Pozwólmy ludziom być szczęśliwymi według ich własnego
uznania.
Bolesław Prus
Ladvarian
biegł, nie zwracając uwagi na otoczenie, w tamtej chwili liczyło się jedynie
jak najszybsze dotarcie do celu. Zmarnował już zbyt wiele dni i nie mógł
pozwolić sobie na dalszą zwłokę. Z jednej strony wiedział, że Falonar nie
miałby dokąd się udać, w stolicy znajdował się jego jedyny dom, ale z drugiej
mogło wydarzyć się wszystko. Nagła chęć przeprowadzki, odejście w inne,
zupełnie nowe miejsce, gdzie teoretycznie mógłby zacząć od nowa, czy nawet chęć
samotnych wędrówek po równinach byleby zapomnieć o tym, co się wydarzyło.
Książę przeklął na głos, nie zwracając
uwagi na starszego mężczyznę, który z naganą spojrzał w jego stronę. Zignorował
go tak samo jak kilku innych, którzy z jakiegoś, zapewne błahego, powodu
próbowali go zatrzymać. Nie miał teraz na to czasu.
Zatrzymał się dopiero pod tak dobrze mu
znanym budynkiem, w którym spędził najwspanialsze dni swojego dzieciństwa.
Jeden rzut oka wystarczył, by zorientować się, że wszystko już minęło. Dom
wyglądał na opuszczony, nikt nie zamieszkał w nim od śmierci Selyse. Zapewne
ludność Starej Dzielnicy nie chciała mieć nic wspólnego z publicznie skazaną
zdrajczynią, dlatego trzymali się z daleka od wszystkiego, co miało z nią
związek.
Ladvarian zgrabnie przeskoczył przez płot,
nie przejmując się otwieraniem furtki i powoli wszedł do budynku. Na parterze
nikogo nie było, jednak przelotnie zerknął w stronę kuchni. Ktoś starł kurze z
szafek i podłogi, na stole stał kubek z resztką jakiegoś ciemnego napoju.
Książę nie miał wątpliwości, że przynajmniej kilka dni temu ktoś w tym domu
przebywał.
Serce zaczęło mu bić szybciej w piersi, gdy
powoli zaczął wchodzić po schodach na piętro. Od razu skierował się w stronę
pokoju Falonara. Okna w pomieszczeniu wychodziły na wschód, dlatego o tej porze
dnia panował w nim półmrok, który w ciągu kolejnej godziny zapewne zamieni się
w całkowitą ciemność, o ile ktoś nie zapali światła.
Ladvarian stanął w progu i spojrzał w
stronę siedzącego na podłodze i opierającego się o łóżko Falonara. Przez ułamek
sekundy książę poczuł ulgę, że go znalazł, jednak już po chwili powrócił
niepokój. Przyjaciel wyglądał na smutnego i przytłoczonego życiem, gdy odwrócił
głowę, w jego brązowych oczach nie dostrzegł nawet najmniejszej iskierki
radości, jakby to uczucie odeszło na zawsze.
Ladvarian chciał coś powiedzieć, jednak w
tym samym momencie Falonar uklęknął przed nim, pochylając głowę. Kurtyna
jasnych, splątanych włosów całkiem zasłoniła mu twarz. Wszelkie słowa, które
miał zamiar wypowiedzieć książę, momentalnie uleciały mu z głowy. Stał i
patrzył niezdolny, aby wykonać pierwszy ruch.
– Życzysz sobie czegoś jeszcze, książę? –
odezwał się po chwili Falonar lekko zachrypniętym głosem. – Dość jasno dałeś mi
do zrozumienia, że nie będę ci już do niczego potrzebny.
Ladvarian podszedł do przyjaciela i
przykucnął przed nim. Przez chwilę tak bardzo chciał pochwycić go w ramiona,
jednak ostatecznie powstrzymał się. Ten moment nie był odpowiedni.
– Przepraszam – powiedział. – Nie miałem
pojęcia, w co ona pogrywa. Nigdy nie powinienem wątpić w naszą przyjaźń.
Zachowałem się jak skończony dupek.
Falonar powoli uniósł głowę, spoglądając na
Ladvariana.
– Po tym wszystkim tak nagle zmieniłeś
zdanie? – zapytał, jednak tym razem w jego głosie książę bez trudu wyłapał
zdenerwowanie. Nie wiedział tylko, czy ma to traktować jako dobry czy zły znak.
Jednak wszystko było lepsze od ponurej obojętności i bierności. – I jaka ona ma
z tym wszystkim cokolwiek wspólnego? – Zamilkł na chwilę, jakby się nad czymś
zastanawiał. – Evolet?
– Tak, Evolet – potwierdził Ladvarian,
przeklinając w duchu zdradziecką księżniczkę. – Po Bevrore Blomkool wszystko
potoczyło się tak szybko. Mówiła tak przekonująco i w końcu jej uwierzyłem.
Powiedziała, że masz zamiar mnie zostawić, że poprosiłeś o przeniesienie, bo
zaoferowano ci tytuł dowódcy, nawet pokazała mi dokumenty. Teraz wydaje mi się
to tak absurdalne, ale wtedy, gdy wracaliśmy na Landare, nie mogłem się powstrzymać…
I użyłem za mocnych słów, nie pozwalając ci nawet tego wyjaśnić.
– Mi powiedziała, że się jej oświadczyłeś –
rzekł Falonar. – Że zaczynacie nowe życie i mam się z niego wynieść.
– Dowiedziałem się o tym jakieś dziesięć
minut temu. Falonarze…
– Mówiłem ci, że nie masz się z nią
zadawać, bo nie można jej ufać, ale jak zawsze musiałeś zrobić swoje. Też nie
powinienem jej wierzyć, ale powiedziała to w taki sposób…
Ladvarian objął go ramionami. Po chwili
Falonar odwzajemnił uścisk. Książę miał wrażenie, że wraz z tym gestem
wszystkie jego troski odeszły na dalszy plan, że teraz znów wszystko między nimi
mogło być jak dawniej. Albo wejść na
zupełnie inne tory, przemknęło mu nagle przez myśl. Sam nie wiedział skąd przyszło
mu to do głowy, ale zarazem coś pchało go w tym nowym kierunku.
– Co tak naprawdę stało się na Bevrore
Blomkool? – zapytał Falonar, odsuwając się nieznacznie od Ladvariana. – Krążyła
o tym jakaś setka różnych wersji opowieści, a wątpię, abyś nie miał z tym nic
wspólnego.
Książę miał wrażenie, że przyjaciel stara
się sprowadzić rozmowę na poważniejsze tory, by odwrócić uwagę od tej bliskości,
która ich łączyła. Ostatecznie to Falonar wszystko zapoczątkował, a Ladvarian
nie miał zamiaru teraz tego przekreślać. Szczególnie nie po tym, co zaszło na
Yaskas. Tamten pocałunek był zbyt szczery, aby nie sięgnąć po więcej. Do dziś
pamiętał dreszcze, które przeszły przez jego ciało niczym jakiś specyficzny
rodzaj prądu oraz pożądanie, które wtedy starał się stłumić, nie wiedząc, czy
chce posunąć się o krok dalej. Jednak teraz już wiedział, chciał spróbować.
– To chyba może jeszcze trochę poczekać –
rzekł Ladvarian, unosząc lekko kąciki ust do góry. – Chyba że od razu mam sobie
to wybić z głowy i w końcu ochłonąć.
Książę przybliżył się do Falonara, dotknął
palcami jego nieogolony od kilku dni policzek, po czym pocałował w usta, lekko
musnął suche wargi z nadzieją, że nie zostanie odrzucony. Jednakże przyjaciel
od razu odwzajemnił pieszczotę, pogłębiając pocałunek. Zachłannie chcąc wziąć i
dać jeszcze więcej, by ta chwila trwała jak najdłużej. Oboje mieli wrażenie, że
kolejne wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Jednakże nie żałowali, że przekroczyli
granicę i zostali kochankami.
~ * ~
Ladvarian opierał głowę o ramię Falonara,
gdy leżeli obok siebie na podłodze. Było mu dobrze, gdy czuł przy sobie ciepło
ciała przyjaciela. Książę westchnął zadowolony, rozkoszując się tą chwilą
wytchnienia i spokoju. Cieszył się, że te kilka kolejnych godzin mieli tylko
dla siebie. Przynajmniej na razie troski mogły odejść na dalszy plan.
– Nie powinieneś wracać do pałacu? –
odezwał się Falonar, przerywając ciszę.
– Nie – odpowiedział z uśmiechem. – Nie mam
ochoty się stąd ruszać. Zresztą, Lothor już pewnie chrapie w swoim łóżku, nie
przejmując się moją nieobecnością. W razie problemów, to jemu mogą zawracać
głowę – dodał z satysfakcją. – Tak w ogóle, to musisz usłyszeć o Bevrore
Blomkool.
Ladvarian rozpoczął opowieść od tego, jak
wcześniej opuścił przyjęcie i wybrał się na spacer po ulicach stolicy Yaskas,
że właśnie wtedy zobaczył księżyc i przemienił się w bestię.
– To było niesamowite uczucie, Falonarze – powiedział
podekscytowany, przypominając sobie tamtą noc. – Jakby wszelkie granice
przestały istnieć, jakby obudziła się we mnie zupełnie nowa moc, która tylko
czekała na chwilę, aż zobaczę księżyc w pełni.
– I dlatego musiałeś dać o sobie znać,
zamiast poczekać w ukryciu te kilka godzin, i pozabijać tylu ludzi Vrieskasa.
– Nie moja wina, sami weszli mi pod nogi…
albo łapy. Chociaż to bez znaczenia. Powinniśmy znaleźć jakąś planetę z
księżycem w pełni i się tam wybrać. Coś musi znajdować się w pobliżu.
Moglibyśmy rozkoszować się tym niesamowitym uczuciem, może bylibyśmy w stanie
opanować tę moc także w ludzkiej formie – kontynuował Ladvarian, nie zwracając
uwagi na przyjaciela.
– Evolet zapewne domyśliła się, że to twoja
sprawka – stwierdził Falonar.
– Niech się domyśla. Jeżeli powie cokolwiek
Vrieskasowi, to sama na tym ucierpi, bo mu się sprzeciwiła, pozwalając nam
zostać. Zresztą, teraz ma pewnie znacznie więcej na głowie – zniknięcie
Paragasa, wieści o bohaterze ze wschodu, który wraz ze skrzydlatą kobietą
zmierza na północ.
– Sądzisz, że to Kaelas i Kendappa?
Ladvarian zamilkł na chwilę, udając, że
zastanawia się nad odpowiedzią. Coś wewnątrz niego podpowiadało mu, że nie ma
wątpliwości odnośnie ich tożsamości, że to oni wracają. Bardziej obawiał się
tego, że oznacza to starcie z Vreiskasem. Nie miał pewności, czy był już na nie
gotowy. Wolałby jeszcze trochę poczekać, przygotować odpowiednio, by mieć
pewność, że wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko. Teraz wszystko się
skomplikowało.
– Myślę, że tak – odpowiedział książę. –
Kto by się spodziewał, że Kaelas kiedykolwiek zostanie okrzyknięty bohaterem –
dodał, uśmiechając się nieznacznie.
– Martwisz się czymś – stwierdził po chwili
Falonar.
Z jednej strony Ladvarian chciał zbyć go
stwierdzeniem, że po prostu jest zmęczony, jednak z drugiej wiedział, że na
dłuższą metę nie ma to najmniejszego sensu. Zawsze byli ze sobą szczerzy i
wspierali się wzajemnie, więc teraz nie musiało być inaczej. Chociaż w duchu
coś szeptało mu, że jest tchórzem, że w ogóle nie powinien dopuszczać do siebie
takich myśli.
– Czasem martwię się, że to wszystko dzieje
się za szybko. Że nie jestem jeszcze gotowy, by walczyć z Vrieskasem.
Że
nigdy nie będę, dodał w myślach, nie mając odwagi
wypowiedzieć tych słów na głos. Od spotkania z Wyrocznią zbyt często go
prześladowały. Chciał się ich pozbyć, ale zawsze wracały w najczarniejszej godzinie,
by nawiedzać go od nowa.
– Jesteś – powiedział Falonar, jakby był to
fakt nie podlegający żadnej dyskusji. – Zresztą, do pojedynku nie dojdzie jutro
ani pojutrze. Jeszcze wiele może się wydarzyć do tego czasu. Najpierw musimy
zająć się Paragasem, a wracając zahaczymy o jakąś planetę z księżycem, abyś się
zabawił w ciele bestii.
Ladvarian szturchnął go łokciem w bok, nie
przejmując się protestem przyjaciela.
– Gdybyś też tego doświadczył, to byś się
głupio nie śmiał – mruknął w odpowiedzi.
Ta perspektywa napełniała go w duchu
radością, która nieco przyćmiła jeszcze jedną nie dającą mu spokoju kwestię.
Jednak postanowił omówić ją z Falonarem jutro rano, chwilowo potrzebował
chociaż kilku godzin snu.
Zdjął z łóżka koc i okrył ich oboje. Nie potrafił
odgonić od siebie myśli, że tym razem Lothor się mylił i ta noc wcale nie
będzie zimna.
~ * ~
Ladvarian znalazł Falonara w kuchni.
Przyjaciel przeglądał szafki w poszukiwaniu czegoś, co nadawałoby się do
zjedzenia na śniadanie. Książę usiadł na stole, kładąc nogi na krześle, by nie
wisiały mu w powietrzu. Położył Garudę na innym krześle i wziął do ręki jeden z
dwóch kubków czarnej kawy. Biorąc pod uwagę niezadowalające efekty pracy
przyjaciela, to musiało mu wystarczyć do czasu powrotu do pałacu.
– Mam tylko kawałek sera i dwie gruszki –
oznajmił, odwracając się w stronę Ladvariana.
– Nie musiałeś tak szybko wstawać. Poranny
seks jest na pewno równie dobry – powiedział, spoglądając prosto w oczy
przyjaciela i upijając łyk kawy. – Ble, gorzka.
– Cukier jest tam, gdzie zawsze –
stwierdził Falonar, uśmiechając się szeroko. – Musiałem doprowadzić się do
porządku. A ty masz swoje obowiązki, które pewnie zeszłyby na wyjątkowo daleki
plan.
– I co z tego? – mruknął Ladvarian,
wsypując do kawy trzy czubate łyżeczki cukru. – Od razu lepsza – dodał,
upijając kolejny łyk napoju. – Ale zanim pójdziemy do pałacu jest coś jeszcze,
o czym chciałbym porozmawiać, a tutaj nikt nas nie podsłucha.
Falonar oparł się o szafkę kuchenną,
wyczekując na dalsze wyjaśnienia przyjaciela.
– Mam wrażenie, że to nie jest Garuda, że
Evolet podrzuciła mi jakiś inny miecz i wmówiła, że wykradła tamten.
– Ale jest identyczny jak ten wykuty na
grobowcu – zadumał Falonar, marszcząc brwi. – I po co miałaby to robić?
– Właśnie tego nie wiem. Lecz gdy przelewam
w niego ki, nie czuję żadnej różnicy. Równie dobrze mogę władać tą starą
bronią. Obie dają dokładnie ten sam efekt. Sam zobacz.
Rzucił w jego stronę pochwę z mieczem.
Falonar złapał ją zgrabnie, ale przez chwilę wpatrywał się w oręż, nic z nim
nie robiąc.
– Nie mogę, to miecz królów – rzekł po
chwili, próbując zwrócić broń Ladvarianowi.
– I co z tego? Miecz królów, który przez
setki lat leżał nieużywany na Yaskas. Chcę, abyś to sprawdził, bo nikomu innemu
w tej kwestii nigdy nie zaufam. Musimy wiedzieć, na czym stoimy.
– I tak nie powinienem – mruknął Falonar,
wychodząc na tylne podwórze.
– Rozumiem, że seks z księciem nie
upoważnia do sprawdzenia poprawnego działania jego miecza. Zapamiętam to na
przyszłość – powiedział Ladvarian, uśmiechając się zawadiacko.
– Robisz się jeszcze bardziej upierdliwy –
skwitował, wyciągając miecz z pochwy i rzucając ją w stronę przyjaciela.
Ladvarian stanął przy ścianie budynku.
Obserwował, jak Falonar przez chwilę patrzył na lśniącą klingę, w której odbijały
się promienie Lume Estrell. Miał wrażenie, że przyjaciel przez chwilę nad czymś
zadumał, ale nie potrafił nawet zgadnąć, co mogłoby to być. Po chwili ostrze
zmieniło się w potężną energię, przypominającą z daleka białe języki ognia.
Mężczyzna wykonał kilka cięć i bloków. Książę w pewnym stopniu zazdrościł mu,
że był w stanie władać mieczem stworzonym z ki zaledwie jedną ręką. Ale z
drugiej strony Garuda była znacznie mniejsza od broni pozostawionej przez
Zevrana, do której przywyknął Falonar. Zarazem żałował, że nie miał przy sobie
drugiego miecza, bo z chęcią natarłby na przyjaciela i zainicjował mały
pojedynek między nimi.
Po chwili Falonar przywrócił miecz do jego
pierwotnej postaci i podszedł do Ladvariana. Książę wziął Garudę, spoglądając
na niego wyczekująco. Jednakże posępny wyraz twarzy przyjaciela utwierdził go w
przekonaniu, że się nie mylił.
– Masz rację, w tym mieczu nie ma nic
niezwykłego – oznajmił. – Nie rozumiem tylko, po co miałaby sobie zadawać tyle
trudu, by stworzyć idealną kopię i gdzie znalazła kowala, który byłby w stanie
to zrobić.
– Mógłbym się z nią skontaktować, ale
pewnie będzie uparcie trwać przy swojej wersji – westchnął Ladvarian. – Czasem
mam wrażenie, że to były nie mające nic wspólnego z prawdą bajki – dodał,
wracając do kuchni, by wypić do końca kawę.
– Co nie ma nic wspólnego z prawdą?
– Wspaniałość Garudy – odpowiedział ponuro
książę. – Miecz został odebrany, więc Landarczycy wymyślili mu barwną historię
przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Opowiadali, jaki to był cudowny, jaką
niewyobrażalną moc dawał temu, kto nim władał. A tak naprawdę nie różnił się
niczym od innych broni, jedynie tym, że należał do rodziny królewskiej.
– Ale opowieści o księżycu okazały się
prawdą – stwierdził po chwili Falonar.
– I tak nie mamy możliwości, by odkryć
prawdę. Przynajmniej na razie.
– Coś jeszcze cię martwi.
– Zastanawiałem się, czy istnieje jakaś
okrężna droga do pałacu, by nie natknąć się na zbyt wielu ludzi. Ale chyba
będziemy zagadywani co po chwilę – spróbował rozładować atmosferę Ladvarian.
Wyraz twarzy Falonara sugerował, że chyba
nie do końca udało mu się go przekonać, ale wolał na razie nie podejmować tego
tematu. Może były to jedynie głupie obawy. Jednakże gdy wyszli na zewnątrz i
książę spojrzał w stronę królewskiej góry, przed oczami stanął mu obraz tego,
co znaleźli w jej grobowcu. Szkielet króla Ladvariana. Teraz wiedział, dlaczego
wyglądał tak, a nie inaczej i nie mógł przestać myśleć, czy i jego nie spotka to
w przyszłości. Czy kiedyś zacznie się przemiana, mimo iż nie zobaczy na niebie
księżyca w pełni i doprowadzi do jego śmierci?
– Witam bohaterów – wyrwał go z zamyślenia
nieznany głos.
Rozejrzał się dookoła, zastanawiając się,
kto na Landare mógł powiedzieć coś takiego. Dla tutejszej ludności był księciem
i to tak go tytułowali. Na dodatek pomimo swojej wysokiej pozycji Falonar w
oczach innych zawsze był niżej od niego.
Po chwili Ladvarian zorientował się, kto
wypowiedział te słowa, ale zarazem nie wiedział, kim był obcy przybysz. Nigdy
nie miał z nim do czynienia na Yaskas, co oznaczało, że nie był to żaden z
generałów, bo ludzi stojących najbliżej Vrieskasa starał się rozpracować
dokładnie.
– Dobrze cię znów widzieć, Falonarze –
powiedział, wyciągając w jego stronę rękę, którą Landarczyk uścisnął.
Ladvarian nie mógł oprzeć się wrażeniu, że
na twarzy mężczyzny dostrzegł zdumienie i zakłopotanie, które szybko ukrył,
uśmiechając się serdecznie. Jednak w jego spojrzeniu nadal pozostało coś
dziwnego, co nie pasowało do tej całej radosnej otoczki i miał zamiar dokładnie
dowiedzieć się, co to było.
– My nie mieliśmy jeszcze okazji się
spotkać, książę, jednak wiele o tobie słyszałem. Jestem Jabra – przedstawił się
nowo przybyły, skinąwszy lekko głowę. – Wybrałem się na krótki spacer, by
zwiedzić okolicę, nie sądziłem, że tak szybko się spotkamy.
Cudowny
zbieg okoliczności, miał ochotę powiedzieć Ladvarian, ale to
Falonar odezwał się pierwszy:
– Co sprowadza cię na Landare? Mówiłeś, że
twoje miejsce jest na Yaskas i rzadko się stamtąd ruszasz.
– Rozkazy z góry. Z nimi, niestety, nie da
się dyskutować – odpowiedział Jabra. – Niebawem przyjdą szczegółowe informacje
na temat misji, na którą mamy się razem udać, książę.
Ladvarian już chciał zapytać, kto wydał tak
dziwne rozkazy, kiedy zarówno Vrieskas jak i Paragas mieli co innego na głowie,
ale w porę ugryzł się w język, gdyż wpadł mu do głowy zupełnie inny pomysł.
Proste rozwiązanie problemu, o którym łaskawie powiadomił ich Wyrocznia. O ile
w tej kwestii w ogóle mówił prawdę.
– Mam nadzieję, że niebawem zapoznamy się
ze szczegółami i będziemy mogli wyruszyć – powiedział, starając się ignorować
zdziwione spojrzenie Falonara.
– Zapewne najpierw będziesz wolał zająć się
problemami w pałacu, książę.
– Jakimi problemami? – zdziwił się
Ladvarian.
– Nie słyszeliście? – Jabra wyglądał na
zaskoczonego. – Ktoś podszył się pod jednego z ludzi generała Lothora.
Rozmawiał nawet z tobą, książę. Wczoraj wieczorem.
Ladvarian westchnął zirytowany,
zastanawiając się, czy Lothor częściej ma problemy ze swoimi ludźmi pod jego
nieobecność. Jeżeli tak, to wypadałoby na niego donieść, ale z drugiej strony
wolałby w tej chwili nie przysparzać sobie więcej problemów. Szczególnie, że
finał mógł być już naprawdę bliski.
– To jego człowiek, niech sam się nim
zajmie. Mam ważniejsze rzeczy na głowie, niż tropienie tego, który się za niego
podszył. To wina Lothora, że nie rozpoznał oszusta.
– To jest, niestety, o wiele bardziej
skomplikowane, książę – wyjaśnił spokojnie Jabra. – Oszusta nie dało się
rozpoznać, bo wyglądał identycznie jak prawdziwy Valse, który w tym czasie
znajdował się gdzieś indziej.
– Więc w czym tkwi problem?
– W informacjach, które przekazał, książę.
One nie pochodziły z Yaskas. Z rozkazu księżniczki Evolet główna baza nie ma
prawa przekazywać dalej niepotwierdzonych plotek, przekaz wieści został
zatrzymany do odwołania. Stoją za tym jakieś nieznane osoby, które na dodatek
ukryły się tutaj, na Landare.
~ * ~
Ten rozdział był
pierwszym, który napisałam po długiej przerwie i jednym z ostatnich w starym
roku. Pierwszą stronę zaczynałam trzy razy, bo ciągle coś mi nie pasowało. W najgorszej, pierwszej wersji zawierała wydarzenia z połowy obecnej, byłoby wielką porażką.
I postanowiłam założyć
jeszcze jeden profil na lubimy czytać. Mam nadzieję, że tym razem nic się nie
popsuje, bo wyjdę z siebie.
Ciekawa jestem, jak to będzie z tym mieczem. Czy faktycznie jest fałszywy, czy może prawdziwy, a te opowieści o jego niezwykłej mocy to tylko legendy, które zdążyły narosnąć wokół tego utraconego przedmiotu przez wieki? Obie opcje są dość prawdopodobne, dlatego zastanawiam, się, jak będzie ^^.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ladvarian i Falonar się pogodzili. Widzę też, że ich relacje posunęły się dużo dalej, tego się nie spodziewałam w tym odcinku. Jest to dość kontrowersyjne, na ogół nie przepadam za tego typu wątkami (przynajmniej w ff; w fanfickach nie znoszę slashu, w autorskich może być, jeśli jest bez jakichś dokładnych opisów), ale tutaj to tak nie razi, tym bardziej, że od dawna zaznaczałaś w rozdziałach, że to, co między nimi jest, z przyjaźni zaczyna się przeradzać w coś innego. Ale w ich świecie pewnie to też nie byłoby mile widziane, więc zapewne będą musieli ukrywać swoje uczucie.
Ogólnie podobał mi się ich opis na rodzinnej planecie, jak znowu znaleźli się w swoim mieście, w miejscach, które opuścili jeszcze bardziej na początku opowiadania... Tylko, że niedługo znowu będą musieli wyruszyć dalej.
Mam wrażenie, że Jabra kiedyś też odegra jakąś rolę, skoro tu za nimi przybył. Swoją drogą, zastanawia mnie, o co chodzi z tym podszywaniem się. Mam dziwne wrażenie (zwłaszcza, gdy teraz na szybko zerknęłam do poprzedniego rozdziału, aby sobie przypomnieć), że to może być Snow, który zapewne znowu próbuje ingerować w wydarzenia i mieszać po swojemu. No nic, okaże się ^^. Obojętnie, czy to on, czy jednak nie, musiał mieć jakiś cel, aby to zrobić :).
Urwałaś w takim momencie, że aż jestem ciekawa, co dalej ^^.
Dziękuję :)
UsuńSprawa miecza na pewno się wyjaśni, ale chyba dopiero pod sam koniec opowiadania. Chciałam zrobić to wcześniej, nawet miałam taki fragment w głowie, ale chyba z realizacją nic z tego nie wyjdzie, bo się zrobi bez sensu.
Opisywanie takich dokładnych scen to chyba nie dla mnie. Na początku trochę o tym myślałam, ale potem doszłam do wniosku, że lepiej zostawić tak, niż wszystko popsuć.
Ladvarianowi i Falonarowi na pewno nie będzie łatwo tego ujawnić, szczególnie że Ladvarian jest księciem i społeczeństwo wymaga od niego więcej. No i nie jest to nowoczesne społeczeństwo, które przyjmie wszystko z machnięciem ręki.
Później nie będzie w tym kontekście kontynuacji, więc mogę powiedzieć teraz, że to rzeczywiście Snow podszył się pod Valse. Przede wszystkim zależało mu na przekazaniu wieści o Kaelasie, ponieważ księżniczka zabroniła przekazywać dalej te informacje.
Rozdział bardzo mi się podobał. Przeczytałam go dość szybko i zawiodłam się, że dalej już nic nie ma. Zakończyłaś w takim momencie... Ale dobrze, że przynajmniej następna notka już za tydzień^^
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad tym fałszywym Valse. Tak jak Jamie, po przeczytaniu odniosłam wrażenie, że to znów jakaś sztuczka Snowa, ale może jednak za tym wszystkim stoi coś innego... Tylko co?
Coś czuję, że ten miecz może jednak być fałszywy, skoro Evolet okazała się taka okrutna. I sam Falonar potwierdził, że w mieczu nie ma nic zwykłego. Tylko teraz pytanie, gdzie jest prawdziwy?
Cieszę się ogromnie, że Ladvarian i Felonar się pogodzili. Że pomimo tych wszystkich zawiłych sytuacju na Yaskas zdołali dojść do porozumienia, i do tego jeszcze bardziej pogłębili więź, stając się kochankami.
Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję :)
UsuńNo i chyba tylko ja znów nie widzę nic dziwnego w takim zakończeniu.
Tak, za wszystkim stoi Snow, dlatego jak to ma w zwyczaju nazwał RM19 beesosiemdzisiąt... itd. Nie powtórzę tego z pamięci, a nie chce mi się cofać i kopiować. rzede wszystkim zależało mu na przekazaniu wieści o Kaelasie, ponieważ księżniczka zabroniła przekazywać dalej te informacje.
Sprawa miecza na pewno się wyjaśni, ale chyba dopiero pod sam koniec opowiadania. W każdym razie na pewno nie zostawię tego wątku bez wyjaśnienia. A zakładając, że Evolet dałaby Ladvarianowi fałszywy miecz, to prawdziwy zostawiłaby na Yaskas.
Długo, bardzo długo mnie tutaj nie było. Przynajmniej z komentarzem, bo losy bohaterów starałam się śledzić na bieżąco, co by zbyt dużych zaległości nie narobić sobie.
OdpowiedzUsuńNo, ale może skupię się tylko na tym rozdziale. Otóż bardzo mi się podobał, zwłaszcza, że nieporozumienie między Falonarem i Ladvarianem zostało wyjaśnione, a nawet łącząca ich więź została jeszcze bardziej pogłębiona ;) Obawiam się tylko, jak mogłoby to zostać przyjęte w świecie, gdyby jednak to wszystko wyszło na jaw. Raczej chyba nie spotkałoby się z aprobatą. Wydaje mi się, że społeczeństwo nie zdobyłoby się aż na taką tolerancję, zważając na pozycję, jaką w nim zajmuje Ladvarian.
Ten cały Jabra... Oj, nie podoba mi się ten człowiek. Mocno podejrzany jest i zastanawiam się, co takiego knuje. Może to znowu Snow macza w tym palce? On lubi tak mieszać i to byłoby do niego podobne. No nic, poczekamy na rozwój wypadków.
I oczywiście sprawa miecza. Czy rzeczywiście jest fałszywy czy to tylko takie wrażenie, bo przesiąkł wieloma, niezwykłymi legendami?
Cóż, z niecierpliwością czekam na rozwiązanie tej i jeszcze kilku innych zagadek :) Obiecuję, że tym razem, aż takiej zwłoki sobie u ciebie nie narobię, heh.
No, a jeżeli masz chwilkę i oczywiście chęci, to zapraszam do siebie na http://ostatni-upadek.blogspot.com/ (wieeem, znooowu)
Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję :)
UsuńGdyby społeczeństwo dowiedziało się o tym związku, pewnie nie byliby zadowoleni, szczególnie że w jakiś sposób trzymają się swoich starych tradycji. No i na dodatek Ladvarian to ostatni potomek królewskiej linii i oczekują od niego więcej.
Akurat z Jabrą Snow nie ma nic wspólnego, nawet nie jest zaliczany przez niego do osób, które coś znaczą.
A kwestia miecza kiedyś się wyjaśni. Albo pod sam koniec, albo wcześniej, jeżeli zdecyduję się na dopisanie dodatkowego rozdziału o Evolet.
Nie do konca rozumiem końcówkę. Wydaje mi sie,ze wszelkie wiadomość ktore przekazał tamten valse były prawdziwe!ale moźe nie powinny byc przekazane... Co do garudy nie wierze,by byka prawdziwa! w evolet nie mW nic dobrego?chyba ze chce zniszczyć swojego ojca,ale nie sadze. Bardzo sie ciesze,ze wreszcie kłamstwa księżniczki zostały odkryte i ze przyjaciele nie dosc,ze sie pogodzili,to stali sie bareszcie kimś wiecej. Pi chyba dlatego wkurzyło mnie,ze nazywalas ich w opise -przyjaciel. To jednak juz nie to albo inaczej-zdecydowanie nie tylko to. Post dosc spokojny, lecz niezbędny i zadowalający mnie swoja treścią,bo chciałam zeby ta dwójka była razem. Ale nie wiem,w czym ten Jerba wg Ladvariaba mogłby pomoc...
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńPrzekazane wiadomości były prawdziwe, ale nie pochodziły z Yaskas, bo księżniczka zatrzymała wszelkie przekazy.
Sprawa miecza jeszcze się wyjaśni, ale nie wiem dokładnie, w którym miejscu. Jeżeli nie uda mi się napisać co najmniej czterech rozdziałów sagi finałowej, to dopiszę dodatkowy rozdział wcześniej i tam wszystko dokładniej wyjaśnię.
A w kolejnym rozdziale wyjaśni się, do czego Ladvarian potrzebuje Jabrę.
Nie! Evolet przegina pałę. I co, myślała, że uda jej się ich skłócić? Tylko na chwilę. Dobrze, że już się pogodzili. Ulala, ale nie sądziłam, że aż tak się pogodzą. Czyli co, teraz są razem? Hahaha, nie mogę się czekać, aż Evolet się dowie. Ale się wkurzy. Pewnie coś jeszcze wykombinuje, żeby ich rozdzielić. Pf, Ladvariana i tak pewnie nie zdobędzie. Ciekawe, co z tym mieczem. Czy rzeczywiście jest fałszywy? Nie zdziwiłabym się. Evolet jest do tego zdolna.
OdpowiedzUsuńJeżeli patrzeć na to z jej perspektywy, to rzeczywiście sądziła, że uda jej się na zawsze skłócić Ladvariana i Falonara i że ich przyjaźń/związek zakończyła się raz na zawsze.
UsuńLadvarian już na pewno nie da się drugi raz nabrać i w niczym nie zaufa księżniczce, a już na pewno wybije sobie z głowy związek z nią.
A sprawa miecza zostanie wyjaśniona, ale jeszcze dokładnie nie wiem kiedy.