czwartek, 9 stycznia 2014

Rozdział 81: Na śmierć i życie


Przyszłość zaczyna się dzisiaj, nie jutro.
Jan Paweł II
Kaelas spodziewał się, że władczynię, czy raczej Zzveli, jak mówił o niej Shirasagi znajdą w sali balowej. Jednakże okazało się, że wraz ze swymi ludźmi wyszła na dziedziniec rezydencji. Okna po tej stronie wcześniej zasłaniały kotary. Dość szybko zrozumiał, dlaczego tak było, a zarazem zdziwił się, że przez te wszystkie lata nikt nie zorientował się, że coś na Orjuus było nie tak. Chociaż czy i oni wpadliby na to, gdyby nie wcześniejsze ostrzeżenie Snowa i późniejsza pomoc Reevy. Teraz nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, ale nie była to odpowiednia pora na rozstrzyganie tych kwestii. Najważniejsze, że jeszcze nie wszystko zostało stracone.
Gdy schodzili po stopniach, prowadzących na otwartą przestrzeń, Kaelas z nadzieją spojrzał w niebo. Jednakże jego ciche nadzieje się nie spełniły, księżyc nadal pozostał cienkim rogalem. Otaczały go tysiące błyszczących jasno gwiazd, lecz to nie sprawiło, że poczuł się lepiej. Mały promyczek w jego sercu tlił się z nadzieją, że skoro czuł bestię w ludzkim ciele, to jakimś cudem na niebie dostrzeże pełną tarczę. Niestety, nie było to tak proste. Musiał zdać się na własną siłę i umiejętności, zaufać Shiragasiemu i walczyć zgodnie z tym, czego nauczył go Mistrz Penyu.
Zzveli wraz ze swymi ludźmi, a przynajmniej z częścią z nich, bo Kaelas dobrze pamiętał, że w sali balowej otoczyło ich więcej tęczowych, jak mówiła o nich Reeva. Wszyscy stali przy jakimś zbiorniku, prawdopodobnie basenie, z trzech stron otoczonym krzewami szkarłatnych róż.
Gdy zbliżyli się do nich, Kaelas poczuł jakiś ohydny, mdlący zapach. Wtedy zorientował się, że basen nie był wcale napełniony wodą, a krwią. Cieszył się, że było ciemno i nie widział dokładnie koloru cieczy, ale i tak zbierało mu się na mdłości i z chęcią już teraz opuściłby to miejsce. Kątem oka zauważył, że Kendappa i RM19 też mieli niewyraźne miny, ale trzymali się dzielnie, starając się nie okazywać wrażenia, jaki zrobił na nich ten widok.
Zzveli stała, o ile tak można powiedzieć o takim stworze, przodem do basenu, ale najwyraźniej musiała usłyszeć, jak się zbliżają, gdyż powoli zaczęła się odwracać.
– Elva, ile mam jeszcze na ciebie cze… – urwała gwałtownie, gdy zorientowała się, że to nie Elva zmierza w jej stronę.
Kaelas nie potrafił powstrzymać uśmiechu na widok zdziwienia, a zarazem przerażenia malującego się na jej twarzy. Jednakże Zzveli szybko się opanowała i na jej obliczu pozostał już tylko gniew.
– Dowiem się, kto was wypuścił. Ta osoba może spodziewać się najsroższej kary – mówiła do ludzi stojących po obu stronach swej pani, gotowych do walki, gdyby zaszła taka potrzeba. Landarczyk zauważył, że jeden z mężczyzn wzdrygnął się lekko, ale reszta pozostała niewzruszona. Ostatecznie nie mieli się czego obawiać, bo nikt z nich tego nie dokonał. – Jednakże nie sądziłam, że jesteście aż tak głupi. Na waszym miejscu skorzystałabym z możliwości ucieczki. Może udałoby wam się zdobyć jakiś statek i odlecieć stąd. Przychodząc tutaj, tylko przyspieszyliście własną egzekucję.
– Tym razem pokonamy cię – powiedział Kaelas, chociaż, stojąc twarzą w twarz z tą kreaturą, miał mieszane uczucia i wątpliwości całkiem go nie opuściły. – Zapłacisz za wszystkie zbrodnie, Zzveli.
Landarczyk patrzył, jak oczy władczyni rozszerzają się. Chyba chciała coś powiedzieć, ale z poruszających się ust nie wydobyło się ani jedno słowo. Nie wiedział, co takiego powiedział, że tak zareagowała. Zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć, i wtedy zrozumiał, że musiało chodzić o imię. Czyżby już się nim nie posługiwała i jej ludzie w ogóle go nie znali? A może kryło się za tym coś więcej? Żałował, że Sharagasi nie powiedział mu więcej, że sam mu przerywał, twierdząc, że to niepotrzebne. Chyba że wiązało się to z tą wojną, o której opowiadał, zadumał. Szkoda, że nie rozwinął tego tematu.
Dostrzegł, że mężczyzna, który drgnął na wzmiankę o karze, teraz posuwał się lekko w bok, chcąc najprawdopodobniej uciec z dziedzińca i raz na zawsze skończyć układy z Zzveli. Pozostali też wyglądali na lekko poruszonych, jednakże wśród nich zdarzyły się też jednostki, których ta wiadomość w ogóle nie obeszła. Stali w pełnej gotowości, czekając na rozkaz władczyni.
– Jak śmiałeś! Kim ty w ogóle jesteś?! To on cię przysłał! – wrzasnęła. Gałki oczne niemal wychodziły jej z orbit z wściekłości. Wyglądała jakby oszalała, jakby jedno imię mogło wszystko zmienić. – Zapomniałeś, że nie toleruję dezercji! – krzyknęła w stronę próbującego wydostać się stąd mężczyzny.
Wycelowała w niego jedną ze swoich macek. Mężczyzna nie miał żadnej szansy na ochronę, oberwał w brzuch, lecąc do tyłu. Krzyknął, jednak po chwili wszelki dźwięk został zagłuszony, gdy wpadł prosto do basenu pełnego krwi, z którego najprawdopodobniej już nigdy się nie wydostanie.
W tym samym czasie inna macka wycelowana została w stronę przyjaciół. Kaelas w ostatniej sekundzie zdołał zrobić unik, ratując się przed ciosem. Kendappa i RM19 także padli na ziemię.
– My zajmiemy się tęczowymi, by ci nie przeszkadzali w walce z nią – powiedziała Kendappa, wstając i pewniej chwytając sztylety w dłoniach (broń znaleźli w komnacie przylegającej do sali więziennej). – I nie daj się zabić, bo znajdę cię w zaświatach i ukatrupię na nowo.
– Do ataku! – wrzasnęła Zzveli, gdy wiązka lasera z pistoletu RM19 trafił w jednego z tęczowych, wypalając mu dziurę w brzuchu. – Wyrżnąć ich wszystkich!
Przyjaciele zdziwili się, że nie chroni ich ta sama tarcza, co w sali balowej. Najwyraźniej to władczyni za tym stała i to ona zapewniała ochronę swoim ludziom. A teraz w ogóle o tym nie pomyślała, zapewne nie spodziewając się tak szybkiego ataku. Kaelas miał nadzieję, że gdy będzie walczyć z Zzveli, to cała jej uwaga skupi się na nim i Kendappa z RM19 zwiększą swoje szanse.
Landarczyk próbował oczyścić umysł i w pełni skoncentrować się na czekającym go pojedynku. Chciał przywołać w sobie uczucie z sali balowej czy to z celi więziennej. Znów poczuć szybciej płynącą krew w żyłach i chłodny spokój. Sięgnięcie do wnętrza po ki było teraz łatwiejsze niż za pierwszym razem. Wiedział już, czego ma się spodziewać, jednak zapanowanie nad tak dużą energią nadal stanowiło małe wyzwanie. Mimo to musiał sobie poradzić.
Napiął mięśnie i natarł na Zzveli. Zgrabnie wyminął jedną z macek i wyskoczył w powietrze. Celował w jej brzuch, starając się siłą woli przedrzeć przez barierę, która także musiała zostać stworzona z ki. Udało mu się to, ale wyczyn wymagał tak wielkiego skupienia, że sam cios mocno stracił na sile. Gdyby nie natychmiastowy odwrót, oberwałby pięścią w głowę.
Po chwili skierowała w jego stronę potężny strumień powietrza. Kaelas zachwiał się na nogach, robiąc kilka kroków w tył i wpadając na jednego z tęczowych. Tamten już odwracał się w jego stronę, biorąc zamach kijem. Wojownik szykował się do kontrataku, jednakże w tym samym czasie Zzveli wymierzyła w niego kolejny cios. Przez ułamek sekundy nie wiedział, co ma zrobić i pewnie byłoby kiepsko, gdyby nie natychmiastowa reakcja Kendappy. Z powietrza zaatakowała władczynię, odwracając jej uwagę od Landarczyka, który odepchnął od siebie tęczowego silnym ciosem w brzuch.
Następnie znów zwrócił się w stronę Zzveli. Skupił się, wydobywając z siebie ki. Próbował uformować pocisk na dłoni, jak pokazywał mu to Mistrz Penyu, ale w jego wykonaniu wyglądało to na bezkształtną bryłę, nie idealną kulę. Lekko sfrustrowany wycelował nią w władczynię. Ku jego zdziwieniu energia bez najmniejszego problemu przebiła się przez barierę i trafiła ją w biodro, o ile w jej wypadku można było mówić o takiej części ciała.
Jednakże ta chwila rozproszenia wiele go kosztowała. Zzveli może i wściekła się, że ktoś ją zranił, ale nadal zachowała trzeźwy umysł, natychmiast kontratakując. Kaelas nie zdążył uchylić się przed ciosem macki. Nie utrzymał równowagi i poleciał do tyłu, wpadając w jeden z różanych krzewów. Zaklął pod nosem, ale na szczęście nic sobie nie złamał. Próbował kontratakować, jednak nie skupił się dostatecznie i tym razem ki była tak słaba, że ledwo drasnęła władczynię.
Ten marny atak okazał się jednak zgubny, bo Zzveli mogła posłać w jego stronę kolejne macki. Kaelasowi udało się na czas wyswobodzić z krzewu, przez co nie został zmiażdżony przez jedną z nich, ale zarazem zbyt powolny i kolejna trafiła go w plecy, wyrzucając w powietrze. Najgorsze, że tym razem lądowanie miało być dużo gorsze. Poczuł, jak strach ściska jego serce, gdy sobie to uświadomił. Wpadł wprost do basenu pełnego krwi.
~ * ~
Kendappa miała nadzieję, że odciągnięcie uwagi tęczowych sprawi, że Kaelasa nic nie będzie rozpraszać i w pełni skupi się na pojedynku z władczynią. Z chęcią by mu pomogła, ale jej broń nie była w stanie przebić się przez barierę, to samo działo się w przypadku RM19. Jednakże jej zadanie także nie należało do łatwych. Wiedziała, że jako generał, musiała bacznie obserwować całe pole bitwy i zarazem chronić przyjaciela, który był strzelcem i potrzebował dystansu, by odpowiednio wycelować. Gdyby zbliżyło się do niego zbyt wielu wrogów, skończyłoby się to źle.
Musiała przyznać w duchu, że w stronę Kaelasa także zerkała regularnie, sprawdzając, czy wszystko z nim w porządku i nie potrzebuje z jej strony jakiejś pomocy. Wierzyła w niego, ale wolała dmuchać na zimne, gdyż nie zniosłaby tej straty.
Przede wszystkim atakowała z powietrza, gdyż tak było łatwiej, znów mogła znaleźć się w swoim żywiole, a do góry tęczowi nie mogli jej dosięgnąć. Ich jedyną broń stanowiły kije, zakończone na jednym końcu ostrymi kolcami. Mimo że wydawały się prymitywną bronią, to w rzeczywistości wykonano je z twardego i wytrzymałego surowca. I posługiwali się nimi na najwyższym poziomie.
Ostro zanurkowała, atakując czworo tęczowych, którzy próbowali zbliżyć się do Kaelasa. Jednego zabiła na miejscu, wbijając mu oba sztylety w kark. Przed dwojgiem pozostałych zrobiła unik, ostatniego kopnęła w krocze. Zawył z bólu i wypuścił broń z ręki. Rzuciła w jego szyję sztylet, który wbił się głęboko, powodując rozprysk krwi. Drugim zabiła trzeciego. Już chciała atakować czwartego, ale ten padł martwy u jej stóp. Dostrzegła wypaloną dziurę w jego czaszce.
Zadowolona znów wzbiła się w powietrze, chcąc zrobić kolejny rekonesans. Przez chwilę zamarła bez ruchu, dostrzegając kolejną grupę tęczowych zbliżających się w ich stronę. Przeklęła głośno. Starała się, by nikt nie opuścił terenu i nie wezwał posiłków. Zastanawiała się, kiedy mogło do tego dojść. Obserwowała pole bitwy często i uważnie, by niczego nie przegapić. Chyba że posiadali jakiś inny sposób komunikowania się między sobą, coś jak okulary RM19. Zawsze przybycie tamtych mogło być jedynie zbiegiem okoliczności, ale nie potrafiła w to uwierzyć.
Po chwili jej uwagę przykuło coś jeszcze. U stóp wzgórza, na którym wznosił się pałac, zebrała się kolejna grupa ludzi. Kendappa już chciała wylądować i powiedzieć o wszystkim RM19, gdy zorientowała się, że z przywódcą tamtych było coś nie tak. Nie ma ręki, przemknęło jej przez myśl. Domyśliła się, że to Reeva zebrała rdzennych mieszkańców Orjuus i nakłoniła ich do przyjścia, by pomogli im w walce z władczynią. Z tej odległości nie potrafiła określić, czy Clowa także znajdowała się wśród nich.
– Co za głupota – mruknęła pod nosem.
Wylądowała obok przyjaciela, po drodze zabijając jednego z wrogów.
– Twoja dziewczyna prowadzi tutaj mieszkańców gotowych do walki – oznajmiła, obserwując niedobitki tęczowych, którzy próbowali się jakoś przegrupować.
– Reeva? Ona nie jest… – zmieszał się RM19, rumieniąc się lekko. – Mamy ważniejsze sprawy na głowie, a ty mnie dekoncentrujesz, mówiąc takie głupoty, Kendappo.
– Zbliżają się też posiłki. Jednak powinniśmy sobie bez trudu z nimi poradzić.
– Z której strony? – zapytał, nie spuszczając z oczu wrogów.
– Wydaje mi się, że wyjdą z lewej strony pałacu, ale nadal będę ich uważnie obserwować. Szkoda, że nie jest pochmurnie, widać mnie jak na dłoni – westchnęła.
– Kendappo, nie wydaje mi się, aby patrzyli w niebo. A nawet jakby, to nic im to nie da i nam też nie. Daj mi znak, jak zbiorą się większą grupą, najlepiej przy budynku, wyślę w ich stronę jeden z moich specjalnych pocisków.
Kobieta uśmiechnęła się do niego, ale po chwili uśmiech zamarł jej na twarzy. Zobaczyła, jak władczyni trafia macką Kaelasa w plecy i posyła go w powietrze. Rozłożyła skrzydła i wzbiła się w górę, by spróbować go złapać, jednak był za daleko, by mogła zdążyć. Landarczyk wpadł do basenu pełnego krwi. Serce zamarło jej w piersi, jakby zapomniało, jak ma pracować.
– Kaelasie! – krzyknęła, ale on już nie mógł jej usłyszeć.
Władczyni roześmiała się złowieszczo, pewna, że wygrała ten pojedynek.
~ * ~
Topił się. Ze wszystkich stron otaczała go gęsta ciecz, o wiele gorsza do przezwyciężenia niż woda. Do ust i nosa dostała mu się krew, gdyż przytłoczony strachem, w porę nie potrafił zaczerpnąć głębokiego oddechu. Czuł mdłości, chciał zwymiotować, ale nie mógł. Gdy otwierał usta, znów dostała się do nich krew.
Spadał, spadał, spadał. Gwałtownie w dół, nie będąc w stanie tego przezwyciężyć. Desperacko machał rękami i nogami, ale to nic mu nie dało. Dochodził do tego jeszcze strach. Nie potrafił nad nim zapanować, tylko pogarszając swój stan.
Zdawało mu się, że basen nie ma dna, jakby kończył się w sercu planety. Ciągle pchało go w dół, ale nie dotknął stopami gruntu. Zamknął oczy, bojąc się, że zaraz zobaczy obok siebie ciało tamtego mężczyzny. Bo skoro się nie wydostał, to jak on miałby to zrobić.
I wtedy poczuł, jak dodatkowa siła próbuje przyspieszyć jego spadanie. Serce podskoczyło mu do gardła, gdyż miał wrażenie, że ktoś zacisnął mocno zimne dłonie na jego przedramieniu i nie chce puścić, wcielając swój plan w życie. Może to tamten mężczyzna albo inni. Kto wie, ile ciał znajdowało się w tym basenie.
Rozpaczliwie próbował się wyrwać z tego uścisku. Machał rękami i nogami, by dostać się na powierzchnię. Ale nie wiedział nawet, w którą stronę. Nie miał odwagi otworzyć oczu, zresztą nic by mu nie dało. Krew wyglądała identycznie w każdym miejscu, nie przedostawało się przez nią żadne światło.
W przeciwną, zakiełkowała mu w głowie maleńka iskierka rozsądku, przebijając się przez strach i panikę. Musiał przezwyciężyć to coś, co pchało go w dół.
Starał się, jak mógł, ale to coś stawało się coraz silniejsze, pewne swego. I wtedy poczuł jeszcze jedną siłę, uścisk drugiej, tym razem drobniejszej dłoni, jakby dziecka. Też była zimna, ale miała w sobie coś pokrzepiającego. Dzięki niej opanował nieco strach i panikę. Ta druga siła działała w zgodzie z jego zamiarem, chciała wydostać wojownika na powierzchnię, zanim się udusi w mrocznej, krwawej toni.
Kaelas płynął w górę najszybciej, jak potrafił. Jednakże obie siły nie dawały za wygraną. I wtedy zrozumiał, że nie miał do czynienia z istotami materialnymi, a duchowymi, walczącymi o to, czy uda mu się przeżyć, czy umrze w krwawej toni.
Kobieta pchała go w dół, a mężczyzna ciągnął w górę. Ich potęga była niemal równa i musiał wykorzystywać własne siły, by brnąć do przodu. Okazało się to niezwykle trudne, gdyż miał wrażenie, że walczy i walczy, a upragniona powierzchnia nie nadchodzi. Zrozumiał, że musiał spaść bardzo głęboko.
Powoli zaczynało brakować mu tchu. Płuca piekły go, jakby nagle stanęły w ogniu. Brnął do przodu, ale ten ból powoli stawał się nie do zniesienia, miał wrażenie, że długo tego nie zniesie, że jeżeli za chwilę nie dotrze na powierzchnię, to będzie musiał się poddać, a kobieta wygra.
Wtedy ktoś wyciągnął do niego pomocną dłoń. Kolejna duchowa siła, ale uchwycił ją z wdzięcznością. Nie ciągnęła go ona w górę, ale sprawiła, że strach i panika całkiem zniknęły, znów był w stanie racjonalnie myśleć i przede wszystkim skupić się na jedynej możliwości natychmiastowego wydostania się z basenu. Sięgnął w głąb siebie i wydobył ki na zewnątrz. Wystrzelił z dłoni strumień energii skierowany na dno basenu. Siła była tak duża, że z ogromną szybkością pchnęła go ku górze i wyrzuciła z krwawej toni. Gdy ponownie znalazł się na świeżym nocnym powietrzu, zaczerpnął głęboko tchu, dając płucom życiodajny tlen.
Kaelas poczuł, jak jakieś silne ramiona chwytają go pod barki. Wtedy zrozumiał, że ki wyrzuciła go w górę i ponownie znalazł się nad basenem. Gdyby nie pomoc Kendappy, to z powrotem by do niego wleciał.
– Więcej mi tego nie rób – powiedziała, lądując na trawie. – Nawet nie wyobrażasz sobie, jak się przeraziłam.
Kaelas początkowo nic nie odpowiedział, starając się wypluć z ust zgromadzoną krew, jednakże ciągle czuł na języku jej metaliczny, obrzydliwy smak. Miał wrażenie, że nigdy w życiu się go nie pozbędzie.
Całe ciało miał brudne od krwi, wręcz z niego ciekła. Ubranie też było lepkie od cieczy. Wzdrygnął się i zwymiotował, ale to okropne uczucie pozostało. Zauważył, że Kendappa patrzy na niego z troską i próbował się uśmiechnąć, ale średnio mu wyszło.
– Uwierz mi, nie mam zamiaru tego powta…
Resztę jego słów przerwał głośny huk. Oboje spojrzeli w stronę źródła dźwięku. Okazało się, że ściana rezydencji zawaliła się wprost na stojącą pod nią grupę tęczowych, większość z nich uśmiercając na miejscu. Niektórym udało się ujść z tego bez szwanku, gdyż znaleźli się poza zasięgiem kamieni. Nieopodal stał RM19 z pistoletem nadal wycelowanym w budynek.
– Nieźle – odezwała się Kendappa, wyrywając go z zaskoczenia spowodowanego tym widokiem.
– Pomóż mu z resztą – zwrócił się do kobiety Kaelas, stając na nogach. – To ze mną walczysz, Zzveli! – wrzasnął w stronę władczyni, która już z zawrotną prędkością sunęła w kierunku RM19.
Jednakże jego zamiar się nie powiódł. Chciał odwrócić jej uwagę od przyjaciela, by zyskał szansę na ewakuowanie się na bezpieczną odległość. Lecz było już za późno. Kątem oka dostrzegł, że Kendappa wzbiła się w powietrze, ale znajdowała się za daleko, by dotrzeć RM19 na czas. Zresztą i tak niewiele mogłaby zdziałać.
Kaelas wahał się jedynie przez ułamek sekundy. Całą siłą woli skupił się i zaczerpnął siły, licząc, że to zadziała. Nie, to musiało zadziałać, nie było innej możliwości! Chciał stworzyć wokół RM19 tarczę, taką samą, jaką Zzveli chroniła tęczowych.
Władczyni natarła na mężczyznę, jednakże jej macki nawet nie drasnęły RM19, zatrzymując się kilka centymetrów przed nim. Za to Kaelas poczuł, jak coś pragnie przełamać jego siłę woli. Nie poddał się, nadal podtrzymując tarczę i uniemożliwiając Zzveli kolejny atak.
– Ty! – wrzasnęła, odwracając się w stronę Kaelasa. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie nienawiści i wściekłości. – Jeszcze ci mało, chłopczyku?! Kim ty jesteś, że udało ci się wydostać?
– Wojownikiem – odpowiedział. – Tym, który cię pokona.
Zzveli pomknęła w jego stronę, jednak znajdowała się na tyle daleko, że miał odpowiednią ilość czasu. Skupił się, sięgając w głąb siebie po ki. Rozumiał już swój początkowy błąd. Za bardzo chciał naśladować Mistrza Penyu, formując energię w kształt kuli. Może gdy nabierze wprawy, będzie mu łatwiej walczyć nią w takim kształcie, ale teraz nie miał czasu na eksperymenty, które nie skończyłyby się dobrze.
Uformował ki w postaci świetlnego ostrza. Coś na wzór miecza, co mógł cały czas trzymać w dłoniach. Dzięki temu miał świadomość, że bez przerwy posiada broń, że nie zostanie bez niczego i w każdej chwili może atakować i się bronić, czerpiąc kolejne pokłady energii.
Kaelas stanął w odpowiedniej pozycji, mocno opierając stopy na ziemi. Umysł miał czysty, wiedział już, co musi zrobić, czekał tylko na odpowiedni moment, aż Zzveli znajdzie się w jego zasięgu. Nie trwało to długo, jak na mackowatą poczwarę o tak olbrzymich kształtach, poruszała się z zadziwiającą prędkością.
Władczyni natarła na niego, próbując ponownie zepchnąć do basenu, jednak Landarczyk był na to przygotowany. Wykonał zgrabny unik, obcinając przy tym atakującą go mackę, ostrze z ki przeszło przez nią z zadziwiającą łatwością. Odcięta część z głośnym pluśnięciem wpadła do basenu, a z kikuta trysnął strumień krwi. Zzveli ryknęła z bólu i wściekłości.
Kaelas nie tracił czasu. Mocno odbił się od ziemi i wyskoczył, biorąc zamach ostrzem z ki. Władczyni nie miała szans na unik czy jakąkolwiek obronę, gdyż w jego zamiarach zorientowała się zbyt późno. W ostatniej próbie ucieczki przesunęła się lekko w bok, ale to nic nie zmieniło. Jedynie energia, zamiast przejść równo przez środek głowy, przecięła po skosie klatkę piersiową.
Martwe ciało Zzveli z plaśnięciem zwaliło się na ziemię. Ki rozpłynęła się w powietrzu, a Kaelas trochę koślawo wylądował w wyciekającej z cielska krwi. Poślizgnął się, próbując jak najszybciej wydostać się z szkarłatnej kałuży. Po dzisiejszej nocy na długi czas miał dość krwi. Stanął w sporej odległości od truchła, ale ciągle czuł ten obrzydliwy zapach.
– Niewiarygodne!
– Dokonał tego!
Kaelas nie rozpoznał tych głosów. Rozejrzał się dookoła, próbując zlokalizować ich źródło. Wtedy dostrzegł grupę ludzi stojących przy rozwalonej części pałacu. Nie byli to ani tęczowi, ani uczestnicy maskarady. Dopiero po chwili zobaczył Reevę i zrozumiał, że musieli to być mieszkańcy Orjuus.
– Pokonał władczynię!
– Niech żyje bohater!
~ * ~
Oto i kolejny rozdział. Walka Kaelasa z Zzveli była jedyną (nie licząc finału), którą w ogólnym zarysie miałam w głowie, gdy zaczynałam pisać tę historię (reszta powstawała na bieżąco podczas pisania). To takie przyjemne uczucie, gdy udało mi się w końcu dotrwać do tego momentu.
I muszę powiedzieć, że regularne pisanie trzech stron dziennie (czasem czterech, ale zwykle mi się nie chce), to bardzo dobry pomysł. Nawet nie wiem, kiedy dokładnie to się stało, ale znów zrobiłam sobie solidne zapasy, które utraciłam podczas tego semestru, bo niemal nic nie pisałam, skupiając się na opracowywaniu pomiarów.

17 komentarzy:

  1. Jako, że w ostatnich dniach mało nowości ukazuje się na czytanych przeze mnie blogach, udało mi się dotrzeć od razu i przeczytać rozdział. Wyszedł jednak na tyle dynamicznie, że przeczytałam go bardzo szybko - naprawdę fajny, obfitujący w akcję kawałek tekstu.
    Zapewne dobrze pisało ci się tą scenę, zwłaszcza, że jak twierdzisz w mowie odautorskiej, czekałaś na nią. Lubię czytać sceny walki, pisać niestety nie bardzo, bo mi nie wychodzą (wolę rozsmarowywać postacie po ścianach).
    Ale dobrze, że wszystko skończyło się pomyślnie. Choć były momenty, kiedy sytuacja wyglądała nieciekawie, np. wtedy, gdy Kaelas wpadł do tego basenu z krwią (fuj!). Nie dziwię się, że budzi w nim to takie obrzydzenie, pewnie ciężko się będzie pozbyć takiego wspomnienia. I co to za jakieś dziwne widziadła tam były?
    Więc jednak znalazł sposób na pokonanie władczyni. Przy poprzednich rozdziałach się zastanawiałam, jak on to zrobi, skoro nie ma miecza, a i ona była bardzo trudnym przeciwnikiem, dobrze, że odnalazł w sobie to ki, ale cieszę się też, że nadal nie jest w stu procentach perfekcyjny. W tym opowiadaniu pokazałaś postać właśnie taką niedoskonałą, która dopiero w trakcie musiała dochodzić do jakichś uzdolnień, a nie posiadała ich już na samym wstępie. To mi się podobało też.
    Kendappa i RM19 także mieli istotne zadanie, musząc jakoś uporać się z tymi tęczowymi.
    Zastanawia mnie jednak, dlaczego władczyni w ogóle ich oszczędziła, a nie pozbyła się ich tak samo, jak i innych, którzy przyszli na bal. Przecież musiała się spodziewać, że z nich będą potencjalne kłopoty.
    Ciekawa jestem także, jak będzie wyglądać sprawa wątku RM19 i Reevy; mam wrażenie, że oni nadal coś tam do siebie czują, ale że Kendappa zdaje się za nią nie przepadać, to pewnie nie zabiorą jej ze sobą. Ale może jeszcze kiedyś ich drogi ponownie się przetną? W sumie to mogłoby być ciekawe, no i wiesz, że lubię RM19, to mógłby jakoś dobrze skończyć ^^.
    Jak zwykle fajne opisy ^^. Naprawdę lekko się czytało. Masz opisów więcej niż dialogów, lubię to :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Szczerze, to nie pamiętam, jak pisało mi się ten rozdział, bo robiłam to w sierpniu, ale bardzo go lubię, więc zakładam, że musiało być przyjemnie.
      Co do widziadeł, które Kaelas widział w basenie, to wyjaśni się to dokładnie już w ostatnim rozdziale tej sagi.
      Jakiś sposób musieli znaleźć, bo przecież nie mogłam zakończyć tej sagi śmiercią głównych bohaterów. No i od zawsze chciałam, by Kaelas stał się prawdziwym wojownikiem.
      Władczyni nie spodziewała się, że w jakikolwiek sposób uda im się uciec z więzienia. Sądziła, że skoro ich pokonała i nie zademonstrowali niczego z czym by sobie nie poradziła, to w przyszłości nie sprawią żadnych problemów. Najpierw chciała zająć się resztą gości z balu, a potem pokazać im, że są dla niej niczym.
      A co do dalszych losów Reevy odpowiedź pojawi się w przyszłym rozdziale. W końcu saga dobiega końca i trzeba pozamykać wątki.

      Usuń
  2. No nieźle, czyli zaczynałaś te historię wizją o utopieniu Kaelasa we krwi? Ależ brutal z ciebie :P
    Tak sie zastanawiam jak to jest z tą ki. Znaczy Kaelas, który jest nowicjuszem potrafi całkiem sporo, a w dodatku nie czuje się zbytnio zmęczony po rzucaniu to tu to tam, utrzymywaniu tarczy itp. Znaczy, że on ma jej tak dużo, czy że jest nieograniczona? No i pozostaje jeszcze kwestia wykorzystania ki, czy raczej jej zastosowania - ciekawa jestem czy Ladviś i Faluś tez umieją takie rzeczy, czy może ze względu na to, ze nie byli zmuszeni nigdy wymyślać nowych rzeczy, to jednak nie i znają tylko to podstawowe zastosowanie.
    Mieszkańcy Orjuus najwyraźniej postanowili wspoóc bohaterów - no, nie spodziewałam się. Znaczy jestem bardzo ciekawa jak to wyglądało, bo w to, że nie było to buntownicze podziemie to jakoś wątpię. Bo chyba tacy zwykli mieszkąńcy nie poszliby walczyć z jakimś stworem. A tak swoją drogą to Dapcia zupełnie ich nie doceniła :P Znaczy ona od razu tak, że przyleźli jak te owieczki na rzeź, no ale chyba jakąś broń mieli, prawda? A poza tym oni też chyba dosć skutecznie odwrócili uwagę tęczowych, gdy Kendappa latała nad tym jeziorkiem, szukając Kaelasa. Bo przeciez mogliby doniej strzelać albo zablokować RM19.
    Tak w ogóle jestem bardzo ciekawa co to za trzecia moc wyciągnęła Kaelasa. Znaczy o tą, co ciągnęła w dół to trzeba podejrzewać Zzveli, no nikt inny się tu nie wpasuje. Za tą, co w górę ciągnęła to na poczatku wzięłam Ascota, ale teraz tak sie zastanawiam czy nie powinnam posądzać o to kogoś innego... Bo znów na tę trzecią pasowałby Snowek - tak jakby sie wreszcie zdecydował, czy wspierać Kaelasa. A może w ramach przeprosin był jedną mocną nr 2? Tyle, że wtedy za 3 uznałabym już chyba tylko i wyłacznie Kaio, no bo kogo innego? A zresztą - kiedyś się dowiem, prawda?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako landarski wojownik, który w walce zwykle posługuje się ki, ma jej większy zasób niż chociażby Kendappa. Zmęczyło go to, ale na odpoczynek może pozwolić sobie dopiero teraz. Natomiast Ladviś i Faluś też mogliby to zrobić, ale żadnemu nigdy nie przyszło to do głowy, żaden Landarczyk nigdy nie walczył w ten sposób. Kaelas ten sposób walki zawdzięcza tylko i wyłącznie treningom z Mistrzem Penyu.
      Buntownicze podziemie to to nie było, jednakże Clowa jakąś grupę ludzi potrafiących walczyć miała i to głównie oni ruszyli ze wsparciem. Z bronią, oczywiście, bo to nie samobójcy. Tylko nieliczni zwykli mieszkańcy dołączyli do wsparcia, bo wiedzieli, jakim potworem jest władczyni i że lepiej trzymać się od niej z daleka.
      Co do dwóch z trzech mocy, to wyjaśni się to w ostatnim rozdziale tej sagi. Ale mogę powiedzieć, że Zzveli nie miała z tym nic wspólnego, dla niej Kaelas był stracony, gdy wleciał do tego basenu. Co do trzeciej, to wydaje mi się, że potem będzie łatwo się zorientować, kim była ta osoba.

      Usuń
  3. Ja jak zawsze spóźniona... Ale tym razem się cieszę, bo przeczytałam kilka rozdziałów na raz i akurat skończyłam na wygranej. Nie ma to jak trafić na odpowiedni moment :)
    Skomentuje tak ogólnie, bo własciwie czytałam to jako całość. Zakoczyła mnie postać Zzveli. Spodziewałam się zupełnie innej postaci, ale oczywiście taka wersja mnie nie zawiodła. Jak zawsze perfekcyjna! Idealnie ją wykreowałaś i dzięki temu szybko i gładko się to wszystko czyta.
    Tym razem w scenie walki przeszłaś samą siebie. Zawsze piszesz bardzo dobre sceny pojedynków, ale ten był wyjątkowy. Przede wszytkim rozbudowany opis... jaki długi! Sama za cholerę nie skonstuowałabym czegoś takiego, nigdy mi to nie wychodziło, więc mój podziw wzrastał z każdym nowym zdaniem. Cieszę się, że Kaelasowi nie poszło gładko. Dzięki temu to było bardzo autentyczne. Zastanawia mnie, co działo się w tym basenie. Ble, obrzydlistwo! Jeszcze jak dodać do tego obraz truchła władczyni, który uformował się w mojej głowie.... ugh, nawet nie chcę tego komentować. Ale wracając do wojownika... mam wrażenie, że nastąpił przełom. Ale wcale nie dlatego że nareszcie oznalazł w sobie ki. Chodzi o takie jedno, maciupkie zdanie.... "Rozumiał już swój początkowy błąd. Za bardzo chciał naśladować Mistrza Penyu, formując energię w kształt kuli." - przynał się do błędu. Zrozumiał, że powinien być sobą. Trzeba przynać, że bardzo się zmienił... Jak sobie przypomnę początki! Ale cały czas starał się komuś dorównać. Teraz może pójdzie po rozum do głowy i postara się walczyć po swojemu. Oczywiście niech sobie tylo nie pomyśli, że jest zbyt wazny :P O, a teraz chwalić go będę, że hej! W końcu jest bohaterem :)
    Może jednak Reeva nie jest zdrajcą? Niee.... Skoro przyszła z pomocą, to nie ona musiała ich zdradzić. Tylko pytanie kto. Snow? Wydaje mi się to jakieś zbyt oczywiste, więc pewnie (prawie na 100% xD) przeoczyłam coś lub zaraz dowiemy się, że mają jeszcze jakiegoś wroga. Albo Zzveli miała jeszcze jakieś moce... No nie wiem, ale mam nadzieję, że niedługa się dowiem :D
    Heh... Normlanie zaczynam się wkurzać, że nie mam przed sobą ksiązki z dumnym tutułem "Bracia duszy", bo pochłonęłabym ją momentalnie. A tak muszę czekać na to, co dalej! Frustrujące, nie powiem...
    Dodam jeszcze, że szablon jest genialny! Jakoś mi tak pasuje tutaj :)
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Cieszę się, że pojedynek się podobał, bo jest to jeden z moich ulubionych, czasem nawet sama sobie się dziwię, że wyszedł tak długi. Mam nadzieję, że w przyszłości będę mieć takie same odczucia co do finałowej bitwy.
      Kaelas nadal się uczy i do doskonałości jeszcze wiele mu brakuje, ale chwalić będą, co do tego nie ma wątpliwości. Na szczęście zawsze ma przy sobie Kendappę, która w porę wyleje mu na głowę kubeł zimnej wody, by ochłonął ;)
      Co do zdrajcy, to ta scena została opisana w drugim rozdziale tej sagi. Snow powiedział Zzveli o tym, by miała się na baczności, bo pojawiło się zagrożenie. Jednakże Kaelas o niczym nie wiedział i dlatego pierwsza osoba, jaka przyszła mu na myśl to Reeva.

      Usuń
  4. Od razu zacznę od drobnej literówki, póki pamiętam:
    – My zajmiemy się tęczowymi, by ci nie przeszkadzali w walce z nią – powiedziała Kendasppa, wstając i pewniej chwytając sztylety w dłoniach (broń znaleźli w komnacie przylegającej do sali więziennej). – I nie daj się zabić, bo znajdę cię w zaświatach i ukatrupię na nowo.


    W słowie Kendappa pojawiło się niepotrzebne "s". Pozwoliłam sobie skopiować cały fragment, byś mogła łatwiej to znaleźć i poprawić, bo sama wiem jakie uciążliwe jest szukanie takich drobnostek.

    Co do rozdziału. Bardzo dobrze, że Kaelas przełamał swoją barierę i rozwinął swoją moc ki. Choć początki były okropne, chłopak nieźle rozkwitł. Ciekawa jestem reakcji Mistrza Penyo na jego umiejętności. Czy będzie dumny ze swojego ucznia?
    Podobała mi się, co chyba dziwnie brzmi, scena z basenem pełnym krwi. Obrzydliwe, ale coś mnie w niej urzekło. Jeszcze nie wiem co xD
    Pozostaje mi jedynie czekanie na kolejny rozdział.

    Wena,
    L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś Kaelas musiał rozwinąć swoje umiejętności i stać się prawdziwym wojownikiem. Właśnie tak od początku wyobrażałam sobie jego rozwój.
      Bohaterowie jeszcze raz spotkają się z Mistrzem Penyu i mężczyzna na pewno powie, co sądzi o umiejętnościach ucznia.
      I dziękuję za wypisanie błędu, już poprawiony.

      Usuń
  5. Świetny post. Kaleas wreszcie osiagnął to. Co to tak bardzo pragnął. Podobało mi sie, ze ki okazała sie byc w kształcie miecza :) i bardzo wymowne były te dwie siły... Boże, topić sie we krwi, koszmar.... Cieszę sie, ze to jednak nie reva okazała sie byc zdrajczynia... Ciekawe, czyja to sprawka, pewnie snowa. Ile notek planujesz do końca?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Kształt miecza wydał mi się najsensowniejszy dla Kaelasa, szczególnie że to jego początki i w innym wypadku z łatwością mógłby coś popsuć.
      A kwestia tych sił zostanie wyjaśniona w ostatnim rozdziale tej sagi.
      Ile rozdziałów, to nie wiem. W spisie treści są już wszystkie rozdziały dwóch kolejnych sag. Oprócz tego planuję jeszcze dwie i finał. I nie mam pojęcia, jak bardzo się rozpiszę i ile to zajmie.

      Usuń
    2. a ja myślałam, że Ty kończysz na wiosnę ... ale to pierwsza część dopiero? to dobrze, bo zbyt się zżyłam z Twoim bohaterami (choć sprawa-oskara też mnie ciekawi xD). zapraszam do mnie na nową notkę zapiski-condawiramurs.blogspot.com

      A kiedy L i K się spotkają??:D

      Usuń
    3. Zakładałam koniec na wiosnę, ale już wiem, że za dużo zostało. Myślę, że lato będzie właściwsze lub początek jesieni.
      Co do drugiej części, to na razie jest jedynie w planach, może kiedyś zacznę ją pisać. Na razie potrzebuję trochę odpoczynku od tej długiej historii.

      Usuń
  6. A tak przeczuwałam, że jak do Ciebie dotrę z komentarzem, to zobaczę już nowy rozdział^^ Ale ogarnęłam go szybciutko :)

    Bardzo podobały mi się te dwa rozdziały.
    W poprzednim zaintrygowała mnie postać Shirasaga, którego spotkał w... hymmm swojej głowie? Od razu skojarzyłam ten fragment z fragmentem z 7 tomu o Harrym Potterze (wiesz która). W tej rozmowie zaciekawił mnie i skłonił do refleksji o Braciach Duszy i Legendarnym Wojowniku. Bo wiadomo, że Kaelas, jaki i Ladvarian staną na przeciwko Vrieskasa, jako Bracia Duszy, zastanawia mnie jednak, jak to jest z tym Legendarnym Wojownikiem, gdzie jak wiesz liczę, że Kaelas nim będzie. Lecz po tym rozdziale naszedł w mojej głowie dziwny pomysł odnośnie tego wątku... nie powiem Ci jaki, bo zapewne gdy go przeczytasz, zaczniesz się śmiać, więc swoją teorię zachowam dla siebie :)
    Przyznam się szczerze, że obecny rozdział był bardzo emocjonujący i trzymający w napięciu aż do końca. Kaelas wykazał w nim sporo odwagi i to, jak jego styl walki się poprawił. Już w poprzednim rozdziale się wykazał, gdzie za pomocą KI w dłoni skierował ją na metalowe kraty (swoją drogą, ta scenka kiedy Kendappa pocałowała Kaelasa i jak RM19 powiedział swój tekst niezwykle mnie rozwalił :P ). W walce z Zzveli wykazał się dużą odwagą i widać, że nauki u Mistrza Penyu nie poszły na marne. W tym basenie z krwią aż mnie wstrząsnęło, ale z pomocą tym osób duchowym (zapewne ofiary władczyni, chyba że to jakoś źle zinterpretowałam). Ale cieszę się, że wszystko się ułożyło i Kaelas pokonał Władczyni tym niesamowitym ostrzem stworzonym przez wiązankę KI. Nie mogło przecież być inaczej.
    Na Twojego nowego bloga zajrzę później, jak tylko ogarnę u innych (a trochę nadrobienia mam).

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Jak obiecałam, teraz dodaję co tydzień. Piszę regularnie, mam duże zapasy, więc sądzę, że do końca pójdzie gładko.
      Tak, wiem który. Myślę, że w ten sposób można to wytłumaczyć, bo ostatecznie zrazem było to i nie było realne.
      Kwestia Legendarnego Wojownika rozstrzygnie się na końcu (dokładnie nie wiem, w którym momencie, bo jakieś dwa dni temu wpadł mi do głowy pomysł, by wyjaśnić to winny sposób niż zamierzałam mniej więcej na początku). Jednakże jest to najbardziej skrywana tajemnica i pary z ust nie puszczę. Jednak mam nadzieję, że gdy się wyjaśni, to chociaż powiesz, czy byłaś blisko :)
      Gdyby nauki i trening poszły na marne, to przy następnym spotkaniu Mistrz Penyu wykopałby Kaelasa z Eduardo wprost w przestrzeń kosmiczną ;)
      Co do bytów w basenie, to nie były to ofiary, a ktoś inny. Mogę powiedzieć, że wyjaśni się to w ostatnim rozdziale tej sagi.

      Usuń
  7. Zazdroszczę Ci, że potrafisz tak pisać, bo ja nie mogę... mam za dużego lenia. :D Kaelas ciągle mnie zaskakuje. Wydostał się z basenu, ochronił RM19 i pokonał Zzeli.... Czemu tak zareagowała na imię? I kogo miała na myśli, twierdząc, że go przysłali? Ale kurde, nareszcie ją pokonał. Jestem pod wrażeniem tego, jak przedstawiłaś te wydarzenia, walkę. Jej... wyobrazić sobie to wszystko i napisać musi być naprawdę ciężko. Brrr... basen pełen krwi. Biedny Kaelas, tonąć w takim czymś. Obrzydlistwo. Skąd ta krew? To pewnie po ofiarach Zzeli. Ale ile ich musiało być... aż strach pomyśleć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Postanowiłam, że nie zajmę się innymi przyjemnościami, aż nie napiszę i jak do tej pory działa, oby jak najdłużej.
      O imieniu będzie w którymś z następnych postów, teraz nie pamiętam numerka, bo te rozdziały pisałam jeszcze latem.
      A krew w basenie jak najbardziej z ofiar, chociaż głównie ze starszych, bo wszystkimi z obecnych nie zdążyła się jeszcze zająć.
      I mimo że to mój bohater, to też uwielbiam Kaelasa w tym rozdziale ^ ^

      Usuń
  8. Użycz trochę swojej siły woli, żebym i ja pisała regularnie ;D
    Coraz lepiej opisujesz walki, pamiętam, że na "Wspomnieniach Severusa" czasami się gubiłam, tu mi się to rzadko zdarzało, a walka na Orujus to już zupełnie. Super!
    Aż mnie się mdło zrobiło przy tym basenie. Brrr...
    Jej, Kaelas naprawdę jest o niebo lepszym wojownikiem niż dawniej i ciągle się uczy. Wiedziałam, że mój ulubieniec sobie poradzi^^
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń