Dlaczego księga ludzkiego życia nie może zaczynać się
od spisu treści…?
szczur
Zevran nie wiedział, ile czasu spędził
w pałacowych lochach. Nie wiedział, czy nastała już noc, czy nadal był dzień. A
może to już następny dzień? Starał się nie zasypiać, ale w końcu zmęczenie dało
o sobie znać i zdrzemnął się. Gdy się obudził, nadal nikt nie przychodził, by
zaprowadzić go na miejsce egzekucji.
Przysunął
się bliżej ściany i oparł plecami o chłodny metal. Nigdy w życiu nie zaznał
wygód, więc nie narzekał na twardą podłogę i panujący chłód. Żałował tylko, że
w celi nie wybudowano chociażby małego okienka, przez które mógłby obserwować
upływający czas.
Przyciągnął
kolana do piersi, starając się nie myśleć o nękającym go głodzie i pragnieniu.
Szczególnie tym drugim, bo zdarzało się, że w gorszych okresach musiał kilka
dni obejść się bez jedzenia. Żałował, że jednak nie posłuchał piekarza i
połakomił się na duże pieniądze. Gdyby został w kryjówce, mógłby teraz zjeść
resztki sera, a następnego dnia ponownie wybrać się na targ po chleb.
–
Jesteś kretynem, Zevranie, i teraz zapłacisz za to swoim życiem – mruknął sam
do siebie.
Krótko
po wylądowaniu w celi i odejściu strażników, zorientował się, że był jedynym
więźniem. Nie miał nawet z kim porozmawiać w tych ciężkich chwilach, a mówienie
do siebie wydawało się chłopcu głupie i szalone. Na dodatek nie był w stanie
wyjaśnić, co stało się z mieczem tamtego Landarczyka podczas walki ze
strażnikiem. Może inni znali odpowiedź i potrafiliby mu jej udzielić. Żałował,
że nie będzie już mieć okazji, aby zapytać kogokolwiek.
A może zapomnieli o mnie i umrę tutaj z
głodu?, zadumał. Albo zrobili to
specjalnie i za tydzień przyjdą sprawdzić, czy nie żyję i zabiorą zwłoki. Zevran wzdrygnął się na samą myśl o nim
jako trupie. Nagle z ponurych myśli wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi. Już
chciał sobie wmówić, że umysł płatał mu figle, bo za długo siedział w celi, ale
potem dotarł do niego odgłos kroków.
Spojrzał
w stronę wejścia do więzienia i po chwili zobaczył wyłaniającego się zza
zakrętu generała Hexxa. Przetarł oczy z niedowierzenia, ale postać nie uległa
zmianie. I nie było możliwości, by pomylił go z kimkolwiek innym. Tylko on
wyglądał tak cudacznie i krzyczał z daleka, że jest obcym na Landare.
–
To musi być sen – rzekł po chwili Zevran. – Albo oszalałem.
–
To nie sen – wyjaśnił spokojnie generał Hexx.
Mężczyzna
podszedł do celi i otworzył ją, po czym gestem nakazał Zevranowi, aby wyszedł.
Chłopak zadrżał, obawiając się najgorszego, ale posłusznie wykonał polecenie.
Nie było sensu się buntować, generał nie bez powodu nosił ten tytuł, na pewno
powaliłby go jednym ciosem, gdyby zaszła taka potrzeba.
Hexx
zaprowadził go do jednego z przyległych do więzienia pomieszczeń. Zevran stanął
jak sparaliżowany na środku pokoju, nie wiedząc, co ma zrobić. Na stole
znajdowało się jedzenie, którego odmawiano mu odkąd został złapany, zresztą
wcześniej też sam musiał się o wszystko zatroszczyć. Ślina pociekła mu z ust na
widok tego, co zobaczył na stole. Otarł ją rękawem brudnej koszuli, ale wtedy
brzuch głośno oznajmił, że domaga się jedzenia.
–
To dla ciebie – powiedział generał, siadając przy stole.
–
Zawsze karmicie ludzi przed egzekucją? Jesteście potworami! – krzyknął Zevran
słabym głosem, cofając się o krok. Skoro mieli go zabić, to niech zrobią to od
razu i oszczędzą tego potwornego wyczekiwania na koniec.
–
Masz moje słowo, że nikt cię nie zabije – zapewnił Hexx. – Chyba że sam do tego
doprowadzisz. Za drzwiami na górze – wskazał spiralne schody, jedyną drogę
prowadzącą do więzienia – czekają dwaj strażnicy. Jeżeli spróbujesz uciec,
zabiją cię bez mrugnięcia okiem. Drugi raz za ciebie nie poręczę. Masz wybór.
Możesz usiąść, zjeść posiłek, a potem ze mną porozmawiać lub umrzeć w ciągu
minuty.
Zevran
wpatrywał się w mężczyznę z szeroko otwartymi oczami. Doskonale słyszał, co do
niego powiedział, ale nie potrafił tego zrozumieć. Nie mieściło mu się w
głowie, że miał szansę przetrwać, że los po raz kolejny uśmiechnął się do niego
i dał mu szansę. Niepewnie usiadł na brzegu drugiego krzesła i spojrzał na tacę
z jedzeniem.
Gorąca,
gęsta zupa parowała i pachniała apetycznie, aż mu ślinka napłynęła do ust. Obok
cztery grube skibki rumianego chleba, do tego kawałek sera i plasterki
najprawdziwszej szynki. Na ten widok aż łzy napłynęły chłopcu do oczu. Zacisnął
mocno powieki, by je powstrzymać, aby generał nie zauważył, że mazgai się jak
małe dziecko. Wziął do ręki łyżkę i zaczął powoli jeść zupę.
–
Dobry chłopak – rzekł Hexx.
Generał
czekał, aż Zevran zje posiłek. Nie odzywał się przy tym ani jednym słowem.
Uśmiechnął się lekko, gdy wszystkie talerze zostały opróżnione, zniknęły nawet
okruszki.
–
Wiesz, że kradzież jest sprzeczna z prawem i powinna spotkać cię za to znacznie
surowsza kara niż dwudniowe więzienie – odezwał się surowym tonem Hexx.
Zevran
zgarbił ramiona i jedynie kiwnął głową, wpatrując się w swoje kolana. Nie
wiedział, jak ma się zachować w obecności kogoś tak ważnego na planecie.
Pomijając już to, co tak ważna osoba robiła tutaj i po co z nim rozmawiała.
–
Opowiedz mi o sobie – rzekł generał. – Chcę wiedzieć, kim jesteś i dlaczego to
robisz. Zapewne już od dawna, biorąc pod uwagę tak późne wykrycie.
– Jestem
Zevran. Moja mama umarła, gdy byłem bardzo mały – zaczął niepewnie, nadal
mówiąc do swoich kolan, ale kątem oka dyskretnie obserwując mężczyznę. – Nie
wiem, ile miałem lat, ale musiałem sobie radzić. Obserwowałem bezdomnych w
Starej Dzielnicy i uczyłem się od nich, jak przetrwać. Jak znaleźć miejsce do
spania, jak zdobyć jedzenie, by nie chodzić głodnym, jak unikać kłopotów. Na
początku było ciężko, trzymałem się tylko Starej Dzielnicy, a tam ciężko było
zdobyć jedzenie. Często chodziłem głodny, ale to tylko potęgowało instynkt
przetrwania. Metodą prób i błędów nauczyłem się zabierać ludziom pieniądze,
zwykle tym, którzy wyglądali na bogatych, bo wiedziałem, jak źle żyje się w
Starej Dzielnicy. Szybko biegałem, więc nawet gdy mi się nie udało, uciekałem,
kryjąc się w zakamarkach i unikając złapania. Potem coraz częściej zacząłem
zapuszczać się do Nowej Dzielnicy, nauczyłem się, jak omijać strażników i ludzi
Vrieskasa.
–
Wielmożnego Vrieskasa – poprawił go Hexx. Jednakże nie wydawał się zły z powodu
pominięcia tytułu. Generał Tazar w takich okolicznościach wymierzał surowe
kary. – Nie miałeś rodziny, u której mógłbyś szukać pomocy? Co z ojcem?
–
Miałem tylko matkę, zanim nie umarła. Nigdy nie mieliśmy domu, kryliśmy się w
ruinach na obrzeżach Starej Dzielnicy. Dlatego wiedziałem, że tam zawsze mogę
znaleźć schronienie. Nie wiem, kim był mój ojciec, jeżeli nawet matka o nim
mówiła, to tego nie pamiętam.
–
Twoja matka była Landarką? – pytał dalej generał.
–
Nie wiem – wyznał szczerze Zevran. – Wyglądała, jak Landarczycy, też miała
ciemne włosy. Ale wszyscy mówili mi, że jestem obcy, że nie mam nic wspólnego z
tubylcami.
Hexx
westchnął, jakby się nad czymś zastanawiał. Chłopak miał nadzieję, że nie był
to zły znak i nie uraził mężczyzny brakiem wiedzy na swój temat.
–
Musimy założyć, że nigdy się tego nie dowiemy, ale postaram się jeszcze o to
popytać. Ktoś musiał ją przecież znać – rzekł jakby do siebie. – Jak miała na
imię? Podała może kiedyś imię twojego ojca?
– Corita
– odpowiedział. – I nigdy nie powiedziała, jak nazywał się mój ojciec.
–
Teraz powiedz, gdzie nauczyłeś się walczyć, Zevranie. I nie radzę ci kłamać, bo
może się to dla ciebie źle skończyć – ostrzegł go Hexx.
Chłopak
zadrżał, zastanawiając się, czy znów nie złamał prawa. Jednakże nikt nie
powiedział mu, że obserwowanie treningów było niedozwolone. Przełknął głośno
ślinę, cicho i nieśmiało wyznał:
–
Obserwowałem z ukrycia, jak ćwiczą przyszli wojownicy. Potem sam próbowałem z
kawałkiem drewna.
Ku
zdziwieniu Zevrana, generał roześmiał się głośno. Jednakże nie był to szyderczy
śmiech a wesoły. Wpatrywał się uważnie w mężczyznę, czekając, aż coś powie.
–
Jesteś zdolny, chłopcze. Mam nadzieję, że nie pomyliłem się co do twojej oceny.
Jak zapewne wiesz, teraz ja pomagam księciu Peytonowi w sprawowaniu rządów na
Landare. Generał Tazar dzisiaj odleciał na Yaskas. Domagał się twojej
natychmiastowej egzekucji, ale go powstrzymałem. Taki talent nie może się
zmarnować. Od jutra rozpoczniesz trening na wojownika.
–
Co?! – wyrwało się Zevranowi. Nie potrafił uwierzyć w to, co usłyszał. Przecież
nie był czystej krwi Landarczykiem, o ile w ogóle w jego żyłach płynęła krew
tej rasy. Na dodatek nic nie zrobił, by zasłużyć sobie na dołączenie do tak
elitarnej kasty.
–
Osobiście przejmę nad tobą opiekę. Zamieszkasz w pałacu razem ze strażnikami,
możliwe, że znajdzie się też dla ciebie jakaś praca. Jednakże musisz mi
przysiąc, że nigdy więcej nie powrócisz do kradzieży i nie złamiesz prawa.
Inaczej cała nasza umowa zostanie rozwiązana i nie ominie cię kara za wszystkie
twoje przestępstwa. Czy mnie dobrze zrozumiałeś?
–
Tak i przysięgam, że już nigdy nic nie ukradnę. Będę zachowywać się, jak należy
– powiedział, spoglądając prosto w oczy generała.
Hexx
uśmiechnął się i wyprowadził chłopca z więzienia, ku lepszemu życiu.
~ * ~
Zevran
powoli spacerował po placu, szukając swojego ulubionego straganu. Towarzyszył
mu jak zwykle Arslan, jego najlepszy przyjaciel. Dwudziestoletni, o dwa lata
starszy, pochodzący ze starej landarskiej rodziny. Już we wczesnym dzieciństwie
wykryto u niego talent wojownika, ale pomimo iż trening rozpoczął trzy lata
wcześniej niż Zevran, mistrzowie nie pozwolili mu jeszcze przejść przez
Ceremonię. Coraz częściej przyprawiało to o frustrację młodego mężczyznę. Żaden
z nich nie chciał ukończyć szkolenia w wieku dwudziestu sześciu lat, będącego
górną granicą.
–
Mam dość tego, że nie chcą dopuścić nas do misji – żalił się po raz kolejny Arslan.
– Ceremonia odbyła się dwa dni temu i byłem pewien, że w końcu przez nią przejdę.
Segwen ma szczęście, że od roku może latać po kosmosie, pewnie z chęcią
zabrałaby cię ze sobą – dodał zawadiacko, szturchając przyjaciela w bok. –
Pobierzecie się?
–
Nie myślałem jeszcze o tym – powiedział szczerze Zevran. – Najpierw chciałem
oficjalnie zakończyć trening, a potem się zobaczy.
–
Drugiej takiej niezłej sztuki nie znajdziesz. Sam bym jej zaproponował
małżeństwo, gdyby nie leciała na ciebie. Może porozmawiasz z Hexxem o
wcześniejszym zakończeniu naszego treningu? – zmienił temat Arslan, spoglądając
z nadzieją na przyjaciela. – Jak generał powie tym pokracznym mistrzom, że się
nadajemy, to przejdziemy przez najbliższą Ceremonię i polecimy zobaczyć świat.
Zevran
roześmiał się serdecznie na samą myśl o tym, że idzie do Hexxa i prosi go o
zakończenie treningu. Generał miał na głowie ważniejsze rzeczy niż pouczanie
mistrzów. Zresztą, doskonale wiedział, że w odpowiedzi dowiedziałby się, że to
wykwalifikowani wojownicy i znają się na tym lepiej od niego. Nie mógł
uwierzyć, że przyjaciel wpadł na taki pomysł. Chyba rzeczywiście musiał być
zdeterminowany.
Młody
mężczyzna z daleka zobaczył cel swojej eskapady i przyspieszył kroku,
zostawiając Arslana lekko z tyłu. Od tak dawna nie widział piekarza i miał
zamiar złożyć mu wizytę, szczególnie że dzisiejszy trening z jakiś powodów
został odwołany. Czas wolny w jego przypadku należał do rzadkości. Większość
dnia poświęcał na treningi, zarówno te oficjalne jak i indywidualne, czasem
musiał także pomagać strażnikom czy generałowi Hexxowi z racji, że mieszkał w
pałacu i otrzymywał wszystko, czego potrzebował. Gdy znalazł kilka godzin
wolnych, zazwyczaj dopiero wieczorem, wolał poświęcić je na spotkania z
przyjaciółmi.
Piekarz
oczywiście go rozumiał, sam nawet powtarzał, że Zevran nie musi zaprzątać sobie
nim głowy. Ale młody mężczyzna chciał zaprzątać sobie tym głowę. Lubił
przychodzić do jego kramu i opowiadać o tym, co działo się w jego życiu.
Piekarz był jedyną osobą, która znała go od dziecka i cieszyła się z postępów,
jakie poczynił i drogi, jaką obrał. Kiedyś dowiedział także starą panią Arabell,
ale kobieta zmarła siedem lat temu.
Uśmiechnął
się w duchu na myśl o żarcie, który zawsze płatał piekarzowi na powitanie.
Automatycznie rozruszał nadgarstek, chociaż nie było to konieczne, nigdy nie
wyszedł ze złodziejskiej wprawy. Dziesięć lat temu obiecał generałowi Hexxowi,
że już nigdy nic nie ukradnie i dotrzymał słowa. Jednakże nie zabronił mu
pokazywania sztuczek zainteresowanym strażnikom czy płatania żartów piekarzowi.
Zevran
ukradkiem podszedł do kramu i już wyciągał rękę po jedną ze słodkich bułek, gdy
zorientował się, że za ladą stoi ktoś zupełnie innym. Była to młoda, wysoka
dziewczyna, ubrana w prostą, zieloną suknię. Długie, ciemne włosy zaplotła w
warkocz, który sięgał aż do połowy pośladków. Na jej okrągłej twarzy widoczne
były zdrowe rumieńce. Gdy uśmiechała się do klientki, podając jej chleb, na
policzkach nieznajomej powstawały dwa śliczne dołeczki, a w jej brązowych
oczach błyszczały radosne iskierki.
Młody
mężczyzna stanął jak wryty, nie wiedząc, co zrobić. Uroda dziewczyny poraziła
go, już chciał się do niej odezwać, poznać jej imię, dowiedzieć się o niej jak
najwięcej, ale gdy otworzył usta, nic się z nich nie wydostało. Nieznajoma
onieśmielała go samym swoim widokiem. W tamtym momencie całkowicie zapomniał o
tym, że to piekarz powinien stać na straganie.
–
Mogę w czymś panu pomóc? – zwróciła się w stronę Zevrana, gdy poprzednia
klientka odeszła od kramu. – Wygląda pan, jakby chciał ukraść tę bułkę –
dodała, groźnie marszcząc brwi.
–
Co? – zapytał głupio mężczyzna, nie spuszczając oczu z dziewczyny. – Ach, tak,
masz – oprzytomniał, rzucając w jej stronę monetę, którą złapała z gracją. – Co
tutaj robisz, w tym miejscu sprzedawał zawsze mój stary przyjaciel?
–
Witam piękną panią, jestem Arslan – przedstawił się, podchodząc do straganu i
ujmując dłoń dziewczyny w swoją. Po chwili złożył na niej krótki pocałunek.
Zevarn
zupełnie zapomniał o przyjacielu, który przyszedł na targ razem z nim. W tamtej
chwili żałował, że tutaj był, bo z chęcią porozmawiałby z nieznajomą bez
świadków. A tak Arslan zwróci na siebie całą jej uwagę.
Dziewczyna
roześmiała się serdecznie, jakby cała ta sytuacja była dla niej wyjątkowo
zabawna. Żaden z młodych mężczyzn nie podzielał jej zdania, ale uprzejmie
czekali, aż pierwsza zabierze głos.
–
Miło mi poznać – zwróciła się do Arslana. – Jestem Selyse, córka piekarza. A ty
musisz być Zevran. Tata dużo o tobie opowiadał. Mały uliczny złodziejaszek,
który niebawem oficjalnie zostanie mianowany wojownikiem.
–
To ja – mruknął pod nosem Zevran, zastanawiając się, co takiego piekarz o nim
mówił.
–
Niestety, taty dzisiaj nie będzie, ale mogę mu przekazać, że chciałeś się z nim
zobaczyć – kontynuowała Selyse.
–
Często go zastępujesz? – zagadnął Arslan.
–
Ostatnio coraz częściej. Jestem już na tyle dorosła, że sama mogę prowadzić
stragan. Wcześniej przychodziłam tu z tatą, by się wszystkiego nauczyć.
–
To musiałem mieć wielkiego pecha, że gdy przychodziłem, to ciebie akurat nie
było – westchnął Zevran, na co Arslan wyszczerzył w jego stronę zęby. –
Należysz do kultu księżyca? – zapytał po chwili, wskakując na wisior zawieszony
na szyi Selyse.
Żył
w pałacu dziewięć lat i wiedział, jakie podejście do tych kultów mieli książę
Peyton i generał Hexx. Niektóre były niegroźne, ludzie spotykali się tylko po
to, by opowiadać sobie bajki o księżycu. Te zostawiano w spokoju. Jednakże inne
jawnie sprzeciwiały się władzy wielmożnego Vrieskasa, Landarczycy knuli, jak
obalić generała i oddać rządy w ręce króla Peytona, jak go nazywali, mimo iż
ten tytuł mu się nie należał.
Najczęściej
działali pod przykrywką, udając te niegroźne stowarzyszenia. Ciężko trudno było
je wyśledzić, ale strażnicy nigdy nie ustępowali. A gdy już ich złapano i
udowodniono winę, skazywano na śmierć. Książę Peyton nie życzył sobie zmiany
tego prawa, wierząc, że ludzie w końcu się znudzą i przestaną opowiadać
dyrdymały o księżycu.
–
Nie, nie należę do kultu – odpowiedziała Selyse, gładząc kciukiem powierzchnię
wisiora. – Dostałam go od taty na urodziny. Pewnie uznał, że mi się spodoba, skoro
lubię opowiadać o księżycu.
–
Opowiesz mi coś? – nalegał Zevran, chcąc przedłużyć tę rozmowę, by nie musieć
żegnać się z dziewczyną.
–
Przecież nie teraz – zaśmiała się perliście. – Jestem w pracy, a wy dwaj mi
przeszkadzacie – dodała, udając surowy ton.
–
W takim razie może jutro wieczorem. Opowiesz mi wtedy długą historię o sobie… o
księżycu, oczywiście.
–
Zgoda.
Zevran
uśmiechnął się do Selyse serdecznie, nie mogąc doczekać się jutrzejszego
spotkania.
~ * ~
–
Chciałeś mnie widzieć, generale Hexx – rzekł Zevran, wchodząc do gabinetu, w
którym rezydował Hexx. – Byłem w mieście i dopiero teraz doszła do mnie
wiadomość – dodał na swoje usprawiedliwienie
–
Siadaj – usłyszał w odpowiedzi.
Młody
mężczyzna pospiesznie zajął wskazane miejsce naprzeciw biurka. Wpatrywał się w
generała uważnie, zastanawiając się, czy coś przeskrobał. Czasem zdarzały mu
się drobne potknięcia i potem musiał wysłuchiwać kilkugodzinnych pouczeń.
Jednakże tym razem nie potrafił przypomnieć sobie nic, co zasługiwałoby na specjalne
wezwanie do gabinetu Hexxa. Ostatnio zachowywał się wzorowo z nadzieją, że jego
trening dobiegnie końca i przejdzie przez Ceremonię. Jednak tym razem się nie
udało.
–
Nie patrz tak na mnie, Zevranie, tym razem nic nie przeskrobałeś – powiedział,
uśmiechając się do niego serdecznie. – Od naszego pierwszego spotkania
zainteresowały mnie twoje korzenie, mimo że ciebie ta sprawa specjalnie nie
obchodziła. Dziesięć lat zajęło mi zdobycie wszystkich danych.
–
I? – zapytał zaintrygowany Zevran.
Nigdy
nawet przez myśl mu nie przeszło, że Hexx przez te wszystkie lata mógł szukać
dodatkowych informacji na temat jego pochodzenia. Sam uznał, że ta wiedza
została utracona wraz ze śmiercią matki.
–
Podczas naszej pierwszej rozmowy powiedziałeś mi, że jesteś obcym, że wszyscy
cię za takiego uważają, nikt nie widział w tobie Landarczyka. Jednakże miałem
co do tego spore wątpliwości, gdyż jedynie Landarczycy są rasą posiadającą ki i
potrafiącą zmienić stal w energię. Dokonałeś tego wtedy na placu, dlatego mnie
to zainteresowało. Teraz już wiem, że jesteś półkrwi, twoja matka pochodziła z
Landare.
–
Ale nadal nie wyglądam jak oni – stwierdził Zevran. – Nie mam tak jasnych
włosów jak w dzieciństwie, ale nadal nie są dostatecznie ciemne. I jeszcze
jasnoniebieskie oczy.
–
I już nigdy się do nich nie upodobnisz, jednakże wygląd nie ma tu najmniejszego
znaczenia. Zaintrygowało mnie coś innego – kontynuował Hexx. – Do tej pory
żaden półkrwi Landarczyk nie osiągnął tak wysokiego poziomu. Ci, których
zakwalifikowano do kasty wojowników, kończyli w niskiej klasie. Jedynie kilku z
nich potrafiło wytworzyć ki i przelać ją w miecz. Dlatego tak bardzo mnie
zaintrygowałeś i zacząłem poszukiwania rasy, do której należeć mógł twój
ojciec.
–
Znalazłeś coś, generale? – zapytał zaciekawiony Zevran.
Oczy
błyszczały z podniecenia na samą myśl o tym, że był tak wyjątkowy. Na dodatek w
końcu mógł się dowiedzieć, krew jakiej rasy płynęła w jego żyłach. Może wiązały
się z tym jakieś dodatkowe umiejętności i możliwości.
–
Niewiele – wyznał Hexx. – Przejrzałem spisy ludności, która od lat imigrowała
na Landare, wysłałem próbkę twojego DNA do przeanalizowania i poprosiłem o
dodatkowe informacje z Yaskas. Twój ojciec należał do rasy Nevonów. To mała
planeta znajdująca się daleko od Landare, nie wyróżnia się niczym szczególnym.
Ludność od zawsze żyła w pokoju, nie prowadząc żadnych wojen, ze spokojem, bez
zbędnych buntów i niepotrzebnego rozlewu krwi oddali Nevon pod panowanie
wielmożnego Vrieskasa. Wyglądasz na zawiedzionego, Zevranie.
–
Po prostu przez chwilę myślałem, że będzie to jakaś niezwykła rasa – rzekł,
wzruszając ramionami. – Równie wielcy wojownicy, obdarzeni jakimś wspaniałymi
zdolnościami, które będę mógł w sobie odkryć, by stać się jeszcze lepszym. I w
końcu zakończę szkolenie.
–
W strefie panowania wielmożnego Vrieskasa nigdy nie było większych wojowników
od Landarczyków, Zevranie – wyjaśnił ze spokojem Hexx. – Ciesz się, że jesteś
jednym z nich i bądź z tego dumny. A coś mi mówi, że twoje szkolenie niebawem
dobiegnie końca i przystąpisz do następnej Ceremonii. Będziesz największym
wojownikiem twojego pokolenia. Zresztą, już prześcignąłeś poziomem księcia
Peytona. Ale nie mów nikomu, że ci to powiedziałem.
Zevran
uśmiechnął się szeroko, słysząc taki komplement z ust generała. Wiedział, że
nie warto martwić się swoim pochodzeniem. Liczyło się to, co był w stanie
osiągnąć.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńDusia w końcu powraca:) I sensowny komentarz trzech zaległych rozdziałów pojawi się do niedzieli ^^
Jestem:)
UsuńW końcu przybywam i zaczynam nadrabiać zaległości (a jak tu nie zacząć od mojego ulubionego bloga^^).
Oczywiście, przepraszam za tę zwłokę, lecz musiałam na trochę odejść od blogosfery, aby poukładać kilka prywatnych spraw. No a w dodatku jeszcze wieczorami oglądałam z odcinka na odcinek serial Glee, bo tak mnie wciągnął^^
Ale do rzeczy. Od początku.
Szczerze mówić, myślałam, że będą poważne konsekwencje porwania ich statku. Że będą musieli walczyć z wrogiem. Ale na szczęście obcy poznali Kaelasa i odbyło się bez żadnej walki. Fajnie, że Landarczyk poznał dawnych znajomych jego ojca, to pozwoliło mu na dowiedzenie się czegoś o ojcu. Wkurzyła mnie Kendappa, mówić, że będą musieli już iść. Zachowała się nie w porządku. Wiem, że się spieszyli, ale przecież tu chodziło o ojca Kaelasa, a nie o nic niewarte pierdoły, że tak powiem. Powinna go wspierać, zważywszy na to, że jest jego żoną. A zaczynałam ją lubić...
Opowieść o Zavranie zaczęła się bardzo interesująco. Nie spodziewałam się, że mężczyzna miał aż tak trudne dzieciństwo. Sam musiał walczyć o przetrwanie - smutne to bardzo. Zavran musiał mieć sporo szczęścia, że zmienił się generał na Landar. Gdyby nie Hexx, chłopak zostałby stracony za tak liczną kradzież. Talent skrystalizowania ki w mieczy w takim wieku musiał być nie lada wyczyn. Przez to mógł zamieszkać w pałacu i szkolić się na wojownika.
Spotkanie Zavrana i Selyse bardzo mi się podobał. To niezręczne milczenie, które przeobraziło się w ciekawą pogawędkę ^^
I fajnie, że Zavran nie wziął sobie do serca skąd pochodził jego ojciec, że skupiał się na tym, że sam może się rozwijać i osiągnąć zamierzony cel.
Rozdziały oczywiście bez dwóch zdań mi się podobały i cieszę się, że postanowiłaś nam przedstawić sylwetę Zevrana:)
Pozdrawiam serdecznie :)
Przeczytałam ^^. Bardzo ciekawie wyszła ta historia Zevrana i dowiedzieliśmy się wreszcie, jak w ogóle poznał Selyse. No, ale po kolei.
OdpowiedzUsuńTo było bardzo w porządku ze strony Hexxa, że dał chłopakowi szansę. Przecież wcale nie musiał tego robić ani już zaraz na początku nowej posady przejmować się losem jakiegoś dzieciaka, który coś przeskrobał. Zastanawia mnie jednak, czemu to zrobił. Czyżby zaintrygowało go to, że taki dzieciak umiał skrystalizować ki?
Dowiedzieliśmy się także, dlaczego zawsze były wzmianki, że Falonar i Zevran byli mieszanej krwi. Jednak on faktycznie musiał być dobry, skoro nawet mimo tego zdołał osiągnąć taki poziom. W sumie teraz wychodzi na to, że nawet dobrze się złożyło, że go wtedy złapano, bo mógł rozpocząć inne życie i podjąć szkolenie. Nie musiał już kraść ani błąkać się po dziwnych miejscach, no i poznał też Arslana. To już wiadomo, skąd się znali.
Zastanawiam się jednak, jak to się stało, że kiedyś stworzy z Selyse związek. To, że mu się spodobała już przy pierwszym spotkaniu, jest całkiem jasne ^^.
Ogólnie bardzo przyjemnie się czytało. Bardzo lubię te retrospekcje w twoim wykonaniu. Zawsze pozwalają lepiej poznać bohaterów, no i dobrze ci idzie pisanie wstawek z przeszłości.
Czekam na kolejny rozdział ^^.
Cóż, nie żartowałam,jak pisałam, żemogłabym czutać o Zevranie :) i nadal to podtrzymuję. nieźle mu się upiekło,chyba tylko dlatego, że Heexa jest całkiem w porządku i sama chyba mimo poprawiania tytułuVrieskasa nie ma takiej manii na punkcie teog władcy xD Myślę, że trochę niesprawiedliwie potraktowali prawdododobne pochodzenie ojca Zevrana, ponieważ fakt, że tamta planeta nie słynie z walecznych wojowników, nie oznacza, że jeden z nich się taki nie trafił xD ja osobiście byłabym ciekawa iszuakałabym dalej,mając taką informację i trochę mnie dziwi, że Z przeszedł z tym na porządek dzienny, ciesząc się tylko z komplementu... cóz, z pewnością jest dobrym wojownikiem, właściwie - wspaniałym - lecz mimo wszystko... Rozdziął mi się podobał, tylko w rozmowie z piękną Selyse wydawało mi się, że zbyt na siłe i trochę obcesowo wcisnęłaś tę propozycję spotkania. Ogólnie jednak postac Zavrana jest ciekawa i nietuzinkowa i podoba mi się jego podejście do życia - to , że faktycznie już nie kradł, ale też nie uważa się za Bóg wie co (no może prócz tego ostatniego przemyślenia) tylko dlatego,że tak mu sie poszczęściło :) i że utrzymywał kontakt zer swoim poprzednim światem, w którym naprawdę dobrze sobie radził
OdpowiedzUsuńniedoceniony.blogspot.com
Trochę mnie tu nie było - znaczy nie komentowałam, ale wszystko czytałam, żeby nie było :)
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o to czemu nie pisałam nic na temat sagi z Ladvisiem, to tam akurat zrobiłam to z premedytacją. Mimo wszystko nie przepadam za tego typu związkami i nie bardzo kupuję to przejście Ladwisia z Evolet na Falonara - ale niech ci tam będzie, twoje opowiadanie, twoja sprawa.
Natomiast, jeżeli chodzi o Zevrana, czy może nawet wcześniej o spotkanie jego dawnych przyjaciół, to mnie bardziej niepokoi, to, że chcieli naszą kochaną spółkę zatrzymać, niż cokolwiek innego. No bo mimo wszystko jakieś to podejrzane, że tak koniecznie chcą mu opowiedzieć o ojcu. Chociaż ja tam w sumie nie mam nic przeciwko opowieści o Zevranie, bo facet zawsze był intrygującą postacią.
Jeżeli zaś idzie o obecną sagę dodatkową, jak sama ją określiłaś, to bardzo mi się podoba. Ukazanie Zevrana jako kogoś, kto zawsze musiał walczyć o przetrwanie, kto niekoniecznie przestrzegał prawa, kto nie miał rodziny, matki, ojca, nikogo - jest bardzo ciekawe, no i to w jaki sposób został zauważony (miał ogromne szczęście, że zdarzyło sie to w sumie już za nowego zwierzchnika).
Poza tym bardzo fajny jest moment, gdy Zevran wspomina o swoich wyobrażeniach na temat ojca, a później okazuje się, że nie pochodzi on z jakiejś niewiadomo jakiej rasy i w sumie całkiem pokojowej - to tez wyszło ci naprawdę bardzo dobrze ^^
Selyse jako córka piekarza z czymś mi sie kojarzy, ale bardzo, bardzo pozytywnie - fajnie ją ujęłaś, oraz to w jaki sposób traktują ją chłopaki.
Zastanawiam się tylko, gdzie zaprowadzi nas ta saga, bo przecież gdzieś musi. No 2K&R nie spotkali w końcu tej druzyny ot tak ;P
Pozdrawiam ;)
Hexx jednak dał chłopakowi szansę, mimo iż wcale nie musiał tego robić, a mimo to... I to właśnie mi się spodobało: że nie musiał, a pomógł chłopakowi w opałach.
OdpowiedzUsuńRozjaśniłaś tu wiele spraw, między innymi "pomieszaną" krew Falonara i Zevrana, a także dałaś nam poznać kobietę, z którą Zevran ma się związać- jakże uroczą Selyse.
Rozdział jest, jak zawsze, fantastyczny! Opisy, klimat, narracja, tajemniczość - to wszystko w jednym rozdziale, i to na jakim poziomie! Ja jestem pod wrażeniem Twojego kunsztu pisarskiego, naprawdę. jest czego zazdrościć. :)
Pozdrawiam serdecznie.
[ukryte-slady]
[light-never-comes]
Miał szczęście, że postanowiono go jednak oszczędzić. Równie dobrze mógł zginąć, ale udało mu się. Poza tym mógł trenować jako wojownik, co jak widać bardzo mu się spodobało. To pewnie po nim Falonar i Kaelas odziedziczyli takie zdolności. :) A w dodatku jego życie zmieniło się na lepsze. Nie musiał już kraść, żeby przeżyć. Podobał mi się ten rozdział, taka odskocznia od Kaelasa i Ladvariana. :D I można się było dowiedzieć czegoś więcej o ojcu Kaelasa.
OdpowiedzUsuń