wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 101: Legendarne Ostrze


Jestem artystą życia – moim dziełem jest moje życie.
Suzuki
Po kilkunastu minutach podróży Kaelas dostrzegł ziemię na horyzoncie. Zastanawiał się, jak będzie wyglądać drugi brzeg Piekła, jednak bardziej interesowało go to, z kim miał się tam spotkać. Myślał o kimś, ale wolał nie wypowiadać tego imienia na głos, bo zawsze istniała szansa, że ta osoba zasłużyła na Niebo.
Gdy znaleźli się już bardzo blisko, Landarczyk mógł dostrzec, że nie było tam nic nadzwyczajnego ani niebezpiecznego jak kwas, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Gdzie nie spojrzał, wszędzie rozciągała się szara równina, nad którą unosiła się ta sama mgła co nad mostem.
– Prawdziwe atrakcje Piekła znajdują się dużo dalej – wyjaśniła Draer, jakby potrafiła czytać w myślach. Kaelas wzdrygnął się, gdyż było to prawdopodobne, nie znał kreatorów i nie wiedział, jakimi mocami dysponowali. – Chociaż niektórzy nie docierają dalej, gdyż wiecznie błądzą po równinie. Gdy jest się nieostrożnym, można wpaść do kanału i wypłynąć na środku kwasowego oceanu.
Landarczyk nie potrafił zrozumieć, jak przewoźniczka mogła mówić o tym z uśmiechem na ustach. Najwyraźniej uwielbiała Piekło, które u niego wywoływało powstanie gęsiej skórki. Cieszył się, że przemierzyli tylko ten kawałek, nie chciał ani wiedzieć, ani tym bardziej widzieć, co znajdowało się dalej.
I nagle Kaelas dostrzegł postać, stojącą przy brzegu, w której stronę płynęła łódź. Serce stanęło mu w piersi, chociaż od początku spodziewał się, że Draer prowadziła go na spotkanie z ojcem. Nie mogło być inaczej, skoro od dziecka pracował dla Vrieskasa i robił to z dumą, pnąc się coraz wyżej w hierarchii.
Zevrana poznał od razu, gdyż wyglądał tak samo, jak w jaskini na Oraculum. W innym wypadku pewnie miałby problem, gdyż przed wizytą u Wyroczni już od dawna nie potrafił przywołać w myślach obrazu ojca. Był zbyt mały, gdy umarł, nawet nie pamiętał szaleństwa, o którym mówił Arslan.
– Oszalałaś?! – zawołał Shirasagi ze złością. – Najwyższy wyraził zgodę na to szaleństwo?
– Nie musiał, Zevran nawet nosa nie wychylił z Piekła – powiedziała spokojnie Draer, przybijając do brzegu. – Teraz jest sprawiedliwie. Zresztą, dobrze wiesz, że twój śmiertelnik od zawsze marzył o spotkaniu z ojcem. To pragnienie pozostało na dnie serca, nawet gdy dowiedział się, jakim był człowiekiem.
– Chcę z nim chwilę porozmawiać – rzekł Kaelas, widząc, że Shirasagi już otwierał usta, by coś wtrącić.
Landarczyk szybko wyskoczył z łódki, nie chcąc, by opiekun południa go zatrzymał. Na dodatek miał dość tego, że Shirasagi i Draer rozmawiali o nim, jakby go tu w ogóle nie było.
Kaelas powoli podszedł do ojca, kiedyś tak bardzo marzył o tym, by porozmawiać z nim chociaż przez dziesięć minut, a teraz nie wiedział, co miałby mu powiedzieć. Szczególnie w takich okolicznościach. Ale przynajmniej nie musiał wysłuchiwać kłótni kreatorów.
– Nie sądziłem, że i ty tu trafisz – odezwał się szorstko Zevran zamiast przywitania. – Ale jak widać w tej rodzinie wszyscy skazani są na Piekło. Tylko nie mów mi, że zginąłeś z rąk Vrieskasa, nie zniósłbym tego.
– Nadal żyję – sprostował szybko Kaelas.
– Mogłem się domyślić, skoro obracasz się w takim towarzystwie – stwierdził, spoglądając na Draer. – Ona zasugerowała, bym tu przyszedł, chociaż nie chciała powiedzieć dlaczego. Cieszę się, że posłuchałem i mogłem zobaczyć, na jakiego wojownika wyrosłeś.
Zevran uśmiechnął się serdecznie, po czym podszedł bliżej i pochwycił syna w ramiona. Kaelas odwzajemnił uścisk, ale i tak czuł się niepewnie. Nie pamiętał ojca i ciężko było mu pokazać jakiekolwiek głębsze emocje. Chociaż cieszył się, że może go zobaczyć.
– Pomyśleć, że ostatni raz widziałem cię, gdy miałeś pięć lat. Aż mam ochotę zapytać, gdzie jest mój mały chłopczyk, bo zmężniałeś i zaszedłeś tak daleko. Zawsze wiedziałem, że ci się to uda i będę z ciebie dumny.
– Skąd wiesz, czego dokonałem? – zapytał Kaelas, marszcząc brwi, wątpił, aby mieszkańcy Piekła mieli dostęp do informacji ze świata żywych.
– Arslan opowiedział mi o wszystkim. Walka z tym potworem musiała być wyjątkowo zacięta, aż sam z chęcią stanąłbym z kimś takim do pojedynku, gdybym mógł wyrwać się stąd – rzekł Zevran, nadal się uśmiechając.
Kaelas patrzył na ojca z szeroko otwartymi oczami. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.
– Ale on… oni… – zaczął nieskładnie, nie potrafiąc dobrać odpowiednich słów.
– Wiem, że zabiłeś Arslana, a twoi przyjaciele Segwen i Kohzę. Nie mam ci tego za złe, w końcu cały czas stali po stronie Vrieskasa, a ty przecież walczysz z tyranem. Jednakże teraz jedziemy na tym samym wózku i są to jedyni przyjaciele, jakich miałem. Mimo że to Piekło, to z nimi jest zabawniej.
– Ale on cię zabił! – krzyknął Kaelas, nie potrafiąc ugryźć się w język. – Strzelił w plecy jak do tchórza.
– Wiem, że było ci ciężko wychowywać się bez ojca, ale widzę, że ostatecznie dobrze na tym wyszedłeś. Bardzo chciałem nauczyć cię tego wszystkiego, co potrafisz, ale stało się. Przemyślałem sobie to wszystko dokładnie i wiem, że obrałem złą technikę. Trzeba było zostać generałem i dostać się jak najbliżej Vrieskasa, by zabić go, gdy najmniej się tego spodziewał. Ale wiem, że mam godnego następcę.
Kaelas patrzył, jak ojciec uśmiecha się do niego z dumą, ale miał wrażenie, że widzi przed sobą zupełnie obcego człowieka. Matka mówiła o Zevranie tyle dobrego, lecz teraz wątpił, by połowa z tego była prawdą. Zapewne kłamała, nie chcąc zranić syna. Albo mówiła o tym młodym, niewinnym mężczyźnie, którego poznała tamtego dnia na targu, może ta zmiana nastąpiła dużo później.
– To nie jest mój miecz – powiedział nagle Zevran, wskazując na ostrze zamocowane u pasa syna.
– Falonar jest najstarszy, więc go ma – odpowiedział.
Wtedy przypomniał sobie słowa Arslana. Ojciec chciał zaprzeczyć tradycji i to jemu ofiarować miecz, nie Falonarowi, któremu prawnie się należał.
– Mama tak zadecydowała – dodał, mając nadzieję, że to przesądzi sprawę. Nie chciał się teraz kłócić o brata, po raz pierwszy rozumiejąc, jak jemu musiało być ciężko po śmierci ojca.
– Ale wiedziała, jaka była moja wola. Nadal chcę, abyś to ty go miał, abyś ty przejął moje dziedzictwo, bo jesteś najsilniejszym wojownikiem w tej rodzinie. Tobie się on należy bez względu na te stare zwyczaje.
– Cieszę się, że tak o mnie myślisz, ale przez wiele lat to Falonar był ode mnie znacznie silniejszy. Mistrzowie na Landare ledwo zaklasyfikowali mnie do klasy średniej. Wszystkiego nauczyłem się od Mistrza Penyu i podczas późniejszych podróży. Dlatego nie zabiorę Falonarowi miecza. Jeżeli cię to chociaż trochę pocieszy, to ten należał do królowej Kalush.
– Nie możesz…
– Nie masz wpływu na moje decyzje – powiedział twardo Kaelas. – Cieszę się, że mogliśmy chwilę porozmawiać. Żegnaj, ojcze.
Na twarzy Zevrana nadal malował się szok, najwyraźniej nie miał już nic więcej do powiedzenia. Kaelas odwrócił się i ruszył w stronę łódki. Nie mieściło mu się w głowie, że ojciec mógł być tak drażliwy na punkcie miecza, gdy ważniejsze było pokonanie Vrieskasa. W końcu w walce za wolność stracił życie.
Bez słowa wskoczył do łodzi, ciesząc się, że Shirasagi i Draer powiedzieli sobie to, co mieli i teraz stali w milczeniu. Przewoźniczka od razu odbiła od brzegu. Kaelas odwrócił się ostatni raz za siebie, z nadzieją, że ojciec podejdzie do brzegu i chociaż pomacha mu na pożegnanie, jednak się przeliczył. Zevran już przemierzał równinę i powoli jego sylwetka znikała we mgle.
– Nie wydajesz się zadowolony – zagadnęła Draer.
– Byłem dzieckiem, gdy zginął. Przez te lata tworzyłem w myślach zupełnie inny obraz ojca. Zupełnie przeciwny do realnego – powiedział zgodnie z prawdą. – Jednak dziękuję, że mnie tu zabrałaś.
– Może wyjdzie ci to na dobre, śmiertelniku.
Dalsza podróż minęła w ciszy i bez dodatkowych przystanków. Płynęli przez kwas, aż dotarli do wodospadu ulokowanego na środku zielonej substancji. Kaelas zadarł głowę do góry, ale nie zobaczył nic poza szarym niebem. Następne, co zarejestrował, to uśmiech na twarzy Draer, a potem łódka bez ostrzeżenia pionowo wpłynęła po wodospadzie. Gdyby Landarczyk w porę nie chwycił się burty, pewnie wpadłby do kwasu. Shirasagi z niezadowoleniem pokręcił głową, ale nic nie powiedział.
Okazało się, że na górze znajduje się wąska rzeka kwasu, unosząca się w powietrzu, której nie było widać z dołu. Dopłynęli nią wprost do latającej wyspy. Przewoźniczka zatrzymała się przy brzegu, po czym odwróciła się w stronę mężczyzn.
– Jesteśmy na miejscu, możesz zejść na ląd. Jeżeli Kaio się nie pomylił, nic ci nie grozi – powiedziała Draer.
– W czym miałby się pomylić? – zapytał Kaelas, gdyż nie podobały mu się słowa przewoźniczki.
– Z tego, co wiem, jest dwóch wybrańców. Nie pamiętam, jak Shirasagi was tam nazwał. Jeśli nie jesteś jednym z nim, umrzesz, gdy dotkniesz ziemi. Trochę cię polubiłam, śmiertelniku, więc wtedy okażę serce i podwiozę cię na równiny lub może jeszcze dalej. Zobaczysz centrum Piekła, z którego już nigdy się nie wydostaniesz – zakończyła z szerokim uśmiechem, który chyba według mniej miał być przyjazny.
– Nie ma mowy o pomyłce, Draer – przerwał ostro Shirasagi.
– Tylko ostrzegałam. Ludzkie niemowlaki wyglądają tak samo, więc mogą się łatwo pomylić – mruknęła, jako pierwsza schodząc na ląd.
Za nią z łódki wyszedł Shirasagi, dodając, że Kaelas nie powinien się niczym martwić. Landarczyk miał przez chwilę wątpliwości, czy warto ryzykować, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że Kaio nie mógł się pomylić i raczej wiedział, co robi, wysyłając go tutaj. Wojownik zszedł na ląd, z ulgą stwierdzając, że nic się nie wydarzyło.
Rozejrzał się dookoła, stwierdzając, że podniebna wyspa ma kształt dysku o niewielkiej średnicy, zmieściłoby się na niej może z dwadzieścia osób. Gdzieniegdzie z podłoża wystawały kamienne, ostro zakończone szpikulce. Jednakże to skała znajdująca się na środku wzbudzała największe zainteresowanie. Sam głaz wyglądał dość zwyczajnie, pomijając to, że połyskiwał jakimś własnym blaskiem, bo w pobliżu nie znajdowało się żadne źródło światła. Jednak ktoś wbił w nią miecz tak, że widoczna była jedynie jego rękojeść.
– To jest Legendarne Ostrze? – zapytał Kaelas
Landarczyk nie mógł uwierzyć, że ktoś zrobił coś takiego z mieczem, zamiast przechować go bezpiecznie w pochwie. Wydawało mu się nierealne, by klinga z tego powodu w żaden sposób nie ucierpiała.
– Nie wiedzieliśmy, co zrobić z tym ustrojstwem – wyjaśniła spokojnie Draer. – To przeklęte ostrze, niesie śmierć wszystkiemu, w co się wbije. Dlatego miecz został umieszczony w Piekle, bo tu niczemu nie zagrozi.
– Mam go tylko wyciągnąć? – upewnił się Kaelas, nie chcąc popełnić żadnego błędu.
– Tak – odpowiedział Shirasagi. – Ale nie wolno ci się nim nigdy posługiwać.
– Co?!
Kaelas nie mógł uwierzyć w słowa opiekuna południa i miał nadzieję, że mu się to przesłyszało. Draer roześmiała się, widząc wyraz twarzy Landarczyka, a on miał ochotę do niej dołączył. Od początku czuł się zagubiony w Zaświatach, jednak powoli wszystko stawało na głowie.
– Nie wiedziałam, że znasz jakiekolwiek dowcipy, Shirasagi – syknęła przewoźniczka.
– To jest ostrzeżenie i mówię poważnie, Kaelasie. Legendarnym Ostrzem może władać jedynie Legendarny Wojownik. Bez względu na to, jak jesteś lub będziesz potężny nigdy nie zdołasz zapanować nad jego potęgą. To będzie wykraczać poza poziom twoich umiejętności.
Landarczyk miał już tego dość. Mocno zaciskał pięści, by spróbować się opanować, ale to nie pomagało. Czuł, jak ki buzuje w jego wnętrzu. Wziął głęboki wdech, ale nadal nie potrafił w pełni zapanować nad emocjami.
– To żart?! – krzyknął Kaelas. – Ktoś mi w końcu powie, po co to w ogóle robię, skoro nawet nie mogę użyć tego miecza? Mogłeś od razu powiedzieć, że to książę Ladvarian jest Legendarnym Wojownikiem, a nie wodzić mnie za nos – dodał z wyrzutem, zwracając się do Shirasagiego. – Teraz mam za niego wykonywać brudną robotę, bo z łaski swojej nie pojawił się na planecie bogów? Spotkanie z matką było rekompensatą za ten wysiłek?
– To nie tak…
– Więc jak?! Powiedz mi w końcu, bo mam już dość! Zaakceptuję każdą ewentualność, ale nie zniosę już tych gierek!
– Ladvarian też nie może walczyć tym mieczem…
– Pięknie! – prychnął Kaelas, po raz drugi przerywając Shirasagiemu. – Czyli wykonujemy brudną robotę dla kogoś, kto pojawi się tylko po to, by pokonać Vrieskasa? Bracia Duszy to służący Legendarnego Wojownika?
– To nie tak – zaczął opiekun południa. Wyglądał na zatroskanego i przejętego tym wybuchem, ale Landarczyk się tym ani trochę nie przejął. Draer milczała, z ciekawością przyglądając się tej wymianie zdań. – Nie ma nikogo trzeciego. To trudno wyjaśnić. Problem polega na tym, że musisz wiedzieć, że jesteś Legendarnym Wojownikiem, nie możesz tylko nim być. Gdy będziesz wiedzieć wtedy… wtedy wszystko się zmieni, zdobędziesz wiedzę na temat rzeczy, o których wcześniej nie miałeś pojęcia, w tym, jak używać Legendarnego Ostrza. Niestety, nie mogę ci nic więcej powiedzieć, po powrocie Kaio opowie ci całą historię. Wtedy zrozumiesz, co miałem na myśli.
– Nie musisz tego robić, śmiertelniku – wtrąciła nagle Draer. – W każdej chwili mogę odesłać cię do twojego świata. Miecz zostanie tu na wieki i morderca nigdy się nim nie posłuży.
– Morderca? – zapytał Kaelas, całkiem ignorując Shirasagiego.
– Legendarny Wojownik – powiedziała spokojnie przewoźniczka. – Nie patrz tak na mnie. Legendarny Wojownik był i będzie mordercą. Na dodatek takim wybrykiem natury, że ani bramy Nieba, ani Piekła nigdy się przed nim nie otworzą.
– Przestań! – zawołał Shirasagi.
– Dobrze wiesz, o czym mówię, bo sam częściowo ponosisz za to winę. Wiele lat temu przyniosłeś tu ten miecz, twierdząc, że zostanie w Piekle na zawsze. I właśnie widzę, jak dotrzymujesz umowy. Najwyższy powinien go zniszczyć.
– Zrobię to – odezwał się Kaelas.
Nie był do końca pewien, czy dobrze postępuje, szczególnie po tym, co usłyszał na temat Legendarnego Ostrza. Jednakże obiecał Kaio, że nie wróci bez niego. Kendappa tyle razy powtarzała, że to dobry, troszczący się o wszechświat bóg, więc nie mógł chcieć źle. Na pewno miał jakiś plan i miecz nie przyniesie nieszczęścia i zniszczenia w świecie żywych.
Tak samo było z opowieściami o Legendarnym Wojowniku. Bohater zawsze był dobrym człowiekiem, pomagającym innym, poświęcającym siebie dla dobra wszechświata. Kaelas próbował sobie wmówić, że tym razem Draer musiała się pomylić.
– Nic mi się nie stanie, jak go wyjmę?
– Nie. Trzymanie miecza ci nie zaszkodzi. Ale w kamieniu musisz zostawić swój, takie zabezpieczenie. Inaczej wyspa zniknie i wszyscy wylądujemy w kwasie, co dla ciebie skończy się najgorzej, chyba że ci w porę pomogę – stwierdziła Draer.
Pewnie dlatego Kaio nalegał, bym go wziął, pomyślał Kaelas. Żałował, że miecz królowej Kalush na zawsze zostanie w Piekle. Landarczycy ucieszyliby się, gdyby zwrócił go potomkom rodu królewskiego. Książę Ladvarian pewnie stwierdziłby, że od teraz on  będzie nim władał. Uśmiechnął się w duchu, wyobrażając sobie ten moment oraz minę Falonara, gdyby dowiedział się, co ofiarowano młodszemu z braci podczas Ceremonii.
Powoli podszedł do skały, w którą zostało wbite Legendarne Ostrze. Delikatnie musnął palcami rękojeści miecza i poczuł, jak przez jego ciało przechodzi dziwny prąd. Nie podobało mu się to uczucie, ponieważ było w nim coś złowrogiego i mrocznego.
Starając się ignorować stojących za nim Shirasagiego i Draer, wziął głęboki oddech i mocno chwycił rękojeść Legendarnego Ostrza. Miał nadzieję, że miecz łatwo wyjdzie ze skały i nie z robi z siebie głupka na oczach kreatorów, podejmując kilka lub kilkanaście prób.
Kaelas pociągnął miecz do góry. Po chwili zachwiał się, ledwo łapiąc równowagę, gdyż, ku zdziwieniu Landarczyka, nie napotkał żadnych trudności, jakby zamiast w kamieniu wbito Legendarne Ostrze w masło. Jednak była to dopiero połowa zadania. Nagle z dziury w skale zaczęły wydobywać się pokłady olbrzymiej mocy.
Wojownik przez chwilę nie wiedział, co ma robić. Silny wiatr, który pojawił się znikąd, dął mu mocno w twarz. Miał trudności z utrzymaniem się na nogach, na dodatek moc wydobywająca się z kamienia w każdej chwili przybierała na sile. Oprzytomniał dopiero po kilkunastu sekundach. Z trudem wyjął z pochwy miecz królowej Kalush i za drugim podejściem wbił go w skałę.
Nagle wszystko ustało. Zarówno wiatr jak i moc. Kaelas rozejrzał się dookoła, stwierdzając, że nadal znajdują się na podniebnej wysepce. Shirasagi i Draer stali w tych samych miejscach, jakby te chwilowe anomalie w ogóle nie miały na nich wpływu.
Landarczyk już chciał schować Legendarne Ostrze do pochwy, z nadzieją, że będzie odpowiednia, ale wtedy zorientował się, że klinga została wykonana z jakiegoś czarnego materiału. Miał wrażenie, jakby zamknięto w niej ciemność. Chciał jej dotknąć, ale w porę się opamiętał. Skoro nie miał używać miecza, to dokładniejsze badania także mogłyby okazać się dla niego niebezpieczne.
Pospiesznie schował miecz do pochwy, ze zdziwieniem stwierdzając, że pasował idealnie. Dopiero po chwili zorientował się, że pochwa zmieniła wymiary i kształt. Spojrzał na dwójkę kreatorów, a Draer dyskretnie do niego mrugnęła.
– Odeślę cię stąd, byś nie nadkładał drogi. Szkoda, że nie będę mogła zobaczyć miny starego Kaio, gdy nagle się przed nim zmaterializujesz, zamiast grzecznie wyłonić się z przejścia – powiedziała, uśmiechając się przebiegle. Podeszła do Kaelasa i przez chwilę przyglądała mu się uważnie. – Nigdy nie spotkałam śmiertelnika takiego jak ty. Pamiętaj, że to życie należy do ciebie i to ty podejmujesz decyzje, nikt nie może cię do niczego zmusić.
Zanim Kaelas zdążył zareagować, Draer rozwiązała mu tunikę u góry i zdjęła z szyi rzemyk z kamieniem znalezionym na Oraculum i łzą podarowaną przez Mistrza Penyu. Po chwili siłą woli spłaszczyła kamień, tak że miał teraz kształt idealnie oszlifowanego dysku, w środku umieściła łzę. Następnie przyłożyła twór do ust, po czym szepnęła coś tak cicho, że nawet Landarczyk nie zdołał usłyszeć słów.
– To prezent ode mnie – oznajmiła, zawieszając mu amulet na szyi.
– Ma jakieś specjalne właściwości? – zapytał Kaelas, dopiero po fakcie dochodząc do wniosku, że mogło to zabrzmieć zachłannie i niewłaściwie, jednakże Draer tylko się roześmiała.
– Sam to odkryj – stwierdziła. – Długiego i dobrego życia, Kaelasie.
Dotknęła kościstą dłonią piersi wojownika. Mężczyzna miał wrażenie, że jego ciało powoli staje się niematerialne. Zanim świadomość Landarczyka całkowicie zniknęła, usłyszał jeszcze, jak Shirasagi życzył mu powodzenia w nadchodzącej bitwie.
~ * ~
I oto ostatni rozdział z sagi umieszczonej w Zaświatach, w kolejnym rozpocznie się już saga finałowa i mogę zdradzić, że dojdzie w nim do spotkania Kaelasa i Ladvariana.
To wręcz niesamowite, ale powoli semestr zbliża się ku końcowi (chociaż mam wrażenie, że dopiero się zaczął) i nadszedł czas na zaliczenia, kolokwia, oddawanie projektów i sprawozdań. Jednakże mogę obiecać, że ten blog w żadnym stopniu na tym nie ucierpi. Z racji, że mam wszystko napisane, to nadal będę publikować raz w tygodniu.

9 komentarzy:

  1. Tak sobie dzisiaj zerknęłam do spisu rozdziałów i kurczę, ale smutno, kiedy się pomyśli, że zostało ich jeszcze tylko pięć. Przez ponad dwa lata zdążyłam się w jakimś sensie z tą historią zżyć ;).
    W każdym razie - rozdział mnie nie zawiódł, choć tak jak się spodziewałam, Kaelas spotkał się właśnie z ojcem. Myślałam, że tak będzie, w końcu kogo innego miałby tam spotkać? Choć swoją drogą, to smutne, że Zevran tak źle skończył, choć miał takie ambicje. To piekło jest naprawdę okropnym miejscem, i nawet sam fakt, że mężczyzna utrzymywał zażyłe stosunki z ludźmi, którzy go zdradzili, świadczy o tym, że musiał być bardzo zdesperowany i samotny. Nie zaskoczyło mnie jednak to, że i oni tam trafili.
    Miałam jednak wrażenie, że spotkanie z nim rozczarowało Kaelasa. W przeszłości zapewne zdążył zbudować sobie własny obraz ojca (skoro go nie pamiętał, to jego wiedza o nim pochodziła zapewne głównie z opowieści matki), a teraz, gdy wreszcie go poznał i przekonał się, jaki był naprawdę, mógł czuć żal. W sumie aż szkoda, że pierwszy raz ze sobą rozmawiali i zapewne ostatni, a ich rozmowa potoczyła się tak niefortunnie i wręcz oschle. Choć ojciec wydawał się być dumny z syna (choć też zdawał się mieć własny jego obraz i własne oczekiwania, które przesłaniały mu wszystko inne), ten był rozczarowany tym, co zobaczył. Niemniej jednak, może faktycznie to mu coś da?
    Ogólnie fajnie, że zamieściłaś taki motyw i dałaś bohaterowi okazję do spotkania rodziców, a nam, czytelnikom, możliwość przyjrzenia się dokładniej ich relacjom.
    Scena ze zdobyciem miecza także była dobra. Tak myślałam, że jego wyjęcie wcale nie będzie tak proste, jak się wydawało. No i zastanawia mnie, kto w takim razie ma go użyć, skoro nie Kaelas, i jakie to będzie mieć konsekwencje? W końcu skoro nie bez powodu umieszczono go właśnie w piekle...
    Przez moment zdawało mi się nagle, że dojrzałam przebłysk tego dawnego Kaelasa, który marzył o tytule legendarnego wojownika. Ale dobrze, że jest już rozsądniejszy i pogodził się z tym, że to nie on nim będzie. Zresztą, pewnie nie wyszłoby mu to na dobre...
    Zastanawia mnie, co będzie dalej, kiedy mężczyzna wydostanie się z piekła. Tym bardziej, że jak twierdzisz, zacznie się już saga finałowa... Naprawdę ciekawi mnie, co w niej będzie, bo spodziewam się, że będzie sporo elementów zaskoczenia.
    Ogólnie jednak rozdział mi się podobał. A jeśli chodzi o studia, też mam teraz etap ostatnich zaliczeń, grr :///.
    Aaa, i zauważyłam małego babola, czy Shirasagi nie był czasem opiekunem południa, a nie wschodu? xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Sama też nie mogę uwierzyć, że to już koniec. Chociaż takli pierwszy etap niedowierzania przeżyłam, gdy skończyłam pisać, na razie nawet nie chcę myśleć, jak to będzie, gdy zakończę publikację i oficjalnie pożegnam się z tą historią.
      No, znajomych z Piekła, to Kaelas zbyt wielu nie posiada, ale chciałam wprowadzić trochę równowagi. Skoro była matka, to dlaczego by i nie ojciec, szczególnie że Kaelas od zawsze marzył, by go zobaczyć. Na pewno bardzo go to rozczarowało, ostatecznie zobaczył zupełnie innego człowieka, niż tego, o którym myślał i o którym opowiadała mu matka. Jednakże duma Zevrana brała się tylko z tego, że jego syn stał się tak potężny i ma podobne ambicje do jego. Zupełnie nie obchodzi go, jakim stał się człowiekiem i co tak naprawdę chciałby w życiu osiągnąć.
      Miecz może użyć jedynie Legendarny Wojownik i w tym temacie nic więcej nie zdradzę. Powoli wszystko zacznie się wyjaśniać.
      Cóż, w następnym rozdziale będzie drobny przeskok. Nie będę już kontynuowała wizyty na planecie bogów, bo niektóre rzeczy nadal chcę pozostawić w tajemnicy przed czytelnikami. A bezsensowne dialogi czy pożegnania z opiekunami wolałam sobie darować, bo nic nie wnosiłyby do fabuły i znając życie moje zadowolenie z tych fragmentów oscylowałoby blisko zera.
      Rzeczywiście, południe, już poprawiła i sama się dziwię, że coś takiego napisałam. Dzięki za zwrócenie uwagi.

      Usuń
  2. Trochę mnie tu nie było, ale nie znaczy to, że nie czytałam - zwyczajnie nie miałam czasu na komentowanie. Przepraszam ;)
    W każdym razie ostatnimi rozdziałami wbijasz mi sztylet w serce. Bo hej, chcesz mi Vrieskasa ubić, a ja go tak lubię! No to jest nie fair, że zawsze moi ulubieńcy umierają! Już sama nie wiem czy to ja jestem taka pechowa, czy mam nosa do tych, którzy mają pecha.
    W każdym razie miło, że pojawił się Shiasagi, chociaż to, że był opiekunem południa było wiadome wcześniej (czy może wcześniej to była tylko sugestia?). Było mi go szkoda, bo facet sporo przeszedł, zginął w obronie swojej strefy (ciekawe czy Ascot, czy którykolwiek z pozostałych opiekunów by się na to zdobył...), a ostatecznie nie może ani powrócić do tych, którzy byli mu bliscy, ani nie ma zbyt ciekawych znajomości w piekle. Poza tym ciąży nad nim swego rodzaju wina, że pozostawił strefę południową bez opiekuna, bez kogoś kto by nad nimi czuwał (nie wiem czemu, ale odnoszę wrażenie, że jemu na tym rzeczywiście zależało, nie to Ascot z Asharą - bawią się tylko i przepychają).
    Planeta bogów jako swoisty raj również wypadła bardzo dobrze. Szczególnie podobały mi się teksty Snowka o zamrażaniu morza :P On zawsze potrafił wprowadzić nutkę humoru ^^ Cieszę się, ze tutaj postanowiłaś postawić na spokój i piękno, bo akurat w tym wypadku prostota była o wiele bardziej pożądana.
    Jeżeli chodzi o spotkanie z matką, to było słodkie, po prostu czuł było, że się kochają, tęsknią i tak strasznie żałują, że zostali na zawsze rozdzieleni. I wspaniałym kontrastem dla tej scenki było spotkanie z Zevranem. Bo to było jakieś takie niezręczne, pełne żalu, niechęci i może nawet zażenowania, i złości, przynajmniej po stronie Zevrana. Cóż trudno by Zevran znalazł się w innym miejscu, chociaż nie sądzę, by powodem był ten wysnuty przez Kaelasa. Przecież to nie tak, że do piekła trafiają ci, którzy służą Vrieskasowi. Chodzi bardziej o intencje, z jaką wykonywało się zadania, o czyny. To też nie tak, że nie mieli wyboru, bo ten jest zawsze, choćby była nim śmierć. Zevran stanął po stronie Vrieskasa, bo na początku podzielał jego poglądy, był przekonany o słuszności jego działań, ale samej idei chyba też nie pojął. Vrieskas nigdy nie chciał zabijać dla samego zabijania, nie zależało mu też na podboju jako takim - marzył mu sie lepszy świat, świat, w którym narzuciłby swoje rządy, a te rządy byłby zwyczajnie dobre. Nie mówię, że pomysł był dobry, bo nie był - coś takiego nie mogło się udać, bo w swoim założeniach było ułomne. Jednak coś mi się zdaje, że Zevran był we wszytskim zbyt pochopny - podbijał planety, ale chyba nie bardzo starał sie, by mieszkańcy stanęli po jego stronie (w sumie żaden generał o to nie dbał, odwalali tylko swoją robotę, nawet Vrieskasowi to nie bardzo wychodziło, czego najlepszym przykładem jest Alatum), a gdy stwierdził, że Vrieś jest zły, postanowił go pokonać za wszelką cenę, zabijając wszystkich, którzy staną na jego drodze. No, oszalał, nie ma co się oszukiwać. Zresztą nawet w piekle widać oznaki, że nie do końca jest z nim dobrze - Zevran jakoś specjalnie nie przejmuje sie stanem syna, cieszy sie raczej z tego kim sie stał i że miał rację. Nawet ta wspominka o przyjaciołach była jakaś tak podszyta czymś niebezpiecznym, złym - chodzi mi o to, że mówi, że jest zabawniej. Nie wiem, ale dla mnie brzmi to conajmniej niewłaściwie, zważywszy na miejsce, w którym sie znajduje. A poza tym to odchodzi od Kaelsa jak zfochane dziecko... to chyba swego rodzaju ironia - wszyscy sądzili, że Falonar jest bardziej podobny do ojca, a tu wychodzi na to, że to Kaelsa miał charakterek tatusia (tyle, że teraz jest znacznie bardziej rozgarnięty).

    OdpowiedzUsuń
  3. Kaio to buc. Jestem tak strasznie na niego zła, tak strasznie chciałabym zobaczyć jego nędzne, podłe zwłoki, że to aż szok dla nie samej. Nic jednak nie poradzę na to, że gdy widzę jak on się wywyższa jakby był niewiadomo kim, jak uważa sie za kogoś lepszego i jak w sumie wymusił od bytu wyższego od niego, by ktokolwiek się z nim uda, był mu posłuszny, to aż mi niedobrze. Wkurza mnie też to, że jest niekonsekwentny - twierdzi, że Vrieskas musi umrzeć, bo zaburzył równowagę (jaasne, nie podoba mus ie zniszczenia Vegi i chce się drań zemścić), podczas gdy to on, boski boss, powinien był pilnować, żeby coś takiego w ogóle nie miał miejsca. Olał sprawę, gdy trzeba było ruszyć tyłek, zakasać rękawy i iść do pracy, a teraz jęczy, że ktoś mu wszedł do piaskownicy i porozrzucał zabawki. A niech spada na drzewo! Powiedz, proszę, że wykilasz dziada na koniec, proszę (nawet, jeżeli to nie prawda, mogłabym się pocieszyć tym przez kilka dni :D).
    No i chyba już tradycyjnie pobronię trochę Vrieskasa. Strasznie mi przykro, że oni wszyscy patrzą na niego jak na złego potwora, który chce ich pozabijać. Już nawet nie chodzi o to, czy mu się nalezy, czy nie, ale przez to oni sami stają się tym, co chcą zniszczyć o wiele bardziej niż Vrieś są mordercami. Bo oni nie tylko planują zabójstwo, oni wierzą, że tak trzeba, że to dobre rozwiązanie, że zbawią świat. A guzik prawda. Wywołają jeden wielki chaos, którego nie będą w stanie opanować i mam szczerą nadzieję, że ktoś kiedyś obwoła ich killerami, którzy przynieśli zgubę setkom tysięcy istnień (bo tak będzie, gdy już zrobią, co chcą zrobić). Drażni mnei szczególnie to, że uważają sie za tych dobrych (a już w ogóle to Dapcia w szczególności, bo przecież ona Vrieskasa znała, zawdzięcza mu mnóstwo, a postanowiła, że go zabije, bo świat bez niego będzie lepszy. Kurczę no facet traktował ją lepiej niż córkę, a ona takie coś... cholernie przykro.) i może jeszcze zasługują na niebo? Błahaha. Wszyscy robią ich w konia i kombinują jakby to się zemścić (Kaio, chyba Penyu też), nudzi im sie (Ascot), mają to w nosie (Ashara, opiekun zachodu, zapomniałam jak mu na imię...). Przecież na tym wszechświecie zupełnie nikomu nie zależy. I to dopiero jest przykre. A najbardziej to chyba to, że nawet, gdy odzyskają "wolność", to nie będą umieli jej należycie wykorzystać. Owszem, będą mówić i chlubić sie, że są wolnymi ludźmi, ale nic z tego nie wyniknie.
    Draer bardzo mnie zaintrygowała tym, że LW nie będzie mógł przekroczyć bram piekła ani nieba (w takim razie ukrycie Legendarnego Ostrza w piekle było jak najbardziej dobrym rozwiązaniem). Czy to znaczy, że dusza LW w momencie śmierci przestaje istnieć? Czy w takim razie to dlatego tak naprawdę Penyu tak żałuje śmierci poprzedniego LW? Bo już nigdy nie będzie mógł się z nim spotkać, porozmawiać, przeprosić? A może chodzi o to, że LW jako LW tak naprawdę nie istnieje, jest bytem, który objawia sie jako moc, potega i łączy się z jakąś inną duszą, ale jako samodzielna jednostka nie istnieje? Jestem cholernie ciekawa, czy kiedykolwiek doczekam odpowiedzi na te pytania. A w ogóle to ostatnio wszyscy na ura życzą Kaelasowi, by żył jak najdłużej... podejrzana sprawa. Chcesz go zabić, czy jak? No weź, jego też lubię, może nie jak Vriesia, ale jednak.
    Cieszę sie też, że wyjaśniłaś sprawę śmierci SiN699. Teraz, gdy Kaelas wróci z piekła, będzie mógł powiedzieć RM19, że nie było w jej śmierci jego winy, że nigdy nie powinien był siebie tym obarczać, że to wszystko była wina jego ojca i znajomości, jakie zawarł.
    Również samo Legendarne Ostrze sprezentowałaś jako broń obosieczną. Bo coś mi sie zdaje, że używanie go w dłuższym okresie czasu, przywiodłoby Kaelasa do szaleństwa i ostatecznie śmierci ( w końcu, czy coś podobnego czasem się już nie zdarzyło z LW?). Może też dlatego wszyscy nie chcą, by Kaelas szybko umierał - im dłużej będzie żył, tym dłużej LO będzie z daleka od nich i będą mieć święty spokój.
    No dobra, już nie marudzę. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Na temat śmierci się nie wypowiadam, bo zaraz, nawet przypadkowo, zacznę tu pisać jakieś spoilery lub do nich nawiązywać. Będzie tak, jak planowałam na początku, jednak jedna osoba z początkowych trupów ocaleje. Chyba by mi serce pękło, gdybym jeszcze to zrobiła.
      Wcześniej były sugestie co do tego, kim był Shirasagi, ale wolałam to napisać wprost, by później nie było niedomówień, gdyby ktoś się nie zorientował. I właściwie to nie sądzę, aby ktokolwiek z pozostałych opiekunów czy nawet Kaio był się w stanie poświęcić dla ludzi zamieszkujących wszechświat. Początkowo sądziłam, że może jednak, ale w ostatniej scenie, w której będzie występował Ascot, widać coś zupełnie odwrotnego. Oni żałują, ale potem żal mija i wracają do porządku dziennego, ignorując momenty, w których mogliby zareagować i nie dopuścić do tragedii.
      No tak, w tym wypadku Kaelas nie miał racji, bo za samą służbę u Vrieskasa nie trafia się do Piekła, bo nie miałoby to najmniejszego sensu. Zevran w swoim życiu zrobił wiele złego i nie mógł trafić w inne miejsce.
      Co do Kaio mam podobne odczucia i coś mi się zdaje, że pod koniec znienawidzisz go jeszcze bardziej, bo końcowy numer, który odstawi jest poniżej wszelkiej krytyki (chociaż wyjaśnienia tego co już zrobił też sprawiają, że z chęcią pozbawiłoby się go głowy).
      Co do władzy Vrieskasa i podejścia innych, to też się zgadzam i nie nawiązuję, bo później o tym będzie. Jak dobrze pamiętam, to chyba Evolet będzie o tym mówić.
      W ostatnim rozdziale przed epilogiem zostaną podane wszystkie odpowiedzi na temat Legendarnego Wojownika. Jeszcze trochę trzeba poczekać (niech nikt nie myśli, że zrobiłam to specjalnie), ale wszystko się wyjaśni.

      Usuń
  4. W sumie to nie mogę uwierzyć, że już przekroczyłam trzycyfrową liczbę rozdziałów. Jesteś jedyną autorką, u której przeczytałam tak wiele rozdziałów, a chcę jeszcze się więcej i więcej... Aż mi smutno, że już niebawem rozpocznie się ostatnia Saga Finałowa.

    Nie zawitałam pod dwoma poprzednimi rozdziałami, więc postaram się jakoś w tym komentarzu wszystko umieścić.

    Może wcale się nie zdziwisz, ale gdy tak stopniowo zaczęłaś opisywać Zaświaty, niektóre fragmenty zaczęły mi się przypominać z Zaświatem z Dragon Balla... wiesz... te obłoczki^^ Od razu mi się z tym skojarzyło^^
    Spotkanie Kaelasa z matką bardzo mnie wzruszyła i cieszę się, że Landarczyk miał szansę chwilę z nią porozmawiać i pożegnać się. Co do spotkania z ojcem... No, nie spodziewałam się, że Zavran będzie interesował się bardziej mieczem niż synami... Trochę nie dziwię się Kaelasowi, że tak obojętnie podszedł do tego spotkania, bo przecież był bardzo mały, gdy jego ojciec zginął. Widać też, że Zavran zrozumiał swój błąd... no cóż, czasu jednak nie da się cofnąć.
    Rzeka z Kwasem... bardzo interesujące i dość okrutne zarazem. Choć nie wiem, czy słowo "okrutne" tutaj pasuje, zważywszy na to, że to kara dla tych Złych i jak najbardziej sobie na to zasłużyli.
    I pojawienie się Paragrasa mnie zaskoczyło... Gdy Kaelas z nim walczył, to coś mi świtało, lecz nie byłam pewna kto to... dopiero później to wszystko się wyjaśniło i przeklinałam swoją głupotę.
    Legendarne Ostrze w skale... tak, gdy ten obraz się pojawił, od razu przypomniała mi się scenka, gdy Gohan wyciągał miecz na Planecie Bogów. Wybacz, że tak wspominam o DB, ale tak wszystko się tak pięknie łączy^^
    I ciekawe, co teraz Kaelas zrobi, gdy musiał zostawić swój miecz w skale, by zdobyć Legendarne Ostrze, którym jak na razie nie będzie mógł używać (wierzę do chwili obecnej, że do Kaelas jest LW, choć także wierzę w swoją drugą teorię, którą przedstawiłam Ci jakiś czas temu). Może jednak wszystko pójdzie tak jak to sobie ukartował Zavran i Felonar podaruje mu miecz ich ojca.
    Nie mogę się już doczekać spotkania Kaelasa i Ladvariana:)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie mogę w to uwierzyć. Nigdy nawet nie myślałam, że dojdę do takiej liczby rozdziałów. Ja już beczałam przy pisaniu wielu fragmentów z sagi finałowej, znając życie znów mnie najdzie, gdy zacznę je sprawdzać i publikować.
      To nie do końca takie obłoczki, bardziej rodzaj lekkiej mgiełki o niemal ludzkim zarysie, ale w pewnym momencie też miałam w głowie stadko takich chichoczących chmurek :)
      Zevrana może nie tyle bardziej interesował miecz, co potęga i siła Kaelasa, bo jednak jego pragnienia z ostatnich miesięcy przed śmiercią się sprawdziły i młodszy syn stał się takim wojownikiem, jakiego wymarzył sobie jego ojciec. A sam miech był dla Zevrana symbolem tej potęgi.
      Zależy, kto wpadnie do tej rzeki. Skala win skazanych na Piekło jest różna, gdyby wleciał tam ktoś "mniej zły", to byłoby to dla niego okrutne. Ale za to ktoś taki jak Paragas jak najbardziej zasłużył sobie na taką kąpiel.
      Ja mam bardziej w głowie króla Artura. Ale nie miałam innych pomysłów na ulokowanie miecza. A nie trzymaliby go na piedestale, skoro to przeklęte ostrze, które nie powinno niczego dotykać.
      A nawiązanie do miecza Zevrana jeszcze będzie, ale już nie pamiętam dokładnie, w którym rozdziale. Chyba w 103, ale mogę się mylić, bo 102 i 103 pisałam jeszcze zimą.

      Usuń
  5. I jak on teraz poradzi sobie bez miecza, skoro legendarnego ostrza nie może używać? Ciekawe, dlaczego tak... dlaczego musi wiedzieć, że jest Legendarnym wojownikiem? OO. Może Kaelas i Ladvarian połączą się w jedną osobę czy coś? Heh. Ciekawe, jak to możliwe, że oboje są jakoś dziwnie złączeni. Cieszę się, że Kaelas mógł się spsotkać z ojcem, ale szkoda, że trochę się nim rozczarował. Zawsze postrzegał go jako takiego wspaniałego, dobrego, a tu niespodzianka... Trochę zaskoczyło mnie jego zdenerwowanie faktem, że to Falonar ma miecz. Może Zevran coś wie... Bo niby czemu tak zareagował?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwe to Kaelas już za bardzo miecza nie potrzebuje, potrafi sobie radzić bez niego, bo nauczył się już uwalniać ki. No i w walce z Zzveli czy Arslanem też miecz nie miał.
      Zevarn zareagował tak, ponieważ miecz dla niego jest czymś bardzo ważnym, niemal częścią bycia wojownikiem. A z racji, że swojego młodszego syna uważa za lepszego, woli, by to właśnie Kaelas go miał. A na temat prawdziwego Legendarnego Wojownika i całej tej otoczki nie ma najmniejszego pojęcia.

      Usuń