Przyszłość zaczyna się dzisiaj, nie jutro.
Jan Paweł II
Kaelas
spodziewał się, że władczynię, czy raczej Zzveli, jak mówił o niej Shirasagi
znajdą w sali balowej. Jednakże okazało się, że wraz ze swymi ludźmi wyszła na
dziedziniec rezydencji. Okna po tej stronie wcześniej zasłaniały kotary. Dość
szybko zrozumiał, dlaczego tak było, a zarazem zdziwił się, że przez te
wszystkie lata nikt nie zorientował się, że coś na Orjuus było nie tak. Chociaż
czy i oni wpadliby na to, gdyby nie wcześniejsze ostrzeżenie Snowa i późniejsza
pomoc Reevy. Teraz nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, ale nie była to odpowiednia
pora na rozstrzyganie tych kwestii. Najważniejsze, że jeszcze nie wszystko
zostało stracone.
Gdy schodzili po stopniach, prowadzących na
otwartą przestrzeń, Kaelas z nadzieją spojrzał w niebo. Jednakże jego ciche
nadzieje się nie spełniły, księżyc nadal pozostał cienkim rogalem. Otaczały go
tysiące błyszczących jasno gwiazd, lecz to nie sprawiło, że poczuł się lepiej.
Mały promyczek w jego sercu tlił się z nadzieją, że skoro czuł bestię w ludzkim
ciele, to jakimś cudem na niebie dostrzeże pełną tarczę. Niestety, nie było to
tak proste. Musiał zdać się na własną siłę i umiejętności, zaufać Shiragasiemu
i walczyć zgodnie z tym, czego nauczył go Mistrz Penyu.
Zzveli wraz ze swymi ludźmi, a przynajmniej
z częścią z nich, bo Kaelas dobrze pamiętał, że w sali balowej otoczyło ich
więcej tęczowych, jak mówiła o nich Reeva. Wszyscy stali przy jakimś zbiorniku,
prawdopodobnie basenie, z trzech stron otoczonym krzewami szkarłatnych róż.
Gdy zbliżyli się do nich, Kaelas poczuł jakiś
ohydny, mdlący zapach. Wtedy zorientował się, że basen nie był wcale napełniony
wodą, a krwią. Cieszył się, że było ciemno i nie widział dokładnie koloru
cieczy, ale i tak zbierało mu się na mdłości i z chęcią już teraz opuściłby to
miejsce. Kątem oka zauważył, że Kendappa i RM19 też mieli niewyraźne miny, ale
trzymali się dzielnie, starając się nie okazywać wrażenia, jaki zrobił na nich
ten widok.
Zzveli stała, o ile tak można powiedzieć o
takim stworze, przodem do basenu, ale najwyraźniej musiała usłyszeć, jak się
zbliżają, gdyż powoli zaczęła się odwracać.
– Elva, ile mam jeszcze na ciebie cze… –
urwała gwałtownie, gdy zorientowała się, że to nie Elva zmierza w jej stronę.
Kaelas nie potrafił powstrzymać uśmiechu na
widok zdziwienia, a zarazem przerażenia malującego się na jej twarzy. Jednakże
Zzveli szybko się opanowała i na jej obliczu pozostał już tylko gniew.
– Dowiem się, kto was wypuścił. Ta osoba
może spodziewać się najsroższej kary – mówiła do ludzi stojących po obu
stronach swej pani, gotowych do walki, gdyby zaszła taka potrzeba. Landarczyk
zauważył, że jeden z mężczyzn wzdrygnął się lekko, ale reszta pozostała
niewzruszona. Ostatecznie nie mieli się czego obawiać, bo nikt z nich tego nie
dokonał. – Jednakże nie sądziłam, że jesteście aż tak głupi. Na waszym miejscu
skorzystałabym z możliwości ucieczki. Może udałoby wam się zdobyć jakiś statek
i odlecieć stąd. Przychodząc tutaj, tylko przyspieszyliście własną egzekucję.
– Tym razem pokonamy cię – powiedział
Kaelas, chociaż, stojąc twarzą w twarz z tą kreaturą, miał mieszane uczucia i
wątpliwości całkiem go nie opuściły. – Zapłacisz za wszystkie zbrodnie, Zzveli.
Landarczyk patrzył, jak oczy władczyni
rozszerzają się. Chyba chciała coś powiedzieć, ale z poruszających się ust nie
wydobyło się ani jedno słowo. Nie wiedział, co takiego powiedział, że tak
zareagowała. Zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć, i wtedy zrozumiał, że
musiało chodzić o imię. Czyżby już się nim nie posługiwała i jej ludzie w ogóle
go nie znali? A może kryło się za tym coś więcej? Żałował, że Sharagasi nie
powiedział mu więcej, że sam mu przerywał, twierdząc, że to niepotrzebne. Chyba że wiązało się to z tą wojną, o której
opowiadał, zadumał. Szkoda, że nie
rozwinął tego tematu.
Dostrzegł, że mężczyzna, który drgnął na
wzmiankę o karze, teraz posuwał się lekko w bok, chcąc najprawdopodobniej uciec
z dziedzińca i raz na zawsze skończyć układy z Zzveli. Pozostali też wyglądali
na lekko poruszonych, jednakże wśród nich zdarzyły się też jednostki, których
ta wiadomość w ogóle nie obeszła. Stali w pełnej gotowości, czekając na rozkaz
władczyni.
– Jak śmiałeś! Kim ty w ogóle jesteś?! To
on cię przysłał! – wrzasnęła. Gałki oczne niemal wychodziły jej z orbit z wściekłości.
Wyglądała jakby oszalała, jakby jedno imię mogło wszystko zmienić. –
Zapomniałeś, że nie toleruję dezercji! – krzyknęła w stronę próbującego
wydostać się stąd mężczyzny.
Wycelowała w niego jedną ze swoich macek.
Mężczyzna nie miał żadnej szansy na ochronę, oberwał w brzuch, lecąc do tyłu.
Krzyknął, jednak po chwili wszelki dźwięk został zagłuszony, gdy wpadł prosto
do basenu pełnego krwi, z którego najprawdopodobniej już nigdy się nie
wydostanie.
W tym samym czasie inna macka wycelowana
została w stronę przyjaciół. Kaelas w ostatniej sekundzie zdołał zrobić unik,
ratując się przed ciosem. Kendappa i RM19 także padli na ziemię.
– My zajmiemy się tęczowymi, by ci nie
przeszkadzali w walce z nią – powiedziała Kendappa, wstając i pewniej
chwytając sztylety w dłoniach (broń znaleźli w komnacie przylegającej do sali
więziennej). – I nie daj się zabić, bo znajdę cię w zaświatach i ukatrupię na
nowo.
– Do ataku! – wrzasnęła Zzveli, gdy wiązka
lasera z pistoletu RM19 trafił w jednego z tęczowych, wypalając mu dziurę w
brzuchu. – Wyrżnąć ich wszystkich!
Przyjaciele zdziwili się, że nie chroni ich
ta sama tarcza, co w sali balowej. Najwyraźniej to władczyni za tym stała i to
ona zapewniała ochronę swoim ludziom. A teraz w ogóle o tym nie pomyślała,
zapewne nie spodziewając się tak szybkiego ataku. Kaelas miał nadzieję, że gdy
będzie walczyć z Zzveli, to cała jej uwaga skupi się na nim i Kendappa z RM19
zwiększą swoje szanse.
Landarczyk próbował oczyścić umysł i w
pełni skoncentrować się na czekającym go pojedynku. Chciał przywołać w sobie
uczucie z sali balowej czy to z celi więziennej. Znów poczuć szybciej płynącą
krew w żyłach i chłodny spokój. Sięgnięcie do wnętrza po ki było teraz
łatwiejsze niż za pierwszym razem. Wiedział już, czego ma się spodziewać, jednak
zapanowanie nad tak dużą energią nadal stanowiło małe wyzwanie. Mimo to musiał
sobie poradzić.
Napiął mięśnie i natarł na Zzveli. Zgrabnie
wyminął jedną z macek i wyskoczył w powietrze. Celował w jej brzuch, starając
się siłą woli przedrzeć przez barierę, która także musiała zostać stworzona z
ki. Udało mu się to, ale wyczyn wymagał tak wielkiego skupienia, że sam cios
mocno stracił na sile. Gdyby nie natychmiastowy odwrót, oberwałby pięścią w
głowę.
Po chwili skierowała w jego stronę potężny
strumień powietrza. Kaelas zachwiał się na nogach, robiąc kilka kroków w tył i
wpadając na jednego z tęczowych. Tamten już odwracał się w jego stronę, biorąc
zamach kijem. Wojownik szykował się do kontrataku, jednakże w tym samym czasie
Zzveli wymierzyła w niego kolejny cios. Przez ułamek sekundy nie wiedział, co
ma zrobić i pewnie byłoby kiepsko, gdyby nie natychmiastowa reakcja Kendappy. Z
powietrza zaatakowała władczynię, odwracając jej uwagę od Landarczyka, który odepchnął
od siebie tęczowego silnym ciosem w brzuch.
Następnie znów zwrócił się w stronę Zzveli.
Skupił się, wydobywając z siebie ki. Próbował uformować pocisk na dłoni, jak
pokazywał mu to Mistrz Penyu, ale w jego wykonaniu wyglądało to na bezkształtną
bryłę, nie idealną kulę. Lekko sfrustrowany wycelował nią w władczynię. Ku jego
zdziwieniu energia bez najmniejszego problemu przebiła się przez barierę i
trafiła ją w biodro, o ile w jej wypadku można było mówić o takiej części
ciała.
Jednakże ta chwila rozproszenia wiele go
kosztowała. Zzveli może i wściekła się, że ktoś ją zranił, ale nadal zachowała
trzeźwy umysł, natychmiast kontratakując. Kaelas nie zdążył uchylić się przed
ciosem macki. Nie utrzymał równowagi i poleciał do tyłu, wpadając w jeden z
różanych krzewów. Zaklął pod nosem, ale na szczęście nic sobie nie złamał.
Próbował kontratakować, jednak nie skupił się dostatecznie i tym razem ki była
tak słaba, że ledwo drasnęła władczynię.
Ten marny atak okazał się jednak zgubny, bo
Zzveli mogła posłać w jego stronę kolejne macki. Kaelasowi udało się na czas
wyswobodzić z krzewu, przez co nie został zmiażdżony przez jedną z nich, ale
zarazem zbyt powolny i kolejna trafiła go w plecy, wyrzucając w powietrze.
Najgorsze, że tym razem lądowanie miało być dużo gorsze. Poczuł, jak strach
ściska jego serce, gdy sobie to uświadomił. Wpadł wprost do basenu pełnego
krwi.
~ * ~
Kendappa miała nadzieję, że odciągnięcie
uwagi tęczowych sprawi, że Kaelasa nic nie będzie rozpraszać i w pełni skupi
się na pojedynku z władczynią. Z chęcią by mu pomogła, ale jej broń nie była w
stanie przebić się przez barierę, to samo działo się w przypadku RM19. Jednakże
jej zadanie także nie należało do łatwych. Wiedziała, że jako generał, musiała
bacznie obserwować całe pole bitwy i zarazem chronić przyjaciela, który był
strzelcem i potrzebował dystansu, by odpowiednio wycelować. Gdyby zbliżyło się
do niego zbyt wielu wrogów, skończyłoby się to źle.
Musiała przyznać w duchu, że w stronę
Kaelasa także zerkała regularnie, sprawdzając, czy wszystko z nim w porządku i
nie potrzebuje z jej strony jakiejś pomocy. Wierzyła w niego, ale wolała
dmuchać na zimne, gdyż nie zniosłaby tej straty.
Przede wszystkim atakowała z powietrza,
gdyż tak było łatwiej, znów mogła znaleźć się w swoim żywiole, a do góry
tęczowi nie mogli jej dosięgnąć. Ich jedyną broń stanowiły kije, zakończone na
jednym końcu ostrymi kolcami. Mimo że wydawały się prymitywną bronią, to w
rzeczywistości wykonano je z twardego i wytrzymałego surowca. I posługiwali się
nimi na najwyższym poziomie.
Ostro zanurkowała, atakując czworo
tęczowych, którzy próbowali zbliżyć się do Kaelasa. Jednego zabiła na miejscu,
wbijając mu oba sztylety w kark. Przed dwojgiem pozostałych zrobiła unik,
ostatniego kopnęła w krocze. Zawył z bólu i wypuścił broń z ręki. Rzuciła w
jego szyję sztylet, który wbił się głęboko, powodując rozprysk krwi. Drugim
zabiła trzeciego. Już chciała atakować czwartego, ale ten padł martwy u jej
stóp. Dostrzegła wypaloną dziurę w jego czaszce.
Zadowolona znów wzbiła się w powietrze,
chcąc zrobić kolejny rekonesans. Przez chwilę zamarła bez ruchu, dostrzegając
kolejną grupę tęczowych zbliżających się w ich stronę. Przeklęła głośno.
Starała się, by nikt nie opuścił terenu i nie wezwał posiłków. Zastanawiała
się, kiedy mogło do tego dojść. Obserwowała pole bitwy często i uważnie, by
niczego nie przegapić. Chyba że posiadali jakiś inny sposób komunikowania się
między sobą, coś jak okulary RM19. Zawsze przybycie tamtych mogło być jedynie
zbiegiem okoliczności, ale nie potrafiła w to uwierzyć.
Po chwili jej uwagę przykuło coś jeszcze. U
stóp wzgórza, na którym wznosił się pałac, zebrała się kolejna grupa ludzi.
Kendappa już chciała wylądować i powiedzieć o wszystkim RM19, gdy zorientowała
się, że z przywódcą tamtych było coś nie tak. Nie ma ręki, przemknęło jej przez myśl. Domyśliła się, że to Reeva
zebrała rdzennych mieszkańców Orjuus i nakłoniła ich do przyjścia, by pomogli
im w walce z władczynią. Z tej odległości nie potrafiła określić, czy Clowa
także znajdowała się wśród nich.
– Co za głupota – mruknęła pod nosem.
Wylądowała obok przyjaciela, po drodze
zabijając jednego z wrogów.
– Twoja dziewczyna prowadzi tutaj
mieszkańców gotowych do walki – oznajmiła, obserwując niedobitki tęczowych,
którzy próbowali się jakoś przegrupować.
– Reeva? Ona nie jest… – zmieszał się RM19,
rumieniąc się lekko. – Mamy ważniejsze sprawy na głowie, a ty mnie
dekoncentrujesz, mówiąc takie głupoty, Kendappo.
– Zbliżają się też posiłki. Jednak
powinniśmy sobie bez trudu z nimi poradzić.
– Z której strony? – zapytał, nie
spuszczając z oczu wrogów.
– Wydaje mi się, że wyjdą z lewej strony
pałacu, ale nadal będę ich uważnie obserwować. Szkoda, że nie jest pochmurnie,
widać mnie jak na dłoni – westchnęła.
– Kendappo, nie wydaje mi się, aby patrzyli
w niebo. A nawet jakby, to nic im to nie da i nam też nie. Daj mi znak, jak
zbiorą się większą grupą, najlepiej przy budynku, wyślę w ich stronę jeden z
moich specjalnych pocisków.
Kobieta uśmiechnęła się do niego, ale po
chwili uśmiech zamarł jej na twarzy. Zobaczyła, jak władczyni trafia macką
Kaelasa w plecy i posyła go w powietrze. Rozłożyła skrzydła i wzbiła się w
górę, by spróbować go złapać, jednak był za daleko, by mogła zdążyć. Landarczyk
wpadł do basenu pełnego krwi. Serce zamarło jej w piersi, jakby zapomniało, jak
ma pracować.
– Kaelasie! – krzyknęła, ale on już nie
mógł jej usłyszeć.
Władczyni roześmiała się złowieszczo,
pewna, że wygrała ten pojedynek.
~ * ~
Topił się. Ze wszystkich stron otaczała go
gęsta ciecz, o wiele gorsza do przezwyciężenia niż woda. Do ust i nosa dostała
mu się krew, gdyż przytłoczony strachem, w porę nie potrafił zaczerpnąć
głębokiego oddechu. Czuł mdłości, chciał zwymiotować, ale nie mógł. Gdy
otwierał usta, znów dostała się do nich krew.
Spadał, spadał, spadał. Gwałtownie w dół,
nie będąc w stanie tego przezwyciężyć. Desperacko machał rękami i nogami, ale
to nic mu nie dało. Dochodził do tego jeszcze strach. Nie potrafił nad nim
zapanować, tylko pogarszając swój stan.
Zdawało mu się, że basen nie ma dna, jakby
kończył się w sercu planety. Ciągle pchało go w dół, ale nie dotknął stopami
gruntu. Zamknął oczy, bojąc się, że zaraz zobaczy obok siebie ciało tamtego
mężczyzny. Bo skoro się nie wydostał, to jak on miałby to zrobić.
I wtedy poczuł, jak dodatkowa siła próbuje
przyspieszyć jego spadanie. Serce podskoczyło mu do gardła, gdyż miał wrażenie,
że ktoś zacisnął mocno zimne dłonie na jego przedramieniu i nie chce puścić,
wcielając swój plan w życie. Może to tamten mężczyzna albo inni. Kto wie, ile
ciał znajdowało się w tym basenie.
Rozpaczliwie próbował się wyrwać z tego
uścisku. Machał rękami i nogami, by dostać się na powierzchnię. Ale nie
wiedział nawet, w którą stronę. Nie miał odwagi otworzyć oczu, zresztą nic by
mu nie dało. Krew wyglądała identycznie w każdym miejscu, nie przedostawało się
przez nią żadne światło.
W
przeciwną, zakiełkowała mu w głowie maleńka iskierka rozsądku,
przebijając się przez strach i panikę. Musiał przezwyciężyć to coś, co pchało
go w dół.
Starał się, jak mógł, ale to coś stawało
się coraz silniejsze, pewne swego. I wtedy poczuł jeszcze jedną siłę, uścisk
drugiej, tym razem drobniejszej dłoni, jakby dziecka. Też była zimna, ale miała
w sobie coś pokrzepiającego. Dzięki niej opanował nieco strach i panikę. Ta
druga siła działała w zgodzie z jego zamiarem, chciała wydostać wojownika na
powierzchnię, zanim się udusi w mrocznej, krwawej toni.
Kaelas płynął w górę najszybciej, jak
potrafił. Jednakże obie siły nie dawały za wygraną. I wtedy zrozumiał, że nie
miał do czynienia z istotami materialnymi, a duchowymi, walczącymi o to, czy
uda mu się przeżyć, czy umrze w krwawej toni.
Kobieta pchała go w dół, a mężczyzna
ciągnął w górę. Ich potęga była niemal równa i musiał wykorzystywać własne
siły, by brnąć do przodu. Okazało się to niezwykle trudne, gdyż miał wrażenie,
że walczy i walczy, a upragniona powierzchnia nie nadchodzi. Zrozumiał, że
musiał spaść bardzo głęboko.
Powoli zaczynało brakować mu tchu. Płuca
piekły go, jakby nagle stanęły w ogniu. Brnął do przodu, ale ten ból powoli
stawał się nie do zniesienia, miał wrażenie, że długo tego nie zniesie, że
jeżeli za chwilę nie dotrze na powierzchnię, to będzie musiał się poddać, a
kobieta wygra.
Wtedy ktoś wyciągnął do niego pomocną dłoń.
Kolejna duchowa siła, ale uchwycił ją z wdzięcznością. Nie ciągnęła go ona w
górę, ale sprawiła, że strach i panika całkiem zniknęły, znów był w stanie
racjonalnie myśleć i przede wszystkim skupić się na jedynej możliwości
natychmiastowego wydostania się z basenu. Sięgnął w głąb siebie i wydobył ki na
zewnątrz. Wystrzelił z dłoni strumień energii skierowany na dno basenu. Siła
była tak duża, że z ogromną szybkością pchnęła go ku górze i wyrzuciła z
krwawej toni. Gdy ponownie znalazł się na świeżym nocnym powietrzu, zaczerpnął
głęboko tchu, dając płucom życiodajny tlen.
Kaelas poczuł, jak jakieś silne ramiona
chwytają go pod barki. Wtedy zrozumiał, że ki wyrzuciła go w górę i ponownie
znalazł się nad basenem. Gdyby nie pomoc Kendappy, to z powrotem by do niego
wleciał.
– Więcej mi tego nie rób – powiedziała,
lądując na trawie. – Nawet nie wyobrażasz sobie, jak się przeraziłam.
Kaelas początkowo nic nie odpowiedział,
starając się wypluć z ust zgromadzoną krew, jednakże ciągle czuł na języku jej
metaliczny, obrzydliwy smak. Miał wrażenie, że nigdy w życiu się go nie
pozbędzie.
Całe ciało miał brudne od krwi, wręcz z
niego ciekła. Ubranie też było lepkie od cieczy. Wzdrygnął się i zwymiotował,
ale to okropne uczucie pozostało. Zauważył, że Kendappa patrzy na niego z
troską i próbował się uśmiechnąć, ale średnio mu wyszło.
– Uwierz mi, nie mam zamiaru tego powta…
Resztę jego słów przerwał głośny huk. Oboje
spojrzeli w stronę źródła dźwięku. Okazało się, że ściana rezydencji zawaliła
się wprost na stojącą pod nią grupę tęczowych, większość z nich uśmiercając na
miejscu. Niektórym udało się ujść z tego bez szwanku, gdyż znaleźli się poza
zasięgiem kamieni. Nieopodal stał RM19 z pistoletem nadal wycelowanym w
budynek.
– Nieźle – odezwała się Kendappa, wyrywając
go z zaskoczenia spowodowanego tym widokiem.
– Pomóż mu z resztą – zwrócił się do
kobiety Kaelas, stając na nogach. – To ze mną walczysz, Zzveli! – wrzasnął w
stronę władczyni, która już z zawrotną prędkością sunęła w kierunku RM19.
Jednakże jego zamiar się nie powiódł.
Chciał odwrócić jej uwagę od przyjaciela, by zyskał szansę na ewakuowanie się
na bezpieczną odległość. Lecz było już za późno. Kątem oka dostrzegł, że
Kendappa wzbiła się w powietrze, ale znajdowała się za daleko, by dotrzeć RM19
na czas. Zresztą i tak niewiele mogłaby zdziałać.
Kaelas wahał się jedynie przez ułamek
sekundy. Całą siłą woli skupił się i zaczerpnął siły, licząc, że to zadziała.
Nie, to musiało zadziałać, nie było innej możliwości! Chciał stworzyć wokół
RM19 tarczę, taką samą, jaką Zzveli chroniła tęczowych.
Władczyni natarła na mężczyznę, jednakże
jej macki nawet nie drasnęły RM19, zatrzymując się kilka centymetrów przed nim.
Za to Kaelas poczuł, jak coś pragnie przełamać jego siłę woli. Nie poddał się,
nadal podtrzymując tarczę i uniemożliwiając Zzveli kolejny atak.
– Ty! – wrzasnęła, odwracając się w stronę
Kaelasa. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie nienawiści i wściekłości. –
Jeszcze ci mało, chłopczyku?! Kim ty jesteś, że udało ci się wydostać?
– Wojownikiem – odpowiedział. – Tym, który
cię pokona.
Zzveli pomknęła w jego stronę, jednak
znajdowała się na tyle daleko, że miał odpowiednią ilość czasu. Skupił się,
sięgając w głąb siebie po ki. Rozumiał już swój początkowy błąd. Za bardzo
chciał naśladować Mistrza Penyu, formując energię w kształt kuli. Może gdy
nabierze wprawy, będzie mu łatwiej walczyć nią w takim kształcie, ale teraz nie
miał czasu na eksperymenty, które nie skończyłyby się dobrze.
Uformował ki w postaci świetlnego ostrza.
Coś na wzór miecza, co mógł cały czas trzymać w dłoniach. Dzięki temu miał
świadomość, że bez przerwy posiada broń, że nie zostanie bez niczego i w każdej
chwili może atakować i się bronić, czerpiąc kolejne pokłady energii.
Kaelas stanął w odpowiedniej pozycji, mocno
opierając stopy na ziemi. Umysł miał czysty, wiedział już, co musi zrobić,
czekał tylko na odpowiedni moment, aż Zzveli znajdzie się w jego zasięgu. Nie
trwało to długo, jak na mackowatą poczwarę o tak olbrzymich kształtach,
poruszała się z zadziwiającą prędkością.
Władczyni natarła na niego, próbując ponownie
zepchnąć do basenu, jednak Landarczyk był na to przygotowany. Wykonał zgrabny
unik, obcinając przy tym atakującą go mackę, ostrze z ki przeszło przez nią z
zadziwiającą łatwością. Odcięta część z głośnym pluśnięciem wpadła do basenu, a
z kikuta trysnął strumień krwi. Zzveli ryknęła z bólu i wściekłości.
Kaelas nie tracił czasu. Mocno odbił się od
ziemi i wyskoczył, biorąc zamach ostrzem z ki. Władczyni nie miała szans na
unik czy jakąkolwiek obronę, gdyż w jego zamiarach zorientowała się zbyt późno.
W ostatniej próbie ucieczki przesunęła się lekko w bok, ale to nic nie
zmieniło. Jedynie energia, zamiast przejść równo przez środek głowy, przecięła
po skosie klatkę piersiową.
Martwe ciało Zzveli z plaśnięciem zwaliło
się na ziemię. Ki rozpłynęła się w powietrzu, a Kaelas trochę koślawo wylądował
w wyciekającej z cielska krwi. Poślizgnął się, próbując jak najszybciej
wydostać się z szkarłatnej kałuży. Po dzisiejszej nocy na długi czas miał dość
krwi. Stanął w sporej odległości od truchła, ale ciągle czuł ten obrzydliwy
zapach.
– Niewiarygodne!
– Dokonał tego!
Kaelas nie rozpoznał tych głosów. Rozejrzał
się dookoła, próbując zlokalizować ich źródło. Wtedy dostrzegł grupę ludzi
stojących przy rozwalonej części pałacu. Nie byli to ani tęczowi, ani
uczestnicy maskarady. Dopiero po chwili zobaczył Reevę i zrozumiał, że musieli
to być mieszkańcy Orjuus.
– Pokonał władczynię!
– Niech żyje bohater!
~ * ~
Oto i kolejny rozdział.
Walka Kaelasa z Zzveli była jedyną (nie licząc finału), którą w ogólnym zarysie
miałam w głowie, gdy zaczynałam pisać tę historię (reszta powstawała na bieżąco
podczas pisania). To takie przyjemne uczucie, gdy udało mi się w końcu dotrwać
do tego momentu.
I muszę powiedzieć, że
regularne pisanie trzech stron dziennie (czasem czterech, ale zwykle mi się nie
chce), to bardzo dobry pomysł. Nawet nie wiem, kiedy dokładnie to się stało,
ale znów zrobiłam sobie solidne zapasy, które utraciłam podczas tego semestru,
bo niemal nic nie pisałam, skupiając się na opracowywaniu pomiarów.
Jako, że w ostatnich dniach mało nowości ukazuje się na czytanych przeze mnie blogach, udało mi się dotrzeć od razu i przeczytać rozdział. Wyszedł jednak na tyle dynamicznie, że przeczytałam go bardzo szybko - naprawdę fajny, obfitujący w akcję kawałek tekstu.
OdpowiedzUsuńZapewne dobrze pisało ci się tą scenę, zwłaszcza, że jak twierdzisz w mowie odautorskiej, czekałaś na nią. Lubię czytać sceny walki, pisać niestety nie bardzo, bo mi nie wychodzą (wolę rozsmarowywać postacie po ścianach).
Ale dobrze, że wszystko skończyło się pomyślnie. Choć były momenty, kiedy sytuacja wyglądała nieciekawie, np. wtedy, gdy Kaelas wpadł do tego basenu z krwią (fuj!). Nie dziwię się, że budzi w nim to takie obrzydzenie, pewnie ciężko się będzie pozbyć takiego wspomnienia. I co to za jakieś dziwne widziadła tam były?
Więc jednak znalazł sposób na pokonanie władczyni. Przy poprzednich rozdziałach się zastanawiałam, jak on to zrobi, skoro nie ma miecza, a i ona była bardzo trudnym przeciwnikiem, dobrze, że odnalazł w sobie to ki, ale cieszę się też, że nadal nie jest w stu procentach perfekcyjny. W tym opowiadaniu pokazałaś postać właśnie taką niedoskonałą, która dopiero w trakcie musiała dochodzić do jakichś uzdolnień, a nie posiadała ich już na samym wstępie. To mi się podobało też.
Kendappa i RM19 także mieli istotne zadanie, musząc jakoś uporać się z tymi tęczowymi.
Zastanawia mnie jednak, dlaczego władczyni w ogóle ich oszczędziła, a nie pozbyła się ich tak samo, jak i innych, którzy przyszli na bal. Przecież musiała się spodziewać, że z nich będą potencjalne kłopoty.
Ciekawa jestem także, jak będzie wyglądać sprawa wątku RM19 i Reevy; mam wrażenie, że oni nadal coś tam do siebie czują, ale że Kendappa zdaje się za nią nie przepadać, to pewnie nie zabiorą jej ze sobą. Ale może jeszcze kiedyś ich drogi ponownie się przetną? W sumie to mogłoby być ciekawe, no i wiesz, że lubię RM19, to mógłby jakoś dobrze skończyć ^^.
Jak zwykle fajne opisy ^^. Naprawdę lekko się czytało. Masz opisów więcej niż dialogów, lubię to :).
Dziękuję :)
UsuńSzczerze, to nie pamiętam, jak pisało mi się ten rozdział, bo robiłam to w sierpniu, ale bardzo go lubię, więc zakładam, że musiało być przyjemnie.
Co do widziadeł, które Kaelas widział w basenie, to wyjaśni się to dokładnie już w ostatnim rozdziale tej sagi.
Jakiś sposób musieli znaleźć, bo przecież nie mogłam zakończyć tej sagi śmiercią głównych bohaterów. No i od zawsze chciałam, by Kaelas stał się prawdziwym wojownikiem.
Władczyni nie spodziewała się, że w jakikolwiek sposób uda im się uciec z więzienia. Sądziła, że skoro ich pokonała i nie zademonstrowali niczego z czym by sobie nie poradziła, to w przyszłości nie sprawią żadnych problemów. Najpierw chciała zająć się resztą gości z balu, a potem pokazać im, że są dla niej niczym.
A co do dalszych losów Reevy odpowiedź pojawi się w przyszłym rozdziale. W końcu saga dobiega końca i trzeba pozamykać wątki.
No nieźle, czyli zaczynałaś te historię wizją o utopieniu Kaelasa we krwi? Ależ brutal z ciebie :P
OdpowiedzUsuńTak sie zastanawiam jak to jest z tą ki. Znaczy Kaelas, który jest nowicjuszem potrafi całkiem sporo, a w dodatku nie czuje się zbytnio zmęczony po rzucaniu to tu to tam, utrzymywaniu tarczy itp. Znaczy, że on ma jej tak dużo, czy że jest nieograniczona? No i pozostaje jeszcze kwestia wykorzystania ki, czy raczej jej zastosowania - ciekawa jestem czy Ladviś i Faluś tez umieją takie rzeczy, czy może ze względu na to, ze nie byli zmuszeni nigdy wymyślać nowych rzeczy, to jednak nie i znają tylko to podstawowe zastosowanie.
Mieszkańcy Orjuus najwyraźniej postanowili wspoóc bohaterów - no, nie spodziewałam się. Znaczy jestem bardzo ciekawa jak to wyglądało, bo w to, że nie było to buntownicze podziemie to jakoś wątpię. Bo chyba tacy zwykli mieszkąńcy nie poszliby walczyć z jakimś stworem. A tak swoją drogą to Dapcia zupełnie ich nie doceniła :P Znaczy ona od razu tak, że przyleźli jak te owieczki na rzeź, no ale chyba jakąś broń mieli, prawda? A poza tym oni też chyba dosć skutecznie odwrócili uwagę tęczowych, gdy Kendappa latała nad tym jeziorkiem, szukając Kaelasa. Bo przeciez mogliby doniej strzelać albo zablokować RM19.
Tak w ogóle jestem bardzo ciekawa co to za trzecia moc wyciągnęła Kaelasa. Znaczy o tą, co ciągnęła w dół to trzeba podejrzewać Zzveli, no nikt inny się tu nie wpasuje. Za tą, co w górę ciągnęła to na poczatku wzięłam Ascota, ale teraz tak sie zastanawiam czy nie powinnam posądzać o to kogoś innego... Bo znów na tę trzecią pasowałby Snowek - tak jakby sie wreszcie zdecydował, czy wspierać Kaelasa. A może w ramach przeprosin był jedną mocną nr 2? Tyle, że wtedy za 3 uznałabym już chyba tylko i wyłacznie Kaio, no bo kogo innego? A zresztą - kiedyś się dowiem, prawda?
Pozdrawiam
Jako landarski wojownik, który w walce zwykle posługuje się ki, ma jej większy zasób niż chociażby Kendappa. Zmęczyło go to, ale na odpoczynek może pozwolić sobie dopiero teraz. Natomiast Ladviś i Faluś też mogliby to zrobić, ale żadnemu nigdy nie przyszło to do głowy, żaden Landarczyk nigdy nie walczył w ten sposób. Kaelas ten sposób walki zawdzięcza tylko i wyłącznie treningom z Mistrzem Penyu.
UsuńBuntownicze podziemie to to nie było, jednakże Clowa jakąś grupę ludzi potrafiących walczyć miała i to głównie oni ruszyli ze wsparciem. Z bronią, oczywiście, bo to nie samobójcy. Tylko nieliczni zwykli mieszkańcy dołączyli do wsparcia, bo wiedzieli, jakim potworem jest władczyni i że lepiej trzymać się od niej z daleka.
Co do dwóch z trzech mocy, to wyjaśni się to w ostatnim rozdziale tej sagi. Ale mogę powiedzieć, że Zzveli nie miała z tym nic wspólnego, dla niej Kaelas był stracony, gdy wleciał do tego basenu. Co do trzeciej, to wydaje mi się, że potem będzie łatwo się zorientować, kim była ta osoba.
Ja jak zawsze spóźniona... Ale tym razem się cieszę, bo przeczytałam kilka rozdziałów na raz i akurat skończyłam na wygranej. Nie ma to jak trafić na odpowiedni moment :)
OdpowiedzUsuńSkomentuje tak ogólnie, bo własciwie czytałam to jako całość. Zakoczyła mnie postać Zzveli. Spodziewałam się zupełnie innej postaci, ale oczywiście taka wersja mnie nie zawiodła. Jak zawsze perfekcyjna! Idealnie ją wykreowałaś i dzięki temu szybko i gładko się to wszystko czyta.
Tym razem w scenie walki przeszłaś samą siebie. Zawsze piszesz bardzo dobre sceny pojedynków, ale ten był wyjątkowy. Przede wszytkim rozbudowany opis... jaki długi! Sama za cholerę nie skonstuowałabym czegoś takiego, nigdy mi to nie wychodziło, więc mój podziw wzrastał z każdym nowym zdaniem. Cieszę się, że Kaelasowi nie poszło gładko. Dzięki temu to było bardzo autentyczne. Zastanawia mnie, co działo się w tym basenie. Ble, obrzydlistwo! Jeszcze jak dodać do tego obraz truchła władczyni, który uformował się w mojej głowie.... ugh, nawet nie chcę tego komentować. Ale wracając do wojownika... mam wrażenie, że nastąpił przełom. Ale wcale nie dlatego że nareszcie oznalazł w sobie ki. Chodzi o takie jedno, maciupkie zdanie.... "Rozumiał już swój początkowy błąd. Za bardzo chciał naśladować Mistrza Penyu, formując energię w kształt kuli." - przynał się do błędu. Zrozumiał, że powinien być sobą. Trzeba przynać, że bardzo się zmienił... Jak sobie przypomnę początki! Ale cały czas starał się komuś dorównać. Teraz może pójdzie po rozum do głowy i postara się walczyć po swojemu. Oczywiście niech sobie tylo nie pomyśli, że jest zbyt wazny :P O, a teraz chwalić go będę, że hej! W końcu jest bohaterem :)
Może jednak Reeva nie jest zdrajcą? Niee.... Skoro przyszła z pomocą, to nie ona musiała ich zdradzić. Tylko pytanie kto. Snow? Wydaje mi się to jakieś zbyt oczywiste, więc pewnie (prawie na 100% xD) przeoczyłam coś lub zaraz dowiemy się, że mają jeszcze jakiegoś wroga. Albo Zzveli miała jeszcze jakieś moce... No nie wiem, ale mam nadzieję, że niedługa się dowiem :D
Heh... Normlanie zaczynam się wkurzać, że nie mam przed sobą ksiązki z dumnym tutułem "Bracia duszy", bo pochłonęłabym ją momentalnie. A tak muszę czekać na to, co dalej! Frustrujące, nie powiem...
Dodam jeszcze, że szablon jest genialny! Jakoś mi tak pasuje tutaj :)
Pozdrawiam! :)
Dziękuję :)
UsuńCieszę się, że pojedynek się podobał, bo jest to jeden z moich ulubionych, czasem nawet sama sobie się dziwię, że wyszedł tak długi. Mam nadzieję, że w przyszłości będę mieć takie same odczucia co do finałowej bitwy.
Kaelas nadal się uczy i do doskonałości jeszcze wiele mu brakuje, ale chwalić będą, co do tego nie ma wątpliwości. Na szczęście zawsze ma przy sobie Kendappę, która w porę wyleje mu na głowę kubeł zimnej wody, by ochłonął ;)
Co do zdrajcy, to ta scena została opisana w drugim rozdziale tej sagi. Snow powiedział Zzveli o tym, by miała się na baczności, bo pojawiło się zagrożenie. Jednakże Kaelas o niczym nie wiedział i dlatego pierwsza osoba, jaka przyszła mu na myśl to Reeva.
Od razu zacznę od drobnej literówki, póki pamiętam:
OdpowiedzUsuń– My zajmiemy się tęczowymi, by ci nie przeszkadzali w walce z nią – powiedziała Kendasppa, wstając i pewniej chwytając sztylety w dłoniach (broń znaleźli w komnacie przylegającej do sali więziennej). – I nie daj się zabić, bo znajdę cię w zaświatach i ukatrupię na nowo.
W słowie Kendappa pojawiło się niepotrzebne "s". Pozwoliłam sobie skopiować cały fragment, byś mogła łatwiej to znaleźć i poprawić, bo sama wiem jakie uciążliwe jest szukanie takich drobnostek.
Co do rozdziału. Bardzo dobrze, że Kaelas przełamał swoją barierę i rozwinął swoją moc ki. Choć początki były okropne, chłopak nieźle rozkwitł. Ciekawa jestem reakcji Mistrza Penyo na jego umiejętności. Czy będzie dumny ze swojego ucznia?
Podobała mi się, co chyba dziwnie brzmi, scena z basenem pełnym krwi. Obrzydliwe, ale coś mnie w niej urzekło. Jeszcze nie wiem co xD
Pozostaje mi jedynie czekanie na kolejny rozdział.
Wena,
L.
Kiedyś Kaelas musiał rozwinąć swoje umiejętności i stać się prawdziwym wojownikiem. Właśnie tak od początku wyobrażałam sobie jego rozwój.
UsuńBohaterowie jeszcze raz spotkają się z Mistrzem Penyu i mężczyzna na pewno powie, co sądzi o umiejętnościach ucznia.
I dziękuję za wypisanie błędu, już poprawiony.
Świetny post. Kaleas wreszcie osiagnął to. Co to tak bardzo pragnął. Podobało mi sie, ze ki okazała sie byc w kształcie miecza :) i bardzo wymowne były te dwie siły... Boże, topić sie we krwi, koszmar.... Cieszę sie, ze to jednak nie reva okazała sie byc zdrajczynia... Ciekawe, czyja to sprawka, pewnie snowa. Ile notek planujesz do końca?
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńKształt miecza wydał mi się najsensowniejszy dla Kaelasa, szczególnie że to jego początki i w innym wypadku z łatwością mógłby coś popsuć.
A kwestia tych sił zostanie wyjaśniona w ostatnim rozdziale tej sagi.
Ile rozdziałów, to nie wiem. W spisie treści są już wszystkie rozdziały dwóch kolejnych sag. Oprócz tego planuję jeszcze dwie i finał. I nie mam pojęcia, jak bardzo się rozpiszę i ile to zajmie.
a ja myślałam, że Ty kończysz na wiosnę ... ale to pierwsza część dopiero? to dobrze, bo zbyt się zżyłam z Twoim bohaterami (choć sprawa-oskara też mnie ciekawi xD). zapraszam do mnie na nową notkę zapiski-condawiramurs.blogspot.com
UsuńA kiedy L i K się spotkają??:D
Zakładałam koniec na wiosnę, ale już wiem, że za dużo zostało. Myślę, że lato będzie właściwsze lub początek jesieni.
UsuńCo do drugiej części, to na razie jest jedynie w planach, może kiedyś zacznę ją pisać. Na razie potrzebuję trochę odpoczynku od tej długiej historii.
A tak przeczuwałam, że jak do Ciebie dotrę z komentarzem, to zobaczę już nowy rozdział^^ Ale ogarnęłam go szybciutko :)
OdpowiedzUsuńBardzo podobały mi się te dwa rozdziały.
W poprzednim zaintrygowała mnie postać Shirasaga, którego spotkał w... hymmm swojej głowie? Od razu skojarzyłam ten fragment z fragmentem z 7 tomu o Harrym Potterze (wiesz która). W tej rozmowie zaciekawił mnie i skłonił do refleksji o Braciach Duszy i Legendarnym Wojowniku. Bo wiadomo, że Kaelas, jaki i Ladvarian staną na przeciwko Vrieskasa, jako Bracia Duszy, zastanawia mnie jednak, jak to jest z tym Legendarnym Wojownikiem, gdzie jak wiesz liczę, że Kaelas nim będzie. Lecz po tym rozdziale naszedł w mojej głowie dziwny pomysł odnośnie tego wątku... nie powiem Ci jaki, bo zapewne gdy go przeczytasz, zaczniesz się śmiać, więc swoją teorię zachowam dla siebie :)
Przyznam się szczerze, że obecny rozdział był bardzo emocjonujący i trzymający w napięciu aż do końca. Kaelas wykazał w nim sporo odwagi i to, jak jego styl walki się poprawił. Już w poprzednim rozdziale się wykazał, gdzie za pomocą KI w dłoni skierował ją na metalowe kraty (swoją drogą, ta scenka kiedy Kendappa pocałowała Kaelasa i jak RM19 powiedział swój tekst niezwykle mnie rozwalił :P ). W walce z Zzveli wykazał się dużą odwagą i widać, że nauki u Mistrza Penyu nie poszły na marne. W tym basenie z krwią aż mnie wstrząsnęło, ale z pomocą tym osób duchowym (zapewne ofiary władczyni, chyba że to jakoś źle zinterpretowałam). Ale cieszę się, że wszystko się ułożyło i Kaelas pokonał Władczyni tym niesamowitym ostrzem stworzonym przez wiązankę KI. Nie mogło przecież być inaczej.
Na Twojego nowego bloga zajrzę później, jak tylko ogarnę u innych (a trochę nadrobienia mam).
Pozdrawiam :*
Dziękuję :)
UsuńJak obiecałam, teraz dodaję co tydzień. Piszę regularnie, mam duże zapasy, więc sądzę, że do końca pójdzie gładko.
Tak, wiem który. Myślę, że w ten sposób można to wytłumaczyć, bo ostatecznie zrazem było to i nie było realne.
Kwestia Legendarnego Wojownika rozstrzygnie się na końcu (dokładnie nie wiem, w którym momencie, bo jakieś dwa dni temu wpadł mi do głowy pomysł, by wyjaśnić to winny sposób niż zamierzałam mniej więcej na początku). Jednakże jest to najbardziej skrywana tajemnica i pary z ust nie puszczę. Jednak mam nadzieję, że gdy się wyjaśni, to chociaż powiesz, czy byłaś blisko :)
Gdyby nauki i trening poszły na marne, to przy następnym spotkaniu Mistrz Penyu wykopałby Kaelasa z Eduardo wprost w przestrzeń kosmiczną ;)
Co do bytów w basenie, to nie były to ofiary, a ktoś inny. Mogę powiedzieć, że wyjaśni się to w ostatnim rozdziale tej sagi.
Zazdroszczę Ci, że potrafisz tak pisać, bo ja nie mogę... mam za dużego lenia. :D Kaelas ciągle mnie zaskakuje. Wydostał się z basenu, ochronił RM19 i pokonał Zzeli.... Czemu tak zareagowała na imię? I kogo miała na myśli, twierdząc, że go przysłali? Ale kurde, nareszcie ją pokonał. Jestem pod wrażeniem tego, jak przedstawiłaś te wydarzenia, walkę. Jej... wyobrazić sobie to wszystko i napisać musi być naprawdę ciężko. Brrr... basen pełen krwi. Biedny Kaelas, tonąć w takim czymś. Obrzydlistwo. Skąd ta krew? To pewnie po ofiarach Zzeli. Ale ile ich musiało być... aż strach pomyśleć.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńPostanowiłam, że nie zajmę się innymi przyjemnościami, aż nie napiszę i jak do tej pory działa, oby jak najdłużej.
O imieniu będzie w którymś z następnych postów, teraz nie pamiętam numerka, bo te rozdziały pisałam jeszcze latem.
A krew w basenie jak najbardziej z ofiar, chociaż głównie ze starszych, bo wszystkimi z obecnych nie zdążyła się jeszcze zająć.
I mimo że to mój bohater, to też uwielbiam Kaelasa w tym rozdziale ^ ^
Użycz trochę swojej siły woli, żebym i ja pisała regularnie ;D
OdpowiedzUsuńCoraz lepiej opisujesz walki, pamiętam, że na "Wspomnieniach Severusa" czasami się gubiłam, tu mi się to rzadko zdarzało, a walka na Orujus to już zupełnie. Super!
Aż mnie się mdło zrobiło przy tym basenie. Brrr...
Jej, Kaelas naprawdę jest o niebo lepszym wojownikiem niż dawniej i ciągle się uczy. Wiedziałam, że mój ulubieniec sobie poradzi^^
Pozdrawiam ;)