piątek, 28 marca 2014

Rozdział 92: Za ojca


Nieważny jest początek, lecz koniec, bo koniec to nowy początek.
[cytaty.info]
Próbowaliśmy jakoś to wszystko zatuszować, wyjaśnić zachowanie Zevrana, ale nam się nie udało – kontynuował Arslan. – Było tam zbyt wielu świadków, którzy nie mieli wątpliwości co do jego zdrady. Udało nam się jednak przekonać ich, by zabrać ciało do domu, zamiast porzucać je na mokradłach. Tak samo z mieczem, była to bardzo dobra broń, na dodatek tak naprawdę należała do Selyse. I mimo że Zevran tak bardzo chciał, byś to ty go po nim odziedziczył, ona postąpiła zgodnie z tradycją i ofiarowała go najstarszemu synowi. To przykre, że właśnie w taki sposób musiała zakończyć się historia tak wspaniałego człowieka.
– Jednakże miał rację co do ciebie, Kaelasie – wtrąciła Segwen z krzywym śmieszkiem. – Poszedłeś w jego ślady, mimo że obrałeś zupełnie inną drogę.
– Po śmierci Zevrana generał Hexx poprosił dowództwo o przeniesienie. Odleciał z Landare i nigdy więcej tam nie powrócił. Wszyscy mówili, że wieść o zdradzie złamała mu serce, bo to on dał szansę temu małemu chłopcu, on uczynił z niego wojownika, który, gdy dorósł, był w stanie zabijać ludzi, którzy okazali mu serce w dzieciństwie. Nikt nie zna prawdy, może jedynie książę Peyton, ale on nigdy nie wspomniał na ten temat ani jednego słowa. Pożegnał generała w pałacu, a o jego odlocie mieszkańcy dowiedzieli się dopiero później. Plotkowano, że nie był w stanie spojrzeć landarczykom w twarz, obwiniając o wszystko siebie. Trochę to przykre, bo uczynił dla planety wiele dobrego i jeszcze sporo mógłby zrobić.
– Wiecie, kto zabił mojego ojca i co się z nim stało? – zapytał po chwili Kaelas. Żałował Hexxa, który dał szansę jego ojcu, ale dalsze losy generała w tamtym momencie go nie interesowały. Może później potrafiłby poświęcić mężczyźnie więcej uwagi.
Sam nie wiedział, dlaczego zadał to pytanie. Miało to miejsce dziewiętnaście lat temu, teoretycznie nie powinno to nic zmieniać w jego życiu, ale mimo wszystko chciał poznać imię tego człowieka. Być może nadal żył, być może kiedyś się spotkają. Może wtedy uda mu się pomścić śmierć ojca, zabić tego, który jak tchórz strzelił w plecy wojownika, zabił bez honoru.
– To doskonałe pytanie – zgodziła się Kendappa, ku zdziwieniu wszystkich, szczególnie trójki Landarczyków. – Też bardzo chcę poznać jego imię – dodała, spoglądając gniewnie na kosmicznych piratów.
– Kendappo, to nie czas na to – wtrącił RM19. – Chodźmy stąd, póki jeszcze możemy. Mieliśmy dostać się na Eduardo jak najszybciej i bez powodowania jakiegokolwiek zamieszania – przypomniał kobiecie. – I nadal jesteśmy zakłócani.
– Trudno, zamieszanie samo nas znalazło. Więc słuchamy, kto strzelił do Zevrana?
– Jesteś bez serca – stwierdziła ostro Segwen. – Swoim bezczelnym zachowaniem tylko ranisz Kaelasa. Tu chodzi o zabójstwo jego ojca, a ty podchodzisz do tego zuchwale, jakby cię to wszystko bardzo bawiło. Postaw się w jego sytuacji i okaż serce.
– Robię to, bo go kocham. No, słuchamy odpowiedzi i kończymy tę farsę. – Widząc zdumione spojrzenie Kaelasa, dodała: – Przykro mi, że do tego doszło, ale to oszuści, od początku nas okłamywali. Nie sądziłam, że aż tak będą chcieli zagrać na twoich emocjach, inaczej zamknęłabym im jadaczki już wcześniej.
Segwen roześmiała się Kendappie prosto w twarz. Kohza spojrzał na towarzyszkę, gniewnie mrużąc oczy. Nie powiedział ani jednego słowa, jednakże jego dłoń znalazła się niebezpiecznie blisko rękojeści miecza.
– Najlepiej, byśmy wszyscy ochłonęli – próbował naprawić sytuację Arslan, jednak było już za późno.
– O co w tym wszystkim chodzi? Kendappo? – zwrócił się do Alatanki Kaelas.
Z trudem wypowiadał te słowa, bojąc się tego, co może usłyszeć. Wiedział, że kobieta chciała jak najlepiej dla dobra misji. Nigdy nie zrobiłaby czegoś, co mogłoby komukolwiek zaszkodzić. Zastanawiał się, czy i teraz dostrzegła coś więcej, coś, co jemu umknęło, bo za bardzo cieszył się ze spotkania z przyjaciółmi ojca. Spojrzał na Kendappę, jednak ona milczała, nie spuszczając wzroku z Landarczyków.
 – Oni nadal pracują dla Vrieskasa, Kaelasie – przerwał ciszę RM19. – Na najwyższym poziomie bazy znajduje się więcej ludzi. Wątpię, aby Vrieskas pozwolił, by dezerterzy przejęli w posiadanie tak dobrze usytuowaną bazę. Nigdy nie istniał nikt taki jak kosmiczni piraci. Wymyślili tę opowieść, by jakoś się usprawiedliwić.
– Dobry żart – zaśmiał się krótko Arslan. – Widać, że lubicie wymyślać teorie spiskowe.
– Dwa razy się zdradziliście – oznajmiła chłodno Kendappa. – Ci, którzy zdradzili Vrieskasa, nigdy nie tytułują go wielmożnym, ale ci się wymsknęło. Za drugim razem zwróciłeś się do mnie po imieniu, mimo że się nie przedstawiłam. Jestem za młoda, abyście mogli mnie znać, gdybyście rzeczywiście uciekli ze strefy północnej zaraz po śmierci Zevrana. A nawet gdybym już wtedy była na Yaskas, to wątpię, byście po tylu latach pamiętali moje imię.
Przez chwilę w pomieszczeniu zapadła cisza. Kaelas natarczywie wpatrywał się w Landarczyków, mając nadzieję, że któryś z nich zaprzeczy, wyjaśni to wszystko w jakiś prawdopodobny i sensowny sposób. Lecz cała trójka milczała, tym samym potwierdzając słowa Alatanki.
– Zakończmy to – rzekł Kohza, wstając i wyciągając z pochwy miecz. – Baza miała przysłać nam wsparcie, ale go nie potrzebujemy. Generał, wojownik średniej klasy i dwie płotki to dla nas żaden przeciwnik.
– Zgadzam się – zgodziła się Segwen.
– Opanujcie się! Tamtych nie potrzebujemy. – Arslan wskazał podbródkiem na RM19 i Reevę. – Ale pozostałych zostawcie przy życiu, wielmożny Vrieskas na pewno sowicie nas wynagrodzi, szczególnie za przyprowadzenie do domu jego ukochanej Alatanki.
Segwen natychmiast zaatakowała Kendappę. Kohza kiwnął głową na zgodę, po czym skoncentrował się i zaczął przelewać ki w miecz. Nadal zdezorientowany Kaelas oprzytomniał dopiero po chwili, orientując się, że mężczyzna nie ma zamiaru atakować jego, a od razu pozbyć się RM19 i Reevy. Skoncentrował się, próbując jak najszybciej zaczerpnąć z siebie odpowiednią ilość energii, by profilaktycznie osłonić przyjaciół tarczą, zanim zaatakuje przeciwnika. Jednakże w tej samej chwili Kohza padł na ziemię. W jego brzuchu widniała dziura wypalona wiązką lasera.
– Niezła broń – rzekła Reeva, szeroko otwartymi oczami spoglądając na trupa leżącego u jej stóp.
Stała z pistoletem wycelowanym w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stał Kohza. RM19 także chciał zaatakować, jednakże okazał się wolniejszy od kobiety. Gdy ona strzelała, on dopiero wyciągał broń z kabury.
W tym samym czasie walczyły Kendappa i Segwen. Z racji, że znajdowały się w pomieszczeniu i miały ograniczone pole manewru, to Landraka zdawała się być na wygranej pozycji. Posiadała dłuższy miecz, którego klinga zmieniła się w ki. Alatanka nie mogła parować ciosów, gdyż energia w zetknięciu ze sztyletem, zniszczyłaby ostrze. Musiała tylko i wyłącznie unikać śmiercionośnych ciosów, co dodatkowo utrudniały jej skrzydła.
Kaelas zaczerpnął ki z wnętrza, by w razie potrzeby natychmiast interweniować. Chwilowo uważnie obserwował pojedynek. Wiedział, że nie należało wtrącać się w walkę wojowników, gdyż tak nakazywał honor. Przeciwnicy musieli wyłonić zwycięzcę między sobą, bez udziału osób trzecich. Tak mówiły zasady obowiązujące na Landare od wieków.
Arslan także z uwagą obserwował pojedynek. W dłoni ściskał miecz. Kaelas domyślił się, że mężczyzna również był gotowy, aby w odpowiedniej chwili interweniować lub czekał, by w razie porażki Segwen, zabić czy ogłuszyć Kendappę, zanim zorientuje się, że ma innego przeciwnika. Zapewne to drugie, pomyślał, przypomniawszy sobie, że to na żywej Alatance zależało im najbardziej. Nawet życie syna najlepszego przyjaciela Arslana nie było tak ważne, bo nie mogło przynieść im uznania w oczach Vrieskasa.
Kendappa przykucnęła zadając cios w brzuch przeciwniczki. Segwen zdążyła zrobić unik, ostrze jedynie rozcięło ubranie i delikatnie drasnęło skórę. Alatanka nie przewidziała takiej ewentualności, będąc pewną, że tamta nie zorientuje się w jej zamiarach. Teraz nie miała szans na odsunięcie się na bezpieczną odległość, bo Landarka już brała zamach, by zadać cios. Pozostało jej jedynie sparowanie ataku, lecz nie było to żadne rozwiązanie. Wiedziała, że ostrze z ki bez problemu zniszczy sztylet. Jednakże mogła być to jedyna możliwość ocalenia życia, o ile oddali się wystarczająco szybko z pola zasięgu broni Segwen.
 Arslan uśmiechnął się triumfalnie, pewny, że tym razem Kendappa znalazła się w potrzasku i nie uda jej się wykorzystać tego położenia na swoją korzyść. Jednakże w tej samej chwili zareagował Kaelas. Nie miał możliwości, by stworzyć barierę, gdyż Landarka znajdowała się za blisko, nie potrafił jeszcze tak dokładnie formować kształtu osłony. A w tamtym momencie wolał nie eksperymentować, by nie skończyło się to tragicznie. Skierował w stronę Segwen energię przypominającą zniekształconą kulę i wytrącił z jej rąk miecz, zanim zdążyła zadać cios. Alatanka natychmiast skorzystała z okazji i poderżnęła gardło zdezorientowanej kobiecie. Krew trysnęła jej na twarz, gdy odpychała trupa od siebie.
– Nie mogłeś zrobić tego wcześniej?! – warknęła w stronę Kaelasa.
– Coś ty zrobił? – rzekł Arslan, z niedowierzaniem spoglądając na zwłoki towarzyszki. – Jak…? Wiedzieliśmy, co mistrzowie z Landare mówili o tobie, chociaż Zevran nie chciał się do tego przyznać, wierząc w twoją wielkość. Miałeś być nikim – powiedział drżącym głosem. – Wojownikiem niskiej klasy, który całe życie spędzi w ojczyźnie. Możliwe, że nigdy nie dostąpiłbyś tego zaszczytnego miana i nie przeszedł przez Ceremonię. Mówili, że tylko Falonar odziedziczył talent ojca, że tylko on jest w stanie go przerosnąć. Jakim cudem potrafisz coś takiego, krew jakiej rasy płynie w twoich żyłach? Kto dał ci tę potęgę?
– Mówiłem ci, jak pokonałem Zzveli – odpowiedział Kaelas.
– Myślałem, że kłamiesz, starając się ukazać swoje umiejętności w lepszym świetle. A ta władczyni była marnym przeciwnikiem, że to ci słabiutcy, ocaleni ludzie ubrali wszystko w te piękne słowa i podkoloryzowali całą opowieść. Powiedz, Kaelasie, kto pokazał ci drogę do tej potęgi? Jakim cudem mistrzowie mogli popełnić błąd i nie dostrzec twego olbrzymiego potencjału? A może Selyse zdradziła męża podczas jego nieobecności z przedstawicielem jakiejś potężnej rasy, a Zevran nigdy nie odkrył prawdy?
– Jak śmiesz kalać honor mojej matki?! – krzyknął Kaelas, spoglądając z wściekłością na Arslana. – Do wszystkiego doszedłem sam, a moim mentorem jest Mistrz Penyu.
– Mistrz Penyu? – powtórzył mężczyzna, nie potrafiąc ukryć rozbawienia w głosie.
– Strzelmy mu w nogę lub rękę – zasugerowała Reeva. – Wtedy na pewno przestanie się głupio śmiać.
– Zrobi to jeszcze raz, a jest twój – wyraziła aprobatę Kendappa.
– Nie mówicie poważnie? Przecież ten cały Mistrz Penyu to mit – powiedział Arslan, nie spuszczając wzroku z pistoletu Reevy. Mężczyzna gotowy był w każdej chwili odsunąć się z pola strzału. – Gdy przylecieliśmy tutaj, niemal do centrum wszechświata, dochodziły do nas słuchy o wielu opowieściach na jego temat. Ktoś musiał z ciebie zadrwić, Kaelasie, udając, że tak się nazywa. To na pewno jakiś oszust, który próbuje was wykorzystać.
 – Nie każdy ze wszystkiego czerpie korzyści materialne jak ty, Arslan – wtrącił RM19. – Mistrz Penyu to prawy człowiek. I na pewno posługuje się swoim prawdziwym imieniem.
– Twierdzicie, że spotkaliście nieśmiertelnego, niepokonanego wojownika, znającego wszelkie techniki walki, jakimi posługują się rasy żyjące w kosmosie. Samotnego pustelnika przemierzającego wszechświat, szukającego młodych i zdolnych, by podzielić się z nimi swoją ogromną wiedzą. Bzdury! Gdyby ktoś taki istniał, wiedzielibyśmy o tym na północy, wschodzie i zachodzie, a nie tylko blisko bariery.
– To że Vrieskas nigdy go nie spotkał i nie obwieścił tego całemu wszechświatowi, nie znaczy, że Mistrz Penyu nie istnieje – stwierdziła ostro Kendappa, zgrabnie zakręcając młynka sztyletem. – Wierz, w co chcesz, ale są rasy, które o nim słyszały, dla których wiara to coś więcej niż bajki opowiadane na dobranoc małym dzieciom. Co z nim robimy? – zwróciła się do Kaelasa, spoglądając na męża z nieukrywaną troską.
Wojownik spoglądał chłodno na Arslana. Gdy zaczął obrażać jego rodzinę, nie wyobrażał sobie innego rozwiązania jak śmierć, jednakże teraz, kiedy już nieco ochłonął, wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Mężczyzna stał pod ścianą, patrząc na nich z obawą, niepewny tego, co postanowią z nim zrobić. Nadal mocno zaciskał miecz w dłoni, lecz nie szykował się do ataku. Zabicie towarzyszy musiało mocno nim wstrząsnąć, wiedział już, że nie miał szans na zwycięstwo, na pewno nie w pojedynkę.
Śmierć byłaby najłatwiejszym rozwiązaniem, ale Kaelas wątpił, by mógł to zrobić, zabić z zimną krwią bezbronnego człowieka. Czyż nie tak zachowywał się Vrieskas? Przecież nie chciał być do niego w żaden sposób podobny. Z drugiej strony baza należała do tyrana i jeżeli po prostu odejdą, Yaskas dowie się o ich obecności, o tym, co zamierzają zrobić.
Mimo wszystko w głębi ducha Kaelas wiedział już, jaką decyzję podejmie. Bez względu na to, czy spodoba się ona przyjaciołom. Kendappie pewnie nie, kobieta wolała zostawiać za sobą czystą drogę. Jednakże najpierw chciał poznać odpowiedź na jeszcze jedno, ostatnie pytanie, by zakończyć opowieść o Zevranie.
– Kto zabił mojego ojca?
Arslan wpatrywał się w niego z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Zmarszczył brwi, jakby nie zrozumiał pytania albo okazało się ono tak trudne, że szukał w pamięci poprawnej odpowiedzi.
– Wiem, że znasz odpowiedź, musisz ją znać, bo tam byłeś. Kto zabił mojego ojca? – powtórzył Kaelas, podnosząc głos.
– A mogliśmy dojść do porozumienia – powiedział Arslan, uśmiechając się krzywo. – Ja. – Widząc zdezorientowany wyraz twarzy Landarczyka dodał: – Ja zabiłem Zevrana, zamordowałem zdrajcę, licząc na jego zaszczyty. Jednakże odmówili mi ich, poziomem przewyższał mnie jedynie Zevran, a i tak nie mogłem zostać generałem. A potem pojawiłaś się ty – wskazał Kendappę – następnie na Yaskas przybyli Ladvarian i Falonar, a o mnie zapomniano. Zesłano mnie na drugi koniec wszechświata, do maleńkiej bazy, bym siedział tu bezczynnie z dnia na dzień.
Kaelas miał wrażenie, że ktoś wylał mu na głowę kubeł zimnej wody. Sens słów Arslana dochodził do niego w spowolnionym tempie. Przecież był najlepszym przyjacielem Zevrana, znali się niemal od dziecka, więc jak mógł zrobić coś takiego. Jakim cudem był w stanie strzelić mu w plecy? Wojownik wojownikowi, dla których honor i uczciwy pojedynek były tak ważne, że nauczano tych zasad już w dzieciństwie.
Kaelas starał się opanować, zaciskając mocno pięści, ale emocje były zbyt silne i powoli brały nad nim górę. Krew szybciej płynęła w żyłach, a olbrzymie pokłady energii kotłowały się wewnątrz, domagając się ujścia na zewnątrz, wymierzenia sprawiedliwości i pomszczenia pamięci Zevrana.
Niespodziewanie Arslan zaatakował. Kaelas odepchnął na bok Kendappę, w którą wymierzony był cios. Ki z miecza przeciwnika lekko drasnęła jego ramię, jednakże w tamtym momencie niemal tego nie poczuł, nie dostrzegł strużek krwi spływających po skórze i plamiących na czerwono koszulę.
Kątem oka dostrzegł, że Reeva próbowała interweniować i strzelić do Landarczyka, lecz w porę powstrzymała ją Alatanka, unosząc jej rękę w górę tak, że wiązka lasera trafiła w sufit. Kaelas rozumiał, że przyjaciółka chciała pomóc i miała dobre intencje, jednak cieszył się, że Kendappa jej to uniemożliwiła. Ta walka musiała rozstrzygnąć się między nim i Arslanem. Chciał pomścić ojca.
– Straciłeś swoją szansę na wygraną – syknął mężczyzna. – Trzeba było pozwolić jej mnie zastrzelić.
Arslan odwrócił się błyskawicznie i natarł na Kaelasa, któremu ledwo udało się uniknąć ciosu. Odskoczył w bok i wylądował wprost na kałuży krwi Segwen. Gdy próbował uniknąć kolejnego ataku, poślizgnął się i ostrze drasnęło go w bok. Mimowolnie syknął z bólu, sprawiając, że na twarzy przeciwnika pojawiło się zadowolenie.
Znów odskakując w bok, podrzucając przy tym pod nogi Arslana krzesło, chwycił rękojeść miecza, by wyjąć go z pochwy i zakończyć pojedynek. Dopiero wtedy zrozumiał, że broń nie była mu do niczego potrzebna. Przez te kilkanaście miesięcy przywyknął do niej, ale przecież teraz potrafił zakończyć to inaczej.
Skoncentrował się, uwalniając ki, która burzyła się w jego wnętrzu. Automatycznie uformował ją w kształt miecza i zaatakował Arslana. Przeciwnik sparował atak, jednakże Kaelas nie przestawał pobierać energii i wzmacniać nią miecza. Ostatecznie ki z ostrza starszego mężczyzny zniknęła. Już zwyczajna klinga przełamała się na pół. Kaelas natychmiast przebił pierś Landarczyka.
– Za mojego ojca – rzekł, spoglądając na ciało leżące u jego stóp.
Kaelas starał się uspokoić oddech. Był tak pochłonięty walką i zemstą, że całkowicie zapomniał o kontroli ki. Za wszelką cenę chciał przełamać obronę Arslana, że nie zdawał sobie sprawy, jak wielkie pokłady energii pobierał z wnętrza. Dobrze, że w porę udało mu się zwyciężyć, gdyż inaczej mógłby przypłacić to nawet własnym życiem.
Poczuł, jak Kendappa obejmuje go za ramiona, próbując dodać nieco otuchy. Cieszył się, że miał ją przy sobie, jednakże wtedy wolałby zostać sam, chociażby przez chwilę. Spoglądał na martwego mężczyznę leżącego u jego stóp i nie czuł zupełnie nic, jakby wszelkie emocje wyparowały z niego wraz z zadaniem ostatniego ciosu.
– Nic mi nie jest – skłamał, zawracając się do Kendappy. Wiedział, że kobieta pewnie i tak mu nie uwierzyła, znała go już za dobrze.
– Przykro mi, Kaelasie, że tak to się skończyło – rzekł RM19. – Jednak musimy stąd iść, jeśli mówili prawdę i rzeczywiście posłali po posiłki. Spotkanie z kolejnymi wojownikami tylko przysporzy nam problemów.
– A co z resztą ludzi, o których mówiłeś, o tych, co też znajdują się w bazie? – zapytała Reeva.
– Zostawmy ich – zdecydował Kaelas, pierwszy wchodząc z pomieszczenia, do którego zaprowadzili ich Landarczycy. – Oni nic nie zrobili.
RM19 spojrzał porozumiewawczo na Kendappę. Kobieta kiwnęła głową, zgadzając się ze słowami wojownika.
 – Idź przodem razem z nim – dodała. – My z Reevą będziemy osłaniać tyły. Może ci z góry nie wiedzą, co się tutaj stało, ale jeżeli spróbują nas zatrzymać, atakuj bez mrugnięcia okiem.
RM19 wyszedł z pomieszczenia, chcąc dogonić Kaelasa. Kendappa ostatni raz spojrzała na ciała leżące na podłodze, zaciskając mocno pięści.
– Nic nie mogliśmy na to poradzić – rzekła Reeva. – Za jakiś czas odnajdzie spokój. Mówią, że najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa czy niewiedzy.
– Nie zgadzam się z tym. Zresztą, nieważne. Mam nadzieję, że uda nam się bez problemu wydostać kapsułę z ich statku – zmieniła temat, wychodząc z pomieszczenia. – W pomieszczeniu kontrolnym bazy znajduje się nie więcej niż pięć osób, głównie techników. To Landarczycy byli tu dowódcami i najpotężniejszymi wojownikami.
– Po co mi to mówisz, Kendappo? – zapytała Reeva, przyglądając się kobiecie uważnie, chociaż w głębi ducha znała już odpowiedź na to pytanie.
– Możesz iść ze mną lub poczekać chwilę tutaj. Pozbycie się ich nie zajmie mi dużo czasu.
– Idę – zdecydowała Reeva.
~ * ~
Kendappa bez pukania weszła do pokoju Kaelasa. Mężczyzna siedział na podłodze, spoglądając na widoczną za oknem barierę. Nie odezwał się ani słowem, jednak Alatanka wiedziała, że doskonale zdawał sobie sprawę z jej obecności. Usiadła obok Landarczyka i postawiła na ziemi tacę z dwoma kubkami aromatycznego, parującego napoju.
 – Reeva go dla ciebie zrobiła – wyjaśniła. – Mówiła, że jej zawsze pomagał przegonić troski. Jak się czujesz?
Kaelas przez dłuższą chwilę nie odzywał się, spoglądając przed siebie. Kendappa cierpliwie czekała, aż zrobi lub powie cokolwiek.
– Naprawdę chciałem go oszczędzić, mimo tego, co powiedział o matce – odezwał się. – Ale gdy… gdy wyznał…
Kendappa przysunęła się bliżej i przyciągnęła głowę Landarczyk do piersi, obejmując go delikatnie i uspokajająco gładząc po karku.
– Coś we mnie wtedy pękło, nie potrafiłem się powstrzymać. A potem cieszyłem się, że nie żyje. Że sam przyczyniłem się do jego końca.
– Rozumiem cię – powiedziała cicho kobieta, przytulając go mocniej. – Nie masz się o co obwiniać, nie zrobiłeś nic złego. RM19 powiedział, że na Eduardo dotrzemy za jakieś trzy godziny. Jeśli chcesz, mogę tu z tobą posiedzieć, byś nie był sam. Wypijemy to coś, by Reevie nie było przykro albo mogę skoczyć po coś mocniejszego.
– Lepiej nie, bo zamiast przywitania Mistrz Penyu każe nam obiec Eduardo miliard razy, jak wyczuje alkohol. Albo oddać w darze palec Eddie’mu – rzekł Kaelas, uśmiechając się nieznacznie. – Nikt nas nie ściga?
– Nie, możliwe, że kłamali i nie wezwali żadnych posiłków. RM19 oddalił się od bariery najdalej jak to było możliwe, byśmy przy tym nie stracili cennego czasu. Nadal sprawdza odczyty, ale nic złego się nie dzieje. Myślę, że już nic nie powinno zakłócić nam podróży.
~ * ~
Oto i ostatnia część sagi o Zevranie. Za tydzień rozdział będzie dotyczył już podróży Ladvariana i Falonara na Alovlu. Zarazem będzie to początek ostatniej sagi o tej dwójce. Jejku, jak to brzmi, już na samą myśl mi się smutno robi.
I jakby to nie było, moje systematyczne pisanie trzech stron dziennie skończyło się w okolicach lutego. Nie zabrałam się jeszcze za finałową walkę i ostateczne zamknięcie opowieści, ale coraz częściej zastanawiam się nad zmianą zakończenia, mimo że planowałam taką formę niemal od samego początku. Nie wiem, co robić, a najgorsze, że samo się nie zdecyduje…

8 komentarzy:

  1. Naprawdę zaskoczył mnie ten rozdział. Nie sądziłam, że to wszystko może się tak skończyć. Jestem w totalnym szoku i prawdę mówiąc nie wiem, co powiedzieć...
    Zaskoczyło mnie to, że to Arslan zabił ojca Kaelasa. Zavran mu ufał, a on tak po prostu strzelił mu w plecy, chcąc jego władzy. Dlatego nie dziwię się reakcją Kaelasa, pomścił śmierć ojca i dobrze, że Kendappa pozwoliła mężczyźnie to zrobić. I do tego Landarczyk bardzo źle się poczuł po tym wszystkim, ale to świadczy tylko o tym, jak dobrym wojownikiem jest Kaelas.
    I tak, Kendappa miała racje, aby im tak nie ufać, ale przynajmniej Kaelas dowiedział się więcej o ojcu i mógł zemścić się za jego śmierć. No i brawa dla Reeve, dzielna z niej dziewczyna, mimo iż nie posiada jednej ręki. Pojedynek Kendappy i Segwen bardzo mi się podobał. Dobrze, że Kaelas się wtrącił w tę walkę, pomimo że tego nie chciał, zachowując się honorowo. Jednak tym sposobem Altanka mogła zabić swoją przeciwniczkę.
    Interesujący rozdział, nie powiem, pisząc komentarz, wciąż jestem w szoku i z całą pewnością będę nadal przez cały dzień o tym myślała.
    Co do twoich zmian końcowych opowiadania, jeśli mogę coś poradzić. Na Twoim miejscu trzymałabym się tego, co było na początku, bo jak to się mówi, pierwsza myśl jest najlepsza. Zmiany mogą później trochę koligować z tym, co nam już pokazałaś. ALE... jeśli pomysł zmiany uważasz za bardzo dobry i że to nie z koliguje się z niczym, możesz to zrobić. Decyzja należy do Ciebie i wierzę, że podejmiesz ją słuszną ;)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło to słyszeć :) Chociaż po komentarzach wielu osób pod ostatnimi rozdziałami domyślałam się, że rozwiązanie niektórych wątków wyda się zaskakujące.
      Mimo wszystko Kendappa zna Landarczyków, wie, jak wiele znaczy dla nich honor i uczciwa walka, dlatego zareagowała i nie pozwoliła zakończyć tego Reevie. A sama Reeva także musi być dzielna i waleczna, bo wiele przeszła na swojej planecie. Na dodatek chociaż raz musiała dostać swoje pięć minut, bo później nie będzie już miała okazji, by pokazać się w walce, bo to nie jej poziom.
      Zmiana zakończenia w żaden sposób na przeszłość nie wpłynie. Zmiany będą polegały jedynie na przebiegu finałowej walki i ostatnim rozdziale. No nic, mam jeszcze czas, bo pewnie przed świętami nie wezmę się za końcówkę, bo mam za dużo teraz na głowie.

      Usuń
  2. Ja także byłam zaskoczona. Tak podejrzewałam, że oni się okażą mieć jakieś ukryte zamiary, w końcu jak dotąd w twoim opowiadaniu często się tak zdarzało, że niby wszystko ładnie pięknie, a potem nagle okazywało się zupełnie inaczej, niż się wydawało. Ale nie spodziewałam się, że to aż tak wyglądało, że oni cały czas ich zwodzili tymi opowieściami, żeby zdobyć ich zaufanie, a potem ich wydać. Niemniej jednak, bardzo fajny zwrot akcji, bardzo intrygująco to wyszło.
    Dobrze, że Kendappa się wykapowała, że coś nie tak. Kaelas dał sobie namącić w głowie, bo wreszcie poznał przeszłość ojca i nie myślał racjonalnie.
    To bardzo niefajnie, że Arslan zabił Zevrana. W końcu byli przyjaciółmi, i to chyba największa podłość, że go zdradził, załatwił od tyłu, i to w niecnym celu, bo po prostu liczył na korzyści. Tak, to też było zaskoczenie, zwłaszcza po tej opowieści.
    Nie dziwię się Kaelasowi, że tak podle się teraz czuje, kiedy już się dowiedział, jak i z czyjej ręki zginął jego ojciec. Musiał być wściekły, dlatego tak go poniosło. Teraz pewnie będzie dużo o wszystkim myślał, co zresztą widać w tym fragmencie końcowym, kiedy Kendappa zastaje go w pokoju.
    Swoją drogą, on naprawdę musiał być niezły, że nawet bez miecza umiał uwolnić ki. A tamci go nie docenili. Swoją drogą, ta jego umiejętność to też zasługa tego, że doświadczył przemiany w tygrysa?
    Ogólnie świetny rozdział. Jak zwykle zresztą. Mi też jest smutno, kiedy myślę, że niedługo zakończenie, bo polubiłam tę historię i będzie mi jej brakować. To jedno z lepszych opowiadań autorskich jakie znam. Już prawie dwa lata je czytam, jak ten czas szybko leci.
    Jeśli chodzi o zmiany... Cóż, zrobisz, jak będziesz uważała za stosowne. Ja, która zmieniałam opowiadanie setki razy (i często już po publikacji), a pomysł na punkt kulminacyjny codziennie mam inny, chyba nie jestem najlepszą osobą, by się wypowiadać ;P. To ty najlepiej znasz swoją historię i postacie ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      No tak, w tym wypadku Kaelas byłby ostatnim z całej czwórki, który w ogóle zacząłby przypuszczać, że coś może być nie tak. A tym bardziej, że chodziło o jego rodaków, to wszelkie podejrzenia schodziły na najdalszy z najdalszych planów.
      Kaelas pewnie dużo by myślał na ten temat, ale tak naprawdę, to nie będzie miał zbyt wiele czasu, bo kolejne wydarzenia będą postępować bardzo szybko i wojownik nie znajdzie nawet chwili wytchnienia, a nawet więcej problemów.
      Nie, przemiana w tygrysa nie ma nic wspólnego z uwalnianiem ki bez miecza. Tę technikę pokazał mu Mistrz Penyu i dlatego wiedział o niej i z czasem starał się jej nauczyć.
      Mi pewnie też będzie bardzo brakować tego opowiadania, tym bardziej, że to pierwsze moje autorskie i dwa lata to naprawdę dużo, by zżyć się z bohaterami i pokochać ich wszystkich. Dlatego ciągle w głowie mam zarys części drugiej, ale nie jestem do końca przekonana czy to taki dobry pomysł.

      Usuń
  3. Czyli jednak moje pierwsze wraźenie było prawdziwe... Nie zauważyłam,ze zwrócił sie do kandeqppa po imieniu. Ponadto jakim typem człowieka trzeba byc, by moc bez mrugnięcia okiem opowiadać tak wiele nt swojego...przyjaciela, którego sie zabiło i wobec którego okażalo sie byc zdrajca... Byc moze landarczycy wiedzieli znacznie wiecej,ale chyba tylko tak mogło sie to skończyć.aczkolwiek troche smutno,ze pewnie wszyscy skończą ta, życie. Mogliby zabrać jakiegoś zakładnika na eduardo;) swoja droga reva miała tutaj chwile chwały i polubilam ja jeszcze bardziej.ciesze sie,ze jest z RM19;) pasują do siebie. Ja bym chciała,zeby Falonar był legendarny, wojownikiem,ale nie wiem,cy to przejdzie, skoro urodził sie innego dnia i wczesniej... Zrobisz, jak zechcesz,ale chyba każde zakończenie kończące rządy vrieskasa mnie ucieszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, Kendappa nikogo przy życiu nie zostawi, by nie mieli problemów w dalszej podróży i nikt po raz kolejny nie opóźnił ich lotu na Eduardo. A co do zakładników, to raczej nie są im potrzebni i kobieta wie, że tacy tylko by im przeszkadzali. Chociaż takie "wyładowanie" ich na Eduardo musiałby być interesujące ;)
      Fajnie by było gdyby to Falonar okazał się zbawcą (bycia Legendarnym Wojownikiem nikomu nie życzę, bo wiem, co się z tym wiąże), ale on, niestety, nie zalicza się do tego grona. Urodził się za wcześnie, by w ogóle być branym pod uwagę nawet w granicy błędu.

      Usuń
  4. O żesz Ty... czyli oni nie byli przyjaźnie nastawieni. Ale nie rozumiem, dlaczego opowiedział Kaelasowi o Zevranie? Chciał go w ten sposób oszukać, zdobyć jego zaufanie? Może... Dobrze, że Kendappa się zorientowała. W ogóle to brawa dla niej za spostrzegawczość. :) Jestem w szoku, że Arslan był w stanie zabić swojego przyjaciela, a potem tak po prostu o nim mówić, jak o prawie obcym człowieku. Nie dziwię się,że Kaelas tak gwałtownie zareagował. Miał przed sobą człowieka, przez którego stracił ojca, a poza tym w nieuczciwy sposób. Pff, Arslan to tchórz. Mógł się z nim zmierzyć, a nie strzelać. ;/ Czy na pewno nikt ich nie ściga? Hm... to by było chyba za proste, prawda? Może ktoś gdzieś się tam czai,a RM19 nie potrafi wykryć pościgu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głównie chcieli zagrać na czas i rzeczywiście zdobyć ich zaufanie. W końcu łatwiej byłoby im pojmać ich, gdy tamci w ogóle się tego nie spodziewali, niż wszczynać walkę w tak trudnym otoczeniu, podczas której mogło wydarzyć się wszystko.
      Mimo wszystko mają przewagę nad potencjalnym pościgiem. A RM19 to nie byle jaki pilot i sporo potrafi :) Przede wszystkim mają szczęście, że zbliżają się do Eduardo, bo tam o wiele łatwiej będzie im zmylić ścigających.

      Usuń