżyca... Wyrocznia obiecała.

    OdpowiedzUsuń