piątek, 21 marca 2014

Rozdział 91: Fałszywy księżyc


[…] niech nie ślubuje przebrnąć przez ciemność nocy, kto nie widział jeszcze zmroku.
John Ronald Reuel Tolkien – Władca Pierścieni, Drużyna Pierścienia
Zevran pierwszy raz szedł do domu piekarza. Wcześniej rozmawiał z mężczyzną jedynie na targu, gdy odwiedzał go w wolnych chwilach. Jednakże wiele zmieniło się odkąd pół roku temu poznał Selyse. Spotykali się regularnie i zbliżyli do siebie. Młody mężczyzna nie wyobrażał sobie życia bez niej u swojego boku. Z chęcią już teraz poprosiłby ją o rękę, jednak to musiało jeszcze trochę poczekać. Niebawem miała odbyć się jego Ceremonia. Mistrzowie w końcu zdecydowali, że może przyjąć tytuł wojownika i wyruszyć na swoją pierwszą misję dla wielmożnego Vrieskasa. Obiecał sobie, że najpierw wykona obowiązek względem ojczyzny, a potem złoży propozycję kobiecie.
Arslan także doradzał, by przyjaciel jeszcze trochę poczekał i przygotował Segwen na te wieści, gdyż kobieta nie miała pojęcia o istnieniu Selyse i zapewne dalej liczyła na to, że Zevran z nią miał zamiar się związać. Wojownik z chęcią odłożyłby tę rozmowę na jak najdalszy termin, jednak wiedział, iż kiedyś i tak do niej dojdzie. Segwen tak łatwo nie odpuści i lepiej załatwić to z nią przy najbliższej okazji, czyli podczas zbliżającej się wielkimi krokami Ceremonii.
Zevran wiedział, że piekarzowi dobrze się powodzi, dlatego nie zdziwił się, że mieszkał w ładnym, jednopiętrowym domu otoczonym ogródkiem, w którym uprawiano kwiaty i warzywa. Budynek postawiono w Nowej Dzielnicy, jednakże wybudowano go z kamienia. Mężczyzna poczuł ukłucie smutku w sercu, gdy pomyślał, że wszystkie budynki w Starej Dzielnicy i ruiny znajdujące się na jej obrzeżach musiały kiedyś tak pięknie wyglądać.
Szybko doprowadził się do porządku i zapukał do drzwi. Otworzyła mu Selyse, uśmiechając się serdecznie. Zevran pochwycił ją w ramiona i uściskał mocno. Zanim zaprowadziła go do środka, skradł jeszcze kobiecie buziaka. W salonie powitał go piekarz. Ku zaskoczeniu wojownika, nie miał na sobie towarzyszącego mu zawsze na targu białego fartucha. Po chwili do mężczyzn dołączyła Selyse, niosąc tacę z trzema parującymi kubkami aromatycznej kawy i talerzem jabłecznika.
– Ten mały, natrętny złodziejaszek niebawem zostanie mianowany wojownikiem na oczach ludności Landare – odezwał się z zachwytem piekarz. – Nie przypuszczałem, że czeka cię tak wspaniała przyszłość, chłopcze. Pewnie już nikt nie będzie pamiętać, że to ty byłeś tym dzieciakiem, który zrobił tyle zamieszania podczas powitania generała Hexxa, kradnąc pieniądze chyba połowie zgromadzonych tam ludzi. Cóż to były za czasy – dodał, śmiejąc się serdecznie i klepiąc Zevrana po ramieniu. – Pewnie jesteś jednym z lepszych, co spryciarzu, szkoda tylko że oficjalnie należysz do średniej klasy.
– Nie jestem w średniej klasie – zaprzeczył szybko wojownik.
Piekarz spojrzał na niego z niedowierzaniem. Po chwili jego oblicze nachmurzyło się i zaklął szpetnie pod nosem.
– Pewnie specjalnie ci to zrobili. Ci wszyscy mistrzowie to tępaki, od zawsze to powtarzam, pamiętają ten jeden głupi incydent z przeszłości i za nic w świecie nie dadzą ci szansy na pokazanie się z lepszej strony. Niech ich wszystkich piekło pochłonie! – zakończył ze złością.
Zevran roześmiał się serdecznie, ciesząc się, że ma tak ogromne wsparcie w piekarzu, chociaż specjalnie nigdy na nie nie zasłużył. Widząc pełną zaskoczenia twarz mężczyzny, roześmiał się jeszcze głośniej i przez dłuższą chwilę nie potrafił przestać.
– Gdyby tylko spróbowali zakwalifikować mnie do klasy niskiej, to generał Hexx poustawiałby ich wszystkich do pionu. Nie miałem o tym nikomu mówić do Ceremonii, ale ciebie wolę nie denerwować, bo jeszcze osobiście udasz się do księcia Peytona i powiesz mu, co o tym wszystkim myślisz. Zostałem zakwalifikowany do wysokiej klasy.
Piekarz wpatrywał się w Zevrana szeroko otwartymi oczami. Przez chwilę nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
– Jej, oczywiście, powiedziałeś – rzekł w końcu, wskazując podbródkiem córkę. – I ani słowem się nie odezwałaś, Selyse.
– Miałeś mieć niespodziankę – powiedziała dziewczyna. – Nie sądziłam, że zaczniesz rozmawiać na ten temat.
– Ty spryciarzu – zwrócił się ponownie do Zevrana. – Nie sądziłem, że dożyję dnia, gdy pojawi się jakiś elitarny wojownik. Nie mieliśmy takiego od tak dawna. Poczekaj chwilę.
Piekarz wyszedł z salonu, a gdy wrócił niósł w rękach pochwę z mieczem. Młody mężczyzna wpatrywał się w broń, marszcząc brwi. Podał go Zevranowi z nieskrywaną dumą.
Zainteresowany wojownik wyjął oręż z pochwy i przyjrzał mu się uważnie. Czas i częste użytkowanie broni zniszczyły rękojeść, jednakże klinga zachowała się w naprawdę dobrym stanie, była gładka i lekko połyskiwała w blasku lampy. Zevran widział wiele landarskich mieczy, ale żaden z nich nie prezentował się tak dobrze.
– Jest dla ciebie – rzekł piekarz z dumą.
– Nie mogę go wziąć.
– Możesz i weźmiesz. W tym domu jedynie zbierał kurz, a teraz zostanie wykorzystany do tego, do czego został stworzony. Na Ceremonii daliby ci jakiś złom niegodny elitarnego wojownika.
– Dziękuję – powiedział z wdzięcznością Zevran. – Mogę wiedzieć skąd go masz?
– Przekazywano go w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie – wyjaśnił piekarz. – Mój ojciec należał do kasty wojowników. Byłem jedynakiem, ale nie było we mnie talentu, dlatego przechowałem miecz dla potomków. Władał nim mój najstarszy syn, ale zginął na jednej z misji dwadzieścia lat temu. Żadne z moich pozostałych dzieci nie są wojownikami, dlatego chcę dać go tobie. Walcz nim z dumą i pokaż ludności kosmosu, że mimo iż zostaliśmy zniewoleni, nadal budzimy strach i należy się z nami liczyć.
– Tato – szepnęła ostrzegawczo Selyse. – To nie jest odpowiedni czas na takie rozmowy.
Zevran musiał przyznać jej rację, szczególnie że ostatnie słowa piekarza bardzo go zaskoczyły i nieco wyprowadziły z równowagi. Nigdy nie przypuszczał, że usłyszy coś takiego z jego ust, generał Tazar potraktowałby to jako zdradę. Czyżby ojciec Selyse liczył na to, że kiedyś ktoś pokona wielmożnego Vrieskasa i przywróci wolność wszystkim planetom, nad którymi Yaskaskanin sprawował rządy? Młodemu mężczyźnie wydawało się to absurdalne, dlatego nie chciał kontynuować tego tematu.
Za kilkanaście dni publicznie przysięgnie, że będzie walczyć dla wielmożnego Vrieskasa. Będzie wyruszać na misję i podbijać w imieniu władcy kolejne planety. Jedyne co wiedział, to że chce to robić. Po co im niezależność? Mieli księcia, a pod opieką generała Hexxa wszystkim żyło się lepiej. W tej kwestii nie miał zamiaru nic zmieniać.
~ * ~
– Potem zaczęły się najlepsze lata w naszym życiu – rzekł Arslan, z przyjemnością wspominając przeszłe dzieje. – Zevran bardzo szybko zdobył uznanie tych z samej góry. Piekarz miał rację, pokazał wszystkim, że Landarczycy nadal pozostali potężnymi wojownikami. Dostawał misje przeznaczone dla najambitniejszych i zawsze wychodził z nich cało. Z biegiem lat stawał się coraz silniejszy i silniejszy. We wszechświecie nie istniał nikt, z kim by sobie nie poradził. Bardzo często byliśmy w jednej drużynie. Czasem dołączano do nas Kohzę lub Segwen. Jednakże  wszyscy razem udaliśmy się na misję tylko dwa razy i to z wieloma dodatkowymi ludźmi V-Vrieskasa, gdyż były to zaawansowane kampanie podboju. Wydawałoby się, że nic nie powstrzyma dobrej passy Zevrana i zostanie głównym generałem Yaskas, ale niestety los chciał dla niego inaczej.
Rok po Ceremonii ożenił się z Selyse. Wszyscy sądziliśmy, że zabierze ją do pałacu, w końcu to tam był jego dom, jednakże ona się nie zgodziła. Ku zaskoczeniu wszystkich osiedlili się w Starej Dzielnicy. Co prawda był to jeden z lepszych budynków, ale nadal sporo odbiegał wygodami od domów w Nowej Dzielnicy. Nie wiem, dlaczego podjęli taką decyzję, Zevran nigdy się tym ze mną nie podzielił, mimo że wiele razy pytałem go o to.
Lata mijały, nikt nie spodziewał się, że tak niewiele dzieli ich od tragedii, że wszystko miało się niebawem skończyć.
~ * ~
– Tata!
Pięcioletni, jasnowłosy chłopiec najszybciej jak potrafił pobiegł w stronę zbliżającego się do domu Zevrana. Mężczyzna, widząc syna, chwycił go w ramiona i uściskał serdecznie. Nie widzieli się prawie siedem miesięcy. Gdy ostatnio został poproszony o dowództwo nad dodatkowym statkiem, by pomóc staremu generałowi Ang Panuigonowi w podboju Uvodd nie sądził, że zabierze mu to aż tyle czasu. Stęsknił się za rodziną i obiecał sobie, że pobędzie dłużej w domu. Dowództwo z Yaskas obiecało mu odpoczynek i tym razem miał zamiar tego dopilnować.
– Rośniesz jak na drożdżach – rzekł wesoło, całując Falonara w policzek. – Niebawem będziesz na tyle duży, by rozpocząć trening.
– I będę tak silny jak ty! – zawołał wesoło chłopczyk.
– A jakby inaczej.
Razem ruszyli w stronę domu. Nie mógł się już doczekać spotkania z żoną. Selyse na pewno ucieszy się, gdy oznajmi, że najbliższe miesiące spędzi w domu z rodziną. Od razu udał się do kuchni, będąc pewnym, że właśnie tam ją zastanie, przygotowującą smaczny obiad. Jednakże tam jej nie było.
– Mama leży w łóżku od kilku dni – powiedział Falonar. – Ciocia Felina się nią opiekuje. Twierdzi, że mama musi teraz dużo odpoczywać i się nie przemęczać.
Zevran miał wrażenie, że grunt osuwa mu się spod stóp. Przez myśli mężczyzny  przemknęły najróżniejsze scenariusze tego, co mogło się wydarzyć podczas jego nieobecności na Landare. A każdy następny był gorszy od poprzedniego. Po chwili otrząsnął się i jak najszybciej udał się do sypialni. Zobaczył żonę siedzącą na łóżku i czytającą jakąś książkę. Selyse podniosła głowę i spojrzała na męża. Na jej twarzy pojawił się serdeczny uśmiech.
– Mówiłam Felinie, że zdążysz na czas, ale nie chciała mnie słuchać – powiedziała, odkładając książkę na bok.
Zevran podszedł do Selyse i uklęknął obok łóżka. Ucałował ją w oba policzki, bojąc się zapytać, co oznaczało, że zdążył na czas. I wtedy ujrzał jej brzuch i zrozumiał, że żona spodziewała się ich kolejnego dziecka. Odetchnął z ulgą, ciesząc się, że wszystkie jego tragiczne teorie nie miały nic wspólnego z rzeczywistością.
– Nie sądziłem, że nie będzie mnie tak długo – wyjaśnił, chwytając ją za rękę. – Ale masz moje słowo, że teraz zostanę w domu dłużej, ustaliłem już to z dowództwem.
– Chyba że znów sytuacja będzie na tyle pilna i uznają, że bez ciebie nie będą w stanie sobie poradzić, bo Vrieskas…
– Wielmożny Vrieskas -  poprawił Selyse automatycznie, jednak ona jak zawsze nic sobie z tego nie zrobiła i spokojnie kontynuowała przerwane zdanie.
– …jest za daleko, a Paragas, jak twierdziłeś, nigdy nie rusza się z Yaskas. Nie jesteś nawet generałem.
– Ale mogę zostać – rzekł uradowany Zevran. – Stary Ang Panuigon nie żyje, nie zdążyliśmy na czas i na Uvodd zastaliśmy jedynie garstkę ocalałych ludzi, jemu się nie udało. Powstał wakat, który dowództwo będzie starało się jak najszybciej zapełnić. Generał Hexx powiedział mi dzisiaj, że jestem jednym z nominowanych. Mamy szansę wydostać się z Landare, nasi synowie mogą trenować na Yaskas, wśród najlepszych mistrzów.
– Synowie? – powiedziała ze śmiechem Selyse, jednakże po chwili spoważniała. – Mamy czas na tę rozmowę, szczególnie że jeszcze nikogo nie wybrali.
– Chcesz mieszkać tutaj do końca życia, prawda? – zapytał rozczarowany Zevran.
– Dobrze wiesz, że pragnę, byś się rozwijał i spełniał swoje marzenia. Rzeczywiście wolałabym zostać na Landare do końca życia, jednakże jeśli zostaniesz mianowany generałem, to nie tupnę nóżką i nie powiem, że zostajemy tutaj i koniec. Wiesz przecież, że nie jestem taka. Uważam jedynie, że ta rozmowa może poczekać, jestem zmęczona i chciałabym się na trochę zdrzemnąć. Felina mówi, że poród jest już bliski.
– Odpoczywaj, zajmę się Falonarem – powiedział, całując żonę w czoło.
– Odwiedź mojego ojca, ucieszy się, bo od dawna o ciebie pytał. Uwielbia opowieści o bohaterskich czynach swojego zięcia, a teraz może usłyszeć je z pierwszej ręki.
Zevran w odpowiedzi kiwnął głową i wyszedł z pokoju, zostawiając żonę samą.
~ * ~
Zevarn wyszedł z domu, by chwilę odetchnąć świeżym, nocnym powietrzem. Selyse rodziła już od kilku godzin, a kobiety pomagające jej przy porodzie jasno zakomunikowały, że ma nie przeszkadzać i trzymać się z daleka. Wiedział, że żona bardzo się cieszyła, że udało mu się przylecieć dzisiaj, ale osobiście wolałby spóźnić się o ten jeden dzień i nie przeżywać po raz drugi tego całego zamieszania.
Wojownik usiadł na schodkach prowadzących do domu i zapalił papierosa. Selyse nie znosiła, gdy palił, twierdząc, że przeszkadza jej zapach tytoniu. Jednakże Zevran potrzebował czegoś, by chociaż trochę zniwelować stres. Zaciągnął się mocno, by po dłuższej chwili wypuścić dym z ust.
Miał wrażenie, że siedział na dworze jedynie kilka minut, gdy nagle zrobiło się jaśniej. Zdziwiony podniósł głowę do góry, by zobaczyć, co takiego spowodowało to światło. Pierwszą jego myślą był zepsuty statek, awaryjnie lądujący na Landare. Jednakże prawda okazała się zupełnie inna.
Zevran jak zauroczony wstał, nie potrafiąc odwrócić wzroku od jasnej, okrągłej tarczy zawieszonej na tle czarnego nieba. Jej srebrny blask był tak piękny i hipnotyzujący. Łzy stanęły mu w oczach na ten widok. Księżyc, najprawdziwszy księżyc powrócił na landarskie niebo. Symbol starożytnych Landarczyków, symbol wolności, jak mawiała Selyse.
Nie wiedział, jak długo stał i patrzył, jednakże z czasem na ulice zaczęło wychodzić coraz więcej ludzi. Wszyscy zafascynowani spoglądali na księżyc, nie mogąc uwierzyć, że nie była to jedynie bajka opowiadana w dzieciństwie, że mogą być świadkami tego historycznego wydarzenia.
Niedługo potem na ulicach zapanowała wrzawa, mieszkańcy zaczęli świętować, ciesząc się z powrotu utraconego satelity. Przewodzili im członkowie kultów księżyca. Zevran powinien to przerwać, jako człowiek na służbie wielmożnego Vrieskasa miał taki obowiązek, jednakże coś go powstrzymało. Tym razem postanowił im darować, jeżeli zabawa przerodzi się w zamieszki, generał Hexx wyśle odpowiednich ludzi, by się tym zajęli.
Zevran skrył się w cieniu domu, obserwując. Niektórzy z członków kultu księżyca zaczęli wygłaszać przemowy o wolności, o tym, że to znak od bogów, by chwycili za miecze i obalili generała Hexxa, a potem i samego Vrieskasa. Ktoś inny zasugerował, by zacząć wprowadzać ten plan w życie już teraz.
– Księciu Peytonowi narodził się syn! – krzyknęła jakaś kobieta. – Widząc księżyc, nadali mu imię ostatniego króla Landare.
– Czyż to nie oczywiste, Landarczycy? – zawołał jeden z przedstawicieli kultu księżyca, podchwytując temat. – Pojawienie się księżyca zwiastuje, że tej nocy narodził się najpotężniejszy we wszechświecie wojownik. Legendarny wojownik, który, gdy dorośnie, pokona Vrieskasa i wyzwoli nas spod rządów tyrana. Książę Ladvarian zostanie naszym królem! Odłóżmy dziś broń i świętujmy. W przyszłości staniemy do boju u boku naszego prawdziwego władcy.
Wtedy Zevran usłyszał dobiegający z domu płacz dziecka. Nowy księżyc nie tylko pojawił się przy narodzinach księcia Landarczyków, ale także jego syna. Członkowie kultu mogli sobie twierdzić, że to mały Ladvarian był wyjątkowy, jednakże mężczyzna w głębi serca wiedział, że chodziło o jego nowo narodzonego synka.
Zrozumiał, że był to także znak dla niego. Księżyc ukazał mu cel, ścieżkę, którą od teraz będzie podążać. Musiał nauczyć to maleńkie dziecko, co znaczy być wojownikiem, pokazać mu jak walczyć i dążyć do doskonałości. A w przyszłości ofiarować swój miecz, dziedzictwo ich rodziny.
Jednakże wcześniej należało zmienić postępowanie. Zevran postanowił, że nie przyjmie tytułu generała, nawet jeżeli mu go zaproponują, nie dołączy do grona ludzi stojących najbliżej Vrieskasa, nigdy nie splami honoru w ten sposób. Na dodatek od teraz będzie się starać uprzykrzać wszystkie plany tyrana. Da czas synowi, by dorósł i się wyszkolił, a potem zajął należne mu miejsce wśród kasty wojowników.
Będzie walczyć dla wolności Landarczyków. Podąży tą samą drogą co Selyse i jej ojciec, jednakże nie będzie jedynie myśleć o wyzwoleniu, a zacznie działać. A gdy jego syn dorośnie, to będzie dumny z ojca.
Nie spojrzał już więcej w stronę świętujących narodziny małego Ladvariana ludzi. Wszedł do domu, by zobaczyć żonę i syna, prawdziwego wojownika, legendę, która stała się rzeczywistością.
~ * ~
Zevran miał już na sumieniu wielu wojowników Vrieskasa, jednak wiedział, że działa w słusznej sprawie, że pomaga synowi, by w przyszłości było mu chociaż trochę łatwiej. Jednakże wcześniejsze sytuacje w niczym nie przypominały obecnej. Poprzednio wysyłany był na misje z obcymi ludźmi, których nigdy nie widział na oczy. Misja, nad którą teraz powierzono mu dowództwo, była znacznie większa, a na dodatek został na nią wysłany ze wszystkimi przyjaciółmi – Arslanem, Segwen i Kohzą. Odkąd rozpoczął swoje działania, właśnie tego chciał uniknąć, jednakże teraz nadszedł czas, by spojrzeć prawdzie w oczy, by powiedzieć im, co tak naprawdę robi i dlaczego to nie jego wybrano na generała. Wierzył, że cała trójka przyłączy się do niego i razem zaczną niszczyć imperium tyrana od środka.
– Wyjaśnisz mi, Zevranie, dlaczego idziemy rozmawiać z tubylcami – zagadnął go Arslan, gdy z trudem przemierzali podmokłe tereny, by dostać się do jednej z ważniejszych wiosek ukrytej za nimi. – Rozkazy były jasne, mieliśmy ich wykończyć, bo stracili swoją ostatnią szansę na negocjacje.
– Wiem, co robię, przyjacielu, zaufaj mi.
– Nigdy nie miałem powodu, by w ciebie wątpić, ale ludziom się to nie podoba, Kohzie też nie. Nie po to przylecieliśmy tu tak dużą grupą, by teraz bawić się w akcje pokojowe.
– Wiem, co robię – powtórzył uparcie Zevran, nie spoglądając nawet na przyjaciela.
– Zmieniłeś się. Mam wrażenie, że od kilku lat jesteś zupełnie innym człowiekiem, czasem cię nawet nie poznaję, mówią, że fałszywy księżyc odebrał ci rozum.
– Fałszywy księżyc pokazał mi drogę – wyjaśnił mężczyzna. – Później ci wszystko wyjaśnię, przyjacielu, wam wszystkim. Ale teraz musimy iść.
– Selyse też się o ciebie martwi – spróbował w inny sposób Arslan. – Kohza rozmawiał z nią przed naszym odlotem, twierdziła…
– Jesteśmy – przerwał mu Zevran.
– Tu nie ma żadnej wioski – wtrąciła się Segwen, idąca cały czas za mężczyznami.
Zevran przyprowadził podkomendnych nie do jednej z wiosek, ale w głąb mokradeł, w miejsce, gdzie otaczały ich jedynie podmokłe tereny i wystające gdzieniegdzie pnie uschniętych drzew. Z tego miejsca nie było żadnej drogi ucieczki. Wyjął miecz z pochwy i stanął naprzeciwko wojowników.
– Co się dzieje, dowódco?! – zawołał jeden z jego ludzi.
– To już koniec. Wasz koniec! – krzyknął w odpowiedzi Zevran. – Nie pozwolę, aby jakakolwiek żywa istota walcząca dla Vrieskasa opuściła tę planetę. Przyłączcie się do mnie, przyjaciele, razem walczmy ku czci legendarnego wojownika, narodzonego w blasku fałszywego księżyca. Ku czci tego, który przywróci nam wolność. Ku chwale mojego syna!
– On oszalał – szepnęła Segwen do pozostałych Landarczyków, kątem oka uważnie obserwując Zevrana. – Nie chciałam wierzyć w te plotki, ale to jednak prawda.
– Szczególnie, że Kaelas jest słaby, nie ma talentu Falonara, nigdy nie dorówna ojcu – dodał Kohza.
– Zevranie, porozmawiajmy na spokojnie – rzekł Arslan. – Uspokój się i nie rób nic głupiego, bo potem będziesz tego żałować. Złych decyzji nigdy nie cofniesz, pomyśl o Selyse, o twoich synach.
– Cały czas o nim myślę.
Zevran skoncentrował ki i przelał ją w miecz. Ostrze zalśniło białą energią. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, natarł na ludzi, nad którymi powierzono mu dowództwo. Pierwszym ciosem powalił dwójkę. Ten jeden atak wystarczył, by wszyscy zaczęli wyciągać broń, gdyż Landarczyk szykował się do dalszej rzezi.
W tamtym momencie ktoś strzelił w plecy Zevrana. Odpowiednio wzmocniona wiązka lasera przebiła srebrny kombinezon i z łatwością wypaliła dziurę na wylot w brzuchu mężczyzny. Zaskoczony Landarczyk w ostatnich przebłyskach świadomości próbował odwrócić się, by zobaczyć, kto go zaatakował. Jednakże nie zdołał, padł martwy na twarz, nigdy nie poznając tożsamości swego zabójcy.
~ * ~
Nareszcie koniec tygodnia (przynajmniej w sensie szkolnym, bo w ten weekend nauką nie mam zamiaru się zajmować). W poprzednim miałam taki natłok rzeczy do zrobienia, że cieszę się, że to już za mną.
Postanowiłam też założyć nowego bloga, tym razem zawierającego krótkie formy. Co z tego wyjdzie, zobaczymy. Gdyby ktoś był zainteresowany, to zapraszam (KLIK).
Co do ewentualnych zaległości, to wszystko nadrobię do niedzieli włącznie.

7 komentarzy:

  1. Kto go zabił? Może gdyby Zevran nie postąpił tak lekkomyślnie i nie rozpętał tej rzezi, to Kaelas i Falonar nadal mieliby ojca. Ech... myślał, że sam da sobie radę z tymi wojownikami?Chyba przecenił swoje siły. Szkoda, że przez to tak marnie skończył. Ale mimo wszystko trzeba mu przyznać, że jest odważny. Był sam jeden przeciw im wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kolejnym rozdziale wyjaśnię, kto strzelił. Zevran tego nie widział, ale Arslan, Segwen i Kohza jednocześnie głowy nie odwrócili.
      Tak, Zevran bardzo przecenił swoje siły, bo wydawało mu się, że zawsze będzie niezwyciężony, na dodatek nie przemyślał całej sprawy i wszystkich wariantów, jakie mogły z tego wyniknąć. gdyby tego nie zrobił, to Falonar i Kaelas na pewno mieliby ojca i wiele rzeczy w ich życiu na pewno uległoby wielkim zmianom.

      Usuń
  2. Szkoda, że Zevran tak źle skończył. Dobrze mu się powodziło, przeszedł wreszcie przez ceremonię, i to załapał się do wysokiej klasy, ożenił się ze swoją ukochaną Selyse i doczekał się dzieci, miał też dobre relacje z jej ojcem, który w niego wierzył, w sumie bardzo mi się podobało to, że dał chłopakowi szansę i chyba nawet go lubił mimo że pamiętał o jego wybrykach z dzieciństwa. Wszystko zepsuł dopiero ten fałszywy księżyc - Zevran uwierzył, że to jego syn może zostać kimś, i to zupełnie zmieniło jego podejście do życia, stał się zaślepiony i nie dał sobie przemówić do rozumu nawet przyjaciołom, którzy byli bardziej rozsądni i sceptyczni wobec jego poczynań. To aż zaskakujące, jak szybko się zmienił, jak nagle jego poglądy się zmieniły. W ogóle to okropne, że tak zginął - pokonany od tyłu, w dość nieuczciwy i upokarzający sposób. Jego rodzina została sama, a Kaelas pewnie nawet nie zdążył dobrze poznać ojca, skoro był jeszcze mały.
    W sumie jestem też pełna podziwu, jak ci się udało wpasować tę historię w opowiadanie, planowałaś wcześniej, jaki ma być Zevran i jak miały wyglądać jego losy? Bo wcześniej były o nim wzmianki, a teraz dłuższe wyjaśnienie, a mimo to nic się nie rozjeżdża (bo ja np. nie mam planów ani tzw. "metryczek postaci", to bardzo często mi się coś rozjeżdża i muszę poprawiać).
    Ogólnie fajny odcinek, tym sposobem podsumowałaś całość historii Zevrana aż do końca. Teraz ciekawi mnie reakcja Kaelasa na tę opowieść. Naprawdę dobrze się czytało ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      No tak, Zevran mógł zajść naprawdę daleko i wiele osiągnąć, a tym samym zapewnić zupełnie inną przyszłość swoim dzieciom. Ale sam wszystko przekreślił, uparcie trzymając się teorii, że fałszywy księżyc był wiadomością dla niego. Później przerodziło się to w obsesję, a nawet początek szaleństwa i nawet przyjaciele czy Selyse nie byli w stanie w żaden sposób przemówić mu do rozsądku.
      Teraz nie pamiętam, ale w następnej albo nieco później będzie powiedziane, ile Kaelas dokładnie miał lat, gdy stracił ojca. Chyba mniej niż pięć, więc obecnie już go nie pamięta.
      Też się sobie dziwię, że nic mi się nie rozjeżdża, bo też nie mam jakiś wielkich planów i wiele wymyślam na bieżąco podczas pisania :) Akurat w przypadku Zevrana nie było tak źle, bo niewiele o nim było wiadomo, ale zwykle gdy cofam się do przeszłości, to staram się zebrać te wszystkie wzmianki, które gdzieś tam były i poskładać taką historię, która będzie je wszystkie obejmować. No i czasem nieźle się trzeba przy tym natrudzić, bo wcześniej wydawało się fajne coś, z czym teraz nie ma co zrobić.

      Usuń
  3. Rozdział przeczytałam już wczoraj, lecz nie zdążyłam już skomentować. Trochę nadganiam z tymi zaległościami.
    Historia Zavrana była naprawdę bardzo ciekawa. Z młodego złodziejaszka stał się prawdziwym wojownikiem i to jeszcze z wyższej klasy. A do tego miał szanse także zostać generałem. Jednakże sprawa Fałszywego Księżyca sprawiła, że Zavran zaczął inaczej spoglądać na sytuację. Wierzył, że to jego młodszy syn jest Legendarnym Wojownikiem i zwrócił się przeciwko ludziom Vrieskesa. Muszę przyznać, że jego poświęcenie życia za wiarę w syna jest godne podziwu. I widać śmierć Zevrana nie była na próżna, bowiem Kaelas stał się naprawdę bardzo dobrym wojownikiem.
    Zastanawiam się nad mieczem, który Zavran dostał od ojca Selyse. Kto go wziął po śmierci? Czyżby Arslan go wziął? A może coś już było o tym mieczu, a ja jak zwykle coś musiałam przeoczyć?

    Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, też sobie ostatnio narobiłam dużych zaległości, bo większość osób dodała rozdział akurat w tym tygodniu, w którym byłam wyjątkowo zajęta. Założę się, że w tym będzie cisza i spokój.
      Biorąc pod uwagę całą ideę i tak dalej, to rzeczywiście nie zginął na próżno, bo chciał dobrze etc. Ale z drugiej strony postąpił głupio i lekkomyślnie, bo tak naprawdę zostawił syna, gdy ten najbardziej go potrzebował i nic mu nie przekazał. Kaelas musiał radzić sobie sam.
      Miecz Zevrana obecnie ma Falonar. Natomiast jeżeli chodzi ci o to, jak przedostał się z tej planety na Landare, to wziął go Arslan, jednak to powiedzą w kolejnym rozdziale, bo tutaj już by nie pasowało.

      Usuń
  4. Robi sie coraz ciekawiej. Selyne jest wspaniała osoba. Wydaje mi sie,ze czekała,az Zlatan zrozumie,co powinien robić. Nie wiem,czy ma racje co do Kaleasa, pewnie tak, ale nie ma to wielkiego znaczenia, bo któryś z nich jest legendarnym wojownikiem, a obaj walczą, wiec sa szanse. Troche nie rozumiem, ze wszyscy landarczycy zaczęli opanować, kiedy powiedział im, jakie sa jego zamiary. Najwyraźniej jednak musieli pkozniej zmienić zdanie, skooro przekazują kaleasowi prawdę wlasnie teraz... Chyba ze jednak to jest pułapka? Mam nadzieje,ze nie. Zapraszam na zapiski-condawiramurs na nowość

    OdpowiedzUsuń