środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 102: Powrót do domu

Dom jest takim miejscem, do którego zawsze zostaniesz wpuszczony, gdy zapukasz do drzwi.
Stephen King
Kaelas spoglądał przez okno. Czuł podekscytowanie na myśl o tym, że niebawem znów zobaczy ojczystą planetę, ale także obawę z powodu tego, co miało nadejść. Legendarne Ostrze leżało w sypialni. Rzucił je tam zaraz po powrocie na statek i nie miał zamiaru ruszać do czasu wylądowania na Landare, zresztą nawet wtedy mu się to nie uśmiechało. Wiązała się z nim zbyt duża odpowiedzialność.
Nagle usłyszał czyjeś kroki, odwrócił głowę i zobaczył zmierzającą w jego stronę Kendappę. Uśmiechnął się do niej, jednakże nie było w tym geście wiele radości, chociaż tak bardzo chciał ją okazać. Szczególnie teraz.
– Co cię martwi? – zapytała, stając obok Kaelasa.
– Nadchodząca walka – stwierdził ogólnie, nie chcąc wdawać się w szczegóły.
– Coś ukrywasz, wiem to – rzekła ostro Kendappa. – Długo rozmawiałeś z Kaio w cztery oczy i nie powiedziałeś ani słowa, na jaki temat. Od tamtej pory ciągle jesteś smutny i nieobecny. Co się dzieje, Kaelasie? Ma to związek z Legendarnym Wojownikiem? Może z walką z Vrieskasem? Albo dowiedziałeś się czegoś złego?
Landarczyk milczał przez chwilę, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów. Zdawał sobie sprawę, że Kendappy nie zadowolą kolejne wymówki, a nie miał zamiaru mówić prawdy. Była zbyt przerażająca, a historia, którą opowiedział mu Kaio, nie przeszłaby Kaelasowi przez gardło. Dopiero teraz rozumiał Draer i żałował, że nie posłuchał kobiety na samym początku. Na dodatek był wściekły na Shirasagiego, że nawet po śmierci zachował wierność żywym towarzyszom i nie wyjawił mu wszystkich szczegółów podczas ich pierwszego spotkania.
– To przez kłótnię z Kaio – skłamał, ukrywając główny powód takiego zachowania. Rzeczywiście doszło do ostrej wymiany zdań z bogiem, ale specjalnie się tym nie przejmował. Jak powiedziała Draer, żył własnym życiem i sam podejmował decyzje. – Chciał, abym na planecie bogów złożył przysięgę wojownika, to taka stara landarska tradycja – wyjaśnił, widząc, że Kendappa nie ma pojęcia, o czym mówił. – Teoretycznie składa się ją podczas Ceremonii, ale wtedy należy także przysiąc wierność Vrieskasowi. Powiedziałem Kaio, że ta przysięga, której słowa wypowiedziałem, nic dla mnie nie znaczy. On chciał, bym w takim razie złożył nową. To mu oznajmiłem, że nie mam zamiaru, bo w życiu będę postępował, jak mi podpowiada serce i nie założę niczego z góry. No i się wściekł, uznając, że nie wiem, co oznacza bycie prawdziwym wojownikiem i tym podobne.
– Dobrze mu powiedziałeś – stwierdziła Kendappa, uśmiechając się lekko. – I to cię tak dołuje?
– Trochę mi głupio, bo jednak chcieli dla nas dobrze – mruknął, mając nadzieję, że taka odpowiedź zadowoli kobietę.
Nagle kapsuła zatrzymała się. Oboje spojrzeli przez okno, a Kaelas miał wrażenie, że serce stanęło mu w piersi. Czyżby przybyli za późno? Znajdowali się niedaleko Landare, jednakże jego ojczystą planetę otaczały setki innych statków. Przyłożył drżącą dłoń do szyby, obawiając się, że zdarzyło się najgorsze i niebawem na własne oczy zobaczy zagładę Landare.
Nagle do pokoju wszedł RM19. Lekko dyszał, jakby dystans od pomieszczenia sterowniczego pokonał biegnąc. Okulary przekrzywiły mu się na nosie, więc szybko je poprawił, stukając kilka razy w pęknięte szkło.
– Co teraz robimy? – zapytał, spoglądając na przyjaciół.
– Muszę zobaczyć z bliska te statki – stwierdziła nagle Kendappa, wybiegając z pokoju.
RM19 westchnął, a Kaelas domyślił się, że żałował, że opuszczał pomieszczenie sterownicze, skoro właśnie miał tam wrócić. Oboje pospiesznie poszli w ślady Kendappy. Landarczyk zastanawiał się, co mogło oznaczać jej nagłe poruszenie. Miał nadzieję, że nie najgorsze i te statki wcale nie zostały wysłane, by zamienić planetę w kosmiczny pył, a po to, by… By zrobić cokolwiek innego, chociażby przewieźć ludzi Vrieskasa, tylko że z lądowaniem musieli poczekać na samego Yaskaskanina.
Gdy weszli do pomieszczenia sterowniczego, dostrzegli Alatankę niecierpliwie krążącą od jednego końca pokoju do drugiego. Czekała na RM19, ponieważ sama nie znała się na prowadzeniu statku ani na niczym bezpośrednio z tym powiązanym.
RM19 postukał w kilka klawiszy, po czym na jednym z ekranów pojawiło się zbliżenie do planety i otaczających ją statków. Wszystkie wyglądały bardzo podobnie do ich kapsuły. Kendappa przez chwilę przyjrzała się im uważnie, po czym chciała coś powiedzieć, ale wtedy do pomieszczenia weszła Reeva.
– Co się stało? – zapytała, spoglądając uważnie na każdego.
– Na szczęście jeszcze nic poważnego – zabrała głos Kendappa. – Te statki otaczają planetę, by nikt nie uciekł ani nie przyleciał z pomocą Landarczykom. Nie są w stanie wysadzić Landare. Jednakże oznacza to, że Vrieskas jest już naprawdę blisko.
Po słowach kobiety Kaelasowi kamień spadł z serca, jeszcze nic nie było stracone. Co prawda wieść o zbliżającym się Vrieskasie była niepokojąca, sądził, że uda im się dotrzeć na Landare szybciej, jednakże miał nadzieję, że książę Ladvarian zdołał obmyślić dobry plan.
– Planety nie zniszczą, ale nas zapewne zestrzelą, jeżeli spróbujemy podejść do lądowania – oznajmił RM19, spoglądając na Alatankę. Kobieta w skupieniu marszczyła brwi, jakby starała się sobie coś przypomnieć.
– Nic nam nie zrobią – rzekła po chwili. – Powiem ci, jaką wiadomość masz im przesłać. O ile kody się nie zmieniły, przepuszczą nas bez problemu, uznając za przednią straż, mającą zbadać teren przed przybyciem Vrieskasa. Wyłącz przekaz wizualny, gdyby coś głupiego przyszło im do głowy, a jeśli zadawaliby pytania, powiedz, że wpadliśmy w deszcz meteorytów, stąd taki stan statku.
– Do pracy – oznajmił RM19, z niesamowitą prędkością zaczynając wciskać klawisze.
~ * ~
Ladvarian nie mógł uwierzyć, że wszystko działo się tak szybko. Ledwo udało mu się powrócić na Landare z Alovlu, gdy planetę otoczyły statki Vrieskasa, uniemożliwiające jakikolwiek wylot lub przylot. Dodatkowo otrzymał wiadomość od tyrana, że ma złożyć broń i w spokoju czekać na sąd, do tego czasu Jabra miał przejąć całkowitą władzę. Książę, oczywiście, odmówił.
Po tym wydarzeniu natychmiast zaczął działać. Zanim do Jabry w ogóle dotarło, co się dzieje i jaką nową rolę wyznaczył mu Vrieskas, Ladvarian wtrącił mężczyznę do lochów. To samo spotkało Lothora i jego rodzinę. Pomimo zapewnień generała, że nie życzy księciu źle, wolał nie ryzykować i mu nie wierzyć. Zignorował także późniejsze prośby o uwolnienie córki i żony, które nie miały z tym nic wspólnego.
Następnie oznajmił ludności Landare, w jakim położeniu znalazła się planeta i wezwał wszystkich do walki. Landarscy wojownicy, którzy nie polecieli na żadną misję, stawili się od razu, do nich dołączyli także rdzenni mieszkańcy, nie należący do kasty wojowników. Po nich gotowość do boju zapowiedzieli także obcy mieszkający od lat na planecie. Tych ostatnich Ladvarian w ogóle się nie spodziewał, ale w głębi ducha cieszył się, że go poparli. Im więcej sojuszników, tym lepiej. Szczególnie że nie wiedział, ilu ludzi przywiezie ze sobą Vrieskas.
Zdarzyli się też tacy, którzy jawnie sprzeciwili się księciu. Większość wtrącił do lochów, by nie przeszkadzali, innych zdołał namówić, by siedzieli w domach i nie przeszkadzali, do tej grupy należeli tchórze, którzy przerazili się, gdy na ich oczach został zmuszony do zabicia dwójki buntowników.
Obecnie siedział razem z Falonarem w sali narad, zastanawiając się nad najlepszym planem walki. Ostatnio Ladvarian miał pustkę w głowie, gdyż nie wiedział, czego miałby spodziewać się po Vrieskasie. Tyran nie wysłał już żadnej wiadomość, przez co mogli tylko czekać z nadzieją, że to, co uzgodnili, będą mogli wykorzystać w praktyce. No i że na Landare nie wylądują nagle setki statków z wojownikami, bo ich porażka byłaby wtedy nieunikniona.
– Jak twoja ręka? – zapytał Ladvarian, chcąc chociaż na chwilę oderwać się od ponurych myśli.
– To dziwne, ale rana całkiem się zagoiła, jakby odcięli mi ją dobre kilka lat temu – odpowiedział Falonar.
– Nie mogę uwierzyć, że mój ojciec nadal jęczy, że umiera, zamiast spróbować nam w jakikolwiek sposób pomóc – zmienił temat książę, nie potrafiąc powstrzymać wściekłości w tonie głosu. – Czy do niego nie dociera, że może wiedzieć coś, co mogłoby przydać się w walce?
– Mnie bardziej martwi to, że zostaliśmy całkiem odcięci od reszty wszechświata – powiedział Falonar. – Jeżeli Kaelas spróbuje się tu przedostać, rozstrzelają ich statek.
Ladvarian spojrzał na mężczyznę ze współczuciem. Wiedział, jakie to dla niego było trudne, szczególnie że chodziło o ostatniego żyjącego członka rodziny. Położył dłoń na ramieniu przyjaciela i ścisnął pokrzepiająco.
– Będzie dobrze – zapewnił, chociaż sam powoli przestawał w to wierzyć. – Pewnie ich pilot ma nieco rozumu i w porę zorientuje się, że lepiej się nie zbliżać. Sądzę, że poczekają i wykorzystają moment, gdy przyleci Vrieskas i wtedy spróbują się przebić.
– Obyś miał rację – powiedział Falonar, starając się uśmiechnąć, ale średnio mu to wyszło.
Nagle drzwi pomieszczenia otworzyły się z hukiem i do środka wbiegł jeden z landarskich wojowników. Lekko skłonił głowę przed księciem, gdy starał się złapać oddech. Następnie spojrzał spode łba na Falonara, zatrzymując dłużej wzrok na kikucie lewej ręki.
– Książę – wydyszał. – Przechwyciliśmy informację, że pierwszy statek wiel… to znaczy Vrieskasa za chwilę wyląduje na Landare, prawdopodobnie na lądowisku przy pałacu. Tak przynajmniej twierdzi baza, ale nie mają stuprocentowej pewności.
Ladvarian błyskawicznie poderwał się z miejsca, chwytając w dłoń pochwę z Garudą. Falonar natychmiast poszedł w jego ślady, ale poruszał się wolniej i ociężalej. Przez przypadek kikutem ręki strącił ze stołu plany bitwy. Widząc niezdarność mężczyzny, posłaniec uśmiechnął się ironicznie, nawet nie starając się tego ukryć.
Książę miał ochotę skarcić go za te głupie gesty, ale wiedział, że Falonar by sobie tego nie życzył. Powtórzył mu już z dziesięć razy, by zostawił ich wszystkich w spokoju, aby całkowicie skupić się na najważniejszych sprawach. A teraz miał właśnie z czymś takim do czynienia. Ladvarian nie spodziewał się, że Vrieskas wyśle jakikolwiek statek, zanim sam nie dotrze na Landare, przez co zupełnie nie wiedział, jakie mógłby podjąć działania. Czyżby tyran próbował coś wynegocjować?, pomyślał, ale szybko odrzucił ten zamysł. Było już za późno na pokojowe rozwiązanie, szczególnie po wtrąceniu Jabry do lochów.
Landarczycy wybiegli z pałacu i natychmiast udali się na lądowisko. Ladvarian uśmiechnął się w duchu, widząc, że posłaniec nie nadąża za nim i Falonarem. Na miejscu zastali już innych wojowników. Wszyscy czekali na to, co miało się za chwilę wydarzyć, niektórzy już wyjęli broń i trzymali ją w pogotowiu.
Nagle na niebie pojawiła się kapsuła kosmiczna. Jeden rzut oka wystarczył, by zorientować się, że należała do ludzi Vrieskasa. Po chwili statek wylądował, omal nie tratując jednego z Landarczyków, który stanął w niefortunnym miejscu. Ladvarian zacisnął mocno dłoń na rękojeści Garudy, w napięciu czekając, aż drzwi się otworzą i nowo przybyli zejdą na ziemię.
~ * ~
Kaelas nie mógł się doczekać zejścia na ziemię i powrotu do ojczyzny. Czuł przyjemne podekscytowanie i uśmiechnął się szeroko, gdy kapsuła bez problemów przeleciała obok wrogich statków i wylądowała na lądowisku w stolicy. Nawet perspektywa tego, co miało nadejść, nie mogła stłumić tej radości.
Landarczyk pierwszy znalazł się przy wyjściu, ignorując wołanie Kendappy, by zaczekał na wszystkich. Gdy otworzył drzwi, zaczerpnął głęboko tchu, chcąc poczuć znajome powietrze. W końcu był w domu. Uśmiechnął się, widząc świecącą na niebie Lume Estrell, nowoczesne budynki Nowej Dzielnicy oraz wznoszącą się na horyzoncie przeklętą górę. Miał wrażenie, że minęły lata, odkąd odleciał stąd po Ceremonii, mimo że z tego miejsca nic się nie zmieniło.
Kaelas dopiero po chwili zorientował się, że na lądowisku czekali na nich niezbyt przyjaźnie nastawieni ludzie, niektórzy nawet wyjęli broń, gotowi zaatakować, gdyby zaszła taka potrzeba. Od razu rozpoznał stojącego na czele Ladvariana, który także wyglądał, jakby szykował się do konfrontacji. Landarczyk nie potrafił wyjaśnić, skąd wzięło się takie podejście. Wydawało mu się, że książę zdawał sobie sprawę, że do walki z Vrieskasem staną Bracia Duszy, mimo że nie wiedział, kim tak naprawdę byli.
– Mówiłam, abyś zaczekał! – krzyknęła mu do lewego ucha Kendappa i pchnęła lekko w plecy, by zaczął schodzić.
– O co im chodzi? – szepnął Kaelas, nie wiedząc, jak ma się zachować wobec wrogo nastawionego tłumu. Nie tak wyobrażał sobie powrót do domu.
– Może widząc statek, uznali nas za ludzi Vrieskasa.
Mężczyzna skinął głową, przyznając jej rację. Rozglądał się dookoła, szukając Falonara. Po chwili dostrzegł go stojącego obok Ladvariana i miał wrażenie, że grunt zawalił mu się pod stopami. Skupił całą siłę woli, by się nie zatrzymywać i nie okazywać szoku. Nie mógł uwierzyć w to, co widział. To nie mogła być prawda! Nie mogła…
Lewa ręka brata kończyła się na łokciu, reszty nie było. Kaelas nie rozumiał, jak to się mogło stać i dlaczego znów jego rodzinę musiało spotkać nieszczęście. Przecież to przekreślało całe dotychczasowe życie Falonara, bezpowrotnie wyrzucano go z kasty wojowników.
Dopiero gdy pierwszy szok minął, zorientował się, że Falonar nadal miał miecz. Co prawda nie było to ostrze pozostawione przez Zevrana, jednakże bezsprzecznie oznaczało, że nadal był wojownikiem. Kaelas nie rozumiał, jak mogło się to stać. Czyżby Ladvarian ze względu na przyjaciela postanowił złamać prawo, czy może jedynie potrzebował ludzi do walki z Vrieskasem?
– Możecie wrócić do pracy! – zawołał Ladvarian, zwracając się do tłumu wojowników. – To nie są ludzie Vrieskasa.
– Jesteś pewien, książę? – zapytał jeden z mężczyzn.
– Tak, to nasi sprzymierzeńcy.
Wojownicy powoli zaczęli się rozchodzić. Niektórzy robili to z dużym ociąganiem, podejrzliwie spoglądając na przybyszy. Inni kierowali gniewne spojrzenie na Falonara, który nie wykonał rozkazu księcia i nadal stał w miejscu. Kaelas dostrzegł, że Ladvarian mocno zacisnął dłoń na rękojeści miecza, jakby walczył sam ze sobą, starając się opanować. Nie wiedział jednak, co spowodowało te negatywne emocje.
Kaelas zdawał sobie sprawę, że najpierw powinien przywitać się z księciem i teoretycznie okazać mu jakiś szacunek, ale uznał, że ważniejsza była rodzina. Podszedł do Falonara i uściskał go serdecznie, zdając sobie sprawę, że chyba po raz pierwszy okazywali sobie tak ciepłe, braterskie uczucia.
– Zmieniłeś się – stwierdził Falonar, uśmiechając się do brata. – Zastanawialiśmy się, czy podszlifowałeś umiejętności i w końcu będziesz mógł nam dorównać.
– Ty nic cię nie zmieniłeś – powiedział Kaelas, odwzajemniając uśmiech i ignorując głupią uwagę.
Próbował nie patrzeć na kikut lewej ręki ani nie myśleć o tym, jak teraz wyglądało życie Falonara, szczególnie gdy pomyślał o Reevie. Kobieta starała się radzić sobie w każdej sytuacji, jednakże niektóre rzeczy ją przerastały i musiała zdać się na pomoc innych. Najgorsza chyba była dla brata utrata broni, w końcu miał ją przy sobie przez całe życie.
– Pamiętaj, że to moja planeta i ja tu dowodzę – odezwał się Ladvarian.
Kaelas zdziwił się, słysząc te słowa. Dopiero po chwili zorientował się, że zostały skierowane do Kendappy, nie jego. Alatanka jedynie wzruszyła ramionami, jednakże, gdy książę nie patrzył, dyskretnie mrugnęła do męża, chcąc dać mu do zrozumienia, że ma inne zdanie na ten temat i zamierza wcielić je w życie.
– Tak w ogóle, to sądziłem, że podróżujecie w trójkę.
– Reeva jest z nami od niedawna – odpowiedziała Kendappa. – Ale to chyba najmniejszy problem w tej chwili. Sądzę, że nie będziemy długo czekać na Vrieskasa, a mamy kilka spraw do wyjaśnienia.
~ * ~
Kaelas i Falonar stali na jednym z pałacowych balkonów i obserwowali, jak ostatnie promienie Lume Estrell znikają za horyzontem. Pora nie była jeszcze późna, jednak Nowa Dzielnica wyglądała na pogrążoną we śnie. Mieszkańcy prawdopodobnie czuli zbliżającą się bitwę i woleli nie wychylać nosów z domów, jakby w tym wypadku miało to cokolwiek zmienić.
– Pierwszy raz mamy sobie tyle do powiedzenia, a tak mało czasu  - stwierdził Falonar, spoglądając na brata. – Gdzie twój miecz?
Kaelas przez chwilę patrzył na niego ze zdziwieniem, nic nie rozumiejąc.
– Dałem go Kendappie, bo już poszła się położyć. Nie lubię z nim chodzić, ale trzeba go pilnować.
– Przecież nikt ci go tutaj nie ukradnie, nie zachowuj się jak dziecko.
– Nie mówiłem, że ktoś mi go ukradnie, ale wolę nie ryzykować, by ktokolwiek go dotykał – dodał oburzony Kaelas. – To długa historia. Zresztą, to nawet nie jest miecz, który dostałem na Ceremonii. Ktoś ostrzegał mnie, że jest przeklęty i lepiej nie spuszczać go z oka, aż nie pojawi się Legendarny Wojownik – wyjaśnił pokrętnie, widząc niezrozumienie na twarzy Falonara. Po tych słowach i tak ono nie zniknęło, ale nic więcej nie chciał mówić.
– To jak masz zamiar walczyć? I nie irytuj mnie głupimi wymówkami – dodał, spoglądając srogo na młodszego brata.
– Tak – odpowiedział beztrosko Kaelas.
– To była irytująca wymówka. Zdajesz sobie sprawę, jak inni będą na ciebie patrzeć, gdy tak beztrosko chodzisz bez miecza i oficjalnie ogłaszasz, że nie potrzebujesz go do walki? Przecież to nasz honor. Możesz wziąć miecz ojca, ja i tak nie mogę się już nim posługiwać.
– Ale wy wszyscy jesteście denerwujący, dobrze że Kendappa, Reeva i RM19 mają w tej kwestii inne zdanie, bo nie wytrzymałbym ostatniego etapu podróży – oznajmił ostro. – Nie obchodzi mnie, co sobie pomyślą inni i ciebie pewnie też oni przestali obchodzić, skoro książę Ladvarian specjalnie dla ciebie zmienił prawo.
Po tych słowach na policzkach Falonara pojawiły się lekkie rumieńce. Zdziwiony Kaelas nie miał pojęcia, jaka mogła być ich przyczyna, chociaż stawiał, że wiązała się z utratą ręki. Na razie wolał nie pytać, nie mając pewności, czy brat chciał rozmawiać o tej tragedii.
– I nie chcę miecza ojca – dodał, przypominając sobie rozmowę z Zevranem. – Niech się nim wypcha, skoro nie ma o niczym pojęcia – mruknął pod nosem, ale brat musiał go usłyszeć, gdyż patrzył zdziwiony. – Niech go komuś dadzą na Ceremonii, przynajmniej nie będzie leżeć zakurzony w kącie. A zmieniając temat, to chciałbym się z tobą zmierzyć, ale pewnie nie będzie na to czasu – rzekł ze smutkiem, opierając głowę na dłoni i spoglądając w stronę stolicy.
– Po bitwie będziemy mieć jeszcze sporo okazji – powiedział Falonar, a Kaelas miał wrażenie, że powstrzymywał się od zakończenia zdania kwestią o ile przeżyją. – Tak w ogóle, to chciałem cię zapytać, czy całkowicie ufasz Kendappie. Jest jednym z wysoko postawionych generałów Vrieskasa, nigdy go jeszcze nie zawiodła.
– To moja żona.
Kaelas uśmiechnął się, widząc szok malujący się na twarzy brata. Spodziewał się, że ta wiadomość może go zaskoczyć, ale nie sądził, że aż tak. Po chwili Falonar roześmiał się serdecznie, a on poszedł w jego ślady.
– Jutro pewnie zacznie się rządzić i udawać, że nie słyszy niczyich rozkazów, bo sama wie najlepiej. Książę będzie musiał ćwiczyć opanowanie – stwierdził, szczerząc zęby na samą myśl o jutrzejszych naradach.
– Ladvarian się do tego nie przyzna, ale potrzebuje pomocy – wyznał Falonar. – A lepszej na pewno nie znajdzie.
– Cieszę się, że nie przylecieliście na planetę bogów – powiedział nagle Kaelas. – Nadal wszyscy mamy szansę przeżyć.
Zanim Falonar zdążył coś powiedzieć lub jakoś zareagować, podszedł do niego i uściskał serdecznie, po czym wyszedł z balkonu, życząc mu dobrej nocy. Starszy z barci miał wrażenie, że oczy młodszego zaszkliły się od łez, jednak nie wiedział, jaki mógłby być powód. Lecz ani trochę mu się to nie spodobało.


8 komentarzy:

  1. Lubię.
    I czekam z niecierpliwością dalej.

    Ankeszu

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobał mi się ten rozdział ^^. Nie spodziewałam się, że bohaterowie już tutaj się ze sobą spotkają, myślałam, że dopiero całkiem na samym końcu. Niemniej jednak, fajnie wypadło to przeplatanie perspektyw.
    W sumie nawet dobrze, że nie opisywałaś powrotu z zaświatów na planetę bogów, a od razu zrobiłaś przeskok czasowy. Bo w sumie o czym tam więcej było pisać? xD
    Zastanawia mnie, dlaczego Kaelas jest taki przygnębiony. Czyżby po rozmowie z ojcem? Czy może dowiedział się czegoś o tym, co się stanie, co jeszcze nie zostało zdradzone czytelnikom? Niemniej jednak, podoba mi się jego dojrzalsze podejście do życia i to, że chce postępować tak, jak sam uważa za słuszne, nie tak, jak narzucają mu jakieś przyrzeczenia itd.
    Nieco byłam zaskoczona, że Landare było otoczone przez statki. Czyżby oni już wiedzieli, że coś się kręci, i dlatego postanowili zabezpieczyć planetę, by nikt nie uciekł ani żeby nie przylecieli obcy? Dobrze jednak, że Kaelasowi i pozostałym udało się przedostać.
    Mam dziwne wrażenie, że on i Ladvarian będą się często kłócić. I pewnie Kendappa też. Bo już widać, że mają zupełnie inne podejścia, mam wrażenie, że każde by chciało rządzić po swojemu.
    Spotkanie Kaelasa z bratem wypadło całkiem fajnie. Dawno się nie widzieli, kiedyś też nie mieli najlepszych relacji, ale teraz, kiedy w życiu obojga z nich bardzo wiele się zmieniło, mają szansę inaczej spojrzeć na swoje stosunki. Swoją drogą, ta rozmowa o Kendappie, kiedy Kaelas przyznał, że ona jest jego żoną, rozbawiła mnie ^^. Ten fragment wyszedł naprawdę fajnie. No ale zastanawiam się, jak to będzie dalej z Kendappą, skoro kiedyś była tak zapatrzona we Vrieskasa, a później, podczas misji tak nagle zmieniła zdanie.
    Ogólnie czytało się fajnie. Jestem bardzo ciekawa ciągu dalszego, zwłaszcza, że zostało tak mało odcinków, chyba 4? Akcja ewidentnie się zagęszcza... xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Spotkanie na samym końcu za bardzo by nie pasowało, bo jednak wszyscy będą walczyć. No i coś jeszcze na to wpłynęło, ale chwilowo nie zdradzę, co to takiego.
      Na planecie bogów mogłaby być jeszcze jedna rzecz do opisania, rozmowa Kaelasa z Kaio, która ma bardzo istotne znaczenie dla dalszych wydarzeń. Jednakże specjalnie to obcięłam, by jedną tajemnicę zachować do samego końca. I dopiero później zostanie powiedziane, czego jeszcze dowiedział się Kaelas i co tak naprawdę wpłynęło na jego nastrój. Bo rozmowa z ojcem to nie była.
      Vrieskas głupi nie jest i dotarło do niego, co wydarzy ki się w ostatnim czasie: podbój Berkayu czy śmierć Paragasa. Z łatwością wywnioskował, że Ladvarian stoi za wszystkim i dlatego wolał się zabezpieczyć i uniemożliwić księciu potencjalną ucieczkę, gdyby coś takiego planował.
      Relacje między Ladvarianem i Kendappą rzeczywiście będą napięte, w kolejnym rozdziale trochę tego będzie, bo potem to już walka finałowa. Jednakże gdyby gdyby oboje dłużej przebywali w swoim towarzystwie, to na pewno by się to dobrze dla nikogo nie skończyło.

      Usuń
  3. Ojoj ostatnio strasznie popychasz wszystko tak, jakbyś miała wykilać Kaelasa. Ale, skoro tak robisz, to chyba go nie zabijesz, tak z przekory, co?
    Bardzo zastanawia mnie rozmowa Kaelsa z Kaio. Ewidentnie musieli rozmawiać o LW, ale nawet Kaio nie wie jak wszystko sie skończy, więc niemożliwe, żeby zdradził Kaelasowi cokolwiek na ten temat. Chociaż bardzo ciekawi mnie dlaczego Kaelas zupełnie nic nie chce powiedzieć Kendappie - w końcu do tek pory zazwyczaj miał w nosie jakieś nakazy i zakazy. A skoro tym razem obiecał, że zatrzyma to dla siebie, to obawia sie, że w jakiś sposób ją zrani, albo Kaio to akurczybyk i wkręcił Kaelasa w bagno (co wydaje się prawdopodobne jak na takiego buraka jak ten bóg), nie wspominając o konsekwencjach, które przyjdzie mu ponieść. No i dodatkowo interesuje mnie szczególnie, dlaczego Kaelas mówi do Falonara, że dobrze, że nie przybyli na planetę bogów. Nie może chodzi tylko o wcześniejsze spotkanie (zresztą to byłoby bez sensu), nie może chodzi o wędrówkę w zaświaty (Falonar i tak by nie poszedł), więc o co? Czyżby to kto znalazł sie na planecie bogów determinowało LW? Czyżby z tego wynikały jakieś konsekwencje, o których na razie nie powiedziałaś słowa? Może Kaio stwierdził, że strzela focha na Ladvariana, skoro tamten go olał? Ale teraz chyba nawet Kaio nie może nic zrobić, prawda? Nie panuje nad LW, a przynajmniej tak się wydaje, więc co? Chyba że nasz koffany bóg postanowił powiedzieć, po co był mu potrzeby LW - tak naprawdę, bez wymówek o większym dobru, tyranach, czy czym tam jeszcze.
    Bardzo ładnie poradziłaś sobie z blokadą - wszystko zgrało się ze sobą bez najmniejszych podejrzeń, no i była dynamika! Świetnie poprowadziłaś wątek spotkania, tych drobnych wspominek o relacjach między bohaterami, dzięki czemu genialnie uchwyciłaś ich charakterki (które są cholernie dobrze wykreowane).
    W ogóle teraz mam wrażenie, że to Kaelas jest tym najmądrzejszym z bohaterów. Nie tylko dlatego że więcej wie, ale również, dlatego że wydaje się więcej rozumieć, jest taki spokojny, choć wciąż widać w nim tego niesfornego głuptaska, jakim był na początku opowiadania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Ojejku, coś mi się zdaje, że za końcówkę to przestaniesz mnie lubić. Na razie nic nie zdradzam, ale nikczemność Kaio zostanie pokazana w pełnej krasie.
      Rozmowa Kaelasa z Kaio rzeczywiście dotyczyła Legendarnego Wojownika, ponieważ najważniejsza kwestia, z której Kaio doskonale zdaje sobie sprawę, nie została jeszcze wyjawiona. I słowa Kaelasa skierowane do Falonara właśnie z tym były powiązane.
      Też mam ostatnio wrażenie, że Kaelas wraz z rozwojem opowiadania zmądrzał i rozwinął się w sposób, o jaki go na początku w ogóle nie posądzałam. I chyba z tego względu będę musiała mały fragmencik o niem dorzucić do epilogu.

      Usuń
  4. Coś za łatwo im poszło to wylądowanie, ale w sumie to dobrze. Vrieskas pewnie nie był na to przygotowany, hehehe. Nareszcie Kaelas i Ladvarian mogli się spotkać. Księciu musiało ulżyć, gdy zobaczył, że to nie ludzie tyrana. Mam nadzieję, że razem jakoś dadzą radę i zwyciężą. To miłe, że nawet obcy stanęli po stronie Ladvariana. Im więcej ludzi do walki, tym lepiej. Ale Vrieskas jest potężny, więc pewnie i tak ma więcej armii niż Ladvarian.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, nikt nie spodziewał się, że ktoś znajdujący się w statku Vrieskasa i znający sposób przedostania się spróbuje wylądować na Landare. Przede wszystkim najbardziej zależało im na tym, by nie wypuścić Ladvariana.
      A obcy traktują Landare jako swój dom, dlatego Ladvarian ma szczęście, że postanowili jednak stanąć po jego stronie i nie odwrócili się od niego w tak krytycznym momencie.

      Usuń