Człowiek nie dostrzega ważnych chwil w życiu, rozumie
to dopiero wtedy, gdy jest już za późno.
Agatha Christie
Ladvarian
krzyczał, próbując sprzeciwić się temu, co się wydarzyło. Nie mógł stać się
drugim królem Ladvarianem, nie mógł dopuścić, by dawny koszmar okazał się
rzeczywistością. Skupiając całą siłę woli, starał się stamtąd wyrwać. Po chwili
znów był obserwatorem zdarzeń. Patrzył na tamtego Ladvariana, klęczącego przed
Evolet, jednak już nim nie był. Na powrót posiadał własne ciało i tożsamość. Za
wszelką cenę chciał uciec, zostawić ten obraz daleko za sobą.
W następnym momencie klęczał na zimnej
posadzce w mrocznej wieży, drzwi prowadzące do alternatywnego życia bez
Vrieskasa zostały zamknięte, jednakże bladoniebieska zjawa nadal nad nim
górowała. Ladvarian patrzył na nią, starając się uspokoić oddech.
– W ogóle nie chciałeś stamtąd odchodzić,
pewnie zostałbyś, gdyby historia nie zatoczyła koła – syknęło widmo. – Jesteś
słaby i nigdy nie dotrzesz na szczyt.
– Nie jestem słaby – zaprzeczył szybko
Ladvarian. – Na początku jedynie obserwowałem, potem stałem się tamtym sobą,
nawet nie pamiętam kiedy.
– Bo tego chciałeś.
– Dlaczego nie było tam Falonara? – zadał
kolejne pytanie, ignorując wcześniejsze słowa widma. Jeśli była to prawda, to
jak mógł tak szybko zapomnieć o prawdziwym życiu i tym, co znaczyło ono dla
niego.
– Ponieważ Zevran nigdy się nie narodził.
Landare zamieszkiwali tylko i wyłącznie osobnicy czystej krwi. Ojciec Zevrana
nigdy nie przybył na planetę wojowników, nigdy nie poznał jego matki. A nawet
gdyby, to sądzisz, że historia okazałaby się dla niego łaskawa. Generał Hexx
nie przybyłby na Landare, nie okazałby mu litości, nie dał drugiej szansy. Ale
skoro tak bardzo brakowało ci twego mężczyzny, może chcesz zobaczyć przyszłość?
Zjawa wskazała na drzwi znajdujące się
naprzeciwko tamtych. Ladvarian ze zdziwieniem patrzył w tamtym kierunku. Nic
nie rozumiał, przecież na początku była tam jedynie ściana, nic więcej.
– Przyszłość, w której ty okażesz się
Legendarnym Wojownikiem – kontynuowała zjawa. – Zabijesz Vrieskasa i
przywrócisz niezależność Landare, zasiadając na tronie jako król.
– I znów nie będę mógł się wydostać –
prychnął Ladvarian, stając na nogach.
– To zależy od ciebie, drzwi znajdowały się
cały czas za tobą.
Książę chciał minąć zjawę i iść dalej,
jednakże znów coś ciągnęło go w stronę drzwi. Chciał jedynie zerknąć, zobaczyć,
jaka przyszłość mogła go czekać, jedynie na kilka sekund. Tylko zerknie, jaka
stała się Landare. Wiedział już, co czeka go w środku, był przygotowany na to,
by oprzeć się tej dziwnej sile i nie dać zniewolić w alternatywie.
Podszedł do drzwi i otworzył je, pewny
siebie przekroczył próg. Tym razem znów znalazł się na Landare, jednakże ta
niewiele różniła się od obecnej ojczyzny księcia. Doszedł do wniosku, że nie
minęło dużo czasu od pokonania Vrieskasa. Od
jego zwycięstwa.
Po chwili znów zatracił się w nowym
świecie. Był Ladvarianem, ale innym. Zwycięzcą, nowym królem, a przede
wszystkim Legendarnym Wojownikiem. Siedział na tronie swych przodków i starał
się zaprowadzić porządek po chaosie, który przez tysiąclecia wprowadzał
Vrieskas. Jednakże nie sądził, że będzie to tak ciężka praca.
Tak wiele chciał osiągnąć, tak wiele
zmienić, lecz nie wszystko okazało się możliwe. Po obaleniu Vrieskasa zapanował
chaos, nie wszystkie planety chciały odzyskać wolność, na niektóre nie doszła
nawet wiadomość, że władca nie żyje. Tak wiele spraw, a tak mało czasu.
Był pewien, że Kaelas zostanie, by wesprzeć
króla, pomóc mu w osadzeniu wszystkiego na właściwych torach, jednakże po
ostatniej bitwie odszedł. Zdradził go i wraz z Kendappą opuścili Landare, a
także strefę północną. Twierdzili, że udają się na południe i już nigdy nie
zamierzają powrócić. Nie do świata wyglądającego w ten sposób.
Nawet Falonar z każdym dniem oddalał się od
niego. Rozpoczęło się to po opuszczeniu Alovlu, gdy stracił rękę i został
zdegradowany z kasty wojowników. Już nigdy więcej nie wolno mu było chwycić
miecza w dłoń, by stanąć do walki. Ladvarian był pewien, że mimo wszystko
przyjaciel nadal wiernie stanie u jego boku, by służyć mu radą i pomocą. Lecz
tak bardzo się pomylił.
Po ostatniej bitwie Falonar z dnia na dzień
odsuwał się w cień, powoli znikał z życia Ladvariana. Na początku widywali się
regularnie, lecz z czasem kolejne spotkania odbywały się coraz rzadziej. Raz na
tydzień, na dwa, raz w miesiącu, co kilka miesięcy, wcale. Z czasem nie
pamiętał już nawet, kiedy widzieli się po raz ostatni, Falonar po prostu
zniknął, a on już nigdy więcej go nie szukał. Zaakceptował tę sytuację, bo wiedział,
że tak musi być.
Po jakimś czasie ożenił się z Landarką
czystej krwi i miał z nią trójkę dzieci. Musiał zadbać o to, by królewska linia
nigdy nie wymarła. Nigdy nie kochał tej kobiety, nigdy tak naprawdę go nie
obchodziła, liczyło się jedynie przetrwanie. Zrzucił na nią wszystkie obowiązki
wychowania dzieci, by sam mógł zająć się ważniejszymi sprawami. Jako król nie
mógł pozwolić sobie na zaprzątanie głowy podrzędnymi rzeczami.
Gdy wydawało mu się, że życie na Ladnare
powoli wkracza na właściwe tory, na planecie wylądował statek z osobą, której
Ladvarian najmniej się spodziewał. To księżniczka Evolet przyleciała, by prosić
go o pomoc. Zgodził się z nią spotkać, chociaż na początku w ogóle nie zamierzał
wspierać planów Yaskaskanki.
Patrząc na księżniczkę, miał wrażenie, że
nic a nic się nie zmieniła. Zresztą, dla niej lata, które minęły, były jedynie
chwilą w jej niesamowicie długim życiu. Jednakże nie wyglądała już na
zadowoloną z życia i beztroską kobietę, jej twarz była poważna i pełna trosk,
których nigdy dotąd nie zaznała.
– Nie sądziłem, że kiedykolwiek się jeszcze
spotkamy – powiedział zamiast przywitania Ladvarian.
– A ja ciągle miałam nadzieję, mój książę.
– Nie nazywaj mnie tak! Teraz jestem
królem! Legendarnym Wojownikiem, którego imię znane jest w całej strefie
północnej! – krzyknął, automatycznie zaciskając dłoń na rękojeści miecza,
chociaż w podświadomości wiedział, że nic mu ze strony kobiety nie grozi.
Evolet westchnęła i potarła skronie. W
tamtym momencie wyglądała, jakby cały świat zawalił się pod jej stopami.
– Wiem, kim jesteś, dlatego przyszłam do
ciebie, byś naprawił to, co zepsułeś, zabijając mojego ojca – powiedziała
ostro. – Strefa północna szykuje się do wojny, nie jestem w stanie sama nad
wszystkim zapanować. Planety buntują się jedna po drugiej.
– Skoro nadal trzymasz je w niewoli –
prychnął Ladvarian.
– To nie niewola, a sojusz na równych
warunkach. Może i Yaskas nadal kontroluje wiele rzeczy, ale nie kontynuuję
planów mego ojca, nie przesuwam ekspansji na resztę wszechświata. A ty
doskonale o tym wiesz! Oni chcą zająć jego miejsce, chcą ze mną walczyć, by
zagarnąć tron dla siebie. Marzy im się tytuł następnego cesarza, przyjście na
gotowe, gdy tak wiele zostało już zrobione.
– To staw im czoło, nie jesteś słaba.
Poradzisz sobie z garstką idiotów.
– Nie chcę wojny, staram się utrzymać ten
marny pokój, który stworzyłam.
Ladvarian spojrzał na Evolet z
niedowierzaniem, jednakże w jej słowach nie wyłapał kłamstwa. Najwyraźniej
księżniczce zależało na tym, by nie dopuścić do wojny międzyplanetarnej.
Zastawiał się jednak, jaki miała w tym cel.
– Czemu mi to mówisz? Po co w ogóle tu przyleciałaś?
– Chyba starość daje ci się we znaki,
Ladvarianie. Jesteś ich Legendarnym Wojownikiem. Ja mogę nawoływać do pokoju,
ale to ty masz autorytet i tylko ty możesz pomóc mi rzeczywiście go zapewnić. A
jeżeli się nie uda, stanąć do walki jako mój sojusznik. Przyznaj, że czasem
nudzi ci się na Landare. Zero walki, do której stworzeni zostali landarscy
wojownicy, a jedynie polityka. Chciałbyś się stąd wyrwać i na powrót
zakosztować życia, znów zobaczyć kosmos. Możesz zabrać Falonara, jakoś to
przetrwam – dodała, jakby miało to jakiekolwiek znacznie.
– Nie widziałem go od bardzo dawna – wyznał
Ladvarian. – Odszedł. Zresztą, na nic by się nie przydał, nie może już nosić
miecza, nie jest wojownikiem.
– Z powodu ręki? To chore – zdziwiła się
Evolet. Widząc groźne spojrzenie Landarczyka, dodała szybko: – W ogóle to nie
moja sprawa. To wasze prehistoryczne prawa, nie mam zamiaru się wtrącać ani
komentować. Nigdy bym nie pomyślała, że tak łatwo możesz go odprawić.
Ladvarian bez mrugnięcia okiem przyjął
propozycję Evolet. Ani razu nie oglądając się za siebie, zostawił Landare i
rodzinę. Księżniczka miała rację, był Legendarnym Wojownikiem i rasy strefy
północnej szanowały go i uwielbiały. Powstrzymał wojnę niemal bez rozlewu krwi,
na powrót przywracając pokój w tej części wszechświata.
Jednakże potem nie wrócił do ojczyzny,
został na Yaskas razem z Evolet. Chciał pomóc w utrzymaniu porządku, lecz z
czasem było to dla niego za mało, dla nich za mało. Doszli do wniosku, że
dzieło Vrieskasa musi zostać kontynuowane i w taki sposób Legendarny Wojownik
pod własnym sztandarem zaczął niewolić inne rasy i podbijać nowe planety, by
powiększyć imperium, którym władał wraz z Evolet.
Był pewien, że to jest ścieżka, którą chce
iść, jedyna słuszna droga. Jednak i tym razem znalazł się ktoś, kto nie miał
zamiaru pozwolić na powtórzenie błędów przeszłości. Kaelas powrócił z południa
i wyzwał Legendarnego Wojownika na pojedynek na śmierć i życie. Walkę, która
miała zakończyć powstający na nowo horror.
Ladvarian przyjął wyzwanie, stanął
naprzeciwko przeciwnika, patrząc mu wprost w ciemnoniebieskie oczy, identyczne
jak jego, ale zarazem zupełnie inne. W tamtym momencie przypomniał sobie, że
kiedyś już doszło do takiego pojedynku. W jaskini na Oraculum, gdy dowiedział
się o przepowiedni i Braciach Duszy. I w tedy nie miał najmniejszych szans na
zwycięstwo w boju z tak potężnym wojownikiem.
– Sądziłem, że będziesz dobrym królem,
widząc, do czego doprowadził Vrieskas, że postarasz się to naprawić. Jednakże
ty niczym się od niego nie różnisz – powiedział Kaelas.
– Nieee! – wrzasnął Ladvarian, chwytając
się za głowę.
Znów klęczał na posadzce przed drzwiami
prowadzącymi do alternatywnego świata, w którym to on okazał się Legendarnym
Wojownikiem. Skulił się, starając ukryć przed zjawą napływające do oczu łzy.
Nie mógł pozwolić by ktokolwiek widział go w takim stanie, nawet widmo. Nie miał
zamiaru utracić honoru.
To, co zobaczył za drugim razem, wywarło na
Ladvarianie ogromny wpływ. Ciężko było mu dojść do siebie po tym, jak to on
stał się człowiekiem identycznym jak Vrieskas. Na dodatek nie wyobrażał sobie
sytuacji, w której pozwoliłby w taki sposób odejść Falonarowi. To nie powód, by
odtrącać przyjaciela, mimo że nie miał już prawa do nazywania siebie
wojownikiem.
Nie,
upomniał się w myślach książę. Nie wolno
mi tak myśleć. To nadal ten sam Falonar, nic się nie zmieniło. Nic! Otarł
twarz wierzchem dłoni, starając się ukryć oznaki wcześniejszej słabości, po
czym podniósł się do pozycji stojącej i spojrzał na widmo.
– Dlaczego zawsze stawałem się kimś innym?
Dlaczego nigdy nie byłem sobą? – zapytał, starając się, by jego głos brzmiał
pewnie.
– Może to właśnie ty, wiecznie
przypominający kogoś innego. Nie pomyślałeś, że nigdy nie jesteś sobą, że nie
masz własnego ja, a jedynie przez całe życie naśladujesz innych? Ale skoro tak
bardzo ci się to nie podoba, to zawróć. Opuść wieżę i zacznij być sobą, o ile w
ogóle to potrafisz.
– Najpierw zdobędę róg – zdecydował twardo
książę, wymijając zjawę, by kontynuować dalszą wspinaczkę na szczyt wieży.
– Więc idź – syknęła za nim. – Zobacz też
inne komnaty. Sprawdź, jak inaczej mógłbyś ukształtować swoje życie, gdybyś nie
popełnił tyle błędów. Lub jakby samo się ukształtowało, gdyby los chciał
inaczej.
– Tym razem mnie nie zwiedziesz. Nie chcę
oglądać więcej nieistniejących światów!
– Boisz się tego, co możesz zobaczyć? Że
staniesz się jeszcze gorszy?
– Niczego się nie boję! – krzyknął
Ladvarian.
Zatrzymał się i odwrócił w stronę zjawy,
wyciągając miecz. Jednakże broń wycelowana została w pustą przestrzeń. Widmo
zniknęło z poprzedniego miejsca, materializując się na wyższych stopniach, znów
blokując księciu dalszą drogę w górę. Uniosła błękitną dłoń, wskazując na drzwi
znajdujące się po prawej stronie.
– To świat, w którym żyje twoja matka.
Piękna i mądra, w dzieciństwie opowiadająca ci co wieczór historie o prawdziwej
Landare. Rzeczywistość, w której posiadałeś rodzinę, prawdziwą, kochającą
rodzinę.
– Nie – powiedział Ladvarian, jednak
wszelka pewność zniknęła z jego głosu.
Chciał iść dalej, już stawiał stopę na
następnym stopniu, jednakże jeszcze raz odwrócił głowę w stronę drzwi. Tam nie
mogło czekać na niego nic złego, żywa matka nie mogła odmienić jego świata na
gorsze. Tak samo myślałeś wcześniej,
rozległo się ostatnie wołanie zdrowego rozsądku, jednakże je zignorował.
Zawrócił i wszedł do kolejnej alternatywy.
Jednak tym razem wszystko potoczyło się
inaczej. Był obserwatorem tego, co się działo, nie stał się automatycznie sobą
z tego świata. Tak naprawdę po raz pierwszy mógł zobaczyć swoją matkę. Kobieta
zmarła, gdy miał dwa lata, dlatego w ogóle jej nie pamiętał. Nie wiedział nawet
jaka była, gdyż ojciec kategorycznie odmówił wszelkich rozmów na temat żony.
A teraz ją widział. Piękną i młodą
Landarkę, która miała przed sobą niemal całe życie. Nie należała do kasty
wojowników, ale dla syna nic to nie znaczyło. Niesamowicie długie, brązowe
włosy czesała w najróżniejsze eleganckie fryzury, także jej stroje nie
pozostawiały nic do życzenia. Idealnie dobierała je do figury, podkreślając swe
kobiece atuty. Z jej rumianej twarzy nigdy nie znikał radosny uśmiech.
Także książę Peyton wyglądał zupełnie
inaczej. Był dużo starszy od swojej młodziutkiej żony, jednakże w niczym nie
przypominał starca wiecznie leżącego w łóżku i na każdym kroku przypominającego
innym, że kolejnego dnia na pewno umrze.
Ladvarian widział prawdziwą rodzinę. Matkę
i ojca troszczących się o swego kilkuletniego syna, zapewniających mu wszystko,
czego potrzebował. Nie tylko najlepsze wykształcenie, ale także zabawę,
wspólnie spędzony czas, chwile, w których byli tylko we trójkę.
Na policzkach księcia pojawiły się
niechciane łzy. Otarł je wierzchem dłoni, ale to niewiele pomogło. W sercu czuł
ogromny żal, że tak nie wyglądało jego życie, że nigdy nie było mu dane zaznać
takiego ciepła rodzinnego, jakie posiadał ten kilkuletni Ladvarian.
Tak bardzo chciał, aby to był jego świat,
aby mógł cofnąć się o te kilkanaście lat i przeżyć swoje życie na nowo właśnie
w ten sposób. Poznać historię Landare z ust matki, nie Selyse, ćwiczyć podstawy
walki z ojcem, nie mistrzami czy samodzielnie. Chciał, by widzieli, jak
dorasta, jak staje się mężczyzną i przystępuje do Ceremonii, jak zostaje
okrzyknięty najwybitniejszym wojownikiem od wieków, jak zdobywa Garudę i
ostatecznie kładzie kres panowaniu Vrieskasa.
W tamtym momencie zaczął zmieniać się obraz
przed oczami księcia. W jednej chwili obserwował spędzającą wesoło czas
rodzinę, a w następnej był małym Ladvarianem. To on bawił się z mamą i tatą,
nigdy nie zaznał żadnych trosk, był szczęśliwym i kochanym dzieckiem. Wieża
wysłuchała jego prośbę i pozwoliła mu przeżyć wszystko od nowa, zupełnie
inaczej. W tym lepszym świecie.
Nie!
Resztki świadomości księcia próbowały się przed tym obronić. To był idealny
świat, ale nie mógł w nim pozostać. Chociaż tak bardzo chciał. Miał zadanie do
wykonania, nadal znajdował się w wieży i musiał dotrzeć na jej szczyt, nie mógł
zawieść Falonara, który poświęcił dla niego wszystko.
Skupił całą siłę woli, starając się walczyć
z siłą, która wepchnęła go w ciało i świadomość kilkulatka. Starał się wycofać,
wyrwać z tej skorupy i znaleźć drzwi. Nie było to łatwe zadanie. Wieża poznała
jego słabość i za wszelką cenę starała uwięzić na zawsze w tej rzeczywistość.
Czuł jej potęgę i radość, że za trzecim razem udało się jej pochwycić go w swe
sidła, że pokazała to, czego najbardziej pragnął.
Ladvarian nie poddawał się, chociaż czuł
się tak, jakby za chwilę miał paść ze zmęczenia. Tym razem nie mógł dać się
pokonać wieży, bo to oznaczałoby jego koniec. Starał się wycofać, jednakże nie
posiadał już własnego ciała, a kilkuletni on nadal robił to, co wcześniej,
jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, że ktoś znajduje się w jego
głowie.
Nagle zorientował się, że jego świadomość
jakby się wycofuje, oddala od iluzji wieży. Nie był już kilkulatkiem, ale nadal
nie znajdował się we własnym ciele. Zawisł w połowie, w nienazwanym stanie,
jednakże miał wrażenie, że coś, co pełniło funkcję jego dłoni, natrafiło na
klamkę. Otworzył drzwi i w ułamku sekundy znalazł się na schodach. Alternatywny
świat zniknął, a on znów posiadał swoje ciało. Siła, z którą walczył, zniknęła,
a wraz z nią zjawa. Lecz coś podpowiadało Ladvarianowi, że to jeszcze nie
koniec.
Nie poświęcając nawet chwili na analizę
tego, co się właśnie wydarzyło, książę zaczął wbiegać na górę najszybciej jak
potrafił, często przeskakując po dwa, trzy stopnie na raz. Wiedział, że już nie
mógł pozwolić sobie na jakiekolwiek zawahanie. Wieża poznała jego największe
pragnienie i tylko czekała, aż okaże słabość.
Biegł przed siebie, zdając sobie sprawę, że
co chwilę mijał najróżniejsze drzwi, które w swoisty sposób przyciągały go. Wieża
chciała, by się zatrzymał, by zerknął przez nie, zobaczył, co tym razem kryło
się po drugiej stronie. Jednakże Ladvarian całą siłą woli starał się ignorować
to natrętne uczucie. Wiedział, że znów zostałby wepchnięty w tę szczęśliwą
alternatywę i tym razem nie potrafiłby już znaleźć wyjścia. Zostałby uwięziony
w tych murach na zawsze i nawet nie zdawałby sobie z tego sprawy.
Starał się przez cały czas myśleć o swoim
prawdziwym życiu. Wiele razy było ciężko, ale to w pewien sposób pomagało
przezwyciężyć pokusę ponownego zerknięcia za którekolwiek z pojawiających się
drzwi. Wspominać Selyse, która opowiadała mu o historii Landare i nauczyła, jak
być dobrym człowiekiem. Tamta matka tak bardzo ją przypominała, jednakże nigdy
nie mogłaby w pełni zastąpić matki Falonara.
Myślał o przyjacielu, który czekał na niego
razem z Yashą. Wracał pamięcią do wspólnie spędzonego dzieciństwa, do tych
wszystkich misji, na jakie zostali razem wysłani. Wybiegał też myślami naprzód,
wiedząc, że nigdy nie odtrąci Falonara, nigdy nie stanie się tym człowiekiem,
którego widział za drugimi drzwiami. Obiecał, że wróci i miał zamiar dotrzymać
słowa. Przecież mieli jeszcze tak wiele do zrobienia.
Ladvarianowi wydawało się, że wędrówka po
schodach i walka z pokusami wieży trwała niesamowicie długo, jakby budynek
postanowił wykończyć go w ten sposób, skoro nie udało mu się zamknąć księcia w
jednym z alternatywnych światów.
Nagle dostrzegł szczyt. Nie wahał się ani
chwili. Otworzył ostatnie drzwi i przekroczył próg. Wiedział, że za nimi,
oprócz rogu, czeka na niego także wściekła potęga wieży, że bez względu na
wszystko będzie musiał ją pokonać, by wydostać się z budynku. Był na to
przygotowany.
Przeczytałam ;).
OdpowiedzUsuńOgólnie fajnie się czytało, choć coś krótki ten rozdział się wydaje. Faktycznie jest krótszy, czy tylko mi się wydaje?
Ale jak widać, alternatywnych rzeczywistości ciąg dalszy. Więc właśnie tak wygląda zagrożenie, jakie powoduje wieża - że kusi przybyszów alternatywnymi wersjami życia? Miałam wrażenie, że Ladvarian miał swoje chwile słabości - szczególnie w tym świecie, w którym miał normalną rodzinę. Pewnie mu tego brakowało, bo chyba stamtąd było mu najtrudniej wyjść. Nawet się nie spodziewałam, że może aż tak tęsknić do posiadania normalnej, pełnej rodziny, ale nic dziwnego, skoro praktycznie nie pamiętał matki, zaś z ojca też nie miał wielkiego pożytku, i był raczej zdany na siebie.
Za to alternatywna rzeczywistość, w której został legendarnym wojownikiem, też miała niezbyt ciekawe zakończenie. Ale może to będzie dla niego nauczka, i w przyszłości nie popełni takiego błędu?
Ogólnie bardzo ciekawy pomysł z tą wieżą. Bo przy tak długim opowiadaniu pewnie ciężko wymyślić coś, czego by jeszcze nie było, bo różne przywidzenia już miewali, a ta wieża w sumie fajnie to uzupełnia i też stanowi kolejną komplikację dla bohatera, i może potem powód do jakiegoś głębszego zastanowienia nad dotychczasowym oraz przyszłym życiem?
W każdym razie - tym razem chyba jakoś zgrabniej wyszły te alternatywne rzeczywistości. Takie mam przynajmniej wrażenie. Ale zastanawiam się, czy uda mu się zdobyć ten róg. Już dwa rozdziały po niego wchodzi ;).
Dziękuję :)
UsuńRozdział ma mniej więcej taką samą długość jak pozostałe, więc jednak tylko sprawiał takie wrażenie.
Oj, miał, miał. Zresztą, każdy człowiek ma jakieś słabości i tym razem Ladvarian przekonał się, że nie jest nikim super wyjątkowym.
Nauczką i bardzo surową lekcją będzie dla niego cały pobyt w wieży (może z wyjątkiem tej ostatniej alternatywy). Ale z drugiej strony to lepiej dla niego, bo przynajmniej będzie starał się tak żyć, by nie popełnić błędów jak Ladvariany w alternatywach.
Miałam jeszcze kilka pomysłów na planety, na których mogliby wylądować, ale już nie dałam rady z żaden sposób tego zmieścić ani tak wpleść w fabułę, by nie miało zgrzytów. Jednego pomysłu szczególnie żałuję, ale już, niestety, nic z tym nie zrobię.
Te alternatywne rzeczywistości były chyba jeszcze bardziej... problematyczne niż poprzednia, jak również lepiej opisane wg mnie (wtedy na początku nie ogarnęłam). Pierwsza pokazała, że mając władzę, często chce się jej jeszcze więcej i że można popełnić te same błędy, które w przeszłości popełniał twój wróg. Druga była chyba jeszcze bardziej niebezpieczna,ponieważ urzeczywistniała wszystko, o czym marzy Ladvarian. nie wiem, jakim cudem się wyrwał, podobał mi się ten nierzeczywisty stan, ale dobrz,e że księciu udało się go przerwać... ale czuję,że najtrudniejsza próba wciąż rpzed nim. może przestanie po tym wszystkim wmawiać sobie, że nie kocha Falaonara. zapraszam na niedocenionego i zachęcam do komentowania.życzę wesołych świąt:)
OdpowiedzUsuńBo te mogły dotyczyć Ladvariana, ta pierwsza (teoretycznie) mogłaby nawet zostać w wcielona w życie. No a tamta poprzednia była jedynie takim gdybaniem, które i tak w żaden sposób nie mogłoby się już sprawdzić.
UsuńPrzed Ladvarianem najtrudniejsza walka, do jakich dochodzi czasem w grach RPG, ale już nie pamiętam szczegółów. No i na pewno po tym wszystkim dokładnie sobie wszystko przemyśli.
Ajć, ale długo mnie tu nie było. Ale czytałam, czytałam cały czas, tylko na komentowanie czasu tak jakoś brakło. Albo zapomniałam - ja mówiłam, sklerozę mam.
OdpowiedzUsuńOstatnio to chyba komentowałam Kaelsa, ale przed rozwiązeniem sprawy ze "znajomymi" Zevrana. No weź - jak teraz mam o nich mówić. Przyjaciele nie chcieliby go od razu wykilać, nie wbiliby noża w plecy, postaraliby sie gojakoś obezwładnić. Nie to, żebym twierdziła, że Zevran zachował sie w porządku i przepowiednia nie zrobiła mu wody z mózgu. No, ale mimo wszystko - cała sytuacja jest bardzo przykra, bo w sumie to sama zdrada.
Yasha, stary druh, opiekun zachodu pojawił sie na horyzoncie. Chociaż po pierwszych zdaniach, to wzięłam go za kogoś innego... no, ale nie wspominajmy, ogarnęłam się ;) On chyba najbardziej ze wszytskich opiekunów pasował do roli przewodnika (w końcu jest taki poważny i świetnie wpisuje się w apokaliptyczny klimat Alovlu).
No właśnie historia Legendarnego Wojownika. Kocham to jak w ostatnich rozdziałam trzepisz Ladvisia w tę durną łepetynę faktem, że Vrieskas wcale nie jest taki zły. Naprawdę, szczególnie, gdy czytam o tych alternatywnych przyszłościach. Bosz... przecież to totalna masakra, znaczy żadna, no żadna (wyłączajac tę słodką alternatywę z matką Ladvariana, ale ta akurat nie zdązyła sie za bardzo rozwinąć) nie była lepsza od rzeczywistości. Wszedzie chaos i wyrachowanie i jakieś przesądy o nieprzydatności wojowników bez ręki. Takich rzeczy to nawet Vrieś nie uskutecznia. A już to gadanie o chaosie wprowadzanym przez Vrieskasa było dla nie hipokryzją. No przepraszam, ale ja tego tyrana lubię i będę bronić własną, cholerną piersią. Normalnie zaraz zacznę zyczyć LAdvisiowi, żeby zabił sie na tych nieszczęsnych schodach, więc lepiej zamilknę...
Ale, ale właśnie Ladviś (nie, nie będę wieszać psów). Zaimponowałaś mi jego kreacją. Bo to rzeczywiście jest prawda, że Ladvarian robi to, czego sie od niego wymaga i raczej nie przebiera w środkach. W dodatku sprawa Falonara - bardziej niż to opuszczenie z wizji, mnie uderzyło zdanie pojawiajace sie wczesniej, zanim Ladviś wszedł do wieży. Bo Ladvarian mówi, że cały ten romans z Falonarem to bardziej ciekawość niż jego uczucie (co później ładnie łaczy sie z tym, że wchodził do tych alternatyw właśnie z ciekawości). Bo tak w sumie to ja odnoszę wrażenie, że Ladvarian tak szczerze nikogo nie kocha - za każdym razem była to raczej fascynacja tą drugą osobą, niże takie uczucie jak np. Kaelas i Kendappa. I coś takiego jestem w stanie przyjąć do widadomości, a nawet przyklasnę ;)
Na tle tych kilku rozdział bardzo żal natomiast Falonara. On jest trochę jak taki wierny pies, który zrobi dla swojego pana wszystko. Szkod tylko, że jego panowi nie zalezy na nim aż tak, że mimo wszystko to więź dość jednostronna.
A w ogóle to miałam strasznie cię pochwalić, bo w tych kilku rozdziałach świetnie cofasz się do poprzednich. Przecież poddanie Landare tak bardzo przypomina prolog (ha, pamiętam!), że aż tak cieplutko się robi na serduchu, choć łapie pewna nostalgia, nie przeczę. Wspomnienie o Zevranie, o tej zebrzastej wyroczni (pole maków? tych kwiatków, co mieszały w łepetynie mi się przypomniało nie wiedziec czemu), no i groty. Co zabawne wtedy to Ladvarian stracił rękę, teraz Falonar (ale już naprawdę). Naprawdę, naprawdę - wielki szacun ^^
Pozdrawiam ;)
Jednak wieży nie udało się zatrzymać go w żadnym ze światów, choć była blisko... Teraz pewnie czeka go kolejna przeszkoda, ale mam nadzieję, że sobie poradzi. Przecież ona nie może decydować za niego, nie może wiedzieć, jaką Ladvarian podejmie decyzję, gdy już wygra. Może pozostanie sobą, może nie odtrąci Falonara i nie będzie podbijał innych planet. Taką mam nadzieję. Skoro tego nie chce... to czemu miałby zmienić zdanie w przyszłości, która przecież zależy tylko od niego, nie od wież? Pewnie specjalnie pokazała mu taki obraz, by odwieść go od zdobycia rogu. Mam jednak nadzieję, że mu się uda. W końcu Falonar tak się poświęcił, by Ladvarian mógł tam wejść. Nie może teraz tego zmarnować.
OdpowiedzUsuńPokusa to paskudna sprawa. Ladvarian wiele ryzykował wchodząc do kolejnych drzwi. Pierwsza alternatywa była naprawdę nie mieszcząca się w głowie. To, jak Falonar zniknął raz na zawsze z życia Ladvariana. Że przez obcięcie ręki stracił szanse bycia wojownikiem. Choć muszę przyznać, że taka teoria jest dość dziwna, bo przecież można być sprawnym bez jednej ręki (chociaż na przykładzie Reevy... świetnie sobie radzi, i z pewnością Falonar sobie poradzi). Ta druga alternatywa była o wiele niepokojąca, choć Ladvarian zobaczył szczęśliwą rodzinę i czas, jak był kilkulatkiem. Takie obrazy mogą zahipnotyzować człowieka i dobrze, że Ladvarian obudził się w porę i wydostał się stamtąd.
OdpowiedzUsuńI w końcu dotarł na szczyt wieży. Ciekawa jestem, jakie tam będą czekały go pułapki.
Pozdrawiam serdecznie :)