środa, 7 maja 2014

Rozdział 98: Spotkanie z bogami



Są ludzie, którzy wolą raczej nic nie ukrywać, niż musieć kłamać; ludzi, którzy wolą raczej kłamać, niż nie mieć nic do ukrycia. I ludzie, którzy lubią i kłamstwo, i  tajemnicę.
Albert Camus
Na planetę bogów dotarli bez problemów. RM19 poprowadził statek tak, by nie zbliżyć się do żadnej z licznych baz rozstawionych wokół bariery. Kaelas był zaskoczony, że po tylu latach bezskutecznego dostania się do jej wnętrza, Vrieskas nadal nie dawał za wygraną. On chyba nie miałby takiej cierpliwości. Zastanawiał się także, dlaczego bogowie nic nie zrobili z tymi wszystkimi ludźmi próbującymi szturmem dostać się do ich domu.
Tak jak powiedział Mistrz Penyu, bariera przepuściła ich bez problemu. Kaelas spodziewał się, że w jakiś sposób to odczuje, jednak nic się nie wydarzyło, jakby przez cały czas lecieli w przestrzeni kosmicznej i zupełnie nic nie stało im na drodze. Poczuł się lekko rozczarowany z tego powodu, jednakże to uczucie zniknęło, gdy po raz pierwszy ujrzał planetę.
Kształtem nie wyróżniała się na tle innych, które widział do tej pory. Zwyczajna zielono-błękitna kula zawieszona w ciemnej przestrzeni. Jednakże zdawała się lśnić własnym blaskiem, sprawiającym, że na sercu robiło się cieplej, jakby wszelkie troski odeszły w dal i już nigdy nie miały powrócić.
Lądowanie odbyło się bez problemów, jednak Kaelas poczuł się lekko onieśmielony na myśl spotkania z bogami, w których nigdy nie wierzył. Tym razem nie wyskoczył jako pierwszy z kapsuły. Pozostawił ten przywilej Kendappie, a sam trzymał się za nią.
 Landarczyk zdziwił się, że planeta wyglądała zwyczajnie. Wylądowali na otwartej przestrzeni, porośniętej zieloną trawą. Gdzieniegdzie rosły pojedyncze drzewa, których korony powiewały lekko na wietrze. Niebo miało barwę czystego błękitu, nie dostrzegł na nim ani jednej chmury. Ani słońca, pomyślał, zwracając na to uwagę dopiero po dłuższej chwili. Rozejrzał się dookoła, spoglądając w górę, ale nigdzie nie zobaczył żadnej ognistej gwiazdy, która mogłaby oświetlać planetę. Może to bariera zapewnia światło?, zadumał. Już chciał zapytać o to RM19, ale wtedy rozległ się inny głos:
– Jak miło znów was widzieć.
Kaelas miał wrażenie, że mu się to śni, gdy patrzył na zmierzającego w ich stronę, uśmiechniętego od ucha do ucha Snowa we własnej osobie. Uszczypnął się w ramię w nadziei, że za chwilę się obudzi na prawdziwej planecie bogów, ale nic takiego się nie zdarzyło. Nadal stał przed nim młodzieniec z Mua Dong.
– To jakiś żart – powiedziała Kendappa, cofając o krok. – To nie dzieje się naprawdę.
– Widzisz, mówiłam, że nie ucieszą się na twój widok, Ascotcie – odezwała się kobieta w starszym wieku, która znikąd zmaterializowała się obok Snowa. – Dobrze znów cię widzieć, RM19 – zwróciła się do mężczyzny, a Kaelas zastanawiał się, skąd przyjaciel znał boginię.
– Ascot? Ten Ascot? – szepnęła niespodziewanie Reeva, zasłaniając usta ręką. – O, bogowie. To znaczy… Nie to chciałam powiedzieć, przepraszam.
– Ten sam, kochana. Nie chciałem ci nic wtedy mówić, teraz masz większą niespodziankę – zawołał radośnie Snow, ignorując wrogie spojrzenie towarzyszącej mu kobiety. – Wszystko dobrze? Strasznie pobladłaś, napij się, dobrze ci to zrobi.
Podał Reevie butelkę z jakimś przezroczystym, gęstym płynem, która pojawiła się znikąd. Kobieta przez chwilę trzymała ją w drżącej ręce, zastanawiając się, co zrobić. Ostatecznie, ignorując lekko kręcącego głową RM19, upiła łyk. Wzdrygnęła się, ale na policzkach pojawiły się rumieńce.
– Zimne i gorzkie – rzekła, oddając butelkę.
– Ale pomaga. Też chcesz łyka, słodka Asharo. To nie – dodał, widząc, że kobieta nie wykazywała zainteresowania trunkiem. Sam wypił zawartość butelki do dna, ale jego policzki pozostały blade. – Chodźcie, Kaio was oczekuje – zwrócił się do przyjaciół. – Sądziliśmy, że wylądujecie przy Lodowym Oceanie, który, oczywiście, w ogóle nie ma nic wspólnego z lodem. Co prawda kiedyś chciałem go zamrozić, ale mi zabroniono.
Snow nadal mówił o krajobrazie na planecie bogów i o sobie, gdy prowadził przyjaciół w konkretnym kierunku. Kobieta nazwana Asharą w ogóle się nie odzywała, zaciskając usta w wąską linię, chociaż młodzieniec czasem zwracał się bezpośrednio do niej.
Krajobraz wokół nie ulegał zmianie, ale Kaelasowi i tak się podobał. Wszystko wyglądało tu tak pięknie i spokojnie, że z chęcią spędziłby tutaj kilka tygodni, by odpocząć od chaosu i zamieszania za barierą. Nie dziwił się, że bogowie postanowili odgrodzić to miejsce od reszty wszechświata. Chociaż nadal uważał, że to samolubne z ich strony.
Podróż nie trwała długo i zaliczała się raczej do przyjemnego spacerku, o ile wykluczyłoby się wieczne gadanie Snowa. Ostatecznie dotarli do miejsca, które niewiele różniło się od poprzedniego, z tym wyjątkiem, że na trawie rozstawiono olbrzymi kraciasty koc, a na nim ustawiono różne przekąski.
– Siadajcie i częstujcie się, jeżeli jesteście głodni – powiedziała Ashara, przerywając wypowiedź młodzieńca w połowie zdania. – Tutaj czas płynie inaczej, więc możecie być pewni, że zdążycie dotrzeć na Landare w odpowiednim momencie. I zapewne macie pytania – dodała, zwracając się bezpośrednio do RM19 i uśmiechając lekko. – Kaio zapewne niebawem do nas dołączy, co do Yashy, to wątpię.
– Pewnie przyjdzie – wtrącił Snow, wrzucając do ust coś, co przypominało niebieską oliwkę. – Po co szukałby tej wykałaczki na nieswoim terenie, gdyby nie chciał jej oddać. Ale kto tam go ostatecznie wie. Prześpi bitwę i nawet się nie zorientuje.
– A czwarty opiekun? – zapytał niepewnie RM19, zwracając się bezpośrednio do Ashary.
– Zabawne, że o to pytasz.
– Nie ma w tym nic zabawnego, Ascot! – fuknęła na młodzieńca. – Opiekuna południa nie ma już od dawna. Został zabity podczas Wielkiej Wojny i nikt nigdy nie zajął jego miejsca. Radzimy sobie w trójkę, starając się pomóc południu, mimo że bezpośrednią pieczę sprawujemy nad innymi częściami wszechświata.
– Kłamie – skomentował Snow, ignorując mordercze spojrzenie kobiety. – Południem już od dawna nikt się nie interesuje.
– I mówisz o tym z taką obojętnością? – wtrąciła zaskoczona Kendappa. – Też mógłbyś coś zrobić.
– Mówiłam ci, byś się w to nie mieszał. Teraz nikt cię nie lubi – rzekła z mściwą satysfakcją Ashara.
– W tej chwili przestańcie!
Wszyscy spojrzeli w stronę zbliżającej się w ich stronę postaci. Nie potrafili powiedzieć, czy ta osoba była mężczyzną czy kobietą. Jednakże najbardziej charakterystyczną cechą wyglądu były oczy. Ciemnoszare, stare jak wszechświat. Oczy, które oglądały powstanie galaktyk z gwiezdnego pyłu. Kaelas miał wrażenie, że już kiedyś je widział, ale nie potrafił przypomnieć sobie szczegółów. Zresztą, nie sądził, aby kiedykolwiek w swoim życiu spotkał Kaio.
– Sprawą południa zajmiemy się później, gdy na północy zapanuje pokój.
– Powtarza to od tysiącleci, tylko wymówkę zmienia – szepnął Snow do Kaelasa tak cicho, by Kaio nie był w stanie go usłyszeć.
Chyba że miał wyjątkowo czuły słuch, pomyślał Landarczyk, ale nie wypowiedział tego na głos, stwierdzając, że komentarz mógłby zostać zaliczony do kategorii nie na miejscu. Miał tylko nadzieję, że młodzieniec się mylił i Kaio, jako najwyższy bóg, interesował się całym wszechświatem.
– Witajcie, Kaelasie z Landare, Kendappo, RM19 z BS88C i Reevo z Orjuus. Jestem Kaio – zwrócił się do przyjaciół. – Cieszę się, że w końcu udało się wam tu dotrzeć.
– Czy mój brat już tu jest? – spytał Landarczyk, przerywając ciszę, która nastała po słowach najwyższego boga.
Kaelas myślał, że Falonar będzie jedną z pierwszych osób, które spotka na planecie bogów, szczególnie że Mistrz Penyu powiedział, że razem z księciem Ladvarianem znajdowali się znacznie bliżej bariery. Miał nadzieję, że nic złego się nie stało.
Ashara i Snow spojrzeli na Kaio, czekając, aż on udzieli odpowiedzi. Na twarzy młodzieńca pojawił się chytry uśmieszek, jakby ta sytuacja bardzo go bawiła. To tylko nasiliło niepokój Landarczyka, ale z drugiej strony nie potrafił wyobrazić sobie, by opiekun wschodu cieszył się z jakiegoś nieszczęścia.
– Nie ma i nie będzie – rzekł Kaio, z trudem panując nad opanowaniem złości. Uśmiech Snowa stał się jeszcze szerszy, nawet na poważnej twarzy Ashary zagościło zadowolenie. – Ladvarian zignorował zaproszenie, po wizycie na Alovlu od razu poleciał na Landare.
– Może Yasha był za mało przekonujący – zaśmiał się Snow, puszczając oczko do opiekunki północy.
– To nie jest zabawne, Ascot! – zagrzmiał Kaio. – Bracia Duszy mieli poznać całą historię.
– A tu klops. Znowu – zakpił Snow.
– Ale czy to nie przyspieszy bitwy z Vrieskasem? – niespodziewanie zabrał głos RM19, z niedowierzaniem przypatrując się kłótni bogów, która odbywała się na ich oczach.
– Postaramy się, by tak się nie stało – rzekł Kaio, starając się opanować wzburzenie. Snow mu w tym ani trochę nie pomagał, nadal robiąc głupie miny, jakby za wszelką cenę starał się sprowokować najwyższego boga. – Prawdopodobnie nie będziecie mieć dużo czasu na przygotowania, gdy dotrzecie na Landare, ale Vrieskas nie powinien was wyprzedzić. Kaelas dowie się wszystkiego i będzie wiedział, co robić.
– Czyli w końcu poznamy odpowiedzi na wszystkie pytania? – zapytał z niedowierzaniem Landarczyk.
Od początku podróży otrzymywali jedynie niejasne wskazówki i połowiczne odpowiedzi. Czasem nawet nic, bo bez sprzeciwu kazano im się udać w jakieś miejsce i coś zrobić. Ciężko było mu uwierzyć, że tym razem wszystko miało się zmienić. Zauważył, że Kendappa i RM19 także nie wyglądali na w pełni przekonanych.
– W swoim czasie – sprowadził go na ziemię Kaio. – Najpierw musisz udać się po miecz, potem poznasz całą historię Legendarnego Wojownika. Chodź, Kaelasie, zaprowadzę cię odpowiednie miejsce.
Bóg zrobił kilka kroków w przód, ale Landarczyk nie ruszył się z miejsca, spoglądając na Kendappę i RM19. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że będzie musiał udać się gdziekolwiek bez przyjaciół, lecz najwyraźniej to sugerował Kaio, który dopiero po chwili zorientował się, że Kaelas nie idzie za nim.
– Tylko ty możesz iść dalej, twoi przyjaciele muszą tutaj zostać i zaczekać. W towarzystwie Ashary i Ascota nic im nie grozi.
Kaelas chciał wyrazić sprzeciw do ostatniego stwierdzenia, szczególnie że na Mua Dong Snow przyczynił się do tragedii, ale widząc Kendappę kręcącą lekko głową, ugryzł się w język.
– Powodzenia. Wróć cały i zdrowy – szepnęła mu do ucha, przytulając się i całując w policzek.
Reeva i RM19 także życzyli Kaelasowi szczęścia, zanim ruszył za Kaio. Snow z szerokim, chochlikowatym uśmieszkiem na twarzy pomachał mu ręką na pożegnanie. Chyba próbował przekazać jakąś wiadomość bez użycia słów, ale Landarczyk nie potrafił odczytać z ruchu warg, co młodzieniec miał na myśli.
Kaio był milczącym przewodnikiem, a Kaelas także wolał się nie odzywać, by nie powiedzieć czegoś głupiego i nie urazić boga, w którego nigdy nie wierzył. Zastanawiał się, czy on o tym wiedział. Już otwierał usta, by sformułować pytanie, ale ugryzł się w język. Kendappa na pewno uznałaby to za obrazę.
Po kilkunastu minutach marszu dotarli do zagajnika. Kaio wszedł między drzewa, a Kaelas podążył za nim, patrząc pod nogi, by nie potknąć się o wystające korzenie. To miejsce również posiadało swój urok, ale było bardziej ponure od trawiastych równin, jakby kryło jakąś nieprzyjemną tajemnicę. Do uszu Landarczyka dotarł dźwięk płynącej nieopodal wody. Zastanawiał się, czy to był cel podróży, ale wtedy bóg zatrzymał się.
Kaelas rozejrzał się dookoła, ale nie dostrzegł nic poza rosnącymi tu gęsto drzewami. Pierwszą myślą, jaka przyszła mu do głowy, było to, że miecz został ukryty w jednym z pni drzew. Jednak po chwili zganił się za własną głupotę. Przede wszystkim wątpił, aby znalezienie go miało okazać się tak proste. A po drugie sam pomysł przy ponownym jego przeanalizowaniu stawał się niedorzeczny.
– Przed tobą ostatnia próba, Kaelasie – odezwał się Kaio. – Nie wiem, czy uznasz ją za łatwą czy trudną, w każdym razie jest to najważniejsza rzecz, jaką musisz zrobić. Legendarny Wojownik nie może stanąć do boju bez miecza.
– Bo tak mówi przepowiednia? – zapytał, chociaż korciło go, by powtórzyć to, co powiedział Mistrzowi Penyu. Nie potrzebował już miecza do walki, nieważne czy ostrza królowej Kalush, czy tego legendarnego.
– Słowa przepowiedni zostaną wcielone w życie i Legendarny Wojownik stanie do walki z Vrieskasem – powiedział Kaio, a w tonie jego głosu można było wyczuć groźbę.
Kaelas przez chwilę patrzył na niego ze zdziwieniem, nic nie rozumiejąc. W końcu nie pytał o pojawienie się Legendarnego Wojownika, bo to wydawało mu się oczywiste, a o miecz. Na dodatek starał się być grzeczny, a najwyraźniej to nie poskutkowało. Żałował, że wcześniej nie wiedział o tym, że Falonar i książę Ladvarian zignorowali zaproszenie na planetę bogów. Sam zrobiłby to samo i także od razu wrócił na Landare, nawet jeśli musiałby powstrzymać Kendappę, która wszystkimi sposobami starałaby się wypełnić polecenie Mistrza Penyu i zobaczyć swych upragnionych bogów.
– Nie o to pytałem – rzekł uprzejmie Kaelas.
– Legendarne Ostrze to potężna, śmiercionośna broń, została stworzona tutaj, gdy pięciu połączyło swą moc. Jest częścią Legendarnego Wojownika, bez niego nigdy nie staje do boju. Czyż na swej Ceremonii nie przysięgałeś, że miecz jest twoją materialną duszą, odzwierciedleniem twego życia i honoru?
– Chyba tak brzmi jedno ze zdań przysięgi.
Po wypowiedzeniu tych słów Kaelas od razu zorientował się, że były one nie na miejscu. Kaio najpierw patrzył na niego z niedowierzaniem, ale kilka sekund później bóg spoważniał, a w jego oczach pojawił się jakiś cień. Landarczyk mimowolnie zadrżał, gdyż miał złe przeczucia, jakby kryło się za tym coś wyjątkowo nieprzyjemnego.
– To znaczy… po wizycie na Harenosum przestałem przejmować się słowami przysięgi, bo dotyczyła ona służby Vrieskasowi – próbował się usprawiedliwić. – Znam wszystkie dawne prawa Landarczyków, wiem, czym jest dla nich miecz – dodał, mając nadzieję, że Kaio nie każe mu wszystkiego powtórzyć, bo większości już nie pamiętał. – Byłem po prostu ciekaw, czy jest jakiś specjalny. No i to trochę niespodziewane miejsce jego ukrycia.
– Tutaj znajduje się jedynie brama, miejsce, w którym zostało ukryte Legendarne Ostrze jest niemalże niedostępne. Każda istota, która się tam uda, już nigdy nie wraca – powiedział Kaio.
Kaelas odetchnął w duchu, widząc, że cień zniknął z oczu boga. Jednakże nie spodobała mu się wzmianka o tym, że z tamtego miejsca, czymkolwiek by ono nie było, nikt nie wrócił. Po raz kolejny zazdrościł księciu Ladvarianowi, że zignorował opiekunów i postąpił według własnego uznania. Może jakimś cudem dowiedział się o tym miejscu i postanowił niepotrzebnie nie ryzykować?
– Ja nie mogę iść dalej – kontynuował Kaio. – Obiecałem, że nie wrócę tam, zanim mój czas nie dobiegnie końca. Jednakże tobie pozwolą przejść, na pierwszym etapie podróży nic nie powinno ci grozić, a potem, jeżeli się nie mylę, spotkasz przewodnika, który zaprowadzi cię w odpowiednie miejsce najbezpieczniejszą drogą.
– Mam iść prosto, tak? – upewnił się Kaelas, bo iść dalej mogło oznaczać równie dobrze idź lekko po skosie i uważaj na czające się w krzakach mięsożerne, niewidzialne potwory, które od kilku dni nic nie jadły.
– Tak. Niedaleko znajduje się jaskinia, nie przeoczysz jej. Wejdź do środka i idź cały czas w dół. Zorientujesz się, gdy dotrzesz na miejsce. Pamiętaj, Kaelsie, że od powodzenia tej misji zależy wynik bitwy z Vrieskasem.
Landarczyk kiwnął głową na potwierdzenie, że rozumie, po czym ruszył dalej, nie oglądając się za siebie. Po kilku minutach marszu ujrzał majaczącą za drzewami jaskinię. Wyglądała zwyczajnie, ale Kaelsowi nie podobało się to miejsce, sprawiało, że na ciele pojawiła się gęsia skórka, co nigdy mu się nie zdarzyło, gdy stawał przed czymś nieznanym.
Zawsze chciał poznawać nowe miejsca, nawet jeżeli wiedział, że przyjdzie mu się z kimś zmierzyć. Ale w tym wypadku bał się, szczególnie po słowach Kaio. Zastanawiał się, ilu śmiałków przed nim weszło do jaskini i z niej nie wróciło. Żałował, że o to nie zapytał, ale z drugiej strony, gdyby ta liczba okazała się naprawdę duża, wolałby o tym nie wiedzieć. Jednakże ciężko było mu uwierzyć, że nie przyszedł tu nikt silniejszy od niego i nagle to on miałby okazać się tym pierwszym wybrańcem, któremu się powiedzie.
Ostatecznie doszedł do wniosku, że nie warto dłużej się nad tym zastanawiać. Wątpił, aby miał jakąkolwiek drogę odwrotu, Kaio nie pozwoliłby mu zrezygnować z tej najważniejszej próby. Zaczerpnął głęboko tchu, mając nadzieję, że to nieco uspokoi bijące szybciej serce, po czym przekroczył próg jaskini. I omal nie potknął się na pierwszym stopniu i nie spadł w dół.
Zaklął głośno. Kaio mógł go ostrzec, aby uważał, bo schody znajdowały się zaraz po wejściu do jaskini. Wychylił się, by zajrzeć w dół, ale w półmroku dostrzegł jedynie spiralne, kamienne stopnie. Nie mógł zorientować się, jak daleko sięgają, wręcz miał wrażenie, że dna planety lub nigdy się nie kończą.
Kaelas rozpoczął wędrówkę w dół. Na początku schodził powoli, obawiając się, że coś może czaić się na dalszym etapie podróży. Jednakże, gdy nic takiego się nie wydarzyło, przyspieszył kroku. Najbardziej dziwiło go, że nie potrzebował latarki, by oświetlić korytarz. Nieważne, jak daleko zaszedł, cały czas panował ten sam półmrok, chociaż na kamiennych ścianach nie zamieszczono nawet jednej lampy.
Nie wiedział, jak długo szedł, ale zdawało mu się, że stopnie nigdy się nie skończą. Powoli zaczął odczuwać zmęczenie, gdy zorientował się, że wędrówka w dół niemal się skończyła. Na ostatnim odcinku drogi przyspieszył, schodząc po dwa, trzy stopnie.
Cieszył się, że w końcu stanął u podnóża schodów. Rozejrzał się dookoła i z rozczarowaniem stwierdził, że teraz czekała go wędrówka nisko sklepionym, kamiennym korytarzem. Nie mając innego wyjścia, ani innej drogi w zasięgu wzroku, ruszył przed siebie.
Po kilkunastu krokach znalazł się przed wysokim, kamiennym łukiem. Kaelas nie znał się na architekturze, ale bez problemu zorientował się, że nie był to naturalny twór, a wykonany przez człowieka. Na dodatek na górze wyryto jakiś napis. Landarczyk mrużył oczy, starając się w słabym świetle odczytać litery. Poznał kilka z nich, ale reszty nigdy nie widział na oczy, nawet w książkach Kendappy, które musiał systematycznie czytać. Doszedł do wniosku, że napis musiał pochodzić z jakiegoś innego języka. Może boskiego, zadumał.
Przez chwilę stał w miejscu, nie potrafiąc przejść pod kamiennym łukiem. W tym miejscu czuł się dziwnie nieswojo, niepewnie. Miał wrażenie, że gdy tylko zrobi te kilka kroków, to już nigdy nie będzie mógł powrócić, że Kaio wysłał go w jednostronną podróż.
Zaczerpnął głęboko tchu, po czym zdobył się na odwagę i przeszedł na drugą stronę. Natychmiast obejrzał się za siebie, jednak łuk wyglądał tak samo, nic się nie wydarzyło, przejście także nie zostało w jakiś magiczny sposób zamknięte. Odetchnął z ulgą i odwrócił się, by kontynuować wędrówkę. Wtedy zobaczył, że nieopodal, oparty o kamienną ścianę tunelu, stoi mężczyzna. Landarczykowi serce stanęło w piersi, gdy zorientował się, kim on był.
– Witaj w Zaświatach, Kaelasie – odezwał się Shirasagi.
~ * ~
Wczoraj skończyłam pisać epilog i chyba nadal w to nie wierzę. Może za kilka dni to do mnie dojdzie albo dopiero gdy skończę publikować i już nie otworzę Worda, by pisać o kolejnych przygodach Kaelasa. No ale do tego jeszcze trochę czasu (który, znając życie, zleci, że nawet się nie zorientuję). Z tego też względu myślę, że przyspieszę publikację kolejnych rozdziałów i będą pojawiać się co sześć, może czasem pięć dni. No chyba że będę mieć tyle na głowie, że nie wyrobię się ze sprawdzeniem, co u mnie jest bardzo prawdopodobne.

7 komentarzy:

  1. Bardzo podobał mi się ten rozdział. W końcu dotarli do centrum i spotkali się z Bogami. Dla Kendappy nie było to wielkim zaskoczeniem, bowiem wierzyła w nich, ale na widok Snowa już na jej twarzy pojawiła się wściekłość. Akurat w tej kwestii ją rozumiem, bowiem przez niego ma poparzoną twarz. Ale widać, że Snow jednak się tym zbytnio nie przejął i humor mu dopisuje.
    RM19 musiał być w ogromnym szoku, gdy przekonał się, że już wcześniej rozmawiał z jednym z bogów. Tutaj troszkę czułam niedosyt, że nie pokazałaś jego reakcji, ale... miesza o to, gdzieś tam sama w głowie mam ten obraz miny RM19 ^^
    Teraz jednak najważniejsza jest wojna, która zbliżała się małymi kroczkami. Pewnie polecenie zlekceważone przez księcia trochę utrudni całą sytuację, lecz wierzę, że Kaleasowi uda się zdobyć Gertrudę i wydostanie się z Zaświat. Aż zaciekawiło mnie to, że spotkał na drodze Shirasaga, którego widział w swoim "śnie".

    Też nie mogę uwierzyć w to, że już masz na pisany Epilog i za niedługo opowiadanie dojdzie do końca. Pewnie i ja będę płakać, że rozdział już nic nowego nie pojawi się na pulpicie nawigacyjnym. Ale mówiłaś coś, kiedyś, że będziesz planować pisać coś o RM19... Czy to nadal jest aktualnie? I czy Sprawę Oskara będziesz dalej prowadziła? Bo historia mnie bardzo zaciekawiła :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      W końcu, dlaczego Snow miałby przejmować się jakoś szczególnie jedną kobietą w całym wszechświecie. On nadal uważa, że dobrze zrobił, a wypadki zdarzają się wszędzie.
      Co do RM19 to on już wcześniej analizował sprawę bogów i tego, jaki wpływ mają na wszechświat. Właściwie teraz trochę żałuję, że nie dopisałam jeszcze z dwóch akapitów do rozmowy z Mistrzem Penyu. No nic, każdy sam musi wyobrazić sobie minę mężczyzny. Zresztą, z racji, że cały czas jest perspektywa Kaelasa, to pewnie i tak skwitowałby to jednym określeniem.
      Garuda, nie Gertruda. I tak się składa, że ten miecz ma już Ladvarian (Evolet mu dała). Ten, po którego wysłano Kaelasa to coś zupełnie innego. No i trzeba wyjaśnić, kim jest Shirasagi, bo gdy pojawił się po raz pierwszy pytano i niego.
      Ja aż klawiatury nie widziałam, gdy pisałam końcówkę 106, tak płakałam. Pewnie przy sprawdzaniu znów mnie najdzie.
      Chciałam pisać o siostrze RM19, ale o było dawno i obecnie już bym się za to nie zabrała. Na chwilę obecną nie sądzę, abym miała napisać coś, co wiązałoby się z Braćmi Duszy. Nie wydaje mi się, by wyszło z tego coś dobrego.
      Odnośnie Sprawy Oskara, to właśnie jestem w trakcie pisania następnego rozdziału i postaram się dodać go najszybciej jak będzie to możliwe. Wolałam najpierw skończyć Braci, by teraz już w pełni zająć się Oskarem.

      Usuń
  2. Mi też się podobał ten rozdział ^^. Byłam bardzo ciekawa, co ich czeka za barierą i jaka okaże się planeta bogów. Byłam wręcz zaskoczona jej zwyczajnością, ale może to właśnie to należy do jej zalet? Że to takie zwyczajne, spokojne miejsce?
    Nie dziwię się reakcji bohaterów. Zetknęli się z bogami, i nawet, jeśli np. Kendappa w nich wierzyła, to i tak musi być dla nich dziwaczne i niesamowite, tym bardziej, że spotkali tam Snowa, którego prawdziwej tożsamości wcześniej nie znali, a którego poznali już jakiś czas temu w innych okolicznościach.
    Jestem ciekawa, czego ciekawego się tutaj dowiedzą i jakie konsekwencje będzie miało to, że Ladvarian zignorował polecenie i nie pojawił się. No i jak będzie wyglądała misja Kaelasa? Ciekawe, czy w ogóle wróci... Mam nadzieję, że tak, bo odkąd się zmienił na lepsze, zaczęłam go nawet lubić. Ale mam dziwne wrażenie, że on może nie dożyć końca tej historii. Choć może się mylę? W końcu też po coś go wysłano na tą misję, a jak miałby przynieść miecz, gdyby nie mógł wrócić z powrotem? Ale ogólnie podziwiam jego odwagę, że się na to zgodził ^^.
    Naprawdę jestem ciekawa, co się jeszcze wydarzy, tym bardziej, że tak mało pozostało do zakończenia i ostatecznego rozwiązania.
    Jejku, ale ci zazdroszczę, i zarazem podziwiam, że już napisałaś epilog, a co za tym idzie, udało ci się napisać w całości tak długą historię. Ja niestety się ostatnio cofnęłam, bo skasowałam 14 zapasowych rozdziałów po zmianach w fabule. Niemniej jednak, chciałabym kiedyś dotrzeć do napisania ostatniego rozdziału. Jak dotąd udało mi się zakończyć tylko jedno opowiadanie, i to relatywnie krótkie.
    Ale mi będzie brakować "Braci duszy", kiedy już się zakończą. Planujesz może po nich zacząć coś pisać? Szkoda, że pewnie nadal nie chcesz nic potterowskiego, fanfiction to jest coś, co lubię najbardziej <3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Właściwie, to chyba tutaj poznają odpowiedzi na wszystkie pytania (przynajmniej Kaelas), ale czytelnik jeszcze się wszystkiego nie dowie. Jedną rzecz zostawiłam na sam koniec.
      Rzeczywiście, już taki moment, w którym Kaelas mógłby zginąć i nie dotrwać finałowej bitwy, ale z racji, że obiecałam, iż dojdzie do jego spotkania z Ladvarianem i Falonarem, więc z tej próby wyjdzie cało. Ale później może zdarzyć się wszystko i do samego końca będę trzymać usta zamknięte.
      Za ff potterowskie już się nie biorę, to już nie dla mnie. Z racji, że mam już epilog, to mam zamiar w końcu ruszyć ze Sprawą Oskara i właśnie temu opowiadaniu się w pełni poświęcić. Więc nic nowego nie planuję.

      Usuń
    2. Szkoda :(. Miałam nadzieję, że zaczniesz coś pisać, bym mogła coś twojego czytać dalej ;P.
      Ja po skończeniu IŚ prawdopodobnie przestanę pisać opowiadania, bo nie wyobrażam sobie sytuacji, w której miałabym pisać coś autorskiego.

      Usuń
  3. Ciesze sie, ze przyjaciele przeszło orźez barierę.olaneta bogów na pierwszy rzut oka jest dla mnie zbyt zwyczajna, ale chyba ro sa pozory.... Ne spodziewałam sie,ze mozna na niej przeds w zaświaty...Kaleas ledwo ogarnął,ze bogowie istnieją, a teraz idzie po miecz,ktory jednak najwyraźniej jest potrzebny do walki, skoro Kaio tak twierdzi....to moze byc ciężkie.ile bedzie jeszcze rozdziałów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, akurat tutaj nie ma żadnych pozorów, planeta bogów właśnie tak wygląda. Jest to ciche, spokojne miejsce, w którym każdy może odpocząć, gdzie nic nie zakłóca spokoju i przeważnie nic się nie dzieje. Dlatego też Snow czy Ashara lubią podróżować po wszechświecie i obserwować czy nawet brać udział w różnych wydarzeniach.
      Natomiast co do potrzebności miecza, to ja bym polemizowała, ale, oczywiście, Kaio wie najlepiej.
      Zostało jeszcze osiem rozdziałów plus epilog.

      Usuń