Wojny zaczynają się, kiedy chcesz, ale nie kończą,
kiedy prosisz.
Nicclò Machiavelli
Kendappa i HF257 ze szczytów skał
obserwowały świątynię. Reszta ludzi Vrieskasa kręciła się nieopodal i
przygotowywała statki do odlotu z Alatum.
–
Jak jest na Yaskas? – zapytała w końcu dziewczyna, by przerwać milczenie.
Rozmyślanie o tym, czy matka zgodzi się na jej wylot, czy będzie musiała odejść
z domu stawało się nie do wytrzymania.
–
Zupełnie inaczej. Na początku pewnie to cię przerazi, skoro znasz tylko skały,
ale przyzwyczaisz się i pokochasz tę piękną planetę – odpowiedziała z
uśmiechem. – Spodobałaś się wielmożnemu Vrieskasowi, więc założę się, że
osobiście będzie nadzorować twoją edukację i niczego ci nie zabraknie.
–
Dlaczego? – zdziwiła się. Nie mogła zrozumieć, co w sobie miała, że mężczyzna tak
przejął się jej losem.
–
Nie wiem. To typ samotnika, który nikomu nie zwierza się z powodów swych
decyzji.
HF257
chciała chyba coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy rozległ się wielki huk.
Kendappa z przerażeniem obserwowała, jak gmach świątyni wylatuje w powietrze.
Grube, kamienne ściany kruszyły się, jakby wykonano je z wafelków. Chmura dymu
chwilowo zasłoniła jej widoczność, a gdy już nieco opadła, dziewczyna
zobaczyła, że po budynku nie pozostało nic. Mechanicznie zakryła usta dłonią, a
oczy rozszerzyły się kilkukrotnie. Towarzyszka chyba coś mówiła, ale do jej
uszu nie docierał żaden dźwięk. Co tam się mogło stać?
Wtedy
ciszę przerwał kolejny dźwięk. Tym razem był to jednak odgłos rogu, który nie
wróżył nic dobrego.
–
Co to jest? – zapytała HF257, marszcząc brwi i stukając w oprawki okularów.
– Wzywają
wszystkich mieszkańców do broni. Mają zabić za wszelką cenę – odpowiedziała
automatycznie. – Nie dopuścić do tego, by komuś udało się uciec. A słabsi mają
natychmiast lecieć do schronu w wyższych górach.
–
Jesteś pewna?
Jednak
Kendappa już jej nie słuchała. Rozprostowała skrzydła i wzbiła się w powietrze.
–
Zaczekaj! Gdzie ty lecisz?! – krzyknęła jeszcze za nią HF257.
–
Muszę znaleźć siostrę. To nie zajmie długo. Wrócę!
Kobieta
coś jeszcze do niej wołała, ale Kendappa przyspieszyła i po chwili zostawiła ją
daleko w tyle. Musiała znaleźć Somę, zanim będzie za późno. Matka zaatakowała
Vrieskasa, co znaczyło, że może zrobić się niebezpiecznie. Jeżeli obie miały
się stąd bezpiecznie wydostać, to teraz. Inaczej mogłoby być za późno.
Do
domu dotarła bez większych problemów. W czasie lotu widziała Alatańczyków
zmierzających w kierunku ruin świątyni, na ich twarzach dostrzegła przerażenie,
ale mimo tego stawiali się na zawołanie. Wokół góry panował zgiełk, ale starała
się nim teraz nie przejmować. To Soma się liczyła. Tylko Soma.
Wpadła
do domu. Przeklęła, gdy okazało się, że nikogo w środku nie było. Pobiegła do
swojej sypialni i ze skrytki pod łóżkiem wyjęła sztylety, które siostra dała
jej jeszcze nie tak dawno temu. Przypięła je do pasa i wtedy usłyszała, że ktoś
wchodzi do domu.
Poczuła
olbrzymią ulgę, gdy zobaczyła Somę. Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby musiała
skonfrontować się z matką.
–
Co ty tu jeszcze robisz?! – krzyknęła młodsza z sióstr.
–
Przyszłam po ciebie, musimy uciekać – wyjaśniła szybko Kendappa. – Nie ma
czasu.
–
Uczę się na wojowniczkę i muszę stanąć do boju. Ty leć do schronu i tam czekaj
– powiedziała spokojnie, jakby próbowała tłumaczyć coś nierozumnemu dziecku.
–
Nie, nie rozumiesz…
–
Przylecę tam, gdy to wszystko się skończy – zawahała się przez chwilę, po czym
odpięła od pasa jeden ze swoich sztyletów. – Weź to jako dowód.
Podała
siostrze broń o rękojeści lwa.
–
Nic nie rozumiesz… – jęknęła Kendappa po raz kolejny. – Musisz lecieć ze mną,
oni…
–
Już dobrze – próbowała uspokoić ją Soma. – Spotkamy się, gdy to wszystko się
skończy, a jutro znów potrenujemy – dodała z lekkim uśmiechem. – Przysięgam. A
teraz leć, musisz być bezpieczna, byś potem to ty mogła nas prowadzić.
I
zanim Kendappa zdołała cokolwiek zrobić, Soma wybiegła z domu i wzbiła się w
powietrze, zostawiając jeden ze swych sztyletów.
–
Soma… – jęknęła jeszcze dziewczyna przez łzy, jednak nikt już jej nie usłyszał.
~ * ~
Vrieskas
wraz z piątką swych ludzi próbował dostać się na dół na małych skuterach, ale
było to ciężkie wyzwanie. Alatańczycy rozpoczęli atak. Zabrał ze sobą
najlepszych strzelców, dwoje łuczników i troje korzystających z pistoletów,
wierząc, że uda im się zestrzelić skrzydlatych wojowników, ale nie spodziewał
się, że będą musieli tak długo bronić się na skuterach. Nie tak to zaplanował.
Wtedy
jego oczom ukazały się większe statki powietrzne przychodzące z odsieczą. Tamte
posiadały szerokie skrzydła i pilotowało się je od środka. Vrieskas dokładnie
obliczył w głowie czas potrzebny tamtym na dostanie się tu, po czym wytworzył
podmuch mocy, odpychając od siebie kilkoro Alatańczyków. Następnie zeskoczył ze
skutera i łatwo wylądował na skrzydle większego pojazdu.
Niestety,
musiał przy tym podeprzeć się na lewej ręce, która boleśnie zaprotestowała
przeciwko jakiemukolwiek nadwyrężeniu. Syknął cicho, po czym natychmiast
podniósł się na nogi. Obok niego znajdował się już jeden z łuczników,
napinający łuk do następnego strzału. Trójka pozostałych także zdołała się
przetransportować. Jednak nigdzie nie dostrzegł SiN694, najwyraźniej kobieta
nie miała tyle szczęścia. Albo nie zeskoczyła w odpowiedniej chwili, albo
dopadli ją Alatańczycy.
–
Wielmożny, HF257 właśnie nas poinformowała, że ten dźwięk był wezwaniem do
boju. Zaraz mają się tu pojawić mieszkańcy okolicznych skupisk ludności. Tak
przynajmniej twierdzi ta alatańska dziewczyna – zawołał do niego łucznik.
Musiał
otrzymać tę wiadomość przez nadajnik, który miał przymocowany do ucha, by
komunikować się z pozostałymi.
–
Nie możemy im na to pozwolić! – krzyknął Vrieskas, by przygłuszyć harmider
towarzyszący walce. Posłał kolejną wiązkę energii w stronę nadlatującego
Alatańczyka. – Przekaż pilotom, by kierowali się w stronę kapsuły. Musimy
zakończyć to jak najszybciej. Skoro mamy zniszczyć planetę, nie musimy się z
nimi bawić. Dołączę do was na czas!
Po
tych słowach zeskoczył ze statku. Wybrał odpowiedni moment, gdy pojazd
znajdował się dość blisko ziemi. Spojrzał po raz ostatni w górę, by z
odległości ocenić sytuację. Trzy samoloty latały wokół szczytów górskich,
starając się dotrzeć z powrotem do bazy. Na ich skrzydłach czwórka strzelców
próbowała zabić lub uszkodzić skrzydła jak największej liczbie Alatańczyków.
Przez
chwilę obserwował, jak przedstawiciele skrzydlatego ludu spadają na ziemię
niczym kamienie. Mieli szczęście, pomyślał. Zginą teraz, nie podczas wybuchu planety. Wokół panował harmider, wielu krzyczało, przygłuszając
się nawzajem. Nikt nie dostrzegł jego ewakuacji. Trochę tego żałował, ale
wiedział, że poradzą sobie bez niego. W końcu nie była to pierwsza planeta,
którą miał zamiar zamienić w kosmiczny pył.
Vrieskas
oddalił się od miejsca walki, by trudniej było go wypatrzeć z powietrza.
Potrzebował też jakiejś doliny, by zapoczątkować ostatni etap planu. Przez
skały też by się przebił, ale po co miał sobie wszystko utrudniać. Dodatkowo
znów dokuczała mu lewa ręka.
–
Nie uciekniesz! – Usłyszał za sobą.
Zatrzymał
się, stwierdzając, że to miejsce będzie dobre, po czym odwrócił się, by
zobaczyć, kto chciał go powstrzymać.
~ * ~
Kendappa
opuściła dom w pośpiechu, nie mogąc uwierzyć w to, że Soma jej nie wysłuchała.
Obie musiały uciekać, obie musiały jak najszybciej dotrzeć do statków
Vrieskasa, by bezpiecznie opuścić Alatum. Tutaj nie miały już czego szukać i
wątpiła, aby schron okazał się miejscem, w którym będzie można przeczekać walkę.
Ściskając
w dłoniach sztylet siostry, leciała z powrotem do miejsca, gdzie zostawiła
HF257. Musiała się spieszyć. Miała wrażenie, że rozgardiasz przy ruinach
świątyni przybierał na sile, a niebawem wzrośnie jeszcze bardziej, gdy do
obrońców dołączą mieszkańcy okolicznych siedlisk.
Nagle
dostrzegła jakiś ruch w dole. Ze zdziwieniem zorientowała się, że to Vrieskas
stał naprzeciwko Gathrana, głównodowodzącego alatańskich wojowników i zarazem
ochroniarza wielkiej kapłanki. Powinna lecieć do HF257, ale instynkt
podpowiadał, by została tutaj. Posłuchała go i sfrunęła na pobliską skałę,
przyglądając się mężczyznom.
–
Sądziłem, że nikt nie przeżył wybuchu – odezwał się Vrieskas.
–
Nie jestem byle kim. Nie bez powodu otrzymałem miano najlepszego wojownika.
–
Bycie dobrym w boju jeszcze niczego nie dowodzi – prychnął w odpowiedzi.
–
Zabiję ciebie, a następnie tę małą zdrajczynię, która przyczyniła się do
śmierci wielkiej kapłanki! – zawołał, przybierając pozycję do ataku.
–
Odkąd tutaj wylądowałem, słyszałem tylko czczą gadaninę. Tak naprawdę nie
potraficie nic zrobić. Pokażę ci moją potęgę, zobaczymy, czy wtedy będziesz
nadal się tak przechwalać.
Ku
zdziwieniu Kendappy Vrieskas przykucnął i położył prawą dłoń na ziemi. Nie
potrafiła dostrzec wyrazu jego twarzy, ale była niemal pewna, że pojawiło się
na niej skupienie. Szykował się do czegoś. Nagle poczuła na skórze mrowienie.
Miała świadomość, że brało się ono z aury, którą zaczął emanować Yaskaskanin.
Wzmógł
się wiatr, ziemia zatrzęsła się i pękła pod dłonią mężczyzny. Po czym wszystko
się skończyło, tak nagle, jakby nigdy nie miało miejsca. Vrieskas wyprostował
się i ponownie spojrzał na Gathrana.
–
Mam się przestraszyć dziury w ziemi? – prychnął wojownik.
–
Powinieneś. Energia dotarła w głąb planety i naruszyła jej jądro. Nie zostało
wam już wiele czasu.
Jakby
na potwierdzenie jego słów, ze szczeliny wydobył się obłok pary. Właśnie ten
moment wykorzystał Gathran, by zaatakować. Jednak Vrieskas zrobił błyskawiczny
unik. Był dużo wyższy, a mimo to poruszał się zgrabniej od Alatańczyka. Na
dodatek lewą rękę cały czas trzymał sztywno przy ciele, a czasem nawet
podtrzymywał ją prawą.
Ta
demonstracja nie trwała długo. Yaskaskanin kopnął wojownika, po czym posłał w
jego stronę wiązkę jasnego światła, która wydobyła się z jego dłoni. Gdy Gathran
padł na ziemię, Kendappa zauważyła, że w jego piersi znajduje się wielka
dziura. Nie żył.
–
Kazałem ci czekać przy statku – zwrócił się w stronę dziewczyny Vrieskas.
Zadrżała,
nie miała pojęcia, że zdawał sobie sprawę z jej obecności. Chciała się jakoś
wytłumaczyć, ale nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. Sfrunęła ze skały i
wylądowała obok mężczyzny. Wtedy ziemia zadrżała, a szczelina, którą stworzył
Vrieskas, powiększyła się. Najprawdopodobniej Kendappa wylądowałaby na
kolanach, gdyby nie chwycił jej za ramię i nie podtrzymał w pozycji pionowej.
–
Lecisz ze mną, czy zmieniłaś zdanie? – zwrócił się do niej, ale spoglądał w
niebo.
–
Już mówiłam, że nie chcę tu zostać, nienawidzę tego miejsca – jęknęła w
odpowiedzi, starając się powstrzymać szloch. – Musiałam wrócić po sztylety.
–
W takim razie musimy jak najszybciej dostać się do statków. Mam nadzieję, że
dotrzymasz mi kroku.
Kendappa
kiwnęła głową, po czym wzbiła się w powietrze. Vrieskas biegł, zgrabnie
omijając wystające skały. Poruszał się po tak nieprzyjemnym terenie z gracją,
jakby się tutaj wychował i znał go na pamięć. Lewą rękę podtrzymywał prawą i
wiedziała, że coś musiało mu się w nią stać. Może ucierpiała podczas walki?
Cieszyła
się, że nikt więcej ich nie dogonił. Nie miała ochoty na spotkanie z innymi
wojownikami, którzy także próbowaliby zabić Vrieskasa i może także i ją, gdyby
oznajmiła, że jest z nim.
Leciała
prosto i dopiero po chwili zorientowała się, że przed nimi znajduje się przepaść.
Dla niej nie stanowiła ona problemu, ale Vrieskas musiałby zejść po nierównych
skałach. Wątpiła, aby nawet on potrafił tego dokonać, a na dodatek liczył się
czas. Najgorsze, że nie dało się tego obejść, gdyż baza znajdowała się w dole.
Yaskaskanin
zatrzymał się na skraju przepaści, zapewne zastanawiając się, co powinien
zrobić. Kendappa doszła do wniosku, że istnieje tylko jedno wyjście i miała
nadzieję, że uda jej się zrealizować ten plan.
Podleciała
do Vrieskasa i złapała go pod pachy, po czym uniosła nad ziemię. Nigdy nie
dźwigała takich ciężarów. Potrzebowała więcej siły, by zmusić skrzydła do
dalszej pracy. Pot zaczął spływać jej po skroni, po kilkunastu ruchach miała
wrażenie, że już więcej nie da rady, ale niestrudzenie parła naprzód, ignorując
wołanie umysłu, by dała sobie spokój. Albo by puściła niepotrzebny ciężar.
Nagle
dostrzegła w oddali jeden z większych statków powietrznych. Ucieszyła się na
jego widok, ale po chwili cała radość wyparowała, gdyż obok niego leciała
dwójka alatańskich wojowników. Jeżeli by zaatakowali, to nie miała żadnych
szans.
–
Jeszcze trochę – jak przez mgłę usłyszała głos Vrieskasa.
Zmusiła
się do dalszego wysiłku, pokonała kawałek drogi i wtedy tamta dwójka ich dostrzegła.
Wojownicy zaprzestali natarcia na powietrzny wehikuł i przyspieszyli, by
znaleźć się przy niej. Piloci najwyraźniej także musieli zorientować się, że
coś było nie tak, gdyż maszyna również przyspieszyła.
–
Puść mnie – powiedział nagle Vrieskas.
– Jest
za wysoko – wydyszała, żałując, że w ogóle się odezwała, gdyż to tylko
zabierało jej dodatkową energię.
–
Samolot mnie złapie, a ty już nie dajesz rady. Byłabyś łatwym celem.
Bez
sprzeciwu wykonała rozkaz. Odetchnęła z ulgą, gdy pozbyła się tak dużego
ciężaru. Vrieskas miał rację, gdyż latający wehikuł wyprzedził Altańczyków i mężczyzna
mógł wylądować na jego skrzydłach. Spojrzał na wojowników i posłał w ich stronę
jasne wiązki mocy. Jednak przed śmiercią jeden z nich zdołał wyrzucić sztylet.
Kendappa z przerażeniem zorientowała się, że skierowany był na nią. Próbowała
zrobić unik, ale była zbyt wolna i ostrze z łatwością przecięło kamizelkę i
skórę. Z boku popłynęła jej krew. Miała nadzieję, że nie była to zbyt głęboka
rana.
Latający
pojazd już zawracał, dlatego bez ociągania ruszyła za nim. Tym razem
bezpiecznie dostali się do bazy. Tam najwyraźniej czekano już tylko na powrót
Vrieskasa. Na twarzy HF257 pojawiła się ulga, gdy zobaczyła dziewczynę razem ze
swym władcą.
Statek
natychmiast wystartował, ale po krótkim i niesamowicie szybkim locie zatrzymał
się. Zaciekawiona Kendappa podeszła do jednego z okien. Ze zdziwieniem
stwierdziła, że w kosmosie panują ciemności. Gdzieniegdzie dało się dostrzec
jasne punkciki, zapewne gwiazdy, ale nie było tu nic innego wartego uwagi.
Zastanawiała
się, dlaczego się zatrzymali i wtedy zobaczyła, że po lewej stronie w ciemności
unosi się jasnobrązowa, wielka kula. Otaczały ją liczne statki podobne z
zewnątrz do tego, w którym się znajdowała.
–
To Alatum? – zapytała z ciekawością, nie mogąc pojąć, jak to się dzieje, że
stąd nie widać żadnych gór. I jak mogła żyć na czymś okrągłym i nie zdawać
sobie z tego sprawy?
–
Tak – odpowiedział stojący za nią Vrieskas, po czym zwrócił się do HF257: –
Wydaj rozkaz ostrzału.
Kobieta
kiwnęła głową. Kendappa miała wrażenie, że nic nie zrobiła, ale po chwili ze
statków otaczających planetę zaczęły wydobywać się jasne promienie. Wyglądało
to tak, jakby Alatum je wchłaniała. Jednak po chwili brązowa kula zabarwiła się
na czerwono i zaczęła drżeć. W ułamku sekundy pojawiła się na niej siatka
czarnych, krzyżujących się ze sobą linii. A potem wybuchła. Zamieniła się w
kosmiczny pył i rozproszyła na wszystkie strony świata.
Sprzedała
ojczyznę za marzenia. Poczuła dłoń Vrieskasa na ramieniu.
–
Dziękuję za wszystko, co dla mnie dzisiaj zrobiłaś.
Mimowolnie
zadrżała. Wiedziała, że nie miało to nic wspólnego z mężczyzną ani z widokiem,
którego przed chwilą była świadkiem. Na dodatek zrobiło jej się przeraźliwie
zimno. Momentalnie zrozumiała, że nieopatrzona rana dała o sobie znać.
Zacisnęła rękę na krwawiącym boku i poczuła, że robi jej się słabo. Upadłaby,
gdyby nie pochwyciły jej silne ramiona. Vrieskas wziął ją na ręce, jakby nie
ważyła więcej niż piórko. Automatycznie oparła głowę o jego pierś.
–
Wezwij kogoś, by się nią zajął.
Powoli
wszystko zaczynało się zmazywać, a głosy docierały jakby z oddali.
–
Wielmożny Vrieskasie, jeden ze statków destrukcyjnych wysłał nam wiadomość, że
jakiś nieznany statek przedarł się przez naszą linię. Ktoś oprócz nas uciekł z
Alatum.
To
były ostatnie słowa, które dotarły do uszu Kendappy, nie wiedziała, kto to
powiedział. Zanim przyszła ciemność, pomyślała o Somie.
~ * ~
Łał, udało mi się dodać na
czas. Wróciłam z wakacji i nie chce mi się jeszcze bardziej niż przed wyjazdem.
A planowałam do końca września napisać notki do końca roku kalendarzowego. Ale
najwyraźniej nic z tego. Może coś mnie natchnie po nowym odcinku Glee, skoro ma
być głównie o Klaine (już się Jaenelle oczka świecą) i poświęcony The Beatles <3
Co do zaległości, to już
wszystko przeczytałam i niebawem pojawię się z komentarzem, ale z racji
lenistwa daję sobie czas do jutra włącznie.
Kolejny dobry rozdział, obfitujący w retrospekcje ^^. Czytało się bardzo szybko. Ledwie weszłam i zaczęłam czytać, a już dotarłam do mowy odautorskiej. Tak z ciekawości - na ile wyrazów zazwyczaj piszesz odcinki?
OdpowiedzUsuńCieszę się, że opisałaś nam do końca, jak wyglądał koniec Alatum i odejście Kendappy z przybyszami. Szkoda jednak, że nie udało jej się zabrać ze sobą siostry. W końcu zapewne były ze sobą bardzo blisko. Ta nie chciała jej słuchać i poleciała, i zapewne zginęła, skoro ileś rozdziałów temu Kendappa widziała jej zjawę w jaskini. Pewnie ta strata była dla niej najtrudniejsza. Choć świadomość tego, co spotkało resztę mieszkańców Alatum, też musiała być straszna, nawet jeśli pragnęła się stamtąd wyrwać.
Wygląda na to, że tylko ona się uchowała, i że przybysze z jakiegoś dziwnego powodu postanowili ją zabrać, choć przecież, kiedy przestali potrzebować jej informacji, mogli się jej pozbyć podobnie jak reszty mieszkańców jej planety. Zastanawiam się, dlaczego ją zabierali. No i teraz zastanawiam się też, czy może jednak ktoś stamtąd uciekł, skoro pojawiła się wzmianka o nieznanym statku? Jeśli tak, ciekawe, kto to był i czy jeszcze kiedyś się tego dowiemy. Mam jednak wrażenie, że nie wspominałabyś o tym bez powodu, i że ta niby drobna rzecz może mieć jeszcze jakieś znaczenie.
Dziękuję :)
UsuńChciałam już skończyć opisywać przeszłość Kendappy (która trochę się rozlazła), bo opowieść musi być kompletna, a potem już nigdzie w treści nie pasowałoby mi dodawanie retrospekcji kogokolwiek z tej trójki (chyba że jakiś krótki Kaelasowy epizodzik).
Soma zniszczenia planety nie przeżyła. Może gdyby posłuchała siostry i odleciała razem z nią, to obie by przetrwały lub żadna z nich. Tego nie wiadomo.
Tak naprawdę, to Vrieskas chciał ją zabrać. Spodobała mu się ta silna, pewna siebie i pragnąca zrealizować swoje marzenia dziewczyna, która pomogła mu w dostaniu się na statek, dlatego dał jej szansę.
Co do liczby słów w rozdziałach, to nigdy nie zwracam na to uwagi. Bardziej patrzę na liczbę stron. Z ciekawości otworzyłam kilkanaście najnowszych rozdziałów i średnia wyszła około 3000, ale niektóre mają 2400, inne 3500.
Nie mam pojęcia dlaczego, ale chyba ten rozdział podobał mi się najbardziej. To pewnie dlatego, że pojawił się ten motyw z opieką Vrieskasa nad Kendappą. Ona wydaje się tu być taka krucha i delikatna, co zupełnie nie widać było we wcześniejszych. No w końcu to retrospekcje, więc zapewne wydarzenia, które potem przeżyła ukształtowały ją jako silną i trzymającą na dystans kobietę, bo właśnie taka mi się wydaje. Podobał mi się opis pojedynku Vrieskasa z wojownikiem. Ten pierwszy wręcz emanował siłą i odwagą. Walka była przesądzona od samego początku. Ciągle jednak kołata mi się po głowie jedno ważne pytanie... czemu on właśnie nią się zainteresował i czemu właśnie ją uwolnił z tej planety i wziął za sobą? Czyżby uważał, że jest wyjątkowa.. a może ona ma coś czego on potrzebuje? Wiele opcji, a każda z nich prawdopodobna. Statek? Obcy statek też uciekł z zniszczonej planety? Hm.. coś jednak nie poszło z myślą władcy. Kendappa zareagowała instynktownie, pomagając Vrieskasowi i została przez to ranna. Mam nadzieję, że jego medycy się nią zajmą jak należy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTak, życie i charakter Kendappy ukształtowały głównie te wydarzenia. Zdała sobie sprawę, że aby przetrwać musi stać się silna.
Vrieskas zabrał ją głównie przez wzgląd na charakter Kendappy. Spodobała mu się ta dziewczyna i postanowił dać jej szansę. Zyskał też wierną sojuszniczkę (przynajmniej na jakiś czas).
Zdecydowanie jeden z najlepszych rozdziałów! ale ja tak czekałam na reakcję Kaelasa! Jestem ciekawa jak zareaguje. W końcu Kendappa zawsze jawiła się jako wielka wojowniczka, wiele razy dawała mu do zrozumienia, że jest lepsza. A sama co zrobiła? Za marzenia sprzedała ojczyznę. To raczej skaza na życiorysie wojownika... I pozostaje jeszcze kwestia śmierci siostry. Dziewczyna chyba zdaje sobie sprawę z tego, że to głównie jej wina (świadczy chociażby o tym jej widmo). Choć ja myślę że Somia by tak nie powiedziała. Vrieskas i tak by zaatakował. A ona uczyła się na wojowniczkę i to dla niej była kwestia honoru. Myślę że miała znikome szanse na przeżycie.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie też kto się wydostał. Najpierw pomyślałam o Somie, ale... szybko przypomniałam sobie, że wcześniej było powiedziane, że nie żyje. Raczej nikłe szanse, że zginie później, prawda? Znając życie totalnie mnie czymś zaskoczysz ^^
Dodam jeszcze, że uwielbiam Twoje opisy walki :) Zazdroszczę talentu!
Pozdrawiam!
Dziękuję :)
UsuńTeż lubię ten rozdział i pamiętam, że wyjątkowo dobrze mi się go pisało. Ale reakcja Kaelasa dopiero w następnym, po krótkim podsumowaniu, bez którego jak widzę się nie obejdzie.
W kwestii śmierci Somy Kendappa uznaje siebie jako jedyną winną, bo ostatecznie spotkała się z nią i (według niej) istniała szansa na zabranie siostry, gdyby zawczasu wiedziała, jak niewiele czasu im zostało.
Jak zostało wcześniej powiedziane Soma nie żyje i to jest prawda. Ona nigdy nie uratowała się z Alatum.
Trochę za późno zrozumiała, że źle zrobiła... Kto uciekł z Alatum? Może to jej siostra? Ciekawe, jakby wyglądało spotkanie po latach i jak Soma zareagowałby na widok siostry, która okazała się być zdrajczynią. Tak szczerze, to nadal nie pojmuję, jak Kendappa mogła tak postąpić. Rozumiem, że chciała spełnić marzenia, ale takim kosztem? W ogóle to Vrieskas ma ogromną moc, skoro zdołał naruszyć jądro planety. Nie no, wiedziałam, że jest potężny, ale chyba nigdy tego tak do końca nie pojmę. :d Haha.
OdpowiedzUsuńNie, Soma z Alatum nigdy nie uciekła, zginęła razem z jej mieszkańcami, jak powiedziała to wcześniej Wyrocznia.
UsuńAle jeżeli mamy pogdybać, to wątpię, by Soma o swoją śmierć oskarżyła siostrę, ostatecznie Kendappa była wtedy młoda i naiwna.
Kendappa łatwo nie miała, nikomu zresztą nie życzę takiego widma przeszłości dominującego w poczucie winy. Wspomnienie siostry jest silne, o ile dobrze pamiętam to też ona pojawiła się w jaskini przy wyzwaniu Wyroczni, prawda? Przypuszczam, że Kaelasowi na moment odbierze mowę po tej opowieści, ale nic nie straci w jego oczach. Swoją drogą - to było całkiem słodkie jak tak spontanicznie jej się oświadczył. Aura planety, na której obecnie są mu się udzieliła :D
OdpowiedzUsuńVrieskas jakoś dziwnie opiekuńczy się tu wydawał i zastanawiam się czy to tak naprawdę było, czy tylko punkt widzenia Kendappy to sprawił.
Pozdrawiam
Tak, to właśnie widmo Somy pojawiło się wtedy w jaskini na planecie Wyroczni.
UsuńPunkt wiedzenia Kendappy też nieco zmienia odbiór postaci Vrieskasa, ale mimo wszystko coś z opiekuńczości w sobie miał, bo zależało mu na tym, by dziewczynę całą i zdrową wydostać z Alatum.
Oj tak, ja tak samo miałam, gdy wróciłam ze wsi. Minęło trochę czasu, zanim zajęłam się za nadrabianie zaległości. Jeszcze do tej pory mi się nic nie chce, a już tydzień minął od powrotu.
OdpowiedzUsuńHistoria Kendappy jest naprawdę bardzo smutna. Jak wspomniałam pod poprzednim rozdziałem, nie dziwię się, że kobieta unikała opowieści o przeszłości. Zdradziła swoją ojczyznę za cenę swoich marzeń. Scena rozmowy z Somą mocno mnie poruszyła, a zarazem bardzo zmartwiła, że Soma nie chciała wysłuchać siostry. No i te sztylety... od razu wróciłam pamięciom do momentu, gdy straciła jeden w tą otchłań na Elle. Czyżby to była ta z wizerunkiem Lwa na rękojeści?
Zadziwiły mnie też ostatnie słowa... że ktoś się statkiem wydostał się stamtąd. Ciekawe kto...
Pozdrawiam serdecznie i czekam na dalszy ciąg ;*
Dziękuję :)
UsuńCóż, Soma na pewno nie spodziewała się, że wszystko zakończy się w taki sposób. Nie miała pojęcia, co się stało i ile wiedziała Kendappa, dlatego postąpiła tak a nie inaczej. Dało też o sobie znać jej poczucie obowiązku.
Tak, to właśnie sztylet z wizerunkiem lwa, który dostała od Somy wpadł wtedy w czeluście kosmosu. Ale korci mnie, by wątek tej broni jeszcze w przyszłości wykorzystać. Jeżeli się wpasuje, to pewnie nie będę mogła się powstrzymać ;)
Glee! <3 Tak, tak, tak, też liczę, że po 26 najdzie mnie wena. Plus dam ci spoiler, obrazisz się? Wiem, że nie... :D Blaine + All you need is love + schody z pierwszego spotkania. Zgadnij dlaczego.
OdpowiedzUsuńAlbo ten rozdział był krótki, albo strasznie mnie wciągnął. A może oba? Bo wydaje mi się, że przeczytałam go w sekundę. I znowu doszłam do wniosku, że uwielbiam czytać o V. i mam nadzieję, że niedługo pojawi się o nim coś więcej, bo to szalenie ciekawa sprawa. A jakieś jego rozmyślania, retrospekcje... To by była prawdziwa uczta, takie wejście wgłąb duszy potwora. Jeju. <3
Szkoda mi Kendappy. Tak strasznie, strasznie mi jej szkoda. Widziała, jak z powodu jej marzeń i jednej głupiej, pochopnej, szczeniackiej wręcz decyzji ginie całe planeta, wszyscy, których kochała. Ona naprawdę musi się teraz nienawidzić. I po raz pierwszy naprawdę ją lubię. Chociaż... To skomplikowane. Lubię tę marzycielkę, dziewczynę, którą była kiedyś, a nie kobietę, którą jest teraz. Dziwne.
Ale co z Somą?! Liczę na jakieś wyjaśnienia, na ich spotkanie, cokolwiek. Błagam!
Chaotycznie, ale zasypiam, przepraszam. Ogólnie rozdział bardzo fajny, jak zwykle zresztą.
Weny i tak dalej. <3
Jak mogłaś, teraz jeszcze bardziej nie mogę się doczekać :) A najgorsze, że wolałabym, aby czas trochę zwolnił, bo to mój ostatni tydzień wakacji i od wtorku powrót na uczelnię.
UsuńIlość stron w tym rozdziale była porównywalna do poprzednich, co najwyżej słów było mniej.
Obie Kendappy są jednak inne, bo to głównie te wydarzenia ukształtowały tę starszą i sprawiły, że jest taka. Tak nawiasem mówiąc, to za tą dorosłą wersją sama też nie przepadam, ale innej jej sobie nie wyobrażam.
Soma zginęła razem z planetą. We wcześniejszych rozdziałach powiedziała o tym Wyrocznia raz na zawsze skreślając wszelkie nadzieje Kendappy na to, że jej siostra mogła przeżyć.
Lubię takie powroty do przeszłości, chociaż tutaj zbyt wesoło nie było. Upadek Alatum był strasznym doświadczeniem i nie dziwię się, że tak bardzo wpłynął na Kendappę. Wcześniej wydawała się być taka delikatna, wręcz krucha bym powiedziała. Po latach zmieniła się nie do poznania. Myślę, że też świadomość śmierci siostry miała tutaj kluczowy element. Kobieta doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to jej wina.
OdpowiedzUsuńKurczę, aż się nie mogę doczekać co powie na to wszystko Kaelas. Kobieta wreszcie otworzyła się przed nim, oby tylko tego nie zepsuł! Chociaż to wszystko pewnie nim wstrząśnie. Wątpię czy spodziewał się takich rewolucji. W końcu Kendappa zawsze wypominała mu, że jest od niego lepsza i co? Wcale taka dobra i wspaniała nie jest. Dziecinne marzenia kosztowały sporo - życie wielu bliskich jej osób, a skończyły się zagładą całej planety.
Czekam na ciąg dalszy
Pozdrawiam!
Śmierć siostry jest na pierwszym miejscu, ale zagłada planety także mocno na nią wpłynęła. W końcu był to jej dom przez kilkanaście lat i patrzyła, jak zamienia się w kosmiczny pył. Jednakże nie wszystko było jej winą, jak to wmawia sobie Kendappa, bo ostatecznie Vrieskas zrobiłby to samo.
UsuńReakcja Kaelasa w kolejnym poście, dlatego na razie nic nie mówię. Jednakże Kendappa nigdy nie twierdziła, że jest lepszą osobą, czy podejmuje lepsze decyzje. Zazwyczaj wywyższała się w kwestii umiejętności bojowych i tutaj miała rację.