piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 93: Ojczyzna Wielkiego Króla


Nie bój się cieni. One świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło.
Oscar Wilde
Podróż na Alovlu odbyła się bez problemów. Ladvarian nie wiedział, czy obrać to jako dobry czy zły znak. Z jednej strony Lothor obiecał mu, że zachowa w tajemnicy powód wyprawy i wyjaśni to jakoś przed dowództwem na Landare. Jednakże nawet on nie wiedział, że, poza odpowiedzią na wyzwanie Paragasa, Landarczyk miał w planach jeszcze jedną misję. Książę zdawał sobie sprawę, że generał nie był głupi i dokładnie oszacował przedział czasu, w którym ponownie powinni z Falonarem pojawić się w domu.
Kilka razy zastanawiał się, czy Lothor zgłosi ich nieobecność na Yaskas, czy może dopiero później postara się wyciągnąć prawdę. Ladvarian wiedział, że nigdy nie uda się to generałowi, w duchu nawet cieszył się, że tym razem udało mu się wyprowadzić go w pole. Po powrocie na Landare w tej kwestii na pewno wiele się zmieni, jednak wolał zostawić to na później. Najpierw musiał dowiedzieć się, na czym stoi.
Stawiając pierwsze kroki na Alovlu, Ladvarian poczuł się rozczarowany. Po miejscu, na którym znajdował się tak ważny, według Wyroczni, atrybut Legendarnego Wojownika, spodziewał się czegoś więcej. Planeta była od dawna opuszczona, co do tego nie miał wątpliwości, nawet komputer na statku nie zarejestrował żadnych, chociażby najbardziej prymitywnych form życia.
Niebo miało ciemnoniebieski kolor, jednak z łatwością można było dostrzec wszystko wokół. Z racji, że znajdowali się naprawdę blisko centrum wszechświata, na nieboskłonie królowała bariera. Wyglądała jak jasna kula zawieszona w powietrzu, nie dawała światła, jednakże było w niej coś, co przyciągało wzrok i przez dłuższą chwilę nie pozwalało spojrzeć w inną stronę.
Niebo było najładniejszą rzeczą, którą Ladvarian zobaczył do tej pory na Alovlu, bo krajobraz wokół przywodził na myśl jedynie śmierć i zniszczenie. Gdzie nie spojrzał, wszędzie widział olbrzymie kratery, jakby kiedyś planetę zaatakował deszcz meteorytów. Olbrzymie skały, nie mające szans na spłonięcie lub rozpad podczas przejścia przez atmosferę, spadły na ziemię i zniszczyły to, co się tutaj znajdowało.
Książę nie znał się na takich zjawiskach. Wywnioskował, że musiało mieć to miejsce bardzo dawno, inaczej chociażby usłyszałby o roju olbrzymich meteorytów.  Jednak z drugiej strony dziwne wydawało mu się to, że powietrze na Alovlu było pełne pyłu i popiołu, co utrudniało oddychanie. W końcu po takim czasie wszystko powinno już opaść na ziemię.
– Po co żeście mnie tu przywieźli? – jęknął więzień, rozglądając się z trwogą dookoła. – Tha’tru byłaby równie dobrym grobem i nie musiałbym znosić tej uciążliwej podróży.
Ladvarian spojrzał na mężczyznę wyniośle, ale nie odpowiedział na jego pytanie, niech sobie żyje w nieświadomości i zastanawia się, co się dzieje. Szczególnie że sam zadawał sobie dokładnie to samo pytanie. Dlaczego posłuchał Wyroczni i przyleciał na Alovlu, skoro w zasięgu wzroku nic nie było? Przecież nie przeszuka każdego krateru na planecie w poszukiwaniu rogu, który najpewniej zniszczyły meteoryty.
– Co robimy? – zwrócił się książę do Falonara, całkiem ignorując więźnia.
– To po co tu przylecieliście?! Jeżeli w ten sposób próbujecie uciec przed karą, to wam się nie uda. Wielmożny Vrieskas i tak was znajdzie. A jeśli chcecie wyciągnąć ze mnie jakieś informacje, to wiedzcie, że nic nie powiem. Nie usłyszycie ode mnie ani jednego sło…
– Więc milcz – przerwał mu ostro Ladvarian. – Doskonale wiem, co robię.
– Czyżby, landarski książę, ostatni potomku królewskiej linii? – rozległ się zachrypnięty męski głos.
Nagle przed nimi zmaterializowała się wysoka postać w czarnej, sięgającej ziemi pelerynie. Twarz skrywała pod kapturem. Ladvarian natychmiast wyjął miecz z pochwy i przybrał pozycję obronną, gdyby nieznajomy zaatakował. Kątem oka dostrzegł, że Falonar zacisnął dłoń na rękojeści swojej broni, jednak jej nie dobył, jedynie uważnie obserwował potencjalnego przeciwnika.
– Niezwykle szybko sięgasz po broń. Nie mam złych zamiarów, nie jestem uzbrojony.
Mężczyzna wyciągnął przed siebie obie ręce, by pokazać, że nic w nich nie trzyma, jednakże Ladvarian dobrze wiedział, że mógł kryć broń pod peleryną. Opuścił miecz, chociaż w każdej chwili gotowy był do kontrataku.
Nieznajomy musiał uznać ten gest za dojście do porozumienia, gdyż zdjął z głowy kaptur i opuścił ręce. Mężczyzna wyglądał zwyczajnie. Miał kwadratową twarz o mocno zarysowanych kościach policzkowych i ostrych rysach. Wyraźnie rysowało się zna niej męczenie, jakby w ostatnich dniach niemal wcale nie spał. Jednak przede wszystkim w oczy rzucały się dorodne, czarne wąsy. Miał krótkie, ciemne, przeplecione pasmami siwizny włosy, które zostały starannie uczesane i potraktowane jakimś specyfikiem, gdyż zdawały się połyskiwać własnym blaskiem.
– Pomocy! – zawołał nagle więzień. – Błagam, nieznajomy, pomóż mi. Ci dwoje to mordercy.
Mężczyzna spojrzał na niego, jednakże na jego twarzy nie obmalowały się żadne emocje, jakby los spętanego człowieka był mu całkiem obojętny.
– Skoro taka jest cena za przejście, musi zostać zapłacona – powiedział, jednakże nikt go nie zrozumiał. – Chodźcie, zaprowadzę was na miejsce – zwrócił się do Ladvariana i Falonara.
Nie czekając na żadną reakcję z ich strony, odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie. Nie widząc innej możliwości, Ladvarian postanowił zaufać nieznajomemu, przynajmniej na razie. Schował miecz do pochwy i dogonił mężczyznę, by iść obok niego. Nadal wydawało mu się podejrzane, że przewodnik nagle zmaterializował się przed nim, ale z drugiej strony sam nie wiedziałby, gdzie ma się udać. Może, ufając mu, pakowali się w dodatkowe kłopoty, lecz trudno.
– Co się tutaj stało? – zagadnął Ladvarian, wskazując na otaczające ich kratery.
– Pierwsza wojna – odpowiedział przewodnik.
– Pierwsza wojna czego? We wszechświecie mnóstwo wojen nazywa się pierwszymi.
– Pierwsza we wszechświecie, pierwsza, która odbyła się od jego powstania, gdy cały czas się kształtował. To w niej do walki stanął po raz pierwszy Legendarny Wojownik, narodził się, by powstrzymać zło, a tak naprawdę zapoczątkował wiele gorszych nieszczęść.
– Nic z tego nie rozumiem – stwierdził Ladvarian.
– Vrieskas zapewne nie pozwolił, by ta wiedza rozpowszechniła się wśród podbitych przez niego ludów, bo bał się konsekwencji.
Książę westchnął zrezygnowany, zastanawiając się, czy przewodnik kiedykolwiek powie coś zrozumiałego. Już chciał zapytać, czego obawiał się Vrieskas, bo być może udałoby mu się wykorzystać to na swoją korzyść, ale mężczyzna go ubiegł:
– Tam idziemy – rzekł, wskazując ręką kierunek.
Ladvarian dostrzegł w oddali wznoszącą się ku niebu iglicę. Oddzielały ją od ich obecnego położenia trzy kratery. Westchnął w duchu, szykując się na długą podróż z irytującym przewodnikiem, który nie potrafił udzielić sensownych odpowiedzi na jego pytania. I właśnie wtedy dostrzegł, co mężczyzna skrywał pod peleryną. Do prostego, skórzanego pasa przymocowany miał sztylet, który książę znał aż za dobrze. Rękojeść broni zdobił wizerunek lwa o szkarłatnych, wykonanych z rubinów oczach. Musiał patrzeć na broń za długo, gdyż nieznajomy uśmiechnął się lekko, poprawiając pelerynę, by ją ukryć.
Gdy dotarli na miejsce, Ladvarian przez dłuższą chwilę przyglądał się budowli. Była to strzelista, wysoka wieża zbudowana z czarnego kamienia. Wyglądała tak, jakby w ogóle nie pasowała do tego zrujnowanego miejsca, gdyż ocalała w nienaruszonym stanie. Otoczona została murem. Książę nie potrafił zrozumieć, dlaczego przewodnik się zatrzymał, gdyż z tej strony nie zbudowano furtki.
Patrząc na wieżę, Ladvarian czuł się nieswojo. Miał wrażenie, że strach powoli łapie go w swe objęcia, jakby sama budowla wytwarzała te dziwne fluidy, potęgując trwogę i grozę. W tamtej chwili z chęcią odleciałby z Alovlu i nigdy tu nie wracał. Po co mu jakiś głupi róg, ma Garudę, dzięki niej uda mu się pokonać Vrieskasa.
– Co to za miejsce? – zwrócił się do przewodnika, by odpędzić ponure myśli, strach był skazą dla landarskich wojowników.
– Pałac jednego z pierwszych dzieci Kaio.
– Nie interesują mnie bajki o bogach – przerwał mu Ladvarian. – Nie wierzę w ich istnienie.
– Chciałeś, bym opowiedział ci historię tego miejsca, co z niej wyniesiesz, to tylko i wyłącznie twoja sprawa. Twój towarzysz zdaje się okazywać dużo większe zainteresowanie.
Przewodnik odwrócił głowę i spojrzał prosto na Falonara, jakby wzrokiem próbował dostać się do jego myśli i duszy.
– Słyszeliśmy już opowieść o powstaniu wszechświata, w której Wielki Król próbował pokonać bogów, jednak ostatecznie poniósł klęskę – powiedział spokojnie Falonar.
– Nikt nie zapyta mnie o zdanie – jęknął zrozpaczony więzień. – Też jestem człowiekiem i nie chcę umierać.
– Niestety, ale twoje losy zostały już przesądzone, przykro mi – zwrócił się do niego przewodnik, po czym ponownie spojrzał na Ladvariana. – Chcesz usłyszeć tę opowieść, chcesz dowiedzieć się, co takiego przydarzyło się na Alovlu, landarski książę, czy od razu zapłacić za dostanie się do wieży?
Landarczyk analizował przez chwilę wszystkie za i przeciw. Ostatecznie doszedł do wniosku, że większa wiedza o wieży może mu się tylko przydać, skoro musiał dostać się do środka.
– Zgoda, mów. Jednak najpierw chcę dowiedzieć się kim jesteś i co robisz na tej pozbawionej życia planecie.
– Nazywam się Yasha, a do mojej roli dojdziemy później – powiedział, spoglądając w stronę wieży. – Jak wiecie, pierwsze dzieci Kaio dostały wybór, mogły zostać na planecie bogów lub udać się na inne planety, by tam zapoczątkować nowe życie. Ten, który był pomysłodawcą, osiadł tutaj, na Alovlu, najbliżej planety, na której żył do tej pory. Wybudował wieżę w centrum nowej ziemi i osiadł w niej, by stąd sprawować pieczę nad budzącymi się do życia na tej ziemi ludźmi.
W tym czasie wszechświat był jeszcze mały, powoli rozszerzał się. Powstawały nowe rasy, osiedlające kolejne planety. Zdawało się, że porządek został zachowany, że rozwój przebiega powoli swoim naturalnym torem, że pierwsze dzieci czuwają nad tymi nowymi, małymi istotkami.
Najwyraźniej jednak nic nie mogło trwać wiecznie, powinniśmy to przewidzieć, ale pozostaliśmy ślepi, wierząc, że w naszym świecie nic złego stać się nie może. Już sam fakt, że na Alovlu istniał tytuł władcy powinien dać nam do myślenia, ale machnęliśmy na to ręką, pozostawiając dzieciom wolny wybór.
Syn tego, który uprosił Kaio o pozwolenie na zaludnienie innych planet, po przedwczesnej śmierci ojca obwołał się Wielkim Królem. Mimo że miał swoją własną planetę, rozpoczął podboje innych, uznając, że cały wszechświat powinien znajdować się pod panowaniem jednego władcy.
– Jak Vrieskas – wtrącił Ladvarian.
– Nie, landarski książę, Wielki Król był dużo gorszy od tego, którego obwołaliście tyranem. Razem ze swymi generałami dopuścił się najpotworniejszych zbrodni, jakie miały miejsce we wszechświecie.
– Czyli co? – przerwał ponownie Landarczyk.
– Zabił rasy, które dopiero się rozwijały – wyznał z olbrzymim smutkiem Yasha. – Bezpowrotnie zniszczył szansę na ich zaistnienie w historii kosmosu. Zabrał im życie w najokrutniejszym tego słowa znaczeniu, największy dar ofiarowany przez bogów. I nigdy nie wykazał z tego powodu skruchy.
Tak rozpoczęła się pierwsza, a zarazem najtragiczniejsza i najdłuższa wojna w dziejach wszechświata. Mieszkańcy kosmosu podzielili się na dwa obozy. Jedni walczyli z Wielkim Królem, inni starali się za wszelką cenę stawić mu opór. W wyniku tego konfliktu zniszczono wiele planet, wiele ras poległo i na zawsze zostało zatraconych w historii. Nikt nie wie, jak długo trwałaby ta wojna i jak wielkie jeszcze przyniosła zniszczenie, gdyby Wielki Król nie dopuścił się kolejnej wielkiej zbrodni. Niezwykle długie życie, jakie zawdzięczał swemu ojcu, było dla niego zbyt krótkie, chciał sięgnąć po nieśmiertelność daną jedynie opiekunom. A wraz z nią zdobyć dar tworzenia, by kształtować kosmos wedle własnego uznania, by stać się władcą absolutnym, któremu nikt nie będzie w stanie się przeciwstawić. Wówczas do walki dołączyli bogowie.
 Właśnie wtedy, wśród bólu, śmierci i rozlewu krwi narodził się pierwszy Legendarny Wojownik. Byt stworzony po to, by przynieść nadzieję na lepsze jutro, by ocalić wszechświat i mimo tego, przez co przeszedł, pozwolić mu dalej się rozwijać i kształtować.
Potęga pięciu była ogromna, Legendarny Wojownik okazał się istotą niepokonaną, okrzyknięto go mianem najpotężniejszego wojownika we wszechświecie. Legenda o nim dotarła na niemal wszystkie planety kosmosu i przetrwała, chociaż w różnych wersjach.
Wielki Król wraz ze swymi generałami szybko zorientowali się, że wojna powoli zbliża się do końca i to nie oni wyjdą z niej zwycięsko. W ostatecznym pojedynku Kaio chciał darować życie swemu przeciwnikowi, ukarać go w inny sposób, ale Legendarny Wojownik nie pozwolił mu na to. Przebił pierś Wielkiego Króla mieczem, zabijając swego najpotężniejszego wroga, ale przyszło zapłacić mu za to własnym życiem. Generałów Kaio zesłał na mroczne, znajdujące się u kresu wszechświata planety, gdzie do dziś każdy w samotności odbywa swą karę i nigdy nie zazna spokoju ani nie umrze.
Pomimo protestów, Kaio zamknął dostęp do planety bogów, otoczył ją barierą, przez którą nikt, nawet pierwsze dzieci, nie jest w stanie się przedostać. Jednakże opiekunowie czasem podróżują po wszechświecie, pomagają i starają nie dopuścić do wybuchu kolejnej tak straszliwej wojny.
– To im się nie udało – prychnął Ladvarian.
– Mimo że ciężko ci to pojąć, landarski książę, Vrieskas nie stanowi takiego zagrożenia jak Wielki Król. Można go zabić z olbrzymią łatwością, ma tak wiele słabych punktów.
– To dlaczego nikt tego nie zrobił? – zapytał Falonar. – Niby istnieje przepowiednia o tyranie, którego pokona Legendarny Wojownik. Dlaczego nie zabito go wcześniej, skoro to takie proste, a czekano tak wiele lat? Przecież Vrieskas również zniszczył wiele ras i gatunków. Dlaczego jego zbrodnie są mniejsze w porównaniu do Wielkiego Króla?
Ladvarian kiwnął głową, w pełni zgadzając się z przyjacielem i spojrzał wyczekująco na Yashę, by odpowiedział na te pytania. Przewodnik na chwilę zamknął oczy, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią lub odpowiednim doborem słów.
– Bo gdyby dać mu szansę i zaoferować inną rolę, mógłby przynieść wszechświatowi wiele dobrego.
– Mówimy chyba o dwóch zupełnie różnych osobach – rzekła z sarkazmem Ladvarian. – Teraz nam powiesz, że jest jednym z pierwszych dzieci i należy mu się jakaś magiczna boska ochrona? Albo to potomek jednego z mrocznych generałów, któremu należy się druga szansa?
– Ladvarianie… – zaczął Falonar z lekką naganą w głosie, ale książę tylko podniósł rękę, dając mu znak, by nie kończył zdania.
– Gdyby któremuś z generałów udało się uciec z więzienia, zostałby natychmiast stracony – wyjaśnił Yasha. – We wszechświecie żyje jedynie dwoje pierwszych dzieci, a Yaskaskanie nie mają z nimi nic wspólnego, mimo że mogą przeżyć wiele tysiącleci. Troje z nas uważa, że właśnie tak byłoby lepiej – zwrócił się do Falonara, odpowiadając na jego wcześniejsze zarzuty. – Możecie się z tym nie zgodzić, jesteście wolnymi istotami, które posiadają własne zdanie, pamiętajcie jednak, że żyjecie dwadzieścia kilka lat, ja widziałem dużo więcej i inaczej patrzę na wszystko.
Jednak zboczyliśmy z tematu. Kaio zamknął dostęp do planety bogów, jednak przed tym przeklął Alovlu. Wszystko, co znajdowało się na planecie, zostało zniszczone i nigdy więcej nie miało zaistnieć tu nowe życie. Wyjątek stanowiła mroczna wieża, jednak i ona została zapieczętowana. Nikt nigdy więcej nie miał dostać się do środka. Zakładano, że będzie tak przez wieki, bo oprócz Kaio tylko trzy osoby wiedziały, jak złamać pieczęcie. Nawet obdarzone nieśmiertelnością pierwsze dzieci nigdy nie otrzymały tej wiedzy.
Wewnątrz wieży Kaio ukrył róg, który ofiarował Legendarnemu Wojownikowi, gdy ten wziął udział w wojnie. Opiekunowie przysięgli, że nigdy więcej nie powołają do życia tego potężnego bytu, że nigdy więcej nie będzie on kompletny. Ale Kaio jak zwykle postawił na swoim i wysłał tu ciebie, byś dokonał tego, co wydawało się niemożliwe.
 – To Wyrocznia powiedziała nam o tym miejscu, najwyraźniej ktoś jednak poznał sekrety bogów – prychnął z ironią Ladvarian.
– Nie masz pojęcia, landarski książę, kim jest Wyrocznia i skąd czerpię swą wiedzę oraz czym tak naprawdę jest Oraculum.
– Nie obchodzi mnie to – stwierdził Ladvarian. – Chcę wiedzieć, czy to ja, nie Kaelas, jestem Legendarnym Wojownikiem, skoro zostałem tu wysłany, by zdobyć ten ważny róg.
– Oboje tak bardzo chcecie wiedzieć, kim on jest, każdy z was tak bardzo chce nim być, ale nie macie pojęcia, jak wiele nieszczęścia to przyniesie. Poznasz odpowiedź, landarski książę – dodał, widząc, że zirytowany Ladvarian próbował coś wtrącić. – Gdy zdobędziesz róg i udasz się do centrum, na planetę bogów.
Po tych słowach Landarczyk parsknął śmiechem. Nie potrafił się powstrzymać, gdyż to wydawało mu się zbyt absurdalne. Miał uwierzyć, że za barierą rzeczywiście żyją bogowie i został zaproszony na spotkanie z nimi, by odpowiedzieli na wszystkie nurtujące go pytania?
– Mam zginąć, uderzając w tę barierę, czy wcześniej zestrzelą mnie statki Vrieskasa, które ją otaczają? – prychnął. – Nie wierzę w to, że cokolwiek się za nią znajduje, a tym bardziej nie bogowie.
– Nie uciekniesz przed przeznaczeniem, landarski książę. Czy ci się to podoba, czy nie, Bracia Duszy byli pomysłem Kaio, od dawna postępujecie zgodnie z jego planem, chociaż nie zdajecie sobie z tego sprawy. Słucham więc twojej decyzji. Chcesz wejść do wieży, czy wracasz na Landare bez rogu. Nie przeszkodzę ci ani w jednym, ani w drugim.
Ladvarian zastanowił się nad tym przez chwilę. Sam nie wiedział, czego tak naprawdę chciał Yasha i co tu w ogóle robił. Niby opowiedział im historię planety, ale co to miało za znaczenie w jego życiu, skoro przewodnik uważał, że Vrieskas wcale nie był zły. To mijało się ze wszystkim, co próbował w ciągu całego życia osiągnąć książę. Wszystkie jego plany i ambicje w jednej chwili zostały zmiecione.
Teoretycznie nie potrzebował rogu, wątpił, aby kiedykolwiek miał go użyć, jednakże z drugiej strony był to atrybut Legendarnego Wojownika. Nie po to przyleciał tutaj, aby teraz się wycofać i odejść z pustymi rękami. Tak nie zachowywał się wojownik.
– Wejdę do wieży i zdobędę ten róg – zdecydował.
Yasha kiwnął głową na znak, że rozumie, jednak smutek na jego obliczu jakby się pogłębił. Ladvarian miał wrażenie, że mężczyzna wolałby, aby Landarczyk zawrócił i zapomniał o rogu. Książę jednakże nie zamierzał zmienić decyzji.

5 komentarzy:

  1. Przeczytałam ^^.
    Nie spodziewałam się, że ta planeta będzie taka opuszczona i nieprzyjazna. Niemniej jednak, bardzo się ucieszyłam, że tutaj znowu przedstawiłaś nam jakąś historię. Uwielbiam te opowieści i retrospekcje wyjaśniające jakieś wątki z przeszłości. To jedne z moich ulubionych elementów tej historii.
    Ciekawe tylko, skąd Yasha się tam wziął, skoro ta planeta jest opuszczona? Wiedział, że ktoś ma tam przybyć? Wgl jakoś mi się kojarzy to imię, czy ta postać występowała wcześniej?
    Niemniej jednak, to faktycznie musiała być okropna ta pierwsza wojna, skoro to, co się dzieje teraz, podobno nie jest wcale takie złe. Ale to pewnie faktycznie musiało być strasznie dawno.
    Ale spodobało mi się też to, że nie demonizujesz tak Vrieskasa. Częśc bohaterów uważa go za złego, i nic dziwnego, skoro zrobił dużo okropnych rzeczy, no i tym bardziej, że to normalne, że bohaterowie mogą mieć jakieś subiektywne odczucia, ale dobrze, że jest też jakaś przeciwwaga. Bo jednak takie bardziej niejednoznaczne postacie są ciekawsze. No i Yahsa pewnie żyje na tyle długo, że patrzy na obecną sytuację inaczej niż np. Ladvarian, który jest bardzo młody.
    Jestem jednak bardzo ciekawa, co będzie z tą wieżą i z tym rogiem. No i czy dostaną się na tą planetę bogów? Na razie oni są bardzo sceptyczni co do tego wszystkiego, zapewne uważają te opowieści za jakieś legendy z przeszłości.
    No nic, zostaje czekać na ciąg dalszy ^^. Sytuacja się zagęszcza ;)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bardzo lubię pisać takie różne opowieści o przeszłości, jeżeli dobrze pamiętam, to do końca opowiadania powinny pojawić się jeszcze dwie, bo jak dobrze kojarzę Mistrz Penyu nie rozgadał się za bardzo.
      Tak, dobrze ci się kojarzy, bo Yasha wystąpił już wcześniej. Rozmawiał razem z Asharą i Snowem na Orjuus. No i Yasha wiedział, że Ladvarian został tam wysłany, dlatego wybrał się na Alovlu i czekał na niego.
      Za bardzo lubię Vrieskasa, by zrobić z niego demona pozbawionego jakichkolwiek uczuć ;) Zresztą, sama nie lubię postaci, które są złe, bo są złe, od początku były złe, a nawet urodziły się złe i nic nie mogą zrobić w życiu.
      Ale Ladvarian jest za młody, by zrozumieć, czy dostrzec niektóre kwestie.

      Usuń
  2. Zaciekawiło mnie, ze Vrieskas moze zrobic duzo dobrego. Kiedyś moze i był inny, sle teraz wydaje sie, jakby zapomniał o swoich korzeniach... No cóż, zobaczymy. Yesha wydaje mi sie byc rozsądny, zreszta jak sam stwierdził,jest o wiele starszy, wiec ma wieksze doswiadczenie. Mysle, ze Ladvariam powinien zdobyć róg, ale smutek Y był spowodowany nie do konca dobra motywacja księcia, tak mi sie zdaje... Czy Yesha jest bogiem? I wlasciwie jako, cudem Ladvarian na przejść przez barierę? I co z Faloanarem (nadal chciałabym,zeby on był wojownikiem, ale to mal możliwe. Moze jednak nie bedzie tego wojownika? Skoro juz nigdy nie chcieli tak potężnego bytu? Ale to byłoby troche... Dołujące xD) . Ciekawi mnie co bedzie dalej i kiedy wreszcie wszyscy bohaterowie sie spotkają... Nie moge sie doczekać
    Zapraszam na niedoceniony.blogspot.com - nowość

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy rozdział. Zdecydowanie ta opowieść o Wielkim Królu i pierwszej wojnie była bardzo interesująca i wyjaśnia pewne aspekty dotyczące wcześniejszego Legendarnego Wojownika, jak i pierwszych historii wszechświata.
    Niezwykle intrygujące jest to, że Wielki Król był o wiele groźniejszy od Vrieskasa. Że obecnie bogowie chcą, aby przekonać Yaskanina o staniu się lepszym. Nie zdziwiło mnie to, że Ladvarian i Felonar tak zareagowali, bowiem w tej wojnie przeszli wiele i stracili bliskie im osoby.
    Czasami warto dać drugą szanse na odkupienie win, zważywszy na całą historię Vrieskasa, którą wcześniej nam przedstawiłaś w Bonusie. Ciekawa jestem jak ten wątek potoczy się dalej. Czy tym razem los tytana będzie zupełnie inny niż zabicie go przez Legendarnego Wojownika? Nie jestem wstanie tego wywnioskować, bo ty zawsze mnie zaskakujesz w tym opowiadaniu.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ło... to jednak był ktoś potężniejszy od V? Nie spodziewałam się. A jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, że mógłby on zrobić wiele dobrego. Jakoś ciężko jest mi to sobie wyobrazić. Ale skoro ten przewodnik tak stwierdził, to może coś w tym jest. Może on nie chce, by Legendarny Wojownik pokonał V. Wszystko okaże się, gdy Ladvarian zdobędzie róg, o ile mu się to uda. Pewnie nie pójdzie tak łatwo, a może... Nie no, czuję, że czekają na nich jakieś przeszkody w tej wieży. :D

    OdpowiedzUsuń