czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 83: Zmiana planów

Marzenie jest programem życia. Gdybyśmy je umieli odczytywać, wiedzielibyśmy, że marzenia się spełniają.
Janusz Korczak
Reeva wzięła resztę swojego dobytku z domu, a przynajmniej te rzeczy, które chciała ze sobą zabrać, i zmierzała w stronę lądowiska statków kosmicznych. Uśmiech nie znikał z jej twarzy, miała nadzieję, że postąpiła słusznie i nigdy nie będzie żałowała tej decyzji.
Nie spodziewała się, że kiedykolwiek przyjdzie jej opuścić Orjuus. Gdy była małą dziewczynką, z bratem wielokrotnie marzyli o tym, że któregoś dnia wsiądą na statek kosmiczny i odlecą z tej planety, by poznać świat, a także, by uciec od władczyni i jej okrutnych rządów. By znaleźć prawdziwy dom, jak wielokrotnie powtarzał. I teraz to pragnienie miało się spełnić.
Z oddali dobiegały ją głosy i śpiewy świętujących. Postanowiła ominąć plac targowy, by jak najszybciej dotrzeć do celu i nie zostać przez nikogo zaczepioną. Kręte uliczki w pobliżu muru nadawały się do tego idealnie. Chciała ponownie znaleźć się w ramionach RM19, poczuć dotyk jego warg na ciele, ponownie zatracić się w tym cudownym uczuciu spełnienia po namiętnym seksie. O ile znajdzie dla niej czas, sprawdzając każdy milimetr statku w poszukiwaniu jakiegoś uszczerbku.
– Przyjemny wieczór dziś mamy, nieprawdaż, dziecko? – Wyrwał ją z zamyśleń czyjś głos.
Dopiero po chwili zorientowała się, że z naprzeciwka nadchodził jakiś człowiek, prawdopodobnie stary, sądząc po tym, że podpierał się na lasce. Gdy dostatecznie się zbliżył, poznała w nim kapłana, który udzielał ślubu Kendappie i Kaelasowi. Zastanawiała się, co on tutaj robił.
– Rzeczywiście, ojcze – odpowiedziała uprzejmie, zatrzymując się, gdyż on wcześniej zrobił to samo.
Kapłan zdjął z głowy kaptur i dopiero teraz w świetle ulicznych lamp mogła zorientować się, że jego oczy rzeczywiście miały szkarłatną barwę. Wcześniej przypisywała to odbijającym się w nich płomieniom ognia.
– Jednak postanowiłaś odlecieć razem ze swoim beesosiemdziesiątosiemcejczykiem.
– Tego się chyba nie odmienia – stwierdziła, dopiero po chwili namysłu orientując się, co starzec chciał jej przekazać.
Dłuższy czas stali w milczeniu. Reeva nie wiedziała, czy kapłan zaczepił ją w jakimś określonym celu, czy miał jej coś istotnego do powiedzenia. Chciała już się z nim pożegnać i odejść, ale wtedy się odezwał:
– Ta podróż powoli zbliża się do końca. Nie zostało wiele czasu do starcia Braci Duszy z Vrieskasem, ale ciebie to nie dotyczy. Chociaż twoja droga też nie będzie łatwa.
– Już nie jest – powiedziała, nie rozumiejąc, co kapłan miał na myśli.
– Co ci beesosiemdziesiątosiemcejanie mają w sobie, że wszyscy tak na nich lecą? – zadumał. – A do tej rodziny to już szczególnie lgną.
Reeva zdziwiła się, że tak nagle zmienił styl mówienia. Teraz zachowywał się jak nastolatek. Czyby postradał zmysły? A może jest szalony, tylko nikt nie zauważyłam tego wcześniej?
– Musi ci bardzo na nim zależeć, skoro chcesz zamieszkać na planecie o surowych i okrutnych regułach, gdzie każdy aspekt życia mieszkańców jest określany i kontrolowany. Na której także postawili mury, chociaż nie tak materialne. Tam nawet nie mają imion. Liczby określają ich pozycję i stan rodu, a litery mówią o przynależności do danej rodziny. W miejscu, gdzie hańbą jest związek z kimś spoza tej rasy.
– Jeżeli w ten sposób chcesz mnie zniechęcić, ojcze, to tylko tracisz czas – odpowiedziała twardo, dumnie unosząc głowę.
– Mam coś dla ciebie na pożegnanie – rzekł, jakby w ogóle nie miało dla niego znaczenia jej zapewnienie.
Podał Reevie swoją laskę. Kobieta patrzyła na niego, nic nie rozumiejąc. Dopiero po chwili zorientowała się, że nie była to zwykła podpora, a kij, który służył do walki.
– To broń na dwie ręce – sprostowała, starając się ukryć smutek, jaki sprawił jej kapłan.
– To pamiątka, dziecko, mająca ci przypomnieć o domu, o Orjuus i o dzieciństwie, gdy razem z bratem trenowaliście na podwórzu, marząc o lepszym życiu.
Reeva potarła dłonią oczy, by nie rozpłakać się przy kapłanie, ale miała świadomość, że i tak się zeszkliły.
– Dziękuję – powiedziała, przyjmując podarunek.
– Przed wami ciężkie chwile, ale mówią, głównie kretyni, że nawet po najciemniejszej nocy nadchodzi świt. A to zawsze jakaś nadzieja. Do zobaczenia.
– Żegnaj, ojcze, i jeszcze raz dziękuję.
Kapłan zrobił już kilka kroków, ale ponownie się zatrzymał, patrząc na kobietę ze zdumieniem.
– Jeszcze się spotkamy, Reevo. I to szybciej niż myślisz – powiedział, a na jego twarzy zagościł szeroki, chochlikowaty uśmiech. W oczach zabłysły radosne ogniki.
– Jesteś jednym z gości? – zapytała zdziwiona.
– Można powiedzieć, że sam się wprosiłem na to przyjęcie – uściślił. – To coś zmienia?
– Zastanawiam się, czy w ogóle jesteś kapłanem i masz prawo do udzielania ślubu.
– Powiedzmy, że byłem na miejscu, przez co nasza szczęśliwa parka nie musiała daleko szukać, o ile w ogóle by tu kogoś odpowiedniego znalazła. A teraz odpowiedz sobie, czy coś może złamać szczere i prawdziwe przysięgi, które oboje wypowiedzieli, wierząc w nie całym sercem? Czy to, że ten związek nie został zapisany w waszych ludzkich rejestrach, zmienia uczucie, którym oni siebie darzą?
Reeva jedynie kiwnęła głową, zgadzając się ze słowami kapłana. RM19 na jej miejscu pewnie zadałby starcowi tysiące pytań odnośnie jego pobytu tutaj i zamiarów. Uśmiechnęła się w duchu na samą myśl i zarazem zastanawiała się, czy nieznajomy w ogóle byłby skory do jakichkolwiek wyjaśnień.
– Mogę chociaż poznać twoje imię, skoro mamy się w przyszłości spotkać?
– Ascot, mam na imię Ascot  - odpowiedział, uśmiechając się chytrze. – Udanej i bezpiecznej podróży – dodał na odchodnym. – Chociaż to drugie w tym towarzystwie jest równe cudowi.
Reeva jeszcze przez chwilę obserwowała jego oddalającą się sylwetkę. Sama też chciała ponownie ruszyć w swoją stronę, gdy do jej uszu dobiegły słowa Ascota, mówiącego do siebie.
– I pomyśleć, że jeszcze zwali mi się na głowę ta stara hazardzistka i wiecznie śpiący idiota.
Reeva wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę lądowiska. Jutro o tej porze miała zostawić Orjuus daleko za sobą. O ile RM19 uzna, że statek jest w pełni sprawny i gotowy do lotu, zadumała.
~ * ~
Kaelas był zadowolony, że w końcu zostawili Orjuus za sobą, opuszczając je zgodnie z planem. Ciągłe świętowanie zaczynało już go męczyć i marzył o tym, by położyć się do łóżka i przespać dobre kilkanaście godzin. Dać w końcu odpocząć mięśniom i umysłowi.
Skierował swoje kroki do pokoju Kendappy i wszedł do środka, nawet nie zapukawszy. Oparł się o framugę i uśmiechnął na widok kobiety siedzącej na łóżku i czytającej jakąś grubą książkę.
– Puka się – mruknęła pod nosem, nie podnosząc wzroku znad książki. – Jeżeli przyszedłeś tu tylko po to, by się gapić i głupio szczerzyć, to chyba wiesz, gdzie są drzwi.
Kaelas w ogóle nie przejął się jej słowami. Podszedł do łóżka i położył się na nim, kładąc głowę na kolanach Kendappy.
– Myślałem, że przyjdziesz do mnie.
– A z jakiej racji? – zapytała.
Jedną ręką zaczęła delikatnie gładzić go po głowie i szyi. Mruknął zadowolony i mocniej się do niej przytulił. Zamknął oczy, rozkoszując się chwilą przyjemności.
– Jesteś moją żoną – odpowiedział, po czym ziewnął.
Kaelasowi wydawało się, że za chwilę zaśnie, że jedną nogą znalazł się już w krainie snu, gdy nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi.
– Tak? – natychmiast powiedziała Kendappa.
Landarczyk jęknął niezadowolony i otworzył oczy, by zobaczyć, kto tak głośno walił w drzwi. Do pomieszczenia wszedł RM19, a wyraz jego twarzy świadczył o tym, że nie miał dobrych wieści.
– Tylko nie mów, że będziemy gdzieś awaryjnie lądować, bo rozwalili nam statek – rzekł Kaelas z nadzieją, że nie ma racji.
– Nie, oczywiście, że nie – odpowiedział szybko przyjaciel. – Przed chwilą nawiązał z nami kontakt Mistrz Penyu…
– Powiedz mu, że nie mogłeś mnie obudzić i porozmawiam z nim jutro – przerwał mu.
RM19 westchnął niezadowolony.
– Dasz mi dojść do słowa, Kaelasie? – Nie słysząc słów protestu, kontynuował: – Mistrz Penyu nie chciał z wami rozmawiać. Powiedział, że mamy natychmiast wracać na Eduardo.
– Ale nie zdobyliśmy jeszcze jednej łzy – stwierdziła Kendappa, marszcząc brwi i odkładając książkę na szafkę obok łóżka. – Dlaczego?
– Też mu to powiedziałem, ale stwierdził, że teraz to bez znaczenia. Podobno ma to związek z księciem Ladvarianem, ale nic więcej nie wyjaśnił.
– Ech, po Landarczykach można się wszystkiego spodziewać. Kaio poskąpił im mózgu i teraz widać efekty.
– Ej, ja tu jestem i wszystko słyszę – zaprotestował Kaelas.
– I dobrze, mówię, co myślę.
– Powiedział jeszcze, że gratuluje ci dokonań na Orjuus – dodał RM19, zanim wyszedł i zostawił ich samych.
Kaelas poczuł, jak robi mu się cieplej na sercu. Pierwszy raz usłyszał pochwałę z ust Mistrza Penyu. Dla niego był to olbrzymi sukces, gdy przypomniał sobie trening na Eduardo.
– Nie masz się co cieszyć, w czytaniu nadal jesteś beznadziejny.
~ * ~
Snow siedział na poręczy jednego z wysoko ulokowanych tarasów hotelowych, opierając się plecami o ścianę. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, wszystkie cienie wydłużyły się, jakby chciały pochłonąć uśpione i ciche miasto. Zdawało mu się tak nienaturalne po kilkudniowym świętowaniu i zabawach.
– Dawno nie widziałem cię tak zatroskanego – rozległ się zachrypnięty głos.
Snow podniósł głowę i zobaczył stojącego na tarasie mężczyznę w średnim wieku. Był wysoki, a sięgająca ziemi, okrywająca jego sylwetkę, ciemna peleryna jeszcze potęgowała ten efekt. Na jego twarzy wyraźnie rysowało się zmęczenie, postronnemu obserwatorowi mogłoby się zdawać, że powodem był brak snu. Krótkie, czarne, przeplecione pasmami siwizny włosy zostały starannie uczesane i potraktowane jakimś specyfikiem, gdyż zdawały się połyskiwać własnym blaskiem. Kwadratową twarz o mocno zarysowanych kościach policzkowych i ostrych rysach zdobiły dorodne wąsy.
– Zastanawiam się, co z tego wyniknie. Zzveli nie żyje, ale to jeszcze nie koniec kłopotów Orjuus. Mam wrażenie, że one dopiero się rozpoczną. Wojna domowa wisi w powietrzu i zbierze obfite i krwawe żniwo, w niektórych miastach już wybuchły zamieszki, a jutro i tu dotrze grupa tęczowych.
– Mówisz tak, jakbyś żałował jej śmierci.
– Należało ją wykończyć już dawno, ale żaden z nas… – zawahał się przez chwilę, zastanawiając nad doborem odpowiednich słów – nie miał na to czasu, woląc robić coś innego. Chyba liczyłem na to, że Penyu się jej pozbędzie lub…
– Który z was śmiał to zrobić?! – krzyknęła rozzłoszczona kobieta.
Snow odwrócił głowę w jej stronę, a na jego twarzy pojawił się szeroki, chytry uśmieszek. Zarazem trochę się zdziwił, że miała na sobie to samo futro co na Mua Dong. Posiadała olbrzymią kolekcję ubrań i lubiła się przebierać nawet dziesięć razy dziennie.
– Och, jak miło cię widzieć, słodziutka Asharo – zawołał na przywitanie, nie zwracając uwagi na kręcącego głową mężczyznę. – A może nadal mam cię nazywać Arahsą? – dodał, a rosnąca z każdą sekundą wściekłość w jej spojrzeniu coraz bardziej go radowała. – Chyba jednak w naszym skromnym gronie starych wyjadaczy nie musisz się obawiać o swoją tożsamość. Zabawnie to zabrzmiało, nie? Szczególnie, że tylko ja nie wyglądam jak ktoś o krok od udania się na tamten świat.
– Wy nigdy nie przestaniecie? – wtrącił mężczyzna. – Przed chwilą martwiłeś się dalszym losem planety, za którą to ty jesteś odpowiedzialny.
– Jesteś ostatnią osobą, która ma prawo nas karcić, Yasho. Wziąłeś jego stronę! – krzyknęła z wyrzutem. – A teraz chcę wiedzieć, kto wyciągnął ich z więzienia?
– Przyjemny wieczór – westchnął Snow, czerpiąc radość z grania na nerwach Asharze. – Powinnaś się cieszyć, kochana, że twój nowy ulubieniec, ten beesosiemdziesiątosiemcejczyk…
– Tego się nie odmienia, bałwanie!
– …znalazł sobie dziewczynę, swoją drogą świetna partia – zakończył, nie przejmując się jej słowami.
– Ta dziwka?
– Była prostytutka, jeżeli mamy być dokładni – poprawił ją Snow. – Ja im wtedy nie pomogłem. W basenie tylko zrównoważyłem twoje starania posłania Kaelasa na dno, by miał szansę się wydostać.
Ashara skierowała gniewne spojrzenie na Yashę, ale mężczyzna tylko westchnął z rozczarowaniem.
– To nie ja – odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy. – I nie rozumiem, dlaczego nie możesz przyjąć do wiadomości, że zrobił to sam. Nikt z nas się tego nie spodziewał, ale ten Landarczyk stał się silnym wojownikiem, bohaterem Orjuus. Szkoda, że nadal pozostaje tylko nędznym, nic nieznaczącym pionkiem, którego losy z góry zostały ustalone.
Ashara prychnęła pogardliwie. Zignorowała kpiący uśmiech Snowa i wzięła głęboki wdech, by chociaż odrobinę uspokoić wzburzone emocje.
– Ten Landarczyk nic mnie nie obchodzi. Błogosławiłam przy narodzinach Vrieskasa i to jego stronę trzymam.
Yasha podniósł głowę i spojrzał na nią przenikliwie. Wydawało się, że zmęczenie momentalnie zniknęło z jego twarzy. Stała się ona teraz niezwykle poważna i zimna. Ashara wzdrygnęła się, nie potrafiąc znieść tego świdrującego do głębi spojrzenia. Nawet Snow stracił animusz sprzed chwili.
– Kłamiesz i w jednym, i w drugim – odpowiedział spokojnie i pewnie. Ton jego głosu był zimny, ale zarazem nie dało się go nie słuchać. – Ty i Ascot uwielbiacie skakać sobie z planety na planetę i wtrącać się w sprawy, w które nie powinniście, jednakże dla waszego dobra byłoby lepiej, gdybyście czasem chwilę posiedzieli w domu i zorientowali się w sytuacji. Ten Yaskaskanin zainteresował cię dopiero wtedy, gdy pomyślnie przeszedł próbę i tych troje ogłosiło go cesarzem. Wtedy wymyśliłaś tę bajkę o błogosławieństwie, wcześniej Yaskas w ogóle cię nie interesowała, no, może tylko w jednym aspekcie. Przyjmij to jako radę i nie powtarzaj tego więcej, bo jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem Kaio, to nie zyskasz pewności, że Penyu nie będzie szukać kozła ofiarnego, że ich przyjaciele także zaniechają zemsty.
– Jedynie uważam, że tak jest lepiej. Na północy panuje pokój, nie ma tam wojen, nie ma zniszczeń, a jeżeli trzeba było zapłacić za to istnieniem kilku ras, to dla mnie jest to niska cena. Spójrz na to, co się stało z południem, ono nadal nie potrafi podnieść się po tamtej wojnie i wiem, że gdyby Vrieskas tam dotarł, to wszystko zmieniłoby się na lepsze. Czym on zawinił, że Kaio to zrobił? To zagłada Nery tak go rozzłościła, czy znudziła go wizja pokoju?
– Nie mów tak. Prawdopodobnie miał swoje powody – przerwał jej Yasha, ale po wyrazie twarzy mężczyzny zorientowała się, że i on zadaje sobie podobnie pytania.
– Po tamtej wojnie byliśmy pewni, że Legendarny Wojownik się nigdy nie narodzi, bo nie istnieje już we wszechświecie rasa, która byłaby w stanie zapanować nad tak wielką potęgą. Cieszyłam się, że wtedy zginął, że to wszystko się skończyło, że nasz błąd sprzed wieków już nigdy więcej nie ujrzy tego świata.
– Penyu też tak sądził – powiedział cicho Snow, a na jego twarzy zagościł niemal niespotykany smutek. Wyglądał jak małe, zagubione w ogromnym świecie dziecko. – Cieszył się, że nikt więcej nie złamie mu serca.
– Widzisz, Kaio sam podjął tę decyzję, a teraz my musimy na to patrzeć. Bracia Duszy i przepowiednia z Harenosum to jedno wielkie kłamstwo mające ukryć morderstwo. Ladvarian jest już stracony, zresztą, wysłanie go na Alovlu o tym świadczy, skoro wieża miała pozostać na zawsze zamknięta. Lecz gdyby oni wrócili i przysięgli lojalność Vrieskasowi, czekałaby ich dobra przyszłość. Kendappę powitałby z radością, tak samo jej męża i potomka swojej pierwszej żony.
– Ale to nigdy nie nastąpi – stwierdził Yasha.
– Właściwie to jest sposób, by zmienić tryby przeznaczenia – odezwał się Snow. Arasha i Yasha spojrzeli na niego ze zdziwieniem, a zarazem oczekiwaniem na dalsze wyjaśnienia. – Możemy zrobić to co wtedy.
– Nie! – przerwała mu stanowczo kobieta.
– W trójkę nie damy rady – powiedział niemal jednocześnie mężczyzna.
– Damy. Chodzi nam tylko o ciało, tyle zdołamy odtworzyć. Resztę pozostawimy w ich rękach. Przemyślcie to, ale i tak wiem, że się zgodzicie. I od teraz zacznę się modlić, by finał zakończył się remisem i zarówno Vrieskas jak i Legendarny Wojownik zginęli, by ta farsa raz na zawsze się skończyła. A wracając do przyjemniejszych rzeczy, to powinnaś się cieszyć, słodka Asharo, że człowiek północy został bohaterem. Miałem ci to powiedzieć, jak przyszłaś, ale zaczęłaś od niesłusznych wyrzutów i wyleciało mi z głowy.
– Nie potrafisz być długo poważny, Ascotcie – stwierdził Yasha, na co młodzieniec tylko wzruszył ramionami.
– I co z tego, że zapisze się w historii Orjuus? Za kilkanaście pokoleń o nim zapomną, o ile się tu niebawem nawzajem nie pozabijają.
– Chyba nie doceniasz powagi sytuacji, wiadomość o tym już się rozeszła poza granice planety – wyjaśnił, ponownie uśmiechając się szeroko, jakby ta kwestia niezwykle go cieszyła. – Niektórzy goście już wylecieli, inni zrobią to niebawem, a pozostali pewnie nie zdążą. Przekażą tę wiadomość dalej, a z racji, że jesteśmy blisko bariery, rozjedzie się między strefami jeszcze szybciej. Jednakże i tak mam zamiar poinformować o tym Vrieskasa osobiście. Chcę zobaczyć jego minę.
Ashara roześmiała się kpiąco.
– I sądzisz, że weźmie to na poważnie. Jesteś śmieszny.
– Przecież przekażę mu tylko niektóre fakty. Pominę początek, że jest to Landarczyk, który początkowo nie wykazywał żadnego talentu i nikt nie traktował go poważnie, dopóki jego własny generał nie uknuł pewnego spisku i nie spowodował, że nasz przyjaciel usłyszał przepowiednię i postanowił ocalić kosmos. A potem chyba wskoczę na Landare, by zobaczyć co u naszej pozostałej dwójki.
– Nie przypominam sobie, bym zapraszała cię na północ.
– A ja nie przypominam sobie, bym zapraszał cię na wschód. Trzymajcie się. I nie zapominajcie o kremie na zmarszczki – dodał ze śmiechem i zniknął w powietrzu.
– Zabiję go przy następnej okazji – prychnęła wściekła Ashara, po czym poszła w jego ślady.
Yasha został sam i jeszcze przez długi czas wpatrywał się w uśpione miasto. Zastanawiał się, czy tym razem nadzieja nie okaże się zgubą i czy powinni zgodzić się na propozycję Ascota. Na początek postanowił poczekać, aż Ladvarian uda się na Alovlu, potem podejmie ostateczną decyzję.
~ * ~
Zwykle staram się o tym nie pisać, ale lubię ten rozdział. Lubię też dziewięćdziesiąty czwarty, ale on dopiero w kwietniu…
W środę mam obronę, dlatego może się zdarzyć, że do tego czasu w blogosferze będę pojawiać się bardzo sporadycznie. W każdym razie ewentualne zaległości nadrobię w następny weekend.


11 komentarzy:

  1. Przeczytałam ^^.
    Ten rozdział był taki trochę inny :). Tak myślałam, że tą dodatkową perspektywą będzie właśnie coś o rozmowie Snowa, Ashary i tych pozostałych. Ostatnio pojawiają się dość regularnie, przynajmniej Snow często bywa. Mam wrażenie, że oni wiedzą o tej sprawie znacznie więcej. Kaelas i pozostali są nieświadomi, faktycznie mogą pełnić rolę zwykłych pionków i pewnie nie zdają sobie sprawy, że to swego rodzaju gra. Takie mam przynajmniej wrażenie. Ale to fajny motyw, zapewne skomplikowany do prowadzenia, ale ciekawy.
    I czuję też, że coraz bliżej do punktu kulminacyjnego. Skoro Penyu już ich wzywa, to pewnie ma dla nich kolejne zadanie. Jestem ciekawa, co będzie, kiedy do niego dotrą, i czy spotkają się z Ladvarianem. Nadal mnie też zastanawiają jego dzieje, po tym, jak zakończyłaś jego ostatnią perspektywę, jak jeszcze był na Yaskas.
    Też się nieco zdziwiłam, że Ashara popiera Vrieskasa. Wcześniej miałam wrażenie, że chyba polubiła RM19, a teraz wygląda to raczej tak, jakby ona czyhała na porażkę Kaelasa i reszty.
    Rozmowa Reevy z Ascotem też była dość tajemnicza. Zastanawiam się, w jakich okolicznościach się oni spotkają, i dlaczego próbował ją zniechęcić do wyjazdu z RM19. Niemniej jednak, ciekawe, czy im się ułożą relacje podczas wspólnej podróży, teraz, gdy trójka zamieniła się w czwórkę.
    Sorry za chaos w moim komentarzu. Mam wrażenie, że wyszedł dość dziwnie, pewnie to przez zgubny wpływ nadciągającej sesji - nijak nie potrafię sklecić porządnej opinii. Ale wiedz, że rozdział mi się podobał. Zresztą jak zawsze ^^. Mimo, że naprawdę rzadko czytam opowiadania autorskie, ale ta historia ma w sobie coś ciekawego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Odkąd wprowadziłam Snowa, to tak pokochałam tę postać, że nie może się nie pojawiać ^ ^ No i fabuła jest już na tyle rozwinięta, że mogą sobie na to pozwolić. Tak, całe towarzystwo dokładnie wie, co się dzieje, jednakże czytelnicy poznają szczegółowe i pełne informacje wraz z bohaterami.
      Punkt kulminacyjny rzeczywiście się zbliża, ale tak szybko do Mistrza Penyu nie wrócą. W każdym razie z Ladvarianem spotkają się dopiero w finale. No i na rozdział o księciu trzeba będzie trochę poczekać, bo kolejny w całości został poświęcony Evolet.
      Natomiast Ashara popiera działania Vrieskasa, co nie znaczy, że nie lubi RM19 jako osoby. Zresztą, w jej przypadku to nieco skomplikowane.
      I powodzenia na sesji :)

      Usuń
  2. Ja nie ogarniam tych typków typu snow itd. Nie mogłam sie połapać, kiedy mówił snow,a kiedy ten drugi i juz sama nie wiem, czy snów chce dobrze czy złe. Ale nie lubię tej A , bo widać, ze popiera vrieskasa. Czy oni wszyscy sa bogami? I skór mistrz oenyu chyba ma z nimi kontakt, to czemu nic z tymrobi? Czy kapłan z którym rozmawiała reva, to ten y?. Kurde, serio. Nie ogarnelam.moze dlatego ze jestem chora a sesja sie zbliża i nie mam na nia siły :( ale ogólnie mi sie podobało, szczegolnie w pierwszej czesci jak Kaleas poszedł do kandeqppa.to było słodkie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Ja akurat bardzo lubię tę trójkę postaci, ale wiadomo, każdy ma inne odczucia. Natomiast kapłan to był Snow w innej postaci. Yasha wystąpił jedynie w końcówce.

      Usuń
  3. A więc to Snow pomagał Kaelasowi w basenie. Nie spodziewałam się, że to może być on:) W sumie to bardzo podobał mi się ten fragment z Bogami, bowiem zawsze z ich dyskusjach pojawia się jakiś element do myślenia, a w dodatku przesącone są trochę nutką żartobliwości. Krem na zmarszczki, Snowa (czy tak Ascota) trzymają się żarty :) A tak w ogóle, to zastanawiam się już, co on kombinują w sprawie Braci Duszy i Legendarnego Wojownika... Trochę to tajemnicze, więc poczekam na dalszy rozwój wydarzeń.
    Rozmowa Reeve i Ascota (czy też Snowa... oj, teraz to nie wiem, jakie imię dać przy nim^^). Ciekawe, dlaczego zniechęcił ją do opuszczenia planety. Widać, że kobiecie bardzo zależy na RM19 z czego jestem naprawdę zadowolona. Sądzę, że Snow nie chcę jej narazić na niebezpieczeństwo, bowiem starcie z Vrieskasem jest coraz to bliżej, a kobieta nie ma smykałki do walki.
    Jestem ciekawa, czemu Mistrz Panyu wzywa ich tak pilnie i że to ma coś wspólnego z księciem. Nie powiem, robi się bardzo ciekawie. Choć pozwoliłam sobie zajrzeć do zakładki "Rozdział' i jak sądzę, nie prędko dolecą do Eduardo, skoro Saga na tytuł "Kosmiczni Piraci"... Zapowiada się intrygująca Saaga, tym bardziej, że już nie ma Trójki podróżników, tylko jest ich już Czterech.
    Ach, i muszę to napisać. Od jakiegoś czasu polubiłam Kendappę. Muszę przyznać, że jej teksty są coraz to zabawne, mimo iż mają w sobie szczyptę sarkazmu :)

    Powodzenia na obronie ;)
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Snow przede wszystkim chciał się upewnić, czy Reeva zdaje sobie sprawę z tego, w co się pakuje. Nie zależało mu na tym, by koniecznie zniechęcić ją do wylotu, ale powiedzieć wprost, co ją czeka i zobaczyć, jak na to zareaguje.
      Rzeczywiście, prędko na Eduardo nie dolecą, bo dopiero na początku sagi, która nastąpi po Alovlu, bo czeka ich drobna przerwa w podróży. Kolejna saga o nich będzie dość specyficzna i jako kwartet to się nie wykażą, bo nie będzie jak. Ale to w swoim czasie.

      I nie dziękuję ^ ^

      Usuń
  4. Normalnie narada wojenna :P Opiekunowie się zebrali i uradzili... eee... chyba w sumie to Snow sam sobie wymyślił jakiś plan i postawił reszte przed faktem dokonanym. W kazdym razie aż się zdziwiłam, że nie poruszyli tematu wakatu na południe... nie mają jakichś własnych kandydatów?
    Snow to mnie rozbroił w tym rozdziale z tym swoim beesosiemdziesiątosiemcejczykiem (nie dał rady wymyslić dłuższego słowa?). Naprawdę szczena mi opadła do samej podłogi, gdy zobaczyłam taką odmianę jeszcze w romowie z Reevą. A w ogóle to co też mu szajbnęło, że wybrał się do Reevy i zaczął z nią gadać? Już się nawet zastanawiałam czy ona rzeczywiście ze Snowem gada, bo przecież Ascot młody jest (oni mogą zmieniać wygląd, ale ja o tym zapomniałam, mówiłam, że ze mnie sklerotyczka :D), no i miałam dobrą chwilę rozkminy. w każdym razie, gdyby biedny Kaelas dowiedział się kto mu ślubu udzielił, chyba nie byłby zadowolony :P
    Ha Ashara wraca! Chociaż ona jedna trzyma kciuka za Vriesia! A mi tak smutno samej... no, ale teraz już trochę lepiej (chociaż w sumie to niezła z niej zołza, trzyma tylko z wygranymi i gdy Vrieś zostanie pokonany, ona se znajdzie raz dwa nowego protegowanego). Ciekawe co ona w sumie ma do mieszkańcó BS88C? Znaczy ona konkretnie i reszta kosmosu też (bo hej, coś z nimi musi być na rzeczy... cicha woda brzego rwie!). Tak po prawidzie (teraz to dopiero spojrzysz namnie złym wzrokiem), to ja też żałuję, że Asharze się nie udało w tym zbiorniku z krwią (Snow burak jeden musiał mu pomagać, no musiał?), bo przynajmniej jedno zagrożenie wobec Vriesia mogło zostać wyeliminowane (zagrożenie duż tylko ze względu, że Kaelas za główniejszego bohatera robi, to może go pokonać - chociaż ja dalej tego nie widzę...).
    A ten trzeci opiekun, to co taki jakiś zblazowany? Zupełnie jakby było mu wszytskop jedno, albo jakby był aż tak spokojny, albo jakby liczył, że losy już są zaplanowane itp. No, pan Zachód mnie zawiódł.Ciekawa jestem natomiast co też oni chcą we trójkę zmajdstrować... znaczy, co Snowek chce zmajstrowac, a reszta mu i tak pomoże.
    Hej, no cała sprawa z LW wygląda zupełnie jak z Avatarem ;) Jeszcze co pokolenie to silniejszy, kolejna zgodność.Czy w takim razie teraz mamy jakby dwóch LW, bo na jednego to za dużo mocy? No i nienawidzę Kaio! Buc jeden, a na niego może by ktoś tak wydał wyrok? *patrzy na autorkę błagalnym wzrokiem*
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na południu nie ma nikogo od tak dawna, że uznali to za sprawę mniejszej wagi. Zresztą, każdy bardziej troszczy się o własne terytorium, o południu przypominają sobie, gdy dzieje się tam coś złego.
      Chciał pobić Niemców w długości słowa, ale mu się nie udało :P Postanowił porozmawiać z nią chwilkę tak bez przyczyny, po prostu zobaczyć, jaka jest skoro i ona znajdzie się w centrum nadchodzących wydarzeń.
      Chciałam się odnieść do tego zagrożenia, ale po chwili namysłu stwierdziłam, że to chyba byłby spoiler, dlatego milczę.
      Opiekun zachodu taki już jest, obojętny i wiecznie trzymający się z boku. Z małym wyjątkiem, który pojawi się w przyszłości.
      Możliwe, że rzeczywiście jest bardzo podobnie. Jednak za każdym razem nie jest silniejszy, to zależy głównie od okoliczności. Przede wszystkim potrzebuje nosiciela, który wytrzyma tę siłę. W każdym razie to w przyszłości zostanie dokładniej wyjaśnione.
      Też nie znoszę Kaio, obiecuję, że jeżeli kiedyś powstanie druga seria, to dostanie za swoje i to bardzo dotkliwie.

      Usuń
  5. Nareszcie! W końcu przeczytałam wszystkie dotychczas opublikowane rozdziały! Cieszę się ogromnie z tego powodu, a jednocześnie jestem okropnie zła na siebie, że link do Twojego bloga zalegał mi na dysku, w folderze "przeczytać!", od maja! Jak można być taką ignorantką?! Eh, jedynie mogę Cię przeprosić, za tak długą zwłokę. Mogę to zlożyć wyłącznie na moje lenistwo.
    Gdy zaczęłam czytać pierwsze rozdziały, nie moglam uwierzyć, że ktoś może mieć taką wenę twórczą i tak silną wolę, by pisać tak długie opowiadanie. Myślałam (za co ogromnie przepraszam), że prawdopodobnie jedne z końcowych rozdziałów, będą po porostu nudne. Wydawało mi się, że nikt nie będzie potrafił utrzymać w napięciu i wymyślać kolejne przygody przez tak długi okres czasu. A jednak! I chwała Ci za to, bo jesteś naprawdę niesamowita!
    Czytając rozdział za rozdziałem nie mogłam się oderwać od komputera, przez co zaniedbałam naukę, nie mogłam się na niej skupić, ciągle miałam w głowie, co może wydarzyć się Braciom Duszy i nie mogłam powstrzymać się przed czytaniem kolejnych rozdziałów (to spowodowało niezaliczenie okropnej filozofii, więc czeka mnie moja pierwsza poprawka - cudownie!).
    Moje lenistwo sięgnęlo zenitu właśnie dzień przed egzaminem i zamiast czytać o Arystotelesie, Platonie i innych głupkach (jak można wymyślac takie bzdury?!), czytałam najlepszą powieść (bo tylko tak można nazwać to co tworzysz) polskiego autora. I teraz mam za swoje, ale nie żałuję. O, nie! Przeczytałam z zapartym tchem wszystkie rozdziały i teraz najchętniej przeczytałabym wszystkie Twoje dotąd nieopublikowane rozdziały, które ukrywasz przed nami na swoim dysku. Oj, uważaj na mnie, bo jeszcze się włamnę Ci do komputera ;-).
    Pocieszam się myślą, że już jutro, lub po jutrze, pojawi się rozdział osiemdziesiąty czwarty, na który czekam z ogromną niecierpliwością.
    W dodatku będzie on opowiadał o losach Falonara i księcia Ladvariana, których uwielbiam (na początku moimi ulubieńcami byli Kaleas i jego towarzysze, jednak teraz ta granica się zatarła i ubóstwiam ich rownież).
    Zlituj się nad nami i dodaj szybciutko nowy rozdział ;-)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałam się, że ktokolwiek przeczyta opowiadanie, widząc ponad osiemdziesiąt rozdziałów, dlatego tym bardziej się cieszę i dziękuję za tak przyjemną opinię :)
      Cieszę się, że wraz z kolejnymi sagami nadal zaskakiwałam. Miło usłyszeć, że udało mi się to osiągnąć.
      Będę musiała uważać na mój komputer, dobrze, że ostatnio niemal się z nim nie rozstaję ;)
      Sądzę, że rozdział będzie pojutrze. Zwykle dawałam w czwartek, ale dziś jestem zmęczona i trochę boję się sprawdzać rozdział, by nie przeoczyć głupich błędów. Ale muszę cię zmartwić, bo w 84 nie będzie ani Ladvariana, ani Falonara.

      Usuń
  6. Ojej, ale zagmatwane ;o Znaczy, to dobrze. Nie ogarniam tych bogów, co oni kombinują? Hm...
    "Tego się nie odmienia" - genialne :D
    Czyżby w następnym rozdziale był Penyu? No to lecę czytać ; )

    OdpowiedzUsuń