czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 104: Porażka księcia


Życie jest jak powieść w odcinkach. Kiedy kończy się ostatni rozdział, oczekujemy, że ukaże się napis: cdn.
Andrzej Wojciech Guzek
Odkąd przybyli na Landare, Kaelas wiedział, że ten moment musi nadejść. Jednakże, gdy w końcu do tego doszło, miał wrażenie, że stało się to za szybko, że wolałby trochę odwlec to, co nieuniknione. Ukraść chociażby jeszcze kilka dni życia. Zdawał sobie sprawę, że było to niezwykle samolubne, ale nie potrafił inaczej myśleć po tym, czego dowiedział się od Kaio. W pewnym sensie zazdrościł Ladvarianowi, że nie miał o niczym pojęcia, lecz obawiał się momentu, w którym zmuszony zostanie powiedzieć księciu, jaka klątwa ciąży na Braciach Duszy i kim tak naprawdę jest Legendarny Wojownik.
Czasem zastanawiał się, jak może wyglądać atak, ale na to, co zobaczył, nic nie mogło go przygotować. Nagle, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, niebo nad stolicą zapełniło się kapsułami kosmicznymi. Przez ułamek sekundy był pewien, że wszystkie spadną na miasto, by dokonać pierwszych zniszczeń, jednakże nic takiego się nie zdarzyło. Tak jak przewidziała Kendappa, wróg wylądował na obrzeżach, by tam szybko się przegrupować i najprawdopodobniej wysłuchać ostatnich rozkazów Vrieskasa.
Ich armia także była gotowa do walki. Wszyscy wojownicy zebrali się na ustalonych pozycjach jeszcze zanim ostatni statek wroga wylądował na Landare. W sercu Kaelasa obudziła się cicha nadzieja, że może jednak nie będzie tak źle, że Kendappie uda się tak dowodzić, by ponieśli jak najmniejsze straty.
Spojrzał na żonę wydającą rozkaz do wymarszu sprzed pałacu namiestnika. Wojownicy musieli jak najszybciej dotrzeć na obrzeża stolicy, by tam zaatakować wroga. Alatanka początkowo chciała walczyć w mieście, aby z budynków ostrzelać zbliżającą się armię, ale ten plan nie wypalił, gdyż nie dość, że strzelców mogła policzyć na palcach jednej ręki, to Landarczycy najlepiej radzili sobie na otwartym terenie, nie w krętych uliczkach.
Po chwili Kaelas zorientował się, że Kendappa musiała dostrzec jego spojrzenie, gdyż uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco, po czym ruszyła w jego stronę. Landarczyk objął ją mocno na pożegnanie, po czym, mając świadomość, że robi to po raz ostatni, pocałował namiętnie w usta, nie przejmując się otaczającymi ich wojownikami.
– Wierzę, że ci się uda – powiedziała, przerywając pocałunek szybciej, niż chciałby tego mężczyzna. – Gdy dotrzemy na miejsce, musicie odciągnąć Vrieskasa – oznajmiła już po raz któryś. – Myślę, że nie powinno być z tym problemu, na pewno nie omieszka w pierwszej kolejności dać nauczki Ladvarianowi, by dodatkowo obniżyć morale Landarczyków. A tak swoją drogą, to gdzie on się podziewa? Czy ten głupek w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, że nie mamy ani sekundy czasu na zwłokę?
– Na pewno zaraz się pojawi – odezwał się RM19, podchodząc do przyjaciół. Najwyraźniej musiał słyszeć ostatnie słowa Kendappy.
Obok niego szła Reeva. Kaelasowi wystarczyło jedno spojrzenie na kobietę, by dostrzec na jej twarzy smutek i troskę. Zapewne było to dla niej trudne. Niedawno uczestniczyła w jednej bitwie, a teraz musiała wziąć udział w kolejnej. Na dodatek ta zapowiadała się znacznie gorzej niż potyczka na Orjuus.
– Powodzenia, Kaelasie, Kendappo – rzekła, po czym uściskała każdego z nich. – Wiem, że wszystko będzie dobrze – dodała, starając się uśmiechnąć pokrzepiająco, jednak nie do końca jej to wyszło.
– Idą nasze książęta i Falonar – mruknęła po chwili Alatanka, spoglądając w stronę wejścia do pałacu. – Im się zdaje, że wybieramy się na piknik, że w ogóle się nie spieszą? – prychnęła ze złością. Kaelas wiedział, że w ten sposób próbowała poradzić sobie z napięciem związanym z oczekiwaniem na finał.
– To ja nie będę wam dłużej przeszkadzać – rzekła Reeva.
Już chciała z powrotem wrócić do pałacu, w którym miała przeczekać bitwę, jednakże przez chwilę zawahała się, po czym jeszcze raz uścisnęła mocno RM19.
– I nawet nie waż się umierać – szepnęła do niego, jednak nie na tyle cicho, by nie usłyszeli jej Kaelas i Kendappa.
Po tych słowach Reeva szybko się oddaliła, już ani razu nie oglądając się za siebie. RM19 jeszcze przez chwilę śledził wzrokiem sylwetkę kobiety.
– Ma rację – rzekł nagle, wiedząc, że przyjaciele słyszeli jej ostatnie słowa. – Wszyscy spotkamy się tutaj po bitwie i będziemy mogli planować, co zrobimy dalej.
Kaelas skinął głową, udając, że zgadza się ze słowami przyjaciela. Zdawał sobie sprawę, że było już za późno, by wyznać, co usłyszał od Kaio. Musiał udawać, że jak oni żyje nadzieją i wierzy w spektakularne zwycięstwo, jak miało to miejsce na Orjuus.
– Uda ci się tego dokonać, w końcu jesteś najsilniejszym wojownikiem na Landare – powiedział RM19.
Życząc powodzenia, mocno uściskał Kaelasa. Wojownik zdawał sobie sprawę, że przyjaciel nigdy nie był tak wylewny w uczuciach. Przez to jeszcze większy żal ścisnął mu serce, całą siłą woli musiał się powstrzymywać, by się nie rozkleić.
Na szczęście w tej samej chwili dołączyli do nich Ladvarian, Falonar oraz książę Peyton. Tego ostatniego Kaelas nie widział od bardzo dawna, ostatni raz podczas Ceremonii, do której przystąpił jego syn. Musiał przyznać, że stary mężczyzna wiele się nie zmienił od tamtego czasu, jednakże nie przypuszczał, że weźmie udział w bitwie, ponieważ krążyły plotki, iż był śmiertelnie chory. Landarczyk doszedł do wniosku, że komuś musiały puścić wodze wyobraźni.
– I nie waż się przynieść mi wstydu, młokosie – oznajmił książę Peyton, zwracając się do syna. – Na co jeszcze czekamy, generale, czy nie czas liczy się tu najbardziej? – dodał, spoglądając na Kendappę i poprawiając miecz przymocowany do grubego, skórzanego pasa.
– Na was – odpowiedziała prosto z mostu, nie przejmując się, że grymas złości na twarzy Ladvariana pogłębił się jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe.
– My zdążymy na czas, to ktoś inny powinien wyjść wcześniej, bo w tym pośpiechu rzeczywiście w końcu umrze, zanim w ogóle zobaczy wroga – prychnął z sarkazmem Ladvarian, spoglądając wrogo na ojca.
– Jak śmie…
– Koniec! – krzyknęła wyprowadzona już z równowagi Kendappa. – Później będziecie sobie skakać do gardeł, teraz mamy chyba coś ważniejszego do zrobienia.
– Słyszałeś – dodał zadowolony z siebie książę Peyton, jakby nie zorientował się, że kobieta mówiła także do niego.
– A ty lepiej uważaj na swoje plecy po tym, jak wypuściłaś Lothora, generale – prychnął Ladvarian, nie kryjąc jadu w głosie. – Idziemy – zwrócił się do Kaelasa. – Zakończmy to wreszcie i przywróćmy na Landare należyty porządek.
Książę ruszył przodem, w ogóle nie przejmując się tym, czy wojownik go posłuchał, czy nie. Kaelas westchnął, zastanawiając się, jak mógł kiedyś uważać Ladvariana za kogoś wspaniałego i cudownego. Przy dłuższym i bliższym obcowaniu nie dało się z nim wytrzymać. Zastanawiał się, jak w ogóle udawało się to bratu.
– Powodzenia, Kaelasie – powiedział jeszcze Falonar, obejmując go ramieniem. – Uważaj na siebie i obaj wróćcie cali – dodał, spoglądając na oddalającego się księcia.
Widząc to przepełnione troską i uczuciem spojrzenie, młodszy z braci miał wrażenie, że zaraz serce mu pęknie. Czy zakończenie tej wojny musi przynieść tak wiele cierpienia? Czy bogowie nie powinni istnieć po to, by zapobiegać czemuś takiemu? Czy złamane serca pojedynczych jednostek mieli za nic, bo był to zaledwie szept na tle wszechświata? Ale przecież w opowieściach Kendappy każdy człowiek z osobna był dla nich niezwykle ważny. Czyż nie tak powinno być?
– Ja… – zaczął niepewnie Kaelas, nie wiedząc, co miałby odpowiedzieć Falonarowi. – Byłeś najlepszym bratem na świecie – dodał na jednym wydechu.
Następnie pobiegł w stronę Ladvariana, nie oglądając się za siebie. Zacisnął mocno powieki, by pozbyć się napływających do oczu łez. Było już za późno na żale. Obrał tę drogę i teraz musiał wytrwać na niej do samego końca. Bo tak było im pisane.
~ * ~
– Pamiętaj, że jesteś moim wsparciem tylko i wyłącznie w tej jednej bitwie – odezwał się Ladvarian, gdy dotarli już niemal na obrzeża Starej Dzielnicy. Jak dotąd całą drogę przebyli w milczeniu, co bardzo odpowiadało Kaelasowi. – Moją prawą ręką będzie tylko i wyłącznie Falonar. Teraz zrobiłem wyjątek, bo mnie o to poprosił, nie ma to nic wspólnego z Braćmi Duszy, czy innymi głupotami, które słyszałem od roku.
– Nawet bym nie chciał tej posady – odpowiedział zgodnie z prawdą, za późno orientując się, że powinien ugryźć się w język lub inaczej sformułować słowa. – To znaczy to wielki zaszczyt, ale mam inne plany na przyszłość – dodał, widząc niezadowolenie na twarzy księcia.
Kaelas nie wiedział dlaczego, ale nagle nabrał ochoty, by się roześmiać. Jeszcze nie tak dawno temu, chociaż zdawałoby się, że miało to miejsce w innym życiu, oddałby wszystko, by pozbawić brata tej funkcji. Teraz była mu całkowicie obojętna i nawet gdyby książę nalegał, to by się nie zgodził. Nie wytrzymałby w jego towarzystwie dłużej niż jeden dzień.
Nie przejmując się spoglądającym na niego podejrzliwie Ladvarianem, spojrzał w niebo. Do zmierzchu pozostało zaledwie kilka godzin, liczył na to, że bitwa zakończy się, zanim na planecie zapadną ciemności, utrudniające walkę. Jednakże przede wszystkim miał złudną nadzieję, że na nieboskłonie dostrzeże blady zarys księżyca, jaki wielokrotnie widział na Ziemi.
Ostatecznie początek przepowiedni zapowiadający narodziny Legendarnego Wojownika się wypełnił, dlatego odkąd wrócił na Landare wierzył, że srebrna tarcza pojawi się na nieboskłonie. W głębi ducha liczył na to, że dwie bestie byłyby w stanie pokonać Vrieskasa i Legendarny Wojownik nigdy by się nie przebudził. Jednak nadzieje okazały się płonne.
– Zobaczyłeś tam coś ciekawego? – zapytał Ladvarian.
– To już bez znaczenia – powiedział Kaelas. – Vrieskas się zbliża – dodał.
Książę spojrzał na niego ze zdziwieniem, jakby w ogóle nie zrozumiał słów wojownika. Jakby w ogóle nie czuł tej potężnej, zbliżającej się aury, przemknęło mu przez myśl. Podbródkiem wskazał w prawą stronę, gdzie w oddali można było dostrzec zbliżającą się w ich stronę postać.
Pokonanie przez Vrieskasa dzielącej ich odległości nie trwało długo. Po chwili stanął przed Landarczykami i spojrzał na nich wyniośle. Kaelas pierwszy raz w życiu zobaczył Yaskaskanina. Z wielu opowieści spodziewał się, że wygląd tyrana także będzie robił wielkie wrażenie, jednakże w tej kwestii się przeliczył. Wysoki, bladoskóry mężczyzna z parą olbrzymich, hebanowych rogów, wystających mu z głowy, nie wyróżniał się niczym specjalnym na tle mieszkańców kosmosu, których Kaelas spotkał podczas podróży.
Jednakże nie miało to żadnego znaczenia w porównaniu z otaczającą Vrieskasa aurą. Ona wystarczyła, by słabeusze drżeli na sam widok Yaskaskanina. Kaelas wiedział, że miał przed sobą niezwykle potężnego przeciwnika, kogoś, kto tysiąckrotnie przewyższał Zzveli. I dopiero teraz zrozumiał, dlaczego do tej pory nikt nie pokonał tyrana.
Dopiero w tamtym momencie zaczął zastanawiać się, jak potężny musi być Legendarny Wojownik, skoro taki przeciwnik jak Vrieskas to dla niego nic specjalnego. I jak potężni musieli być pierwsi mieszkańcy kosmosu, którzy wszczęli Pierwszą Wojnę, skoro nawet opiekunowie nie mogli sobie z nimi poradzić, zadumał. Może kiedyś Shirasagi mi o tym opowie.
– To już koniec twojej głupiej zabawy, Ladvarianie – odezwał się Vrieskas. Jego głos był spokojny, ale zarazem niemal namacalnie zimny, jakby był w stanie wszystko wokół pokryć szronem.
– To twój koniec – odpowiedział twardo książę, wierząc we własne słowa. – Przywrócę wolność Landare, a także całemu wszechświatowi.
– To już nawet nie jest śmieszne, ze swoim marnym poziomem nie dorastasz mi do pięt – prychnął Yaskaskanin. – Zginiesz, a wraz z tobą raz na zawsze zniknie z tego świata krew królów Landare. To oni zawsze sprawiali największe problemy i nareszcie się to skończy. Widzę, że wymieniłeś Falonara na kogoś innego – dodał, po raz pierwszy spoglądając na Kaelasa. Dokładnie otaksował Landarczyka, całkowicie ignorując księcia. Milczał przez chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. – Zakładam, że mam przed sobą bohatera ze wschodu. Nie wiem, kim jesteś ani jak Ladvarian nakłonił cię do współpracy, ale nie musisz się w to mieszać. Przyjmę cię do mojej armii.
Landarczyków zdziwiła ta niespodziewana propozycja, chociaż każdego z nich z innego powodu. Książę już chciał się odezwać, ale Kaelas go uprzedził:
– Niestety, obiecałem komuś, że tutaj wszystko się wreszcie skończy. No i Landare to moja ojczysta planeta – odpowiedział, mając nadzieję, że to ostatecznie zakończy wszelkie rozmowy. Pozostali Landarczycy na pewno już walczyli.
– Szkoda, nadawałbyś się znacznie bardziej niż Ladvarian.
Kaelas nie skomentował słów Vrieskasa. Odpiął pochwę z Legendarnym Ostrzem, którą przymocował do pleców, i rzucił ją na ziemię. Dopiero po chwili zorientował się, że pozostali patrzą na niego jakby postradał zmysły.
– Mam rozumieć, że już się poddajesz? – zapytał z niedowierzaniem Yaskaskanin, nie spuszczając wzroku z miecza, jakby spodziewał się jakiegoś podstępu.
– Czyś ty postradał zmysły, durniu?! Miecz to twój honor, bez niego nie jesteś wojownikiem! – fuknął w tym samym momencie Ladvarian.
– Co? Nie potrzebuję miecza do walki, zresztą i tak jest przeklęty i nie mogę go używać – odpowiedział spokojnie Kaelas. – I myśl sobie, co chcesz, ale nie uważam, że kawałek żelastwa decyduje o tym, czy jesteś wojownikiem, czy nie. To tytuł, który oznacza coś więcej.
– Teraz ma wyjść na jaw, że jesteś niespełna rozumu?! Po co żeś go tu w ogóle przyniósł?
– Jak pojawi się Legendarny Wojownik, to go sobie znajdzie.
– Sądzisz, że ktoś spadnie z nieba, by wam pomóc i nagle okaże się niewyobrażalnie potężny – odezwał się Vrieskas.
– On już tu jest – powiedział spokojnie Kaelas, chociaż serce znów ścisnął mu ogromny żal. Nie pozostało im już wiele czasu.
– Skończ w końcu bredzić – wtrącił Ladvarian. – Nie przyszliśmy tu na jakieś niedorzeczne pogaduszki.
– Trzeba było posłuchać rady Yashy, to byś teraz wszystko wiedział.
Kaelas zauważył, że wyraz twarzy Vrieskasa się zmienił. Wyglądał na zaskoczonego, jakby Landarczyk powiedział coś nadzwyczajnego. Jednakże nie miał pojęcia, co mogłoby to dokładnie być.
– Tym większa szkoda, że postanowiłeś zginąć razem z tym słabiutkim księciem – rzekł Yaskaskanin.
– Koniec tych nie prowadzących do niczego dyskusji! – zawołał Ladvarian.
Książę dobył miecz, natychmiast przelewając w ostrze dużą ilość energii, po czym zaatakował Vrieskasa. Yaskaskanin bez problemu zrobił unik i, korzystając z ki, brutalnie odepchnął przeciwnika od siebie. Siła uderzenia była tak duża, że Landarczyk poleciał kilka metrów w tył, lądując na pobliskim murze, pozostałości po dawnym budynku Starej Dzielnicy.
Vrieskas nie czekał, aż Ladvarian stanie na nogi. Robiąc jedynie kilka szybkich kroków w przód, posłał w jego stronę wiązkę potężnej energii. Landarczyk w ostatniej chwili zorientował się, jakie czyha na niego niebezpieczeństwo i zdołał przeturlać się w bok, unikając ataku. W miejscu, w którym jeszcze przed chwilą leżał mężczyzna, widniał głęboki krater. Książę zaklął pod nosem, zdając sobie sprawę, że gdyby nie udało mu się w porę oddalić, teraz byłby martwy.
Kaelas obserwował, jak Ladvarian staje na nogi i ponawia atak, który tym razem także z łatwością został odparty. Tak samo jak kolejny, kolejny i kolejny. Patrzył, mając wrażenie, że nie dzieje się to naprawdę. Od dziecka sądził, że książę Landare jest najpotężniejszym wojownikiem i nikt nie jest w stanie mu się przeciwstawić. Nawet gdy szli na tę ostatnią bitwę, biorąc pod uwagę zachowanie Ladvariana, był pewien, że pokaże tu jakieś niezwykłe umiejętności, o których jemu nawet się nie śniło. Że rzeczywiście stanie do względnie wyrównanej walki z Vrieskasem i, jak sam utrzymywał, wsparcie będzie potrzebne jedynie w ostateczności.
Czyli Kendappa miała rację, pomyślał. W tamtym momencie Ladvarian otrzymał potężny cios w brzuch. Impet uderzenia znów odrzucił go na sporą odległość. Tak, jak poprzednio Vrieskas znów szykował się do wystrzelenia energii. Jednakże tym razem książę nie byłby w stanie uciec przed nią na czas.
Kaelas skoncentrował się i utworzył pocisk z ki, którym sparował atak Yaskaskanina, dając czas Ladvarianowi, by zdołał wstać i być gotów do dalszej walki.
– Mówiłem ci, abyś się nie wtrącał! – krzyknął książę. – To moja walka i mam zamiar zwyciężyć.
Vrieskas uśmiechnął się ironicznie, słysząc te słowa, po czym zaatakował. Kaelas zaklął w duchu, nie rozumiejąc głupoty Ladvariana. Przecież tym razem mieli współpracować, by mieć jakąkolwiek szansę na zwycięstwo. Jeżeli tak dalej pójdzie, to książę zginie, a do pojawienia się Legendarnego Wojownika potrzebny był żywy.
Kaelas dokładnie obserwował pojedynek, by w krytycznym momencie mimo zakazu jednak się wtrącić. Jednak to, co widział, zupełnie mu się nie podobało. Co prawda Vrieskas rzeczywiście miał problemy z lewą ręką. Cały czas trzymał ją sztywno przy ciele, ale to w niczym mu nie przeszkadzało. Potrafił kontrolować ki w taki sposób, że ten słaby punkt przestawał mieć jakiekolwiek znaczenia.
Najgorsze, że Ladvarianowi w końcu dawało się we znaki zmęczenie. Zapasy jego ki powoli ulegały wyczerpaniu i najprawdopodobniej właśnie na to czekał Vrieskas. W pewnym momencie książę w ogóle zaprzestał ataków, będąc zmuszonym skupić się na obronie. A i z tym radził sobie coraz gorzej. Uniki robił o sekundy za późno, przez co na jego ciele pojawiały się liczne drobne rany. Zdawało się, że coraz trudniej było mu utrzymać się na nogach i jedynie duma dawała mu siły, by jeszcze trochę wytrwał w tym pojedynku, którego wynik był już przesądzony.
Nagle klinga Garudy powróciła do swojego pierwotnego kształtu. Kaelas wiedział, że to już koniec. Ladvarian przez sekundę wpatrywał się w miecz, jakby nadal nie wierzył, że miało to się skończyć w taki sposób. Zaatakował ostatni raz, nie przejmując się, że ostrze w tej postaci nie było w stanie wyrządzić Vrieskasowi większej szkody. Yaskaskanin bez trudu zrobił unik, wytrącając przy tym księciu broń z rąk. Następnie odepchnął Landarczyka od siebie, wkładając w cios więcej energii niż do tej pory.
Gdy nieprzytomny Ladvarian runął na ziemię, błyskawicznie zaatakował. Jednak Kaelas był na to przygotowany. Stworzył barierę ochronną wokół ciała księcia, uniemożliwiając Vrieskasowi zadanie ostatecznego ciosu.
– Zostaw go – powiedział Landarczyk.
– Czyż nie przybyłem tu właśnie po to, by wykończyć go raz na zawsze?
– Więc załóżmy, że póki ja żyję, nie pozwolę ci go tknąć – nie dawał za wygraną Kaelas.
– Niech ci będzie – poddał się Vrieskas. Zadziwiająco łatwo, przemknęło przez myśl Landarczyka. – Robię to tylko dlatego, że nie spodziewałem się spotkać tu kogoś takiego jak ty. Znacznie przewyższasz poziomem i umiejętnościami Landarczyków, którzy żyli tutaj, gdy podbijałem planetę. Tych, którzy rzeczywiście mogli nazywać siebie rasą najpotężniejszych wojowników w kosmosie. Jakim cudem zdołali cię ukryć przede mną? Gdybym wiedział, zabrałbym cię na Yaskas, gdy byłeś jeszcze dzieckiem.
– To już bez znaczenia – powiedział twardo Kaelas.
Zdawał sobie sprawę, że Vrieskas naprawdę był ciekaw, ale on nie chciał rozmyślać nad tym, jak wyglądałoby jego życie, gdyby już w dzieciństwie odkryto jego potencjał. Już nic nie mogło zmienić obecnego położenia, a świadomość, że wtedy mógłby żyć znacznie dłużej była zbyt bolesna.
– Jak chcesz. W każdym razie masz moje słowo, że Ladvariana zabiję po tobie. Jednakże nie będzie moją winą, jeśli ucierpi w trakcie pojedynku.
– Dziękuję.
~ * ~
Rozdział miał się pojawić wczoraj, ale mówiąc szczerze, zapomniałam o nim, a przypomniało mi się dopiero, gdy nie miałam już możliwości sprawdzenia ani publikacji. Cóż, bywa.
Ledwo przechodzi mi to przez klawiaturę, bo nadal nie potrafię w to uwierzyć, ale za tydzień rozdział, w którym rozstrzygnie się finałowy pojedynek, a potem już tylko zamknięcie historii.
Co do ewentualnych zaległości w komentowaniu, to jutro powinnam się ze wszystkim wyrobić, bo nie wiem, czy dzisiaj będę w stanie. Mało spałam, zmęczenie daje mi się we znaki, na dodatek jeszcze dzisiaj mam za sobą podróż pociągiem, a wolę to zrobić porządnie, a nie pisać jakieś głupoty czy ostatecznie zapomnieć o połowie rzeczy, które chciałabym napisać.

7 komentarzy:

  1. Nie spodziewałam się, że tak szybko się zacznie, ale zaraz potem zobaczyłam numer rozdziału i zreflektowałam się, że to już przecież prawie końcówka :P.
    Niemniej jednak, w jakiś dziwny sposób cieszę się, że Ladvarian dostał w kość. Był zbyt pewny siebie, zbyt przekonany o własnej wyjątkowości i samodzielności, nie chciał od nikogo pomocy, mimo, że Kaelas miał dobre chęci. I to się na nim zemściło, bo został pokonany, a mi nawet nie jest go żal w tej chwili. Mógł być dobry, ale zdecydowanie przecenił swoje możliwości, bo Vrieskas był dużo lepszy. Swoją drogą, sytuacja naprawdę musiała być poważna, skoro pofatygował się na Landare osobiście, zamiast powierzyć rozwiązanie sytuacji komuś innemu.
    Podobała mi się za to postawa Kaelasa. Choć on zdaje sobie sprawę ze swojego, zapewne tragicznego, przeznaczenia, mimo wszystko wychodzi mu naprzeciw i stara się spełnić swoją powinność najlepiej, jak potrafi. Podobał mi się moment jego pożegnania z Kendappą i z RM19, choć nadal mam nadzieję, że wcale nie skończy tak tragicznie i że spotka go jakiś happy end, choć pewnie nie ma co na to liczyć... No chyba, że będzie jak w ostatniej części HP, w sumie ta sytuacja jest nieco podobna do końcówki HP. Takie jakieś miałam wrażenie, gdy to czytałam. Spodobało mi się też, jak zachowywał się do Ladvariana, w sensie, że nie nadskakiwał mu ani nie był zachwycony możliwością współpracy z nim (a kiedyś pewnie wiele by dał za taką możliwość), a raczej traktował to jako przykrą konieczność (wcale się nie dziwię!).
    Scena pojedynku także wyszła bardzo fajnie. I naprawdę jestem ciekawa, co będzie dalej i kto okaże się legendarnym wojownikiem, oraz co ostatecznie stanie się z braćmi duszy. Swoją drogą, to przykre, że oni zapewne są tylko pionkami w rękach Kaio i innych, i że oni prowadzą swoje własne zagrywki, i wbrew temu, w co wierzyła Kendappa, wcale nie są dobrzy i nieskazitelni. Mi raczej jawią się jako dosyć zepsuci i egoistyczni, i wydają się dobrze bawić podczas całego trwania tej akcji i zmagań głównych bohaterów z przeciwnościami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ladvarian zrobił tyle rzeczy sprzecznych z prawem (zabicie Paragasa, podbój Berkayu czy zostanie na Yaskas podczas pełni), że Vrieskas wolał już nie ryzykować i pojawił się osobiście. W końcu samemu zawsze wszystko zrobi się lepiej.
      Właściwie to nawet nie skojarzyłam z HP, ale jak o tym wspomniałaś, to nastawienie Kaelasa rzeczywiście jest podobne. No ale to już nie ten sam próżny mężczyzna, który gdyby nie to wszystko przez co przeszedł, to zachowałby się jak Ladvarian lub nawet gorzej. A to by dopiero była masakra. Jak to się skończy dla Kaelasa, to oczywiście nie zdradzę, ale w kolejnym rozdziale pojedynek się rozstrzygnie.

      Usuń
  2. No i zaczyna się wojna.
    Muszę powiedzieć, że nie spodziewałam, że ojciec Ladvariana dołączy do walczących. W końcu poszedł po rozum do głowy i wstał z tego łóżka. Widocznie honor wojownika jeszcze tako zachował i będzie walczył o wyzwolenie spod szpon Vriaskasa.
    Końcówka rozdziału podobał mi się najbardziej i przyznam się, że przeczytałam go dwa razy^^ Moim zdaniem należało się księciu. Moim zdaniem był dość pewny siebie wygranej i za łatwo podszedł do tego wszystkiego. Nie myślał, zlekceważył dość istotne elementy całej strategii. Teraz za to zapłacił.
    Choć z drugiej strony nie dziwię się, dlaczego ma taki charakter, skoro ojciec na każdym kroku mu wypomina, jaki z niego niedojna itp. Przez to, wszystkie te złe emocje kumulują się wewnątrz jego, a co za tym idzie - reaguje na wszystko zbyt gwałtownie.
    Jestem już to ciekawa, jak dalej potoczy się walka Vriaskasa i Kaelasa. No i wyjaśni się w końcu wątek z Legendarnym Wojownikiem. Ciekawe, czy moje pomysły sprawdzą się z rzeczywistością :)

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Akurat włączenie się ojca Ladvariana planowałam od samego początku. Chciałam, by w finale pokazał, że zależy mu na ojczystej planecie i nie spędzi tej walki narzekając na cały wszechświat w łóżku, gdy inni będą ginąć.
      Jejku, widzę, że popularność Ladvariana drastycznie spadła. Co prawda wcale się temu nie dziwię, ale kiedyś był jedną z najbardziej lubianych postaci zaraz przy Kendappie. Może później jednak skuszę się na zrobienie sondy, by zobaczyć, jak teraz wygląda sytuacja.
      Walka Vrieskasa i Kaelasa to chyba jedna z moich ulubionych :) W każdym razie w kolejnym rozdziale wszystko się wyjaśni. Pojedynek zostanie rozstrzygnięty i zgodnie z początkowymi założeniami pojawi się Legendarny Wojownik.

      Usuń
  3. Wkurzyło mnie, że nawet przed bitwą Ladvarian się kłocił z ojcem, no naprawdę... I ta jego wiara we własne siły... Nie wiem,czemu Kaleas na to pozwalał. Ma jakiś plan, którego nie do końca rozumiem... W jaki sposób ten Legendardny Wojownik ma się pojawić? po co byli potrzebni Kaleas i Ladvarian tak włąsćiowioe (tzn, po co obaj? bo są braćmi duszy?xD nie wiem xD tak sobie wymyśliłam.). Czekam z niecierpliwością na następny rozdział, to pewnie juz jutro? Tam się pewnie wszystko wyjaśni. Widać, że Vrieskas przestraszył się na dźwięk imienia Y. To chyba dobrze. Zdziwił mnie tez jego obecny wygląd. POżeganie przyjaciół, szczeólnie ze strony Kaleasa, ktory obecnie wie najwięcej, bardzo mnie wzruszyło; świetnie lopisane. Początek rozdziau podobnie, gra na uczuciach, podobało mi się. zapraszam na nowosć na zapiski-condawiramurs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie sądziłam, że Ladvarianowi pójdzie tak słabo. Spodziewałam się po nim czegoś więcej, a tu takie zaskoczenie, uuuu... A taki pewny siebie był, ech. Jestem pewna, że Kaelas nie da się tak łatwo pokonać, jak książę. Oo, ale Ladvarianowi będzie potem wstyd. No ale cóż, mógł się lepiej wyszkolić. Hahahaha, Tyran chyba nie sądził, że Kaelas zgodzi się dołączyć do jego armii? Zaskoczyła mnie ta propozycja z jego strony, no, ale to tylko potwierdza, że Kaelas jest naprawdę świetnym wojownikiem. Tyran nie proponowałby tego byle komu. :D Wciąż jestem ciekawa, kiedy pojawi się Legendarny Wojownik i jak do tego dojdzie. :) Mam tylko nadzieję, że bracia duszy nie zginą. Bo nie wyobrażam sobie, że tamte chwile Kaelasa i Kendappy miałby by być ostatnimi.

    OdpowiedzUsuń