Nie idź za mną, bo nie umiem prowadzić. Nie idź przede
mną, bo mogę za tobą nie nadążyć. Idź po prostu obok mnie i bądź moim
przyjacielem.
Albert Camus
Ladvarian
dotarł na szczyt wieży i ze zdziwieniem zorientował się, że ostatnie drzwi
zaprowadziły go na zewnątrz. Dach budowli był całkiem płaski i wyłożony
kamiennymi płytami. Nikt nie ogrodził go żadną barierką ani murkiem, przez co
łatwiej byłoby spaść na dół.
Na szczycie wiał ostry, zimny wiatr, mimo
że na dole w ogóle nie dało się go odczuć. Powietrze nie było tu ciężkie od
popiołów, dlatego Ladvarian zastanawiał się, czy rzeczywiście znajdował się z
powrotem na dworze, czy padł ofiarą kolejnej sztuczki wieży. Jednakże co do
jednego nie miał wątpliwości, gdyby spadł, nie przeżyłby tego.
Nie potrafił jednak wytłumaczyć sobie,
dlaczego na szczycie nic nie było, tylko pusta przestrzeń. Żadnego rogu, czy
wskazówki mającej powiedzieć mu, co powinien zrobić w następnej kolejności. Nie
sądził, aby Yasha go okłamał, lecz zastanawiał się, czy przypadkiem ktoś go nie
ubiegł. Przecież Wyrocznia mógł już kiedyś powiedzieć komuś o Alovlu, a ta
osoba dostała się do budowli i zabrała atrybut Legendarnego Wojownika. W takim
wypadku książę nie miał najmniejszych szans na jego odnalezienie. Chyba że Wyrocznia zadrwił ze mnie i to
Kaelasa wysłała tu wcześniej, przemknęło mu przez myśl. Może to on wziął róg.
Ladvarian już chciał wycofać się z powrotem
na schody, gdy na środku dachu zaczęła materializować się jakaś postać. Po
chwili stał przed nim on sam. Nie była to osoba cielesna, przypominała bardziej
widmo – lekko przezroczyste, nieznacznie unoszące się nad posadzką, a nie
bezpośrednio stojące na niej. Wyczuł ogromną potęgę wieży emanującą od
duchowego wojownika. Zrozumiał, że musiała być to ostatnia przeszkoda do
pokonania. Mroczna budowla zebrała całą swą siłę, by go powstrzymać.
Zaczerpnął głęboko tchu i oczyścił umysł,
wyciągając miecz z pochwy. Zjawa postąpiła identycznie, na dodatek jej broń
wyglądała tak samo jak Garuda. Odwzorowywała oręż landarskich królów nawet w
najmniejszym szczególe. Widmo uśmiechnęło się, przybierając pozycję do ataku. W
tamtym momencie Ladvarian dostrzegł jeden szczegół, który ich różnił. U pasa
duchowego wojownika przewiązany został róg.
Książę patrzył na przedmiot o ułamek
sekundy za długo, gdyż zjawa zdążyła zaatakować. Najgorsze było to, że nie
„podeszła” w jego stronę, a zmaterializowała się zaraz obok, zadając cios mieczem.
Ladvarianowi ledwo udało się zrobić unik, by nie stracić życia, jednakże ostrze
drasnęło go w przedramię, z łatwością niszcząc
kombinezon i rozcinając skórę.
– Vrieskas mógłby pomyśleć nad lepszym
materiałem, skoro wszystkie dziwaczne i nienaturalne stwory potrafią to z
łatwością przeciąć – mruknął pod nosem, parując następny atak, znów z niemałym
problemem.
Ladvarian nigdy nie pomyślałby, że
przyjdzie mu się zmierzyć z takim przeciwnikiem. Widmowy wojownik jakby czytał
w jego myślach, udaremniał każdą próbę ataku, sam zadawał ciosy tak
niespodziewanie, że książę ledwo nadążał z unikami. Do tego dochodziła
niesamowita prędkość. Zjawa po prostu materializowała się w najdogodniejszych
dla niej miejscach, których w większości Landarczyk nie był w stanie przewidzieć.
Przelał ki do miecza, mając nadzieję, że
zyska przewagę, jednak widmo zrobiło dokładnie to samo. Ladvarian czuł
narastającą wściekłość. Wraz z upływem czasu coraz bardziej się męczył, musiał
skupić się na utrzymaniu energetycznego ostrza, a do tego przewidywać
potencjalne ruchy przeciwnika, podczas gdy zjawa nie zmagała się z żadnym z
tych problemów.
Całkowicie stracił rachubę czasu, nie
wiedział, jak dawno rozpoczął pojedynek. Najgorsze, że powoli zaczął skupiać
się jedynie na unikaniu i parowaniu ataków oraz utrzymaniu się na środku dachu,
by nie dać przeciwnikowi okazji do zrzucenia go z wieży. Do tej pory ani razu
nie udało mu się zranić widma, o ile to w ogóle było możliwe. Od samego
początku to duchowy wojownik dyktował warunki pojedynku i drobnymi krokami
zbliżał się do zwycięstwa.
Ladvarian miał wrażenie, że nie może się to
skończyć inaczej niż jego śmiercią, przegraną, gdy wydawało mu się, że był tak
bliski celu. Musiał unikać ciosów tak szybko, że nawet nie mógł otrzeć potu z
czoła. Mimo mroźnego, dodatkowo utrudniającego mu ruchy wiatru, wydawało mu
się, że temperatura znacznie się podniosła. Starał się normalnie oddychać,
jednakże zmęczenie powoli zaczynało dawać się Landarczykowi we znaki. Starał
się je za wszelką cenę odpędzić od siebie, ale była to walka skazana na
porażkę.
Znów zareagował za późno. Tym razem duchowy
wojownik drasnął go w udo. Na szczęście, to także była niewielka i niegroźna
rana, która w żaden sposób nie mogła wpłynąć na przyspieszenie klęski.
Ladvarian cofnął się o kilka kroków, jednak zjawa znów przybrała pozycję do
ataku.
Identyczną,
pomyślał i dopiero wtedy dotarło do niego, że widmo nie tylko wyglądało tak jak
on, ale także walczyło w ten sam sposób. Tak samo atakowało, tak samo się
broniło. Jakimś cudem wiedziało wszystko o jego stylu walki, dlatego zawsze
miało nad nim przewagę. Bo znało każdy kolejny ruch Landarczyka i z łatwością
mogło się przed nim obronić.
Ladvarian zaklął w duchu, że odkrył to tak
późno, gdy był już niemal u kresu sił i tylko cud mógł sprawić, że zmęczony
umysł wymyśli, jak poradzić sobie w tej sytuacji. Starał się przypomnieć
momenty, w których Falonar wygrywał z nim pojedynki, jednak obawiał się, że nie
będzie w stanie dokładnie odtworzyć stylu walki przyjaciela, nie bez
popełnienia błędu, który w tym momencie mógł kosztować go życie.
Ostatecznie postanowił postawić wszystko na
jedną kartę. Skoncentrował się i przelał w miecz tyle ki, ile był w stanie.
Ostrze powiększyło się i zalśniło jasną energią. Całą uwagę skupił na przeciwniku,
nie mógł pozwolić sobie na zmarnowanie tej szansy.
Uniósł miecz i zaatakował, pierwszy raz,
odkąd rozpoczął się ten pojedynek. Sądził, że to w pewien sposób zdekoncentruje
widmowego wojownika, jednakże się pomylił. Przeciwnik sparował atak w
odpowiednim momencie, lecz Ladvarian się nie poddawał. Wiedział, że znalazł się
u kresu sił, jednak dalej napierał na zjawę. Zdawał sobie sprawę, że w ten
sposób padnie szybciej, wyczerpany i pozbawiony wszelkiej energii.
W pewnym momencie, świadomy tego, że
najmniejszy błąd może pozbawić go życia, przerwał natarcie. Natychmiast
zaatakował ponownie, wbijając ostrze w brzuch zjawy, zanim zdołałaby wykonać
unik. Błyskawicznie musiał oddalić się także z pola rażenia miecza przeciwnika,
jednak znów nie udało mu się zrobić tego w porę. Tym razem został draśnięty w
policzek.
Chwiejnym krokiem Ladvarian oddalił się od widmowego
wojownika. Przywrócił Garudę do jej pierwotnej postaci, nie miał już sił, by
utrzymać ki w mieczu. Z trudem łapał oddech, obserwując przeciwnika. Jeżeli ten
atak nie przyniesie mu zwycięstwa, będzie musiał pogodzić się z porażką. Książę
był zbyt wyczerpany, by stanąć do kolejnej walki.
Wszystko wskazywało jednak na to, że
pojedynek został zakończony. Zjawa wypuściła z rąk miecz, który po upadku na
podłogę, zniknął. Ciało widmowego wojownika także zaczęło powoli rozpływać się
w powietrzu. Po chwili nic z niego nie zostało z wyjątkiem rogu, który z
głośnym stukiem wylądował na ziemi.
Ladvarian wykonał kilka chwiejnych kroków i
podniósł róg. Przedmiot nie charakteryzował się niczym szczególnym. Wykonany
został z jakiegoś gładkiego, zimnego w dotyku, granatowego materiału. W
pierwszej chwili książę poczuł chęć, by go wypróbować, dmuchnąć i zobaczyć, co
się stanie. Jednak w porę się opanował. To nie był odpowiedni moment, na
dodatek tak naprawdę nie wiedział, do czego to tak naprawdę służy.
Przywiązał róg do pasa i powoli ruszył w
stronę schodów. Czekała go długa i mozolna droga powrotna, ostatnia pułapka
wieży. Musiał pokonać zmęczenie, by tym razem wygrać. Miał jednak nadzieję, że
wraz z pokonaniem widmowego wojownika budynek utracił swą moc, przynajmniej na
jakiś czas, i nie będzie go więcej kusił perspektywą innego życia. W tej chwili
był zbyt słaby, a do tego musiał skupić się, by się stąd wydostać.
~ * ~
Ladvarian cieszył się, że wieża uznała
swoją porażkę i dała mu spokój. Największy problem sprawiło mu pokonanie
zmęczenia, jednak nie był to wyczyn ponad jego siły. Schodzenie po schodach
zabrało mu dużo czasu, ale w końcu dotarł na dół i z zadowoleniem zorientował
się, że w murze pojawiło się przejście.
Z ogromną ulgą zrobił ostatnie kroki i
znalazł się przy ołtarzu. Od razu rzuciła mu się w oczy krwawa ofiara, którą
musiał złożyć, by zdobyć róg. Życie człowieka Paragasa nic dla niego nie
znaczyło, nie zwracał uwagi na jego ciało. Patrzył tylko i wyłącznie na rękę
Falonara. Oczy zaszkliły mu się od łez, więc szybko odwrócił głowę i zacisnął
powieki. Nie cofnie czasu, nie naprawi tego. Może jedynie inaczej ukształtować
przyszłość, biorąc pod uwagę to, co zobaczył w komnatach wieży.
– Udało ci się, landarski książę. Wyrocznia
nie pomylił się, wysyłając cię tutaj – odezwał się Yasha, wyrywając księcia z
ponurych myśli.
Ladvarian zignorował przewodnika i podszedł
do siedzącego obok Falonara. Objął go mocno, jednak przyjaciel pozostał bierny.
Odwrócił głowę, by nie patrzeć na księcia.
– Wiedziałem, że ci się uda – powiedział
cicho, zwracając się bardziej do swoich kolan.
Ladvarian wywnioskował, że musi minąć
trochę czasu, zanim Falonar zaakceptuje tę sytuację. Postanowił to uszanować i
nie naciskać, przynajmniej na razie. Przyjaciel był blady i wyglądał na
osłabionego, zapewne przez utratę krwi, jednakże widok rany całkiem zaskoczył
księcia. Yasha musiał być jakimś cudotwórcą, ponieważ na starannie założonym bandażu
nie dostrzegł nawet najmniejszej czerwonej plamki. Jakby skóra na kikucie
całkiem się już zrosła.
– Powiesz mi teraz, za co zapłaciliśmy tak
wysoką cenę? – zwrócił się do przewodnika. – Co ten róg właściwie robi?
– Legendarny Wojownik będzie wiedział co i
kiedy zrobić – odpowiedział, spoglądając ze smutkiem na Ladvariana.
Z każdym słowem Yashy w wojowniku rosła
wściekłość. A przygnębienie przewodnika jeszcze bardziej działało mu na nerwy.
Nie po to przeszedł tak ciężką drogę, by tylko tyle dostać z zamian.
– Czyli jestem jedynie chłopcem na posługi
dla Kaelasa, skoro nie mam pojęcia, co z tym zrobić?! – krzyknął, wymachując
rogiem przed nosem przewodnika. – Mogłeś powiedzieć mi to znacznie wcześniej!
– Nie rozumiesz, landarski książę –
próbował wyjaśnić ze spokojem Yasha. – Czas Legendarnego Wojownika nie
nadszedł, nie nastała godzina jego przebudzenia. Wszystko może się jeszcze
wydarzyć. Musicie teraz udać się do centrum, tam poznacie wszelkie odpowiedzi i
spotkasz Kaelasa.
– Mam ci zaufać, by rozbić się na barierze?
– prychnął Ladvarian.
– Dowiedliście swej wartości i zostaliście
zaproszeni, bariera przepuści was bez żadnych problemów.
– I co dalej? Wpadniemy w pustkę, z której
się nie wydostaniemy? Nie wierzę w twoje bajki o tym, że za barierą znajduje
się planeta bogów. Oni nie istnieją i nigdy nie istnieli. Mam już dość tych
gierek, w które zostałem zaplątany. Żałuję, że kiedykolwiek udałem się na
Oraculum i dałem w to wciągnąć. Wracam na Landare. Vrieskas na pewno dowiedział
się już o śmierci Paragasa i nie zostawi tego bez odpowiedzi. Najwyższy czas
zająć się tym, co istotne, a nie gonić po kosmosie w poszukiwaniu fantazji.
– Ladvarianie, nie możesz tego zignorować –
powiedział Yasha.
Ku zadowoleniu księcia wyglądał na
przerażonego, jakby w ogóle nie przyszło mu do głowy, że spotka się z odmową. Dobrze mu tak, pomyślał Landarczyk.
– To ostatnie miejsce, w które muszą udać
się Bracia Duszy, nie możesz postąpić inaczej. W centrum powstanie Legendarny
Wojownik, spełni się przepowiednia wypowiedziana na Harenosum.
– Legendarny Wojownik potrzebuje
błogosławieństwa Kaio, by go nagle oświeciło, kim jest? – zadrwił Ladvarian.
– To bluźnierstwo. Rozmawiałeś z Ascotem?
To on namówił cię do tego głupiego pomysłu?
– Nie znam nikogo takiego, sam podejmuję
decyzje. I nie obchodzi mnie przepowiednia. Od zawsze walczyłem sam, bez
wsparcia jakichkolwiek bogów i tym razem mam zamiar postąpić tak samo. Zawalczę
o przyszłość, w którą wierzę. Możesz mnie namawiać, ile chcesz, ale cię nie
posłucham – oznajmił twardo, podejmując ostateczną decyzję. – A jeżeli spotkasz
Kaelasa, to powiedz mu, że czekamy na niego na Landare. Każda pomoc się przyda.
Chodź, Falonarze, wracamy do domu.
Chciał pomóc przyjacielowi, jednakże
mężczyzna poradził sobie sam. Bez słowa, powoli ruszył za Ladvarianem. Książę
miał nadzieję, że długi sen dobrze im obu zrobi, by potem mogli wrócić do
normalności. O ile po tym wszystkim było
to jeszcze możliwe. Wojownik starał się wyrzucić ostatnią myśl z głosy,
jednak nie potrafił. Raz za razem powracała, by siać zwątpienie w jego
zmęczonym umyśle.
~ * ~
Falonar całkowicie stracił rachubę czasu.
Zamknął się w pokoju zaraz po powrocie na statek i niemal wcale stamtąd nie
wychodził. A jeżeli już musiał, to starał się robić to gdy Ladvarian spał lub
znajdował się w innej części kapsuły. Po tym, co zaszło na Alovlu, nie
potrafiłby spojrzeć mu w oczy, nie wiedziałby jak miałby się wobec niego
zachować.
Na początku dużo spał, potem tylko
bezczynnie leżał na łóżku, nie mając pojęcia, ile minęło dni od wylotu i ile w
przybliżeniu zostało do powrotu na Landare. Chyba że Ladvarian przemyślał słowa
Yashy i postanowił zawrócić statek w stronę bariery. Z jednej strony w to
wątpił, bo przyjaciel niemal nigdy nie zmieniał raz podjętej decyzji, jednak z
drugiej strony to w centrum mógłby poznać odpowiedź na pytanie, kto był Legendarnym
Wojownikiem. A przecież właśnie o to od początku toczyła się gra. O jeden tytuł,
który zarówno dla Ladvariana jak i Kaelasa znaczył wszystko.
Po raz pierwszy Falonar poczuł tęsknotę za
bratem. Jakaś część jego chciałaby, aby lecieli do centrum, by mógł
przyspieszyć to spotkanie. Jednak gdy patrzył na to z innej strony, wolałby,
aby nigdy do tego nie doszło, gdyż teraz role miały się całkiem odwrócić. Kaelas
został okrzyknięty bohaterem i nikt nie zgłosi sprzeciwu, by to on został prawą
ręką księcia Landare. A Ladvarian będzie potrzebował silnego wsparcia, gdy
stanie do walki z Vrieskasem.
Z odrazą spojrzał na kikut lewej ręki. Niby
kawałek ciała, jednak zabrał mu wszystko, co miał i osiągnął do tej pory.
Przekreślił całe dotychczasowe życie. W momentach największej słabości Falonar
żałował, że nie wykrwawił się na śmierć przed ołtarzem. Gdy tylko Ladvarian
zniknął za murem, Yasha uleczył i opatrzył mu ranę. Patrząc na nią, nie mógł
uwierzyć, że minęło zaledwie kilka dni, wyglądała, jakby odcięto mu rękę już
dawno.
Nie wyobrażał sobie powrotu do domu. Nie
miał pojęcia, co by ze sobą zrobił. Stracił miano wojownika, więc już nigdy nie
opuści Landare. Prawdopodobnie będzie musiał zamieszkać w rodzinnym domu, o ile
Kaelas, jako obecny prawowity spadkobierca ojca, mu na to pozwoli. Znajdzie
pracę, jeżeli ktokolwiek zechce zatrudnić kalekę, i ułoży sobie życie z dala od
tego, co do tej pory kochał.
Falonar wtulił mocniej twarz w poduszkę,
starając się powstrzymać napływające do oczu łzy. Obiecał sobie, że będzie
silny, że z wysoko uniesioną głową stawi czoło problemom, jednak rzeczywistość
okazała się zbyt bolesna.
Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Zignorował
je jak zawsze. Przyciągnął kolana do piersi, chcąc, by Ladvarian już sobie
poszedł i dał mu spokój. Czekał, aż przyjaciel zapuka po raz drugi, jak miał w
zwyczaju, jednak zamiast tego usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i zbliżających
się w jego stronę kroków.
Falonar przeklinał w duchu, że drzwi w
kapsule nie były zamykane na klucz. Postanowił udawać, że śpi, mając nadzieję,
że Ladvarian da mu spokój i sobie pójdzie. Nie mógł uwierzyć, że książę był tak
nachalny i nie potrafił uszanować jego prywatności.
Mężczyzna usiadł na brzegu łóżka, w ciszy
obserwując przyjaciela. Po chwili odgarnął mu z twarzy jasne włosy i delikatnie
pogładził po policzku. Ten gest był tak przyjemny i pełen uczucia, że Falonar
nie wiedział, dlaczego na niego zasłużył. Zgodnie z prawem książę nie powinien
w ogóle się nim interesować, nie miał nawet obowiązku zabrać go
z powrotem na Landare.
z powrotem na Landare.
– Wiem, że nie śpisz – szepnął Ladvarian. –
Nie możesz ignorować mnie w nieskończoność.
– Nie trać na mnie czasu, książę, masz
ważniejsze sprawy na głowie – odpowiedział po dłuższej chwili milczenia, zdając
sobie sprawę, że dalsze udawanie snu nie przekona przyjaciela. Za dobrze się
znali, by takie sztuczki mogły zadziałać.
– W taki sposób nie będziemy rozmawiać –
oznajmił twardo. – A jeżeli chcesz się mnie pozbyć, to ci się nie uda. Za dużo
widziałem w wieży, by pozwolić ci na takie zachowanie i odejście.
Falonar gwałtownie usiadł na łóżku. Z
niedowierzaniem stwierdził, że wyraz twarzy księcia był smutny i zatroskany,
nie dostrzegł najmniejszej oznaki obrzydzenia czy pogardy. Na dodatek nawet
jednym słowem nie skomentował widocznych śladów po niedawnym płaczu. Powoli nie
mieściło mu się to w głowie, biorąc pod uwagę, kim się stał.
– Jak się czujesz? – zapytał Ladvarian.
Wyciągnął dłoń w stronę Falonara. Mężczyzna
chciał złapać nadgarstek księcia, by zakończyć te niezrozumiałe czułości, które
jedynie sprawiały mu dodatkowy ból, jednakże nie w porę zorientował się, że
próbował zrobić to lewą ręką. Ladvarian spoglądał na kikut, dopiero po dłuższej
chwili otrząsnął się i powiedział:
– Jesteś moim przyjacielem, nigdy nie mam
zamiaru pozwolić ci odejść.
Do mężczyzny dopiero po chwili dotarło
znaczenie tych słów. Początkowo miał wrażenie, że się przesłyszał albo że
rzeczywiście zasnął, a to wszystko było jedynie przyjemnym snem. Ta sytuacja
była zbyt zagmatwana, by od razu przejść do porządku dziennego i udawać, że nic
się nie wydarzyło. Tym bardziej, że na Landare wszyscy od razu zobaczą, co
zaszło.
– Postanowiłeś zignorować prawa ustalone
przez twój ród? – zapytał, spoglądając uważnie na Ladvariana.
– Jedna z wersji Evolet uzmysłowiła mi, że
to idiotyczne – wyjaśnił. – No tak, zapomniałem, że nic nie wiesz – dodał,
widząc zdumiony wyraz twarzy mężczyzny.
Ladvarian szybko opowiedział, co
przydarzyło mu się w wieży i z czym musiał się zmierzyć, by zdobyć róg. Falonar
nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że w kilku momentach przyjaciel pomijał pewne
kwestie. Nie wiedział, czy było to coś mało istotnego, czy wspomnienie tego
sprawiało ból. Postanowił nie drążyć tego tematu, najważniejsze, że Alovlu
pozostawili już za sobą.
– Znów słuchasz Evolet – stwierdził
Falonar, gdy przyjaciel skończył relacjonować pobyt w wieży.
– To nie moja wina, że nawet na końcu
wszechświata nie mogę się jej pozbyć – mruknął, ale momentalnie rozchmurzył
się, widząc lekki uśmiech na twarzy Falonara. – Zresztą, w tym akurat miała
rację. To głupie prawa wymyślone bardzo dawno temu, pewnie nawet nie zostały
spisane, a nawet jakby to i tak nic mnie to nie obchodzi. Jesteś jednym z
najlepszych wojowników i zawsze będziesz stać u mego boku. Nie wyobrażam sobie,
abyś zostawił mnie bez wsparcia.
– Po pięciu minutach wpakowałbyś się w
tarapaty – skomentował żartobliwie.
Jednakże po chwili spoważniał, gdy
dostrzegł stojący przy ścianie miecz. Dziedzictwo ojca, którego tak bardzo nie
chciał przyjąć. I od teraz rzeczywiście już nigdy nie będzie nim walczyć.
Trzymając go w jednej ręce, nie będzie w stanie zapanować nad ki.
– Dam ci mój poprzedni miecz – powiedział
Ladvarian, podążając za spojrzeniem Falonara. – Jest dużo mniejszy, więc
poradzisz sobie z nim bez problemów.
– Gdy tylko nauczę się walczyć jedną ręką –
rzekł ponuro.
Już od dzieciństwa doskonalił technikę,
dzięki czemu udało mu się osiągnąć tak wysoki poziom. Teraz będzie musiał
zaczynać wszystko od nowa, a początki na pewno nie będą należeć do przyjemnych.
Jednakże to nic w porównaniu z tym, że nie zabiorą mu miecza, nie wyrzucą z
kasty wojowników.
– Skoro Kaelas w ciągu roku stał się
bohaterem, to ty wrócisz do dawnej formy w góra dwa miesiące – stwierdził
Ladvarian. – I w końcu dostanie miecz Zevrana. Chyba że go przed nim ukryjesz.
– Może go wziąć, jeżeli nie będzie za
bardzo zadzierać nosa.
– Wierzysz w to?
Oboje zaśmiali się serdecznie. Falonar
wyobraził sobie pękającego z dumy Kaelasa, trzymającego w dłoniach miecz ojca.
Jednak może oboje się mylili i zarozumiały, denerwujący młody mężczyzna w końcu
dorósł i stał się wojownikiem nie tylko z tytułu zapewnionego mu przez
Paragasa.
– Szkoda, że nie możemy się z nim i
Kendappą skontaktować – dodał po chwili Ladvarian. – Wysłalibyśmy wiadomość,
aby dołączyli do nas na Landare. Każdy miecz się przyda w walce z Vrieskasem.
– Czyli nie lecimy do centrum? – zapytał
Falonar.
Książę spojrzał na niego ze zdziwieniem,
jakby było to oczywiste i nie podlegające żadnej dyskusji.
– Już mówiłem, nie mam zamiaru dłużej grać
w ich gierki. Lecimy na Landare, by zająć się tym, co jest teraz najważniejsze.
Vrieskas zapewne wie już, co wydarzyło się z Paragasem i nie pozostanie na to
obojętny. Mogę się założyć, że ten cały Jabra został przysłany jako szpieg. I
nie próbuj go bronić – dodał, widząc, że Falonar już otwierał usta, by coś
powiedzieć.
– A co z Legendarnym Wojownikiem? –
zapytał, postanawiając zmienić temat. Nie chciał kłócić się z Ladvarianem z
takiego powodu.
– Nic – odparł, wzruszając ramionami. –
Któryś z nas i tak nim jest, wizyta w centrum nic nie zmieni. Kiedyś mi
powiedziałeś, że ja jestem legendarnym wojownikiem dla Landarczyków i od teraz
tego się trzymam. Kaelas jest legendarnym wojownikiem na wschodzie. I założę
się, że we wszechświecie jest znacznie więcej legendarnych wojowników.
– Ten prawdziwy to chyba jakaś regeneracja
tego, który kiedyś miał ten róg – zadumał Falonar.
– Może być i pluszowym niedźwiadkiem, nic
mnie to nie obchodzi. Tytuł Legendarnego Wojownika nie sprawi, że Vrieskas sam
nadźga się na Garudę, siły też mi nie doda. A skoro Bracia Duszy mają stanąć do
walki z tyranem, to nawet lepiej. Im nas więcej, tym szanse na zwycięstwo się
zwiększą.
– Nie poznaję cię, Ladvarianie.
– Zrozumiałem, że nie musimy inaczej
patrzeć na przyszłość. Jeżeli będziemy ślepo wierzyć i trwać przy starych
zasadach, to źle skończymy. Wszechświat się zmienia i musimy dostosować się do
tych zmian. Mam jeszcze kilka innych planów, które chciałbym zrealizować, gdy
pokonamy Vrieskasa. Ale na to przyjdzie jeszcze czas. To jak, mały trening
dobrze nam zrobi? – zasugerował radośnie, wstając z łóżka.
– Daj mi pięć minut – oznajmił Falonar,
mając nadzieję, że szybko uda mu się powrócić do dawnego poziomu.
Podobał mi się ten rozdział. Scena walki na szczycie była fajnie opisana. Może ta zjawa specjalnie naśladowała Ladvariana, bo przez jego pobyt w wieży mogła już go dobrze wyczuć, jego słabości i tak dalej? Dobrze, że w porę się zorientował, bo mogłoby być naprawdę nieciekawie... W każdym razie, to było dobre podsumowanie akcji z wieżą. Bo jakby ten róg tak sobie leżał na ziemi, to bym się dość mocno zdziwiła.
OdpowiedzUsuńCieszę się też, że przemyślał pewne sprawy i nie odrzucił przyjaciela z tak głupiego powodu. Bo w końcu to była po prostu przestarzała tradycja, a Falonar powinien dla niego więcej znaczyć niż jakieś dawne przepisy, tym bardziej, że on poświęcił się właśnie dla niego, choć wiedział, z czym to się wiąże. Teraz, gdy będzie miał wsparcie i poczucie, że nie wszystko stracone, i że Ladvarianowi nadal na nim zależy, pewnie będzie mu łatwiej się pozbierać i oswoić z utratą ręki. Podobała mi się ta ich rozmowa pod koniec rozdziału. Ale naprawdę mi go szkoda.
Swoją drogą, ciekawi mnie, jakie będzie mieć konsekwencje to, że oni zamiast lecieć do tej bariery, ignorują to i lecą z powrotem na swoją planetę. I zastanawia mnie, kiedy dojdzie do spotkania z Kaelasem i jak będzie to wyglądać. Jakby nie patrząc, całe opowiadanie byli oddzielnie, każdy robił swoje gdzieś daleko. No i zawsze miałam wrażenie, że oni niezbyt za sobą przepadają, więc ich współpraca pewnie łatwa nie będzie, bo oboje chcą być legendarnymi wojownikami. Choć, jak widzę, Ladvarianowi już tak na tym nie zależy, jak kiedyś, czyżby też wpływ wieży?
No i jednak nie było tak prosto. Wieża nie poddawała się do końca, ale cieszę się, że Ladvarian zwyciężył tego ducha. Choć w pewnym momencie miałam wrażenie, że przegra. Był tego bliski, ale jednak... Ulżyło mi. Przynajmniej ma już róg. Szkoda tylko, że nie chciał udać się do centrum. Tam pewnie dowiedziałby się więcej, a tak to nie wie nic, kompletnie nic. Nawet nie wie, jak użyć tego rogu. Ech... Podobała mi się scena, gdy powiedział Falonarowi, że nie pozwoli mu odejść. To było takie piękne. :) Mam nadzieję, że jego słowa nie był tylko słowami. Falonarowi będzie teraz ciężko, ale wierzę, że jakoś sobie poradzi. Z czasem nauczy się na nowo żyć, a może też walczyć. Bez ręki nie będzie to łatwe, ale jest silny. Ważne, żeby się nie poddawał. :) I tak jest godny podziwu, że tak się poświęcił. Chociażby za to inni powinni być z niego dumni, a nie skreślać go.
OdpowiedzUsuńNo kurczę, Ladvarian chyba troche dorósł. Choc wkurzył mnie nieco,ze nie chce jechać za barierę. Wydaje mi sie ze i tak bedzie musiał to zrobic. Ale jego podejście do Faloanara mnie zaskoczyło into nareszcie pozytywnie. W dodatku dobilo mnie bardzo,ze Faloanar az tak sie przejmował swoim kalectwem w kategoriach-teraz książę nawet na mnie nie moze popatrzeć... Kurcze, co za zasady. Ale na szczescie wystarczyło nieco determinacji (tym razem wrodzony upór L sie na cos przydał) i uczucia. Mysle ze Faloanar bedzie dobrze walczyć nawet jedna ręka. W którym rozdziale nastapi wielkie spotkanie,bo nie moge sie doczekać? Zaparszam na nowosc na zapiski:) mam nadzieje,ze nie opuszczają sprawy Oskara,dawno ńie było tam nowości?
OdpowiedzUsuńNa początek wspomnę, że śliczny cytaty ^^ Aż musiałam go sobie spisać :)
OdpowiedzUsuńWidać, że nie tak łatwo było zdobycie rogu. Niby wszystko wydawało się w porządku, a tu jednak zmaterializowało się widmo Ladvariana. Walczyć z samym sobą okazała się być dość trudna, ale w końcu po wielkich zmaganiach pokonał widmo wojownika i zdobył róg.
Nie wiem, czy Ladvarian dobrze zrobił, że nie posłuchał Yashy, że już skierował swój statek na Landar a nie do centrum. Może to później źle wpłynąć na sytuację, ale może się mylę.
I cieszę się, że Ladvarian wszystko wytłumaczył Falonarowi. Że go nie opuści, pomimo jego dysfunkcji. Wierzę, że Falonar sobie poradzi i będzie równie wspaniałym wojownikiem.
A ja już czekam na pojawienie się naszej trójki. Jestem ciekawa, co u nich słychać ^^
Pozdrawiam :)