czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 68: Bevrore Blomkool


W każdym, choćby najgorszym położeniu, znajduje się jakaś pociecha, którą w ogólnym rozrachunku dobra i zła zapisać można po stronie zysków.
Daniel Defoe
Ladvarian wstał wcześnie i po szybkim śniadaniu natychmiast udał się do pokoju Falonara. Może i w czasie Bevrore Blomkool przypadały urodziny Evolet, ale nie miał zamiaru tego dnia rezygnować z towarzystwa przyjaciela, mimo że ona za nim nie przepadała. Liczył na to, że będzie zajęta innymi gośćmi i na trochę odczepi się od niego, dając mu więcej wytchnienia i swobody. Zresztą wczoraj nie sprzeciwiła się, gdy wspomniał o uczestnictwie Falonara w zabawie.
Zapukał do drzwi i wszedł do środka, nie czekając na zaproszenie. Przyjaciel nigdy się na niego za to nie obrażał, więc nie widział problemu. Sądził, że będzie czekać na niego już gotowy do wyjścia, dlatego zdziwił się, że nadal leżał w łóżku. To było do niego niepodobne, zważywszy na ich harmonogram dnia. Zawsze wstawali wcześniej, by potrenować jeszcze przed śniadaniem, a z czasem stało się to codziennością, niezmiennym elementem każdego poranka. Bo po co marnować cenne godziny, gdy można je spożytkować pożyteczniej.
Podszedł do przyjaciela i lekko potrząsnął jego ramieniem, próbując go obudzić. Wtedy dostrzegł coś, co mu się nie spodobało. Falonar leżał skulony i przykryty pod samą brodę, ale jego twarz mógł zobaczyć bez trudu. Była cała rozpalona, a po skroni spływały krople potu. Włosy przy czole miał mokre i posklejane. Oddychał nierówno i rzęził przy tym nieprzyjemnie. Najbardziej zdziwiło go jednak to, że wczoraj wszystko było w porządku. Co prawda widzieli się tylko przelotnie, gdy mówił mu, że przyjdzie rano, ale nie dostrzegł żadnych z tych objawów. Zaniepokoiło go to.
Zwiększył nawiew świeżego powietrza, by przewietrzyć nieco pokój, bo miał wrażenie, że duszność wręcz go przytłaczała. Żałował, że nie było w nim okna, ale z drugiej strony chłód panujący na dworze mógłby zaszkodzić Falonarowi, a tak sam ustawił odpowiednią temperaturę. Następnie wziął namoczony zimną wodą ręcznik i położył go na czole przyjaciela, mając nadzieję, że to trochę zbije wysoką gorączkę. Usiadł na krześle przy łóżku, patrząc na niego z troską.
Po kilkunastu minutach Falonar powoli otworzył oczy. Były szkliste i załzawione, co również świadczyło o chorobie, która opanowała jego organizm. Półprzytomnie spojrzał na Ladvariana, jakby do końca nie zdawał sobie sprawy, gdzie był ani co się działo.
– No tak, dzisiaj Bevrore Blomkool – wychrypiał, po czym zaczął nieprzyjemnie kaszleć. – Daj mi pięć minut.
Próbował wstać, ale książę ponownie pchnął go na łóżko. Zauważył, że pierś wojownika także była rozpalona i spocona.
– Dzisiaj nigdzie się nie ruszasz – oznajmił stanowczo.
Zmienił mu okład na czole, a drugim, zimnym ręcznikiem otarł pierś.
– Nic mi nie jest… – próbował protestować Falonar, ale jego słowa przerwał kolejny atak kaszlu.
– Właśnie widzę – odrzekł z ironią. – Nie mam zamiaru pozwolić ci wstać, więc nawet nie próbuj. Chociażbym miał tu warować przez cały dzień.
– Już widzę twój zapał przy tym siedzeniu – zakpił, ale posłusznie nie próbował więcej wstawać. – Zbieraj się lepiej, nie po to znosiłeś jej kaprysy przez te kilka dni, by teraz przegapić Bevrore Blomkool.
– Nigdzie się nie wybieram – zaprotestował Ladvarian, a na twarzy Falonara pojawił się nikły uśmiech.
– Przecież nie umieram, byś musiał tu cały dzień czuwać – powiedział, oddychając ciężko po każdym słowie. – To tylko jakiś wirus, przejdzie mi. Wolałem, gdy się tak nie przejmowałeś.
– Tobą zawsze się przejmowałem – mruknął tak cicho, że ledwo dał się odróżnić poszczególne słowa.
– Obiecuję, że nigdzie się dzisiaj stąd nie ruszę – rzekł po chwili milczenia Falonar. – Słowo wojownika.
– Przyślę tu kogoś, by cię zbadał – poddał się Ladvarian. – I wpadnę wieczorem, gdy ten cyrk już się skończy, a do tego czasu masz się poczuć lepiej, bo to miejsce już działa mi na nerwy.
– Oczywiście. W takim razie jutro wylot – powiedział i ponownie zakaszlał.
– Najwcześniej pojutrze. Spróbuj się jeszcze przespać.
Falonar nieznacznie kiwnął głową i ulokował się w wygodniejszej pozycji. Ladvarian czule odgarnął mu z czoła spocone włosy i ostatni raz zmienił okład. Delikatnie pogładził go po lekko zarośniętym policzku, zastanawiając się, czy dobrze robi. Wolałby siedzieć tutaj, niż znów być skazanym na nudne towarzystwo Evolet. A do wzejścia księżyca pozostawało jeszcze wiele godzin. Później mógłby wyjść z pałacu, by zobaczyć, dlaczego satelita był tak ważny dla jego rasy. Jednak przyjaciel nie pozwoliłby mu na to i zaczął namawiać do uczestnictwa w święcie. Westchnął zrezygnowany. Wstał i wyszedł z pokoju, przy drzwiach odwracając się i spoglądając jeszcze raz na Falonara. Najpierw musiał powiadomić jakiegoś medyka, a potem spotkać się z księżniczką.
~ * ~
Ladvarian w ponurym nastroju wszedł do komnaty, w której miały odbyć się wszystkie uroczystości. Było to ogromne pomieszczenie, ulokowane na pierwszym piętrze, ponieważ ciągnęło się w górę na kilka pięter. Gdzie się nie obejrzał, wszystko miało kolor zielony – ściany, sufit, z którego zwisały cztery pokaźne, kryształowe żyrandole. Według Landarczyka głównie pełniły funkcję ozdoby, gdyż na ścianach także znajdowały się lampy dające dużo więcej światła. Cieszył się, że jedyny wyjątek stanowiła podłoga wyłożona jakimiś czarnymi płytami, bo inaczej oszalałby od nadmiaru zieleni. Zastanawiał się, czy ten kolor miał związek z obchodzonym świętem, czy brał się tylko z kaprysu Evolet. Jednak wolał nikogo nie pytać i ten aspekt pozostawić niewyjaśniony.
W całym pomieszczeniu rozstawiono setki mniejszych, góra ośmioosobowych stolików wykonanych z brązu, co w połączeniu z barwą ścian wyglądało, jakby znalazł się wewnątrz jakiegoś lasu lub czegoś w tym stylu. Na każdym blacie postawiono wazon z bukietem świeżych kwiatów, zapewne pochodzących z ogrodu Evolet i wyhodowanych specjalnie na tę okazję.
Ladvarian stanął niedaleko wejścia i zastanawiał się, co zrobić. Księżniczka powiedziała mu, że tutaj ma przyjść, nie dała dalszych instrukcji odnośnie tego, gdzie chociażby miałaby usiąść, a wątpił, by mógł wybrać sobie miejsce losowo.
Jednakże jego wybawienie nie kazało mu długo czekać. Zobaczył jej smukłą i wysoką postać zmierzającą w jego kierunku. Wyróżniała się na tle zgromadzonych ludzi zarówno wzrostem jak i urodą. Zresztą na Yaskas nikt nie mógł się z nią równać.
Włosy związała luźno z tyłu głowy, przez co nadal okalały jej twarz niczym jakaś jasna poświata. Promienny uśmiech i radosne błyski w oczach rozświetlały jej zazwyczaj poważną twarz. Miała na sobie zwiewną, zieloną, sięgającą kostek suknię  z długim rozcięciem z boku. Prawdopodobnie była to najskromniejsza sukienka w tej sali, jednak ona wyglądała w niej niczym królowa. Dopiero dziś ujrzał w niej tę dawną Evolet, kobietę, w której zakochał się lata temu, najpiękniejszy klejnot kosmosu, przy którym wszystko inne bladło. W tamtym momencie ona była jedynym słońcem wszechświata.
– Wyglądasz prześlicznie – powiedział zamiast przywitania Ladvarian, ze zgrozą orientując się, ze założyła wysokie buty i wyglądał przy niej na jeszcze niższego.
– Dziękuję – zaszczebiotała radośnie. – Falonara nie ma? – zapytała, ale bez trudu wyczuł w jej głosie nutę chłodu, która momentalnie sprowadziła go na ziemię.
– Rozchorował się.
– Szkoda – mruknęła, ale wiedział, że kłamała. Miał wrażenie, że cała ta sytuacja była jej bardzo na rękę.
Poprowadziła Ladvariana do jednego ze stolików w centrum pomieszczenia i posadziła go obok siebie. Resztę miejsc zajmowali jej najbliżsi przyjaciele, w tym tylko jedna Yaskaskanka. Książę był tym zdziwiony, ale po dłuższej obserwacji ludzi zajmujących swoje miejsca doszedł do wniosku, że rdzenni Yaskaskanie stanowią niewielki odsetek na tle całości. W oczy przede wszystkim rzucali się generałowie i dowódcy Vrieskasa przez wzgląd na obowiązek noszenia srebrnych kombinezonów, którzy przybyli wraz ze swymi współmałżonkami i partnerami. I to oni dominowali. Dostrzegł też kilkunastu delegatów z innych planet. Nieraz słyszał o tym, że Yaskaskanie to rasa bliska wymarcia, lecz dopiero teraz zobaczył to na własne oczy. Nie miał też pewności, że w żyłach tych, których widział, płynie czysta krew. Zawsze wydawało mu się, że Landarczycy powoli wymierają, przez co zmuszeni są krzyżować się z innymi, ale to przeszło wszelkie jego wyobrażenia. Gdyby Yaskaskanie nie byli rasą tak długowieczną, zniknęli by z wszechświata w przeciągu kilku pokoleń.
– Dziękuję wszystkim za przybycie – zabrała głos Evolet, gdy cała sala się już zapełniła. Rozmowy momentalnie ucichły i wszystkie pary oczu skierowały się w stronę pięknej księżniczki. – Tatuś, pomimo wszelkich starań, niestety, nie mógł przybyć, gdyż pilne sprawy zatrzymały go w strefie zachodniej. Nie chcę wdawać się w szczegóły, ponieważ dziś jest dzień zabawy, nie pracy. Prosił mnie, bym w jego imieniu przekazała wam, byście dobrze się bawili. Dziś mija 2894 rocznica jego panowania i zapoczątkowania wielkiego dzieła zjednoczenia całego kosmosu, by wszystkie rasy były sobie równe i żyło im się jak najlepiej, na tym samym, wysokim poziomie. Z każdym rokiem przybywa zjednoczonych planet i mamy nadzieję, że za kilka lat wśród nas będziemy mogli gościć także naszych braci ze strefy południowej. Co dnia wszyscy ciężko pracujemy, by osiągnąć ten cel, dlatego dziś nadszedł czas zabawy i odpoczynku. Dlatego bawcie się i świętujcie, a w nocy pojawi się księżyc, byśmy w jego świetle mogli zakończyć ten wspaniały dzień – zakończyła z uśmiechem.
Po chwili w całym pomieszczeniu rozległy się głośne oklaski i wiwaty. Ladvarian zastanawiał się, ile z tego ma związek ze słowami Evolet, a ile nawiązywało do samej jej osoby, do tego, że przepiękna księżniczka prawdopodobnie po raz pierwszy odezwała się do nich.
Po chwili ze swego miejsca wstał któryś z generałów i podszedł do Evolet. Ladvarian znał go jedynie z widzenia, więc wiedział, że był to jeden z bliskich i zaufanych ludzi Vrieskasa. Można by powiedzieć, że pełnił funkcję jego lewej ręki.
– Księżniczko – zaczął, kłaniając się jej nisko. – Zanim oficjalnie rozpoczniemy dzisiejsze święto, chciałbym w imieniu wszystkich tu zgromadzonych złożyć ci najserdeczniejsze życzenia z okazji twych dwa tysiące pięćsetnych urodzin. Cieszymy się, że od tak dawna jesteś z nami i co roku zaszczycasz nas swą obecnością. Jesteś dla nas niczym słońce, które rozświetla nam nasze szare dni, szczególnie, gdy wielmożnego Vrieskasa nie ma w domu. Życzymy ci, aby wiodło ci się w życiu jak najlepiej i byś w przyszłości dumnie nosiła tytuł cesarzowej, kreując losy naszym potomkom. Wszystkiego najlepszego, księżniczko Evolet! – zakończył, ponownie jej się kłaniając.
– Dziękuję, generale Dranti – odpowiedziała, obdarzając go promiennym uśmiechem. – Dziękuję wam wszystkim. A teraz pora na oficjalne rozpoczęcie Bevrore Blomkool.
Klasnęła w dłonie i w tej samej chwili do pomieszczenia wjechała olbrzymia kładka na kółkach, którą ciągnęło sześciu postawnych mężczyzn. Jednak to to, co znajdowało się na niej, najbardziej rzucało się w oczy. A był to olbrzymi brokuł. Pomijając jego wymiary, wyglądał całkiem zwyczajnie. Jeden gruby głąb, który w majestatyczny sposób rozgałęział się na kilkaset mniejszych i kończył zielonym kwieciem. W całej sali rozległy się głośne oklaski. Ladvarian dołączył do wiwatujących, ale nie wiedział, dlaczego oni wszyscy tak postępują, co było tak nadzwyczajnego (pomijając wielkość) w tym warzywie?
Nagle obok brokuły znalazło się może z dwudziestu służących. Dwoje kroiło, reszta zanosiła talerze z kawałkiem warzywa do każdego z gości. Pierwsza swój przydział, oczywiście, otrzymała Evolet. W tym samym czasie zaczęto rozdawać także inne dania.
– Co jest takiego nadzwyczajnego w brokułach? – zapytał szeptem księżniczkę, gdy skończono już obsługiwać ich stolik. Jednak jeden z przyjaciół kobiety musiał usłyszeć jego pytanie, gdyż patrzył na Landarczyka z wyraźną pogardą.
– Och, jesteś taki uroczy, mój książę – odpowiedziała Evolet, chichocząc wesoło, co bardziej zdenerwowało Ladvariana. Mogła tak do niego mówić, gdy byli sami, ale nie w otoczeniu swoich przyjaciół. – Taka jest tradycja, a z tradycjami się nie dyskutuje, tatuś bardzo ją ceni i szanuje, więc musi być niezwykle ważna – zakończyła, nie odpowiadając na pytanie.
– Przez cały rok w olbrzymiej szklarni pod miastem lub może raczej powinna powiedzieć w mieście, bo stolica już niemal całkiem ją pochłonęła, hodowany jest brokuł – powiedziała druga Yaskaskanka. Ladvarian odwrócił głowę w jej stronę, słuchając uważnie. – Ogrodnicy muszą używać do tego jakiś specjalnych nasion, bo inaczej nie wyrósłby tak ogromny. W każdym razie przyjęło się, że wielmożny Vrieskas przy blasku wschodzącego słońca, zwiastującego nadejście Bevrore Blomkool, sadzi ziarno. W tym roku musiała zrobić to nasza Evolet. W ciągu tego roku roślina wzrasta pod opieką sztabu ogrodników, by dzień przed świętem zostać ściętą i dostarczoną do kuchni w celu ugotowania. Chciałabym kiedyś zobaczyć, jak oni to robią, ale Evolet nie była ciekawa i w dzieciństwie nigdy nie szpiegowałyśmy kucharzy – dodała ze śmiechem.
– A dlaczego akurat brokuł? – upierał się przy swoim Ladvarian.
– A dlaczego nie? – odparła Yaskaskanka. – Może dlatego, że wynaleziono tylko nasiona olbrzymich brokułów? Tak po prostu jest, a wielmożny Vrieskas ceni tę tradycję nade wszystko.
– Chcesz powiedzieć, że wielmożny Vrieskas sam ją wprowadził?
– Nie wiem, sam go zapytaj. Widzisz, w historii Yaskas istnieje wielka biała plama. Odkąd planetą włada cesarz wszechświata, kronikarze dokładnie opisywali, co działo się w tym czasie, jednak nic nie wiadomo o tym, co było wcześniej.
– To chyba nie jest możliwe – stwierdził Ladvarian. – Zawsze coś wiadomo, nie można zatrzeć wszystkiego.
Temat rozmowy bardzo go zaciekawił i miał nadzieję, że Yaskaskanka lubi o tym mówić. Już i tak wszystko wskazywało na to, że tych wydarzeń nie uważa za nudne, jak to robiła Evolet.
– I tu cię zdziwię, książę Ladvarianie, bo właśnie można. Wielmożny Vrieskas jest najstarszym mieszkańcem Yaskas, co już można uznać za dziwne, bo jest on mężczyzną w kwiecie wieku. Nie mamy starców, nie mamy nikogo, kto pamiętałby czasy, zanim cesarz zasiadł na tronie, a należy pamiętać, że to on rozpoczął jednoczenie wszechświata, więc nadal pozostaje pytanie, co robili jego przodkowie? Co doprowadziło do wymarcia naszej rasy? Dlaczego nikt nie pamięta zapoczątkowania Bevrore Blomkool? A przede wszystkim, czyje mogiły znajdują się w podziemiach pałacu, bo nigdy nie uwierzę, że MC31 to imię jakiejś Yaskaskanki. Gdy weźmiemy pod uwagę pierwszy zawarty sojusz, z BS88C, możemy wywnioskować…
– Yvaine, możesz już przestać – wtrąciła się niezadowolona Evolet. – Ladvarian nie jest zainteresowany twoim gadaniem.
Landarczyk chciał zaprzeczyć, ale ostatecznie postanowił się nie odzywać. Księżniczka była zła, a takim zachowaniem mógłby jeszcze bardziej zepsuć jej humor i zapewne i tak nie dowiedziałby się nic więcej.
– Na dodatek marnujesz tylko czas, badając historię Yaskas. Znasz ją, a ta mniej istotna reszta na pewno zawarta jest w którejś z tych starych, rozpadających się, nie nadających do czytania ksiąg.
– Które zostały już dawno przeniesione na dyski pamięci – szepnęła pod nosem Yvaine. Na jej szczęście Evolet nie dosłyszała tych słów z powodu panującego wokół rozgardiaszu.
– Tatuś na pewno wie, co się wtedy działo i jak widać nie miało tam miejsca nic interesującego, bo uczylibyśmy się o tym. Zapytaj go, jeżeli tak bardzo cię to dręczy, ale nie zawracaj mi głowy. I dzisiaj nie będziesz już więcej mówić na ten temat. Czas na zabawę, nie przynudzanie.
Yvaine westchnęła cicho, natomiast głośno powiedziała:
– Jak sobie życzysz, Evolet.
Ladvarian mógłby przysiąc, że albo próbowała już rozmawiać z Vrieskasem i nie zdobyła satysfakcjonujących odpowiedzi, albo doprowadzenie do spotkania z nim było zwyczajnie niemożliwe. Każdy wiedział, że był to jeden z najbardziej zajętych ludzi we wszechświecie, a skoro nie znalazł czasu, by przybyć na święto, które tak cenił, i urodziny swojej jedynej córki, to na pewno nie znalazłby go dla innej małolaty, próbującej wyciągnąć na światło dzienne rzeczy, które on starał się zatuszować.
Jednak zastanawiał się dlaczego. Co takiego mogły kryć te białe plamy, że Vrieskas za wszelką cenę starał się nie dopuścić, by ujrzały światło dzienne? Jak wcześniej była Yaskas, jaką mroczną tajemnicę mogła kryć? Coś musiało być na rzeczy i ciekawiło go, czy młoda historyczka kiedykolwiek wykryje prawdę. W duchu trzymał za nią kciuki i miał nadzieję, że jeszcze uda im się porozmawiać, bo z chęcią dowiedziałby się znacznie więcej. Może właśnie w tym ukryty był klucz do pokonania Vrieskasa.
~ * ~
Dzień mijał Ladvarianowi powoli, mimo licznych zaplanowanych atrakcji. Myślami ciągle uciekał do leżącego w swoim pokoju chorego Falonara i miał wrażenie, że Evolet zdawała sobie z tego sprawę. Patrzył na artystów wykonujących swe pokazy, jadł to, co przed nim postawiono, ale niewiele z tego docierało do jego mózgu i kolejnego dnia nie byłby w stanie powtórzyć wszystkiego, co zobaczył. Najbardziej w głowie utkwił mu widok tortu urodzinowego, ale tylko przez jego ogrom, dokładność szczegółów, z jakimi został wykonany i liczbę płonących na nim świeczek. Evolet zdmuchnęła tylko jedną, symbolicznie, reszta wypaliła się do końca. Yaskaskanka poinformowała go, że zostały wykonane ze specjalnego, topiącego się niczym wosk, ale jadalnego tworzywa, by nie mieć problemu z ich ugaszeniem.
Potem nadszedł czas na tańce. Ladvarian czuł się głupio jako partner tak wysokiej, górującej nad innymi Evolet, ale musiał swoje przecierpieć. Nie rozumiał przy tym, dlaczego wszyscy tak mu zazdrościli. Z chęcią zamieniłby się z każdym z tych zazdrosnych głąbów.
Gdy później księżniczka bawiła się z którymś ze swoich przyjaciół, wykorzystał ten moment, by wymknąć się z sali. Udał się na taras przylegający do pomieszczenia, by zaczerpnąć nieco chłodnego, świeżego powietrza i uspokoić chaotyczne myśli. Miał nadzieję, że może spotka tu Yvaine, ale się przeliczył. Wszyscy zajęci byli świętowaniem, po tarasie spacerował sam, co mu zresztą nie przeszkadzało.
Wiedział, że do końca dnia zostało tylko kilka godzin, słońce już niknęło za linią horyzontu. Już niebawem pozna tajemnicę księżyca, dowie się, co stanie się, gdy wreszcie spojrzy na jego bladą tarczę. Czuł ekscytację na samą myśl, ale towarzyszyło też temu jakieś inne uczucie. Jakby jego ciało doskonale wiedziało, co ma się niebawem wydarzyć, jakby już przygotowywało się na spotkanie tego czegoś, czego mózg nie potrafił nazwać.
Patrzył w dół na wyjątkowo ciche miasto i czekał na tę upragnioną godzinę. Bestia w jego wnętrzu ryknęła złowieszczo. Nareszcie po tylu latach nadszedł jej czas.
~ * ~
Wczoraj w godzinach wieczornych znów zagościła u mnie wena (chyba lubi soundtrack z Gnijącej panny młodej), dzięki czemu fragmentu które pisałam nie sprawiają, że krzywię się na ich widok i nie mogę na nie patrzeć. Muszę teraz tylko wynaleźć jakiś sposób, by ją uwięzić, przywiązać czy przekupić, by została jak najdłużej.
Jednak ostatnio wpadła mi do głowy straszna rzecz. A mianowicie zarys pomysłu na drugą część Braci Duszy. Odkąd zaczęłam pisać to opowiadanie wzbraniałam się przed jakimkolwiek ciągiem dalszym, ale teraz już sama nie wiem, co myśleć i korci mnie, by sobie zrobić rozpiskę odnoście bohaterów i wydarzeń. Co prawda nie mam pomysłu na głównego (jedynie taki baaaaaardzo mglisty) i zastanawiam się, czy nie lepiej zrobić coś na wzór Pieśni Lodu i Ognia Martina i każdemu z ważniejszych nie poświęcić więcej czasu. Ale na razie najlepiej zostawić to na później.
Nareszcie skończyły się te podłe upały. Mam nadzieję, że już więcej temperatura nie przekroczy trzydziestu. W końcu przy dwudziestu ośmiu też jest ciepło i dużo przyjemniej.

19 komentarzy:

  1. Zastanawiam się, czy nagłe zachorowanie Falonara jest zwykłym przypadkiem, czy może jednak doprowadziła do tego Evolet, chcąca, by Ladvarian spędził ten dzień z nią zamiast z przyjacielem. Choć może teraz to mnie troszkę fantazja już ponosi. W każdym razie, teraz już mam inne zdanie o Falonarze niż kiedyś, bo z początku uważałam go za zwykłego lizusa, który się po prostu płaszczy, no ale po tylu rozdziałach można już się domyślać, dlaczego tak się zachowywał.
    Opis przyjęcia też całkiem fajny, ale zaciekawiła mnie postać Yvaine, powiedziała wiele ciekawych rzeczy na temat przeszłości planety, i mnie też zaczęło zastanawiać ta biała plama w historii, mała ilość mieszkańców i w ogóle... Tak, to wszystko zdecydowanie jest jakieś dziwne i mam wrażenie, że kryje się za tym coś więcej. Zwłaszcza że Evolet zdaje się dążyć do tego, by Ladvarian nie zadawał tylu pytań i wciąż nie potrafię przeniknąć do końca kierujących ją motywów. Niby mu pomaga, ale z drugiej strony, nie jestem przekonana co do szczerości jej zamierzeń, z pewnością ma w tym jakiś swój interes.
    Rozdział ciekawy i czekam na przemianę Ladvariana, bo z tego, co widzę w zapowiedziach w bocznej ramce, to chyba jego przemiana też nie przebiegnie zbyt pomyślnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na takie przypadki to nie ma co liczyć, szczególnie, że było to Evolet bardzo na rękę. No i ja zarazem musiałam go na trochę wyeliminować.
      Wiwlu czytelników miało właśnie takie zdanie o Falonarza. Aż mi wtedy smutno się robiło, bo to mój ulubieniec, ale dobrze, że teraz się to zmieniło :)
      Evolet właściwie do wszystkiego podchodzi tak, by to jej się opłacało i ona czerpała wszelkie korzyści. Dwa kolejne rozdziały nawet mocno się na niej skupią.

      Usuń
  2. Też mi się nie podoba coś w zachorowaniu Falonara.. akurat w tej chwili.. akurat w ten dzień. Wydaje mi się, że macała w tym palce Evolet. Oczywiście przecież była zazdrosna, że Ladvarian lepiej się z nim dogaduje, a nie z nią. A zazdrość pcha do wielu rzeczy. Coś mnie tknęło.. znaczy hm.. zwróciło uwagę, że te słowa generała były jakieś takie pompatyczne i na pewno mówione bez żadnego wkładu emocjonalnego, a jedynie dla podlizania się. Zresztą Evolet wydaje się, że pragnie by wszystko skupiało się wokół niej.. nie lubię jej może dlatego tak mi się jawi. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Falonara Evolet jest paskudnie zazdrosna i w stanie jest zrobić wszystko, by osiągnąć swoje. Nawet pojawi się starcie Evolet-Falonar w najbliższych rozdziałach.
      Evolet uwielbia być w centrum, a generał wie, co by się stało, gdyby ją w jakiś sposób zezłościł, bo pod nieobecność Vrieskasa i Paragasa to ona rządzi. A na dodatek ludzie jej ojca uwielbiają księżniczkę, bo nie mają z nią dużej styczności.

      Usuń
  3. Od jakiegoś czasu podczytuję Twe opowiadanie, choć chyba jeszcze nie komentowałam. Kurczę, strasznie podoba mi się Twój styl i rozmach tej historii, żywość postaci... nawet (pozornie?) bezsensowne tajemnice "mądrych" można przecierpieć.
    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy :) Nie-upału i weny życzę!
    Ankeszu

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam już wczoraj, jednakże było już dość późno, więc jestem teraz, by jakiś sensowny komentarz napisać:)

    Sądzę, że choroba Felonara była przez Ciebie zamierzona, bo jakby to było, gdyby po Yaskas buszowały dwa groźne bestie... choć szkoda, że Felonar nie pozna swojej prawdziwej natury (mimo iż po Kaelasie wiem, że taka transformacja jest dość nieprzyjemna). Przyznaję, że niecierpliwie będę oczekiwać czwartku, by wreszcie przeczytać o tym, jak bestia zareaguje na Ladvariana.

    I jestem ciekawa tego wątku z historyczką. Szkoda, że Evolet musiała przerwać tą dyskusję na temat historii Yaskas i książę nie miał już okazji porozmawiać z Yvaine na ten temat. Widać, że ksążniczka Yaskas specjalnie chce, by Landarczyk nie dowiedział się o historii planety tyrana.

    Ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod tym względem choroba jak najbardziej zamierzona, ponieważ tu by mi we dwoje nie pasowali. Jednak mogę zdradzić, że jeszcze będą mieć swoje pięć minut.
      Nie chce, bo nie ma się czym chwalić. Jednak sama Evolet podchodzi do tego wszystkiego z machnięciem ręki. Dla niej to daleka przeszłość, co oznacza, że nie warto się nad tym rozwodzić.

      Usuń
  5. Kolejny świetny rozdział, tylko oczywiście urwany w najlepszym momencie. Strasznie jestem ciekawa reakcji Ladvariana, gdy przekona się do czego jest zdolny księżyc i na czym polega przemiana, ale cierpliwie poczekam.
    Nagła choroba Falonara również mnie niepokoi i wydaje się dziwna. Może faktycznie to nie był przypadek, że zachorował akurat teraz, ale oprócz podejrzewania księżniczki mam jeszcze na oku Jabrę. Może dosypał mu coś do kawy? Najważniejsze, żeby szybko wrócił do zdrowia, chociaż stracił okazję na podziwianie ogromniastego brokuła.
    O, właśnie! Nie wiem, co Ladvarian ma do tego święta. Ja to lubię brokuły i chętnie bym się takim poczęstowała, może ma jakiś wyjątkowy smak?
    Vrieskas to ma pomysły na kreatywne święta, ale przeszłości swojej planety to się wstydzi. I to tak bardzo, że nikt nie zdaje sobie sprawy, jakim dzikim i brutalnym plemieniem byli mieszkańcy Yaskas. Nawet jego rodacy o niczym nie wiedzą i czyżby to on stał za wyeliminowaniem starszych od siebie, by mieć pewność, że prawda o Yaskas przepadnie? Nadzieja w tym, żeby się czegoś dowiedzieć, to dyski pamięci wspomniane przez Yvaine. Chociaż łatwo się do nich nie dostaną, a nie widzi mi się, by Evolet zechciała im pomóc. Niestety, ale jakoś się nie pali do zdobywania wiedzy.
    Wrócę jeszcze do samego Ladvariana. Z jednej strony cieszy mnie, że nareszcie będzie miał okazję do przemiany i kroku na przód, ale dzieje się to akurat w niezbyt przyjaznym dla niego miejscu. W tej postaci może narobić wielu szkód i na pewno zostanie wtedy dostrzeżony. A jeśli plotki o bestii dotrą do Vrieskasa, ten od razu zorientuje się co się stało i nie będzie zadowolony.
    Robi się coraz niebezpieczniej, a zarówno książę, jak i jego przyjaciel nie są w najlepszym stanie, by opuścić planetę. Nie znęcaj się nad nimi za bardzo :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Rozdział nie zakończył się wcale w tak ciekawym momencie, bo do wzejścia księżyca pozostało jeszcze trochę czasu. Jednak w takim razie wolę sobie nawet nie wyobrażać reakcji po zakończeniu tej serii.
      Biorąc pod uwagę, że tytułuje się władcą całego wszechświata, to przeszłość Yaskas nie jest powodem do dumy, gdyż ktoś wykorzystałby to przeciwko niemu. Natomiast co do eliminowania starszych, to nie chciałam, by wyszły takie brutalne wnioski. Przede wszystkim, gdy powrócił razem z Nanuzim MC31 i Rm21 to Yaskaskanie nie byli wcale tak przychylni temu, by uznać go za władcę absolutnego i wprowadzać zmiany. Ci, którzy się nie zgadzali, wypowiadali wojnę i szybko żegnali się z życiem. I należy też wziąć pod uwagę, że przed tym wszystkim Yaskaskanie także sami się eliminowali niemal doprowadzając do własnej zagłady.

      Usuń
  6. Brokuły! Haha biedne ludzie, co to nie wiedzą dlaczego właśnie brokuły :P Wiedziałam, że jakoś je wciśniesz! Nawet nie masz pojęcia jak się zaśmiewałam, gdy tak zawzięcie Ladviś próbował dowiedzieć się dlaczego akurat brokuły :D
    Ale z tej Evolet to bestia... żeby do takich nędznych sztuczek się uciekac? No bo co jej bidny Faluś zrobił, żeby tak mu zdrówko popsuć? Bo chyba nikt (oprócz Ladvariana rzecz jasna) nie wierzy, że to taki o przypadek... I strasznie źleby mi się spało w pokoju bez okien. Wczesniej trójca też na Be'Shar musiała sypiać w takich pomiesczeniach, teraz tu - czy ty coś masz do tych okien? :P
    A tak w ogóle to Be'Shar brzmi cokolwiek arabsko... No wiesz o co chcę zapytać ;)
    Ladvarian to ma zdecydowanie za dobrze. Dwoje ludzisków ugania się za nim, a ten marudzi tylko, że mu ciężko. Było się nie bujać w osobnikach, którzych się nie poznało (czyt, ne zawsze warto lecieć na wygląd zewnętrzny) :P. Teraz przyszło mu zapłacić.
    Czyli, zę Vrieskas wytłukł całą planetę, pozostawiajac tylko dzieciaki, których wychowaniem pewnie zajęli się ludzie, którzy byli mu bezgranicznie oddani? Swoje rodzeństwo w takim razie też. No, nie dziwię się teraz, że ludność Yaskas wymiera, że jest ich tak mało. Wychodzi na to, zę Vrieskas uczynił z Yaskas perełkę kosmosu, ale jego działania przywiodły jego własną rasę do zguby i zapomnienia. Cena niezwykle wysoka, bo i nagoda przeogromna. Trudno się też dziwić, żę Vrieś nie za bardzo ma ochotę opowiadać o ekscesach swojego tatusia, wymysłach dawnych Yaskasan i ich cywilizacji (o ile o takowej można mówić). Naprawdę nie ma czym sie chwalić... Tak jak i głupio byłoby powiedzieć wszystkim, że stało się przyczyną wytępienia swojej rasy... Jednak w takim wypadku również nic dziwnego, że Vrieskas jest na Yaskas najstarszy.
    No i zdziwiło mnie jeszcze coś. Wychodzi na to, zę Vrieskas nie miał nawet na kraku pół tysiaca lat, gdy urodziła się Evolet, a jego córuchna ma już 2 i pól tysia na karku i nic. Chyba z nią rzeczywiście coś jest nie tak... Albo jest tak piekielnie wybredna i rozpuszczona. Wgl Evolet mówiaca o Vrieskasie "tatuś" jest przerażajaco słodka ^^ Blee
    I musiałaś urwać akurat w tym momencie? No musiałaś? ZUA kobieta jesteś, no!
    Ladviś zje Evolet, ale będzie śmiesznie :P Szkoda, że Penyu nie wpadnie z wizytą... na kolacji ^^
    Co do upałów - nie wiem jak u ciebie, ale u mnie bleeh wróciły :(
    Druga część? Czemu nie? Lubię ich tu wszystkich (no, prawie) i chętnie poczytałabym o dalszych przygodach. Ale, jeżeli na wzór bierzesz PLiO, to przeczuwam, że posiedzisz z tym uhuhu i jeszcz dłużej. A ja chciałabym doczytać do końca, a nie czekać 6 lat...
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobieta zazdrosna zdolna jest do wszystkiego, a Evolet jeszcze w tej sadze pokaże, do czego jest zdolna.
      Natomiast co do okien, to nie chcę, by Falonar teraz się zmienił, dlatego został ich pozbawiony. Natomiast w przypadku Be'Shar, to "pokoje gościnne" wyobrażałam sobie jako takie mnisie cele, a biorąc pod uwagę ogrom całego budynku, to gdyby wszędzie były jakieś okna, to zaraz z zewnątrz cały by się okniasty zrobił (a co do nazwy to znaczenie to biblioteka, tyle że w środek dałam apostrof i jedną literkę wycięłam, by dało się przeczytać).
      Natomiast co do eliminowania Yaskaskan, to nie chciałam, by wyszły takie brutalne wnioski. Przede wszystkim, gdy powrócił razem z Nanuzim MC31 i RM21 to Yaskaskanie nie byli wcale tak przychylni temu, by uznać go za władcę absolutnego i wprowadzać zmiany. Ci, którzy się nie zgadzali, wypowiadali wojnę i szybko żegnali się z życiem (w tym cała rodzinka). I należy też wziąć pod uwagę, że przed tym wszystkim Yaskaskanie także sami się eliminowali niemal doprowadzając do własnej zagłady.
      Evolet to się nigdzie nie spieszy. Na dodatek wychowała się w luksusach, posiadając wszystko, więc tym bardziej wybrzydza i zachowuje się jak małolata.
      I ja już naprawdę nie rozumiem, co jest złego w tym zakończeniu.
      Pierwsza część skończy się zgodnie z planem, mniej więcej według zamiarów (jeden z ostatnich akapitów zostanie wycięty). A druga jeżeli będzie, to zostanie opublikowana już pod innym adresem. Na wzór dałam PLiO, bo jakbym napisała Dragon Lance, to nikt nie wiedziałby o co mi tak naprawdę chodzi. Wtedy też ci główni bohaterowie zeszliby na dalszy plan (no może z wyjątkiem jednego), a ich miejsce zajęliby dalszoplanowi i ledwo wspomniani stąd i pewnie paru nowych.
      Do mnie też upały znów zawitały, przynajmniej wczoraj, dziś rano padało i na razie nie zapowiada się, by temperatura dobiła do 30.

      Usuń
  7. Uh, biedny ten Falonar. Ta jego niespodziewana choroba jest bardzo niepokojąca i szczerze wątpię, aby miała swoje naturalne podłoże. Może maczała w tym palce Evolet albo ten cały Jabra? No dobra, ja tu węszę teorie spiskowe, kiedy może to naprawdę był zbieg okoliczności. Oby teraz tylko wyzdrowiał i wszystko będzie dobrze. Przeszła mu tylko koło nosa ta wspaniała uczta z wielkim brokułem :D
    Opis tego przyjęcia wypadł naprawdę fajnie. Szczególnie zaintrygowała mnie Yvaine. Wie naprawdę dużo i może mogłaby jakoś pomóc naszym bohaterom, ale Evolet chyba wcale tego nie chce. Nie do końca ją rozumiem, ale czy ja muszę wszystkich rozumieć? Oby tylko nie zaszkodziła naszej dwójeczce i będzie dobrze.
    Wprost nie mogę się doczekać przemiany Ladvariana. Z zapowiedzi wynika, że i on nie poradził sobie zbyt dobrze z pierwszą przemianą i również dał się przezwyciężyć bestii. No może być naprawdę ciekawie.
    Upały? Eh, nawet mi nie przypominaj. Nie cierpię takiego gorąca. Po co to komu?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Przede wszystkim w chorobie Falonara palce mieszała autorka, ale cii, bo jeszcze wyjdzie na jaw, że maltretuje swojego ulubionego bohatera.
      Przede wszystkim Evolet nie jest taka głupia, na jaką wygląda. Doskonale wie, że Ladvarian wykorzystałby to, czego się dowiedział i przez to mógłby także na nią patrzeć przez pryzmat tego, jakie było Yaskas przed objęciem władzy przez Vrieskasa.

      Usuń
  8. Myślałaś nad wydaniem książki?

    OdpowiedzUsuń
  9. Wow! Wow! Wow!
    Szczena mi opadła, bo nigdy bym nie pomyślała, że z takim zapałem będę śledzić losy Ladvariana. Jakoś zawsze wolałam wielkie trio. A statnio cała ta historia... nabiera rumieńców. Przeleciałam przez opis przyjęcia tak szybko, że sama byłam zaskoczona, że nie zauważyłam końca rozdziału :)
    Yvaine bardzo mnie zaciekawiła. Jej wiedza jest całkiem spora. I widać, że się tym interesuje. Bardzo jestem ciekawa czy jakoś to rozwiniesz w kolejnych rozdziałach. Uwielbiam historię (w szerokim znaczeniu tego słowa) i chcę więcej, coraz więcej! :p
    Evolet zaczyna doprowadzać mnie do szału. Jej ignorancja po prostu poraża. Chociaż nie mam jej za głupią osobę. Myślę że jest inteligentna i na tyle sprytna, żeby zamieszać w życiu bohaterów. Szczególnie po tym, jak pięknie układa dzień księciu.
    Ech... upały i upały... Dla mnie w ogóle mogłoby być 24 stopnie i wcale bym się nie pogniewała. To i tak ciepło. A "ciepło" brzmi dużo lepiej niż "gorąca". Przynajmniej da się żyć.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Cieszę się, bo ta saga jest jedną z moich ulubionych, a wtedy zawsze miło czytać pozytywne opinie :)
      Co do historii Yaskas, to wszystko co chciałam napisałam w bonusie "Cesarz wszechświata", tam są te wielkie białe plamy z historii. Co prawda planuję jeszcze jeden bonus, ale to o nieco innych wydarzeniach już z czasów podboju.
      Na szczęście zapowiadają, że u mnie od jutra ma się ochłodzić. Mam nadzieję, że to już na stałe. Dobrze, że w pracy mam klimatyzację, bo inaczej nie byłabym zdolna do niczego, pewnie blogi też by wtedy ucierpiały.

      Usuń
  10. Myślałam, że to tort w kształcie brokułu, co swoją drogą też by było dziwne, ale to jednak było zwykłe warzywo >.< I ogólnie ja na miejscu Evolet w takim wieku nie chciałabym już świętować urodzin, mając świadomość, że praktycznie od wszystkich jestem starsza, a przez to czując się w ich gronie jak babcia, no ale ona wychowała się w innych realiach i pewnie zupełnie inaczej to postrzega.
    To, jak Evolet przerwała Yvaine dało mi do myślenia. Najwyraźniej Evolet nie jest taką ignorantką, za jaką uznają ją książę i Falonar, i swoje wie, a na dodatek nie che, aby Ladvarian się tego dowiedział.
    Za chorobą Falonara pewnie kryje się złośliwość autorki, która nie chciała czytelnikom wyjawić, jak wyglądałby Falonar po przemianie :P Chociaż może i sama Evolet maczała w tym palce, skoro tak wadzi jej obecność przyjaciela swojego ukochanego. Albo Jabra mu czegoś do napoju dosypał.

    OdpowiedzUsuń