piątek, 7 marca 2014

Rozdział 89: Złodziej


W naturze człowieka leży rozsądne myślenie i nierozsądne działanie.
Anatol France
Kaelas spoglądał kątem oka na Kendappę, która siedziała ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Mocno zacisnęła wargi, jakby próbowała powstrzymać się od powiedzenia tego, co naprawdę myślała. Landarczyk nie potrafił jej zrozumieć, przecież gdyby w tym momencie chodziło o dowiedzenie się czegoś więcej o jej rodzinie, to starałby się jej pomóc, a nie wszystko utrudniać.
RM19 wyglądał, jakby się nad czymś usilnie zastanawiał. Kaelas uśmiechnął się w duchu, zapewne przyjaciel kalkulował teraz, ile czasu stracili do tej pory i ile spędzą tutaj. Pewnie kalkulował, jak później najszybciej dotrzeć na Eduardo, by Mistrz Penyu nie miał do nich pretensji o nie wywiązywanie się z poleceń.
Tylko Reeva zdawała się podzielać jego nastawienie. Nie zachowywała się podejrzliwie wobec Landarczyków i z uwagą słuchała tego, co mówili. Podobał jej się nieplanowany postój w bazie, bo mogła zobaczyć coś nowego, podziwiać widoki, które do tej pory migały jej przed oczami jedynie za oknem statku kosmicznego.
– Nie przedłużajmy jednak tych opowieści za bardzo – powiedział RM19. – W przyszłości zawsze możemy tu wrócić i spędzić w miłym towarzystwie więcej czasu.
– Obiecuję, nie pożałujecie i na pewno dotarcie na… – zawahał się przez chwilę Arslan, jakby szukał w pamięci odpowiedniego słowa.
– Na spotkanie ze znajomym – dopowiedziała szybko Kendappa, zanim Kaelas zdążył otworzyć usta.
– Właśnie, na spotkanie ze znajomym – powtórzyła Segwen, ale ton głosu kobiety świadczył o tym, jakby nie do końca satysfakcjonowała ją taka odpowiedź. – Zawsze możecie powiedzieć, że spotkaliście na drodze małe problemy. Ileż to razy trzeba nadkładać drogi, by ominąć jakiś deszcz meteorytów czy inne paskudztwo.
– W odniesieniu do kosmosu ta wymówka zawsze działa – zaśmiał się Arslan. – No ale skoro tak wam się spieszy, to nie traćmy więcej czasu, opowiadajcie o waszych przygodach. Z kim walczyliście, że zasłużyłeś sobie na miano bohatera, Kaelasie? Kto był tak potężny, że wieść o tym niesie się na wszystkie strony wszechświata? Czy ta bestia dorównywała mocy wielmożnemu Vrieskasowi?
Z racji, że ani Kendappa, ani RM19 się nie odezwali, Kaelas rozpoczął opowieść o tym, co przydarzyło im się na Orjuus.
– Gdy przelatywaliśmy niedaleko Orjuus, niespodziewanie, mieszkańcy planety skontaktowali się z nami i zaprosili na bal organizowany przez władczynię – zaczął wojownik, próbując dokładnie odtworzyć niedawne wydarzenia.
– Nie wyglądacie na rozrywkowych ludzi, którzy uwielbiają takie imprezy – zaśmiał się Arslan. – Czegóż to jeszcze ciekawego się dowiemy.
– Stwierdziliśmy, że to idealna okazja, by uzupełnić prowiant – wtrąciła Kendappa, gdy Kaelas już otwierał usta, aby opowiedzieć o poszukiwaniach łez pierwszych dzieci. – Skoro mieszkańcy Orjuus byli nastawieni do gości pozytywnie, to dlaczego by nie przyjąć oferty, zamiast później narażać się na nieprzyjemności. W ogóle nie przyszło nam do głowy, że pakujemy się w tak ogromne niebezpieczeństwo.
Landarczyk nie rozumiał, dlaczego Alatanka postanowiła tak nagiąć prawdę, ale były to zapewne kwestie, które niezbyt interesowały słuchaczy, dlatego postanowił się tym nie przejmować. Kaelas opowiedział o tym, jak zostali zakwaterowani na planecie i okazało się, że nie mogą się z niej wydostać aż do zakończenia balu, o pojawieniu się w ich życiu Reevy i wyjawieniu prawdziwych zamiarów Zzveli. Następnie opowiedział o Clowie i nieprzyjemnej wizycie, którą złożyli prawdziwej władczyni Orjuus. Na koniec przyszedł czas na sam bal i pojedynek z Zzveli zakończony nadaniem mu tytułu bohatera. Ostatecznie postanowił pominąć postać Snowa skoro miał on związek ze łzami, o których nie chciała wspominać Kendappa, rozmowie z Shirasagim, nie wiedząc nawet, jak miałby to wytłumaczyć oraz to, jak wydostał się z basenu krwi.
– Niesamowite – rzekł z uznaniem Arslan. – Wykapany Zevran. – Selyse na pewno będzie pod ogromnym wrażeniem, gdy opowiesz jej to wszystko. Zawsze uwielbiała historie o bohaterach, a w tej jej syn gra główną rolę.
– Ona nie żyje – powiedział cicho Kaelas.
Spuścił głowę i wpatrywał się w stół, nie chcąc widzieć twarzy ludzi zgromadzonych w pomieszczeniu. Landarczycy mogli być zaskoczeni, w końcu nie byli w ojczyźnie od wielu lat, ich reakcja nie robiła na nim dużego wrażenia. Gorzej sprawa miała się z Kendappą i RM19. Nie powiedział im o rozmowie z Shirasagim, podczas której dowiedział się o śmierci matki. Wszystkie wydarzenia toczyły się wtedy tak szybko, że wolał zostawić to dla siebie, by nie zadręczać innych własnymi problemami. Chciał odstawić żałobę na później, na moment, gdy naprawdę będzie mógł o niej pomyśleć, kiedy w końcu spotka się z Falonarem, by dowiedzieć się, kiedy to się stało i czy sprawca został należycie ukarany.
Jednakże teraz cały ten smutek i żal powróciły. Nie potrafił mówić o matce, wiedząc, że już nigdy więcej jej nie zobaczy. Nie opowie o tym, co go spotkało po wylocie z Landare, nigdy więcej nie usłyszy kolejnych opowieści, które, jak się okazało, miały w sobie wiele prawdy, nie przedstawi jej żony i przyjaciół. Matka już nigdy nie zobaczy, kim się stał i ile osiągnął, dla niej na wieczność pozostał głupim nieudacznikiem, skazą dla rodziny elitarnych wojowników.
– To bardzo przykre – odezwał się po raz pierwszy Kohza. Ton głosu mężczyzny był szorstki i nieprzyjemny, ale przemawiał przez niego smutek i żal. – Selyse była wyjątkową kobietą. Każdy, kto ją znał, musiał boleśnie odczuć tę stratę. Co jej się przytrafiło?
– Egzekucja – odpowiedział Kaelas, starając się powstrzymać drżenie głosu, ale niezbyt mu to wyszło. Tego wszystkiego było dla niego już zbyt wiele. – Paragas obwołał ją zdrajczynią i wydał rozkaz.
– Podstępna świnia – mruknęła pod nosem Kendappa. – Już ja zadbam, by za to zapłacił.
 Pod stołem chwyciła i uścisnęła pokrzepiająco dłoń Kaelasa. Wojownik był jej za to wdzięczny. Niby mały gest, ale przyniósł mu trochę ukojenia, tak samo jak jej słowa. Chciał jej powiedzieć o tym, że Falonar i książę Ladvarian mieli zająć się tą sprawą, ale postanowił zostawić to na później. Nie chciał dłużej dyskutować na ten temat przy Landarczykch.
– Uczcimy pamięć pięknej Selyse, masz moje słowo wojownika – przyrzekł uroczyście Arslan, kładąc dłoń na sercu.
Jedynie Segwen nic nie powiedziała. Patrzyła na Kohzę, mrużąc oczy, jakby była z jakiegoś powodu wściekła i niezadowolona. Mężczyzna ignorował ją, nawet nie zerknął w kierunku kobiety, jak gdyby w ogóle nie interesowało go to, co chciała mu zapewne w ten sposób przekazać.
– W takim razie upamiętnijmy piękną Selyse w opowieści o jej przeszłości – rzekł Arslan. – Mam nadzieję, że wysłuchanie jej sprawi ci przyjemność, Kaelasie, bo coś mi mówi, że niewiele wiesz o tym, jak to wszystko się zaczęło. Jak mieszaniec półkrwi mógł stać się jednym z nas, prawdziwych Landarczyków i zasłużyć na najwyższe zaszczyty. Nie lubił się chwalić tym, jak zaczynał, ale przed przyjaciółmi nie ma się tajemnic. Cóż to były za czasy… – zadumał, zanim rozpoczął opowieść.
~ * ~
Młody, dziesięcioletni chłopak biegł główną ulicą Starej Dzielnicy. Szeroka, przeznaczona dla dorosłego koszula, postrzępiona i podarta w wielu miejscach powiewała za nim niczym mała pelerynka. Sięgała mu do kolan, niemal całkiem zasłaniając podziurawione spodnie. Nie miał butów, ale od lat przywykł do biegania po kamieniach. Skóra na stopach stwardniała i chroniła przed drobnymi urazami.
Z gracją przeskoczył worek mąki, który ciągnął jakiś starzec w poprzek drogi. Nawet nie zwolnił tempa i nie obejrzał się, by zobaczyć zdumioną minę Landarczyka. Uśmiechnął się pod nosem, wyobrażając sobie ten widok, po czym mocniej zacisnął w dłoni woreczek z pieniędzmi. Tym razem mu się poszczęściło. Kobieta, której go niepostrzeżenie zabrał, była bogata. Zastanawiał się tylko, co robiła w Starej Dzielnicy. Ludzie jak ona wynosili się stamtąd, by żyć w dostatku, nie biedzie. Może z paroma wyjątkami, których nigdy nie potrafił zrozumieć.
Gdy chłopak dotarł do Nowej Dzielnicy, skręcił w boczne uliczki, omijając główną drogę. Na niej kręciło się zazwyczaj najwięcej ludzi w srebrnych kombinezonach, załatwiających swoje sprawy. Każdy z nich na pewno zainteresowałby się małym, brudnym obdartusem. Wolał nie ryzykować zabrania pieniędzy czy w najgorszym wypadku trafienia do więzienia. Stamtąd zapewne zostałby przymusowo wysłany do jakiejś pracy lub stracony, gdyż taką politykę prowadził obecny generał Landare – Tazar. A książę Peyton zgadzał się na wszystko, twierdząc, że w społeczeństwie każdy powinien pełnić jakąś odpowiedzialną rolę, a nierobów należy karać. I to dotkliwie.
Zatrzymał się dopiero na skraju placu znajdującego się niedaleko pałacu. To tutaj kupcy codziennie wystawiali swoje towary na sprzedaż. Ceny były różnorodne, nawet biedniejsi mieszkańcy Starej Dzielnicy mogli sobie pozwolić na zakup najpotrzebniejszych produktów. Chociaż większość wykonywali własnoręcznie i wymieniali między sobą. Należało oszczędzać, gdyż nigdy nie wiadomo, co mogło przynieść jutro. Mówiono głośno o tym, że posunięty w latach generał Tazar miał zostać zastąpiony przez kogoś innego, nikt nie wiedział, czy wtedy życie na Landare nie pogorszy się jeszcze bardziej.
Chłopak zręcznie wymijał ludzi, zmierzając do obranego celu. Po drodze zgrabnie i niezauważenie zabrał z jednego z kramów czerwone jabłko. Schował je do kieszeni, postanawiając zjeść później. Zatrzymał się przed straganem piekarza, z rozkoszą wdychając przyjemne zapachy świeżego pieczywa.
– Nawet nie waż się tu zbliżać, Zevranie – rozległ się szorstki głos piekarza. – Ostatnio ukradłeś dwie bułki. Wynocha, bo zawołam strażników!
Chłopak odgarnął z twarzy długie, jasne włosy, poplątane i skołtunione, gdyż nigdy ich nie czesał, nie licząc przeczesywania palcami, gdy zanurzał głowę w jeziorze. Uśmiechnął się szeroko, ukazując zęby.
– Mam pieniądze – powiedział, wyciągając w stronę piekarza monetę. – Chciałbym dostać duży bochenek słodkiego chleba.
– Ukradłeś to? – zapytał podejrzliwie mężczyzna, biorąc do ręki pieniądze. – A może jest fałszywa.
Uniósł monetę pod światło, po czym przegryzł, aż zazgrzytały mu wszystkie zęby. Pogładził długą, białą od mąki brodę, zastanawiając się, czy istnieją jeszcze jakieś sposoby sprawdzenia autentyczności pieniądza.
– Znalazłem na ulicy – skłamał Zevran. – Dostanę mój chleb?
Piekarz wybrał największy, rumiany bochenek, po czym ze sceptyczną minął owinął go w papier i podał chłopcu.
– I tak ci nie wierzę, a na przyszłość nie zbliżaj się od mojego straganu, jak nie masz pieniędzy, by zapłacić. Za pięć dni trzymaj się z daleka od placu i Nowej Dzielnicy.
– Dlaczego? – zapytał zaciekawiony Zevran.
– Ma przylecieć nowy generał, to już pewne, że generał Tazar odchodzi na emeryturę i odlatuje z Landare. Odbędzie się przemowa do ludności i strażnicy będą bardziej wyczuleni na takich jak ty. Uważaj na siebie, mały – dodał z troską, zanim chłopak ruszył dalej swoją drogą.
Zevran kupił jeszcze kawałek sera, ukradł ze straganów kilka owoców i mały słoik miodu, po czym, nie zauważony przez ludzi w srebrnych kombinezonów, pobiegł z powrotem w kierunku Starej Dzielnicy. Lekko zdyszany zatrzymał się dopiero przy swojej kryjówce, w której przechowywał zdobyte jedzenie i spał.
Kryjówka była jednym ze zniszczonych przez czas budynków znajdujących się za Starą Dzielnicą, niedaleko przeklętej góry. Takie ulokowanie sprawiało, że nikt nie interesował się akurat tymi ruinami, na dodatek miały jedynie kawałek dachu, zapewne kiedyś będący piętrem. Wraz z upływem czasu i pod wpływem silnych wiatrów kruszył się i zapewne za jakiś czas nic z niego nie zostanie.
Jednakże ruina posiadała coś, czego nie znalazł w innych pozostałościach po domach. Skrytkę w podłodze, w której mógł przechowywać swoje najcenniejsze rzeczy bez obawy, że mogą zostać przez kogoś zabrane. Potencjalny złodziej musiałby wiedzieć, gdzie szukać, aby cokolwiek znaleźć, a Zevran zachowywał wyjątkową ostrożność. Nikomu o tym nie mówił i gubił wszelkie ogony, które próbowały za nim iść.
Usiadł na ziemi, opierając się o kamienną ścianę kryjówki i zaczął z apetytem zajadać chleb i ser. Od dawna nie jadł tak dobrego i sytego posiłku, zazwyczaj musiał się zadowolić tym, co udało mu się zabrać niepostrzeżenie ze straganów, a mogły to być jedynie małe rzeczy. Czasem kradł cista postawione na kuchennych parapetach, by wystygły, ale to należało do rzadkości.
Postanowił, że później uda się do starej pani Arabell. Odda jej słoik miodu w zamian za talerz gorącej zupy. Może nawet uda mu się załapać na drugie danie, jeżeli wykona dla niej cięższe prace domowe.
Gdy najedzony Zevarn leżał i patrzył w niebo, powróciło ostrzeżenie piekarza i wieści o przybyciu nowego generała. Mężczyzna zapewne chciał dla niego dobrze, ale chłopak nie należał do ludzi, którzy potrafiliby siedzieć w miejscu, gdy działy się tak fantastyczne rzeczy. Nikt nie zabroni mu zobaczyć generała, tylko zerknie, by wiedzieć, kogo w przyszłości obchodzić szerokim łukiem. A nawet gdyby ktoś z ludzi w srebrnych kombinezonach zwrócił na niego uwagę, to potrafił szybko biegać i znał zakamarki, o których tamci często nie mieli pojęcia.
Zresztą, taka okazja może się więcej nie powtórzyć. Na placu zgromadzi się tłum zamożnych ludzi. Wszyscy będą zainteresowani tylko i wyłącznie przemową generała, nie zwrócą uwagi na małego chłopca, ukradkiem zabierającego im sakiewki z pieniędzmi. Mógł uzbierać wystarczająco dużo, aby kupić sobie nowe spodnie, bo te były tak dziurawe, że piekarz żartował sobie, że niebawem już nic z nich nie zostanie.
Uśmiechnął się szeroko, postanawiając, że pójdzie na plac. Wcześniej musiał się tylko poznać dokładną godzinę wystąpienia, bo plułby sobie w brodę, gdyby przybył za późno. Zastanawiał się, czy pani Arabell wiedziała. Kto wie, czy nie postanowiła się tam wybrać? Była to jedna z tych okazji, gdy miejsce zamieszkania nie miało znaczenia, o ile jakoś się wyglądało. Generał Tazar każdego, którego złapał, od razu wtrącał do lochu, bez wysłuchania jakichkolwiek wyjaśnień.
Zevran zamknął oczy, marząc o bogactwie, które przyniesie mu przyszłość. Następnie zasnął, a śniły mu się będące jego własnością góry złota. Dzięki nim już nigdy nie był głodny.
~ * ~
Zevran nie spodziewał się, że na przemówienie nowego generała przyjdzie aż tylu mieszkańców stolicy. Słyszał też plotki, że niektórzy przyjechali tu specjalnie z innych miast, by dowiedzieć się, jakie są jego plany na przyszłość. Dla chłopaka nie miało to znaczenia, najważniejsze, aby w sakiewkach mieli trochę pieniędzy.
Na placu zbudowano specjalne podwyższenie, z którego miał przemawiać generał, takie samo, jak to stawiane na każdej Ceremonii. Tłum zebrał się już przed sceną, oczekując na pojawienie się władających Landare. Zevran ostrożnie przeciskał się przez tłum, aby dostać się jak najbliżej. Po drodze swoim niedużym, ale ostrym nożem przecinał sakiewki ludzi wyglądających na najzamożniejszych. Chował je do kieszeni obszernej koszuli, która, wraz ze zbliżaniem się do sceny, stawała się coraz cięższa.
Uśmiechnął się w duchu na samą myśl o takim bogactwie. W zamyśleniu o mało nie wpadłby na jednego ze strażników. Szybko oddalił się od niego, zanim tamten w ogóle zarejestrował jego obecność. Innym razem zauważył nieopodal piekarza, więc szybko zmienił kierunek. Wolał nie narażać się mężczyźnie, który okazywał mu wiele wyrozumiałości, a czasem nawet swego rodzaju troski.
Tak zajmujące okazało się jego zajęcie, że ze zdumieniem stwierdził, że dotarł niemal pod samą scenę. Kieszenie koszuli miał wypchane sakiewkami, co nieco utrudniało Zevranowi zgrabne poruszanie się w tłumie. Bieg pewnie też spowolni, pomyślał, mając nadzieję, że nie będzie musiał uciekać goniony przez strażników. Już chciał się wycofać i wrócić do kryjówki, by przeliczyć pieniądze, gdy na scenę zaczęli wchodzić ludzie. Wiedziony ciekawością, postanowił zostać jeszcze chwilkę, chociażby tylko po to, aby zobaczyć, jak wyglądał nowy generał.
Pierwszy wszedł książę Peyton, demonstrując swą potężną, umięśnioną sylwetkę. Młody mężczyzna przeszedł przez Ceremonię pięć lat temu, wraz z tytułem wojownika przyjmując tytuł księcia Landare, obejmując rządy po swoim przedwcześnie zmarłym ojcu. Jednakże w rzeczywistości i tak wykonywał jedynie rozkazy generała Tazara i zgadzał się z każdym jego rozporządzeniem. Mimo że był wojownikiem bardzo rzadko wyruszał na kosmiczne misje.
Zevarana zawsze bawił wygląd księcia Peytona. Brązowe, krótko ostrzyżone włosy sterczały mu na wszystkie strony, jakby wcale się nie czesał. Komicznie wyglądała też jego gęsta, sięgająca piersi broda. Jednakże spojrzenie mężczyzny zawsze przyprawiało Zevrana o dreszcze. Miał wrażenie, że od razu dowiedziałby się o jego występkach.
Następnie na podwyższenie wkroczył generał Tazar. Był to już stary i wychudzony mężczyzna, jednakże nadal zachował trzeźwość umysłu i uwielbiał dręczyć biednych i potrzebujących. Zevran cieszył się, że niebawem całkiem zniknie z Landare. A gdy to nastanie, nie miał zamiaru już nigdy więcej o nim myśleć.
Jako ostatni wszedł mężczyzna w średnim wieku. Jeden rzut oka wystarczył, by bez trudu zorientować się, że nie należał do rasy Landarczyków. W przypadku Tazara można było się pomylić, gdyż od dawna był siwy i wyglądał normalnie. Skóra nowego generała miała kolor pomarańczowy, a jego głowa, zamiast zwyczajnego jajowatego kształtu przypominała bryłę o dwóch trójkątnych ścianach znajdujących się z przodu i z tyłu. Ostry podbródek nie wyglądał tak źle, jednakże mocno zakrzywiony ku górze nos, wąskie usta i duże, zielone oczy na takiej twarzy były po prostu śmiesznie. Niebieskie włosy wyrastały dosłownie z czubka głowy i opadały na szerokie ramiona.
Książę Peyton zerknął na nowego generała z niesmakiem, zanim podszedł do mównicy. Poprawił miecz umocowany przy grubym, skórzanym pasie. Jakby było to komuś potrzebne, skomentował w myślach Zevran. Odchrząknął dwa razy, czekając, aż tłum się uciszy.
– Mieszkańcy Landare – zaczął książę Peyton. – Chciałbym przedstawić wam generała Hexxa, który…
– To ten złodziej! – krzyknął ktoś z tłumu, przerywając przemówienie księcia.
Zevran, zapatrzony w stronę sceny, za późno zorientował się, że te słowa skierowane były w jego stronę. Gdy oprzytomniał, było już za późno na ucieczkę. Biegło w jego stronę dwóch strażników, a jakiś mężczyzna w strojnym ubraniu wskazywał na niego palcem. Prawdopodobnie musiał zgłosić zaginięcie pieniędzy, chłopak nie sądził jednak, że ktokolwiek go zapamiętał.
Niewiele myśląc, wyjął z pochwy stojącego obok Landarczyka miecz i kopnął go w krocze, by udaremnić odebranie własności. Na szczęście nie był to wielki, dwuręczny oręż, więc mógł go spokojnie trzymać w obu dłoniach. Wystąpił na przód, chcąc stawić czoła strażnikom jak prawdziwy mężczyzna. Skoro nie miał szansy na ucieczkę, to chociaż pokaże tamtym, że nie jest byle kim.
Jeden z nacierających także wyjął miecz, drugi zatrzymał się i krzyczał coś do kogoś w tłumie. Zevran nie skupił się na jego słowach, krew zaczęła mu szybciej krążyć w żyłach, mocniej ścisnął miecz w dłoniach, obserwując zbliżającego się przeciwnika.
Nigdy nie miał takiej broni w rękach, ale lubił podkradać się i podglądać uczących się na wojowników Landarczyków. Strażnik natarł na niego, Zevran zrobił szybki unik i sam zaatakował. Walczyli przez chwilę, wymieniając ataki i bloki. Chłopak radził sobie niezdarnie, ale trzymał się na nogach i był gotowy do dalszego pojedynku. Jeżeli już musiał zginąć w wieku dziesięciu lat, to tylko tak. Czuł radość, gdy walczył. Jego dusza cieszyła się i chciała, by to trwało nadal, by stało się częścią jego życia.
Też bym tego chciał, pomyślał. W tamtym momencie stało się coś dziwnego. Przeciwnik zatrzymał się, widząc, że klinga miecza Zevrana zmienia się, falowała i jaśniała. Chłopak nie miał pojęcia, co się dzieje, jednak w tamtym momencie ktoś złapał go za kołnierz koszuli, okazało się, że był to inny strażnik. Upuścił miecz, który powrócił do normalnego wyglądu.
– Opróżnijcie kieszenie tego złodzieja i wtrąćcie go do lochu! – zawołał generał Tazar. – I nie cackajcie się tak z nim, bo do niego dołączycie.

5 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawie się zapowiada ta historia Zevrana. Naprawdę się cieszę, że postanowiłaś wrócić do tego wątku i go jakoś rozwinąć. Dlatego dobrze, że bohaterowie wpadli na tych Landarczyków, i to takich, którzy znali te opowieści. Dzięki nim Kaelas może dowiedzieć się czegoś więcej o ojcu, którego, jak wnioskuję, znał mało. Zresztą poznaliśmy już co nieco o przeszłości Kendappy i RM19, a o głównym bohaterze było niewiele (jeśli chodzi o przeszłość).
    Ogólnie podobał mi się klimat tej opowieści. Lubię takie retrospekcje i historie sprzed lat. I zastanawiam się teraz, co stało się z chłopakiem, skoro go złapali. W sumie trochę go zgubiła ciekawość - gdyby od razu zadowolił się sakiewkami i uciekł, to pewnie by go nawet nie zauważono. Teraz jego sytuacja rysuje się niezbyt ciekawie, choć zapewne jakoś z tego wybrnie. To, co się stało z jego mieczem, to ki? Ciekawi mnie też, jak do tego doszło, że poznał Selyse.
    Kaelasowi pewnie faktycznie musi być bardzo trudno mówić i myśleć o matce, kiedy ta już nie żyje, i nigdy nie przekona się o tym, ile on osiągnął.
    W sumie jednak się nie dziwię, że Kendappa, podczas opowiadania o ich ostatnich przeżyciach, naginała prawdę. Bo przecież ona zazwyczaj jest najbardziej nieufna i podejrzliwa, więc to do niej pasuje. Tym bardziej, że nie wiedzą, jakie tamci mają zamiary, i czy pod przykrywką opowieści o rodzinie nie kryje się coś jeszcze.
    Czekam na kolejny ^^. Będzie jeszcze ciąg dalszy opowieści? Mam nadzieję, że tak :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      O przeszłości Kaelasa były kiedyś dwa rozdziały, ale raczej się na nim nie skupiałam, bo w jego dzieciństwie nie działo się nic spektakularnego i wolałam skupić się na Kendappie i RM19. Zresztą, teraz samego Kaelasa też nie będzie.
      Przyszłość rysuje się przed Zevranem bardzo nieciekawa. A w przypadku miecza to była ki.
      Kolejne dwa rozdziały będą w całości poświęcone Zevranowi, w tym momencie głupio byłoby przerywać, bo potem nawet nie miałbym gdzie wcisnąć ciągu dalszego.

      Usuń
  2. Condawiramurs8 marca 2014 10:46

    Czuje,ze mogłabym czytać o zlatanie całe opowiadanie. Chłopiec który kradnie,by przeżyć... Który ma wieksze znaczenie,niz moze przypuszczać....juz w takim wieku! Ciekawe,kim sa jego rodzice,czeka. Na ciąg da,szy z niecierpliwoscia. Kendappa chyba ma racje,ze nie chciała wszystkiego mowić landarczykom...mie wszystkim bym ufała,niektórzy zachowują sie dziwnie. Zapraszam na mój nowy blog niedoceniony.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście można by było napisać o tym całe opowiadanie, ale wolałam to streścić do kilku rozdziałów, bo całości pisać na pewno by mi się nie chciało. Gdybym w przyszłości zdecydowała się na pisanie czegoś związanego z Braćmi, to wygrałby sequel, nie prequel.
      A o rodzinie coś więcej będzie chyba w następnym rozdziale, a jeśli nie to w 91.

      Usuń
  3. No! W końcu poznajemy przeszłość ojca Kaleasa. Ciekawy z niego człowiek, myślę, że Kaleas odziedziczył po nim swoją zdolność do pakowania się w kłopoty.
    Skoro Zevran, pomimo swojego bardzo młodego wieku i mieszanej krwi potrafił przelać swoją ki w miecz jakiegoś obcego człowieka, to musiał być naprawdę potężnym wojownikiem. Nic dziwnego, że jego synowie są równie dobzi.
    Bardzo przepraszam Cię za to, że nie komentowałam poprzednich rozdziałów. Komputer mi padł, a rozdziały czytałam na telefonie, pisanie długich komentarzy nie wchodziło w rachubę, a nawet jeśli chciałam dodać krótki komentarz, że "przeczytałam", po prostu wyrzucało mnie ze strony, nie mam pojęcia dlaczego.
    Mam nadzieję, że szybko dowiemy się więcej o Zevranie.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń